
AUTOR KSIĄŻKI „DARMICZNE ZARZĄDZANIE”
JACK HAVLEY
MÓWI DO POLSKICH GRUP W PRASANTHI NILAYAM –
styczeń,1999r. Wiele
już lat upłynęło od czasu kiedy byłem w Polsce. Miało to miejsce zaraz po
spotkaniu okrągłego stołu, kiedy to piękny kwiat wolności mógł ponownie
zakwitnąć w Polsce. Cały świat tak bardzo się z tego cieszył. Chciałbym wam
opowiedzieć coś na temat książki, którą napisałem. Od dwudziestu lat regularnie
przyjeżdżamy z żoną do Prasanthi Nilayam. Podczas tych pobytów Swami obdarza nas
różnymi zadaniami. Spędzamy tu 6 miesięcy, a później jeździmy po świecie i
opowiadamy o Swamim. Siedem lat temu Baba polecił mi napisanie książki i dał mi
do niej tytuł: „Darmiczne zarządzanie”. W czasie kiedy zacząłem ją pisać nie
bardzo jeszcze wiedziałem co powinienem przelać na papier. Przez wiele, wiele
lat byłem konsultantem do spraw zarządzania. Sądziłem, że napisanie książki na
ten temat nie będzie stanowiło dla mnie problemu. W istocie, książka ta okazała
się jednak bardziej o duchowości, niż o zarządzaniu. Kiedy zabrałem się już za
pisanie, stwierdziłem, że zagadnienia w niej zawarte są bardzo głębokiej
natury. Baba poprosił mnie na interview i uspokoił, mówiąc że nie mam się
martwić. Nachylił się do mnie i trzymając swoją twarz blisko mojej powiedział: „Zapamiętaj,
że twój głos wewnętrzny to Ja”.
Jestem
przekonany, że te słowa odnoszą się także do nas wszystkich. Kiedy już
ustanowiony jest kontakt z naszym wewnętrznym głosem, to jesteśmy w kontakcie z
Bogiem. Kilka razy podczas pisania książki Swami musiał mi o tym przypominać.
Po jej zakończeniu pojechałem do Stanów Zjednoczonych by znaleźć wydawcę, ale
żadne wydawnictwo nie było zainteresowane. Ludzie dziwili się co to za dziwna
książka. Pytali czy jest ona na temat zarządzania, czy religii. Po powrocie do
Swamiego powiedziałem Mu: „Swami, wydawcy nie rozumieją tej książki”. Popatrzył
na mnie bardzo poważnie: „Ty się tym nie przejmuj. Ja się tym zajmę”. I kiedy
Swami tak mówi „Ja się tym zajmę”, to ma na myśli to, że Bóg się tym zajmie, a
nie ta mała postać o kręconych włosach. Gdy zapewnił mnie, że Bóg zajmie się tą
sprawą, przestałem się o to martwić. Wróciłem do domu, do Kalifornii. Podczas
mojej nieobecności okazało się że były trzy telefony od wydawców, którzy
zmienili zdanie na temat mojej książki. Jestem oczywiście głęboko przekonany,
że to Swami tak zadziałał i sprawił, że zmienili oni swoje nastawienie.
Zapytałem Swamiego którego z nich mam wybrać. Wszyscy trzej byli bardzo dobrymi
wydawcami, a więc wybór był trudny. Moja prośba do Swamiego brzmiała: „Proszę
znajdź mi najlepszego wydawcę”. Następnego ranka otrzymałem telefon, a głos w
słuchawce powiedział: „Jestem dyrektorem wydawnictwa, nazywam się Steeven
Prashanti”. Zaraz też pomyślałem: „Dziękuję Ci Swami, już wiem którego wydawcę
mam wybrać”. Jego nazwisko pochodzi z Włoch i zostało zamerykanizowane. Należał
do grupy Mormonów z Kalifornii i nic nigdy nie słyszał o Sai Babie. Jest to
bardzo uroczy człowiek. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Wszystko poszło bardzo
gładko, ale na końcu wyłonił się pewien problem. Nie było między nami zgodności
co do tytułu książki. Obstawałem przy tytule „Darmiczne zarządzanie”, który dał mi Swami, lecz wydawca i jego
pracownicy powiedzieli, że nikt nie będzie rozumiał znaczenia słowa „darmiczne” i w pewnym sensie
przyznawałem im rację. Jednak to Swami dał mi ten tytuł i nie mogłem go
zmienić. W końcu dzień przed moim wyjazdem do Baby pojechaliśmy z żoną do
wydawcy w San Francisco. Na miejscu dostarczono nam mnóstwo dowodów na to, że
nie jest to dobry tytuł. Im więcej przytaczali argumentów, tym bardziej było to
przekonywujące. Skoro Swami dał nam tego wydawcę, to może powinniśmy jednak
zmienić tytuł, skoro tego sobie życzą. Popatrzyłem na moją żonę, siedzącą naprzeciwko
mnie za stołem i powiedziałem do niej: „To na pewno jest znak”. Zgodziłem się
na zmianę tytułu, tym bardziej że ten,
który wybrał wydawca, był zaczerpnięty z treści książki. W końcu wszyscy byli zadowoleni
– my i wydawcy. Podpisaliśmy kontrakt i pojechaliśmy do Indii. Pierwszego dnia,
kiedy tylko Swami mnie zobaczył, spojrzał na mnie groźnie i powiedział: „Wejdź
do środka”. Kiedy przechodziłem koło Baby, chwycił mnie za kieszeń i zapytał: „Gdzie
