ZAPISKI Z POBYTU W SZWAJCARII

      Przed świętami wielkanocnymi często czułam się zmęczona, a mój głos wewnętrzny co jakiś czas szeptał mi: „uciekaj”. Dlatego dałam się namówić na wyjazd do Szwajcarii, do rodziny wielbicieli Sai: Margrit, Edmunda i ich trzyletniego synka Daniela.
      Dużą niespodzianką i urozmaiceniem długiej podróży było półgodzinne spotkanie z Janem Narą. Miało ono miejsce na dworcu we Wrocławiu, gdzie zmieniano nam autokar. Wymieniliśmy się z Janem swoimi doświadczeniami w służbie dla Swamiego. Dowiedziałam się, że jego nieobecność na zjazdach wielbicieli Sai jest spowodowana poważną chorobą matki, która wymaga ciągłej opieki.
      Moi szwajcarscy przyjaciele zaopiekowali się mną bardzo serdecznie. Obejrzeliśmy wspólnie film z Mahasivaratri z 1999 roku, podczas którego Swami rodzi lingam. Wywarło to na nas ogromne wrażenie. Edmund zaraz zadzwonił do koordynatora Organizacji Sai w Szwajcarii, Karla–F. Schoppera, który zaproponował wspólne spotkanie i rzeczywiście przyjechał do nas pociągiem w ustalonym terminie. Czekaliśmy na niego na dworcu. Okazało się, że jest to młodo wyglądający starszy pan na emeryturze. Przybył do nas z małym plecaczkiem pełnym różnych papierów. Podarował mi 3 różne numery „Sai–Bulletinu” po niemiecku, a dla Edmunda miał broszury „Medytacja Światła” i „Statut Organizacji Sathya Sai”. „Sai–Bulletin”, którego wydano już 17 numerów, ukazuje się raz na pół roku. Jeden egzemplarz pisma ma 50 stron formatu zeszytu. Rozmawiając z nami Karl podkreślił ważność przynależności do Organizacji i konieczność respektowania jej założeń. Sam ściśle przestrzega regulaminu. Codziennie medytuje: rano godzinę i wieczorem też godzinę. Pozwala mu to na skrócenie czasu snu do czterech godzin na dobę. Zawsze przed snem przeprowadza rachunek sumienia ze swoich całodziennych zajęć. Prawie cały swój czas poświęca obowiązkom pracy służebnej, która stała się jego udziałem, kiedy został wybrany na koordynatora Organizacji Sai w Szwajcarii. Wkrótce dobiegnie końca jego kadencja i ktoś inny przejmie jego obowiązki. Bardzo go to cieszy, bo jest już zmęczony. Często jeździ po całej Szwajcarii na spotkania grup i centrów Sai, odpisuje na listy, odpowiada na telefony oraz często jeździ do Indii. Już ponad dziesięć lat czyta miesięcznik „Sanathana Sartahi”, wydawany w aśramie.
      Karl zapytał mnie czy nasze „Światło Miłości” jest czasopismem polskiej Organizacji Sathya Sai. Niestety nie umiałam mu udzielić prawdziwej odpowiedzi, bo jej nie znam. Pierwsza moja reakcja na to pytanie była: „nie wiem”. Bardzo go to zdziwiło. Starałam się przybliżyć mu specyfikę polskiego Ruchu Sai. Opowiadałam o polskich grupach, o spotkaniach, o kwartalniku „Sai Ram”, który ukazuje się od roku 1994. Porównywałam wydawanie dwóch naszych magazynów poświęconych Sai Babie do sytuacji w Wielkiej Brytanii, gdzie ukazują się „Sai Reflections” i „Quarterly Magazine”. Koordynator uświadomił mi, że „Sai Reflections” jest pismem Organizacji Sathya Sai Wielkiej Brytanii, a „Quarterly Magazine” nie. Było to autorskie czasopismo Peggy Mason, wydawane obecnie przez Faye Bailey. Dla  Karla jest to znacząca różnica. Przytaczał mi słowa Swamiego jak ważne jest istnienie Organizacji Sai, która ma doprowadzić nas do jedności i jest szkołą ścierania ego dla jej członków. Zdumienie koordynatora szwajcarskiego było wielkie, gdy powiedziałam mu, że „Quarterly Magazine” ma 2000 stałych prenumeratorów.
      Szwajcaria jest krajem, którego obszar zajmuje około ¼ powierzchni Polski. Ma ona 7 milionów ludności, z czego 350 osób to członkowie Organizacji Sai. Spotkania grup odbywają się w każdy czwartek i niedzielę. Na początku zawsze śpiewana jest mantra Sarva Dharma „Om Tat Sat Śri Narayana Tu…”, 3 razy Gayatri, bhażany, medytacja światła lub So-Ham,  później „Loka Samasta”, „Wibhuti” i „Arathi”. Na koniec jest też czas na dzielenie się wiadomościami z dziedziny duchowej – jak to określił Karl. Kółka studyjne i satsangi mają miejsce w innym czasie. Raz do roku na wiosnę jest zjazd wszystkich wielbicieli Sai w Szwajcarii. Co dwa miesiące spotyka się komitet koordynacyjny i ustala plan pracy na następne dwa miesiące.
