Wyzwanie roku 2000 Wykład Davida Jevonsa z dnia 9 lipca 2000 r. w Langley, Kanada
Gdy tak patrzę na to wielkie zgromadzenie cieszę
się ogromnie widząc wiele znajomych twarzy. Wiem, że wielu z was
przebyło duże odległości, nawet z innych krajów, aby być tutaj tego ranka. Ann
i ja odczuwamy pokorę wobec takiego oddania. W moim pojęciu rodzina Sai, której
wszyscy jesteśmy częścią, jest czymś, co winniśmy cenić bardzo wysoko. Prawda
jest taka, że gdziekolwiek znajdziecie się na świecie, jeśli spotkacie kogoś z
tej rodziny Sai, wiecie od razu, jak zostaniecie potraktowani, jakimi
wartościami ludzkimi będziecie się dzielić, jaką drogą oddania pójdziecie.
Naprawdę jesteśmy jedną światową rodziną, która wyrasta ponad podziały rasowe,
kulturowe i wyznaniowe i którą łączy wspólna miłość do Sai Baby i nasze pragnienie
pomagania mu w jego boskiej misji. Kiedy więc Ann i ja otwieramy dziś przed
wami drzwi naszego domu, robimy to wiedząc na pewno, że wy zrobilibyście to
samo dla nas. W końcu nasz dom w rzeczywistości nie do nas należy, gdyż my nic
nie posiadamy. Wszystko należy do Boga. Tak naprawdę oboje z Ann nie jesteśmy
dziś waszymi gospodarzami. Gospodarzem jest Bóg, a my po prostu wypełniamy Jego
wolę. Tutaj, w Kolumbii Brytyjskiej, w przeszłości
byliśmy raczej na peryferiach wydarzeń świata, zwłaszcza jeśli chodzi o
Organizację Sai. Ma to oczywiście i dobre i złe strony. Często jako
ostatni słyszymy najświeższe wiadomości albo pogłoski, z powodu strefy
czasowej, w jakiej żyjemy oraz ponieważ jesteśmy bardzo oddaleni od głównych
ośrodków komunikacyjnych świata. Z drugiej strony, jeśli nie słyszeliśmy
czegoś, nie musieliśmy się tym martwić i mogliśmy skupiać się na naszych
celach. Dziś jednak Internet zmienił to wszystko. Ta puszka Pandory może
natychmiastowo rozpowszechniać informacje po całym świecie. Kłamstwa i pogłoski
rozchodzą się tak samo szybko, jak prawda. Trzeba więc wykorzystać zdolności
rozróżniania i wykazać zdrowy rozsądek w stosunku do tego, co czytamy, gdzie
czytamy i w co uwierzymy. Wiem, że właśnie z powodu tego, co opublikowano w
Internecie, dla wielu wielbicieli Sai był to bardzo trudny rok. Również dla Ann
i dla mnie. Z różnych źródeł na całym świecie w Internecie przewinęło się wiele
przygnębiających historii o Sai Babie i działalności Organizacji Sai. Ukazały
się strony internetowe oskarżające Sai Babę o nadużycia seksualne, a
Organizację o nadużycia finansowe. Strony te odwiedzają tysiące ludzi. W
niektórych krajach pojawiły się krytyczne artykuły prasowe oraz reportaże
telewizyjne. Słyszy się, że na tym nie koniec. Jak mamy wszystkie te informacje
traktować, w szczególności w sytuacjach, gdy się nas do tego wywołuje? Osobiście wierzę, że te wydarzenia są istotną częścią
boskiego dramatu życia, a więc muszą się dokonać. Około trzy lata temu,
kiedy byliśmy na interview u Sai Baby, On nie pytany nagle powiedział „Nadchodzi
wielki skandal” i „Kiedy przyjedziecie tu do aśramu, dostępne będzie po trzy
pokoje dla każdego”. Wówczas nie rozumieliśmy, co to ma znaczyć, ale być może
odnosiło się to do zjawisk, jakie odsłaniają się obecnie przed nami na całym
świecie. Osobiście wierzę, że stanowią one gigantyczną lilę, czyli boską grę,
którą Sai Baba zainicjował w dwóch celach. Po pierwsze, ma ona stanowić próbę
wiary jego wielbicieli. Każde z nas musi indywidualnie zdecydować, jak będzie
reagować na te historie. Po drugie, ma na celu skłonienie nas do zbadania
rzeczywistości postaci fizycznej, w szczególności fizycznej postaci Sai Baby.
