Niedługo
upłynie okrągła rocznica, kiedy będąc w Prasanthi Nilayam poznałem Elżbietę
Garwacka i jej koleżanki z grupy. Pamiętam z jaką miłością i troską dokonywała
ona sondażu wśród obecnych tam polskich bhaktów na temat, czy rozpocząć
wydawanie czasopisma poświęconego naukom Śri Sathya Sai Baby i problemom
bhaktów polskojęzycznych na całym świecie. Wszyscy dyskutowaliśmy czy potrzebne
jest wielbicielom drugie czasopismo, skoro „Sai Ram” spełnia swoją funkcję i w
założeniu, w tamtym czasie nie bardzo było widać potrzebę dublowania. Zdania
były podzielone, więc zgodnie wszyscy przyznaliśmy, że trzeba ten problem
zostawić naszemu ukochanemu Panu, jak wiele innych zresztą i niech życie
zweryfikuje zamysł… Ale widocznie w zdeterminowaniu koleżanek było życzenie
Baby, aby drugie czasopismo powstało. Przez ten okres prawie dwóch lat wiele
było zdarzeń, które powoli, ale bardzo konsekwentnie udowodniły, że ten zamysł
był bardzo owocny, można by powiedzieć – strzał w dziesiątkę. Jakie więc
argumenty można dziś przytaczać? Postaram się wymienić kilka tych, które są
według mnie najwartościowsze i które wszyscy obserwujemy. Nowe
czasopismo, zresztą niezależne od samego początku, w swoim zarodku
organizacyjnym wytrąciło Organizację – Stowarzyszenie Sathya Sai w Polsce z
powolnego, lecz widocznego dryfu w kierunku skostnienia. Zawsze porównanie się
do innej platformy informacyjnej musi budzić i będzie budziło samokontrolę w
celu szukania lepszego dziś, niż było dobre wczoraj, a jeszcze i
najcenniejszego na jutro. Jest to zrozumiałe i pokazane nam zjawisko boskiej
ewolucji. Wiele spraw zaczęło się toczyć żywiej. Baba na moje pytanie, czy
świat ma tąpnięcia w swoim rozwoju i kiedy przychodzi Awatar rozwija się i
ewoluuje szybciej, a kiedy Go nie ma zatrzymuje się, czy wręcz cofa, odpowiedział:
„Moje przejawianie świata jest doskonałe i nigdy dziś nie jest mniejsze od
wczoraj, a jutro zawsze będzie najlepsze i od dziś i od wczoraj i tak starajcie
się tę doskonałość postrzegać, bo tylko w waszym postrzeganiu i nastawieniu
jest problem.” Takim
wspaniałym przykładem jest wspomniana ewolucja „Sai Ramu”, który jest obecnie
innym kwartalnikiem, niż przed dwoma laty. Stał się jednym z najlepszych
czasopism w Europie. Ma stałe kontakty z Organizacjami Sai z innych krajów i na
bieżąco udostępnia nauki naszego ukochanego Sai Baby. Jakość pomogła, bo
natychmiast nastąpił wzrost nakładu o 100%. Nie dajmy się jednak zapędzić w
ślepą uliczkę, bo przecież wcześniejszy „Sai Ram” nie był zły. Nie kochani, on
na tamten czas był bardzo dobry. Tak jest ze wszystkim. Ewolucja jest piękna –
nie burząc idzie do przodu, nie traci czasu. Rewolucja nieraz musi coś zawalić,
aby po sobie posprzątać, utulić i obetrzeć łzy, ale wtedy już nie jest rewolucją,
tylko ewolucją!!! Zobaczcie z czego się mają cieszyć redaktorki „Światła
Miłości”. Ich największą radością jest wytrącenie Organizacji z bezruchu, a
pozornie konkurencyjnego czasopisma wyniesienie do wyżyn dnia dzisiejszego. Z
czego się mamy cieszyć my czytelnicy? A z tego, że zaczęliśmy żyć dyskutując na
trudne tematy nas dotyczące, całego Stowarzyszenia Sathya Sai w Polsce, to
znaczy nas samych. Oto przykład – artykuł Jana Nary. Po ogólnopolskim spotkaniu
w Turawie, czy ktoś został obrażony, czy komuś stała się krzywda, czy warto
dyskutować nad kropką nad „i”? Nie, to był jego sposób widzenia problemów,
zresztą nieodosobniony. Obojętne zresztą co i jak było powiedziane i napisane
problem został postawiony i dziś mówi do wczoraj, że trzeba zmienić sposób
podejścia. Nie ma monopolów, każdy ma swoją pieśń o Bogu - do Boga i nawet
