Kosmiczna forma
Uwieńczeniem filozoficznych dociekań jest koncepcja Brahmana jako ostatecznej, świadomej Rzeczywistości będącej materialnym i efektywnym Źródłem stworzenia, która manifestuje się pod postacią wszechświata. Jednak prawda o wszechobecności Brahmana jest trudna do uchwycenia, ponieważ człowiek nie potrafi unieść zasłony niewiedzy. Taki obraz Brahmana jest najwymowniejszy wtedy, gdy Pan, wiedząc, że oddanego Mu wielbiciela nie przekonają wywody samozwańczych filozofów, łaskawie obdarowuje go darszanem Swojej kosmicznej formy. Podczas Letniego Kursu Kultury i Duchowości Hinduskiej, odbywającego się w Brindawanie w 1974 r., Bhagawan wygłaszał dyskursy o Brahmanie i innych pokrewnych zagadnieniach z godną uwagi jasnością i klarownością, wyróżniającymi wszystkie Jego wystąpienia. Pewnego dnia podszedł do mnie i zapytał: „Czy rozumiesz Moje dyskursy?” Natychmiast odpowiedziałem: „Tak, Swami! Są bardzo interesujące.” Wtedy stwierdził: „Powinieneś zobaczyć coś więcej”, po czym wrócił do oczekującego Go zgromadzenia. O świcie następnego ranka, około 3:00, zostałem obudzony, aby przeżyć niezwykłe i zdumiewające doświadczenie. W przejściu, gdzie spałem, pojawił się Baba we wspaniałej, przepięknej, gigantycznej formie. Siedział na ziemi w postawie lotosu. Stojąc przed Nim widziałem Jego szerokie kolano, przewyższające w tej cudownej postaci mój wzrost. Musiałem podnieść wysoko głowę, żeby spojrzeć na czarującą twarz Baby jaśniejącą oślepiającym blaskiem, otoczoną zmatowionymi, miedziano-brązowymi włosami. Po Jego prawej stronie siedział Ganesza, a po lewej stał Pan Subramania. Baba rzekł: „Zobacz!” Spojrzałem Mu w oczy, a następnie przeniosłem wzrok na Jego pierś. Wyobraźcie sobie! Była w niej rozległa przestrzeń wypełniona milionami gwiazd – niektóre z nich formowały się, a potem gasły – a także planetami i wirującymi wokół nich księżycami. Dostrzegłem tam również Ziemię z jej bogactwem flory i fauny, z lasami, pustyniami, oceanami, pasmami górskimi, fabrykami, liniami kolejowymi, drapaczami chmur, samolotami i ze wszystkimi innym rzeczami spotykanymi na tym niewielkim globie. W Bhagawanie zawarty był cały wszechświat! Poczułem gorąco na widok tego zdumiewającego, wzbudzającego podziw, cudownego doświadczenia. Co za majestatyczna i przepiękna forma kosmiczna! W następnej chwili Baba się zmniejszył i wrócił do znanej mi wysokości. Ukazał się w odwiecznym, zniewalającym kształcie, otulony błękitnym blaskiem. Czułem, że to Sai jako Wisznu. Te dwie wizje, które miałem szczęście otrzymać, jasno demonstrowały obecność Brahmana we wszechświecie, jak również ukazywały naszego Pana Śri Sathya Sai Babę jako Najwyższą Istotę i Pana wszechświata.
Jak zastrzelić Ronalda?
