MOJA DRUGA PODRÓŻ DO MIŁOŚCI W PRASANTHI NILAYAM
we wrześniu 1999 roku ( 18 dni )
Wanda Chmurko
Chciałabym
w osobach czytających moją relację wzbudzić refleksje na temat ich pobytu,
przeżyć, nauk oraz miłości, którą otrzymali od Baby. Ci co nie byli, a bardzo
pragną tam pojechać, niech nie tracą nadziei, gdyż silna wola, ufność i wiara
spowodują, że tam pojadą, lub Swami da im Innerview (wewnętrzne widzenie).
Ja
od pierwszego pobytu marzyłam i pragnęłam znowu tam pojechać i zrealizowałam
to.
Po
przyjeździe do Prasanthi Nilayam poszłam zobaczyć Świątynię Gajathri – dla mnie
nową. Siedzące wewnątrz Hinduski, mimo że wokół było dużo ludzi, zawołały mnie
bym podeszła, a jedna z nich wręczyła mi prasadam i namalowała kropkę na czole.
Uznałam to za powitanie. Jednocześnie przypomniałam sobie jak w 1997 roku –
podczas mojego pierwszego pobytu – Swami, przybierając postać młodego Hindusa,
pod drzewem medytacji przywitał mnie częstując pysznym ciastem…
W
Świątyni, Bóg Swami pełen tkliwości, miłości i spokoju przechadzał się wśród
dużej liczby bhaktów, biorąc jak zawsze listy, ale nie wszystkie i materializując
nielicznym wibhuti. Jego Boska Fizyczna Forma nieco się zmieniła od 1997 roku,
zeszczuplał, miał długie włosy, sprawiał wrażenie delikatnego i kruchego. Nadal
jednak patrzył z tkliwością i miłością. Każdy, a wśród nich i ja, chciał być jakoś
zauważony. Ja w tym celu codziennie chodziłam 21 razy wokół posągu Ganeszy,
składając pokłony (nauczyła mnie tego przechodząca przypadkiem Hinduska).
Doczekałam
się – Swami patrzył na mnie – a ja czułam się ogromnie szczęśliwa, to było
przeżycie nie do opisania. Powietrze było wtedy gęste od Boskiej Energii,
wprawdzie niewidzialnej ale odczuwalnej całym ciałem.
Swami
poprzez zdarzenia zmusił mnie do kierowania grupą, gdyż zaraz po przyjeździe
dokonany został podział i część grupy (całość liczyła 16 osób) odłączyła się
stawiając nas przed faktem dokonanym.
Sai
Baba dał nam lekcję Jedności już następnego dnia, biorąc na interview właśnie
16-sto osobową grupę. Bhagawan uczył mnie współpracy z innymi uświadamiając, że
nie liczy się tak bardzo praca indywidualna, gdzie ego bierze górę (ja, ja, ja)
ale, że stanowimy Jedność i aby coś osiągnąć musimy dać coś z siebie, wszyscy
razem.
Poznana
przeze mnie Elżbieta z USA, poinformowana o szukaniu sponsora dla hinduskiego
chłopca – bardzo zdolnego, uczącego się w szkole państwowej, a marzącego o
pół-prywatnej – zdecydowała się finansować go. Otrzymała ode mnie wizytówkę
dyrektora szkoły pół-prywatnej i podpisała stosowne dokumenty. (Swami raz do
roku w wyniku egzaminu, przenosi pięcioro dzieci do Swojej szkoły). Jak się
okazało, Elżbieta między innymi w tym celu przyjechała z córką z USA, ale
zamierzały sponsorować dziewczynkę. Swoje „cegiełki” po rozmowach o tym chłopcu
dołożyły także koleżanki Ala, Irenka i Zosia. Zresztą Elżbieta im powiedziała,
że po powrocie do USA przemyśli całą sprawę i będzie chciała sponsorować
dodatkowo również dziewczynkę. Oczekiwać będzie od tych dzieci jedynie listów z
wynikami w nauce i zdjęć jak wyglądają. W szkole pół-prywatnej miałam
niesamowite przeżycie – w każdym dziecku widziałam ukochanego Swamiego…
Dr
Aggarwal z oddaniem i zaangażowaniem uczył nas metody leczenia przy pomocy
wibracji, zaś Beatka z Bydgoszczy była wspaniałą tłumaczką.
