numer 38 kwiecień-maj-czerwiec  2007

Leonardo Gutter udziela wywiadu 

        Przedstawiamy zapis rozmowy nadanej w Radiu Sai w styczniu 2003 r., pomiędzy prof. G.V. Venkataramanem i Leonardo Gutterem, założycielem i członkiem Komitetu Koordynacyjnego Organizacji Sai w Argentynie oraz członkiem Rady Prasanthi, nadzorującej działalność Organizacji Sai na świecie. 

prof. G.V. Venkataraman: Sai Ram! Witam Cię w naszym studio, bracie Gutter. Spotykam Cię często, za każdym razem, gdy mamy tu święto, ale wielu naszych słuchaczy jeszcze Cię nie zna, bo pochodzisz z dalekiego kontynentu, z Ameryki Południowej i mieszkasz w Buenos Aires w Argentynie. Ponieważ Swami przyciąga ludzi w rozmaity sposób, to czy mógłbyś dokładnie sprecyzować, kiedy i jak przyjechałeś do Swamiego? Jak przyciągnął Cię Swami?

Leonardo Gutter: To bardzo ciekawa historia. Wydarzyła się mniej więcej 22 lata temu. W tym czasie kroczyłem ścieżką duchową radża jogi i nie pamiętam okoliczności, w których usłyszałem imię Swamiego.

prof. G.V. Venkataraman: Czy było to tak jak w przypadku Hislopa i wielu innych osób? Oni usłyszeli je od Indry Devi.

Leonardo Gutter: Nie, nie tak. Nie pamiętam, kto je wypowiedział i kiedy. Byłem na drodze duchowej. Usłyszałem imię Swamiego w Argentynie. Ogromnie mnie ono zainteresowało. Wkrótce osoba należąca wraz ze mną do radża jogi udała się do Indii. Swami udzielił jej interview i kiedy wróciła do domu, opowiedziała, co jej się przydarzyło. Otóż w drodze do Indii zatrzymała się w Anglii. Poszła do biblioteki i tam spadła jej na głowę książka. Była to książka o Swamim.

prof. G.V. Venkataraman: Spadła jej na głowę książka? Bezpośredni przekaz wiedzy!

Darszan we śnie

Leonardo Gutter: Dokładnie. Postanowiła wybrać się tutaj. Przyjechała i Swami zaprosił ją na interview. Wróciła i opowiedziała nam o Nim. W tym czasie, jak Ci mówiłem, byłem w innej organizacji. Potem, pewnej nocy, po raz pierwszy w życiu przyśnił mi się Swami.

prof. G.V. Venkataraman: Zobaczyłeś Swamiego we śnie?

Leonardo Gutter: Tak, zobaczyłem Go we śnie.

prof. G.V. Venkataraman: Pełną postać, szatę, formę fizyczną, wszystko?

Leonardo Gutter: Tak.

prof. G.V. Venkataraman: To zdumiewające ile osób miało podobne doświadczenie.

Leonardo Gutter: Dla mnie było ono niezwykłe. Znajdowałem się w pokoju razem z siedmioma lub ośmioma osobami. Wszedł Swami i pomyślałem (działo się to we śnie): „Tak, teraz się przekonam, czy jesteś awatarem. Jeśli jesteś awatarem i podejdziesz do mnie, do miejsca gdzie teraz stoję, to coś poczuję.” Zaczął iść w moją stronę i nagle stwierdziłem, że dotykam Jego stóp. I pomyślałem: „Co ja robię? Nie jestem przecież wyznawcą Sai”. Byłem zaskoczony tym, co się ze mną działo.

prof. G.V. Venkataraman: Czy słyszałeś o Nim przedtem? Czy widziałeś Jego zdjęcie?

Leonardo Gutter: Po prostu usłyszałem Jego imię, a potem miałem ten sen. Nie widziałem zdjęcia. Kiedy stanął przy mnie, poczułem napływające fale energii, jedna za drugą.

prof. G.V. Venkataraman: Bardzo interesujące, kilka dni temu dokładnie to samo powiedział pan Jumsai.

Leonardo Gutter: Jedna fala za drugą. Wydawało mi się, że wszystkie komórki mojego ciała kipią energią, która je rozsadza i napełnia anandą, szczęśliwością. Odbierałem to bardzo mocno. W pewnej chwili straciłem równowagę i upadłem na podłogę. Nie mogłem się poruszyć, moje ciało stało się bezsilne. Śniłem, zachowując świadomość i uśmiechałem się od ucha do ucha. On właśnie wychodził z pokoju. Wpatrywałem się w Niego i myślałem: „Jesteś Bogiem, jesteś Bogiem, jesteś Bogiem.” Spojrzał na mnie i zawrócił. Podszedł do miejsca gdzie leżałem. Objął mnie, kilka razy pocałował w czoło i obudziłem się. Było to tak silne, że postanowiłem pojechać do Indii. W styczniu 1982 r. znalazłem się w aśramie. Jeśli pozwolisz, podzielę się teraz moim pierwszym doświadczeniem ze Swamim.

prof. G.V. Venkataraman: Oczywiście.

