numer 15 - maj-czerwiec 2003

Nasze dzieciaki – co byśmy bez nich zrobili?

    Oto kilka historyjek, które dowodzą, że możemy się wiele nauczyć od naszych dzieci, zwłaszcza wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy.

    Pisarz i wykładowca Leo Buscaglia opowiadał kiedyś o tym jak poproszono go o sędziowanie w pewnym konkursie, którego celem było znalezienie najbardziej troskliwego dziecka. Zwycięzcą został czteroletni chłopiec, którego sąsiadem był pewien starszy pan od niedawna w żałobie po stracie żony. Widząc przez okno, że staruszek płacze, malec wszedł do jego domu, wdrapał mu się na kolana i po prostu tam siedział. Kiedy mama spytała go potem, co takiego powiedział sąsiadowi, chłopiec odpowiedział: „Nic, ja tylko pomagałem mu płakać.”

    Pierwszoklasiści nauczycielki Debbie Moon omawiali obrazek przedstawiający rodzinę. Jedno z dzieci na obrazku miało włosy innego koloru niż pozostałe. Jakiś uczeń zasugerował, że pewnie zostało adoptowane. Wtedy odezwała się dziewczynka: „Ja wiem coś o adopcji, bo sama zostałam adoptowana”. „Co to znaczy, że jest się adoptowanym?” spytało inne dziecko. „To znaczy, że wyrosło się w maminym sercu, a nie w brzuszku,” odpowiedziała dziewczynka.

     Czteroletnia dziewczynka poszła na badanie do pediatry. Kiedy pan doktor zaglądał jej do ucha wziernikiem, zapytał: „Jak myślisz, czy znajdę tam Wielkiego Ptaka?” Dziewczynka nie odpowiedziała. Następnie doktor wyjął szpatułkę i zajrzał jej do gardła. „Jak myślisz, czy znajdę tam Ciasteczkowego Potwora?” zadał kolejne pytanie. Dziewczynka znów milczała jak zaklęta. Wtedy lekarz przyłożył jej do piersi stetoskop i słuchając jak bije jej serce spytał: „Jak myślisz, może usłyszę tam Barney’a?” „Ależ skąd!” odpowiedziało dziecko. „W moim serduszku jest Jezus, Barney’a mam na majteczkach.”

    Jeśli tylko zdarzy mi się poczuć rozczarowanie z powodu mojego miejsca w życiu, zatrzymuję się by pomyśleć o małym Jimmy’m Scottcie. Jimmy usiłował dostać rolę w szkolnym przedstawieniu. Jego matka powiedziała mi, że włożył w przygotowania całe swoje serce, lecz ona obawia się, że nie zostanie wybrany. W dniu, gdy rozdzielano role poszłam z nią, żeby odebrać Jimmy’ego ze szkoły. Zobaczywszy nas Jimmy podbiegł do mamy z roześmianą twarzą i roziskrzonym wzrokiem. „Wiesz co, Mamusiu,” wykrzyknął i wypowiedział słowa, które dla mnie pozostaną ważną lekcją: „Zostałem wybrany do klaskania i wiwatowania!”

    Z opowieści naocznego świadka tego wydarzenia, które miało miejsce przed laty w Nowym Jorku, pewnego zimnego grudniowego dnia:

    Mały chłopiec, na oko dziesięcioletni, stał na chodniku przed sklepem obuwniczym. Był bosy, trząsł się z zimna i zaglądał przez okno wystawowe. Wtedy podeszła do niego pewna pani i spytała: „Mój drogi chłopcze, dlaczego tak uporczywie wpatrujesz się w to okno?” „Prosiłem właśnie Boga, aby dał mi parę butów,” odpowiedział chłopiec. Dama wzięła go za rękę, wprowadziła do sklepu i poprosiła sprzedawcę, żeby podał dla chłopca z pół tuzina par skarpetek. Następnie spytała czy może prosić o miskę z wodą i ręcznik. Sprzedawca w mgnieniu oka spełnił jej prośbę. Kobieta zabrała chłopca na zaplecze, zdjęła rękawiczki, uklękła, umyła jego małe stopy i dokładnie osuszyła je ręcznikiem. Potem nałożyła mu skarpetki i na koniec kupiła parę butów, wręczając mu pozostałe skarpetki. Na pożegnanie pogłaskawszy chłopca po głowie, powiedziała: „Bez wątpienia czujesz się teraz o wiele lepiej, mój drogi chłopcze?” Kiedy już miała wyjść, zdumiony chłopiec złapał ją za rękę i podniósłszy na nią oczy pełne łez odpowiedział na jej pytanie jednym, krótkim zdaniem: „Czy Pani jest Żoną Boga?”

przysłała Irena Czajkowska

tłum. Joanna Gołyś

powrót do spisu treści numeru 15 - maj-czerwiec 2003

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.