twoja żona?” Już wiedziałem, że mam kłopoty. Wyszedłem i pomachałem do żony
żeby przyszła, a ona była bardzo uszczęśliwiona, przecież nie widziała w jaki
sposób Swami patrzył na mnie. Czuła tylko, że Bóg ponownie wita nas w domu. Ja
już wiedziałem, że będę miał problemy. Kiedy weszliśmy do pokoju interview
chciałem się jakoś schować, więc usiadłem na samym końcu, pod ścianą. Chciałem
się ukryć przed Bogiem. Oparłem się mocno o ścianę i miałem nadzieję, że On
mnie nie zobaczy, a moja żona – bardzo szczęśliwa – usiadła na środku, tuż
przed Babą. Zanim Swami włączył światło i wentylator, popatrzył na moja żonę
tak jak na głowę rodziny i zapytał ją: „Jaki jest tytuł książki?”. Czułem się
jakbym umierał. Chciałem dać znak żonie, aby nic nie mówiła, lecz w tej właśnie
chwili, żona zapomniała jaki tytuł wybrano i podała trzy różne nowe tytuły,
które nam wydawcy proponowali. Poczułem się jeszcze podlej. Starałem schować
się przed Bogiem i jednocześnie dawać żonie znaki, by nic nie mówiła! W końcu
Swami odwrócił się, popatrzył na mnie i powiedział: „Pomieszanie, pomieszanie”.
Było mi z tym wszystkim bardzo, bardzo źle. Swami nie poprosił nas do drugiego
pokoju interview. Po jakimś czasie
spotkanie się skończyło i wszyscy wyszli, a my także opuściliśmy to miejsce.
Wróciliśmy do hotelu. Powiedziałem żonie: „Zniszczyłem wszystko. Zmarnowałem 3
i pół roku mojej pracy”. Bardzo źle, bardzo źle. Żona cały czas się śmiała i
była bardzo zadowolona. Podczas dwóch następnych dni napisałem bardzo długi
list do wydawcy książki. Ująłem tam wszystko, używając argumentów
przemawiających za tym, by zmienić tytuł na „Darmiczne zarządzanie”. Dodałem w
tym liście, że wiem, iż książka jest w trakcie druku i jestem przygotowany na
to, by pokryć koszty już poniesione. Płynie we mnie trochę krwi szkockiej i
niechętnie wydaję z taką łatwością pieniądze. Napisałem im, że to jest moja
książka i musi być tytuł taki jaki sobie życzę „Darmiczne zarządzanie”. W
drodze do miejsca, gdzie miałem nadać faxem mój list do wydawcy, zatrzymałem
się na werandzie. Było już po darśanie, ale tuż przed bhadżanami. Wyszedł Swami
i popatrzył na mnie. Powiedział: „Wejdź do środka”. Usiadłem przed Babą z
listem do wydawcy w ręku. Swami był słodki jak miód. Powiedział do mnie: „Pomówmy
na temat tytułu książki”. Byłem tym wszystkim bardzo zdziwiony. Popatrzyłem na
Babę i zaproponowałem: „Nazwijmy ją duchem w działaniu”. Ale Swami miał inne pomysły
na tytuł, wszystkie były bardzo krótkie. Patrząc na mnie zapytał: „Dlaczego
jesteś taki zdziwiony? Czy oni już drukują tę książkę?” – „Tak, Swami”. –
„Dobrze, ten tytuł też pasuje. Pobłogosławię go. Kiedy książka będzie już wydrukowana
przywieź ją do Kodaikanal, a Ja ją pobłogosławię”.
Wiele
myślałem o tym, co Baba chciał mi przez te zdarzenia zakomunikować. W tym samym
czasie na werandzie obok mnie siedział inny mężczyzna. Siedem lat temu Sai Baba
ożenił go, a później po czterech latach on i jego żona rozwiedli się. Przez
trzy lata bał się przyjeżdżać do Prasanthi Nilayam. W końcu przyjechał i cały
czas ukrywał się za filarami, ponieważ był przekonany, że Swami może gniewać
się na niego o ten rozwód. Podczas obecnego pobytu pracował ze studentami w
hali Poornachandra. Nagle Swami wszedł do tej hali i powiedział: „Bardzo źle
zrobiłeś, że się rozwiodłeś. Bardzo, bardzo źle”. W tym samym czasie, kiedy ja
cierpiałem z powodu tytułu książki, mężczyzna ten przeżywał swój rozwód z żoną,
z którą Swami ożenił go 7 lat temu. Siedząc na werandzie, nie bardzo wiedziałem
co Baba chce mi powiedzieć. Może tytuł jest dobry i pobłogosławi go? Widziałem
też tego mężczyznę po rozwodzie. Swami przywołał go i powiedział: „Musisz
ponownie ożenić się ze swoja żoną”. Ex-mąż wyszedł chwiejnym krokiem, nie
wiedząc co powinien zrobić i co ma począć. Opowiedział mi i ludziom siedzącym
obok tę historię. Uświadomiłem mu, że te same problemy które doprowadziły do rozwodu
będą w dalszym ciągu istniały. Odpowiedział: „Wiem, wiem o tym, muszę zrobić to
co powiedział Swami”. W końcu nie musiałem iść nadawać swojego listu faxem, ale
ten ex-mąż poszedł zadzwonić do swojej byłej żony. Możecie sobie wyobrazić
reakcję tej kobiety po otrzymaniu telefonu od szalonego mężczyzny z Indii.
