Świętowanie w Kodai 2009 r.  

Trzeci dzień 

 

    Puttaparthi jest miejscem gdzie urodził się Pan i gdzie przebywa niemal przez cały rok, każdego dnia obdarzając wielbicieli przybyłych do tego świętego miasta miłością, wsparciem i pocieszeniem. Jednak gdy nadchodzi lato, Pan przenosi się zwykle do aśramu w Bangalore, a często do Sai Shruti w Kodaikanal, uwalniając wielbicieli od suchego i męczącego upału panującego w Puttaparthi. Dla osób przebywających w Brindawanie i w Kodaikanal nadchodzi wtedy specjalny ‘sezon Sai’, niosący ze sobą wiele przepięknych błogosławieństw. Ponieważ pobyt w Kodai jest ze wszech miar niezwykły i fascynujący, określa się tę miejscowość jako boski plac zabaw. Swami przez kilka letnich okresów nie odwiedzał tej świętej górskiej miejscowości, jednak pojechał do niej w 2009 r. W lipcu 2009 r. przedstawiliśmy w H2H pierwszą część tej wizyty. W kwietniu 2010 r. opisaliśmy drugi dzień pobytu, wraz z wieloma interesującymi anegdotami z wcześniejszych wypraw. Ten artykuł relacjonuje trzeci dzień.  

   Jak doszło do wyjazdów do Kodai? Jak powstała Sai Shruti, siedziba Baby w tym uroczym górskim ośrodku? Kto towarzyszył Panu? I czym dokładnie są ‘sesje w Kodai’ ? W drugiej części tego sprawozdania przekazaliśmy Wam interesujące odpowiedzi na wszystkie te pytania, wraz z opisem drugiego dnia boskiej wizyty. Ci, którzy co nieco o nich wiedzą, mogą się zastanawiać, dlaczego nie powiedzieliśmy niczego o boskich ‘darach z Kodai’, skoro Swami zawsze zaczyna swój pobyt od rozdawania rzeczy. Dokładnie tak postąpił trzeciego dnia rankiem. Ale zanim przejdziemy do tej historii i poczujemy o co w niej chodzi, pozwólcie że wrócimy do wspomnień. Najpierw do wspomnień niezrównanego prof. Anila Kumara. Oto, co powiedział nam w rozmowie radiowej zapisanej w 2003 r.

     „Po dotarciu do Kodai Swami daje każdemu po śpiworze. Kiedy chłopcy do nich wchodzą i zaciągają suwaki, nie wiemy czy mamy do czynienia z workami jutowymi wypełnionymi ryżem czy ze śpiącymi chłopcami! To jeszcze nie wszystko. Następnego ranka Swami rozdaje zestawy zawierające szczoteczki i pasty do zębów, kremy przed goleniem i po goleniu, żyletki, brzytwy, etc., następnie ręczniki, nowe ubrania, aparaty fotograficzne i różne inne rzeczy. Walizka wypełnia się przedmiotami codziennego użytku mającymi charakter cudownych pamiątek, które pragniemy zachować dla potomności. Zabieramy w podróż jedną walizkę, a wracamy z trzema!”

     Oto pierwsza relacja z tych słodkich wydarzeń stanowiących nieodłączną część przeżyć w Kodai. A teraz następna, wzięta z artykułu prof. Venkataramana napisanego w 2006 r.

     „Siódma czterdzieści pięć rano, cichy sygnał. Niektórzy nauczyciele i starsi uczniowie biegną na górę i znoszą stamtąd różne rzeczy. Wygląda na to, że będą coś rozdawać. Słyszałem o bajecznym rozdawaniu rzeczy w Kodai. Wygląda na to, że ta tradycja wciąż się utrzymuje. Pierwszy dar to sweter. Już wielokrotnie był pierwszym darem i nie ma w tym nic dziwnego. W Kodai robi się niespodziewanie bardzo zimno i nasz przewidujący Swami chce mieć pewność, że każdemu będzie ciepło. Rozdaje swetry na wypadek, gdybyśmy ich nie zapakowali – i rzeczywiście, wielu chłopców  nie wzięło! Rozdawanie swetrów zajmuje dłuższą chwilę. Najpierw dostają je starsi dżentelmeni, potem studenci, a na koniec panie. Gdy Bhagawan wręczał je panom, jeden z nich powiedział: „Swami, Ty zawsze dajesz, dajesz, dajesz...” Swami odrzekł: „Ponieważ jest zimno, zimno, zimno!” To wywołało wybuch śmiechu. Swami rozdaje rzeczy starszym dżentelmenom i studentom na siedząco.

