Swami jest tu dla swoich wielbicieli !     

      Nadszedł ostatni dzień mojego pobytu. W zasadzie byłam już całkowicie, po brzegi napełniona darami boskiej miłości, ale w ostatnim tygodniu dopadł mnie jednak aśramowy – wirus: pragnęłam interview.... być blisko Niego, móc z Nim rozmawiać, przedłożyć Mu moje problemy... Jakby bez tego fizycznego kontaktu, było to niemożliwe. Zadałam sobie trud, aby pozbyć się tego pragnienia ...... i byłam znów spokojna. Rozważałam, ile już otrzymałam i powiedziałam sobie: cokolwiek się zdarzy, wszystko jest darem Boga. On wie lepiej, od mojego ograniczonego ja, co jest mi potrzebne i co jest dla mnie najlepsze.
      Tego ostatniego ranka siedziałyśmy w pierwszym rzędzie, miałyśmy wspaniałe miejsce i wewnętrznie cieszyłam się i dziękowałam Swamiemu za ten pożegnalny prezent. Ale umysł  nie jest nigdy syty i znów powróciła nadzieja na interview. Dlatego modliłam się, bo musiałam przyznać, że jest to pragnienie i najlepsze co mogę z nim zrobić, to przekazać je Bogu. Mówiłam sobie również: cokolwiek będzie, będzie dobre, jestem szczęśliwa, tak czy siak.
Rozkoszowałam się po prostu tym, że mogę przebywać w tak wspaniałym miejscu, medytować, pozostawać w ciszy, modlić się. Ciągle stwierdzałam, że zawsze był i jest kontakt z Bogiem ze Swamim, nie potrzebuję do tego koniecznie  fizycznej  formy Swamiego. Był to więc cudny poranny darśan. Przyszedł  Swami, spojrzał na nas, napisał coś „w powietrzu” i byłyśmy bardzo, bardzo szczęśliwe, nawet wówczas, gdy australijska grupa szła na interview.
      Jaki jest morał z tej historii? Krótko przed naszym wyjazdem, poszłam do mojej serdecznej przyjaciółki, aby się pożegnać. Ale kto mieszkał tuż obok mojej przyjaciółki i z kim wdałam się zaraz w rozmowę? Była to ta australijska rodzina, która rano dostąpiła interview. Matka tej rodziny powiedziała mi, że Swami powiedział jej: „Twój rak jest uleczony”.
    Kiedy to usłyszałam, wiedziałam, że jej to interview było bardziej potrzebne. Dalej opowiadała mi, co Swami im powiedział i wszystko, każde słowo miało dla mnie głęboki sens, wszystko miało w cudowny sposób odniesienie do mojego własnego procesu, każda historia, każda wypowiedź Swamiego stała się drogowskazem na mojej własnej drodze. Oczywiście, to nie miejsce, aby rozpatrywać moje osobiste sprawy. Ale jedną historię chcę wam opowiedzieć, ponieważ wierzę, że jest ona przeznaczona nie tylko dla mnie.
   Swami w czasie interview, pokazał australijskiej grupie list od amerykańskiego Prezydenta Billa Clintona, list, w którym prosi on Swamiego o spotkanie. Swami powiedział na to: „Gdyby Clinton przyszedł, Jego obstawa próbowałaby odsunąć na bok moich wielbicieli. Ale Swami nie chce tego. Swami nie patrzy na pozycję i władzę. Dziś jest on Prezydentem Ameryki, ale kim będzie jutro? Swami jest tu dla swoich wielbicieli. Wszyscy ludzie, którzy siedzą tam na zewnątrz (Jego ręka łukiem wskazała plac darśanowy) są Moimi wielbicielami. Swami zna od wewnątrz każdego z osobna i każdego kocha.”
      Zarówno wówczas, jak i dzisiaj, kiedy słyszę te słowa, lub je wspominam,  jestem bardzo wzruszona. Dotykają one tej części mnie, która tak tęskni za jednością z Bogiem,  za tym morzem miłości, a która czuje się tak oddzielona, taka mała i tak utożsamiająca się z ciałem, ponieważ „moim” nazywam rodzący się smutek i cierpienie. Byłam istotnie smutna, że muszę wracać do Szwajcarii. Cząstka „mnie” wierzyła, że musi pożegnać się z Bogiem i znów powrócić do stanu rozdzielonego bytu. Ale Swami dał mi na drogę tę historię w której mówi mi: „Spójrz, znam ciebie, znam każde twoje życzenie i każdą potrzebę. Daję ci to, czego potrzebujesz i co dla ciebie jest dobre. Jestem zawsze przy tobie i kocham cię.”
      Co mogę jeszcze powiedzieć? Swami, przez to przeżycie pokazał mi, że jest prawdą to, co On na każdym interview mówi: On zna wszystkich, jest tu dla każdego i wszystkich nas kocha. Wzmocnił mnie w mojej wierze, dając mi w ten sposób to, czego potrzebowałam. Jego Boska Miłość, Jego troska i mądrość w cudowny sposób obejmują nas wszystkich i modlę się, abyśmy wszyscy coraz bardziej to rozpoznawali i tego doświadczali, aby spełniało się to, co jest Jego wolą i prawem narodzin każdego człowieka: doświadczenie Boskości  (to znaczy miłości, szczęśliwości, jedności).
      Wiara jest ważna, ponieważ kiedy w coś wierzę, mogę tego doświadczyć. Wiara jest pierwszym krokiem ku Bogu. To co będzie mi podarowane, jest tym, co w danej chwili, jestem zdolna przyjąć.
      Wiara jest przyjmowaniem. „Ja wierzę” znaczy: „Przyjmuję i niech tak się stanie.” Jeżeli wierzę, że Bóg jest zawsze przy mnie, wówczas zaczynam Go doświadczać, zawsze i wszędzie. Jeżeli wierzę, że jestem biednym grzesznikiem, to czynię odpowiednie doświadczenia. Wszyscy nieuniknienie wierzymy. Ale w co wierzymy, o tym decyduje jakość naszych doświadczeń.
Z niemieckiego „Sai Bulletinu” tłum. Maria Wrona

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.