Ta Moc skłoniła mnie do właściwego postępowania

– rozmowa z panem Vivekiem Naidu, wychowankiem Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai

     Patrząc wstecz na swoje życie często uświadamiamy sobie, że pewne emocje, relacje, przekonania lub uczucia drzemały ukryte w nas, aż do pięknego dnia, w którym nagle wybuchały, opanowując nas i zmieniając naszą egzystencję. To odczucie jest powszechne wśród studentów Baby urodzonych w rodzinach Sai. Wyrośli rozumiejąc Jego boskość i wysławiając Jego miłość, a jednak kiedy przybywają do Baby jako Jego własność, odczuwają ożywienie i nadają nowe znaczenie  wieczystej więzi, co całkowicie zmienia sposób, w jaki dotychczas postrzegali i odbierali Bhagawana. Pan Vivek Naidu jest jednym z tych szczęśliwców.
     Rozpoczął studia na Uniwersytecie Śri Sathya Sai w 1995 r. w kampusie Brindawanu, gdzie otrzymał licencjat na wydziale handlu. Później przeniósł się do kampusu w Prasanthi Nilayam, żeby w 2001 r., na tej samej uczelni, otrzymać tytuł magistra w zarządzaniu finansami. Zaraz potem wkroczył w świat korporacji i do listopada 2009 r. pracował w Citibanku. Obecnie jest wiceprezesem w Barclays Bank w Madrasie, gdzie zajmuje się bankowością osobową[1]. W wywiadzie z września 2009 r., przeprowadzonego przez pana Bishu Prusty w studiu Radia Sai w ramach audycji „Ulotne chwile – trwałe wspomnienia”, wrócił do bezcennych lat spędzonych z Bhagawanem i opowiedział, w jaki sposób otrzymane wtedy lekcje ukształtowały go jako człowieka i profesjonalistę.

Radio Sai: Sai Ram bracie Vivek Naidu. Witamy Cię w programie „Ulotne chwile – trwałe wspomnienia”.

Vivek Naidu: Sai Ram. Cieszę się z tego spotkania.

