Esencja Boskości – cz. 2
Elaine W. Gries

Święty i psychiatra

Uczęszczałam na różne zajęcia i opowiadałam zainteresowanym o swoich doświadczeniach w Indiach. Nikt jednak nie słyszał o Sai Babie. W 1976 r. pewien bibliotekarz przyniósł mi na spotkanie medytacyjne egzemplarz nowej książki Sama Sandweissa pt. Święty i psychiatra. Ta książka umocniła moją wiarę w siebie. Okazało się nagle, że nie jestem szalona! Jej autor, człowiek inteligentny i wykształcony, miał takie same doświadczenia jak ja! Przeczytałam ją kilkakrotnie i trzymałam pod poduszką. Mężczyzna, który mi ją przyniósł, pozostawał ze mną w kontakcie tylko przez kilka miesięcy. Potem wyjechał z miasta. Nigdy więcej go nie spotkałam ani więcej o nim nie słyszałam.
    Postanowiłam, że spotkamy się z Samem Sandweissem i jego żoną Sharon. To była dla mnie niezapomniana okazja do porozmawiania z dwojgiem odważnych ludzi, bezinteresownie dzielącymi się swoimi przeżyciami jakich doświadczyli z Sai Babą.
   Książka Sandweissa doprowadziła do mojego kontaktu z księgarnią w Hollywood. Dowiedziałam się od nich przez telefon o ośrodku Baby na Brooklynie. Podczas następnej naszej wizyty w tym miejscu wzięliśmy udział w spotkaniu grupy. Znałam pieśni, które śpiewali z taśmą, taką samą jaką zamówiłam dla siebie w księgarni w Los Angeles. Byłam bardzo szczęśliwa mogąc przebywać z ludźmi, którzy słyszeli o Sai Babie. Przestałam czuć się samotna, bo miałam kontakt z osobami dzielącymi moją wiarę w Swamiego.

Początek regionalnej organizacji Sai

   W 1976 r. we wschodnich stanach USA rozpoczęły się coroczne rekolekcje, o których usłyszałam w księgarni Sai w Kalifornii. Na pierwsze spotkania udawałam się sama. W tym czasie David opiekował się dziećmi. Potem zgodził się przychodzić z bliźniakami. Siedział w kuchni, podnosząc na prośbę Hindusek ciężkie garnki i unikając wszelkich dyskusji na tematy duchowe. [Na kolejnych spotkaniach witała nas rozentuzjazmowana grupa kobiet, cieszącą się z obecności pomocnika.] Spotkał tam inżyniera Billa Clegerna i zachwycił się nim.  Bill, dla wielu osób pozostawał duchowym inspiratorem. Jego żona, Nadine, była jedną z pierwszych liderek programu edukacyjnego dla dzieci zaprojektowanego przez Sai Babę. Przez chwilę rozmawialiśmy z nimi, a potem zaprosiliśmy ich do siebie.  David otworzył się na ich relacje o doświadczeniach z Bhagawanem. 
    Bill pracował najpierw w Kalifornii, a potem przeprowadził się na wschód, gdzie on i Nadine spotykali się w grupie medytacyjnej prowadzonej przez Billa. Nadine, podczas sesji, miała wizję Sai Baby. Widywali się regularnie z Elsie i Walterem Cowanami, prowadzącymi księgarnię Sai Baby w Tustin. Nadine rozpoznała Sai Babę dzięki fotografii w domu Cowanów. Potem wszyscy razem pojechali z Samem Sandweissem do Indii. To była ich pierwsza podróż. Po cudownym zmartwychwstaniu Waltera Cowana, dokonanym przez Sai Babę, Clegernowie zorganizowani serię spotkań w kościołach kalifornijskich, gdzie Walter opowiadał chętnym o swoim doświadczeniu ze śmiercią.
   Gdy w kraju powstała Organizacja Śri Sathya Sai, Bill został wyznaczony na koordynatora wschodniej części Stanów, Bob Bozzani na koordynatora części zachodniej, a Jack Hislop, którego spotkaliśmy i kilkakrotnie słuchaliśmy, został koordynatorem na całe USA.