„Nigdy nie zawiodę moich wyznawców.” – Baba

Leonardo Gutter: Złożyło się tak, że przyjechałem tutaj z pierwszą zorganizowaną grupą Argentyńczyków. Minęło 30 lub 40 dni, a my nie mieliśmy interview. Pewnego wieczoru byłem sam w pokoju. Bardzo silnie odczuwałem Jego boskość. Wziąłem papier i napisałem, że rezygnuję z udziału w duchowej organizacji, do której dotychczas należałem, ponieważ odnalazłem awatara. Pragnę Mu się całkowicie poddać i służyć ze wszystkich sił. Potem poszedłem spać. Następnego ranka udałem na darszan i Swami skierował się w moją stronę. Zamiast dać zwykły darszan, wyszedł z mandiru[1] i podszedł prosto do mnie. Stanął przede mną, spojrzał mi w oczy i powiedział: „Tak, spotkam się z tobą dziś po południu.” Kiedy darszan się skończył byłem tak szczęśliwy, że postanowiłem pójść do pokoju interview i pozostać w nim aż do spotkania. Zatrzymał mnie wolontariusz z sewa dal[2] i stwierdził, że nie mogę tego zrobić. Powiedział: „On musi wezwać cię po południu” Pomyślałem sobie, że sewakowi nie spodobała się moja twarz. Uważałem, że marnuje mi okazję. W rzeczywistości sądziłem, że Swami mnie nie odnajdzie albo o mnie zapomni, dlatego było mi bardzo przykro. Ale nadeszło popołudnie i darszan. Znalazłem się w trzecim rzędzie. Odczuwałem przygnębienie. Swami wyszedł ze swojego pokoju i spojrzał na mnie z werandy. Nie szukał mnie, lecz patrzył prosto na mnie. Zawołał: „Ty!”. Byłem taki szczęśliwy. Wstałem i podbiegłem do Niego. Powiedział „Chodź”. Wezwał mnie na interview. Spytałem, czy mogą przyjść wszyscy Argentyńczycy. Odrzekł: „Tak”.

Rozpoczęło się interview. Nagle, w samym środku spotkania, spojrzał na mnie i skomentował poranne wydarzenia, przytoczył moje myśli i wątpliwości. Stanął bardzo blisko mnie i wyszeptał mi do ucha cudowne słowa. Będę je zawsze pamiętał: „Nigdy nie zawiodę moich wyznawców.” Będę je zawsze pamiętał, ponieważ w ciągu minionych 22 lat okazały się prawdą. 

prof. G.V. Venkataraman: To cudowna historia, typowy dla Swamiego sposób przyciągania ludzi. Skorzystam z okazji i podzielę się czymś interesującym, czymś, o czym dowiedziałem się zaledwie kilka dni temu. Usłyszałem to od pewnej kobiety, od muzułmanki z Bangladeszu, która przyjechała tu po raz pierwszy. Nic nie wiedziała o Swamim. Zupełnie nic. Projektuje ubrania. Ma przedsiębiorstwo w Dhace, gdzie zatrudnia 350 ubogich kobiet - muzułmanek, chrześcijanek i Hindusek. Jej stroje biorą udział w pokazach. Kupowała je m.in. królowa Elżbieta i księżna Diana. Przyjechała do Singapuru na pokaz mody. Nie słyszała o Swamim i nigdy nie widziała Jego zdjęcia.

Tam miała sen. Swami schodził po schodach i mówił do niej: „Nie martw się. Zajmę się twoimi problemami. Jeśli ktoś będzie chciał ci zaszkodzić, zostanie porażony prądem.” Po przebudzeniu pomyślała sobie, że to dziwny sen, a potem o nim zapomniała. Dwa dni później spotkała się ze swoją agentką, młodą Chinką z Singapuru, a kiedy weszła do jej domu stanęła jak wryta, bo zobaczyła fotografię Swamiego. Spytała: „Kto to jest?”, a Chinka odpowiedziała: „To jest Sai Baba”. Muzułmanka przyglądała się zdjęciu, zaciekawiając tym Chinkę. Opowiedziała, co ją spotkało. „Gdzie mieszka ten Sai Baba? Chcę go zobaczyć.” Dowiedziała się i przyjechała. 

Wiele opowiadała o swoim życiu, o rodzinie i o sobie. O tym, że jej mąż właśnie przeszedł na emeryturę i nie pracuje już na kolei, że zawsze żyli w zgodzie z dharmą, z zasadami, że jej mąż absolutnie potępia korupcję. Powiedziała: „Wiesz, nasz kraj zajmuje najwyższe miejsce w rankingu krajów skorumpowanych, ale my przestrzegamy prawa.” Odrzekłem, że Swami wybrał ją właśnie, dlatego, że kroczy drogą prawości i daje utrzymanie 350 osobom. Tego rodzaju rzeczy dzieją się przez cały czas, a mnie bardzo zainteresowało, że twoja historia miała miejsce ponad 20 lat temu.  

