Drodzy wielbiciele Sai!
      Słyszałam ostatnio z wiarygodnego źródła o cudzie, który wydarzył się w Malezji w domu pewnego starszego, pobożnego wyznawcy, dobrze znanego w tamtejszym kręgu Sai.
      Usłyszałam co następuje:
      Wyznawca ten, otrzymał listem drukowany e-mail znieważający Swamiego. Nie czytając położył go na swoim ołtarzu razem z innymi listami i dokumentami. Odszedł na chwilę, ponieważ musiał odprowadzić kogoś do furtki, kiedy zobaczył jasne światło wydobywające się z wnętrza domu (przypuszczalnie z kierunku ołtarza). Kiedy zbliżył się do niego, zauważył, że list z oszczerstwami został spalony na popiół, podczas gdy pozostałe dokumenty, które leżały razem, były nietknięte.
      W miłość Sai – Ruben
(z SatGuru tłum. J.R.)

Drodzy przyjaciele
      Miesiąc temu w bardzo trudnym okresie mojego życia, kiedy moja samoocena była bardzo niska, przyszedł do mnie we śnie Swami, pozdrawiając mnie z szacunkiem.
      Odkryłam kilka nieznanych rękopisów pism i zaczęłam tłumaczyć je z sanskrytu na język bośniacki, czerpiąc wiele radości z tego zadania. Pewnego dnia doszłam do strony, która była dla mnie całkowicie nie do przebrnięcia, nie mogłam przetłumaczyć ani jednej litery.
      Czując rozczarowanie przerwałam pracę i nie mogłam ruszyć dalej. Nagle zostałam przeniesiona na aleję, którą w moim kierunku szła długa procesja ludzi. Na jej czele szedł Swami, poruszając się jak książę. Kiedy zbliżyłam się do Niego nie ukłoniłam się, nie złożyłam rąk, ani nie zrobiłam padnamaskaru, lecz po prostu położyłam ręce na sercu i krótko skłoniłam głowę, jak gdybym pozdrawiała Króla. Swami powiedział mi coś takiego: „Jedna stracona strona nie znaczy, że cała książka jest stracona. Opuść stronę, która sprawia ci trudności, kontynuuj wykonywane zadanie, a problemy wkrótce się rozwiążą.”
      Jakże bym mogła nie wybaczyć sobie błędów i niewiedzy, kiedy mój Pan mi wybacza? Jak możemy nie kochać siebie tak bardzo, jak On nas kocha?
Z miłością – Dijana
(z SatGuru tłum. J.R.)

To się zdarzyło w Whitefield
      Należałam do chóru „Dar Miłości i Pieśni” w Prasanthi podczas Uroczystości Urodzinowych i Światowej Konferencji.
      Każdego dnia spotykaliśmy się na próbach, nosząc prześliczne szarfy zaprojektowane przez Dana Schmidta. Cóż za piękne pieśni i satsang! I … co za przemiła grupa. Większość grupy wyjechała 25 i 26, ale ja zostałam, przenosząc się do innego pokoju 28-go grudnia. W trakcie pakowania natknęłam się na dużą kopertę z kilkoma dodatkowymi szarfami. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, kiedy znalazłam w niej również kilka listów adresowanych do Swamiego! Przypuszczałam, że były one przeznaczone do wręczenia Swamiemu przez kogoś, kto już wyjechał do domu. Nie wiedząc zupełnie co zrobić z listami włożyłam je do walizki i zaniosłam do mojego nowego pokoju. Krótko potem, Swami wyjechał do Whitefield. Podczas pakowania (chciałam jechać za Swamim) znowu natknęłam się na kopertę z listami. Och, Swami co robić? Czy powinnam nosić je na darśan, czy raczej wysłać pocztą? Nie byłam pewna od kogo były te listy i wahałam się, czy podać je Swamiemu. (Normalnie mam zwyczaj chodzenia na darśan z „pustymi rękami” i unikam brania listów od kogokolwiek. To rozprasza moją uwagę na darśanie.) Po rozpakowaniu się w Whitefield zebrałam wszystkie listy i związawszy wstążką zrobiłam z nich paczkę. Postanowiłam jednak wziąć je na darśan, myśląc: „Dobrze, zobaczymy co się stanie! W końcu, to Jego poczta. Może wybrać.” Niepewnie podałam Mu zapakowane listy, a On wziął je ode mnie.
      W połowie stycznia po powrocie do Stanów, przypomniałam sobie, że muszę napisać do Dana, zawiadomić go, że znalazłam listy zostawione przez grupę. Napisałam mu, że Swami przyjął całą paczkę. Krótko potem dostałam e-mail od kobiety, która była uszczęśliwiona, że Swami przyjął jej rękopis. Był on w paczce listów. Więc … byłam nieświadomym „narzędziem w Jego Rękach”.
Sai Ram
Vickie (z SatGuru tłum. J.R.)

Moi kochani! 6.04.2001
      Minęły już dwa tygodnie odkąd przyjechałam i muszę przyznać, że były to cudowne dwa tygodnie. Swami spędzał wiele czasu na placu darśanowym. Czasami siedział na werandzie prawie dwie godziny (!), rozmawiał ze studentami, śmiał się dużo i rozśmieszał ich. Jest w takim radosnym nastroju, nigdy nie widziałam, aby rozmawiał tak dużo z wyznawcami, materializował tak często wibhuti, brał tak wiele listów i dawał tak często padnamaskar. Błogosławił każde dziecko, które Mu podawano, a także wiele kobiet. Pamiętnik, który wzięłam ze sobą jest prawie zapisany. Będę zapisywać jak najwięcej informacji także dla was, ale dzisiaj musiałam przestać, ponieważ nie zostawiłam sobie dosyć rupii na zapłacenie za e-mail! Jeszcze ostatnia, krótka wiadomość dla tych, którzy chcą pojechać do Kodaikanal. Chodzi pogłoska, że Swami w tym roku tam nie pojedzie, ale z drugiej strony, z Nim nigdy nic nie wiadomo…
      Dużo miłości i niech Swami błogosławi was wszystkich!
Michaela    (z SatGuru tłum. J.R.)

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.