gdyby fałszował ma prawo ją śpiewać. A gdzie ów artykuł ukazał się? Właśnie w
„Świetle Miłości”. Proponuję, by udostępnić Janowi łamy „Sai Ramu” i z miłością
podyskutować, wszak cel jest jeden i znany, zaś drogi do niego różne. Ale czy
to jest złe? Nie! Są po prostu inne drogi i nimi też dojdzie się do celu. A tak
na marginesie, nie wierzmy, że można przestać być na scenie życia między
dobrem, a złem. Kto tak twierdzi zaprzecza prawdzie ziemskiego istnienia i chce
wszystko – łącznie z dyskusją, kiedy mu wygodnie – przenieść do niebios. A co
mówi Sathya Sai Baba? „Nie może być przyjemności bez bólu… Szczęście jest
również w smutku. Nie będziecie mieli szczęścia, dzięki szczęściu. Możecie je
mieć tylko dzięki trudnościom…” (Dyskurs z dnia 28.09.99 w „Świetle Miłości”). Tu
w świecie materii nie można oczekiwać, że komuś dołożymy, przebijemy
argumentacją i racja będzie po naszej stronie. Takiej racji tu nie ma i nie
będzie – bo to są tylko racje – prawdy cząstkowe, które na wyższym
transcendentalnym poziomie stanowią drobiny prawdy absolutnej – zawsze mającej
w sobie prawdę istnienia w miłości absolutnej. Można natomiast i należy mówić o
drodze duchowego rozwoju tzn. naśladownictwie nauk Śri Sathya Sai Baby z
większym, lub mniejszym efektem, ale czy doskonałym? Więc nie ma powodów
wymijać się i nie dyskutować. Każda taka dyskusja podnosi naszą świadomość i
jest niejednokrotnie milowym krokiem postępu dla wielu. Warunek jest tylko
jeden. Pamiętać, że jest jeden największy Bóg, który nas zawsze kochał, kocha i
będzie kochał, wiec i my na swój ułomny sposób spieszmy kochać doskonale. Taka
postawa, czy metoda podejścia, z pewnością nie będzie dzieliła wielości w
jednym, a więc nie będzie demoniczna, bo wszystko co czynimy z miłością zawsze
nas łączy. Chciałbym
również odnieść się do listu otwartego, który opublikowało „Światło Miłości” i
nie miejsce tu na stwierdzenie czy na tyle jesteśmy doinformowani, aby podnosić
takie trudne tematy dotyczące jednostek i dyskutować na szerokich łamach.
Wychodząc z takiego założenia, nigdy byśmy na żaden temat nic nie napisali,
czyli blokowali swój wewnętrzny rozwój. List otwarty sprowokowały okoliczności
związane z pobytem Conny Larssona w Polsce. Gdyby informacje na ten temat były
przekazywane w sposób złośliwy, czy też szkalujący osobę Baby, lub też
świadczyłyby o jawnej nienawiści, można by było wtedy przejść do porządku
dziennego nie przejmując się. Ale Larsson to długoletni bhakta, uratowany przez
Babę przed samobójstwem. Był w tym roku trzykrotnie przyjmowany przez Swamiego
na interview. Było to zawsze w obecności świadków. Słuchając Connego w Poznaniu
odniosłem wrażenie, że to on potrzebuje od nas pomocy poprzez przytulenie go do
naszych serc. Widziałem w nim wyraźne odrzucenie, albo też nieporozumienia ze
szwedzką Organizacją Sai zrobiły swoje. Jego stwierdzenie, że w Organizacji są
ludzie raczej ograniczeni, a ci spoza - nie, były dla mnie sygnałem kryzysu
tożsamości Conny’ego. Bardzo mu współczułem. Myślałem wtedy i nadal myślę: „Baba
ile i co trzeba przejść, aby udowodnić Ci swoje oddanie?” Kiedy i w jakim celu
nas wykorzystasz, abyśmy mogli się sprawdzić w służeniu Twoim Stopom? Jak muszą
doświadczać ludzie, którzy są tak blisko Ciebie, aby byli nauką dla innych?
Przypomniało mi się zaparcie się Jezusa przez Świętego Piotra. „Nim kur zapieje
ty po trzykroć się Mnie zaprzesz…” Idąc dalej za rozumem i głosem serca można
postawić tylko pytanie kiedy i w jaki sposób ja Panie będę poddany Twojemu
sprawdzeniu i kto wtedy będzie przy Mnie, czy inni zrozumieją moją słabość… Jak
ciężką i trudną będzie moja próba? Ale wracając do meritum informacji o Connym.
