Czy mamy wolną wolę?
Jack O. Scher

      Baba mówi nam, że jesteśmy Bogiem, a Jego życie jest przykładem na to, czym musimy się stać.
     Kiedy zacząłem poznawać i, mam nadzieję, również praktykować niektóre z nauk Baby, przeczytałem i usłyszałem te słowa: „Nie jesteś tym, który cokolwiek czyni...” oraz „Nawet źdźbło trawy nie poruszy się bez Mojej Woli...” Wydawało mi się, iż oznacza to, że tak naprawdę to nie my sprawiamy, że rzeczy się dzieją i że wszystko zostało już z góry ustalone i przeznaczone.
KARMA I WOLNA WOLA
      To nowe podejście sprawiło, że poczułem się nieswojo. Sugerowało, że tak naprawdę nie ponoszę odpowiedzialności za sukcesy i osiągnięcia, które uważałem za swe osobiste dokonania. Z pewnymi oporami postanowiłem poddać się myśli, że nie jestem tym, który czyni i to nie ja osobiście przezwyciężyłem wszystkie przeszkody na wybranej przeze mnie ścieżce. Zamiast tego musiałem przyjąć, że moje osiągnięcia i cenne zwycięstwa, którymi tak się chlubiłem w istocie nigdy nie należały do mnie. Z pokorą przyjąłem myśl, że Baba poprzez swoją łaskę dał mi zdolność wygrywania bitew i że to On osobiście wybrał pola walki, a potem prowadził mnie na każdym kroku kiedy przemierzałem swoją drogę.
      Zgoda na takie ujęcie spraw oznaczała, że porzucam swoją pychę i napawanie się sukcesami. Poczułem się nieco zawiedziony, czy też raczej moje ego zostało znacznie pomniejszone. Lecz czyż nie jesteśmy uczeni właśnie pozbywania się ego? Swami naucza nas, że ego jest tym, co prowadzi do powstania większości problemów, przed którymi stajemy. Zaakceptowanie prawdy, że nie jesteśmy tymi, którzy cokolwiek czynią, mogłoby nas uwolnić od zła jakim jest pycha i uprzedzenie.
      Pogląd głoszący, że to nie my cokolwiek czynimy, wydawał się niezmiernie druzgocący. Stanowił niezwykle radykalną zmianę w całym moim pojmowaniu egzystencji i sposobu w jaki, moim zdaniem, należało grać w grę zwaną życiem. I tak zacząłem częściowo akceptować to, że to Baba czyni wszystko, ja zaś jestem po prostu aktorem w sztuce, którą On napisał i wyreżyserował. Jednocześnie jakaś część mnie miała trudności ze zgodą na to, że wszyscy jesteśmy niczym jakieś roboty albo kukiełki. Tak trudno było pożegnać się z myślą o wyzwaniach, na które odpowiadamy w naszym życiu i z nadziejami na życiową wygraną.
      Zapytywałem sam siebie i moich przyjaciół będących wielbicielami Sai, jak możemy czuć się odpowiedzialni za nasze czyny. W jaki sposób możemy odpracować karmę, jeśli nie mamy wolnej woli? Nie było prostych odpowiedzi. Niektórzy twierdzili, że chodzi tu o jakieś poziomy, i tak: na zwykłym poziomie życia codziennego faktycznie dysponujemy pewną dozą wolnej woli, lecz na najwyższym, ostatecznym poziomie coś takiego nie istnieje. Inni powtarzali niczym echo, że wolna wola pojawia się sporadycznie – w jednej chwili tu jest, a już za moment jej nie ma. Kiedyś pewien człowiek, studiujący nauki Sai odpowiedział na moje pytanie o wolną wolę stwierdzeniem, że w tym momencie może wybrać, czy stać tu i nadal prowadzić tę rozmowę, czy też odejść i porozmawiać z jakimś znajomym z drugiego końca sali.