Jest faktem, a mogę zaświadczyć o tym przed wami opierając się na własnym doświadczeniu,
że im bardziej zbliżycie się do Sai Baby, tym trudniejsze stają się te
stosunki. Im bardziej zbliżycie się do ognia, tym pewniejsze jest, że się
poparzycie. Znam niektórych najbardziej oddanych wielbicieli Sai Baby, którzy
nigdy nie byli w Indiach, którzy go nigdy nie widzieli ani nie rozmawiali z
nim, ale którzy mają absolutną wiarę w to, kim i czym on jest. Z drugiej
strony, ci z nas, którzy mieli bliższy kontakt z Sai Babą, byli zmuszeni
pogodzić się z pytaniem o jego postać. Czujemy potrzebę pytania i analizowania,
dlaczego decyduje się On zachowywać w określony sposób, dlaczego robi to, co
jest dla nas rzeczą niewłaściwą, mimo faktu, że ostrzegał nas „Nigdy nie
próbujcie mnie zrozumieć”. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że Sai Baba,
tak jak my, odgrywa rolę w tym wielkim dramacie życia. On nie jest swoim
ciałem, tak samo jak my nie jesteśmy naszymi ciałami. Wszyscy jesteśmy aktorami
odgrywającymi jakieś role. Wszyscy jesteśmy aspektami Boga, iskrami boskiej
energii, które zdecydowały przyjąć postać fizyczną. Istotna jest jednak nie
forma fizyczna, lecz aspekt boski, atma, duch, który panuje nad tą formą.
Chciałbym teraz przeczytać wam coś, co Sai Baba powiedział całkiem niedawno. „Nie
dajcie się zwieść tym, że mówię, śmieję się, jem i chodzę tak, jak wy. Nie
ulegajcie ułudzie tego poczucia ciała. Wszystkie moje czyny są zawsze
bezinteresowne, bezinteresowne, bezinteresowne. Nie ma we mnie ani śladu
samolubstwa. Mocno uwierzcie w tę prawdę. Jeśli będziecie mieli pełną wiarę,
gdziekolwiek się znajdziecie, wszystkie wasze pragnienia zostaną spełnione
nawet bez waszego proszenia. Cierpieć będą tylko ci, którzy nie mają pełnej wiary.
Rozwińcie więc ufność. Jest to pierwsza duchowa praktyka, jakiej musicie się
podjąć. Musicie zdecydować się podjąć ją teraz. Wyzwolenie można zdobyć w tym
życiu. Znają mnie miliony. Miliony do mnie przyjdą, ale tylko garstka osiągnie
wyzwolenie.” Sai Baba mówił
tak podczas tegorocznego święta Śiwarathri. Wyraźnie ostrzega nas, byśmy nie
przywiązywali się do jego postaci i roli, jaką odgrywa, roli która ma jeden i
tylko jeden cel, mianowicie pomóc nam osiągnąć wyzwolenie. Niektórzy
wielbiciele, których znam, mają zabawne pojęcie o tym, czym jest wyzwolenie.
Niektórzy uważają, że jest to dar czy błogosławieństwo, które Sai Baba rozdaje
za dobre zachowanie tak, jak słodycze. Zawsze wspominam zdarzenie podczas
interview sprzed kilku lat. Sai Baba chodził po pokoju pytając ludzi, czego
chcą. Podszedł do pewnej kobiety i spytał: „Czego chcesz?”, na co ona
odpowiedziała bez namysłu: „Proszę o wyzwolenie, Swami”. Sai Baba popatrzył na
nią bardzo surowo i powiedział: „Teraz?”, co miało znaczyć: „Czy jesteś gotowa umrzeć teraz i stracić całą tożsamość duszy?”
Kobieta pośpiesznie dodała: „Nie teraz, Swami, dopiero kiedy będę na to
gotowa!” Wyzwolenie trzeba zdobyć. Trzeba je osiągnąć wkładając w to własny
wysiłek. Nie jest to podarunek. Wyzwolenie przychodzi do nas całkiem
naturalnie, kiedy uwalniamy się od przywiązań do formy i przestajemy utożsamiać
się z ego. Guru nie obdarowuje wyzwoleniem. Pomaga wielbicielowi osiągnąć je, a
raczej powinienem powiedzieć - odzyskać je, ponieważ wyzwoleni już jesteśmy. Po
prostu zapomnieliśmy o tym. Sai Baba zrobi wszystko, albo powie wszystko jeśli
pomoże nam to przypomnieć sobie ten fakt. On nawet poświęci siebie, swoje imię
i reputację, jeśli pomoże to nam osiągnąć cel. Dlaczego tak
trudno nam uwierzyć, że nie jesteśmy ciałami? Dlaczego nie możemy zaakceptować
faktu, że jesteśmy istotami czysto duchowymi? Dlaczego nie możemy zmienić
naszego zaprogramowania i dzięki temu uwolnić się od mocno zakorzenionego
przekonania o tym, kim i czym jesteśmy? Niedawno czytałem artykuł droktora
Deepaka Chopry na temat pewnych aspektów mechaniki kwantowej, w którym zauważa,
że nasze fizyczne ciała są kompletnie wymieniane co dwa i pół roku. W takim
okresie zostaje zamieniona każda komórka naszego ciała. Jak to się więc dzieje,
że mimo iż każda komórka zostaje odnowiona, nasze ciała dalej chorują?