Ostatnio wyraźnie sprawiał wrażenie dziecka, które czegoś nie rozumie. Wyraźnie
drażniło go pokrycie sklepienia płatkami złota (ufundowanego przez
Stowarzyszenie Padug – przyp. red.), które spadało na głowy wiernych w trakcie
prac. Twierdził, że Swami oszukuje w materializacjach, dokonuje przestępstw
dewizowych itd. Rozpętał burzę w głowach bhaktów. Natomiast w sercach, gdy ktoś
rozważy całą sprawę w sercu, wsłucha się w nie, zobaczy w Babie tylko
wszechogarniającą miłość. Odbierając sercem Jego miłość możemy tylko utwierdzić
się w dotychczasowych przekonaniach. Znam bhaktów, którzy są w kontakcie
duchowym ze Swamim. Zadawali Mu pytanie: „Baba czemu tak go doświadczyłeś?”
Odpowiedzią był uśmiech i wypowiedziane zdanie: „A czy wiesz kiedy ty będziesz
miał kłopoty ze swoją psychiką? Co wtedy zrobisz? Będziesz potrzebował więcej
miłości. Kocham go niezmiernie. Zawsze go kochałem.” Baba
wcześniej przewidział takie i podobne zachowania. Kiedyś mówili Mu: „Swami,
jakże wielu już ludzi na świecie zna Twoje nauki, rozwija swoją duchowość…”
Baba odpowiedział: „Tak zgadza się, ale ilu zostanie?” Cóż można tu tłumaczyć?
Cóż można tu przekazać? To tak jakby kropelka z oceanu chciała opisać ocean.
Doprawdy miarą wszechrzeczy jest tylko On i On wie dlaczego, po co i w jakim
celu rzeczy zaistniały. Temat pozornie trudny, gdy podejdziemy rozumem.
Podchodząc sercem i mając za sobą pięciomiesięczne pobyty w Prasanthi Nilayam
uważam wręcz za wskazane podzielić się z czytelnikami tylko niektórymi uwagami.
Baba powiedział: „Przyjeżdżajcie i doświadczajcie Mnie oraz sprawdzajcie waszą
wiedzę z tym co tu będzie wam dane. A kiedy uwierzycie proście Mnie. O co
poprosicie będzie wam dane, kiedy uwierzycie proście Mnie, proście Mnie o
wszystko, proście Mnie o wszystko, a co prosicie otrzymacie.” (z własnego
interview, w lutym 1998 roku). I tak się dzieje od 60 lat, uczy i daje. Wielu,
bardzo wielu uwierzyło. Nie wszyscy nawet są jego wielbicielami. Dziś ocenia
się liczbę bhaktów Sathya Sai Baby na całym świecie na 108 milionów. Ludzie
proszą Babę o pomoc szczególnie wtedy, gdy wali im się świat, zdrowie, rodzina…
O co proszą? Któż z nas zna najtajniejsze zakątki umysłu, a tym bardziej duszy
członka własnej rodziny, partnera, a cóż dopiero bhaktów z innych kultur,
kontynentów, jak nie tylko On. Osobiście znam wiele historii pomocy i interwencji
Pana Śri Sathya Sai Baby w najdziwniejszych dziedzinach życia osobistego. Nie o
wszystkich mogę powiedzieć, że są znane. Wiem tylko, że dla Boga i Jego miłości
do nas – Jego dzieci – nie ma granic. Nie czyni On rozróżnień - tu mogę pomóc,
a tu nie mogę, bo może prośba źle sformułowana. Nie! Tak jak od serca prosimy,
tak dostajemy z największą radością i stałą miłością. Np. Bhakta ma 27 lat,
młodą żonę i dziecko. Kochają się, są po studiach. Mąż miał przypadłość od
dziewiętnastego roku życia, z którą nie mógł sobie poradzić. Jest on bardzo
przystojny. Pracował dużo poza domem i wręcz uwielbiał uwodzić młode kobiety.
Było to coś ponad jego siły, w głębi serca wiedział jednak, że robi źle,
ponieważ ryzykuje rozbiciem własnego, udanego małżeństwa, chorobą, ciążą i
kłopotami psychicznymi swoich potencjalnych ofiar podbojów seksualnych. Nic nie
potrafił zaradzić. Było to w nim jak narkotyk. Skłonności te nie wytłumiły się,
ale wręcz narastały w swej bezwzględności i wyrachowaniu. Zawiodły oględne
wizyty u seksuologów, narastało uczucie deprecjacji własnej osobowości, wstyd i
strach – co będzie jak któregoś dnia wyda się. W końcu postanowił jechać
natychmiast do Śri Sathya Sai Baby i prosić o pomoc. Swami zawezwał go na
interview z całą grupą. Po skończonej audiencji, gdy wszyscy wychodzili, Swami
zatrzymał go, dał mu wibhuti i po zmaterializowaniu oleju, swoimi boskimi
dłońmi natarł okolice drugiej czakry i punkt kundalini. Wszystko odbyło się
sprawnie i z wyrozumiałością. Na zakończenie Baba powiedział mu, że będzie
przyjeżdżał do Prasanthi nie sam, ale z synem, którego mu da i z żoną. Oznajmił
mu, że jest wolny od swoich problemów. Od tej pory minęło parę lat. Ten
człowiek jest przykładem dobrego męża i ojca, ma dwójkę dzieci. Faktycznie
urodził mu się syn. Całą rodziną byli u Swamiego. Problem z jego młodości został
mu odjęty. Om Sai Ram! Inny
przykład to mężczyzna z Polski, troszkę starszy, bo około 36 lat. Pojechał do
Indii z bardzo wielką przypadłością. Miał o 12 lat młodszą, ładną żonę i dwoje
dzieci. Z nieznanych przyczyn stał się z dnia na dzień całkowitym impotentem.