      Zawsze bardzo sobie ceniłem ideę wyboru. Wywołuje ona pewne poczucie wolności i zadowolenia, że mogę wybrać cokolwiek, co tylko chcę robić. Tak, tak – pamiętam o ograniczeniach związanych z dziedzicznością i środowiskiem, lecz mimo to od czasu do czasu czułem, że smak życia kryje się w dokonywaniu osobistych wyborów i sprawdzaniu, czy były one właściwe. Nieodmiennie towarzyszył temu czynnik szczęścia, ale nade wszystko liczył się pogląd, że sami tworzymy własną rzeczywistość. Wydawało mi się to atrakcyjne i ekscytujące. Trudno mi było pożegnać się z takim myśleniem i być zaledwie aktorem na scenie.
WIARA, WYSIŁEK I PODDANIE
      Zdecydowałem, że najlepszą rzeczą, jaką mogę uczynić, będzie odłożenie tego konfliktu. Zaakceptowałem pogląd, że nie jesteśmy tymi, którzy czynią, a jednocześnie żyłem tak, jakbyśmy mieli wolną wolę, żeby móc nadal brać odpowiedzialność za swoje czyny. Z faktu, że to nie ja cokolwiek czynię, nie chciałem robić wymówki umożliwiającej mi uchylanie się od winy, gdy coś poszło nie tak. Kiedy wszystko toczyło się znakomicie, przypisywałem to Jego łasce; gdy coś było nie w porządku, przejmowałem odpowiedzialność, jeśli akurat w danej sytuacji nie podjąłem wystarczających wysiłków. Baba mówi, że wszystko jest wynikiem Jego łaski i naszych wysiłków.
      Czas płynął, a ja nadal czytałem i poszukiwałem jasnej wypowiedzi Baby na temat interesującej mnie kwestii. Czasami zdarzało mi się przeczytać, jak w odpowiedzi na jakieś pytanie twierdził, że nie mamy wolnej woli. Ponieważ Hislop zapytał Go o to wprost, prześledziłem jego relację bardzo uważnie. To jednak tylko wzbudziło kolejne wątpliwości, jako że nie znalazłem tam klarownej odpowiedzi na pytanie czy mamy wolną wolę czy nie.
      Słuchałem jak Baba mówi: „Życie jest grą. Grajcie w nią. Życie jest wyzwaniem. Zmierzcie się z nim. Życie jest marzeniem. Spełnijcie je.” „Oto odpowiedź,” pomyślałem. Baba powiedział, że jesteśmy tymi, którzy czynią. Kiedy przytoczyłem Jego słowa na dowód, że naprawdę tak jest, zaprzyjaźnieni ze mną wielbiciele Sai roześmiali się i stwierdzili, że nie uchwyciłem istoty rzeczy – Baba po prostu próbował pomóc nam zaakceptować nasze role w życiu i zagrać w tę grę najlepiej jak potrafimy. Ale nie, zdecydowanie, nie jesteśmy tymi, którzy czynią.
      Postanowiłem żyć dalej i zwracać uwagę na jasne strony faktu, że nie mamy wolnej woli. Jesteśmy bezpieczni i nie musimy się niczego obawiać, ponieważ wszystko co się przydarza, dzieje się dla naszego dobra. Naszym jedynym zadaniem jest przyjęcie tego i kochanie Boga oraz bliźnich. Nie ponosimy odpowiedzialności za świat ani za wydarzenia, które mają miejsce. Możemy wyzbyć się pychy, zawiści i zazdrości po prostu ucząc się akceptować to, co On dla nas wybrał. Gdzieś w zakamarkach mojej świadomości wciąż czułem, że muszę podejmować wysiłek i w ten sposób być odpowiedzialnym.
      Nauczyłem się cieszyć magią Jego szczególnych interwencji, kiedy to rzeczy nad którymi pracowaliśmy, w cudowny sposób toczyły się gładko i dokładnie tak jak trzeba. Tworzyłem na przykład tekst reklamowy do jednej z naszych książek, aż tu nagle przychodził mi do głowy idealny opis jej szczególnych wartości. To znów usiłowałem zaprojektować okładkę nowej książki i jakby przez przypadek bardzo atrakcyjny projekt niemal materializował się przed moimi oczami. Za każdym razem, gdy zdarzały się podobne cuda, zatrzymywałem się na chwilę i dziękowałem Swamiemu. Zdałem sobie sprawę z tego, że On zawsze jest obecny w naszym życiu i jeśli doświadczymy poddania i zaakceptujemy fakt, że to On jest tym, który czyni, Swami wykona dla nas całą pracę, jeśli nadal będziemy podejmować wysiłki. A więc chodzi tu o połączenie wiary, wysiłku i poddania.