Dlaczego, na przykład, jeśli mamy w ciele komórki rakowe, kiedy obumrą
wymieniamy je na nowe komórki rakowe zamiast na zdrowe komórki? Dzieje się tak
ponieważ jesteśmy tak silnie i głęboko zaprogramowani, że wytwarzamy komórki
rakowe zamiast zdrowych, gdyż są one tym, w co wierzymy, że tym jesteśmy.
Dokładnie tak samo jest ze światem wokół nas. Stwarzamy świat przez to, jak
postanowimy go doświadczyć, co z kolei wynika z naszego zaprogramowania. Sai
Baba ciągle nam przypomina, że nie jesteśmy ciałami, że nie powinniśmy
przywiązywać się do naszych ciał, a do Jego ciała w szczególności. W aśramie w
Puttaparthi po śmierci żony przez wiele lat mieszkał pewien wielbiciel,
emerytowany oficer. Spędził wiele czasu w bezpośredniej bliskości Sai Baby, aż
pewnego dnia niespodziewanie Sai Baba powiedział mu, że powinien wyjechać i zamieszkać
w Madrasie. On protestował utrzymując, że nie chce wyjeżdżać i żyć gdzie
indziej, ale na próżno. Musiał więc wyjechać do Madrasu, a ponieważ był
samotnym starszym człowiekiem, opiekowali się tam nim wielbiciele Sai. Kilka
miesięcy później zmarł na raka, a tamci wielbiciele przyjechali do Sai Baby i
powiedzieli: „Swami, to bardzo nieładnie z twojej strony wysyłać tego starego
człowieka do Madrasu, gdzie umarł w samotności. On cię tak bardzo kochał.
Dlaczego to zrobiłeś?” Sai Baba odpowiedział: „Był za blisko mnie, był zbyt
przywiązany do mojej postaci i nie osiągnąłby wyzwolenia, gdybym go stąd nie
odesłał.” Musimy więc uświadomić sobie, że istnieje niebezpieczeństwo w zbyt
mocnym przywiązaniu do postaci Sai Baby - w istocie do każdej fizycznej rzeczy.
Pewien znany nam wielbiciel miał ostatnio sen z Sai Babą, który nam
opowiedział. W śnie tym setki
wielbicieli, wszyscy ubrani na biało, szli drogą przechodząc przed Sai Babą,
ale nie zwracali żadnej uwagi na jego postać. Sai Baba stał uśmiechając się i
przeprowadzając ich własnymi rękami, w sposób oczywisty bardzo zadowolony z
takiego obrotu sprawy. Nie powinniśmy łączyć żadnej postaci z celem i
powodem naszego istnienia - ani Sai Baby, ani męża, ani żony czy dziecka. Powinniśmy
utożsamiać się jedynie z Bogiem, a nie z żadną postacią Boga. Sai Baba sam
powiedział, że jego ciało nie jest niczym szczególnym. Ciała fizyczne
przychodzą i odchodzą. Są po prostu prochem. O tym mówi też symbolika wibhuti.
Z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy.
Powinniśmy utożsamiać się z boskością w naszym ciele, z boską atmą.
Dlatego też Sai Baba nalega, abyśmy byli świadomi boskości w jego ciele. To ona
jest tak szczególna w jego ciele. Chodzi o jego boskość. On mówi, że nie
jesteśmy w stanie nawet zacząć wyobrażać sobie realiów tej boskości. Ostatnio
powiedział, że już wkrótce będziemy świadkami tej boskiej mocy przejawiającej
się w świecie. Cytuję za niedawnym dyskursem: „Wkrótce nastąpi wiele wydarzeń.
Pojawi się wiele ogromnych projektów. Już bardzo bliski jest czas, że ludzie
będą oglądali mnie w różnych miejscach w tym samym czasie. Będę podróżował
samochodem, ale w tym samym czasie będę udzielał darśanu na placu Sai Kulwant i
jednocześnie będę wygłaszał dyskurs na stadionie Hill View.” Tak mówił Swami w
tym roku, który - jak sam mówi - rozpoczyna Złoty Wiek. Złoty Wiek już się
rozpoczął i, posługując się analogią samolotu, którą Sai Baba tak lubi, samolot
wyzwolenia startuje w jego 75 urodziny, które przypadają na 23 listopada 2000
r. Jest to więc rok ważny dla wszystkich wielbicieli, gdyż chcąc znaleźć się w
tym kosmicznym samolocie, musimy mieć bilet wstępu! Jasne jest, że odbędzie się
proces selekcji w celu wyłonienia tych, którzy polecą tym samolotem. Proces ten
nie jest kierowany przez jakąś zewnętrzną siłę. Zostanie przeprowadzony przez
nasze własne jaźnie w oparciu o nasze myśli, słowa i czyny. Ilu z was było w Vancouver w ubiegłym roku, kiedy
przyjechał do nas i przemawiał Indulal Shah, przewodniczący Światowej
Organizacji Sai? Przywiózł wtedy osobiste przesłanie od Sai Baby, które
przekazał nam pod znamiennym tytułem: „Końcowe zalecenia Swamiego”. Dlaczego
Sai Baba użył tych szczególnych słów? Końcowe (ang. final) przed czym? W tym
osobistym przesłaniu Sai Baba zawarł zadziwiające stwierdzenia, takie jak: „Nie
zajmujcie się tym, co powiedziałem przed 1996 r. Nie stawajcie się
wielbicielami mojej postaci, bądźcie wielbicielami moich nauk. Nie czcijcie
mojej osoby, ani postaci żadnego z poprzednich awatarów. Pozbądźcie się
wszystkich moich zdjęć oraz figur bóstw z waszych ołtarzy”. Jasne jest, że Sai
Baba stara się wprowadzić zmianę w sposobie naszego traktowania go i w
rzeczywistości wszystkich awatarów. Chce, byśmy wyszli ponad fizyczną postać.
