numer 49 - styczeń-luty-marzec 2010 

            Przebudzenie do prawdziwej mądrości

          Wyjątki z rozmowy z panią prof. J. Hemalathą

źródło: http://media.radiosai.org/Journals/Vol_07/01NOV09/05-h2h_special-01.htm

   

 Bhagawan Śri Sathya Sai Baba wyznaczył Dzień Kobiet na 19 listopada. W tym roku, pragnąc podkreślić wagę tego święta, redakcja „Z serca do serca” z przyjemnością przedstawia wam trzyczęściowy wywiad z panią profesor J. Hemalathą, emerytowaną dyrektorką szkoły średniej dla dziewcząt, założonej przez Bhagawana Babę w 1968 r. w Anantapur, w stanie Andhra Pradesh. Szkoła pełniła wówczas rolę zwiastuna przyszłego Uniwersytetu, posiadającego obecnie sieć kampusów.

Bhagawan Śri Sathya Sai Baba wyznaczył Dzień Kobiet na 19 listopada. W tym roku, pragnąc podkreślić wagę tego święta, redakcja „Z serca do serca” z przyjemnością przedstawia wam trzyczęściowy wywiad z panią profesor J. Hemalathą, emerytowaną dyrektorką szkoły średniej dla dziewcząt, założonej przez Bhagawana Babę w 1968 r. w Anantapur, w stanie Andhra Pradesh. Szkoła pełniła wówczas rolę zwiastuna przyszłego Uniwersytetu, posiadającego obecnie sieć kampusów.

    Prof. Hemalatha ma za sobą znamienitą karierę. Przez 31 lat służyła kampusowi w Anantapur. Po uzyskaniu na Uniwersytecie Osmańskim w Hyderabadzie tytułu magistra a następnie doktora literatury w zakresie języka telugu, pracowała w Żeńskim Koledżu Sztuki i Nauki Śri Sathya Sai w Anantapur, niemal od jego założenia. Przeszła na emeryturę w 1999 r. jako profesorka języka telugu i dyrektorka Uniwersytetu Śri Sathya Sai w campusie w Anantapur. Była członkiem rad naukowych kilku indyjskich uniwersytetów.

Jako znawczyni literatury, sklasyfikowała i zebrała w tomiku „Subhodha” wiersze, które Bhagawan śpiewa na początku swych boskich dyskursów. Przetłumaczyła również pięć książek Swamiego z angielskiego na telugu. Jej ostatnia książka - „Rola kobiet w ożywianiu kultury indyjskiej”stanowi kompilację boskich dyskursów Bhagawana Baby wygłaszanych przez okres ponad 20- tu lat - od lipca 1968 r. do sierpnia 1982 r. - wyłącznie dla studentek i personelu kobiecego w Anantapur.

W 1979 r. dr J. Hemalatha otrzymała tytuł Najlepszej Nauczycielki, przyznawany przez premiera stanu Andhra Pradesh.

Pochodzi z tradycyjnej rodziny bramińskiej, głęboko zakorzenionej w indyjskiej kulturze i tradycji. Jej wykłady poświęcone nauce i religii niezmiennie przyciągają uwagę słuchaczy. Obecnie mieszka w Chicago, gdzie wraz z mężem, dr B. Sriniwasem, krzewi nauki Swamiego, zwłaszcza te, które dotyczą działalności służebnej, oraz przekazuje aspirantom duchowym wiedzę przechowaną w Wedach.

Przedstawiamy wam wybrane fragmenty wywiadu przeprowadzonego z prof. J. Hemalathą przez dr Rajedshwari Patela w Radiu Sai w 2006 r. Dr Hemalatha wspomina w nim o swojej drodze do Sai oraz o tym jak Najwyższy Nauczyciel, Bhagawan Baba, przygotowywał ją do udziału w swojej misji. Z czułością wspomina swoje szkolenie i uwagę, jaką Bhagawan Baba poświęcał powstającemu kampusowi w Anantapur, przygotowując go do roli wiodącego koledżu przyszłego Uniwersytetu. Opowieść zawiera poruszające doświadczenia oraz szczegółowe instrukcje, wskazówki i słowa pociechy, które otrzymywała od Bhagawana będąc dyrektorką Uniwersytetu. Gdy przychodziły trudne chwile, dostawała od Niego rady, wyrażone bezpośrednio lub w listach.

Mamy nadzieję, że w połączeniu z obchodami Dnia Kobiet 2009, jej wspomnienia bardziej wam przybliżą poglądy Bhagawana Baby na temat wykształcenia kobiet oraz ważnej roli jaką pełnią one w społeczeństwie.

Jesteśmy przekonani, że ta relacja przyciągnie waszą uwagę.

    „Uczennice powinny zdobyć pewność siebie i stać się niezależne. Kobiety nie są słabe. Są potężne... W rzeczywistości ich kobiece cechy – odwaga, poświęcenie, energia, życzliwość, miłość i cierpliwość – są niezwykłe... Kobieta jest światłem domu.”          - Śri Sathya Sai Baba

(‘Rola kobiet w ożywianiu kultury indyjskiej’. Kompilacja dr J. Hemalathy)

Prof. Hemalatha: Sai Ram. Przylgnęłam do Bhagawana Baby, gdy dostrzegłam w Nim Najlepszego Nauczyciela Świata. W przeciwieństwie do wielu innych, nie trafiłam pod Jego skrzydła jako wyznawczyni. Nie przyciągały mnie również Jego cuda. To było na przełomie czerwca i lipca 1968 r. Przebywałam w Rajendra Nagar, 10 km od Hyderabadu. Pewnego ranka udałam się do domu rodziców w Himayat Nagar, w tym samym mieście. Moi rodzice, dr J.V.R. Sarma i Srimati Rukmini Sarma, właśnie wychodzili. Mama ucieszyła się na mój widok i poprosiła, żebym im towarzyszyła. Wybierali się na darszan Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Nie miałam pojęcia, kim On jest. Mama powiedziała, że jeden z przyjaciół ojca, dr Bapi Raju, zabiera ich do Bhagawana, ponieważ udają się do Niego po raz pierwszy. Okazało się, że Bhagawan zawitał do Hyderabadu w drodze powrotnej z Bombaju, po uroczystym otwarciu centrum zwanego Dharmakszetrą[1]. Moi rodzice pragnęli wykorzystać tę okazję. Nie miałam na to chęci i odmówiłam – oczywiście na własną szkodę, jak to sobie wkrótce uświadomiłam! Później mama powiedziała mi, że Bhagawan pobłogosławił ich tego dnia rozmową. Straciłam okazję! Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o Bhagawanie. Jak jednak wspomniałam, na własne nieszczęście nie zwróciłam na to uwagi i chwilowo o wszystkim zapomniałam. Wkrótce, w pierwszym tygodniu sierpnia 1968 r., mój mąż, dr B. Srinivas, wyjechał do Gujaratu w związku ze swoimi studiami. I w ciągu tego miesiąca, w tajemniczy sposób, ostatecznie trafiłam do Bhagawana. Zaledwie kilka dni później, wieczorem 12 sierpnia, odwiedziłam z ojcem mojego nieżyjącego już profesora Diwakara Venkatavadhani, gorącego wyznawcę Bhagawana Baby. Powiedziałam profesorowi, którego traktowałam jak ojca, że mój mąż wyjechał na dwa lata do Gujaratu. Natychmiast stwierdził: „Myślę, że Swami rozgrywa to na swój własny sposób.” Poczułam się zakłopotana. Spytałam: „Co pan ma na myśli?” Odrzekł: „Przez wszystkie te dni nie chciałaś uczyć w żadnym koledżu leżącym poza granicami Hyderabadu, ponieważ twój mąż zajęty był tutaj. Teraz, kiedy wyjechał, może zgodzisz się pracować w Żeńskim Koledżu Sztuk i Nauki Śri Sathya Sai w Anantapur? Zarząd prosił mnie o przysłanie odpowiedniej kandydatki na lektorkę w katedrze języka telugu. Bhagawan Śri Sathya Sai Baba jest założycielem i przewodniczącym tej szkoły.” Potem profesor powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę: „Jestem pewien, że polubisz Bhagawana a Bhagawan polubi ciebie. Ponieważ znam cię osobiście, jestem przekonany, że wysyłam do Jego koledżu odpowiednią kandydatkę. Aż do tej chwili byłem niemal zdecydowany polecić im pewnego emerytowanego dżentelmena, bo to jest żeński koledż. Nie przypuszczałem, żebyś chciała wyjechać z Hyderabadu, a jednocześnie nie miałem żadnej innej kandydatki. Pojawiłaś się w odpowiedniej chwili! Będzie wspaniale, jeśli pojedziesz.” Oto dlaczego powiedziałam, że profesor skomentował moje zwierzenia słowami: „Swami rozgrywa to na swój własny sposób.”