Uczenie naszych dzieci

    Sai Baba mocno podkreślał w dyskursach wagę religii w życiu dzieci. Rekomendował im codzienne modlitwy, medytacje i czytanie opowieści związanych z różnymi religiami. Dlatego w każdą niedzielę czytaliśmy historie z Biblii i z innych duchowych tekstów, a także śpiewaliśmy pieśni oddania, w tym hymny, w języku angielskim i w sanskrycie.
     do ukończenia przez dzieci liceum codzienne odprawialiśmy pięciominutowe nabożeństwa, na które składało się czytanie z książki Nauczanie Sai Baby[1], po którym przez minutę siedzieliśmy w ciszy.  Naszym ulubiony powiedzeniem było: „Cierpliwość jest całą mocą potrzebną mężczyznom i kobietom.” Córka powiedziała mi później, że te milczące sesje zdawały się trwać dłużej niż minutę. Myśleli, że ciągną się co najmniej przez kwadrans! Jestem pewna, że nasze poranne rytuały [ciężkie próby] skończyłyby się szybko, gdybym nie traktowała ich z takim entuzjazmem. David zgadzał się na nie uważając, że dzieciom potrzebne są instrukcje budujące charakter.

Samotna ścieżka

     Starałam się wprowadzać w życie nauki Sai Baby, choć byłam osamotniona na tej ścieżce. Poza rocznymi zjazdami rzadko spotykałam kogoś, kto o Nim słyszał. W 1979 r. wzięłam udział w spotkaniu Sai w Kalifornii, gdzie poznałam Charlesa Penna, autora znanych książek poświęconych Bhagawanowi. Sai Baba pisał do niego listy, które Penn opublikował potem w formie książki. Jego żona Faith również była na tym zjeździe i wygłosiła przemówienie. W Kalifornii spotkałam wielu aktywnych wielbicieli Sai Baby, w tym edytorkę, Barbarę Bozzani redagującą biuletyn Sai. Przebywanie z tymi ludźmi było czymś cudownym.  
    Przez kilka lat chodziliśmy do kościoła. Śpiewałam nawet w chórze. Towarzyszyłam Jezusowi i często modliłam się do Niego o przewodnictwo. Baba to zaakceptował: „Nigdy nie odrzucaj wybranej przez siebie wiary tylko dlatego, że ujrzałaś Mnie i usłyszałaś o Mnie.” David nie był przeciwko Swamiemu, ale powiedział mi później, że czuł się zakłopotany mając żonę oddaną hinduskiemu Guru. Zajął się swoją karierą, prowadząc badania, pisząc teksty informatyczne i nauczając. Był oddanym ojcem i mężem. Nalegał na mój powrót do Indii. Odmawiałam mówiąc, że musi pojechać tam ze mną. 
    Dzieci wstydziły się moich indyjskich skłonności i prosiły, żebym nie grała bhadżanów [pieśni do Boga w sanskrycie], gdy zapraszają przyjaciół. Lata później, mój syn wyznał mi, że jego znajomi kpili z włosów Baby i z mojego zainteresowania Jego osobą. Wtedy nie aprobowałam ich stanowiska, ponieważ zbyt mocno mnie raniło.
„Powiedz mi, kto nie jest poszukiwaczem. Wszyscy są pielgrzymami na tej drodze. Jedni idą szybko, inni wolno. To wszystko. Cel jest taki sam dla wszystkich, chociaż ich ścieżki mogą okazać się różne.”  [5. kwietnia 1962].

Rozdział 2

Ponownie Indie …. I jeszcze raz
Miejcie cierpliwość i niezachwianą wiarę
[1. października 1968 r.]
   Po ośmiu latach nalegania uznałam, że David nigdy nie uwierzy w Sai Babę, zatem w styczniu 1981 r. udałam się do Indii z dwiema paniami z Kalifornii. Swami przebywał w Dharmakrzetrze, w Miejscu Właściwego Postępowania, będącym centrum służebnych projektów Bhagawana w Bombaju. Kiedy wrócił do Prasanthi Nilayam, do głównego aśramu, podążyliśmy za Nim. To był mój pierwszy pobyt w tym miejscu, więc nie znałam obwiązujących w nim zasad. Nie zdawałam też sobie sprawy z wartości siedzenia w pierwszym rzędzie. Odczuwałam zmęczenie po podróży, zatem na początku wstawałam zbyt późno, żeby zdążyć na poranny darszan. Panie z mojego pokoju budziły się bardzo wcześnie i biegły na spotkanie z Sai. Pewnego razu otrzymały zdjęcie podpisane przez Swamiego i ofiarowały mi długopis, którym posłużył się Bhagawan. Zanim uprzytomniłam sobie, że muszę wstawać rano i chodzić wcześniej spać, straciłam okazję, którą mogłabym wykorzystać wraz z moimi towarzyszkami. Rozpaczałam, że jestem taka nieuważna i że nie wiem, jak powinnam postąpić, żeby to zmienić. Po spotkaniu Sai Baby osiem lat temu studiowałam i starałam się praktykować Jego nauki, ale On nigdy nawet na mnie nie spojrzał. Czułam się sfrustrowana Jego pozorną obojętnością, pomimo że wiedziałam, że jest Mistrzem Duchowym, pozostającym daleko za moimi pierwotnymi wyobrażeniami o guru. 
    Będąc w aśramie, czytałam książki o doświadczeniach z Babą i rozmawiałam z wieloma osobami pochodzącymi z różnych kultur i krajów. Spotkałam kobietę z Afryki, która zwierzyła mi się ze swoich zmartwień dotyczących jej młodszych dzieci. Władzę w jej kraju przejęli bandyci, co zagrażało codziennej egzystencji jego obywateli. Każdy dzień był walką o zdobycie pokarmu. W każdej chwili jej najstarszy, czternastoletni syn mógł zostać powołany do wojska. Potrzebowała interview o wiele bardziej niż ja. Byłam więc szczęśliwa, kiedy otrzymała zaproszenie. Inspirowała mnie jej wiara w tak trudnej sytuacji. Chociaż marzyłam o rozmowie z Sai Babą, to modliłam się za tych, którym była bardziej potrzebna. W tej sprawie okazałam się altruistką.