Radio Sai: Znaleźliśmy się tutaj, żeby posłuchać o bezcennych chwilach jakie przeżyłeś na uniwersytecie Bhagawana i o twoich doświadczeniach w świecie korporacji, już po opuszczeniu Prasanthi Nilayam. Najpierw jednak wróćmy do twoich pierwszych chwil na uniwersytecie. Jak to się stało, że zostałeś studentem Sai? Czy wstępując do koledżu słyszałeś o Bhagawanie?
Vivek Naidu: Słyszałem o Bhagawanie przed wstąpieniem do koledżu, ponieważ urodziłem się w rodzinie Sai i wzrastałem w wierze, że Baba jest Bogiem. Więc to nie była wielka niespodzianka. Mama była uczestniczką pierwszego kursu letniego, zwołanego przez Swamiego w 1972 r. Babcia została Jego wielbicielką po przekroczeniu dwudziestego roku życia. Siostra babci pracowała jako lekarka w szpitalu ogólnym Swamiego w Puttaparthi. Więc te więzy sięgają daleko wstecz. Niezwykle oddanym wielbicielem Swamiego był mój dziadek. Nie zrobił niczego bez Jego aprobaty. Gdy mama miała wyjść za mąż, przyjechał do Puttaparthi z czterema horoskopami – tata miał w nich najmniejsze szanse. Ułożył je wg ważności. Kiedy Swami przyszedł na darszan, dziadek pokazał Mu horoskopy i powiedział: „Swami, muszę wydać córkę za mąż. Proszę, dokonaj wyboru”. Swami wyciągnął horoskop taty. Dziadek pomyślał sobie: „Prawdopodobnie Bóg popełnił błąd.” Swami odszedł kilka kroków, zawrócił i powiedział do niego w telugu: „Tappakunda get her...”, co znaczy: „Koniecznie wydaj ją za tego chłopca”. Instrukcje Swamiego nie należą do tych, które wolno lekceważyć, więc się pobrali. W dwa lata później mieli mnie. Gdy po latach wstąpiłem na uniwersytet Swamiego i przyjechałem do Brindawanu w 1995 r., Swami dał mi okazję porozmawiania z Nim podczas sesji w Trayee. Muszę ci powiedzieć, że uczęszczałem do szkoły Ivy League w Ooty, w moim rodzinnym mieście. Prowadzili ją angielscy misjonarze, w bardzo zachodni sposób. Gdy rozmawiałem ze Swamim, mój język się nie zmienił i był pełen takich wyrażeń jak: „moja mama, mój tata”. Swamiego ogromnie to cieszyło. Przypomniałem Swamiemu o tym jak wybrał horoskop mojego taty i zakończyłem: „Swami, urodziłem się jako Twój wybór, więc jestem Twoim dzieckiem.” Swami był ze mnie bardzo zadowolony. Po tej sesji odwiedziło mnie wielu kolegów, którzy zwracali mi uwagę: „Uważaj na to, co mówisz”. Powiedziałem sobie jednak: „Swamiemu się to podobało. Nie muszę niczego zmieniać.”
Radio Sai: To wypływało z twojego serca.
Vivek Naidu: Tak, wypływało z mojego serca. Myślę, że powinienem powiedzieć: „moja matka, mój ojciec”, lecz mówiłem: „moja mama, mój tata”. To najwspanialsza cecha Swamiego – wymaga szacunku, ale nie stawia żadnych barier, jeśli chodzi o różnice kulturowe. Poza moją babcią mieszkającą w Puttaparthi, nikt inny nie wierzył, że wytrzymam w koledżu Swamiego – wiedzieli, że tutejsze zwyczaje bardzo ograniczają swobodę. Chodzi jednak o to, że ograniczenia te przynoszą dobre owoce.
Pierwszy nieznośny dzień w akademiku przemieniony w dzień niezapomniany
    Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Brindawanu na kurs letni, wszystko ogromnie się różniło od tego, do czego byłem przyzwyczajony. Wychodząc ze szkoły Ivy League spodziewasz się, że będziesz miał pierwszorzędny pokój, wygodne łóżko, prawdopodobnie sprzęt do słuchania muzyki i wszystko to, co czego przywykłeś. Przez całe życie podawano mi posiłki na stole. Ale w naszym systemie trzeba mieć własne sztućce i stać w kolejce. To było dla mnie wtedy nie do przyjęcia. Niektórzy jednak byli bardzo mili. Zrozumieli, że mają do czynienia z „rybą wyciągniętą z wody”. Pożyczyli mi sztućce i mogłem zjeść posiłek. Nie miałem pościeli i musiałem spać na podłodze. Już nie pamiętam jak, ale jakoś to przetrwałem. Następnego dnia przygotowywaliśmy się do darszanu i kazano mi zgolić wąsy, chociaż uważałem, że trzeba je mieć, jeśli się jest młodym światowcem.
Radio Sai: Wszystko było odrobinę szokujące.
Vivek Naidu: Tak, to była wtedy wielka sprawa. Zastanawiałem się, dlaczego muszę to robić.
Radio Sai: Więc jako młodzieniec buntowałeś się przeciwko temu.
Vivek Naidu: Buntowałem się? Poszedłem dalej. Postanowiłem się spakować i wyjechać.
Radio Sai: O mój Boże!

Vivek Naidu: Stwierdziłem: „To nie jest miejsce dla mnie”.

Radio Sai: Po pierwszym dniu, czy po kilku?

Vivek Naidu: Po pierwszym dniu, bo było tego zbyt dużo. Chodziło o to, że nawet po kilku dniach nie pozwolą mi robić co zechcę. Zadzwoniłem do przyjaciela. Nie wybrał się do Instytutu Swamiego, ponieważ wiedział, jak się w nim żyje. Dał mi dziwną radę: „Po prostu tam pojedź. Spróbuj przez tydzień, ostatecznie przez miesiąc. Jeśli wciąż nie będzie ci to odpowiadało, wrócisz. Niczego nie stracisz będąc tam przez tydzień”.