Nie jest też bez znaczenia to, że tak Ann, jak i ja przechodziliśmy ten trudny
proces, chociaż w bardzo różny sposób. Przez ostatnie pięć lat Sai Baba odrywał
Ann od jego postaci, do której bardzo się przywiązała. Dostąpiliśmy przywileju
bliskich stosunków z Sai Babą. Zna on nasze twarze i twarze naszych dzieci i
wielokrotnie rozmawiał z nami. Kiedy chodzicie na darśan dzień w dzień przez
wiele dni tylko po to, by być przezeń ignorowani, możecie poczuć się dotknięci.
Zaczynacie mówić sobie: „Cóż ja takiego zrobiłem? Dlaczego na mnie nie spojrzy?
Czy mnie nie poznaje? Czy nie wie, kim jestem? Czy nie wie, że tu jestem? Czy
już nie zasługuję na jego uwagę?” Zaczynacie błagać o spojrzenie, uśmiech,
jakiś znak uznania, tylko po to, by zadowolić własne ego. Próbujecie się
targować mówiąc: „Swami, jeśli dasz znak aprobaty mojej obecności, to ja zrobię
dla ciebie to i tamto albo zrezygnuję dla ciebie z tego czy owego!” Ale
wszystko to na próżno. Proces ten ciągnie się i ciągnie. W naszym przypadku
trwało to do ostatniej minuty. W czasie jednego trzytygodniowego pobytu Sai
Baba w ten sposób kazał Ann czekać aż do dnia wyjazdu zanim się odezwał do niej
mówiąc z udawanym zdziwieniem: „O, jesteś tu”, tak jakby nie wiedział! Jeśli chodzi o mnie, czułem trochę zadowolenia z
tego procesu uzdrawiania, gdyż w rzeczywistości nie jestem przywiązany do
postaci Sai Baby, odłączanie od niej nie stanowiło więc dla mnie poważnej
próby. Zasłużona kara przyszła jednak w tym roku. Gdy zacząłem czytać
wszystkie te negatywne historie o Sai Babie w Internecie, moja wiara doznała
bardzo głębokiego wstrząsu. Gotowało mi się w umyśle cały czas, gdy ignorowałem
własne doświadczenia i zacząłem wierzyć doświadczeniom innych. Wtedy, pewnego
dnia zaświtało mi, że przecież nie pociągała mnie fizyczna forma Sai Baby, tak
jak było to w przypadku Ann. Moja uwaga skupiała się na tym, jak ta forma
powinna się zachowywać. Jeśli Sai Baba postępował w sposób, który uważałem za
niewłaściwy, wtedy nachodziły mnie wątpliwości i strach i podawałem w
wątpliwość moją dotychczasową wiarę w fakt, że był awatarem. Byłem przywiązany
do tego, co sobie wyobrażałem o właściwym jego zachowaniu. Musiałem nieustannie
przypominać sobie ostrzeżenie Sai Baby: „Nigdy nie próbuj mnie zrozumieć”.
Nigdy nie zrozumiemy dlaczego Sai Baba postępuje tak, jak postępuje, choćby
dlatego, że jego działania wykraczają poza czas i przestrzeń. On widzi
przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Jego stosunki z nami nie opierają się
na naszych fizycznych tożsamościach z tego życia, lecz na ścieżce ostatecznego
przeznaczenia. Tak więc, Ann i ja przeżywaliśmy trudny okres przechodzenia
ponad formę i utożsamiania się z Bogiem, który jest w nas, zamiast w jakimś
zewnętrznym przejawieniu. Kiedy byłem w Indiach na obchodach 70 urodzin Sai
Baby, miałem wspaniałe przeżycie, które dobitnie potwierdziło tę prawdę w bardzo
osobisty sposób. Były to też moje 60 urodziny i czułem, że ponieważ mam
bliskie stosunki z Sai Babą, zrobi on w ten dzień dla mnie coś naprawdę
szczególnego. W pewnej książce przeczytałem o małym obrządku, jaki Sai Baba
odprawiał dla niektórych wielbicieli przy tak znaczących urodzinach. Cóż,
pewnie zgadujecie, co się zdarzyło. Znalazłszy się w pierwszym rzędzie na
darśanie, byłem pełen oczekiwań na błogosławieństwo, ale Sai Baba przeszedł z
drugiej strony całkowicie mnie ignorując. Równie dobrze mogłoby mnie tam nie
być. Forma zignorowała formę, a ja byłem bardzo rozczarowany. Moje ego szybko
podniosło swoją brzydką głowę i powiedziało: „Swami, jak mogłeś MI zrobić coś
takiego!!”, tak jakby to MI było ważne! Wyszedłem z placu darśanowego, by
stwierdzić, że znów skradziono mi sandały. Była to już trzecia para sandałów,
jakie straciłem w czasie tego pobytu. Nie wiem co to jest z ginięciem tych
moich sandałów, gdyż ich rozmiar, 13, jest tak duży, że nie znam żadnego
Hindusa, który mógłby je nosić! Tak czy inaczej, krótko potem szedłem ulicą
Puttaparthi do znajomego szewca, aby poprosić o zrobienie nowych sandałów.