Sai Baba jest wszechobecny, wszechwiedzący i wszechmocny. Udowodniły to bez najmniejszych wątpliwości następujące po sobie zdarzenia z życia Śri Sathya Sai Baby. Jedno z nich miało miejsce w Afryce Południowej. Pan Ronald jest wielbicielem Swamiego od około 6-7 lat. Mieszka w RPA i często wpada do Puttaparthi. Kiedyś otrzymał darszan Baby w Brindawanie. Po darszanie udał się prosto do gabinetu pana Narasimhamurthy, dyrektora kampusu Instytutu Wyższego Nauczania i poprosił o wibhuti (święty popiół), który Baba, jak to widziało wiele osób, daje osobom przychodzącym na poranny i wieczorny darszan. Na tę pozornie powszechną prośbę pan Narasimhamurthy wręczył mu dwa pakieciki wibhuti. Ronald przyjął je i zgodnie z oczekiwaniami powinien opuścić biuro. Tego właśnie spodziewał się po nim dyrektor, który spokojnie przeglądał leżące przed nim papiery, podpisując je lub opatrując wskazówkami. „Sir, potrzebuję wibhuti, żeby je zabrać do domu w Afryce Południowej”, wyznał Ronald. Dyrektor spojrzał na niego i odpowiedział: „Właśnie je pan dostał”, wskazując leżące na jego dłoni pakieciki. „Ale proszę pana, to nie wystarczy, potrzebuję tyle wibhuti, żeby móc je wysłać do RPA dziesięciotonowym kontenerem.” Zdziwiony tym oświadczeniem, dyrektor zapytał o powód tak niezwykłej prośby. Ronald opowiedział wtedy historię, która do tego stopnia oszołomiła dyrektora, że odebrała mu mowę. Ronald mieszka w Natalu, prowincji Afryki Południowej, która jest polem nieustannych działań przeciwko społeczeństwu. Wieczorem usłyszał głośne stukanie do drzwi. Zapytał: „Kto to?” W odpowiedzi usłyszał: „Wędrowcy, proszę pana. Leje jak z cebra. Proszę, niech pan pozwoli nam zatrzymać się u siebie na noc.” Ronald otworzył drzwi bez żadnych podejrzeń. W tej samej chwili, ‘wędrowcy’ strzelili w niego z zimną krwią. Wpadli do domu, zabierając w amoku wszystko co wpadło im w ręce, a potem uciekli, zostawiając Ronalda w kałuży krwi. Leżał tam półprzytomny, patrzył na fotografię Swamiego i przywoływał w bólu swojego wewnętrznego Babę. W pewnym momencie odniósł wrażenie, że duża fotografia Swamiego, na którą właśnie spoglądał, poruszyła się. Gdy zaczął wołać jeszcze bardziej nagląco, poruszyła się mocniej i nagle Sai Baba wyszedł z ram i podszedł do jego zranionego ciała. Zakręcił ręką, zmaterializował dużą ilość wibhuti i umieścił je nad jego wątrobą. Powiedział, że daje mu prasadam (boskie, bardzo mocne lekarstwo, mające postać świętego popiołu), więc nie musi poddawać się operacji, ponieważ kula automatycznie się rozpuści.” Po zakończeniu opowiadania, Ronald pokazał dyrektorowi rentgen swojego brzucha w okolicy wątroby, wyraźnie pokazujący obecną tam na dziewięć milimetrów kulę. „Tkwiła we mnie przez ostatnie trzy miesiące. Jedyna różnica polega na tym, że wtedy miała dziewięć milimetrów, a teraz ma zaledwie trzy i pół. Rozpuści się do końca.” Doświadczenie Ronalda stało się przedmiotem rozmów w aśramie. Wiele osób chciało skontaktować się z nim osobiście. Niektórzy obejrzeli nawet jego zdjęcie rentgenowskie. To niezwykłe w jaki sposób Baba odpowiada tym, którzy go wzywają. Czy kiedykolwiek słyszeliście o człowieku żyjącym przez trzy miesiące z dziewięciomilimetrową stalową kulą w ciele i nie doznającego przy tym najmniejszych trudności? Zakładam, że nie. Następnego dnia dyskutowało o tym wydarzeniu dwóch panów, dopóki nie pojawił się Baba i nie zaczął udzielać zgromadzonym darszanu. Jak zwykle, rozpoczął od strony kobiecej, podchodził do dzieci, a później udał się na stronę męską. Przechodząc, spojrzał na Ronalda, zatrzymał się i podał mu dłoń. Ronald wstał. Baba położył mu rękę na brzuchu i zapytał: „Witaj, Ronaldzie, co z kulą?” „Swami” – odpowiedział Ronald – „dzięki Twojej łasce, zmniejszyła się o pięć i pół milimetra w ciągu trzech miesięcy.” „Reszta, o długości trzech i pół milimetra, rozpuści się w ciągu dwóch następnych” – wyjaśnił Swami. Następnie zmaterializował wibhuti, wsypał je do ust Ronalda i poklepał go, mówiąc: „Dobry chłopiec... dobry chłopiec.” Ronald wrócił szczęśliwy do RPA. W dwa miesiące później dyrektor kampusu otrzymał z Natalu paczkę, na której w miejscu nadawcy widniało nazwisko Ronalda. W środku był list od Ronalda wraz z najnowszym zdjęciem rentgenowskim jego brzucha. Kuli nigdzie nie było, rozpuściła się.
z www.saibabaofindia.com tłum. J.C.