    „Po prostu rzuca je wprost do właściwych rąk. Żeby rozdać rzeczy paniom, Swami przechodzi na drugą stronę, przesuwa się od osoby do osoby i wręcza swoje dary. Rozdawanie rzeczy jest zakończone. I co dalej? Jeden gest i chłopcy biegną na górę po kolejne niespodzianki. Co będzie teraz? Szale! Piękne, duże, białe szale. Po co nam szale, skoro mamy swetry? To logiczne, lecz serce Swamiego nigdy nie słyszało o logice! Ono po prostu musi dawać, dawać i dawać – to wszystko! To jeszcze nie koniec, będzie trzecia runda. Co tym razem? Ręczniki, wielkie ręczniki kąpielowe! Rozdawanie ręczników ponownie kieruje Swamiego na stronę pań. Gdy już je rozprowadził, pojawiła się kolejna rzecz – magnetofony! Za każdym razem gdy Swami rozdaje zapakowane rzeczy, przekazuje je osobiście, prosi o otwarcie paczki i o pokazanie wszystkim otrzymanego przedmiotu! Tak właśnie postąpił i teraz. Przy okazji,  magnetofony są tylko dla pań! Następnie pojawiły się aparaty fotograficzne, a potem filmy do aparatów! Ho, ho! – pomyślałem sobie – nawet święty Mikołaj nie jest tak hojny podczas Bożego Narodzenia!

 Swami rozdaje aparaty fotograficzne

    Co dalej? Nie musiałem zgadywać ani długo czekać, żeby się tego dowiedzieć. Były to odpowiednio dobrane torebki dla pań i Swami dobrze się bawił, dopasowując kolory torebek do noszonych sari! Potem parasolki dla pań! Przypominało to  święto kobiet i zastanawiałem się, czy panowie nie są odrobinę zazdrośni! Jak poprzednio, przed wręczeniem pierwszej parasolki Swami otworzył ją i pokazał wszystkim! Po zakończeniu tej czynności zatrzymał jedną z nich i przechodząc na stronę panów zapytał: „Czy są tu jakieś panie?” Wywołał tym głośny śmiech! Może pomyśleliście, że Swami rozdał już wystarczająco dużo rzeczy. Nie, następne były budziki, tym razem dla wszystkich!”  

     Tak wygląda opis rozdawania rzeczy niejadalnych, które Swami zwykle rozdaje na początku pobytu w Kodai. W 2009 r. odbyła się podobna dystrybucja darów, podczas której, poza tym wszystkim, Swami ofiarował studentom skarb, który cenią najbardziej – Swoją nadzwyczajną miłość i bliskość. Profesor Anil Kumar podczas udzielonego wcześniej wywiadu przytoczył piękną osobistą anegdotę związaną z tymi wydarzeniami. Oto cytat z naszych archiwów.

     „Sai Baba rozdziela w Kodai wiele rzeczy, w tym gumę do żucia i tabliczki czekolady. Nagle pewnego dnia powiedział: „Rozdaję te wszystkie słodycze i czekolady, żebyście je jedli. Ale jest tu pewien facet, który ich nie je. Zamiast tego ładuje wszystko do walizki. Dalej chłopcy! Przeszukajcie bagaże.” Przypominało to ujawnienie nierozliczonego podatku dochodowego (śmiech)! Rzekłem wtedy: „Swami, po co to wszystko? To ja jestem tą osobą, która nie je i trzyma wszystko w walizce.” Na to Bhagawan zapytał: „Dlaczego to robisz?” Odrzekłem: „Swami, mam czwórkę dzieci. Oczekują, że coś im dam. Kiedy przywożę te najcenniejsze rzeczy, takie jak guma do żucia – wszystko co nam dajesz jest dla nas najcenniejsze – moje dzieci podskakują z radości.” Swami rzekł: „Och, więc to tak?” Potem zwrócił się do chłopców: „Dawajcie odtąd Anilowi Kumarowi pięć porcji słodyczy, cztery dla jego dzieci do zamknięcia w walizce i jedną porcję dla niego, żeby mógł zjeść ją z wami i cieszyć się tym w waszym towarzystwie.”