Szedłem tą ruchliwą ulicą rozmyślając o własnych sprawach, kiedy nagle
zauważyłem mężczyznę kaukaskiej urody idącego prosto na mnie. Nigdy w życiu nie
widziałem tego człowieka, ale kiedy podszedł bliżej zauważyłem, że nosił
przewiązaną wokół szyi chustę identyfikacyjną grupy holenderskiej. Zatrzymał
się przede mną, złapał mnie mocno za ramiona, spojrzał mi w oczy i pięknym
łagodnym głosem powiedział doskonałą angielszczyzną: „Czy nie wiesz, że Swami
bardzo cię kocha?” Potem zwolnił uścisk ramion i odszedł. Stałem oniemiały.
Przepełniały mnie rozmaite uczucia, a do oczu napłynęły mi łzy. Wiem na pewno,
że tym mężczyzną był Sai Baba. Pokazywał mi, że wszechobecny Bóg jest wszędzie.
Ponadto, pod koniec naszego ostatniego interview podczas tamtego pobytu, gdy
już wychodziliśmy z pokoju, Sai Baba spojrzał bardzo głęboko na Ann i
powiedział: „Pamiętaj, zawsze jestem z tobą. Jestem zawsze z tobą!” To „jestem”
trwa teraz zawsze przy nas. Tu tkwi przesłanie, które powinniśmy zrozumieć. Owa
wszechobecna, wszechmocna, wszechwiedząca Siła, którą nazywamy Bogiem, jest
zawsze z nami. Jeśli myślicie, że kiedy wyjeżdżacie z Puttaparthi, opuszczacie
Sai Babę, to znaczy, że nawet nie zaczęliście rozumieć prawdy, jakiej nas
naucza. Wszechobecny aspekt Sai Baby jest w takim samym
stopniu obecny tutaj dzisiaj, teraz, w tym budynku, jak w aśramie w Indiach. W
całym kosmosie nie ma takiego miejsca, gdzie nie ma Boga. Wiem, że wielu z nas ma trudności z utożsamieniem
się z duchową siłą wewnątrz nas, z naszą atmą. Pytamy siebie: „Gdzie ona
jest? Czym jest? Skąd mam wiedzieć, kiedy jestem z nią w kontakcie?” Chciałbym
przeczytać wam teraz wyjątek ze wspaniałego artykułu opisującego doświadczenie
tej rzeczywistości. Mówimy, że jesteśmy Bogiem, że nie różnimy się od Boga,
ponieważ Sai Baba tak nam powiedział. Ale czy rzeczywiście w to wierzymy? Czy
postępujemy według tej wiary? Bardzo niewiele z nas miało przeżycie bliskie
śmierci, kiedy jest się wyrzucanym z ciała i zmuszanym rozpoznać prawdziwą
tożsamość. Chciałbym opowiedzieć wam o doświadczeniu pewnego człowieka, który
to przeżył! Tak się składa, że relacja pochodzi od lekarza. Niekiedy ludzi
niespodziewanie spotyka doświadczenie Boga. Kilka lat temu miałem pacjenta,
który naprawiał antenę na dachu sąsiada i przypadkowo chwycił kawałek drutu
myśląc, że nie jest pod napięciem, a było tam 12000 woltów. Kiedy więc dotknął
go, natychmiast zmarł. Jak się umiera? Napięcie 12000 V wywołuje w sercu
szczególny rodzaj skurczu mięśni. Tak więc spadł na ziemię z wysokości 5 - 7 metrów,
ale na szczęście upadł na pierś pod dokładnie takim kątem, w takie miejsce, z
takim impetem, który wzbudził inny prąd powodujący rozkurcz. Był to nadzwyczajny
wypadek - tak, jakby Bóg wezwał go, a potem nagle zmienił zdanie. Wszystko to
trwało kilka sekund. Człowieka tego przewieziono z miejsca wypadku do szpitala.