Medytacje
w Świątyni są ogromnym przeżyciem. Wchodzi się w ten stan natychmiast.
Medytując, widziałam jak Swami chodzi po Świątyni, a gdy otworzyłam oczy
chodził faktycznie. Największym jednak przeżyciem w tym stanie świadomości było
widzenie Swamiego i grupy osób przebywających w pokoju interview.
Modliłam
się o pójście do planetarium. Tak się stało, otrzymałam bilet do planetarium od
zupełnie obcej mi osoby.
W
dniu moich urodzin otrzymałam od Swamiego 10 koralików do dźapamali, którą
kupiłam w Puttaparthi. W pokoju okazało się, że miała tylko 100 koralików. Liczyłyśmy
we trzy. W czasie Darśanu i bhadźanów modliłam się do Swamiego, aby pomógł mi
odnaleźć sklepik, gdzie kupiłam tę dźapamalę i aby sprzedawca dodał brakujące
koraliki lub wymienił ją. Tak się stało, bo bez trudu odnalazłyśmy sklepik, zaś
sprzedawca po przeliczeniu koralików – na naszych oczach – stwierdził, że jest
ich 110, a nas potraktował jako osoby nieuczciwe. Nie pomogły tłumaczenia. Ale
za to jakże byłam szczęśliwa. Później kilka razy liczyłam. Ala i Irenka też
liczyły. Dziękowałam Bogu Swamiemu za ten prezent w postaci 10 koralików.
Niemniej
umysł mój doszedł do wniosku, że powinno być 108 + 3, a więc Swami w Swej
hojności mógłby mi dać jeszcze jeden koralik. Tak to rosną pragnienia, a
przecież Sai uczy je ograniczać. Może mi kiedyś doda jeszcze ten jeden, nie
tracę nadziei i wciąż przeliczam korale w dźapamali.
Awatar
uczył mnie również cierpliwości i współczucia stwarzając odpowiednie sytuacje
(kilka osób z zachwianą równowagą psychiczną obok mnie…)
Marząc
o interview zaobserwowaliśmy, że Swami zaprasza tylko grupy z chustami na szyi.
Wtedy zdecydowaliśmy się na ich uszycie. Ubrani w biało-czerwone chusty z
napisem Poland zostaliśmy zauważeni przez Niego i zaproszeni na interview. Czar
prysnął, kiedy byliśmy już przy tym upragnionym pokoju. Sewaczka mówiąc o
nieporozumieniu, posadziła nas w kącie świątyni. Swami zaś, Boski Reżyser i
Aktor, przyszedł, rozłożył ręce w geście – gdzie jesteśmy – polecił szukać… i
wziął na interview inną grupę.
Niemniej
jednak, w ten sposób wszyscy dowiedzieli się że jesteśmy z Polski. Przez kilka
dni słyszeliśmy że to był piękny pokaz mody, my urodziwi, wspaniale się
prezentowaliśmy. Niektórzy niezorientowani gratulowali nam intrview, pytali o
wrażenia…
Dla
nas była to lekcja, przypomnienie o przyznawaniu się do narodowości, poprzez
uwidocznienie napisu na chustach.
Ja
osobiście otrzymałam od Swamiego innerview i byłam bardzo, bardzo, bardzo
szczęśliwa.