Przyznaję, że wciąż się wahałam, nawet po wysłuchaniu tego. Obawiałam się wyjazdu do nieznanego miejsca i rozpoczynania wszystkiego od nowa, z dwojgiem małych dzieci i z chorą teściową. Interweniował mój ojciec. Poradził mi, żebym nie odmawiała. Wyjaśniłam sytuację teściowej. Swami skłonił ją w ostatniej chwili do wyrażenia zgody. Jestem pewna, że ta sama boska wola skłoniła szefa instytucji, w której wówczas pracowałam do zrozumienia sytuacji i przyjęcia mojej rezygnacji – chociaż z ciężkim sercem. Nie mogłam nawet poinformować o tym męża w Gujaracie. Wszystkie linie telefoniczne zostały przerwane na skutek wielkiej powodzi, która wówczas miała miejsce. Następnego dnia, 13 lipca, wbrew wszystkim przeszkodom, otrzymałam świadectwo zatrudnienia od honorowego sekretarza i korespondenta koledżu, przebywającego w Hyderabadzie. To niezwykłe, ale podanie o przyjęcie złożyłam już po otrzymaniu świadectwa zatrudnienia, po prostu, żeby wypełnić procedurę. Zostałam poproszona o przyjazd najpóźniej 18 sierpnia, za 4 – 5 dni. Zjawiłam się w Anantapur osiemnastego rano i natychmiast zameldowałam się w szkole. Tam po raz pierwszy ujrzałam na zdjęciu całą postać Bhagawana. Zapragnęłam wtedy dowiedzieć się o Nim czegoś więcej. Oczywiście, koledż rozpoczął oficjalną działalność 22 lipca. Ale wciąż trwały przyjęcia. Zaczęłam uczyć 18 sierpnia.

Rozmówca: Kiedy po raz pierwszy otrzymała pani darszan Bhagawana?

Prof. Hemalatha: Swami przyjechał do koledżu w tydzień lub 10 dni po tym, jak rozpoczęłam pracę. Tego dnia wydarzyła się naprawdę cudowna rzecz. Samochód Swamiego wjechał na plac przed szkołą. W tym czasie koledż mieścił się w barakach na terenie kampusu państwowej szkoły średniej w Anantapur. Zatrzymał się tuż przed klasą, w której uczyłam. Swami był w samochodzie. Po raz pierwszy zobaczyłam Go przez okno. Siedząc w samochodzie, Swami pobłogosławił mnie i ruszył do biura dyrektorki. To dla mnie szczególnie święty dzień. Po raz pierwszy otrzymałam darszan Swamiego. Tego samego dnia wieczorem miałam szczęście słuchać Jego boskiego dyskursu. Wzbudził we mnie uczucie szacunku. Uważam, że był nadzwyczajny.

Pozwólcie, że wam o tym opowiem. My, personel i uczniowie, czekaliśmy na przybycie Swamiego. Swami się spóźniał zaledwie od kilku minut, jednak niektórzy zaczęli narzekać i niepotrzebnie to komentować: „Swami się spóźnia, co to znaczy? Czy tak wygląda hinduska punktualność?”, itd. Chociaż byłam tu zupełnie nowa, nie aprobowałam tych niechętnych słów. Zastanawiałam się, dlaczego ludzie to mówią. Czy nie mogą trochę poczekać na fundatora i przewodniczącego koledżu, w którym są zatrudnieni? Kiedy wszedł, wyjaśnił powody Swojego spóźnienia. Byłam tym głęboko poruszona! Co za wspaniała lekcja. Będąc najwyższym autorytetem w szkole, nie musiał się tłumaczyć. W tamtej chwili nie umocniłam jeszcze w sobie przekonania, że jest Bogiem (czułam to powierzchownie). Uważałam Go za fundatora i przewodniczącego, to wszystko! Sądziłam jednak, że nie było żadnego powodu, aby się tłumaczył. Czyż nie obserwujemy tak zwanych liderów, pojawiających się na spotkaniach z wielogodzinnym opóźnieniem? Czy obchodzą ich ludzie, którzy na nich czekają? Wraz z tymi myślami otrzymałam pierwszą lekcję u lotosowych stóp Pana. Zrozumiałam, że prawdziwa wielkość polega na skromności! Od tamtej chwili Swami przekazał mi nieprzeliczoną ilość nauk, osobiście i za pośrednictwem innych. Cud, o którym opowiadam, nie był końcem wydarzeń. Słuchałam Jego boskiego dyskursu z wytężoną uwagą. Po jego zakończeniu Swami stworzył wibhuti i ofiarował je dyrektorce. Gdy przyglądałam się temu z wielkim zdumieniem i czcią, Bhagawan spojrzał na mnie i powiedział: „O, przyjechałaś? Jestem szczęśliwy! Zarząd szkoły wybrał kogoś, ale Ja powiedziałem na to: ‘Nie’. Wyjaśniłem, że mam własną kandydatkę. Przyjechałaś! Jestem szczęśliwy.” Nic z tego nie zrozumiałam. Po prostu milczałam. Dopiero rok później odkryłam tajemnicę tej uwagi. Pełniłam wówczas dodatkowo obowiązki dyrektorki. Selekcja osób na wakujące miejsca odbyła się w lipcu 1969 r. Jedną z kandydatek na stanowisko asystentki lektorki języka telugu okazała się moja koleżanka z kursu magisterskiego na Uniwersytecie Tasmańskim. Po zakończeniu przesłuchań powiedziała mi, że uczestniczyła w rozmowach kwalifikacyjnych w 1968 r. i długo czekała na ich rezultat. Nie otrzymała stanowiska z wiadomych powodów! Swami uczynił cud! Ponieważ nie dostała odpowiedzi z koledżu, pomyślała, że jej nie wybrano i zatrudniła się w innym miejscu, podpisując roczny angaż. W kilka minut potem otrzymała list z zarządu koledżu Bhagawana, oferujący jej stanowisko. Poczta spełniła niewidzialne polecenie Swamiego. List wędrował przez 20 dni, zanim dotarł z Anantapur do Vijayawady, leżącego w tym samym stanie. Tak się dzieje, kiedy Swami mówi „tak” lub „nie”, zgodnie ze Swoją wolą. Swami pozwolił mi zrozumieć sekretne sposoby swoich działań i uświadomić sobie jak niewiele znaczymy wobec Jego boskości. Dzięki temu trafiłam pod Jego skrzydła – jak wspomniałam, w bardzo tajemniczy sposób.