Radio Sai: Podejmowałeś decyzję w pośpiechu.
Vivek Naidu: Tak. Wybraliśmy się na poranną sesję i z daleka zobaczyłem Swamiego. Tego wieczoru otrzymaliśmy zaproszenie na łąki w Trayee Brindavan. Trayee jest przepięknym miejscem. Posiada uroczy budynek z ozdobnymi ciemnymi drzwiami. Siedzieliśmy po obu stronach trawnika. Otworzyły się drzwi i stanął w nich Swami. Nigdy nie widziałam niczego podobnego przez całe swoje życie!

             Więź na całe życie przypieczętowana na pierwszym darszanie 

    Tamtego dnia, gdy ukazał się Swami, uleciały mi z głowy wszystkie myśli. Nikt nie przemówił do mojego serca tak bardzo, jak Swami, stojący tego dnia w oddaleniu.

Radio Sai: Po prostu darszan?

Vivek Naidu: Po prostu darszan, tak! Po prostu Jego aura. Stał tam w nieskazitelnej szacie, w doskonałej postawie, w typowy dla Siebie sposób, z dłońmi złożonymi na przedzie. Wokół panował niezwykły spokój. Można było usłyszeć przelatującą muchę. Za nami był ogród z kaczkami i sarnami. Nie czyniły najmniejszego hałasu. A Swami po prostu tam stał. Tego dnia coś się we mnie zmieniło. Postanowiłem zostać. To było pragnienie serca. Swami połączył się ze mną i nie straciłem tego połączenia po dziś dzień. Nie muszę pisać do Niego listów. Wolę usiąść naprzeciw Niego i opowiedzieć Mu, co mi leży na sercu. Trwa to już od piętnastu lat. Więź nie minęła. Budzę się każdego dnia i odnajduję ją w sobie. Tak więc ten dzień całkowicie zmienił moje życie i dziękuję Swamiemu za wszystko, co dla mnie zrobił. Ponieważ wiele osób myślało, że nie przetrwam w tym miejscu, potraktowałem to poważnie, ale bardzo się cieszę ze swojej ostatecznej decyzji.
Akademiki Śri Sathya Sai
    Wyszedłem ze środowiska, w którym wszystko wzajemnie się wyklucza. Każdy dba jedynie o siebie. Ludzie pozostają w przyjacielskich stosunkach, ale nie troszczą się o siebie. To coś, co zasadniczo różni się od atmosfery w instytucjach Swamiego. Tutaj zawsze znajdzie się ktoś, kto chętnie się tobą zajmie.

Radio Sai: To opiekuńcza atmosfera.

Vivek Naidu: Ludzie dbają o ciebie, chociaż nie muszą tego robić i nie otrzymują nic w zamian. Dbają o ciebie, ponieważ dba o ciebie Swami. Proste gesty – ktoś przyniósł mi poduszkę i prześcieradło, żebym wygodnie spędził noc, ktoś inny dał mi sztućce. Nie doświadczyłem czegoś takiego nigdy przedtem. Dotychczas musiałem sam dbać o siebie i jeśli czegoś nie miałem, to się bez tego obchodziłem. U Swamiego odbywa się to w zupełnie inny sposób, wszyscy nazywani są braćmi i siostrami. Nigdy przedtem tego nie doświadczyłem. To było niezwykłe.

Radio Sai: Więc zacząłeś to lubić?

Vivek Naidu: Zacząłem to wysoko cenić. Rozejrzałem się i powiedziałem sobie: „Nie mam nic do stracenia”. Stałem się zupełnie inną osobą, narodziłem się ponownie. Czułem, że tu należę.

Jego uspokajająca miłość wobec czyhających wokół pokus

Radio Sai: Jakie były najlepsze chwile podczas twojego pobytu w Brindawanie?

Vivek Naidu: Brindawan przypadł na niespokojny okres mojego życia.

Radio Sai: Ponieważ przyzwyczajałeś się do nowego otoczenia?

