Ganga składa hołd Sathyi Sai
      Działo się to na początku 1948 roku.

     Pewnego dnia po bhadźanach siedzieliśmy wokół Swamiego robiąc wieńce z kwiatów. On też je robił razem z nami. Żadna z pań nie dorównywała Mu w tej sztuce! Czy istnieje jakaś dziedzina, w której by nie przodował?  Jego girlandy były czarująco grube. Nagle wstał i powiedział: - Chodźcie, chodźcie! Matka Ganga idzie do nas z odwiedzinami. Podszedł do wielkiej, głównej bramy. Po jej otwarciu stanął na środku z rozstawionymi rękami i powiedział: - Stójcie wszyscy z tyłu. Niech nikt nie wychodzi nawet na cal poza te wyciągnięte ręce. Patrzcie tam. Nadbiega Ganga.
      Rzeka zbliżała się w dzikim pędzie z falami wznoszącymi się wysoko w niebo, pryskając i pieniąc się z wielkim rykiem. Podpłynęła całkiem blisko.
      ,,O Boże! Może nas pochłonąć”. My, dzieci, byłyśmy przerażone. Rzeka podeszła bardzo blisko do Swamiego. Dotykała rąbka Jego szaty. Poza ryczącymi wodami nie widzieliśmy żadnego z drzew i krzewów, które przedtem tam były. Sai Ma (Matka Sai) wyciągnął swoje ręce i dotknął rzeki. Woda pod Jego rękami natychmiast uspokoiła się. Nieco dalej woda rzeki pozostawała wciąż przerażająco wzburzona. Swami spojrzał na nas i powiedział: - Idźcie do środka i przynieście kwiaty, orzechy kokosowe, puder karkumowy i kumkum.
      Przynieśliśmy to wszystko i ofiarowaliśmy Bogini Gandze. Byliśmy wciąż napięci. Swami rozłupał orzechy, ofiarował je Matce Gandze i trzymając swoje dłonie nad powierzchnią wody powiedział: - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że przyszłaś nas odwiedzić. Teraz, proszę, odejdź już, Gango!
      Mówiąc to czule głaskał fale obu rękami. Jakby na skutek wzruszenia wywołanego Jego delikatnym dotykiem, wzburzone dotąd wody uspokoiły się i rzeka całkiem się wycofała. Przecieraliśmy oczy i z niedowierzaniem rozglądaliśmy się na wszystkie strony. Nigdzie wkoło nie było ani jednej kropli wody. Na ziemi nie było żadnych śladów po wodzie. Szata Swamiego także była sucha. Zaskoczenie! Potężna niespodzianka! Rzeka wycofała się równie nagle, jak się zjawiła. Jak zgrabnie stanęła przed Swamim - niczym ściana z fal! Byliśmy zbici z tropu; ponieważ Swami stał nieruchomo, baliśmy się, że rzeka może powrócić! Reżyser tych wspaniałych cudów roześmiał się głośno i wskazał nam swoje stopy. Jego drobne, ładne stopy otaczał wieniec upleciony z wielkich kwiatów jaśminu! Ujął go w ręce, powąchał kwiaty i rozdał je nam. Każdy kwiat dorównywał wielkością róży i w dotyku był delikatniejszy od bawełny. Aromat jaśminu szybko rozszedł się wszędzie. Z czcią przyłożyliśmy te kwiaty do oczu, a potem wpięliśmy sobie we włosy. Mimo usilnych starań, nie mogliśmy pojąć tego cudu!
tłum. KMB
      Od tłumacza: Powyższy opis pochodzi z przepięknej książki „ANYATHA SARANAM NASTHI" (co w telugu znaczy „Prócz Ciebie innego schronienia nie ma"; taki tytuł nadał książce Swami) napisanej przez Smt. Vijaya Kumari, która od dzieciństwa miała zwyczaj notowania swoich przeżyć w formie pamiętnika, jeszcze zanim w latach 40-tych poznała Sai Babę. Jednak dopiero po 40 latach, w 1997 r., Sathya Sai pozwolił jej opublikować te notatki w postaci książki! W ubiegłym roku ukazało się tłumaczenie na język angielski i za pozwoleniem autorów zostało w całości udostępnione członkom SatGuru, internetowej grupy dyskusyjnej.
Jest to naprawdę porywający zapis lil (cudownych poczynań) Bala Sai, młodego Sai, któremu chyba ustępuje nawet słynne Bhagawatam.
KMB
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.