Rozmówca: Tak pracuje Swami! Madam, powiedziała pani, że przybyła do Swamiego ze świeżym umysłem. Nie posiadała pani z góry powziętych sądów na temat Swamiego. Co naprawdę przyciągnęło panią do Niego? Co panią w Nim zafascynowało?

Prof. Hemalatha: Nie cuda! Pracowałam w koledżu i wykonywałam swoje obowiązki. Opowiedziałam wam o pierwszym wydarzeniu. Stopniowo zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej o Bhagawanie. Wszystko przychodziło w odpowiedniej chwili. We wrześniu 1968 r. dyrektorka poprosiła mnie o wygłoszenie godzinnego wykładu. Możecie sobie wyobrazić ile trzeba przeczytać, żeby móc mówić przez godzinę. Kiedy przybyłam do koledżu, nic nie wiedziałam. Dlatego poprosiłam dyrektorkę, żeby wskazała mi materiały umożliwiające wypełnienie tego zadania. Przyniosła mi „Sathyam Shivam Sundaram[2]” i „Sathya Sai Speaks[3]”. W tamtych czasach opublikowano pięć tomów „Sathya Sai Speaks”. Bardzo mnie zainteresowały. Oto dlaczego chciałam wiedzieć coś więcej na temat wypowiedzi i nauk Swamiego. Nie przesadzę, jeśli powiem, że nie zasnęłam, dopóki nie przeczytałam tych pięciu tomów. Czytałam je bez przerwy przez dwie czy trzy noce, pracując w dzień w koledżu. Tak bardzo mnie zafascynowały. Wkrótce potem obchodziliśmy w koledżu Dzień Matki. Tak nazwał to święto Swami. Dzień Matki zamiast Dnia Rodziców, obchodzonego w innych krajach. Widok Swamiego ekscytował nas. Przyjechał w towarzystwie kilku zaproszonych osób.

Rozmówca: Dzień Matki. Kiedy był obchodzony?

Prof. Hemalatha: Swami wyznaczył datę uroczystości w październiku 1968 r. Wszystko odbyło się bardzo zwyczajne. Swami pojawiał się w koledżu w bardzo nieformalny sposób. Było tam wtedy 120 uczennic i 8 osób personelu. Gdy tylko wysiadł, spojrzał na mnie i polecił mi wygłosić przemówienie. Spotkanie zaczynało się za chwilę. Bardzo się zdenerwowałam. Zaraz po uroczystym powitaniu zostałam poproszona na podium. W tamtym okresie, chociaż porwały mnie przeczytane dyskursy, boski aspekt Swamiego nie rozkwitł jeszcze w moim sercu. Dlatego nie mogłam tytułować Go Bhagawanem ani powiedzieć: „Składam hołd Twoim lotosowym stopom”, jak mówię teraz. Bardzo dobrze pamiętam, że zwróciłam się do Niego ze słowami: „Składam guru Śri Sathya Sai Babie, będącym ucieleśnieniem hinduskiej mądrości, wyrazy szacunku i przywiązania”. Powiedziałam to w telugu. Mówiłam o znaczeniu matki w kulturze indyjskiej. Swami był bardzo zadowolony i rzekł: „To, co powiedziałaś wypłynęło z głębi twojego serca. Jestem bardzo szczęśliwy.” Wspominam o tym, ponieważ później wiele osób zwracało mi uwagę, że nie powinnam w ten sposób zwracać się do Swamiego. Mnie jednak radowało Jego uznanie.

Rozmówca: Swamiemu podobała się pani szczerość. Wolał ją od uprzejmego udawania, że jest pani Jego wyznawczynią.

Prof. Hemalatha: Tak, ponieważ On jest Tym, który zna nasze serca.

Rozmówca: Proszę nam opowiedzieć o pierwszych doświadczeniach w koledżu.

Prof. Hemalatha: W pierwszych latach, to znaczy od 1968 r. do mniej więcej 1974 r. wydarzyło się wiele rzeczy, które zmieniły moją osobowość. Nigdy nie zapomnę cudownych chwil przeżytych ze Swamim. Był kwiecień 1969 r., dokładnie osiem miesięcy od chwili mojego przybycia do koledżu. Trwały letnie wakacje. Pewnego popołudnia goniec szkolny przyniósł mi do domu list, oznajmiający, że muszę podjąć się dodatkowo obowiązków dyrektorki. Kwiecień 1969r., osiem miesięcy od przybycia do koledżu i nagle taki list. Byłam prawdziwie wstrząśnięta. Zdecydowałam, że nie mogę wziąć na siebie tak wielkiej odpowiedzialności. Miałam zaledwie 28 lat. Natychmiast udałam się do ulicznej budki telefonicznej. Nie mieliśmy wtedy telefonu w domu. Powiedziałam starszemu panu, który ten list podpisał i wysłał, że waham się, czy mam wykonać jego polecenie. Odrzekł na to: „Matko, wysłałem ten list na polecenie Swamiego.” Stwierdził również, że kiedy Swami czegoś sobie życzy, to skłania wybrany przez siebie instrument do wykonania tego życzenia. To znaczy, czyni nas swoimi instrumentami i pilnuje, żeby Jego praca została wykonana. Zrozumiałam, że nie mam wyboru. Modliłam się do Pana tylko o to, żebym potrafiła dać z siebie wszystko i spełniła Jego oczekiwania. Dzięki błogosławieństwu, byłam już wtedy pewna boskości Bhagawana.

Rozmówca: Co spowodowało, że zaczęła pani w nią wierzyć?

Prof. Hemalatha: Jak wspomniałam, interesowały mnie Jego nauki. A poza tym wydarzyło się kilka incydentów w moim osobistym życiu. Mój mąż i dzieci znaleźli się w strefie działania tajfunu, a w marcu 1969r. przeżyli katastrofę pociągu. Ocaleli dzięki łasce Swamiego. Nie chcę zagłębiać się w szczegóły. Kiedy zaczęłam opowiadać o tym Swamiemu, po prostu mówić Mu o tym, sam przedstawił mi dokładnie tę sprawę. Ciekawe, ale nie dotknęłam Jego stóp aż do lipca 1969 r. Byłam wówczas po raz pierwszy przekonana, że jest Bogiem. Modliłam się do Niego: „Swami, czy mogę dotknąć Twoich stóp?” Swami odrzekł: „Zrób to, moje złotko, jeśli nie ty, to kto inny?” Wiele rzeczy wydarzyło się później. Wtedy ostatecznie uwierzyłam, że jest Bogiem.

Rozmówca: Przyłączyła się pani do zespołu nauczycielskiego w 1968 r. Nikt lepiej od pani nie mógłby nam przedstawić krótkiej historii koledżu. Proszę powiedzieć, jaka wizja, według pani, skłoniła Bhagawana do zakładania ośrodków edukacyjnych? Czy Swami kiedykolwiek rozmawiał o tym z panią?

Prof. Hemalatha: Jak wszyscy wiemy, Swami przywiązuje do wykształcenia wielką wagę. Jakiego rodzaju edukacji pragnie?

   „Dla człowieka, który nie posiadł takich zalet jak prawda, wytrwałość, współczucie i skromność tytuł magistra nauk humanistycznych, magistra nauk przyrodniczych czy doktora filozofii jest niepotrzebnym ciężarem.”