Leonardo Gutter: Ameryka Południowa i moja ojczyzna leżą bardzo daleko od Indii, nasze kultury też się od siebie różnią, jednak Swami jest u nas znany. Miałem szczęście poznać niemal wszystkie kraje Ameryki Południowej. W każdym z 23 krajów istnieją Organizacje Sai, więc wiele osób przeżyło bezpośrednie doświadczenie. Swami pojawia się na wiele sposobów, także w argentyńskim interiorze. Dzięki temu ludzie poznają Go w różnych sytuacjach. Swami materializuje się tam fizycznie.

prof. G.V. Venkataraman: To niewiarygodne.

Leonardo Gutter: Myślę, że to wspaniale mieć wszędzie Organizację Sai, osadzoną w różnorodnych kulturach. My, na przykład, nie wierzymy w awatara, to pojęcie jest nam zupełnie obce. Mimo to ludzie przyjmują je dobrze, otworzyli się na nie.

prof. G.V. Venkataraman: A właśnie, jeśli mówimy o manifestacjach w odległych miejscach, to przypominam sobie zdarzenie sprzed kilku lat w Brindawan. Swami był ze studentami i ktoś z Europy opisywał, jak Swami pojawił się w Chorwacji i czynił tam służbę. Gdy skończył i usiadł, wstał inny wyznawca i powiedział: „Swami, to zdumiewające.” Odpowiedź Swamiego brzmiała: „Dla ciebie to zdumiewające, a dla mnie naturalne.”

Leonardo Gutter: Bardzo ciekawe.

prof. G.V. Venkataraman: Nie zapomnę tego. Swami powiedział dokładnie tak: Nee ku chaala aascharyam, naa ku chala sahajam. Opowiedziałaś nam o manifestacjach Swamiego i o tym jak bardzo jest akceptowany w Ameryce Południowej. Właśnie przypomniałem sobie, co opowiadał mi Hislop na początku lat 90-tych. Przyjechał do Bangalore na letni kurs. Tak się złożyło, że podczas wykładów w audytorium College’u siedziałem obok niego. Zwrócił się do mnie: „Czy wiesz, że ruch Sai w Ameryce Południowej szerzy się jak pożar?” Spytałem: „Dlaczego tak się dzieje?” Odrzekł: „Większość mieszkańców kontynentu to katolicy, a katolicy bez trudu akceptują doświadczenia mistyczne i święte osoby. To protestanci mają z tym problem. Katolikom łatwo jest uznać istnienie kogoś takiego jak Sai Baba.” Tak właśnie mi powiedział.

Przemieniony sceptyk

Leonardo Gutter: Właśnie przypomniałem sobie wspaniałą historię. Kiedy w Brazylii pojawiła się Organizacja Sai, działał tam wtedy bardzo wypływowy ruch duchowy pod nazwą „Spirytyzm”, zajmujący w kraju drugie miejsce pod względem popularności, tuż po kościele katolickim. Gdy Organizacja Sai zaczęła się rozrastać, ludzie z tego ruchu zaniepokoili się i postanowili zbadać naszą działalność. Wysłali do Indii dwie osoby. Jedną z nich był prof. Rivaldo. Miał sprawdzić, czy Sai Babie można zaufać, czy nie. Przyjechał udowodnić, że Swami jest oszustem. Taki cel miała ta podróż. Profesor cieszył się wielkim szacunkiem. Głosił, że dysponuje dwunastoma mocami duchowymi i ludzie wierzyli, że jego ocena będzie wiarygodna. Był tak popularny, że na jego wykłady przychodziło po 5 000 osób. Kiedy profesor wrócił od Sai Baby, powiedział, że wokół aszramu Swamiego fruwają anioły. Dodał, że za każdym razem, gdy Sai Baba wychodzi, z nieba spływają na wiernych snopy duchowego światła.” Dostrzegał to wszystko, kiedy Swami podchodził do kogoś. Wtedy Jego aura, doskonale różowa, absorbowała wszelkie negatywne energie z otoczenia. Mówił o Swamim z entuzjazmem, chociaż oczekiwano, że będzie mówił źle. Dokonała się w nim transformacja. Powiem o jeszcze jednym wydarzeniu. W dniu, w którym otwarto na Kostaryce Ośrodek Sai, w gazecie ukazał się artykuł przysłany z Prasanthi Nilayam. Możesz to sobie wyobrazić? Możesz wyobrazić sobie gazetę z Kostaryki z artykułem z Prasanthi Nilayam?

prof. G.V. Venkataraman: Większość z nas nawet nie wie, gdzie leży Kostaryka.

