Relacja Lidii
Piszę ten list nie tyle w nadziei opublikowania go, ile z zamiarem podzielenia się osobistą radością z pielgrzymki mojego życia do Swamiego.
      Postacią Sathya Sai Baby jestem zafascynowana od blisko dziesięciu lat. Każdy, kto tak jak ja w samotnym poszukiwaniu i przedzieraniu się do Boga odnalazł schronienie w Babie, zna to uczucie ulgi i radości. Należę do wrocławskiej grupy Sathya Sai, pomimo dzielącej mnie 55-cio kilometrowej odległości od Wrocławia, staram się przyjeżdżać możliwie często na Satsangi.
      Wiele osób z naszej wrocławskiej grupy wyjeżdżało do Indii. Po ich powrocie słuchałam z zapartym tchem relacji z pobytu w Puttaparthi. Słyszałam i czytałam w książkach informacje, że jeżeli kogoś Swami zaprosi do siebie, to wszelkie okoliczności i zdarzenia będą temu sprzyjać.
       Ale ja (oprócz marzeń) nie miałam ani warunków ani nadziei, że może mnie spotkać takie przeżycie jak podróż do Indii.
      Otóż jestem przykładem i kolejnym potwierdzeniem faktu, że Swami może wszystko uczynić dla swoich wielbicieli.
      Gorąco dziękuję Swamiemu i Jadzi z Wrocławia, która zgodziła się zostać narzędziem woli Baby. To dzięki opiece Baby, przy pomocy i wsparciu kochanej Jadzi mogłam polecieć do Indii.
      Wybraliśmy się w podróż do Swamiego promocyjnym lotem Lufthansy w grupie: Basia, Ania, Jadzia z Wrocławia, Stasiu, Gabrysia ze Złotego Stoku i ja Lidka ze Świdnicy. Nasz pobyt w aśramie Swamiego trwał od 8 września do 4 października 2001 roku.
      Każdy, kto pierwszy raz wybrał się w podróż do Indii, zna to uczucie psychicznego oszołomienia i termicznego szoku. Adaptacja do zmiany klimatu, czasu, nawyków żywnościowych trwała u mnie kilka dni. Spoglądałam na otoczenie jak ktoś, kto odnalazł się w innym świecie, o którym wprawdzie słyszał i czytał, ale osobiście jeszcze nie doświadczał. Postać Swamiego, którą znałam i widziałam na niezliczonych ilustracjach, tutaj zobaczyłam po raz pierwszy na żywo w niedzielę 10 września 2001 roku około godziny 6:45 na placu darśanowym. Oszołomienie mieszało mój odbiór wrażeń na zasadzie – czy to jawa czy sen. Powoli przyzwyczajałam się do otoczenia i trybu życia. Każdy, kto kocha Swamiego zna to uczucie pragnienia, aby On zobaczył go w tłumie i zaprosił na interview. Myślałam sobie czasem, że to nie jest możliwe, aby Swami mógł wiedzieć, że pośród tak dużej ilości ludzi zgromadzonych na placu darśanowym istnieje taka drobna, niepozorna istota jaką ja jestem. Pod drzewem medytacji modliłam się o to, aby Swami w jakiś sposób dał mi znak, że wie iż tutaj jestem, że mnie też dostrzega.
      Mówi się, że w aśramie nic nie dzieje się przypadkowo. Myślę, że nieprzypadkowo w dniu 19 września 2001 roku stanęłam na trasie przejazdu Swamiego przez aśram o godzinie 8:45.
      W pobliżu stołówki pendżabskiej po lewej stronie drogi stanęłam ja i jakiś Hindus, gdy nadjechał samochód Swamiego. Za szybą samochodu zobaczyłam skierowaną w moją stronę twarz Swamiego opromienioną szerokim uśmiechem, spojrzenie Jego ciemnych oczu i skierowaną w moją stronę otwartą lewą dłoń. Wszystko trwało krótką chwilę, samochód oddalił się wraz z biegnącymi obok hinduskimi sewakami. Uśmiech, który odebrałam przypomniał mi radość gospodarza witającego oczekiwanego gościa.
      Radosnym wydarzeniem tego dnia dzieliłam się z każdym, kto mógł się ze mną porozumieć w języku polskim (innego języka nie znam). Było to moje interview. Przez cały czas pobytu w aśramie, uczestnicząc w darśanach i bhadźanach, widziałam Swamiego przeszło 100 razy. To też była dla mnie forma interview.
      Innym przeżyciem był dla mnie widok i możliwość dotknięcia cudownego pierścionka zmaterializowanego przez Swamiego dla Ewy Serwańskiej. Widziałam ten pierścionek i rozmawiałam z Ewą w dniu 3 października, był to dla mnie 24 dzień pobytu w aśramie. Prowadziłam zapiski wrażeń z każdego dnia pobytu w Puttaparthi, coś na kształt pamiętnika. Wracam myślami do tamtych dni, spoglądam na fotografie i zrobione tam zdjęcia. Na jednej z fotografii mam uwiecznionego Murzyna z Namibii, jak leży pod drzewem medytacji (pisze o nim Ela Garwacka w relacji z pobytu w Prasanthi Nilayam – „Światło Miłości” nr 6 – listopad-grudzień 2001). Był on nazajutrz u Swamiego na interview.
      Będąc teraz w rodzinnym mieście, przeżywam we wspomnieniach inne doświadczenia duchowe i coraz bardziej dociera do mnie świadomość faktu, że spotkało mnie coś ważnego, niezwykłego. Jakże mocno uświadamiam sobie teraz, że odczuwam coś na kształt tęsknoty, pragnienia powrotu do tego miejsca, aby pogłębić i wzbogacić doznania i przeżycia. Jeżeli Swami zechce, może w przyszłości jeszcze raz mnie zaprosi do Prasanthi Nilayam.
      Moja potrzeba podzielenia się radością i wyrażenia wdzięczności dla Swamiego, a także dla mojej opiekunki Jadzi z Wrocławia, podziękowania współtowarzyszom podróży, pozdrowienia wszystkich, których poznałam w aśramie została przelana na papier w tym liście.
Om Sai Ram.
Lidia Mrugalska
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.