   To oznacza, że edukacja powinna uczyć sposobów umożliwiających osiągnięcie pokoju na Ziemi. To najważniejszy aspekt wykształcenia, to jest wizja Swamiego. Największym problemem we współczesnym świecie jest brak pokoju. Swami mówi: „Prawdziwe wykształcenie powinno usunąć z umysłów niskie uczucia i zaszczepić w nich jedność i współpracę.”

   Nie chodzi o dodanie jednego ośrodka więcej do już istniejących, lecz o trening i kształtowanie młodzieży na ścieżce prawości, wytyczonej przez Bhagawana. Swami napisał do mnie w tej sprawie kilka listów. Oto wyjątki z tych listów:

   „Tak jak piorun błyszczy pośród ciemnych, deszczowych chmur, jaśniejąca mądrość błyszczeć powinna pośród chmur wiedzy. Edukacja bez mądrości jest bezużyteczna, podobnie jak bezużyteczne są chmury nie przynoszące deszczu.”

   „Stare przysłowie w telugu mówi: Lepszy pracz niż człowiek wykształcony. Wykształcenie bez wiedzy ogólnej i zdrowego rozsądku jest jedynie wiedzą książkową i jest czystym marnotrawstwem.”

   „Edukacja, która nie dotyka czułych miejsc w naszych umysłach i nie oczyszcza serc, nie może być nazwana edukacją. Edukacja powinna budzić w ludziach uprzejmość i tolerancję. W przeciwnym wypadku jest tylko gromadzeniem informacji, potrzebnych dla uzyskania stopni naukowych i pieniędzy na utrzymanie. Nawet żebrak potrafi zarobić na napełnienie żołądka. Z tego powodu nie musimy uczyć się tak dużo.”

   Swami mówi, że jest to nieposzanowaniem i poniżeniem Bogini Wiedzy – Saraswathi, jeśli wykształceni ludzie prezentują złe cechy charakteru. Z wielkim naciskiem mówi On:

   „Jest wielkim niepotrzebnym wysiłkiem zdobywanie tytułów naukowych, jeśli ktoś nie prezentuje sobą takich cech jak prawda, wyrozumiałość, współczucie i pokora.”

   W tamtej chwili zostały zasiane ziarna obecnej edukacji.

Rozmówca: Otrzymanie tych listów było wielkim szczęściem. Swami podzielił się z panią swoją wizją.

Prof. Hemalatha: Miałam to szczęście. Swami dużo mówi o edukacji kobiet oraz o tym jak powinny postępować.

Rozmówca: Proszę nam to przedstawić.

Prof. Hemalatha: Jak pan wie, Bhagawan otworzył najpierw koledż dla dziewcząt. W jednym z tych listów stwierdza, że „kobieta jest fundamentem społeczeństwa, a jej serce jest źródłem zalet” Wyjaśniając, dlaczego powołał nasz koledż, mówi: „Założyłem ten koledż kierowany wielką nadzieja i wizją. Ludzie powinni odrzucić tutaj wszelkie złe cechy, takie jak zazdrość, nienawiść, egoizm, popisywanie się, etc. i wzajemnie ze sobą współpracować.”

   Swami spodziewa się, że zgodnie z Jego najwyższymi oczekiwaniami będzie to koledż idealny we wszystkich dziedzinach.

   „Powołałem ten koledż w intencji zachowania standardów moralnych oraz wzbudzenia szczerego szacunku i czci dla kobiet. Pragnę ożywić nasze wielkie tradycje.”

   Oto jak go powołał. Bycie instrumentem w Jego wielkiej misji jest samo w sobie prawdziwym szczęściem i jednocześnie ogromną odpowiedzialnością. Naprawdę, to bardzo, bardzo trudne i trzeba temu poświęcić życie! Ponieważ prowadził nas Swami, doszło do połączenia moralnych i duchowych aspektów kultury indyjskiej z podstawami wiedzy akademickiej. To bardzo ważne. Dzięki takiemu treningowi mogliśmy obserwować rozwój zintegrowanych osobowości dziewczęcych. Stopniowo koledż w Anantapur zaczął zbierać pozytywne rezultaty i bardzo dobre imię na uniwersytecie. Otrzymał status koledżu wiodącego. Zaczęto go tak nazywać w 1977 r.

   Objęłam obowiązki dyrektorki w 1974 r. W 1969 r. przez 2 – 3 miesiące zajmowałam stanowisko pełniącej obowiązki, a potem, ponieważ nie miałam wystarczająco dużo doświadczenia, zostałam najpierw wicedyrektorką. Swami uczynił mnie dyrektorką dopiero w 1974 r. Rosła też nasza siła: od 120 dziewcząt w 1968 r. do 1250 na przełomie 1977 i 1978 r. Obserwując nasze wspaniałe osiągnięcia, premier stanu Andhra Pradesh w 1979/80 r. przyznał szkole autonomię. Bhagawan pracował na swój własny sposób. Myślał nie tylko o uzyskaniu statusu autonomicznego lecz również o założeniu własnego uniwersytetu. Jego boska wola przyjmowała kształt przez 12 miesięcy. Dzięki specjalnemu aktowi uniwersyteckiej komisji ds. grantów, Instytut Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai (obecnie Uniwersytet Śri Sathya Sai), został uznany i rozpoczął działalność w październiku 1981 r.

Rozmówca: Otwierając koledż w 1968 r., Bhagawan oświadczył w swoim boskim dyskursie, że stanie się on zalążkiem przyszłego uniwersytetu. Przepowiedział to zatem!

Prof. Hemalatha: Stopniowo się rozrastał, aż stał się uniwersytetem. Nikt wtedy nie wierzył, że zwykły afiliowany koledż, tak skromnie rozpoczynający swoją działalność, przekształci się w uniwersytet. Gdy był jeszcze koledżem, Uniwersytet im. Śri Venkateswary w 1972 r. wprowadził zajęcia podyplomowe. Program podyplomowy dla literatury w języku telugu rozpoczął się najwcześniej, następnie zostały wprowadzone zajęcia z nauk ścisłych, filozofii i literatury angielskiej, dodane po utworzeniu Uniwersytetu Sai.

Rozmówca: Koncepcja tej uczelni powstała w umyśle Swamiego w 1968 r. Teraz Jego Uniwersytet jest znany na całym świecie.

Część 2

Rozmówca: Była pani dyrektorką koledżu przez 25 lat. Zajmowała pani to stanowisko dłużej niż inni i przez ćwierć wieku zebrała mnóstwo doświadczeń. Jestem pewien, że nasi czytelnicy z radością poznają rady jakie otrzymała pani od Bhagawana w ciągu tak długiego czasu.

Prof. Hemalatha: Wskazówek było bez liku. Na każdym kroku uczę się od Niego jakiejś lekcji. W ciągu całej 31-letniej kariery, pełniąc funkcję nauczycielki i administratorki szkoły, nieustannie czułam opiekę Bhagawana. Na początku wyciągał do mnie ręce i pomagał mi bezpośrednio, jak matka ucząca swoje dziecko chodzić. Później uważnie mi się przyglądał, opiekował się mną i wspierał w potrzebie. Kiedyś, w 1969 r., musiałam poradzić sobie z nieprzyjaznymi komentarzami i krytycyzmem nauczycieli. Byłam młoda i niedoświadczona. Nie umiałam przyjąć ich bezpodstawnych oskarżeń, więc otworzyłam przed Swamim serce. Odpowiedział mi kojącymi słowami, dzięki którym miałam później siłę sprostać każdej sytuacji.