Leonardo Gutter: Mimo to mieliśmy wspaniałe doświadczenia.

prof. G.V. Venkataraman: Wracając do aniołów, przypominam sobie pewną historię, którą opowiadał Hislop. Wiele lat temu Swami udał się do Madrasu i zabrał ze sobą Hislopa. Około drugiej po południu po prostu podjechał do jakiegoś domu i zastukał do drzwi. Otworzyła Mu kobieta i spytała: „Swami, to Ty?”, a Swami odpowiedział: „Tak, przyjechałem. Zaprosisz Mnie do środka?” Weszła do domu, nie wiedziała jednak, czym ugościć Swamiego. Zwykle są to owoce i kwiaty. Powiedziała: „Swami, dlaczego mnie nie uprzedziłeś? Nic nie mam.” Odrzekł: „Nie martw się”, spojrzał w kierunku samochodu i dał znak. Hislop twierdzi, że z samochodu wypłynęły wtedy anioły i przyniosły srebrne tace. Potem wróciły do samochodu i znikły. Tak to opisał – a Hislopowi możemy wierzyć. Ale historia na tym się nie kończy. Następnego roku Swami przyjechał do Madrasu ze studentami. Przyprowadził ich do domu kobiety i polecił jej, żeby pokazała studentom srebrne tace przyniesione przez anioły.

Leonardo Gutter: Fantastyczne. Wspaniałe.

prof. G.V. Venkataraman: Naprawdę nie wiemy, co się dzieje. Kiedy mówiłeś o aurze, przypomniały mi się słowa Franka Baronowskiego. On również zobaczył ogromną aurę. Teraz opowiedz mi o pracach w Argentynie i w Ameryce Południowej.

Sewa w Ameryce Południowej

Leonardo Gutter: Robimy mnóstwo rzeczy. Stało się coś bardzo ważnego - Centrum Sai naszego kraju przekształciło się w centrum społeczne. Jest otwarte każdego dnia w tygodniu. W Argentynie mamy prawie sto grup Sathya Sai rozrzuconych po całym kraju, z północy na południe. W Ameryce Południowej jest ich razem ponad 300. W Argentynie mamy ich najwięcej, chyba 80 lub 90. Są otwarte codziennie, przeważnie od 17.00 do 21.00, a w weekendy przez cały dzień, więc wyznawcy mogą do nich nieustannie zaglądać. Każdego dnia wykonuje się w nich jakieś prace – służenie innym, kółka studyjne, dwa razy w tygodniu badźany. W Buenos Aires podjęto sewę Narajana.W każdym ośrodku przygotowuje się miesięcznie 11000 – 15000 porcji żywności i ofiarowuje biednym. Mamy wszędzie mnóstwo pracy.

prof. G.V. Venkataraman: Czy prócz wydawania żywności organizujecie także obozy medyczne?

Leonardo Gutter: Organizujemy obozy medyczne. Zajęliśmy się slumsami, odwiedzamy domy trędowatych i dzieci w szpitalu. Ważne jest to, że wykonujemy to na przestrzeni tygodnia, a nie raz na miesiąc. Robimy to w każdym tygodniu.

prof. G.V. Venkataraman: Jak przyjmuje waszą działalność społeczeństwo? Czy wie o Organizacji Sai?

Leonardo Gutter: Nasza działalność bardzo się podoba. Ludzie wiedzą i akceptują. Na przykład, niedawno, na obszarze otaczającym Buenos Aires była powódź i nasza Organizacja pierwsza pospieszyła z pomocą. Zorganizowaliśmy obóz medyczny i bardzo pomogliśmy ludziom.

Bal Vikas i Wychowanie w Wartościach Ludzkich 

prof. G.V. Venkataraman: Co powiesz na temat Bal Vikas i Wychowania w Wartościach Ludzkich?

Leonardo Gutter: W Ameryce Południowej mamy obecnie (styczeń 2003) trzynaście szkół Sathya Sai: pięć w Argentynie, cztery w Brazylii – w styczniu lub w marcu otworzymy tu jeszcze jedną, dwie w Ekwadorze, jedną w Wenezueli i jedną w Meksyku. Organizacja Sai zaadoptowała 159 szkół publicznych, w samym tylko Meksyku 15.000 uczniów bierze udział w programie Wychowania w Wartościach Ludzkich.

prof. G.V. Venkataraman: Powiedz nam, co obejmuje program i jakie ma znaczenie?

Złoty Dom

Leonardo Gutter: Opowiem ci bardzo ciekawą historię. Ale zanim to zrobię, przytoczę kilka nowości. Miesiąc temu w Argentynie pani Minister Edukacji spotkała się z Dyrektorem Instytutu Sathya Sai. Zaaprobowała program Wychowania w Wartościach Ludzkich i poprosiła Dyrektora Instytutu, aby wprowadził go do możliwie największej liczby szkół. W tej chwili ograniczają nas jedynie własne zasoby ludzkie. Teraz opowiem ci o efektach WWL-u. To cudowna historia. Jednym z naszych zadań jest opiekowanie się bezdomnymi dziećmi. W Buenos Aires są bezdomne dzieci, żyjące na ulicy. Pracowaliśmy z tymi dziećmi. Zabieraliśmy je dwa razy w tygodniu do ośrodka Sai. Tam je myliśmy, karmiliśmy i uczyliśmy, zwłaszcza WWL-u. Na początku przychodziły do ośrodka. Czuliśmy jednak, że problem leży w tym, że muszą wracać na ulicę, bo tam mieszkają i walczą o przetrwanie. Staraliśmy się, choć trochę im pomóc. Było to bardzo trudne zadanie. Postanowiliśmy wynająć dom i zabrać je z ulicy. Jak wiesz, Ameryka Południowa nie jest tak bogata jak Europa czy Stany Zjednoczone. Fundusze, jakimi rozporządzaliśmy, mogły nam starczyć jedynie na wynajęcie bardzo zniszczonego obiektu, postanowiliśmy jednak, że go wynajmiemy i odnowimy na tyle, by móc przyjąć dzieci. Pewnego dnia troje z tych dzieci przyszło nam pomóc. W domu była wyznawczyni Sai, która poleciła im posadzić przed domem rośliny. Chciała to miejsce uczynić piękniejszym. Po chwili dzieci wróciły niosąc worek, znaleziony w wykopanym dole. 