WSZYSTKO PRZYDARZA SIĘ DLA NASZEGO DOBRA
      Minęło kilka lat od chwili, gdy odsunąłem na bok debatę na temat tego, czy mamy wolną wolę, czy nie. Któregoś roku, podczas obchodów Bożego Narodzenia w Puttaparthi pomagałem człowiekowi, który kierował przygotowaniem świątecznego programu. Mieliśmy zaledwie dziesięć dni na ukończenie całego przedsięwzięcia: wybór sztuki, obsady, reżysera, szefów działów, kostiumów, chóru, muzyków, choreografów, charakteryzatorek, scenografii, rekwizytów, oświetlenia, techników scenicznych, a nawet opiekunek do dzieci i członków obsługi.
      Czwartego dnia poinformowano nas, że w programie świątecznym nie mogą wziąć udziału żadne osoby mieszkające poza aśramem. To spowodowało ogromny kryzys, gdyż wiele osób biorących udział w produkcji przychodziło spoza aśramu. Straciliśmy jednego czy dwóch szefów działów plus paru ich nieocenionych asystentów. Utraciliśmy aktorów, członków chóru, techników scenicznych oraz specjalistów od rekwizytów i oświetlenia. Wielu z nas przepełniały obawy, kiedy udaliśmy się na spotkanie z szefem całego przedsięwzięcia. Człowiek ten, który jest silnym przywódcą i jednocześnie osobą pełną współczucia, spojrzał nam prosto w oczy i rzekł cicho: „Wszystko to dla naszego dobra; cokolwiek się nam przydarza, dzieje się dla naszego własnego dobra”.
      Jego słowa uspokoiły jakoś nasze lęki i razem pracowaliśmy dalej, realizując zadanie, które należało wykonać. W dniach poprzedzających święto musieliśmy się zmierzyć z wieloma trudnymi problemami, lecz jakimś dziwnym trafem za każdym razem gdy byliśmy w kropce, ktoś znajdował jakieś rozwiązanie. Straciliśmy głównego bohatera i natychmiast znaleziono kogoś, kto mógł go zastąpić. Zawiódł podstawowy element oświetlenia i ktoś jakimś cudem go naprawił. Zepsuł się sprzęt grający i w ostatniej chwili zmaterializowały się nowe adaptery. Z całą pewnością Swami był przy nas i przez cały czas nas prowadził. Dzieci dały wspaniałe przedstawienie nagrodzone rzęsistymi brawami przez Swamiego i publiczność.
      W Dniu Bożego Narodzenia Swami podarował mi prezent, którego od tak dawna szukałem. W Swoim świątecznym dyskursie powiedział: „Cokolwiek się dzieje, powiedz sobie, że jest to dla ciebie dobre,” po czym jeszcze raz powtórzył: „Powiedz: jest to dla mnie dobre”. Słowa te trzasnęły w mój umysł niczym grom z jasnego nieba. Nie było w nich żadnej wątpliwości. Jasno wychodziło na to, że Baba mówi nam, co mamy robić, jak postrzegać wydarzenia i jak postępować. Głośno i wyraźnie mówił nam, że mamy wybór. Możemy zaakceptować to, co się nam przydarza, mówiąc, że jest to dla nas dobre, lub też możemy wybrać brak akceptacji. Dla mnie ogromne znaczenie ma fakt, że rzeczywiście mamy wybór.
CZY MAMY WYBÓR?
      Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że Baba mówi nam, co mamy robić, stało się jasne, że mamy wybór. Już samo słowo akceptacja oznacza wybór. Pojęcie poddania wymaga, abyśmy wybrali czy się poddamy czy nie. W mgnieniu oka mój umysł zalały Jego słowa: „Czyń dobrze, bądź dobry, dostrzegaj dobro. Obowiązek, Dyscyplina, Oddanie. Zważaj na swoje słowa, myśli i czyny”. W końcu pojąłem, że całymi latami, Baba w kółko mówił nam jak chce, żebyśmy postępowali. Delikatnie naucza nas i prowadzi, ale ostatecznie pozwala nam dokonać wyboru.
      Uważnie przeanalizowałem te ważne słowa: „Cokolwiek się przydarza, powiedz, że jest to dla ciebie dobre”. Czy Swami miał na myśli to, iż powinniśmy po prostu akceptować i przyjmować wszystko, co się dzieje? Nie sądzę. Jeśli zawali się sufit, czujemy wdzięczność, jeśli nic nam się nie stało, ale zaraz przystępujemy do naprawy, by nie padało nam na głowę. Rzecz jasna moglibyśmy pytać samych siebie, dlaczego sufit się zarwał i ustalić, czy coś zaniedbaliśmy, czy też Swami posyła nam specjalną wiadomość. Gdy zachorujemy, możemy rozumieć, że to dla naszego dobra – może to być rodzaj oczyszczenia. A może chodzi o to, żebyśmy pojęli, jakie to szczęście nie chorować. Jednak taka sytuacja nie wymaga od nas tego, byśmy zaakceptowali ją do tego stopnia, że porzucimy jakiekolwiek wysiłki na rzecz naszego uleczenia.
ODDAĆ OWOCE SWOICH DZIAŁAŃ
      Wierzę, że kiedy Swami mówi, że wszystko cokolwiek się przydarza jest dla naszego dobra, ma On na myśli to, że mamy akceptować, a nie obrażać się na los. Sądzę też, iż te słowa oznaczają, że powinniśmy naprawiać nasze życie i po prostu żyć dalej. Uważam, że Baba pomaga nam doświadczać i przyjmować bolesne wydarzenia wtedy, gdy nie ma już żadnego lekarstwa. Kiedy nic już nie można zrobić, możemy oddać się akceptującemu i kochającemu Bogu, pojmując, iż wszystko dzieje się dla naszego dobra.
      Baba mówi nam, że jesteśmy Bogiem, Jego życie zaś jest przykładem na to, czym musimy się stać. Wybór jednak pozostawia nam. Tak, życie jest tylko grą, jeśli mamy szansę zarówno na to, by wygrać, jak i przegrać. Swami każe nam podejmować wyzwanie życia, kolejny raz wskazując, że mamy wybór. I wreszcie każe nam zrealizować nasze marzenia poprzez robienie rzeczy bez poczucia, iż to my jesteśmy tymi, którzy czynią i oddanie Mu wszelkich działań i ich owoców.
      Jestem teraz całkiem szczęśliwy. Ufam, że wiele nauk Swamiego zaczyna się dla mnie łączyć w spójną całość. Uważam, że mamy dane nam od Boga prawo i odpowiedzialność dokonywania wyboru. Cała tajemnica leży w dobrowolnym oddaniu Mu owoców naszych działań. Co więcej, ciąży na nas odpowiedzialność podjęcia wszelkich wysiłków na rzecz wypełnienia naszego zadania i jednocześnie modlenia się o Jego łaskę. Gdyż to właśnie w modlitwie możemy oddać Mu owoce. Modlitwa jest wołaniem o Jego boską pomoc. Dlatego też, gdy nasze wysiłki doprowadzą do sukcesu, możemy odczuwać wdzięczność za Jego łaskę i tym samym uniknąć jakiegokolwiek uczucia dumy i samozadowolenia.

Służcie ludziom, służcie Bogu

      Najlepszym sposobem zadowolenia Mnie jest dostrzeganie Mnie we wszystkich istotach i służenie im dokładnie tak, jakbyście chcieli służyć Mnie. Oto najlepsza forma oddawania czci, która z pewnością do Mnie dotrze.
                                                                                                                   Baba
tłum. Asia

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.