Powiedział on: „Myśli moje ciągle wracały do tej przerwy”. Ten krótki moment,
ten przedział czasu kiedy był nieżywy, nazywał „przerwą”. Pytają go: „Dobrze, a
co było w tej przerwie?” „Czysta, nieograniczona radość. Była to absolutna
błogość” - odpowiedział. Spytany, czy był świadomy, rzekł: „O tak, byłem
świadomy”. Na pytanie „Czego byłeś świadomy?” odpowiedział: „Byłem świadomy, że
byłem świadomy”. Proszą go: „Czy możesz wyrazić to konkretniej? Byłeś świadomy,
że byłeś świadomy. Co to znaczy?” On na to: „Tak. Był to stan pełnego
przebudzenia. Mogę o nim powiedzieć jedynie: jestem. Nie jestem tym, czy
tamtym. Po prostu jestem. Było to doświadczenie mojej własnej nieśmiertelności.
Było to przeżycie nieskończoności. Przeżycie błogości, czystej radości. Byłem
tak pogrążony w tym stanie, że wszystko inne było tylko ideą. I raz na zawsze,
całkowicie, bezwzględnie pozbyłem się uczucia, które ludzie nazywają strachem.” Myślę, że jest to cudowny opis prawdziwej naszej
istoty i częściowo dotyczy rzeczywistości atmy. Trudno jest uświadomić
sobie po pierwsze, że rzeczywistość ta jest w nas cały czas, a naszym naturalnym
stanem jest bezgraniczna radość, błogość, pokój i spokój, a po drugie, że tą
rzeczywistością jest rzeczywistość Boga. Ktoś pewnego razu skarżył się Sai
Babie, że tak łatwo jest powiedzieć „Jestem Bogiem”, ale bardzo trudno to
wiedzieć i według tego żyć. W odpowiedzi Sai Baba wziął swoją chusteczkę i po
prostu upuścił ją mówiąc: „Jest to tak łatwe, jak puszczenie tej chusteczki.
Żebyś wiedział, więcej potrzeba energii na trzymanie się twojego ego, niż na
pozbycie się go.” Taka jest rzeczywistość. Musimy ciężko walczyć, by zdobyć a
potem utrzymać naszą tożsamość ego, obraz osoby, za jaką się uważamy, nasze
imię, sławę, dobra materialne i kulturalne, wykształcenie, nasze miejsce w
społeczeństwie, a to wszystko zniknie, kiedy umrzemy. Dlaczego więc przywiązujemy
do nich tak dużą wagę? Dlaczego życie staje się walką ego, z jednym ego
występującym przeciw drugiemu? Dlaczego nasze zdanie jest o wiele ważniejsze
niż zdanie kogoś innego? Skoro wszyscy jesteśmy Jednym z Bogiem, to skąd biorą
się te podziały jeśli nie z umysłu? Nie są one rzeczywiste. To iluzja. Chciałbym dać
wam jeszcze jeden ciekawy przykład tej „jedności”. Około sześciu miesięcy temu
miałem sen o tej arenie, ujeżdżalni koni, w której dziś siedzimy. Przyjmuję, że
sen ten jest albo symboliczny, albo odnosi się do jakiegoś okresu w
przyszłości. W moim śnie arena ta była pełna ludzi siedzących na ziemi, tak jak
wy dziś, lecz służyła jako schronienie i jako stołówka, gdyż karmiliśmy ludzi.
Poza budynkiem szalała groźna burza, albo był to jakiś rodzaj naturalnej
katastrofy. Służyliśmy jako ośrodek ratunkowy. Uznałem, że był to ciekawy
chociaż nietypowy sen, ale nie opowiadałem go, gdyż był nieco apokaliptyczny w
swej wymowie, a nie lubię mówić o takich rzeczach, gdyż wywołują strach u
niektórych ludzi. Jednak dwa tygodnie temu Marina, wielbicielka Sai i nasza
droga przyjaciółka, przyszła do mnie i mówi: „Chcę opowiedzieć ci sen, jaki
niedawno miałam, tym bardziej, że byłeś w nim ty”. I opowiedziała mi ten sam
sen, który miałem ja sześć miesięcy wcześniej. Jasne wydaje się więc, że gdy
Bóg buduje coś, buduje to w więcej niż jednym celu. Znajdujemy się w
ujeżdżalni, zbudowanej na życzenie mojej żony, która chciała jeździć konno w
suchych warunkach podczas zimowych słot panujących w tych okolicach, ale jeśli
te sny niosą prawdziwe zapowiedzi, to wyjdzie na to, że budynek ten ma inne
przeznaczenie, co jest także widoczne dzisiaj. Sai Baba mówi, że jesteśmy Bogiem, że nie jesteśmy
różni od Boga i jako tacy możemy stwarzać cokolwiek zapragniemy. Możemy
robić, co chcemy. Możemy być, czymkolwiek chcemy być. Możemy się zaprogramować
do zrobienia czegokolwiek, albo bycia kimkolwiek chcemy. Nie różnimy się od
Boga. Posiadamy wszystkie moce Boga, jednak cierpimy na amnezję! Zapomnieliśmy
o tym jednym ważnym fakcie. Mamy oczywiście całą wieczność na ponowne odkrycie
tego faktu, niemniej czas fizyczny odgrywa pewną rolę w tym dramacie.