   „Jeśli ktoś mówi o mnie ‘buttathala Swami’, ‘Swami z bujnymi włosami’, akceptuję to, ponieważ te słowa odnoszą się do mnie. Lecz dlaczego miałbym się przejmować, jeśli ktoś opisuje mnie jako ‘battathala Babę’, ‘łysego Babę’? Ponieważ wiem, że nie jestem ‘łysym Babą’, nie zważam na to i słowa wracają do niego. Podobnie, jeśli czujesz, że czyjeś komentarze naprawdę dają się zastosować do ciebie, zastanów się i weź je pod uwagę. Gdy czujesz, że są nieprawdziwe, zignoruj je.”

   Wielka lekcja; do dzisiaj pamiętam te Jego złote słowa! Boskie wskazówki ogromnie mi pomogły – dzięki nim pracowałam całym sercem, bez niechęci i nienawiści. To bardzo ważne. Jeśli byłam przygnębiona, to tylko przez chwilę. Nauczył mnie równowagi stanowiącej istotną cechę administratorki i nauczycielki. Gdy coś mnie bardzo dotknęło, bardziej niż mogłam wytrzymać, jak dziecko zwierzałam się Swamiemu i znajdowałam w tym pocieszenie. Listy, które Swami pisał wtedy do mnie, dając mi boskie upewnienia, utworzyły mocną podstawę, dzięki której śmiało wywiązywałam się z obowiązków.

Rozmówca: Czy mogłaby pani podzielić się jakimś listem, w którym Swami udzielił pani rady?

Prof. Hemalatha: Oczywiście, z wielką radością. Kiedyś niektórzy rodzice nie akceptujący ścisłej dyscypliny obowiązującej w koledżu, poskarżyli się na to Swamiemu. Swami zna prawdę. Napisał do mnie list:

   „Pani dyrektor Hamalatha, wiele błogosławieństw. Mam nadzieję, że wszystko układa się dobrze. Wczoraj jakieś leniuchy napisały do Mnie list dotyczący jakichś, jestem pewien, bezpodstawnych zażaleń. Jako, że nie chcą oni, żeby dobrze się działo, sami nic nie robiąc, zniechęcają innych do wytrwałej pracy. Nie zniechęcaj się niczym. Nie potrzebujemy się przejmować opiniami innych, jeśli nie robimy niczego złego. Nie potrzebujemy zmieniać naszych zasad tylko dlatego, że inni ich nie aprobują. Jeśli jednak przez przypadek coś nie wyjdzie dobrze, skorygujmy to i baczmy, aby błędy się nie powtórzyły. Z błogosławieństwem dla wszystkich – Baba.”

Rozmówca: Wspaniałe słowa.

Prof. Hemalatha: Przy innej okazji poczułam się dotknięta niesłusznymi komentarzami kilku osób. Mając w pamięci przesłanie Swamiego, zachowałam spokój i nie zareagowałam. Dostałam od Niego wspaniały list, noszę go przy sobie nieustannie, jest jak drogowskaz.

   „Pani dyrektor Hamalatha, wiele błogosławieństw. Dowiedziałem się o wiadomych pani zajściach. Proszę się nie martwić. Nie ma powodu, aby dawać ludziom okazji do ranienia innych. Jakiekolwiek działanie bez powodu i celu jest stratą czasu. Swami jest bardzo zadowolony wiedząc, że jest pani w tym wszystkim cierpliwa i tolerancyjna. Proszę się nie przejmować bezpodstawnymi pomówieniami innych. Swami wie o wszystkim. Wykonuj swoje obowiązki z radością. Wystąpią niekiedy posądzenia dotyczące prawdy, ale nigdy o złe imię. Prawda się wyjawi wcześniej czy później. Nie bierz tych rzeczy sobie do serca, ignoruj je i wykonuj dalej swoje powinności. Ja zadbam o wszystko. Czas rozwiąże wszystkie problemy. Czy nie wystarczy, że Swami zna prawdę? Błogosławieństwa. - Baba”  

   Te listy dały mi wiele siły. Nie mają charakteru osobistego. Co więcej, gdy popełniałam omyłkę, Swami mnie korygował. Kiedyś pewien VIP rekomendował przyjęcie niewłaściwego projektu. Zgodnie z rozporządzeniem Swamiego, zawsze trzymałam się obowiązujących przepisów i dlatego nie zgodziłam się z nim. Zaczął nalegać, a ja przestałam być uprzejma. VIP złożył o tym raport Swamiemu. Swami wezwał mnie i powiedział, żebym trzymała się powziętych decyzji. Jednocześnie poradził mi, żebym zachowała grzeczność. „Mów uprzejmie, nawet jeśli się nie zgadzasz.” Uczył mnie cierpliwości i wyrażania myśli w miły sposób, zwłaszcza w trudnych i rozstrzygających sytuacjach. Zdarzyło się kiedyś, że obserwowałam wyznawcę opowiadającego Swamiemu o swoich osiągnięciach. Powiedział: „Swami, jestem z nich dumny.” Swami poklepał go po plecach i odrzekł: „Bangaru[4], to dobrze. Pozwól jednak coś sobie powiedzieć. Ciesz się swoimi dokonaniami. Lecz nigdy nie bądź z nich dumny. Powinieneś przede wszystkim wiedzieć, że to Bóg skłania cię do czynienia dobrych rzeczy. Duma prowadzi do upadku.”