Vivek Naidu: Przyzwyczajałem się... Poradziłem sobie z tym po ujrzeniu Swamiego na darszanie. Jestem człowiekiem, który musi wszystko sobie w środku poukładać. Nie z punktu widzenia instytucji, nie z punktu widzenia Swamiego, ale z punktu widzenia tego, co dzieje się w moim życiu. To był niezwykle trudny okres dla naszej rodziny. W domu wszystko się rozpadało. Czułem, że trzyma ich razem mój pobyt u lotosowych stóp Swamiego. Zachorował ojciec i bardzo się o niego martwiłem. Powiedziałem: „Swami, mój ojciec musi być operowany”. Odrzekł: „Choroba jest jak przepływająca chmura. Przyjdzie, skoro masz ciało. Nie trzeba operacji. Nie martw się.” Zacząłem sobie uświadamiać, że istnieje Ktoś, kto opiekuje się nie tylko mną, ale całą moją rodziną i ważnymi dla mnie osobami. Swami nauczył mnie alfabetu. Był rok 1982. Siedzieliśmy z tabliczką i kawałkiem kredy, a Swami krążył wokół nas. Z entuzjazmem wyciągnąłem do przodu swoją tabliczkę, a Swami ją wziął i nauczył mnie alfabetu. Wróciłem do Niego w 1995 r., trzynaście lat później. I chociaż przez cały ten czas nie miałem kontaktu ze Swamim, odkryłem dużo później, że często wyciągał mnie wtedy z kłopotów.

Radio Sai: Był z tobą zawsze. Prawdopodobnie o tym nie wiedziałeś.

Vivek Naidu: Tak. Jako nastolatek w bardzo zeuropeizowanej szkole, ominąłem wiele złych rzeczy, nie dlatego, że uważałem je za złe, ale dlatego, że łaska  Swamiego była ze mną zawsze, chroniąc mnie i odsuwając od spraw, w które nie powinienem się angażować.

Radio Sai: Więc z Brindawanu przeniosłeś się do Puttaparthi na kurs zarządzania?

Vivek Naidu: Tak bardzo pragnąłem być ze Swamim, że nie chciałam stąd odchodzić. Gdy miałem wstąpić na kurs magisterski, okazało się, że musimy zdać egzamin wstępny i wziąć udział w konkursie. Nie mieliśmy gwarancji, że się dostaniemy. Bardzo wtedy zmęczyłem Ganeszę.

Radio Sai: Ha, ha, OK.

Vivek Naidu: Wielu z nas wierzyło, że Ganesza (stojący blisko wyjścia w Prasanthi Nilayam) jest bardzo łaskawy. Więc zapędziłem Ganeszę do pracy, czyniąc Go odpowiedzialnym za zdobycie dla mnie miejsca na kursie magisterskim. Ponieważ nie mogłem znieść myśli, że odejdę od Swamiego, zapowiedziałem Ganeszy: „Będę na Ciebie bardzo zły, jeśli nie zostanę magistrem”. Te trzy lata w Brindawanie były dla mnie niebem i piekłem. Życie na zewnątrz było ciężkie, ale w Brindawanie było niebiańsko. O wartościach, jakie Brindawan wniósł do mojego życia mógłbym napisać książkę, nawet wielotomową – o tym, jak Brindawan trzymał razem moją rodzinę, jak mnie zmienił i jak się zbliżyłem do Swamiego. Gdy byłem na kursie magisterskim, pewnego dnia Swami powiedział: „Musisz wrócić do domu”. Tylko tyle. Przyjęcie na kurs magisterski w naszym uniwersytecie zależało od licencjatu lub od kursu korespondencyjnego. Ale wyniki były ogłaszane po rozpoczęciu kursu magisterskiego. Gdy nadeszły, zobaczyłem, że oblałem z prawa spółek. Teraz na kursie byłem z tego najlepszy i zaliczyłem ten przedmiot na ‘O’ (z wyróżnieniem). Ale zawaliłem go na kursie końcowym. Wróciłem do domu straszliwie przygnębiony.

Radio Sai: Chociaż miałeś zapewnione miejsce na kursie magisterskim?