Lekarze załamywali ręce. Tylko brali pieniądze, wypisywali recepty i nic…
Małżeństwo zaczynało rokować w złym kierunku. Były to wczesne lata
dziewięćdziesiąte, więc w literaturze, ba nawet w artykułach prasowych, o
Sathya Sai Babie pisano tylko na zasadzie fenomenu, guru, nauczycielu. Mało kto
wiedział o Nim jako o boskim wcieleniu Awatara, ale mój znajomy uwierzył, że
tylko tam znajdzie pomoc i pojechał. Już drugiego dnia został poproszony na
interview z grupą, z rodziną Hindusów. Po interview, przy całej tej rodzinie
Baba zapytał: „Chcesz być zdrowy?” Odpowiedź była zdecydowana, wiec Swami w
obecności całej rodziny namaścił mu wszystkie czakry, jak i genitalia. Otrzymał
również wibhuti. Dziś minęło już tyle lat. Małżeństwo to trwa nadal. Dzieci
powyrastały. Ów mężczyzna jest oddanym bhaktą Baby, ale nie udziela się w
Organizacji Sai. Powiedział mi: „W cichości swego serca do końca swoich dni
będę dziękował Bhagawanowi, że w swej miłości nauczył mnie jak wszystko jest
boskie. Tylko my robimy podziały na boskie i nieboskie, godne uwagi,
wstydliwe… Dla Boga nie ma takich podziałów!” Pragnę
jeszcze tylko dodać, że w Indiach pomoc Awatara, guru, czy nauczyciela w tak
dotkliwych sprawach osobistych traktowana jest jako najwyższa pomoc medyczna. W
czasie mojego 4-miesięcznego pobytu poznałem rodzinę inżyniera hinduskiego,
który kończył uniwersytet Sathya Sai Baby. W rozmowach –na moje zbyt
emocjonalnie stawiane pytania – skwitował mnie: „Czy ojciec, który ma rodzinę,
pracuje na jej utrzymanie, kocha żonę i dzieci będzie im tłumaczył dlaczego
dziś jedzą to, a jutro ubiorą się w co innego niż dziś i wyjadą z tej
miejscowości?” „Czy
matkę, która przewija małe dziecko, kąpie je i naciera oliwką, podrapuje i
układa do snu, ktokolwiek przy zdrowych zmysłach posądzi o lubieżne czyny?” „Czy
chirurgowi amputującemu pierś kobiety, czy ginekologowi dokonującemu operacji
można zabronić patrzenia i dotykania chorych organów?” O
tym wszystkim chcę zaświadczyć. Byłem i widziałem, doświadczyłem tam i tu w
Polsce cudownej opieki i prowadzenia Pana Sathya Sai Baby, który jest dla mnie
inkarnacją Boga Najwyższego i wiele mam jeszcze do opowiedzenia. …
Wcale też nie łatwo było mi napisać ten artykuł, bo czuć sercem swoim, to czuć
również trudności i różnice kulturowe. Kochać to być w pełni świadomym
trudności, jakie inni widzą w sobie samych. W
moim przypadku doszedł problem, że najbliższa mi osoba miała również takie
zdanie, uważając, że ten temat teraz nie nadaje się do opisania. Miałem więc
dodatkowy konflikt wewnętrzny. Jednak gdzieś w głębi serca czułem to i tak
zrobiłem. Waszym zadaniem jest drodzy czytelnicy prosić… prosić… prosić o
wszystko, bo wszystko dostaniecie, to co nie krzywdzi innych. Trudno powiedzieć
to co się czuje i wie – bo czy jest dziś wśród nas człowiek, który naprawdę rozumie
zaistniałą sytuację. Kończąc ten artykuł składam go u lotosowych stóp Śri
Sathya Sai Baby – Bhagawana. Om Sai Ram.