Przecież nie utrzymywał z nią kontaktów przez trzy lata, a tu nagle zadzwonił i
powiedział jej: „Halo, kochanie musimy się ponownie pobrać”. Prawdopodobnie
zemdlała z drugiej strony przewodów telefonicznych. Te dwa dramaty rozgrywały
się jednocześnie– tytuł mojej książki i ten rozwód. Na drugi dzień Baba
ponownie przywołał tego ex-męża na interview. Zapytał go: „Czy masz jakąś nową
przyjaciółkę?” – „Tak, Swami”. – „Czy ona ma dwie córki? Ach to jest
rzeczywiście bardzo miła pani, poślub ją”. Zabrało mi to cały rok, by zrozumieć
czego nas Swami uczył. Myślę że obaj byliśmy poddani doświadczeniu poddania
się. Swami nie uczy teorii, ale daje nauki poprzez doświadczenie. Mógł przecież
przez te 20 lat, które do Niego jeżdżę, uczyć mnie teorii i mówić mi na temat
poddania się. Ale kiedy po trzech i pół latach pracy nad książką byłem gotów
zostawić ją, to było moje poddanie się. Podobnie z tym ex-mężem. Był on gotów ponownie
ożenić się ze swoją byłą żoną, co również świadczy o jego poddaniu się. Gotowy
był przyjąć to czego życzył sobie Baba, niezależnie od tego czy to było mu na
rękę.
Kiedy
książka została wydrukowana przywieźliśmy ją do Kodaikanal i natychmiast Swami
ją pobłogosławił. Było to 5 lat temu. Później, 2 lata temu Baba wspomniał
komuś, że ta książka to jest nowoczesna wersja Gity zarządzania. Książka ta
stała się bardzo popularna na całym świecie. Mam wrażenie, że szczególnie
podoba się ona kobietom. Wydawałoby się, że omawia ona temat zarządzania, ale
tak naprawdę opowiada o delikatności, miłości i łagodności. Mógłbym wam jeszcze
wiele opowiadać, ale proszę teraz o pytania.
Pytanie: Jakie jest znaczenie tego tytułu?
Odpowiedź: Nowy tytuł to „Przebudzenie na
nowo ducha w pracy”, a podtytuł „Darma zarządzania”. W dwunastu krajach, w
których książka była przetłumaczona, powstał ten sam problem związany z
przetłumaczeniem jej tytułu.
Pytanie: Myślę że lepiej byłoby dać tytuł: „Przebudzenie duchowości w pracy”, bo duch jest czymś nadrzędnym, a duchowość zawiera w sobie uczucia.
Odpowiedź: W wielu krajach „duchowość” jest
zbliżona do religii. W USA ludziom nie bardzo się podoba albo są wręcz uczuleni
na wprowadzanie nowej religii. Podobnie jest w krajach gdzie mówi się po
hiszpańsku. W Austrii – bardzo katolickim kraju – wydawcy chcieli usunąć z książki
wszystkie wzmianki o Swamim. Czasem ludzie myślą, że ta książka wiąże się z
jakimś kultem, czy sektą. W języku angielskim duchowość i duch mają odmienne
znaczenie. Duch jest bardziej akceptowany niż duchowość. Trzeba zaznaczyć, że
książka ta nie jest o religii. Na pierwszej stronie wyjaśniam różnicę między
duchowością a religią. Krótko mówiąc różnica polega na tym, że duchowość może
być postrzegana jako cel, a religia jest ścieżką do celu. Jest wiele religii i
wiele ścieżek, lecz tylko jedna Prawda. Duchowość odnosi się do tej Prawdy.
Wszystkie religie na ich najwyższym poziomie zgadzają się z tym. Wszyscy
mistycy różnych religii są co do tego zgodni.
Pytanie: Czy zbyt dużo pieniędzy i koncentrowanie się na materialnych dobrach są przeszkodą w rozwoju duchowym?
Odpowiedź: Tak, Swami o tym wyraźnie mówi.
Dobrze jest mieć wystarczającą ilość pieniędzy, ale nie za dużo. Ludzie, którzy
mają dużo pieniędzy starają się zdobyć jeszcze więcej i to one, a nie Bóg stają
się dla nich celem życia.
Pytanie: W jaki sposób poznałeś Sai Babę?