Vivek Naidu: Tak, musiałem wrócić do domu. Po pierwsze dlatego, że Swami dał mi takie polecenie, po drugie, że nie przeszedłem. Musiałem ponownie zdawać egzamin. Po powrocie do domu okazało się, że w tym momencie byłem tam bardzo potrzebny. Moja obecność zmieniła na zawsze życie moich rodziców. Będąc z nimi fizycznie, ochroniłem ich od kłębiących się wokół nich złych mocy. Zaangażowali się w dwa projekty, które zaprowadziły nas do sądu. Miałem wtedy 21 lat i reprezentowałem rodzinę w Sądzie Najwyższym w Madrasie.  Wznosząc dwa budynki jawnie złamaliśmy prawo. Stanęliśmy przed ewentualnością straty ogromnej sumy pieniędzy oraz szacunku, ponieważ było niemożliwe, żeby sąd wydał wyrok na naszą korzyść. Doradcy ojca wprowadzili go w błąd i tuż za rogiem czyhał na nas zły los. Nasza sprawa nosiła numer 18, a przed nami była sprawa 17, również dotycząca naruszenia prawa. Sędzia odrzucał wszystkie wnioski o odroczenie skarg. Kiedy przyszła nasza kolej, ktoś wszedł i powiedział, że obrońca publiczny, pracujący z ramienia rządu, jest potrzebny w innym miejscu. Kiedy doszło do naszej sprawy, nikt nas nie bronił, więc dostaliśmy odroczenie. Tego dnia Swami nas uratował – nie mógł tego dokonać nikt inny. Przy tej okazji dał nam mnóstwo lekcji. Swami jest bardzo zasadniczy, gdy chodzi o kłamstwo i łamanie prawa, a to była wielka lekcja, której nam udzielił. Potem mój ojciec zasugerował, żebym przeniósł się na inną uczelnię. Odrzekłem: „Bez względu na to, ile to zajmie lat, ukończę kurs magisterski na uczelni Swamiego. Nie pójdę nigdzie indziej..” Dostałem się w następnym roku.
Lekcje w akademiku Swamiego są lekcjami na całe życie
     To były piękne lata! Jak powiedziałem przedtem, nasz system polega na tym, że opiekujemy się sobą nawzajem.

Radio Sai: Na zawsze zapamiętałem powtarzaną w akademiku sentencję: „Dom to miejsce, gdzie każdy żyje dla innych a wszyscy żyją dla Boga.” Tym właśnie jest akademik.

Vivek Naidu: Nasz akademik nie zatrudniał zorganizowanej siły roboczej. Nie mieliśmy elektryków, hydraulików, zamiataczy ani sprzątaczy. Wszystko robili chłopcy. Wielu naszych profesorów i wykładowców było absolwentami uniwersytetu Swamiego. Postanowili spędzić resztę życia jako Jego oddani wielbiciele. W dzień uczyli w koledżu, a w wolnym czasie prowadzili akademik. To bardzo niezwykła koncepcja, ucząca samowystarczalności. Pokazuje wartość pracy i żadnej z nich nie uważa za nieważną. Byłem w grupie odpowiedzialnej za konserwację akademika, m.in. za instalacje elektryczne, hydraulikę, stolarkę, itp. Wykonywaliśmy dekoracje teatralne, przygotowywaliśmy wszystko, co było potrzebne na Dzień Sportu. Nigdy nie polegaliśmy na nikim z zewnątrz. Cokolwiek się działo, dawaliśmy temu radę. Myślę, że jest w tym prawdziwa siła. Niezwykła umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach, którą Swami w nas wpoił. Gdy wróciliśmy do świata, ta umiejętność okazała się ważniejsza od wielkiego kapitału intelektualnego zebranego podczas studiów. I to nas wyróżnia spośród absolwentów innych uczelni. Widziałem ludzi, których zawodziła wiedza intelektualna w krytycznych i niezwykle emocjonalnych, wymagających sytuacjach. Gdyby chodziło o wyzwania intelektualne, daliby sobie z nimi radę, ale zawodzili, gdy sprawy nabierały innego charakteru, np. wymagały poświęcenia.