W worku było 13 kg czystego złota. Kiedy odkryli worek, pomyśleli w pierwszej chwili, że z nim uciekną. Potem przypomnieli sobie, czego uczyli się na lekcjach WWL-u. Poczuli, że muszą go nam oddać. Za to złoto – sędzia oświadczył, że należy do nas – za to złoto kupiliśmy dwa domy dla bezdomnych dzieci. Jedno z tych trojga dzieci nie ma nogi.

prof. G.V. Venkataraman: Niech ludzie w Argentynie więcej kopią!

Leonardo Gutter: Chłopiec, któremu ofiarowaliśmy protezę powiedział, że bardzo chce pojechać i spotkać Swamiego. Kupiliśmy mu bilet za znalezione złoto. Przyjechał tutaj. Swami udzielił mu interview i powiedział mu, że to On umieścił złoto w ziemi. W jednym z naszych domów mieszka dziewięć czy dziesięć opuszczonych dziewcząt. Przysłali je do nas sędziowie. Tego rodzaju służbę wykonuje się w krajach Ameryki Południowej. W Salwadorze istnieją projekty dostarczania wody pitnej. W Ameryce Południowej rozkwitają prace służebne i nauczanie WWL-u.

prof. G.V. Venkataraman: Sporo się mówi o problemach ekonomicznych Ameryki Południowej. Jakiś czas temu w telewizji dużo czasu poświęcono Argentynie. Ja sam otrzymałem list od jednego z mieszkających tam kolegów. Pytanie brzmi, czy czujesz, iż przesłanie Swamiego może pomóc w rozwiązaniu problemów Ameryki Południowej, a jeśli tak, to czy ludzie są gotowi tego przesłania wysłuchać? Nie tylko wielbiciele Sai, ale całe społeczeństwo.

Leonardo Gutter: Czuję, że przesłanie Swamiego rozwiąże wszystkie problemy na świecie.

prof. G.V. Venkataraman: Zgadzam się z tobą. Chciałem, żebyś to głośno powiedział.

Leonardo Gutter: Czuję, że ludzie bardzo dobrze przyjmują przesłanie Swamiego. Podam ci kilka przykładów. Prezydent Salwadoru jest wyznawcą Sai. Przyjeżdża tutaj od dawna. Pani wiceprezydent Centralnej Rady Brazylii jest wyznawczynią Sai. W Brazylii odbyły się wybory i wyznaczono nowego Prezydenta. Ofiarował on tej pani miejsce w rządzie, ale odmówiła. Sądzono, że czeka na lepszą ofertę i przedstawiono ją jej. Ponownie ją odrzuciła. Po raz trzeci zaproponowano jej ważną rolę w rządzie. Nie wiem, czy ją zaakceptowała. Nie chciała tego zrobić przez rok czy dwa lata, ponieważ była bardzo zaangażowana w prace Sai. Pomimo kryzysu, obchodziliśmy w Argentynie urodziny Swamiego w pięknym teatrze na starym mieście, mieszczącym 1200 osób. Ludzie ze wszystkich warstw społecznych wysłuchali przesłania Swamiego. Poruszyło ono ich serca.

prof. G.V. Venkataraman: Bardzo ważną rzeczą, którą Swami podkreśla, jest moralność. W Stanach i w Europie moralność przestała być modna. Czy ludzie w Argentynie rozumieją, że moralność jest ich jedynym ratunkiem?

Leonardo Gutter: Myślę, że tak, ponieważ problemy, przed którymi w tej chwili stajemy, wynikają z korupcji. Argentyna jest bardzo bogatym krajem, mamy tu wszystko. Obecny kryzys ekonomiczny wypływa z rozkładu moralnego. Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Czuję, że przesłanie Swamiego okazało się tu bardzo potrzebne i jest dobrze przyjmowane. Taki wniosek nasuwa nam się po spotkaniach z ludźmi w ośrodkach i w miejscach publicznych. Podczas wywiadów w czasopismach i gazetach padają pytania o Swamiego i o Jego misję.

prof. G.V. Venkataraman: Wasza kultura i religia różni się od kultury i religii w Indiach. Czy ludzie w twojej ojczyźnie mają trudności z akceptacją Swamiego?