Rodzina wraca do Indii

   Kiedy na początku 1981 r. do naszego miasta wprowadziło się więcej rodzin wielbiących Sai Babę, zorganizowaliśmy cotygodniowe spotkania modlitewne. Brało w nich udział siedmioro dorosłych osób i troje dzieci, w tym dwoje naszych. Po odśpiewaniu pieśni na chwałę Boga, uczyłam dzieci sanskryckich modlitw, które poznałam z taśm. Opowiadałam im też historie związane z głównymi religiami świata.
    W 1981 r. Bill Clegern przedstawił nam Harshada Desai, który poprosił Davida o udział w dwutygodniowym kursie programowania, organizowanym dla studentów z koledżu Sai Baby, położonego na obrzeżach Bangalore. David się zgodził, więc ostatecznie postanowiliśmy, że cała nasza rodzina spędzi Boże Narodzenie 1981 r. w Puttaparthi. Tuż przedtem David wyjechał na miesiąc do Chin, gdzie prowadził wykłady z informatyki. Mieliśmy spotkać się w Indiach. Czy to naprawdę był przypadek, że David zgodził się wrócić do Indii po tym, jak na początku roku przestałam ufać, że zacznie dzielić moją wiarę w Sai Babę, zmuszając mnie tym samym do pojechania tam bez niego?
     Nasz rodzina dzieliła pokój w aśramie z naszą bliską przyjaciółką Jean De Palma. Jean przez całą podróż zabawiała moją trzynastoletnią córkę i utrzymywała ją w dobrym nastroju, pomimo lepszych i gorszych momentów w drodze. Wzięliśmy udział w międzynarodowym chórze, śpiewając różnymi językami kolędy z całego świata. Uczestniczyliśmy także w procesji ze świecami w Boże Narodzenie. Bliźniaki cieszyły się z tego pobytu, pomimo braku luksusów mieszkaniowych. Sai Baba nas ignorował. Patrzyłam z zazdrością jak wzywał inne zachodnie rodziny na interview. Ja, jak wiele innych osób, zastanawiałam się, dlaczego moje otwarte na Babę dzieci nie otrzymały od Niego większej zachęty.
    Mój mąż, ucząc w koledżu, wszedł w drobną interakcję z Bhagawanem. Swami zapytał go skąd przyjechał, a potem poklepał go po plecach. Mąż powiedział mi później, że nie odczuł z tego powodu żadnych szczególnych emocji ani duchowej odpowiedzi ze swej strony, czy też zmiany podejścia do Baby.
    Po powrocie do domu nasza rodzina kontynuowała każdego ranka czytanie pism świętych i jednominutową medytację. Dzieci łagodnie stawiały nam opór. Zrezygnowałam z alkoholu, z wyjątkiem toastów ślubnych i uroczystości, słysząc, że Sai Baba jest przeciwny spożywaniu mięsa i picia napojów wyskokowych. Odnosiło się to zwłaszcza do studentów i osób zainteresowanych duchowością. Później tego roku nauczyciel moich dzieci z lokalnej szkoły był zdumiony dowiadując się ode mnie, że byliśmy w Indiach. Moje pociechy nie zwierzyły się z tego klasie. Nie wspomniały nawet o przejażdżce na słoniu.
            Nie cieszyłam się bliskością moich nastoletnich pociech, chociaż czułam, że moja siła bierze się z poznania Sai Baby i oglądania Go w interakcji z Jego ‘dziećmi’. Wzorce ustalono w Indiach. Wiedziałam, że mogę z nich skorzystać. Dzięki nim osiągnęłam dobre wyniki. Przypomniałam moim dzieciom, że David i ja uważnie wybieramy filmy i że sama nie robię niczego czego im zabraniam. Wolałabym być bardziej kochająca i zabawna. Sai Baba uważał, że matki powinny zdobyć miłość swojego potomstwa, a nie tylko narzucać mu swoją wolę.