Wyzwania i satysfakcja z prowadzenia uczciwego życia zawodowego

    Jeśli chodzi o karierę zawodową, to zarządzałem portfolio[2] z 200. milionami dolarów amerykańskich i kierowałem 10-15 podlegającymi mi osobami. W świecie finansowym panuje chaos, podobnie jak w kraju. Chcę mówić tylko o sobie. Gdy w kraju zaczęły się kłopoty, miałem klientów całkowicie zależnych od eksportu.

Radio Sai: Czy masz na myśli krach na Wall Street w 2009 r.?

Vivek Naidu: Tak, globalną recesję. Miałem klientów, którym sprzedaż spadła o 70%. Zwykle, gdy świat drży w posadach handlowych i ekonomicznych, to dopóki działa system finansowy, wciąż można po nim żeglować. Ale to była jedna z tych unikalnych sytuacji, gdy wstrząsu doznaje system napędowy – serce i układ nerwowy. Wtedy trzeba wybierać – ratować siebie, a więc bank, czy klientów. To trudny wybór. Oczywistym wyborem dla większości ludzi jest przede wszystkim ratowanie siebie. Ale chcę ci powiedzieć, że w ubiegłym roku nie dopuściłem do upadku ani jednego klienta. Pracuję dla firmy międzynarodowej. Jej przetrwanie okazało się niepewne. Było mnóstwo nacisków. Mówiono nam: „Nie obchodzi nas, co się stanie, odzyskajcie pieniądze”, a my odpowiadaliśmy: „Przykro nam, nie możemy tego zrobić”.
    Z jednej strony firma jest przekonana, że przemysł motoryzacyjny jest ‘przemysłem’ i powinno mu się zapewnić stały dopływ gotówki. I nagle następuje zwrot. Dowiadujemy się, że trzeba wstrzymać wypłaty. Nie można w jednej chwili narażać klientów na tak drastyczną zmianę. Nie można ryzykować ich życiem, ponieważ od jednego klienta zależy czasem los 500 rodzin. Nie wolno wtedy maksymalizować własnych interesów. Nie chciałem tego robić.

Radio Sai: Miałeś całkowitą pewność?

Vivek Naidu: Całkowitą. A to dlatego, że w akademiku nauczono nas dbać o ostatnią osobę w szeregu. Niezależnie od mojej pozycji w banku – zarządzałem dużym portfolio, miałem ważny tytuł i opinię osoby bardzo wykształconej – martwiłem się o ostatniego człowieka stojącego przy linii produkcyjnej mojego klienta. Jeśli pozbawię klienta poczucia bezpieczeństwa finansowego i nagle zażądam zwrotu pieniędzy, to niewątpliwie klient będzie musiał zamknąć interes i ludzie zostaną bez pracy. Nie mogliśmy do tego dopuścić. Swami uczył nas innego podejścia. Problem współczesnego świata polega na tym, że martwimy się o osoby w pierwszej linii. Jestem pewien, że sami potrafią o siebie zadbać. Powinniśmy się martwić o ludzi stojących na końcu. Tego właśnie uczy nas życie w instytucjach Sathya Sai i w Jego akademikach.

Radio Sai: Przypomnę definicję, jaką Swami opisuje angielskie słowo JOY (radość) – „Jesus first, others next, you last – najpierw Jezus, potem inni, ty na końcu”.

Vivek Naidu: Tak. Ale istnieje presja. Na koniec dnia, skoro ktoś dawał mi pracę, musiałem inwestować. Więc starałem się uzyskać fundusze dla moich klientów w innych bankach. Szedłem, siadałem i tłumaczyłem.

Radio Sai: Znalazłeś dla nich alternatywną drogę pomocy?