Pamiętacie analogię startującego samolotu, jaką używa Sai Baba. Jeśli chcemy
znaleźć się w tym samolocie wyzwolenia, musimy zacząć przygotowywać się w tym
krótkim czasie, jaki jeszcze nam pozostał. Musimy przeprogramować się, stosować
się do nakazów, jakie dał nam Sai Baba, żyć zgodnie z dharmą, oczyścić nasze
ciała i umysły, przygotować się na nadchodzące wielkie wydarzenia, wydarzenia,
które są „wspanialsze, niż moglibyśmy kiedykolwiek wymyślić”. Posłuchajcie znów
słów Sai Baby. „Jako ciało, umysł i dusza jesteście snem, lecz
to, czym rzeczywiście jesteście, jest czystym istnieniem, wiedzą i błogością. Jesteście
Bogiem Wszechświata. Stwarzacie cały ten wszechświat i wchłaniacie go. Żeby
osiągnąć nieskończone, trzeba uwolnić się od marnego, ciasnego więzienia
indywidualności. Kierujcie się sercem. Czyste serce sięga poza intelekt. Czerpie
inspirację. Wewnątrz was jest potężny ocean boskiego nektaru. Szukajcie go
wewnątrz siebie. Poczujcie go. Poczujcie go! Jest on tutaj, jako Jaźń. Nie jest
to ciało, nie jest to umysł, ani intelekt. Wszystko to są tylko jego przejawy.
Ponad nimi jesteście wy. Ukazujecie się jako uśmiechające się kwiaty, jako
mrugające gwiazdy. Cóż takiego jest w tym świecie, by sprawiło, że zapragniecie
czegokolwiek?” Jakże magiczne
i pełne znaczenia są te słowa. Czegóż więcej można pragnąć? Taka jest prawdziwa
natura rzeczywistości. Jesteśmy Bogiem tego Wszechświata. Sai Baba powiada, że
pierwotnym grzechem człowieka było to, że zapomniał o tym fakcie, że uwierzył,
że jest oddzielony od Boga. Dlatego mówi: „Jesteś Bogiem! Jesteś Bogiem! Nie
jesteś ego. Jesteś atmą. Jesteś jaźnią. Jesteś trwały. Ciało nie jest trwałe.
Aspekt fizyczny nie jest Jaźnią. Jesteś Jaźnią, a nie fizyczną materią. Jesteś
Bogiem. Jesteś Bogiem. Tak ciągle myśl. Nie myśl o swoim ciele. Myśl o Bogu.
Ciało przychodzi i odchodzi. Ciało rodzi się i umiera, ale ty nie jesteś
ciałem. Ciało to tylko proch. Ty jesteś wieczny.” Ile razy Sai Baba musi to powtarzać,
zanim go posłuchamy i zaczniemy badać prawdziwą naturę naszej rzeczywistości.
Mam taką jedną małą grę, która pomaga mi w tym. Zawsze wyobrażam sobie, że Bóg
siedzi na moim ramieniu. Gdziekolwiek idę, cokolwiek robię, jestem świadomy, że
Bóg tam jest i ciągle przygląda się wszystkiemu, co myślę, mówię i robię. Gdy
mam podjąć decyzję, jak postąpić w określonej sytuacji, po wyborze sposobu
działania pytam Boga na ramieniu, czy to, co zamierzam zrobić, jest właściwe.