     Jak mógłbym kiedykolwiek zapomnieć o tym zdarzeniu? Nie przypominam sobie nikogo, kto kochałby mnie bardziej niż Bhagawan Baba. Tak czują wszyscy wielbiciele.” 

    Każdy, kto bierze udział w tych specjalnych wyprawach do Kodai, ma do opowiedzenia własną historię dotyczącą owych pięknych darów. Dzień trzeci był dniem naszych pamiętnych doświadczeń. Swami pobłogosławił nas nimi po porannym darszanie. Jednak później, tego samego dnia, wydarzyło się coś jeszcze bardziej ekscytującego. To znaczy, Swami niespodziewanie ogłosił, że wieczorem odbędzie się burra katha[1]. Burra katha to tradycyjna sztuka ludowa typowa dla stanu Andhra Pradesh, zawierająca w sobie opowiadanie mitologiczne lub epickie. Ta forma sztuki pojawiła się za panowania słynnego króla Śri Kriszny Dewardży[2]. Występuje w niej troje artystów, najważniejszy z nich zajmuje miejsce w środku. Opowiadana przez niego historia ma formę muzyczną i składa się z ciągu pieśni. Nazywamy go gajakudu, pieśniarzem. W miarę rozwoju akcji wprowadza się przerwy, w których występują dwaj pozostali artyści. Ten po prawej stronie wchodzi pieśniarzowi w słowo i dodaje coś w rodzaju opinii eksperta, odnoszącej się do bieżących wydarzeń, przeważnie politycznych. Nosi to nazwę radżakijudu. Trzecia osoba, po lewej, gra rolę nie dającego się zastraszyć komika, który rozbawia wszystkich pełnymi humoru komentarzami, wywołującymi niezmiennie wybuchy śmiechu. Nazywa się go widuszaką, wesołkiem. Oczywiście, wszystko odbywa się w telugu. 

    Oto trzech chłopców prezentujących ten program: Sai Prabhakar, magister ekonomii, główny śpiewak, Sai Raguram, magister nauk biologicznych, komentator i Arvind Sai, magister ekonomii, który zagrał rolę błazna. Ci trzej chłopcy wyspecjalizowali się w sztuce ludowej i w ciągu ostatnich lat wielokrotnie występowali przed Swamim. Należeli go grupy Swamiego i było jasne, że zostaną poproszeni o występ w Kodaikanal. Doskonale się do tego przygotowali.

    Swami polecił, żeby byli gotowi na trzeci dzień. O 15:30 dostali ostateczny zielony sygnał. Swami powiedział im, że mają być odpowiednio ubrani i gotowi na 17:00. Posłuchajmy jednego z tych chłopców, Sai Prabhakara, o ich przygotowaniach oraz o słodkiej boskiej interwencji.

     Około 13:30 zeszliśmy na dół i zjedliśmy obiad. Gdy wstawaliśmy od stołu do jadalni wszedł Swami! Podczas wkładania kostiumów  przyszedł do salonu! Nie wierzyliśmy własnym oczom! Nasza radość nie miała granic. Przez cały czas przyglądał się kostiumom i przybraniom głowy. Zapytaliśmy Go: „Swami, czy tak jest dobrze?” A On stwierdził: „Może odrobinę na bok... powinny być pośrodku...” Potem poprawił nasze pasy: „Muszą was ciasno opinać.” Ponieważ nie mieliśmy szelek, Swami polecił Ganeszy, chłopcu odpowiedzialnemu za kostiumy, przynieść paski. Dzięki łasce Swamiego, dodatkowe paski posłużyły nam za szelki. Tak, Swami siedział tam, przyglądał się i doradzał jak powinniśmy się ubrać.” 

     To pokazuje jak bardzo Swami angażował się w wystawienie burra kathy. Podczas tego pobytu chłopcy występowali nie raz, nie dwa, lecz trzy razy. Tematem pierwszego przedstawienia było życie Swamiego. Nawiasem mówiąc, wtedy studenci wystawili po raz pierwszy burra kathę w Kodai.

       Przenieśmy się teraz do sali bhadżanowej w Kodai, zanim zostanie tam wystawiona pierwsza burra katha.