   Kiedyś dostałam od Swamiego kolejną lekcję. Odpowiadając na Jego pytanie podniosłam głos wyżej niż należało. Swami rzekł: „Ciszej, ciszej. Wymawiane przez nas słowa powinny być słyszane jedynie przez osobę lub osoby do których się zwracamy.” Tych lekcji było bardzo dużo. Opowiem wam o innych. Swami przywiązuje wielką wagę do wywiązywania się z obowiązków. Kładzie ogromny nacisk na obowiązek, oddanie i dyscyplinę. Mamy w szkole rycinę, na której jest napisane: „Istotą kształcenia w tym koledżu jest obowiązek.” Co za wspaniała wypowiedź! Pozwólcie, że przytoczę w związku z tym przykład. Kiedyś, w pierwszych latach, prosiliśmy Swamiego o uroczystą inaugurację Stowarzyszenia Miłośników Literatury Telugu. Swami bardzo uprzejmie przyjął nasze zaproszenie i wyznaczył datę. Niespodziewanie dostałam list z Uniwersytetu Śri Venkateśwary, z którego wynikało, że muszę tam pojechać i wykonać pewną pracę. Nie wiedziałam co robić. Czekaliśmy na Swamiego, data była wyznaczona. Napisałam do Niego, przedstawiając Mu sprawę i prosząc o radę. Czy podjąć tamte obowiązki czy zostać tutaj? Miałam dylemat. Swami odpowiedział: „Pojedziesz, a ja przyjadę zaraz po twoim powrocie. Poinformuj Mnie o nim.” Jak uprzejmie z Jego strony! Byłam zaskoczona. W ten sposób uczył nas obowiązkowości. A oto jeszcze kilka otrzymanych od Niego lekcji. Pamiętam je do dzisiaj. Są bardzo proste i ogromnie znaczące! W lipcu 1971 r. zostały otwarte nowe budynki koledżu. Naturalnie, po zakończeniu tego rozległego projektu, duża ilość materiałów budowlanych leżała niewykorzystana. Swami osobiście dopilnował, żeby większość z nich została zgromadzona w dwóch dużych salach i zamknięta. Potem posłał po mnie. Wręczył mi klucze i oświadczył, że odpowiadam za te materiały. Jak wspomniałam, nie miałam wtedy dużego doświadczenia! Powiedziałam: „Swami, nie mam wykazu tych rzeczy.” Swami spojrzał na mnie z uśmiechem i rzekł: „Wykaz wszystkiego i wszystkich jest u Mnie. Jest u Boga.” Wzięłam więc tylko klucze. W niecały miesiąc później, Swami przyjechał do koledżu. Wezwał mnie do audytorium i powiedział, że w zamkniętych pokojach znajdują się dwa obrazy, jeden z Ramajany i jeden z Mahabharaty. Poprosił mnie o te obrazy, ponieważ miały być umieszczone w audytorium koledżu. Do tamtej chwili nie próbowałam sprawdzać, co znajduje się w owych dwóch salach, ponieważ wszystko było spakowane. Teraz, na polecenie Swamiego, weszłam tam, lecz nie mogłam zlokalizować obrazów. Wróciłam i oświadczyłam Swamiemu, że ich tam nie ma. Swami przebywał w audytorium, osobiście aranżując rozmieszczenie obrazów. W tamtych czasach bardzo się wszystkim interesował. Jak wspomniałam, matka opiekuje się dzieckiem, ponieważ ono nic nie wie. Swami wydał mi instrukcje i ponownie udałam się na poszukiwania. Bez skutku. Wtedy Swami poszedł ze mną i wskazał mi dwie wielkie tablice odwrócone do ściany. Myślałam, że to materiały budowlane! Mój błąd bardzo mnie zasmucił. Dowiedziałam się, że jeśli za coś odpowiadamy, to powinniśmy wiedzieć o tym wszystko i nie wolno nam nawet w najmniejszym stopniu niczego zaniedbać. Przypominam sobie jeszcze jeden drobny incydent. Swami zostawił mi duplikat kluczy do swojego pokoju w kampusie, mówiąc, że raz w tygodniu powinnam go otworzyć i posprzątać. Robiłam to regularnie z kilkoma nauczycielkami. Któregoś tygodnia, z powodu nawału pracy, zignorowałyśmy ten obowiązek, myśląc, że wykonamy go w następnym tygodniu. Było niedzielne popołudnie, około 14:00. Nagle przed mój dom zajechało auto Swamiego. Mieszkałam w mieście. Auto Swamiego znalazło się aż tutaj! Kierowca powiedział, że Swami czeka w koledżu i wysłał po mnie samochód. To było szokujące! Natychmiast wyruszyłam. Swami siedział na zwykłym krześle w biurze szkoły. Dzisiaj jest to nie do pomyślenia. Powiedział: „Zapomniałem zabrać kluczy od Mojego pokoju, choć mam je zwykle przy sobie.” Otworzyłam pokój i poprosiłam Swamiego o dwie minuty. Swami wszedł do środka. Uśmiechnął się do mnie i spytał: „Dlaczego pokój nie jest posprzątany?” Przepraszałam go z głębi serca. Co innego mogłam zrobić? To było przesłanie, że powinniśmy być skrupulatni, punktualni oraz zawsze i nieustannie gotowi na przyjęcie Boga.

Chciałabym opowiedzieć wam o pewnym zdarzeniu mówiącym o miłości i życzliwości Swamiego wobec osób niedoświadczonych. Był lipiec 1969 r. Rekrutacja uczennic została zakończona. Otrzymałam stanowisko pełniącej obowiązki dyrektorskie. Swami miał przyjechać do koledżu następnego dnia. W tamtym czasie nie miałam pojęcia, co mogę Mu zaproponować. Nie wiedziałam, jak Go przyjąć. Jedni mówili, że pije tylko mleko, inni, że kawę bez mleka. Nie miałam w Anantapur nawet srebrnego kubka, bo zabrałam ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Opisuję wam najprostsze powitanie. Przygotowałyśmy w termosie gorące mleko oraz puszkę neski, gdyby Sai Baba wolał kawę. Włożyłam je do koszyka i postawiłam w pokoju dyrektorskim. Przyjechał Swami, przemówił do nauczycielek i uczennic, a potem przez jakiś czas rozmawiał ze mną w gabinecie. Siedział na krześle dyrektorki, ponieważ nie mieliśmy wówczas dla Niego specjalnego fotela. Miał już wyjść, a ja, zaaferowana tym wszystkim, zupełnie zapomniałam poczęstować Go przygotowanym mlekiem i kawą. Nagle Swami podszedł do półki na której postawiłam koszyk i dotknął termosu. Mimowolnie powiedziałam: „Och, Swami, zaczekaj proszę. Zapomniałam.” Takie właśnie zdanie wygłosiłam. Swami spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Przeprosiłam Go za tę chwilę zapomnienia i zapytałam co woli, kawę czy mleko. Cierpliwie czekał aż zrobię kawę i łaskawie przyjął moją pierwszą ofiarę! Był matką, która przebacza niedoświadczonemu dziecku i z miłością przypomina mu o jego obowiązkach. Gdy dziecko dorasta, matka spodziewa się, że będzie ono coraz doskonalsze. Tego również doświadczyłam.

W 1985-86 r. urządziliśmy w naszym kampusie zawody sportowe. Studentki i personel pracowali dzień i noc. Wszystko było pięknie przygotowane, cały kampus wysprzątany i udekorowany. Na terenach sportowych ustawiono zachwycającą scenę. Uradowane tym, klepałyśmy się po plecach. Przybył Swami. On również bardzo się ucieszył na widok kampusu. Powiedział do prorektora, że studentki pracowały z oddaniem i miłością i sprawiły, że błyszczy jak lustro. Potem ruszył w stronę sceny na wolnym powietrzu. Wchodząc na nią schylił się i podniósł z dywanu małą pinezkę. Pokazał mi ją ze słowami: „Mnie się nic nie stanie. Ale nie będzie dobrze jeśli pinezka zrani prorektora.” To była pożyteczna lekcja. Nie sprawdziłam tego miejsca. Pracujący ludzie niechcący zostawili pinezkę. Umknęła uwadze wszystkich, lecz Wszechwiedzący Bóg ma tysiące oczu. Pragnie zniszczyć nasze ego.

W listopadzie 1969 r. położono kamień węgielny pod nowe budynki koledżu. Przygotowano plany. W lutym 1970 r. zaznaczono na gruncie miejsca, gdzie miały zostać wzniesione. Na plac budowy przybył Swami. Niespodziewanie wezwał mojego męża, stojącego w towarzystwie kilku osób i poprosił go o podniesienie niewielkiego kamienia. Zastanawialiśmy się o co chodzi. Tak się złożyło, że mój mąż był najwyższym i najcięższym mężczyzną w całej grupie. Zatem Swami wezwał go, polecił mu wyjść na drogę i rzucić kamieniem z całej siły. Mąż to zrobił. Wtedy Swami poprosił stojących tam ludzi, żeby zaznaczyli punkt leżący 50 stóp od miejsca na które upadł kamień. Byliśmy zdumieni przezornością Swamiego i skrupulatną dbałością o szczegóły. Pomyślał nawet o tym, że gdyby jacyś źli ludzie lub demonstranci zaczęli rzucać kamieniami w niespokojnych czasach, budynki i obecne w nich studentki będą bezpieczne i całe. To proste doświadczenie uwzględniało nawet takie okoliczności. Jaka zapobiegliwość! To zwykła, lecz cudowna przezorność! Jak miło! Podobnych przykładów było bez liku.

Część 3

Rozmówca: Madam, czy Swami przekazywał pani kiedykolwiek szczegółowe instrukcje dla studentów lub wyznaczał lekcje, które powinni przyswoić?

