AKHANDA BHADŹAN w WARSZAWIE
Od godziny 18:00 dnia 11.11.2000 do godziny 18:00 dnia
12.11.2000
Uroczystość odbywała się w przygotowanej na tę okazję szkole. Duża sala gimnastyczna została udekorowana i zaadaptowana na potrzeby dwudziesto-czterogodzinnego śpiewania bhadźanów. Jako ołtarz ustawiono trzy przenośne ścianki t.z. zastawki. Kojarzyło mi się to z tryptykiem w naszych kościołach. Na środkowej płaszczyźnie umieszczono zdjęcie postaci Swamiego prawie naturalnej wielkości. Baba stał uśmiechnięty wśród kwitnących forsycji. U stóp obrazu ustawiono drzewko liściaste w doniczce, co mogło dodawać realności tej aranżacji. Po obu stronach zdjęcia Baby napisane były cytaty z Jego nauk:
po prawej stronie portretu: Miłością zacznij dzień.
Miłością wypełnij go.
Spędzaj w miłości dzień.
W miłości zakończ go.
To droga do Boga jest.
po lewej stronie: Jest tylko jedna rasa - Rasa Ludzkości
Jest tylko jeden język - Język serca.
Jest tylko jedna Religia - Religia Miłości.
Pod tymi napisami upięto małe girlandy kwiatów, które zaraz skojarzyły mi się z tymi, które sprzedawane są przez kwiaciarki w Indiach.
Przed tryptykiem ustawiony był fotel dla Swamiego, na którym ułożono szatę Baby. U stóp fotela – dla wspierania solistów intonujących bhadźany – stał duży portret uśmiechniętego Baby. Po obu stronach fotela w wazonach ustawiono piękne kwiaty. Po lewej pomarańczowe i różowe goździki oraz róże. Z prawej strony w wazonie, chyba przygotowanym na tę okoliczność, bo wymalowanym w kwiaty lotosu i znaki Om, były różowe lilie. Nieco z boku na postumencie ustawiono obraz o duchowej treści. Przedstawiał on świecę, która rozprzestrzenia wokół swoje światło. Zamiast płomienia artysta namalował rodzaj wirującego słońca, przypominającego mi oparcie rydwanu wybudowanego dla Swamiego przez członków Stowarzyszenia Padug. W słońcu na obrazie widoczne były ręce, a w nich kwiat lotosu. Na świecy od góry do dołu wypisane były Wartości Ludzkie (PRAWDA, PRAWOŚĆ, POKÓJ, MIŁOŚĆ i u podstawy świecy NIEKRZYWDZENIE).
Przy wejściu na salę ustawiono tablicę, która przypominała mi tę w aśramie, z myślami dnia Baby. Napisano na niej nagłówek: „MYŚL DNIA 11.11.2000”. Treść była dobrana z nauk Swamiego i niekoniecznie jest zgodna z myślą napisaną na tablicy w tym dniu w aśramie.
„Ci, którzy śpiewają bhadźany są nagradzani podwójnie, czerpią radość i rozdają radość.” – Baba
„Gdziekolwiek śpiewają moi wielbiciele, tam zawsze jestem pośród nich.” – Baba
Na początku uroczystości o godzinie 18:00 przywitała nas Majka i wyjaśniła jak doszło do ustanowienia tego święta przez Swamiego. Zapoczątkowano je na drugiej światowej konferencji na prośbę bhaktów. Nieprzerwane śpiewanie chwały Boga przez 24 godziny przynosi oczyszczenie wibracji ziemi, otoczenia i nas samych. Daje ponad to wiele błogosławieństw.