   Było to prestiżowe wydarzenie – życie Swamiego sportretowane w konwencji burra kathy, oczywiście przez studentów Swamiego i w Jego obecności, wystawione wobec wielkiego zgromadzenia wielbicieli.

   Potem było arathi i kurtyna opadła. Oto jak wyglądał trzeci dzień w 2009 r. W kolejnej części omówimy czwarty dzień, może jeszcze bardziej interesujący.

Czwarty dzień

     Najważniejszym wydarzeniem trzeciego dnia w Kodai w 2009 r. było, jak to widzieliśmy wcześniej, wystawienie przez trzech chłopców Swamiego burra kathy, w obecności Pana, podczas wieczornej sesji bhadżanowej.

    Czwarty dzień również zdominowała burra katha, której tematem było tym razem życie Śirdi Baby. Stanowiła niespodziankę, ponieważ Swami podsunął chłopcom ten temat poprzedniego wieczoru podczas prywatnego błogosławieństwa poprzedzającego sesję bhadżanową. Nie było to łatwe, bo mieli mało czasu, lecz gdy Swami wyznacza trudne zadanie, to pilotuje je do końca, zakładając, że my ze swojej strony włożymy w nie prawdziwy i szczery wysiłek.

    Zanim przejdziemy do wieczornej sesji, która emanowała własnym czarem i słodyczą, pozwólcie, że przedtem zaprezentujemy wam kilka interesujących anegdot o wizytach Swamiego w Kodai, zwłaszcza tych początkowych. 

     Starzy wielbiciele często opisują jak bliski staje im się Swami, gdy zaprasza pobłogosławione osoby do pokoju interview, a zwłaszcza do pokoju wewnętrznego. To doświadczenie nie równa się jednak z intymnością jaką cieszą się chłopcy przyjeżdżający do Kodai. Oto opis takiego cudownego zdarzenia, sporządzony przez pana Narasimhę Murthy:

     „Wielkim szczęściem chłopców i nauczycieli, którzy jeżdżą do Kodai ze Swamim jest to, że mieszkają obok Swamiego. To bardzo radosne wydarzenie! W tamtych czasach byłem jedyną starszą osobą, która mogła wejść na górę i siedzieć z chłopcami, czekając aż Swami otworzy drzwi na korytarz.

    Było bardzo niewiele łazienek, więc chłopcy zaczynali brać kąpiel o 2:00 nad ranem, żeby wszyscy byli gotowi na 5:45 i mogli czekać na Swamiego. Jest świt i nenufary na jeziorze jaśnieją świeżością. Czekamy w korytarzu na pojawienie się Swamiego. Swami wychodzi i przygląda się nam przez 5 lub 6 minut. Wszyscy są szczęśliwi, napełnieni błogością i uśmiechnięci. Swami odpowiada uśmiechem każdemu z nas. Żartuje, żeby uszczęśliwić nas jeszcze bardziej. Pewnego dnia zapytał jednego z chłopców: „Jak ci się spało?” Chłopiec odpowiedział: „Swami, spało mi się nieźle.” Swami dodał: „Wiem, spałeś pod stołem.” Ponieważ ten chłopiec poszedł spać ostatni, nie starczyło dla niego łóżka, więc rozłożył swoje rzeczy pod stołem i tam zasnął. Swami wskazał też na innego chłopca, który wcale nie spał, ponieważ  dokuczał mu żołądek.

          To najlepsza szansa dla studentów na zostanie bliskim członkiem rodziny Swamiego. W Puttaparthi ta bliskość jest niemożliwa i może dlatego nazywa się je ‘biurem Swamiego’. W Brindawanie wygląda to trochę lepiej. Ale jedynie w Kodaikanal można mieszkać ze Swamim. W późnych latach 90-tych Swami chciał przenieść chłopców na pierwsze piętro nad salą bhadżanową. Chłopcy błagali Go żeby tego nie robił, niektórzy nawet płakali. Dlatego aż do dzisiaj mieszkają obok Swamiego.

    Kodai jest również sławne z oszałamiających cudów i materializacji Swamiego, mających miejsce we wczesnych latach. Później było ich mniej, ale zanim do tego doszło, ci którzy otrzymali błogosławieństwo i byli tam obecni, przeżywali niezwykłe chwile. Posłuchajmy prof. Anila Kumara przedstawiającego nam istotę tych niezrównanych dni! Oto fragment rozmowy przeprowadzonej w 2003 r.