Nieopisanym
przeżyciem były wspólne wieczory śpiewające z udziałem Christine Both i jej
rodziny duchowej. W Polsce znana jest jej kaseta „Love songs to God”. Christine ma piękny
głos, który porównałam do słowika. Prosiła nas o modlitwę za pewnego Włocha,
mającego problemy i okazało się to skuteczne, bo Swami brał go przez kolejne
dwa dni na interview.
Wcześniej
połączyły się nasze dwie grupy, by modlić się razem i prosić Swamiego o zdrowie
dla naszego kolegi. Okazało się to skuteczne, bo nazajutrz wrócił ze szpitala.
Oto mamy przykłady Jedności i siły modlitw.
Codziennie
wieczorem były spotkania naszej grupy, otwarte dla wszystkich zainteresowanych.
Było to zasługą Zosi i Romka, gdyż na tych spotkaniach oni przekazywali nam
przetłumaczone relacje z dyskursów, ze spotkań z filozofem Ratanem Lalem, który
jest 35 lat przy Swamim i z Anilem Kumarem - tłumaczem Swamiego. Było to dla
mnie jak kontynuacja WWL na wyższym poziomie.
Dwukrotne
spotkania naszych grup z Ratanem Lalem były dla nas wspaniałą przygodą
intelektualną.
W
trakcie całego mojego pobytu w Prasanthi Nilayam gościł w moim wnętrzu nieznany
mi dotychczas spokój.
W
przeddzień wyjazdu siedziałam w Świątyni i rozmyślałam, że wyjeżdżam z miejsca,
gdzie czuję, że jest mój prawdziwy dom. Usłyszałam wewnątrz siebie, żebym
wzięła zeszyt od koleżanki. Upewniłam się, że ma go i poprosiłam, po czym
przeczytałam zszokowana odpowiedź na to o czym myślałam. Miałam się nie smucić,
bo jedynie opuszczam Jego Fizyczna Formę, a wyjeżdżając biorę Boga ze sobą w
swoim sercu i zawsze będzie ze mną.
Byłam
zdumiona, kiedy później odpisywałam z tego zeszytu słowa, bo nie wszystko co
czytałam tam było. Ach te lile Sai!
Nie
otrzymałam upragnionego Padnamaskaru (miałam go kiedyś we śnie), ale Swami tuż
obok mnie, w dniu mojego wyjazdu, udzielił go innym osobom. Patrzyłam i
myślałam, że jesteśmy Jednością i powinnam się cieszyć, ale jakoś nie
potrafiłam. Myślałam, że to jednak ja wolałabym otrzymać Padnamaskar. Oj,
Swami, jeszcze muszę się uczyć…
Przed
wyjazdem do Indii na zjeździe wielbicieli Sai w Turawie, po zmianie obuwia
złamałam nogę. W Prasanthi Nilayam przestała mnie ona boleć.
Tuż
przed odlotem dumałam, że Swami nie dał nam wibhuti. Tymczasem na dworcu
lotniczym w Bombaju Zosia otrzymała od pewnej Chorwatki paczuszkę wibhuti z
interview. Poczęstowała nas. Tak Swami spełnia nasze prośby. To tak, jakby dał
nam na „do widzenia”.
Myślę,
że jeszcze długo będę analizowała opisane bardzo osobiste lekcje, wrażenia i
przeżycia. Moja miłość, wiara i ufność w Boga Swamiego są bezgraniczne. Żadne
„chmury” czy „mgły” nigdy nie będą miały na to wpływu.
Bhagawan
zapowiadał kiedyś, że nastąpi oczyszczenie Jego Organizacji i tak się stało.
Sai Ram
Tekst piosenki, którą śpiewa Christine Both
Zabierz mnie z Sobą, zaopiekuj się mną
Daj mi proszę odpocząć w ramionach Twych.
Zabierz mnie z Sobą, zaopiekuj się mną
Daj mi skąpać się w słodkim uśmiechu Twym.
O Swami z Sobą mnie weź.
Sai Babo z Sobą mnie weź.