Po zaintonowaniu OM zaczęło się śpiewanie bhadźanów. Intonujące osoby siedziały w pierwszym rzędzie, by mieć łatwy dostęp do mikrofonów. Między bhadźanami nie było przerw, a osoby rozpoczynające śpiew zmieniały się jedna po drugiej. Wydawało mi się, że jest równowago między żeńską a męską stroną. Wśród panów pojawiły się młode talenty wokalne śpiewające przy akompaniamencie gitar, bębnów i keyboardu. Intonujące panie miały dojrzałe i wyrobione głosy. Akompaniowały sobie tamburinami i dzwoneczkami. Po około dwóch godzinach śpiewania, by nie było nam nudno, nastąpiła mała awaria nagłośnienia. Spowodowało to większą aktywność osób siedzących w dalszych rzędach. Parę osób próbowało usunąć sprzężenie w głośnikach, ale póki co silne głosy były w stanie obejść się bez aparatury. Po różnych próbach naprawy sprzętu wreszcie się udało i później wszystko przebiegało już bez zakłóceń.
Cała sala gimnastyczna zasłana była materacami do ćwiczeń, na których siedzieliśmy i w wypadku silnego znużenia mogliśmy się położyć na krótką drzemkę. Do przespania się były przygotowane obok dwie oddzielne salki. Było nas w sumie około 100 osób z całej Polski. Na noc jednak nie wszyscy zostali. Za to rano przyszli wypoczęci i mogli wspierać nas swoim śpiewem.
Wieczorem i następnego dnia rano wielbiciele Kriszny przywieźli nam przygotowane przez siebie potrawy. Do kuchni schodziliśmy po parę osób, by nie przerywać śpiewów. Po wydaniu posiłków zasiedli razem z nami w sali gimnastycznej i śpiewali przy naszym wtórowaniu na chwałę Kriszny i Ramy. Zwłaszcza śpiew jednego z bhaktów Kriszny pełen był zaangażowania. Podziwiałam jego ekspresyjność, ale równocześnie wielką radość przypominającą mi ekstazę.
Około siódmej nad ranem odśpiewano 108 razy mantrę Gajathri. Wszystkie głosy zdały mi się krystalicznie czyste. Nawet ja sama mogłam głośno śpiewać wsłuchując się w pełne wyczucia rytmu śpiewy sąsiadów. W niedzielę w południe śpiewano trochę pieśni polskich. Objawieniem był dla mnie psalm ze Starego Testamentu intonowany przez młodego bhaktę z Suwałk:
„Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie brakuje.
Na niwach zielonych pasie mnie.
Na wody spokojne prowadzi mnie.”
Wzruszyły mnie słowa pieśni:
„By Boga ujrzeć blask idziemy razem przez świat.
Miłością by dzielić się, dobrocią by być.
Z Bogiem złączyć się jedynym szczęściem jest.”
Radością napełniła mnie pieśń o Jezusie i Babie:
„Jezus Chrystus moim panem jest.
On kocha mnie, On kocha mnie. Alleluja, Alleluja…
Sai Baba moim pasterzem jest.
On kocha mnie, On kocha mnie. Alleluja, Alleluja…”
Nie zabrakło takich „przebojów” jak:
„Kiedy Bóg jest na ziemi”,
„Pieśń stworzenia i moja”,
„O Bhagawan…”,
czy „Pomarańczowy Anioł”.
Ciekawą i bardzo wzbogacającą śpiewy aranżację muzyczną zaprezentował jeden z bhaktów, dając instrumentalne wstawki na keyboardzie.
Na sali były z nami dzieci w różnym wieku. Siedziały do późnych godzin wieczornych i z zaciekawieniem wsłuchiwały się w muzykę.
W tym samym czasie w innych miejscach w Polsce również śpiewano na chwałę Boga. W aśramie uroczystość ta odbywała się, nieprzerwanie przez 24 godziny od 18:30 do 18:30 dnia następnego (czasu miejscowego). W Indiach słońce wstaje 4,5 godziny wcześniej niż w Polsce (według czasu zimowego). Mam nadzieję, że po Akhanda Bhadźanie świat stanie się lepszy, a my, wielbiciele Sai w Polsce, jeszcze bardziej odkryjemy Go w sobie.
Ela Garwacka