SYNEK
Mój synek ma 8 lat. Zawsze starałam się zaszczepiać mu nauki Swamiego, pokazując na własnym przykładzie różne wzorce zachowań nacechowanych miłością. Utwierdzałam go zawsze w przekonaniu o istnieniu Boga, Jego opiece i prowadzeniu.Spotkało mnie zderzenie ze światem bajek i reklam z telewizji, z przedszkolem, później z rówieśnikami ze szkoły. Pragnienie posiadania różnych zabawek, gier, gadżetów opanowywało falami Jasia. Często padałam przed Swamim z westchnieniami zwątpienia w moje siły. Jak na zawołanie otrzymałam przykład Aleksandra Wielkiego, którego Swami cytował w dyskursie. Wielki imperator, bardzo bogaty człowiek, prosił, by po śmierci chowano go z rękoma pustymi i otwartymi tak, aby wszyscy widzieli, iż człowiek odchodzi z tego świata bez żadnej rzeczy materialnej.
Przekonywałam moje dziecko, że żadne zabawki tak naprawdę nie są potrzebne, ponieważ tak czy tak pójdą w zapomnienie, a odchodząc z tego świata, wszystko trzeba będzie zostawić. Jasiu odpowiedział mi na to, że on będzie tak mocno trzymał i pokazywał to zaciskając pięści. Mogłam wtedy tylko zaśmiać się przez łzy. Kiedy fala żądzy posiadania opadała, Jasiu chętnie oddawał zabawki innym dzieciom, jednak do końca nie wiem czy było to podyktowane chęcią stawania się lepszym, czy też wyzbycia się rzeczy, po to aby dostać nowe.
W szkole zderzyliśmy się z „równaniem do bogatszych dzieci”. Jasiu argumentował swoją chęć posiadania tym, że inne dzieci też to mają i ja muszę mu to kupić. Przeróżne argumenty wyjaśniające nasze wydatki nie skutkowały. Uświadomiłam mu wysokość opłat za prąd, gaz i telefon. Zaproponowałam, by na przykład nie zapłacić za prąd, co spowoduje, że odetną go nam. Jasiu się nie zgodził, ale za to w następnym dniu nastąpiła przerwa w dostawie energii elektrycznej do naszego domu. Jasiu przeraził się i upewniał się uporczywie, czy aby na pewno zapłaciłam za prąd.
Równać mnie do bogatszych dzieci chcieli też i rodzice dzieci ze szkoły, prosząc o zafundowanie mojemu synkowi wyjazdu na obóz za 1.000 złotych. Jakie były to dla mnie zmagania, by wytłumaczyć dzieciom i rodzicom, że Jasiu nie pojedzie na taki obóz. W końcu zasmuciły mnie bardzo takie wygórowane żądania i którejś soboty wyraźnie posmutniałam. Jasiu zaraz to zauważył. Jako powód utraty humoru podałam mu swoje zatroskanie tym, że Jasiu jest biedny i nie może dorównać materialnie bogatym dzieciom w klasie. Jakie było moje zdumienie gdy usłyszałam, iż w klasie są jeszcze biedniejsze dzieci, które mają mniej rzeczy od Jasia i tu mój synek wyliczył mi całą listę imion i nazwisk dzieci. Chciał, abym znowu była wesoła. Jasiu chce być „normalny” wśród swoich rówieśników, a wszelkie nauki, które mu zaszczepiam odstają od ogólnie przyjętej normalności, tylko czasem sprawdzają się np. na lekcjach religii, na testach na uczciwość, rzetelność i pomoc innym.
Często powtarzane Jasiowi słowa „zawsze pomagaj, nigdy nie krzywdź”, zaowocowały szczególnie na naszym podwórku. Jasiu jako pierwszy wśród dzieci otwierał starszym ludziom furtkę, a później dzwonił domofonem, by otworzyć drzwi wejściowe. Pewnego dnia zarządził sprzątanie podwórka i zaprzągł do tego wszystkie dzieci. Wyniesiono wtedy z domów wiadra, szmatki, mydła, miotły… Dzieci próbowały zmyć napisy zrobione przez jakiegoś chuligana na ścianie naszego domu, ale bezskutecznie. Farba nie poddawała się wodzie z mydłem. Zostały umyte ławki, drzwi, pozbierane papierki, a chodniki pozamiatane. Z rozpędu dzieciom zachciało się myć parkujące samochody. Musiałam zaprotestować i wytłumaczyć dlaczego nie należy myć samochodów.
Po zakończonej pracy niektóre z dzieci oczekiwały jakiejś zapłaty. Dozorczyni domu nawet zapytała: „no to nikt nie dał wam na cukierki?” Jakie było moje oburzenie! Znowu musiałam tłumaczyć Jasiowi, by nie oczekiwał owoców swojej pracy, przecież sprzątał sam dla siebie. Jedyna najważniejsza zapłata jest u Boga. Kiedy robimy dobre rzeczy w zamian spotykają nas dobre zdarzenia.
Matka Polka