Leonardo Gutter: Od dwudziestu jeden lat, czyli od momentu mojej pierwszej podróży do Indii i powrotu z sercem wypełnionym miłością do Swamiego, doświadczenie nauczyło mnie, że ludzie nie mają z tym trudności.

prof. G.V. Venkataraman: Ale powiedziałeś, że byłeś wtedy w radża jodze.

Głoszenie boskiej chwały 

Leonardo Gutter: W tym czasie czułem potrzebę dzielenia się z każdym tym, co tu odnalazłem, dlatego zacząłem odwiedzać różne miejsca, gdziekolwiek zostałem zaproszony. Jeździłem po Argentynie i sąsiednich krajach, żeby mówić o Swamim. Zauważyłem, że wszyscy chcą o Nim słuchać. Od tamtej pory wędruję po całej Ameryce Południowej i biorę udział spotkaniach.

prof. G.V. Venkataraman: Kim są wyznawcy? Czy pochodzą z klasy średniej? Czy pochodzą z klas niskich? Pracują w przemyśle? Czy to profesjonaliści? Uczeni?

Leonardo Gutter: Mamy wyznawców ze wszystkich grup społecznych, ludzi z przemysłu, naukowców, profesjonalistów i intelektualistów.

prof. G.V. Venkataraman: I gotowi są przyjąć Swamiego?

Leonardo Gutter: Tak.

prof. G.V. Venkataraman: A politycy?

Leonardo Gutter: Wielu polityków wielbi Swamiego.

prof. G.V. Venkataraman: Przypuszczam, że nie biorą łapówek.

Leonardo Gutter: Nie, nie biorą.

prof. G.V. Venkataraman: Wynika z tego, że aby pozbyć się korupcji, musicie mieć więcej wyznawców Sai. Opowiedz mi jeszcze o ruchu Sai w innych krajach, na przykład w Brazylii, Chile, Urugwaju, Paragwaju i Gwatemali. Rzadko widujemy tutaj ludzi stamtąd. Podoba mi się szarfa Kolumbii, jest zrobiona z wyobraźnią, a także Gwatemali. Opowiedz nam, proszę, również o tych krajach.

Leonardo Gutter: Nie widujesz często ludzi z tych krajów, bo są w trudnej sytuacji ekonomicznej. Niedawno odbyło się spotkanie przewodniczących pięciu regionów. We wszystkich krajach jest wiele ośrodków Sai. Jest ich dużo w całej Ameryce Południowej, w tym w Nikaragui, na Kostaryce i na Haiti. Pewien wyznawca przywozi stąd na Haiti i na Kubę książki w języku francuskim.

Kubańska opowieść 

prof. G.V. Venkataraman: Kuba? To bardzo interesujące. Pewnego razu miałem okazję rozmawiać ze Swamim i z Jego błogosławieństwem, opowiedziałem o moich doświadczeniach na Kubie. Kiedyś na Kubie stewardesa poprosiła mnie o zdjęcie Swamiego, ponieważ chciała je ofiarować profesorowi hatha jogi. Więc wysłałem jej to zdjęcie. Na Kubie z tego zdjęcia zaczęło się sypać wibhuti. Ten profesor, nauczyciel hatha jogi, poczęstował odrobiną wibhuti nastolatka, który następnego dnia miał mieć operację serca. Kiedy przewieziono go na salę operacyjną stwierdzono, że uszkodzenie serca znikło. Operacja nie była potrzebna. Od tego dnia wielbiciele Sai zaczęli pojawiać się po prostu znikąd. Nikt z Kuby nie przyjechał do Indii. Tam nie wolno spotykać się w grupach. Ale wkrótce na Kubie zawiązało się 108 grup. Wyznawcami Sai zostali nawet pracownicy wywiadu, przysyłani na spotkania. Jeden z synów Fidela Castro stał się wyznawcą Sai. Osiągnięto punkt, kiedy rząd zaczął się niepokoić. Dlatego zdelegalizowano Organizację Sai.

prof. G.V. Venkataraman: To chwilowa delegalizacja.

Leonardo Gutter: Jestem tego pewien. Słyszałem, że mimo wszystko wyznawcy wciąż się tam spotykają. W ciągu trzech lat za Swamim podążyło 30 tysięcy mieszkańców Kuby. Jeśli ten ruch w dalszym ciągu będzie się tak rozwijał, wkrótce wszyscy staną się wyznawcami Sai.

prof. G.V. Venkataraman: To zdumiewające. Podobne rzeczy dzieją się w Rosji.

Leonardo Gutter: Do delegalizacji doszło, bo jak mówimy w Ameryce Południowej, kropla przelała kielich. W dniu urodzin Swamiego na Kubie odbyły się wielogodzinne uroczystości i do centrum Sai przybyły setki ludzi, żeby w nich uczestniczyć. To zaniepokoiło rząd.

prof. G.V. Venkataraman: To było przysłowiowe źdźbło trawy, które przełamało wielbłądowi kręgosłup.