Prof. Hemalatha: Tak, zarówno studentom jak i nauczycielom! Zanim o tym opowiem, przypomnę, że Swami daje nam przykład. Jest zdyscyplinowany i oczekuje tego samego od innych, zatem nie będzie oszczędzał osób, które takie nie są. Wspominam o tym, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że fundator placówki edukacyjnej ma duży wpływ na jej funkcjonowanie. Zwłaszcza na początku. Ale Bhagawan nigdy się tym nie zajmował. Pozostawiał wyznaczonym władzom pełną odpowiedzialność za ścisłe przestrzeganie zasad. Jeśli ktoś próbował nagabywać Go odnośnie przyjęcia do szkoły, po prostu mówił: „Idź do dyrektora.” W pierwszych latach napisał do mnie kilka listów, pragnąc wskazać mi drogę. Oto sugestie z tych listów:

Nie chciał, aby brać pod uwagę jakiekolwiek rekomendacje. Osobiście nigdy nikogo nie rekomendował, również nie chciał, abyśmy my to robili.

„Jeśli chodzi o przyjmowanie studentów, cieszę się, że postępujesz zgodnie z ustalonymi zasadami. Nie ulegaj rekomendacji innych. Cieszę się, że bierzesz pod uwagę oceny i według nich kwalifikujesz. Ja osobiście nie będę się wtrącał. Wszyscy należą do Mnie. Jeśli Mnie nagabują, wysyłam ich do dyrektora. To jest oczywiste. Postępuj według reguł. - Baba”

Bhagawan spodziewa się, że nauczyciele będą w najwyższym stopniu zdyscyplinowani i że ich zachowanie stanie się przykładem dla innych. Oczekuje, że będą jak zbiorniki napełnione wodą. Mówi tak: „Jeśli w zbiorniku nie ma wody, to czy może ona dopłynąć do kranu?” Powinniśmy być oddani swojej pracy.

 „Jeżeli nauczyciele nie są zdyscyplinowani, jak mogą wymagać jej od studentów? Jeśli zamiast szerokich poglądów i prawego postępowania, reprezentują ograniczone poglądy, egoizm, zazdrość, nienawiść i pompatyczność, nie będzie zainteresowania i dyscypliny wśród studentów. Ludzie tacy nie mają autorytetu, by uczyć pozytywnych działań, skoro sami ich nie praktykują. Pomimo, że niektórzy z nich mają duże osiągnięcia akademickie, nie mają wpływu na studentów, skoro, nie mają prawego charakteru.”

„Nauczyciele powinni być przykładem stosownego ubierania się i postępowania, jak na przykład: aparycja, śmiech, sposób poruszania się itp. Zwłaszcza jest to ważne u kobiet. Nauczyciele zasłużą na szacunek przez ich oddanie, poszanowanie dla tradycji i dobre maniery wespół z akademickim wykształceniem.”

Swami powiedział kilka ważnych słów na temat noszenia się kobiet i dziewczynek. Bardzo mocno podkreślił: „Jeśli kobieta ma rozwichrzone włosy, nie świadczy to dobrze o niej i Mnie się to nie podoba.”

Nie jest to cechą przyzwoitej kobiety.

Jeśli ludzie myślą, że jest to stosowne u edukowanej kobiety, są w błędzie.

Nieodpowiednie noszenie się nie przystoi człowiekowi. 

Chociaż wszędzie oczekuje się od nauczycieli odpowiedniego poziomu, Swami wymaga od nas stosownej wiedzy naukowej, profesjonalizmu oraz doskonałości w każdym aspekcie, ponieważ pragnie rozwoju studentów – nie tylko umiejętności uzyskiwania stopni naukowych, ale pełnego rozkwitu osobowości.

Rozmówca: Podczas pani pobytu w Anantapur Swami musiał przy wielu okazjach odwiedzać kampus. Czy mogłaby nam pani opisać jak wyglądał dzień w koledżu, gdy Bhagawan składał jedną z tych rzadkich i cennych wizyt?

Prof. Hemalatha: To były cudowne chwile. Swami odwiedzał naszą szkołę. Zwykle przyjeżdżał na trzy lub cztery dni. Na początku bardzo często. W latach 70-tych te wizyty ograniczyły się do dwóch lub trzech w roku. Swami pozostawał z nami od rana do wieczora. Czuliśmy się wtedy jak w niebie. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy nasza mama, ojciec i Bóg przyjmują wspólną formę i przychodzą do nas. Co wtedy czujemy? Kiedy Swami pojawiał się w kampusie, to uczucie towarzyszyło każdemu z nas! Studentkom, nauczycielom i pracownikom administracyjnym, posłańcom, strażnikom, każdemu, od sprzątaczki po dyrektorkę, ponieważ Swami był celem nas wszystkich. Każdy czuł, że Swami należy do niego. Nie tylko to - On jest nasz! Więcej - jestem Jego. Jesteśmy Jego. Kiedy był z nami, odczuwała to każda osoba. Indywidualne dusze łączyły się w duszę zbiorową i dążyły do połączenia się z Najwyższą Duszą, naszym ostatecznym celem. To uczucie przenikało wszystkich! Staraliśmy się zrobić co tylko możliwe, żeby czuł się szczęśliwy. Mogło to być sprzątanie i dekorowanie kampusu, przygotowanie przedstawienia, cokolwiek. Nieważne, czy była to duża czy mała praca, jej celem było uczynienie Go szczęśliwym. My wtedy również czuliśmy się szczęśliwi. Kiedy przyjeżdżał... to trzeba przeżyć, nie da się tego wyrazić słowami. Kiedyś, gdy Swamiego otaczała niewielka grupa osób, zapytałam: „Swami, jakie jest niebo?” Oto odpowiedź, jakiej mi udzielił: „Stan, w jakim teraz jesteście, jest niebem.” Jakie wspaniałe wytłumaczenie! To jest uczucie!

Zwykle wystawialiśmy różnego rodzaju przedstawienia, dramaty, przygotowywaliśmy wystawy, teatry kukiełkowe, występy muzyczne, legendy itp. Pamiętam jak kiedyś w święto Śankranti przedstawiliśmy sztukę kukiełkową, żeby podtrzymać tradycyjną kulturę naszego kraju. Swami bardzo się z tego cieszył. Przyjeżdżał do Anantapur na Śankranti. Pamiętam, że raz przyjechał na święto Winajaka Ćaturti i Sam występował! Mówię wam, to było wspaniałe. Myślę, że miało to miejsce w 1977 lub w 1978 r. Był Bogiem, był kapłanem. To było cudowne.

Swami zachęca studentki, aby były pełne prawości, zrównoważone, pewne siebie, komunikatywne i twórcze. Lubi kreatywne zajęcia, takie jak teatr. Nie pozwala na tak zwane obsceniczne występy kulturalne, dostępne w zewnętrznym świecie. Wie jak wydobyć ze studentek ukryte talenty i rozbudzić ich kreatywność we wszelkiego rodzaju dziedzinach, a także, jak skłonić je do wyrażania swoich opinii uprzejmie i z szacunkiem. Obecnie widzimy, że nawet absolwenci posiadający stopnie podyplomowe nie potrafią wypowiadać się publicznie, nawet przez minutę. Nie potrafią stanąć przed publicznością. Swami pragnie, żeby Jego studenci umieli wyrażać swoje opinie ze spokojem i pewnością siebie. Chciałabym opowiedzieć wam o tym coś więcej. Pod koniec roku akademickiego Swami niezmiennie składał nam przynajmniej jedną wizytę i błogosławił odchodzące studentki pożegnalnym dyskursem. Pożegnalne dyskursy dla absolwentek są bardzo cenne. Zwykle kładzie w nich nacisk na najważniejszą sprawę, to znaczy, na odpowiedzialność dziewcząt za dom, za dobre imię rodziców oraz za domy, które założą po ślubie. Swami mówił, że muszą być dobrymi matkami. Najpierw dobrymi córkami, dobrymi siostrami, dobrymi żonami a potem dobrymi matkami, dzięki czemu przysporzą społeczeństwu odpowiedzialnych i dobrych obywateli. Tego oczekuje Swami od każdej z nas. Cytuje przykłady niezwykłych kobiet, takich jak Dżidżabaj, Sita, Sawitri, Draupadi... szlachetne charaktery.

