Wspomnienie…         numer 24 - listopad-grudzień 2004

          Minęło 5 lat od mojego ostatniego drugiego pobytu (wyjazdu do Miłości w Prasanthi Nilayam) u ukochanego Sai Baby, a ja wciąż myślę o szokującym przeżyciu jakiego - relacjonując na łamach Światła Miłości nr 13 z dnia 13.12.1999 roku - nie wyjaśniłam. Zasygnalizowałam jedynie, że muszę przemyśleć i przeanalizować swoje przeżycia…

          Myślę, że teraz jest już właściwy czas, by to wyjaśnić. W dniu 21.11.1999 roku grupa polska spotkała się przy posągu Ganeszy, by pójść razem do sierocińca (gdzie bywała Majka Quoos), spotkać się z dziećmi, wręczyć darowiznę w postaci pieniędzy itd.… Ja nie bardzo miałam ochotę tam pójść - jestem bardzo wrażliwa na krzywdy dzieci… Po namyśle pobiegłam jednak na spotkanie. Pomyliłam miejsce i gdy dotarłam na  właściwe miejsce, wszyscy już poszli. (W sierocińcu nie wpuszczono ich do środka, tylko jakaś pani przyjęła pieniądze i chwilę z nimi porozmawiała - tak mi później opowiadano.) Dumałam przez chwilę, co ze sobą zrobić i poszłam pod drzewo medytacji. Usiadłam i już za chwilę miałam wizję Swamiego, ale niestety pojawił się jakiś mężczyzna. Stanął przede mną i kopał nogą w ziemię. Odgłos był duży i przeszkadzał mi. Nikt - było kilka osób i pies - nie reagował. Odeszłam - on też. Wróciłam - on też. Ta sytuacja powtarzająca się zniechęciła mnie do medytacji. Poszłam do Muzeum Religii, ale po drodze jakaś urocza para zrobiła mi zdjęcie, a później spotkałam starszego Hindusa o dziwnie błyszczących oczach. Poprosiłam, mimo ogarniającego mnie lęku - wokół nikogo - by zrobił mi zdjęcie, wręczyłam mu aparat, a później powtarzając sobie w myślach Swami jesteś ze mną szybko oddaliłam się mimo protestów tegoż Hindusa. Poszłam do domu towarowego, ale już było za późno na wejście do środka. Wokół było bardzo dużo ludzi, słońce prażyło, upał.

          Nagle stało się coś dziwnego a zarazem szokującego dla mnie. Poczułam, że jestem sama na świecie. Słyszałam swój głośny oddech - powolny i świszczący - był szumem wichru, był rykiem fal oceanu… Odczułam ból samotności, nic nie było wokół, tylko ja. Nie miałam kogo kochać, nikt mnie nie kochał, bo byłam tylko ja. Wokół była Pustka. Przerażała mnie. Bardzo chciałam kogoś zobaczyć, polubić, pokochać. (Nie było nic i nikogo z tego, co jeszcze przed chwilą widziałam.) Nagle ujrzałam jakby tacę a na niej kilka lalek, stały nieruchomo (tak jak lalki dla dzieci). Uwagę moja przykuła lalka wyglądająca jak stara kobieta. Ból samotności nadal był we mnie; kiedy wydawało mi się, że już dłużej go nie wytrzymam, ujrzałam pojawiający się z lewej strony CIEŃ (jak ciemna mgła ale prawie przezroczysta). Przesuwał się z prawej strony na lewą. Kiedy objął (wypełnił) wszystko, dziwna jasność widziana wcześniej znikła. Mój oddech powoli cichł, pojawiła się jasność słońca, lalki zaczęły się poruszać. Nie przeszedł ból osamotnienia. Podeszłam do zapamiętanej najlepiej lalki - starej kobiety - stała przed kioskiem z kasetami wideo. Aha, wszystko wróciło do normy sprzed przeżycia lecz ja nadal koncentrowałam się na tej jednej lalce. Odezwałam się do niej, chciałam usłyszeć jej głos (wokół jeszcze była cisza mimo normy). Powiedziała mi coś po angielsku. Odetchnęłam i rozejrzałam się, wróciły normalne odgłosy - wszystko było jak poprzednio przed „przeżyciem”. Miałam wrażenie, iż zrozumiałam po co i dlaczego Bóg nas stworzył. Szybko wróciłam do pokoju - myśląc: „Swami, nie jestem sama, jesteś ze mną, ja to muszę przemyśleć, ale później…” Za chwilę wróciły z sierocińca bliźniaczki - Irenka i Ala. Cieszyłam się, że do mnie mówią, że nie jestem już sama na świecie. Myślałam o samotności Boga, potrzebie kochania i bycia kochanym. Rozumiałam, że wszystko jest Nim ,jest Jednością i to On gra przez nas różne role… to maja - CIEŃ nas zwodzi więc grajmy je najlepiej jak potrafimy w tym teatrze życia. Przez kilka lat myślałam, że to przeżycie jest tylko dla mnie, niedawno zrozumiałam, że inni mają prawo też o nim wiedzieć.

          Opowiedziałam je w skrócie w grupie Sai i tuż po tym zdarzeniu był telefon od wielbicielki Sai, bym napisała do „Światła Miłości”. Spytałam co mam napisać. Usłyszałam, że mam tyle przeżyć, że będę wiedziała o czym. Zrozumiałam.

          Może moje doświadczenie pomoże innym zrozumieć kim naprawdę jesteśmy. Dziękuję Ci ukochany Swami.

Namaste - Wanda Chmurko


powrót do spisu treści numeru 24 - listopad-grudzień 2004

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.