      W Szwajcarii istnieje 6 centrów, 8 grup, dwa punkty informacyjne i jedna księgarnia wysyłkowa, w której można zamówić książki, broszury, płyty CD, kasety magnetofonowe i wideo, zdjęcia Sai Baby o formatach pocztówki, zeszytu, A-4, a także duże plakaty, papiery listowe z kolorowym zdjęciem Swamiego i cytatem u dołu strony, papeterie, zeszyty do notatek z cytatami Baby, a być może jeszcze inne atrakcje, których nie zrozumiałam zapoznając się z ofertą po niemiecku. Mam nadzieję, że polskie grupy nawiążą współpracę ze szwajcarskimi bhaktami odnośnie wymiany doświadczeń w pracy dla Swamiego. Bogata oferta tej księgarni, jak również porządek organizacyjny w szwajcarskiej Organizacji Sathya Sai bardzo mi zaimponowały. Karl zaraz po swojej wizycie przysłał na adres Edmunda formularze, które wypełnia wstępujący do Organizacji. Ankieta dotyczyła zarówno danych osobistych kandydata jak i uzdolnień, umiejętności, wykonywanego zawodu, znajomości języków itp. Wśród pytań ankiety przytaczano cytaty Sai Baby na temat Organizacji Sai. Każdy z członków płaci niewielką składkę roczną w wysokości 10 franków szwajcarskich przeznaczoną na cele wynajmu sali, korespondencji itp.
      Częstym gościem w Szwajcarii jest Phyllis Krystal, która prowadzi warsztaty rozwoju duchowego. Odbywają się też nieregularne zajęcia z dziećmi według programu WWL.
      Karl wiele razy był w aśramie Sai Baby i miał dwa interview, w tym jedno osobiste. Swami wyraził się o Szwajcarii w następujący sposób: „O Szwajcaria, dużo pieniędzy”. Nie wiem dlaczego zaraz po usłyszeniu tego zapytałam Karla czy planuje się w jego kraju utworzenie szkoły Wychowania w Wartościach Ludzkich Sathya Sai. Spokojna odpowiedź jaką dostałam brzmiała: „Nie ma na to pieniędzy”. Nie wiem czy Karl zauważył zbieżność różnych stwierdzeń na temat pieniędzy w Szwajcarii.
      Na interview grupy szwajcarskiej Swami jeszcze raz pokazał, że wie wszystko i jest z nami przez cały czas. Wśród członków grupy było małżeństwo. W trakcie podróży dało się wyraźnie zauważyć, że żona dyrygowała mężem, a po wspólnej długiej podróży już całą grupą. Na darśanie Swami poprosił całą grupę z wyjątkiem właśnie tej żony. W pokoju interview zwrócił się do męża: „Jak się czuje twoja żona?” Mąż odpowiedział: „Dobrze”. – „A ty z twoją żoną?”  Ponownie mąż powiedział „Dobrze”, na co Swami już kręcił głową. Wziął pierścień od jednego z uczestników interview i dmuchając na niego zmienił rodzaj dziewięciu kamieni, symbolizujących planety naszego układu słonecznego. Karl siedział bardzo blisko Swamiego i widział to dokładnie. Zdziwiło go, że Swami nie tylko potrafi materializować przedmioty dłonią, ale także ma możność zmieniać materię poprzez dmuchnięcie.
      Karl wyraził zainteresowanie polskim ruchem Sai i ochotę swojego przyjazdu. Być może odwiedzi nasz zjazd ogólnopolski, jeżeli obowiązki koordynatora Organizacji Sathya Sai w Szwajcarii na to pozwolą. Uświadamiał mi jak ważna jest praca, którą na siebie przyjął i ile przez to ma obowiązków. Występujące w szwajcarskiej organizacji trudności traktuje jako lekcje i w medytacji prosi Swamiego o wyjaśnienie przerabianego zadania i materiału do nauki. Karl twierdzi, że zawsze dostaje idealne odpowiedzi od Sai Baby, który również „ćwiczy” szwajcarskich bhaktów. Dla Karla wszystko to co powiedział Swami jest święte i konieczne do stosowania w praktyce. Powiedział mi, że gdy tylko ktoś nie przestrzega zaleceń Baby, lub nie zgadza się z Boskim Nauczycielem, wtedy Swami szybko oddala się od tej osoby.
      Jakże odmienna od polskiej wydała mi się szwajcarska Organizacja Sathya Sai wraz z jej koordynatorem.
      Na cztery dni przed moim wyjazdem ze Szwajcarii, Edmund musiał wyjechać do pracy. Do Zurichu na postój autokarów miał mnie odwieźć zaprzyjaźniony z nami wyznawca Mahometa z Kosowa, który mówił zupełnie niezrozumiałym dla mnie, z powodu specyficznej wymowy, językiem niemieckim. Byłam trochę niespokojna o mój powrót. Edmund wczesnym rankiem wsiadł do pociągu, by tunelami przejechać na drugą stronę Alp. Parę godzin przed jego podróżą zaczął padać ogromny śnieg, niespotykany o tej porze roku. Padał nieustannie. Wkoło było biało. Zostałam sama z Margaretą i Danielkiem oraz z moją słabą znajomością niemieckiego. W południe w drzwiach stanął Edmund. Na torach kolejowych w Alpach leżała lawina i pociąg musiał zawrócić. Droga samochodem w miejsce pracy Edmunda jest o wiele dłuższa od kolejowej, ale zaczęliśmy się zastanawiać czy Edmund nie powinien pojechać samochodem. Przed podróżą obejrzeliśmy jeszcze wiadomości z Kosowa, w trakcie których podano informację, że droga do miejsca pracy Edmunda jest cała zatarasowana przez ogromny głaz. Takie zakłócenia w komunikacji spowodowały duże opady śniegu. W ciągu jednej doby spadło tam 1,40 metra śniegu. Edmund do tej pory uważa, że Alpy zaprotestowały, by nie wyjeżdżał, a zamiast tego odwiózł mnie bezpiecznie do Zurichu. Dziękuję Ci Swami za ten komfortowy wypoczynek. Sai Ram.
Ela Garwacka
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.