Można
zauważyć coraz więcej oznak boskiego wpływu Sai Baby na życie Polaków. Dzieje
się to na planach: fizycznym i duchowym. Być może mamy już więcej miłości do
wszystkiego co nas spotyka i z czym obcujemy. Jesteśmy jak pochodnie w rękach
Swamiego, które rozświetlają Polskę. Praca Swamiego i Jego obecność na Ziemi
sprawiają, że nasza planeta jeszcze nie uległa samozagładzie. Zmiany jakie się
dokonują dotyczą przede wszystkim ludzkich serc i transformacji człowieka w
prawdziwą pełną Miłości istotę ludzką. Polscy wielbiciele Swamiego na różne
sposoby przyczyniają się do realizacji Misji Sai Baby. Doświadczają także
opieki i łaski Awatara poprzez obcowanie z Nim głosem wewnętrznym, lub poprzez
sny i inne zdarzenia. Namacalne dowody boskiego wpływu Sai Baby na naszą rzeczywistość
odnotowało już wielu Polaków. Opowiadamy
sobie o tym, jak to w Krynicy Górskiej u Janusza, od ponad pół roku ze zdjęcia
Sai Baby w białej szacie sypie się wibhuti.
Materializuje się także na okładkach książek o Swamim i na pierścieniu, który
otrzymał na interview. Cała rodzina Janusza widzi Sai Babę u siebie w domu. Dla
Janusza Swami zdejmuje z półki książki i kładzie mu je na stole do czytania.
Drugie miejsce materializacji wibhuti jest we Wrocławiu u pani Czesi w domu.
Pod dużym, przywiezionym z Indii dla pani Czesi zdjęciem Sai Baby, doklejona
jest rynienka z brystolu do której osypuje się święty popiół. W
małej miejscowości pod Szczecinem z okładki książki o Swamim „Głos z Indii” dwa
tygodnie nieprzerwanie ciekła amrita,
a ze zdjęcia posypało się wibhuti. W
ten sposób, poprzez ludzi których z jakiegoś powodu wybrał i wyróżnił, Swami
daje nam znać o Sobie. Manifestacja wibhuti miała też miejsce u Kasi w Gdyni. Na zdjęciu gdzie Kasia jest
sfotografowana na tle dużego zdjęcia Swamiego, pojawiły się plamki popiołu wielkości
główek od szpilki, a następnego dnia blat ołtarzyka posypany był wibhuti. W
Wejherowie pod Gdynią u Zosi Kusterskiej na zdjęciu Swamiego z „Nieznanego
Świata” zmaterializowała się amrita.
Zosia nie zdawała sobie sprawy czym był ten lepki scukrzony zaciek do momentu
spotkania ze Stasią Bodurką, która pokazała jej amritę przywiezioną z Indii. Zosia prowadzi w Wejherowie dom dla
dzieci z ulicy. Ja
sama oglądałam swoje zdjęcia Sai Baby z nadzieją dostrzeżenia na nich czegoś,
co mogłoby być wibhuti, lub amritą, ale nic takiego nie pojawiało
się. Jednak przez dwa tygodnie nosiłam nieznanego mi pochodzenia okruszki w
zegarku z wizerunkiem Sai Baby kupionym w Indii. Po dwóch tygodniach, 7-go
marca, pomyślałam sobie, że trzeba oddać zegarek do oczyszczenia. Wtedy
właśnie, patrząc w pełnym słońcu na tarczę zegarka, doznałam olśnienia, że może
to być wibhuti. O dziwo, cały czas zegarek chodzi bez zastrzeżeń, a okruszki
nie przemieszczają się. Mój spokój wewnętrzny przy świadomości tego, czym mogą
być okruszki w zegarku, spowodowany jest niemożliwością dotknięcia i
posmakowania tego, co jest tam w środku. Jestem głęboko wdzięczna Swamiemu, że
w taki oto sposób dał mi znać o swojej opiece i obecności przy mnie. Ponadto
z radością informujemy, że ogólnopolska prasa publikuje artykuły o Swamim.
Bardzo poczytny „Czwarty Wymiar” nr 1-3 z tego roku wydrukował fragment książki
„Podróż do miłości” w tłumaczeniu Iwony Piotrowskiej. Reporter „Gazety
Wyborczej” z dnia 5.03.1999 poświęcił wiele miejsca, by w piątkowym „magazynie”
opisać klimat aśramu w Prasanthi
Nilayam, gdzie przebywał. Napisał także o spotkanych tam polskich
wielbicielach. Gazeta zamieściła duże, kolorowe zdjęcie Swamiego oraz widok na
wnętrze stołówki i wejście na plac darśanowy.
Lokalny szczeciński „Kurier” z dnia 24.12.1998 roku opublikował rozmowę z
Arturem Wiśniewskim – koordynatorem Organizacji Sai na Polskę. Artur opowiadał
reporterowi o swoich doświadczeniach z Sai Babą. Już
po napisaniu tego sprawozdania zapragnęłam, w dniu 17-go marca, utrwalić
prawdopodobne wibhuti w moim zegarku
kamerą filmową, ale nic z tego nie wychodziło. Obraz był nieostry. Aż tu nagle
– niemal na moich oczach – o godzinie 13.30 ze zdjęcia Swamiego wytrysnęła strużka
prawdziwego wibhuti. Posypała się z
Jego włosów i opadła na stos książek o Babie. Na wierzchu leżała książka
Michała Tombaka „Jak żyć długo i zdrowo”. Później pojawiły się kolejne strużki wibhuti osypujące się na okładkę
książki. Trwało to jeden dzień, 17-go marca.