Do
odległej Norwegii zagnały mnie sprawy rodzinne. Jadąc miałam nadzieję, że
spotkam tam bhaktów Sai. Wyjechałam uzbrojona w adres i telefon byłego koordynatora
(w stanie spoczynku) Organizacji Sai w Norwegii - Roberta Priddy. Na zjeździe
wielbicieli Swamiego w Bartkowej – w rozmowie z Bernardem Gruberem z Niemiec –
dowiedziałam się, że Robert Priddy nadal mieszka w Norwegii i nadal jest wyznawcą
Sai. Po paru dniach mojego pobytu w
miejscowości odległej o 70 kilometrów na północ od stolicy Norwegii – Oslo,
zadzwoniłam do Roberta Priddy z prośbą o podanie mi miejsca i daty spotkania
grupy Sai w pobliżu mojego miejsca zamieszkania. Robert podał mi adres w Oslo i
jeden jedyny dzień w trakcie mojego trzytygodniowego pobytu w Norwegii – 4
sierpnia. Twierdził, że na pewno w mojej okolicy nie mieszka nikt z bhaktów
Sai. Uświadomił mi specyfikę kraju Wikingów. Do niedawna w całej Norwegii w
ciągu 10 lat, było tylko troje wielbicieli Baby. Obecnie jest ich więcej, ale
nadal bardzo mało. Niektórzy przychodzą z ciekawości na spotkanie grupy Sai i
nie pojawiają się ponownie. Podobno w mentalność Norwegów trudno jest
zaszczepić nauki Swamiego. Robert żartował, że może zbyt sztywno starali się
trzymać reguł Organizacji Sai i to odstraszyło ludzi. Populacja tego kraju to
tylko 4 miliony mieszkańców, czyli 10 razy mniej niż w Polsce. Powierzchnia
kraju jest w przybliżeniu taka jak Polski, ale bardziej górzysta, z pięknymi
skałami, jeziorami i lasami. Robert Priddy jest z Sai Babą od piętnastu lat. Na
stałe mieszka w Norwegii, a z pochodzenia jest Anglikiem. Czekałam więc na dzień 4 sierpnia – dzień
spotkania grupy Sai w Oslo. Przez ten czas starałam się obserwować otoczenie i
dostrzegać Boga we wszystkim. Po cichu liczyłam, że Swami zapozna mnie z jakimś
bhaktą. Nuciłam głośno lub w myślach mantrę Sai-Gajathri i czasem rozmawiałam
telefonicznie z Kasią Okońską, naszą rodaczką, która na stałe mieszka w Szwecji
i jest w posiadaniu szaty Swamiego od 1998 roku. Dzieliło nas około 500
kilometrów i żadna z nas nie mogła pokonać tej odległości, by się spotkać.
Kasia opowiadała mi o znakach Swamiego u siebie w domu. Kupiona w Puttaparthi
rzeźba ptaka z minerału, zmienia kolor z niebieskiego na różowy tylko w tym
czasie, kiedy Baba chce Kasi dać znać o Sobie. Obserwowałam w Norwegii
bezinteresowną pomoc niektórych Norwegów dla osób starszych i zniedołężniałych. Dziękowałam Babie za tę
możliwość. Byłam również w osiedlu dla osób upośledzonych umysłowo, gdzie jedna
z mieszkanek, rodowita Norweżka zachwyciła się moim zegarkiem z podobizną
Swamiego. Wiele czasu poświęciłam na przyglądanie się pięknej
przyrodzie. Zatapiałam się w głębię nieba i zieleni, co dawało mi odczucie
nieskończoności Boga i stworzenia. Nadszedł oczekiwany dzień spotkania bhaktów
Sai - 4 sierpnia. Wyruszałam w podróż do centrum Oslo – około godziny pociągiem
i później taksówką z dworca. Przed wyjazdem zadzwoniłam jeszcze raz do Oslo,
ale już na adres spotkania. Okazało się, że jest to centrum akupunktury i że
spotkanie odbyło się dzień wcześniej 3 sierpnia. Rozmówca zapraszał mnie na
następne 14 września. Bardzo było mi przykro. Widocznie miałam tam nie być.
Spotkania te odbywają się od 1915 do 2145,
co mogło być porą niezbyt bezpieczną dla mnie w obcym mieście. Kasia Okońska
uczyła mnie – przyjmuj wyroki boskie z pokorą, to
Bóg tak chciał, to było twoje pragnienie, od którego powinnaś być wolna. W
końcu uznałam, że z jakichś względów – znanych tylko Babie – nie było to spotkanie
dla mnie. Dziękowałam Bogu za to, że w Polsce mam komfortową
sytuację łatwego kontaktu z wielbicielami Sai i łatwego dotarcia na miejsce
spotkań grup Sai. Pomyślałam: jakże często nie doceniamy tego daru, że
mieszkamy w oazie wyznawców Sai, a nie na pustyni. Na pociechę moich norweskich zmagań Swami obdarzył mnie snem, w czasie
którego przebywałam w aśramie. Rozglądałam się, by zidentyfikować miejsce
swojego zakwaterowania. Nie był to żaden hotel, ani sheed. W końcu udało mi się rozpoznać.
Całą grupą polską (około 30 osób) mieszkaliśmy w hali Purnaćandra, a za ścianą miał swój
pokój Swami. Bardzo mnie to ucieszyło. Poczułam we śnie, jak ważne miejsce zajmujemy
w sercu Baby. Wśród polskiej grupy zauważyłam moją mamę, która zawsze zastrzega
się, że nigdy tak daleko nie wyjedzie. Zaraz miał być darśan Swamiego, więc wszyscy
krzątali się w przygotowaniach. Parę osób
pomagało mojej mamie, a ja miałam zaraz wyjeżdżać z Indii do Polski.
Rzeczywiście wkrótce wyjeżdżałam, ale nie z Indii, tylko z Norwegii. Sai Ram.