Leonardo Gutter: Wyobraź sobie taki kraj jak Kuba, do którego nikt nie może przyjechać, a mimo to jest w nim tak wielu wielbicieli Sai. Cała Ameryka Południowa jest przepełniona miłością Swamiego.

prof. G.V. Venkataraman: To zupełnie niezwykłe. Nikt stamtąd tutaj nie przyjeżdża. Ty tylko wysłałeś fotografię profesorowi hatha jogi, nic poza tym. To godne uwagi, zupełnie oszałamiające. Miło mi z tobą rozmawiać. Opowiedziałeś o wielu sprawach, o których nie miałem pojęcia. To pokazuje, że istnieją wymiary dotyczące Swamiego, z których nie zdajemy sobie sprawy, spotykając Go na porannym i wieczornym darszanie. Widzimy tylko, że wyszedł i chodzi. To pokazuje, jak bardzo ograniczona jest nasza percepcja.

 Z Sai wszystko jest możliwe  

Leonardo Gutter: Przede wszystkim, cieszę się z tego, że mogłem się podzielić naszymi doświadczeniami ze wszystkimi słuchaczami. Dziękuję. Chcę powiedzieć, że to wszystko robi Swami. Kiedy wróciłem z mojej pierwszej podróży do Indii był marzec 1982 r.

Byłem w podróży przez trzy miesiące. Pozostawałem w aszramie przez 45 dni. W dniu, kiedy miałem wrócić do Argentyny, poczułem w sercu przenikliwy ból na myśl, że muszę opuścić siedzibę Boga. Pomyślałem: Swami, chcę wrócić tu w we wrześniu. Było to niemożliwe ze względów finansowych. Właśnie rozkręcałem nowe przedsięwzięcie i mój partner zabiłby mnie, gdybym oświadczył, że po wielomiesięcznej nieobecności w kraju wracam we wrześniu do Indii. Jednak w sercu prosiłem go o pozwolenie. Dlatego powiedziałem przyjaciołom w aszramie: „Nie tęsknijcie za mną. Wrócę we wrześniu.” Wyjechałem do Argentyny. W połowie czerwca lub lipca otrzymałem propozycję wystawienia sztuki w Ekwadorze. W tym czasie pracowałem w spółce filmowej. Zgodnie z umową, miałem spędzić razem z nimi miesiąc, zobaczyć, co robią i wrócić do Argentyny. Wtedy, w Ekwadorze, poczułem potrzebę mówienia o Swamim, bo nic tam o Nim nie wiedziano. Udałem się do biura linii lotniczych i do spółki. Jako część umowy, otrzymałem bilet 30-to dniowy. Poszedłem do biura lotniczego i próbowałem sprolongować mój bilet o tydzień, żeby móc mówić o Swamim. Nie wiedziałem jak to zrobię i gdzie. Poprosiłem: „Pozwólcie mi polecieć do Argentyny następnym lotem.” W tygodniu były dwa loty z Ekwadoru do Argentyny. Pani w biurze powiedziała: „To niemożliwe, pana bilet jutro traci ważność. Musi polecieć pan teraz.” Za każdym razem, kiedy mówiła „nie” wzrastała we mnie potrzeba pozostania. Po 40-minutowej dyskusji powiedziała: „Może pan zostać tak długo, jak zechce, jeśli zamieni pan bilet na nie-datowany, ważny przez rok.” Zapytałem: „Ile to będzie kosztowało?. Powiedziała: „Za 100 dolarów może pan zostać tak długo, jak pan zechce.” Zdziwiłem się:, „Dlaczego nie zaczęła pani od tego?”, dopłaciłem 100 dolarów i miałem bilet nie-datowany. Wyszedłem z biura linii lotniczych i nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem iść do parku i mówić o Swamim, bo by pomyślano, że zwariowałem. Zadzwoniłem do przyjaciela mieszkającego w stolicy Ekwadoru, a on powiedział: „Przyjedź tutaj”. Zorganizował mi spotkanie z grupą hatha jogi, kierowaną przez katolickiego księdza.

prof. G.V. Venkataraman: Katolicki ksiądz akceptujący hatha jogę?

Leonardo Gutter: Tak. To stowarzyszenie prowadził ksiądz katolicki. Powiedziałem mu, że chcę mówić o Swamim, a on odrzekł: „Proszę, w następny piątek mamy spotkanie, może pan mówić o Swamim.” Kiedy przyszedłem, sala była pełna. Zacząłem opowiadać o Swamim. Mówiłem o Nim przez godzinę. Kiedy skończyłem, podszedł do mnie ksiądz i powiedział: „Posłuchaj, mamy czasopismo, które wydajemy i rozsyłamy po całym Ekwadorze. Jeśli napiszesz artykuł, zamieszczę go w czasopiśmie, a jeśli masz fotografię, to dam ją na okładkę.” Możesz sobie wyobrazić, jak bardzo byłem szczęśliwy. Następnego dnia, w sobotę, mój przyjaciel zaprosił mnie na koncert. Po zakończonym koncercie spotkał się człowiekiem, z którym prowadził interesy. Podeszli do wyjścia. Było zimno. Kiedy zrozumieli, że marznę, przedsiębiorca zwrócił się do mojego przyjaciela: „Słuchaj, twój przyjaciel cierpi. Może byś przyszedł do mnie jutro na kolację i wtedy to omówimy.” Zaprosił także mnie. Kiedy odszedł oświadczyłem, że nie pójdę na to spotkanie. Mój przyjaciel odpowiedział: „Jeśli nie pójdziesz, będę się czuł się okropnie. Tu wszyscy starają się być uprzejmi.” Więc poszedłem. Wyobrażasz sobie, o czym mówiłem podczas obiadu? Mówiłem o Swamim.

