MOJE TERMINOWANIE U BABY     

Sai Ram drogie siostry i bracia!
      Wczoraj wróciłam do domu z mojego 17-tego „terminowania” u ukochanego Pana i chciałabym podzielić się z wami kilkoma doświadczeniami i myślami z tej podróży. Tak wiele rzeczy wydarza się zawsze kiedy tam jestem, że jest dość trudno wybrać najważniejsze i najmilsze zdarzenia. Poza tym, to czego nauczyłam się tam, musi być później przetrawione, zrozumiane i wdrożone do codziennej praktyki. Ponadto zazwyczaj potrzebuję około dwóch tygodni czasu, aby przystosować się do mojego zwykłego otoczenia.
      Po mojej pierwszej wizycie u Baby w 1988 roku, miałam sen, w którym nazwał On moje podróże do Niego „terminowaniem”. Pochodzę ze Szwajcarii, a tam nauka połączona z pracą jest koniecznością (albo była, kiedy byłam młoda), kiedy nie idziesz na Uniwersytet. Tym razem nie miałam czasu nawet na jeden dzień aklimatyzacji, czy coś w tym rodzaju.
      Praca zaczęła się zaraz po przyjeździe. Znalazłam się w Puttaparthi tego samego dnia, kiedy Swami wrócił z Whitefield. Do rejestracji i zakwaterowania były długie kolejki (około 4 godziny czekania). Przygotowałam się na to, że dostanę miejsce w szedzie, ponieważ nie dawano pokoju kobietom będącym w pojedynkę. Jednak po trzech godzinach stania w kolejce Swami przysłał mi wielbicielkę z Anglii, która szukała osoby gotowej dzielić z nią pokój. Każdego dnia odkrywałyśmy nowe rzeczy, które nas łączyły, pomimo różnicy wieku.
      To było naprawdę cudowne, widzieć jak nasz Pan kieruje wszystkim za sceną w tak niewiarygodny sposób, kiedy pozostawiamy wszystko Jemu.
      Wiele lat temu pokazał mi we śnie, że to, czego muszę się nauczyć jest podobne do schodów z dużymi białymi stopniami. Kiedy opanuję jeden stopień, będę mogła z łatwością wskoczyć na następny.
      Teraz znalazłam się na nowym stopniu, lecz tym razem okazało się trudne dla mnie zrozumieć go i zastosować w praktyce. Podczas pierwszych dni czułam się kompletnie opuszczona na tym nowym stopniu, całkowicie różnym od poprzednich. Lecz uśmiechy Swamiego i pożyteczne wglądy, były wielką pomocą, a pamiętam, że bardzo często zdarzało się w przeszłości, że mogłam zrozumieć znaczenie pewnych doświadczeń dopiero po dłuższym czasie. Czasami trwało to lata. Ważną rzeczą było wypełniać Jego polecenia. W jednym z wewnętrznych przekazów usłyszałam jak Swami mówi: „Każde moje słowo jest rozkazem” (jeden z mówców przed dyskursem Swamiego w święto Śiwarathri przytoczył to samo zdanie). Wtedy także przypomniałam sobie, że Swami mówi: „Ja jestem tym, który czyni i tym, który zbiera owoce czynów”. Tak więc musiałam dojść do tego, jaka jest moja rola (rola mojego ciała i umysłu) na tej nowej scenie.
      Kiedy mam trudności, zawsze bardzo mi pomaga, kiedy wyobrażę sobie dużą scenę - albo wiele różnych scen - na których musimy grać nasze różne role. Albo jeszcze inaczej. Siadam i wyobrażam sobie przed oczami ekran, na którym zjawia się całe przedstawienie z różnymi rolami. Ja jestem tylko widzem i mogę bawić się tym przedstawieniem.
      Miałam także trochę radości. Pewnego dnia moja nowa „córka” odkryła, że wewnątrz siebie słyszy głos Swamiego. Swami powiedział jej nawet przed Śiwarathri, że urodzi dwa lingamy. Wtedy jednak zobaczyłyśmy manifestację tylko jednego lingamu i próbowałyśmy zrozumieć dlaczego Swami to powiedział. Dopiero kiedy wróciłam do domu i przeczytałam pocztę w Sai News, dowiedziałam się o stworzeniu drugiego lingamu.