Anil Kumar: Bhagawan, materializując jakąś rzecz, przekracza wszelkie bariery czasu. Kiedyś zmaterializował pierścień noszony przez Pana Ramę. Pan Rama otrzymał go od swego ojca, króla Daśarathy. Był to pierścień z brylantem i Swami się uśmiechał. Rozglądając się wokół stworzył następny, tym razem z szafirem, ofiarowany Panu Ramie przez jego teścia, cesarza Dżanakę.

G. Venkataraman: Mówiono mi, że pierścienie były bardzo duże. 

Anil Kumar: Rzeczywiście, bardzo duże. Powiedziałem: „Swami, ma niemal rozmiar mojego nadgarstka. Dlaczego ten pierścień jest taki ogromny?” Swami odrzekł: „Pan Rama był aajanubahu, to znaczy, bardzo wysokiej postury.”

G. Venkataraman: Coś około ośmiu stóp? 

Anil Kumar: Tak. Potem Swami zmaterializował mangalasutrę czyli święty ślubny medalion razem ze świętą nicią na której był zawieszony. Nosiła go Matka Sita podczas zaślubin. Widziałem również łańcuch noszony przez Rawanę.

G. Venkataraman: Przez Rawanę?

Anil Kumar: Tak, razem z 365 śiwalingamami i wisiorem w dolnej części składającym się z trzech dużych śiwalingamów – żółtego, zielonego i niebieskiego. Te 365 śiwalingamów było wykonane ze złota, natomiast trzy lingamy w wisiorze zawieszonym pośrodku były zrobione z kryształów. Tak wyglądał łańcuch Rawany. 

G. Venkataraman: Co stało się potem z tymi klejnotami? 

Anil KumarWróciły do ‘magazynów Sai’ (śmiech). Swami zmaterializował również złotą replikę jelenia, który najpierw oczarował Sitę, a potem wpędził ją w kłopoty.

G. Venkataraman: Mogliście dotykać tych przedmiotów?

Anil Kumar: Tak. Przy pewnej okazji Swami powiedział: „Jutro odbędą się zaślubiny Balaramy [brata Kriszny] i Rewanti. Zapraszam was wszystkich na obiad!” Rzeczywiście, następnego dnia zjedliśmy bajeczny obiad, a po południu Swami mówił czym jest małżeństwo. Na koniec zmaterializował wspaniały naszyjnik z diamentów ułożonych w trzech lub czterech rzędach.

G. Venkataraman:  Mój Boże! Jak duży był ten naszyjnik?  

Anil Kumar:  Miał około 15 cm. W centrum naszyjnika, przypominającego łuk, zawieszony był łabędź na złotym łańcuszku. Był przezroczysty i można było patrzeć przez jego oczy, dziób i żołądek. Wszyscy mu się przyglądali. Swami podszedł do mnie blisko i powiedział: „Patrz, patrz uważnie”. Zrobiłem tak. W żołądku ptaka zobaczyłem Bhagawana Babę w postawie półleżącej – w klasycznej pozycji Pana Narajany spoczywającego na swoim Adiśeszy, wężu o 1000 kapturach. Właśnie to zobaczyłem. To było fantastyczne.  

     Swami zmaterializował również ćudamani czyli  ozdobę, którą Sita nosiła na głowie. To właśnie tę ozdobę przyniósł Hanuman na dowód spotkania Sity, meldując się z powrotem Panu Ramie.

G. VenkataramanJak w takich chwilach czuli się chłopcy? Przenosili się w inny świat!

Anil Kumar:  To prawda, w całkowicie inny świat. Podeszli tak blisko, że nawet pozwolili sobie niepokoić Swamiego, mówiąc: „Swami, pozwól nam zobaczyć, pozwól nam zobaczyć!” Swami dał im dobrą okazję obejrzenia z bliska zmaterializowanych przedmiotów. Zostawił je na stole, więc każdy mógł zobaczyć je w wolnym czasie. Zrobiono fotografie i niektóre z nich trafiły do naszego muzeum.

G. Venkataraman: Fantastycznie! Czy mógłbyś przywołać jakieś naprawdę rozgrzewające serce incydenty? Jestem pewien, że z pewnością było ich kilka.