Ten przedsiębiorca był w Ekwadorze bardzo wpływową osobistością. Pełnił kiedyś w Izraelu funkcję ambasadora. Miał także wielką firmę. Był bardzo przywiązany do przyjemności życiowych. Nie podążał ścieżką duchową. Przez 10 minut słuchał tego, co mówię, a potem zapytał: „Przepraszam, czy zechciałby pan pojechać ze mną do Indii?” Usłyszawszy to odpowiedziałem: „Oczywiście”. „Dobrze” – stwierdził –„Spotkam się z panem tutaj w następny poniedziałek. Mamy biuro podróży. Kupię dwa bilety do Indii.” Odrzekłem: „OK.” Sądziłem, że to żart. Pomyślałem sobie, że dzisiaj jest niedziela i że mam bilet powrotny do Argentyny na wtorek. Z nim miałem się spotkać w poniedziałek. Może to nie był żart. Poszedłem na spotkanie. Ten człowiek przyszedł i kupił dwa bilety. Drugiego września byłem w aśramie. Przelot Ekwador – Buenos Aires był opłacony, przelot Ekwador – India był opłacony. Czułem się zaskoczony. W drodze do Indii wyjaśnił mi, dlaczego kupił ten bilet. Cierpiał na raka podniebienia, nie kroczył drogą duchową. Miał przed sobą kilka miesięcy życia. Był w Stanach Zjednoczonych, poddał się operacji w Huston, ale mu nie pomogła. Kiedy usłyszał co mówię o Swamim, powiedział sobie: „Mam pieniądze i nic do stracenia.” Pojechał ze mną do Indii. Pierwszego dnia mieliśmy darszan w Whitefield. Kiedy Swami podchodził do drzwi, usłyszałem w głowie głos: „Chciałeś być tutaj we wrześniu, więc jesteś.” Mój towarzysz był bardzo gruby. Źle znosił siedzenie na podłodze i nieustannie narzekał. Pewnego dnia, bodajże w czwartek, śpiewaliśmy bhadżany i on przez cały dzień siedział. Byłem zdziwiony, ponieważ zwykle po 10 minutach zaczynał narzekać i wstawał. W południe, zanim nadszedł Swami, spojrzał na mnie. Miał zapłakane oczy i oświadczył mi, że Swami był tu przed chwilą. Włożył mu rękę do ust, wyciągnął coś i stwierdził: „Zostałeś uleczony”. Ja nie widziałem Swamiego, to było jego doświadczenie. Dwa dni później wróciliśmy do Ekwadoru. W pełni odzyskał zdrowie. Pojechał do europejskiego szpitala i do amerykańskiej kliniki i usłyszał: „Rak zniknął”. Od tamtego czasu upłynęło ponad 20 lat. Wciąż żyje, jest zdrowy i szczęśliwy. Kiedy wróciliśmy do Ekwadoru, był tak wdzięczny Swamiemu, że opublikował swoje doświadczenia w czasopiśmie i rozprowadził je w Ekwadorze - 10 000 bezpłatnych egzemplarzy. Oto jak Swami daje nam poznać Siebie.

prof. G.V. Venkataraman: Swami często powtarza: „Wypadki biegną szybciej niż możemy to sobie wyobrazić.” Teraz w to wierzę. Jeśli dzieją się takie rzeczy, co czy istnieje coś, co mogłoby Go powstrzymać? Nieustannie podkreśla, że na wszystko musi być odpowiedni czas i warunki. On decyduje o czasie zdarzeń, On robi zestawienia. My musimy bacznie obserwować świat. Mam wielką nadzieję, po tym, co powiedziałeś, że Argentyna wydobędzie się z obecnego kryzysu ekonomicznego, etycznego i moralnego. Wierzę, że odrodzenie rzuci nowe światło na cały świat. Dziękuję ci i Sai Ram. Liczę na to, że spotkamy się ponownie w tym studiu. Sai Ram.

Leonardo Gutter: Sai Ram i dziękuję.

z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_05/01APR07/04-gutter-interview.htm kwiecień-2007 tłum. J.C.

powrót do spisu treści numeru 38 kwiecień-maj-czerwiec  2007 



[1] mandir – świątynia

[2] sewa dal – organizacja zrzeszająca osoby, które bezinteresownie służą Śri Sathya Sai Babie

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.