PAPIEROS OD SWAMIEGO

      Po porannym darśanie spieszę się do sklepu, aby kupić kawę. W tej chwili do szczęścia brakuje mi szklanki kawy. Nie mam kawy i nie wiem czy zdążę ją kupić. Uf! … Zbiegam ze schodów po wyjściu ze sklepu. Mam kawę! Biegnę do hotelu North 7. Cała szczęśliwa jak dziecko, śpiewam bhadżany i dziękuję Babie za radość jaką mi sprawia. (Kilkadziesiąt lat palę papierosy, liczę sobie ponad 50 wiosen, w Prasanthi nie palę od kilkudziesięciu dni.) Śpiewam więc radośnie te bhadżany i nagle uderza mnie następne pragnienie.

      Och Baba! Gdybym miała jeszcze papierosa to byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. No ale nie mam i nic na to nie poradzę.
      Muszę dopowiedzieć, że chodziłam po sklepach w Puttaparthi, ale jakoś nie widziałam papierosów i nawet nie wiedziałam, że można je kupić. Myślałam, że wszyscy Hindusi generalnie nie palą.
      Biegnąc prawie tanecznym krokiem i śpiewając bhadżany, weszłam na podest mojego hotelu - patrzę, leży papieros (sewaka o dziwo, nie ma na swoim krześle). Stanęłam jak wryta. Pierwsza myśl - kto w aśramie pali papierosy? Może mnie poczęstuje? I zrozumiałam cudowną dobroć Baby - „Tylko tego brakuje ci do szczęścia? Niczego więcej? Więc proszę weź i bądź szczęśliwa.” Roześmiałam się i przyjęłam to jako cudowny żart Baby. Ze śmiechem wbiegłam na schody, stanęłam na półpiętrze przy portrecie Swamiego i powiedziałam: „Baba, ty żartownisiu, myślałeś, że podniosę tego papierosa? Nie podniosę. I bez papierosa jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Uwielbiam Twoje żarty, żartuj sobie ze mnie, ponieważ Ty to lubisz i ja też!
      Kawa smakowała mi nadzwyczajnie, gdyż piłam ją cały czas śmiejąc się. Om Sai Ram!
Lucja Kreft - maj 1998

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.