Anil Kumar:  Tak, był incydent ze studentem z Kerali.

G. Venkataraman: Jak dawno temu się wydarzył?

Anil Kumar: Mniej więcej sześć, osiem lat temu (1996 – 1997r.) Swami okazywał specjalne zainteresowanie pewnym chłopcem i zastanawialiśmy się dlaczego. Zmaterializował dla niego pierścień, łańcuszek, zegarek i tak dalej. Wydawało się, że cała ta podróż była urządzona specjalnie dla niego! Po kilku dniach stworzył dla niego parę kolczyków.

G. Venkataraman: Kolczyki?

Anil Kumar:  Tak, kolczyki noszą tylko dziewczyny. Dlaczego zrobił je dla tego chłopca? Nie rozumieliśmy. Następnego dnia Swami zmaterializował dla niego kolejną parę kolczyków. Pomyślałem sobie: „Swami, mam trzy córki. Czy ja również mógłbym je dostać? (śmiech) Dlaczego dajesz je tylko temu chłopcu, nieżonatemu facetowi?” Po tygodniu, podczas wygłaszania dyskursu, Swami powiedział: „Wielu zastanawia się dlaczego Swami okazuje szczególne zainteresowanie jednemu chłopcu. Niektórzy bardzo chcą wiedzieć dlaczego dałem mu kolczyki. Ten chłopiec dawno temu stracił matkę. Widziałem jak płacze, siedząc w kąciku. Przyciągnąłem go blisko do Siebie i zapytałem dlaczego płacze. Wtedy powiedział mi o śmierci swojej mamy i o tym jak jego mama chciała podarować kolczyki swoim dwóm córkom, to znaczy, dwóm siostrom tego chłopca. Umarła zanim zdążyła to zrobić. Teraz Ja jestem jego matką i matką tych dziewcząt. Któż inny mógłby się nimi zaopiekować? Dlatego zmaterializowałem dla tego chłopca różne rzeczy. Rzadko będziecie rozumieć, co robię. Wszystko co robię i mówię ma głębsze, wewnętrzne znaczenie. Ojciec tego chłopca załamał się i chciał popełnić samobójstwo. Upewniłem się, że przyjedzie tutaj i przyrzeknie mu, że nigdy więcej nie będzie próbował odebrać sobie życia. Teraz Ja opiekuję się tą rodziną.”

    Od tego dnia chłopiec zaczął się uśmiechać. Ta historia naprawdę poruszyła moje serce. Powiedziałem: „Swami, jesteś Matką matek, droższy i bliższy od fizycznej matki. Naprawdę o nich dbasz.” Jestem pewien, że nikt z nas nie może w pełni doświadczyć głębi i intensywności miłości Swamiego.

     Oczywiście, nie ma końca historiom o miłości Swamiego i o Jego bezgranicznym współczuciu, musimy jednak wrócić do najważniejszych wydarzeń czwartego dnia. Jednym z nich było drugie przedstawienie burra kathy, przygotowane przez chłopców Swamiego, opowiadające o Śirdi Sai Babie.

     Tak, to był kolejny pamiętny dzień, ukoronowany poruszającą historią Śirdi Baby w formie burra kathy, w obecności Awatara, który zgodnie ze swoim przyrzeczeniem przybył zbawić ludzkość!

       Tym kończy się czwarty dzień, przynajmniej formalnie!

      Następny epizod pokaże wam, co działo się piątego dnia boskiej podróży do Kodai w 2009 r..

z H2H tłum. J.C.

[1] Burra katha – technika opowiadania historii, zwykle mitologicznych, na które składają się modlitwy, jednoosobowe przedstawienie, taniec, śpiew, poezja i żarty. Burra – instrument muzyczny z gliny lub wydrążonej dyni ze strunami z miedzi lub mosiądzu

[2] Kriszna Dewaraja Tuluwa (1509 – 1529) z Hampi, król,  wojownik i poeta piszący w telugu, autor wielkiego opowiadania epickiego ‘Amuktamalyada’ poświęconego małżeństwu Kriszny z poetką Godą oraz dramatu ‘Usaparinayam’.

Bransoletka zmaterializowana w Kodaikanal

Pierścień Ramy zmaterializowany w Kodaikanal

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.