Rozmówca: Swami zazwyczaj mówi, że nie dba o stopnie, lecz że studentki nie powinny narażać się na komentarze. Jeśli kobieta naraża się na komentarze, pogrąża się. Madam, czy Swami kiedykolwiek powiedział pani, że jeśli 10 studentek spełni Jego oczekiwania, będzie to oznaczało, że osiągnął cel i nie stracił na próżno energii, pieniędzy i czasu, poświęconych temu projektowi edukacyjnemu?

Prof. Hemalatha: On nigdy nie zważa na liczby, lecz dba o jakość. Pragnie, żeby Jego studenci byli zarzewiem przyszłego społeczeństwa. Odnośnie kształcenia kobiet, Swami nigdy nie lubił żadnych uwag jeśli chodzi o reputację Jego studentek. Właśnie dlatego oddzielił kampus żeński od męskiego. Kiedyś napisał do mnie, że młode nauczycielki, czy też studentki pojechały do Whitefield bez wiedzy opiekunów. Napisał mi, żeby nie przyjeżdżały indywidualnie, bo to przyniesie im złą sławę. Mogę wysyłać je grupowo. Pod tym względem był bardzo zasadniczy. Nawet teraz, choć to sporo kosztuje, istnieją oddzielne klasy podyplomowe dla dziewcząt i dla chłopców. Swami nie pozwala na koedukację. Dba o charakter. Mówi, że „uwieńczeniem wykształcenia jest charakter”. Na nic tak bardzo nie zważa jak na charakter. Charakter jest bardzo, bardzo ważny. To nie jest edukacja nastawiona na gromadzenie informacji lecz na budowanie charakterów. Uniwersytecka komisja ds. grantów mówi o edukacji rozwijającej Wartości Ludzkie. Widać ją praktycznie jedynie w placówkach Swamiego.

Rozmówca: Na zakończenie, madam, kilka słów o tym, jakie znaczenie ma dla pani Bhagawan? Kim, według pani jest Bhagawan?

Prof. Hemalatha: Bardzo dobre pytanie. Pozwoli pan, że przytoczę piękny fragment wiesza Jagath Guru Adi Śankara pt.„Śiwananda Lahari”. Mówi w nim tak:

O, Panie Śiwo! Jesteś Tym, który dba o pomyślność każdej istoty we wszechświecie. Jesteś Tym, który wszystkim życzy dobrze. Jesteś nauczycielem, który nas uczy bezpośrednio i poprzez innych. Jesteś w nas. Jesteś wokół nas. Jesteś wszechwiedzący. Jesteś najbardziej miłosiernym i współczującym Bogiem. Skąd wiem, o Panie, że taki jesteś?” Adi Śankara daje odpowiedź: „Medytowałem o tym w najgłębszym zakątku mojej duszy. Rozpalałem swoje uczucia. Wtedy dowiedziałem się kim jesteś.”

Myślmy o Nim, medytujmy o Nim. To samo odnosi się do naszego Swamiego. Powinniśmy o Nim myśleć, powinniśmy o Nim medytować. To zawsze On przekazuje nam mądrość. Nie jest nauczycielem przychodzącym rutynowo do klasy. Uczmy się od Niego obserwując każdy Jego krok, każdy Jego czyn, każde Jego spojrzenie. On jest nauczycielem, uczy nas nieustannie. Zawsze ma dla nas przesłanie. W ten sposób Go widzę. Przechowuję w pamięci ten wspaniały werset Adi Śankary, bo doskonale pasuje do obrazu Swamiego. Swami ukształtował moją osobowość. Uczynił mnie tym, kim jestem teraz. W związku z tym zajmę wam jeszcze kilka minut i opowiem o jeszcze jednym zdarzeniu. Nie jako administratorka, lecz jako osoba prywatna. Opowiem wam jak Swami wykorzystał w swojej misji moje wykształcenie.

Mam wrodzone uzdolnienia do literatury, zwłaszcza w języku telugu. Na kursie magisterskim bycie studentką literatury było dla mnie w jakiś sposób pociągające. Sama wybrałam specjalizację w literaturze telugu. Nie dlatego, że nie byłam w stanie zająć się innymi tematami. Zostałam nauczycielką, bo tego pragnęłam. Nie wiedziałam jednak, że dzięki temu zajęciu zostanę pobłogosławiona bliskością Bhagawana i możliwością służenia Mu. Nie oczekiwałam, że moje studia akademickie przyniosą tak wspaniałe owoce. Pewnego dnia w 1976 r. Swami oświadczył, że podczas nadchodzącego letniego kursu Indyjskiej Kultury i Duchowości w Oothy powinnam wygłosić wykład poświęcony „Maha Bhagawatham”. Natychmiast spytałam Swamiego czy mam mówić po angielsku czy w telugu. Swami odpowiedział, że po angielsku. Trochę się zawahałam. Pomyślałam, że trudno mi będzie mówić w obcym języku na temat księgi spisanej w telugu. Jednak takie było życzenie Swamiego. Tamtego roku wybraliśmy się na letni kurs do Oothy. W dniu, kiedy miałam przemawiać, usiadłam w kącie, czekając na rozpoczęcie lekcji. Nagle wszedł Swami. Stanął przede mną i powiedział po angielsku: „Język nie jest ważny. Liczy się język serca.” I wyszedł. Poczułam, że dzięki tej prostej lecz głębokiej uwadze Swami dał mi siłę mówienia po angielsku o pismach świętych spisanych w telugu i w sanskrycie. Myślę, że nie muszę wspominać, że to wystąpienie zostało bardzo dobrze przyjęte. Bo kto mówił? On i tylko On! Od tamtego czasu Swami skłaniał mnie nieustannie do mówienia po angielsku o wielu świętych pismach. Czułam, że pobłogosławił mnie tą umiejętnością, aby studenci nie znający telugu poznali wartość tych wielkich ksiąg. Dotyczy to mojej osobistej kariery, nie pracy administracyjnej. Osiągnęłam pełnię wykształcenia u Jego stóp. Oczywiście, od chwili, gdy znalazłam się w Jego kręgu, Bhagawan, Wieczny Protektor wyznawców, opiekuje się całą moją rodziną. Zajął się każdym najmniejszym aspektem mojego osobistego życia i w ten sposób skłonił mnie do spędzenia 31 lat w Jego szkole. Zadbał o wszystko. Najłaskawszy Pan pozwolił mi bezpiecznie podróżować przez życie. Modlę się, żeby czynił to zawsze. Sai Ram!

Z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_07/01NOV09/05-h2h_special-01.htm – listopad 2009 r. tłum. J.C.
Powrót do spisu treści numeru 49 - styczeń-luty-marzec 2010 

[1]Dharmakszetra – pole dharmy, prawego postępowania

[2]‘Prawda – Dobro- Piękno’ – biografia Bhagawana Baby napisana przez prof. Kasturiego

[3]‘Dyskursy Sathya Sai’

[4]bangaru - złotko

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.