Vivek Naidu: Tak. Jesteśmy wiarygodni. Więc tłumaczyliśmy innym bankom, że nie wycofujemy się dlatego, że to zły klient, bo to naprawdę niezwykle dobrzy ludzie, ale dlatego, że znaleźliśmy się w niezwykle złej sytuacji. Długo to trwało. W niektórych przypadkach znalezienie alternatywnego finansowania zajmowało cały rok. Przez ten rok jedyną osobą, która dawała mi siłę wierzyć w to, co robię, był Swami. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy odzyskałem 1000 000 000 rupii, co stanowi niemal równowartość 25 milionów dolarów. To bardzo dużo pieniędzy jak na jedną lokatę. Ale to niezwykle satysfakcjonujące, gdy na zakończenie roku masz pewność, że nikogo nie skrzywdziłeś, nikogo nie postawiłeś w ciężkiej sytuacji. To chciwość wciąga ludzi w ten bałagan. Nauki Swamiego są czymś, co trzeba praktykować na własny sposób. Swami mówi: „Pomagaj zawsze, nigdy nie krzywdź”. Nigdy nie skrzywdziłem nikogo swoją pracą i zawsze chciałem pomóc. Jak powiedziałem, była tylko jedna osoba, jedna moc, która kazała mi wierzyć, że postępuję dobrze – tą osobą był Swami. Mnóstwo ludzi zatrudnionych w banku twierdziło, że ogromnie ryzykuję. Pytali: „Dlaczego bierzesz sobie na głowę tak wielki ciężar? Co będzie, jeśli coś źle pójdzie?” Odpowiadałem: „Nie rozumiecie. Przede wszystkim, nic źle nie pójdzie, a nawet jak pójdzie, to jest Ktoś, kto to wszystko dla mnie wyprostuje.”

Radio Sai: Posiadamy taką pewność. Gdy nawiązujemy relację ze Swamim, zyskujemy wiarę w siebie.

Vivek Naidu: Tak. Ponieważ jeśli powiesz: ‘Swami, mam kłopoty”, to On nigdy, przenigdy się nie zawiedzie. Życie tutaj uczy cię mnóstwa rzeczy umacniających tę wiarę. Jeśli dbasz o ostatnią osobę w szeregu, ktoś troszczy się o ciebie. Tworzymy krąg. Gdy naprawdę zaczniemy dbać o siebie nawzajem, świat stanie się o wiele lepszym miejscem. Nie myślę, żeby można to było osiągnąć gdzieś indziej.

Radio Sai: Swami zaplanował wszystkie zajęcia w akademiku. I słuchając ciebie, w dziewięć lat po tym, jak otrzymałeś dyplom, dostrzegam wielki plan. Wszystko, co robił Swami było celowe. Model instytucji edukacyjnych Swamiego bardzo różni się od innych.

Vivek Naidu: Tak. Zrobił pierwszy krok. Myślę, że Jego studenci wywrą ogromny wpływ na świat, który już teraz gwałtownie się zmienia. Zostanie zbawiony przez sposób życia wskazany przez Sai. Problemem współczesnego świata finansów jest chciwość. Jakiś czas temu, w sierpniu 2009 r., w Prasanthi Nilayam odbyła się konferencja pod hasłem „Etyka i świat finansów”. Swami omówił na niej charakter jednego z bohaterów Mahabharaty. Powiedział, że był dobrym królem, ale uprawiał hazard. Tym samym zajmują się dzisiaj szefowie banków.

Radio Sai: Od tego zaczął dyskurs.

Vivek Naidu: Tak. Myślę, że wielu ludzi zrozumiało, co Swami wtedy powiedział: „Być może jesteście dobrymi ludźmi, ale problemem jest hazard.” To problem współczesnego świata finansowego. Za dużo ryzykuje. Wierzę, że wielu naszych studentów, naszych absolwentów, odegra ważną rolę i zmieni świat. Po prostu poczekajmy na to.

Radio Sai: Z pewnością! Słuchając ludzi takich jak ty czujemy się podniesieni na duchu! Mam nadzieję, że niejednokrotnie spotkamy się w Radiu Sai. Bardzo dziękuję.

Vivek Naidu: Było mi bardzo miło. Bardzo dziękuję.
z H2H tłum. J.C.

[1] bankowość osobowa – private banking – zindywidualizowana i kompleksowa obsługa finansowa i pozafinansowa zamożnych klientów
[2] portfolio – termin finansowy oznaczający zbiór inwestycji posiadanych przez firmy lub osoby prywatne 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.