      To samo zdarzyło się pewnemu wielbicielowi, z którym przyjechałam. Któregoś dnia przyszedł do mnie bardzo podekscytowany. Podczas przerwy pomiędzy darśanem i bhadźanami zazwyczaj pozostawał on w Mandirze i pewnego dnia usłyszał Swamiego mówiącego do niego. Zdarzyło mu się to pierwszy raz i był niewypowiedzianie szczęśliwy.
      Tydzień przed Śiwarathri był spokojny. Tylko od soboty zaczęło bardzo szybko przybywać ludzi. Zamiast wychodzić rano za kwadrans piąta, aby usiąść w liniach, musiałam wychodzić godzinę szybciej. Po południu było tak samo. Musiałyśmy wychodzić o 12 w południe i wcale nie byłyśmy jednymi z pierwszych.
      W dniu Święta Śiwarathri wielbiciele siedzieli w liniach (reprezentowani w większości przez poduszki) od godziny 900 już na popołudniowy darśan. Mimo, że Mandir jest teraz bardzo duży, nie wszyscy wyznawcy mogli tego dnia znaleźć miejsce na placu podczas rannego i popołudniowego darśanu. Jednak nasz słodki Pan wyszedł łaskawie na zewnątrz, aby wszystkich pozdrowić.
      Po dyskursie Swami usiadł w fotelu bardzo cierpiąc, aż lingam się pojawił. Kilka sekund przedtem niektórzy wyznawcy wstali, a reszta tłumu poszła za ich przykładem. Jeśli się nie wstało, można było zostać stratowanym przez tych, którzy pchali się z tyłu. Razem z moją nową siostrą poszłyśmy kilka metrów w ślad za tłumem. Spoglądałyśmy ponad głowami ludzi i w ten sposób mogłyśmy z łatwością widzieć Ukochanego Pana, a moja nowa siostra po raz pierwszy zobaczyła manifestację lingamu. Byłyśmy dość daleko z tyłu, a mój wzrok nie jest zbyt dobry. Jednak lingam migotał i błyszczał cudownie, a ja widziałam go tak wyraźnie, że wydawał się być bardzo blisko. Co za radość! Swami także był naprawdę szczęśliwy. W ciągu częstych moich pobytów w Puttaparthi mogłam doświadczyć, że Swami z radością bierze na siebie każde cierpienie, jeśli może uczynić nas szczęśliwymi i dać nam radość.
      Później całą noc trwało śpiewanie bhadźanów. Po porannym dyskursie o godzinie szóstej Swami zaintonował bhadźan „Hari Bhadźana Binah”. Na początku Jego głos był niezbyt mocny, ale wkrótce stal się mocniejszy. Jego gardło musiało być pokaleczone i otarte po zrodzeniu lingamu. Mimo to zaintonował drugi bhadźan i spomiędzy wszystkich innych wybrał ten najszybszy (o ile wiem) „Subramaniam Subramaniam”.
      Po moim pierwszym Śiwarathri siedem lat temu nie dostałam żadnego prasadamu. Drugim razem, rok później zrobiłam postęp i dostałam liść. W trzecim roku dostałam liść i prasadam. Zawsze był wielki tłok i często prawie wyrywano je sobie. Czasem byłam gotowa zrezygnować z niego i niekiedy rezygnowałam. Ale w tym roku nastąpiła wielka niespodziewana zmiana.
      Wszystkie starsze uczennice uformowały kilka szeregów poprzez wielką masę wyznawców i trzeba było widzieć jak słodko zorganizowały rozdawanie prasadamu dla każdego i to w bardzo krótkim czasie. Tym razem nikt nie został go pozbawiony. Przeciwnie, każdego obdzielono dwoma rodzajami ryżu (z przyprawami i na słodko), a uczennice ujmująco doglądały czy każdy otrzymał oba rodzaje prasadamu. Wszystko to odbywało się bardzo spokojnie. Jestem przekonana, że możemy pojąć tylko bardzo małą część cierpień i przykrości, którym nasz Ukochany Sai poddaje się dla naszego dobra i szczęścia.
      Kiedy przychodzi trudny okres, próbuję zawsze mieć w pamięci Jego przesłanie: „Moje życie jest Moim orędziem”. Kiedy On, który jest Bogiem, wszechmogącym i wszechwiedzącym poddaje się dla nas tak wielu trudom, dlaczego my nie moglibyśmy przyjąć trochę cierpień i trudności? Ale mam jeszcze wiele stopni przed sobą, a między wiedzą, a wprowadzeniem jej w czyn jest duża różnica.
Wiele miłości
Om Sai Ram
Annemarie
(z SatGuru tłum. J.R.)
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.