Niemal natychmiast stwierdzam, że Bóg z ramienia, który w rzeczywistości jest
moim sumieniem, odpowiada „Tak” lub „Nie”. Gdy ten głos mówi „Nie”, rozpatruję
sprawę jeszcze raz. Oczywiście, wielokrotnie zdarza mi się zapomnieć tak
postępować, ale i w takich przypadkach idea Boga na ramieniu jest przydatna w
retrospektywnym ocenianiu działań podjętych wcześniej. Jedną z wielu rzeczy, jakich nauczyłem się przy
Sai Babie, jest to, że jest on doskonałym zwierciadłem. Odbija w naszą
stronę dokładnie to, czym jesteśmy, co chcemy od niego usłyszeć. Może to w
sposób oczywisty prowadzić do nieporozumień, szczególnie w pokoju interview,
gdy mówi różne rzeczy różnym ludziom. Jeśli wierzyć sprawozdaniom wielbicieli,
Sai Baba wypowiadał sprzeczne stwierdzenia na przykład o tym, czy Jezus umarł
na krzyżu, czy nie, czy istoty pozaziemskie i UFO są rzeczywiste, czy Ziemia
ulega zmianom i nastąpią kataklizmy. Takie sprzeczności skłaniają niektórych
ludzi do wniosku, że nie wie on, co mówi, co jest absolutną bzdurą. Dokładnie
wie on, co mówi i, co jest ważniejsze, do kogo to mówi. Rzecz w tym, że osobie,
do której mówi, mówi on dokładnie to, co ona chce usłyszeć. Odbija jej
oczekiwania, jest jej zwierciadłem. Mogą zdarzyć się wielkie nieporozumienia,
gdy ludzie idą do Sai Baby i pytają na przykład: „Swami, czy mogę poślubić tę
osobę?” Sai Baba odpowie: „Tak, tak, błogosławię”, a potem małżeństwo nie
sprawdza się i winią oni za to Sai Babę. Trzeba być bardzo ostrożnym zadając
pytania awatarowi. Pytanie zawsze powinno brzmieć: „Czy powinienem” albo „Czy
moim przeznaczeniem jest”, a nie „Czy mogę”! Osobiście wierzę, że Sai Baba
zawsze da nam to, co chcemy, nawet jeśli jest to dla nas niewłaściwe, jeśli on
uzna, że pomoże nam to przemóc to, rozładować nasze pragnienia i przywiązania
do tego i w efekcie postępować szybciej królewską drogą ku wyzwoleniu. Sai Baba
powiedział: „Daję wam to, czego chcecie, po to, byście zechcieli tego, co
przyszedłem wam ofiarować.” Bądźmy więc zawsze ostrożni w relacjach z Sai Babą,
szczególnie będąc w pokoju interview. Regularnie stwierdzam, że kiedy Sai Baba
powiedział coś kontrowersyjnego w pokoju interview, późniejsze porównanie
notatek obecnych tam osób ujawnia, że wszyscy inaczej zinterpretowali jego słowa. Większość z nas przejdzie trzy etapy na drodze do
wyzwolenia, które zostały określone jako dualizm (dwajta), warunkowy dualizm (wiśisztadwajta)
i nie-dualizm (adwajta). Zaczynamy od postrzegania siebie jako czegoś
zupełnie oddzielnego od Boga. Bóg jest wszechpotężnym Stwórcą, doskonałą istotą
żyjącą gdzieś bardzo daleko w Niebie. Dlatego oddajemy Mu cześć. Następnie
przechodzimy do etapu, w którym nawiązujemy pewne stosunki z Bogiem, i kiedy
ciągle jeszcze postrzegamy Go jako oddzielnego, ale również jako część naszej
rodziny i kogoś, komu bezpośrednio zależy na naszym dobrze i postępie duchowym.
Wielu wielbicieli, którzy czczą Sai Babę jako Boga, znajduje się na tym etapie.
Na ostatnim etapie uświadamiamy sobie, że jesteśmy jednym z Bogiem, że nie ma w
ogóle żadnego rozdziału między nami. Wszystko, co łączy się z tożsamością
jednostkową jest iluzją. Nigdy nie było rozdziału i takiego nie będzie. Jest to
duży skok w świadomości, jaki musimy kiedyś zrobić. To tego skoku wymaga od nas
Sai Baba właśnie teraz. Samolot wyzwolenia już wkrótce wystartuje. Sai Baba
domaga się od nas, abyśmy znaleźli się w tym samolocie. Nie znaczy to, że
musimy być tam w Puttaparthi, aby wejść na pokład tego samolotu. Oznacza to, że
w życiu codziennym winniśmy stać się niedualistyczni. Powinniśmy zdać sobie
sprawę z tego, że wszyscy są jednym, że wszystko jest Bogiem i że energią Boga
jest miłość. Obyśmy wszyscy uznali to za pierwszoplanowe zadanie w życiu. Wszak
tu na ziemi przebywa awatar tej Epoki. Dostąpiliśmy przywileju być tu i teraz
wcieleni. Sai Baba powiedział, że w nadchodzących latach nasze zdjęcia będą wisiały
na ścianach naszych wnuków, a oni będą nas czcić za to, że znaliśmy i
kontaktowaliśmy się z tym wielkim awatarem. Będą mówić, że był taki to a taki,
kto znał Sai Babę. Będą o was pamiętać z racji tej styczności. Obyśmy byli
godni tych naszych narodzin. Podejmijmy wyzwanie i spróbujmy dostać się na
pokład samolotu wyzwolenia. Jednocześnie pamiętajmy o ostrzeżeniu Sai Baby: „Miliony
mnie zna. Miliony przyjdą do mnie, ale tylko garstka uzyska wyzwolenie”. Obyśmy
wszyscy znaleźli się w tej garstce. Jak możemy to sobie zapewnić? Jest to tak
proste. Kochaj wszystkich. Pomagaj wszystkim. Dostrzegaj Boga w każdym
człowieku i każdej rzeczy.
[tłum.: KMB]
Od tłumacza:
Pragnę zwrócić uwagę polskich wielbicieli, że zarówno zaskakujące wskazania
Baby (przesłane przez Indulala Shaha), jak i katastroficzny sen Davida mogą dotyczyć
przede wszystkim adresatów, nie Polaków.