Studiowanie sanskrytu w latach 1982-1987

    Sai Baba jest zdania, że nauczyciel powinien rozumieć wersety biblijne i umieć tłumaczyć dzieciom sanskryt. Mój syn skarżył się, że nie lubi wypowiadać słów, których znaczenia nie zna. W 1982 zapisałam się na uniwersytecki kurs sanskrytu. Kocham ten język, ale nie będąc już taka młoda, uczyłam się bardzo powoli i z wielką trudnością, zwłaszcza gdy chodziło o wymowę. Sanskryt jest starszym bratem greki, z równie skomplikowaną gramatyką i z o wiele większym zasobem słów. Klasyczny sanskryt posiada najbogatsze znane nam słownictwo. David zdecydował się wziąć urlop naukowy i spędzić go w Oxfordzie na kursie sanskrytu. Śledząc jego postępy, zdecydowałam, że jeśli okaże się to możliwe, to również wezmę w nim udział.
    Spędziliśmy w Oxfordzie cały 1983 r. W drodze do Anglii uczestniczyłam w kursie dla nauczycieli, zorganizowanym w głównym aśramie Prasanthi Nilayam – Siedzibie Najwyższego Spokoju. Podczas konferencji zostaliśmy pobłogosławieni przez Sai Babę i otrzymaliśmy od Niego paczuszki świętego popiołu. Ucieszyłam się z tego. W Oxfordzie kontynuowałam naukę sanskrytu przez rok. Uczęszczałam także do niewielkiego ośrodka Sai. Po powrocie do USA, uzyskałam magisterium z sanskrytu na uniwersytecie amerykańskim. Cieszyłam się, ponieważ ogromnie skorzystałam z tych studiów. Dzięki nim poszerzyłam i pogłębiłam swoją wiedzę o Wedach, Upaniszadach i indyjskiej filozofii. W porównaniu do studiów nad sanskrytem w Indiach, część werbalna była tu minimalna. Mimo to doświadczenie było bezcenne, ponieważ umożliwiło mi współpracę z Davidem przy edytowaniu katalogów do dyskursów Sathya Sai Baby, a później do serii Wahini i tekstów poświęconych naukom Swamiego. David był znakomitym redaktorem. Mogłam przy nim wykorzystać swoje umiejętności językowe oraz książki napisane w sanskrycie do wyszukiwania słów, ludzi, miejsc i wydarzeń.
   David wrócił do Bangalore w 1984 i 1985 r., żeby uczestniczyć w konferencjach poświęconych informatyce. Za każdym razem gościł w aśramie Sai Baby w Whitefield. Natomiast ja przebywałam w Indiach dwa razy po trzy miesiące, studiując sanskryt i też odwiedzałam aśram. W 1985 r. pojechaliśmy razem do Prasanthi Nilayam. Swami nas całkowicie zignorował.

To jest interview

  Za każdym pobytem w aśramie modliłam się bez zapału, prosząc Swamiego, aby zapraszał na interview osoby potrzebujące tego bardziej niż ja, choć pragnęłam tylko jednego. W 1987 r. Bill Clegern poprosił Davida, żeby został jego asystentem. Ja natomiast czułam, że potrzebujemy bardziej osobistego doświadczenia ze Swamim. Namawiano Davida, żeby przemawiał na spotkaniach poświęconych Sai, chociaż David nie do końca wierzył, że Swami jest Boskim Nauczycielem. Pomagałam mu przygotowywać te wystąpienia. Czułam, że coś się musi zmienić i tę zmianę może wprowadzić tylko Baba. 
    Pomimo to, każda wyprawa potwierdzała moją wiarę w niezwykłe zdolności Swamiego. Na darszanach widziałam, jak kieruje pracownikami uniwersytetu i koledżu, pomagając im w wypełnianiu obowiązków. Na werandzie zapraszał na rozmowę urzędników administracyjnych i nauczycieli, żeby przedyskutować z nimi sprawy uczelniane. Przedstawiciele indyjskiego rządu przychodzili do Niego po duchowe prowadzenie i inspiracje. Zapraszał na audiencje ludzi z całego świata. Codziennie kierował, pocieszał i pouczał niesamowitą liczbę ludzi. A mimo to nie wydawał się tym być zmęczony ani zdenerwowany. Pracował bez pośpiechu, w czarujący sposób, łaskawie i z całkowitą pewnością siebie.
    W czerwcu 1988 r., będąc w Prasanthi Nilayam, napisałam do Swamiego list, w którym oświadczyłam, że wypiszę się z Organizacji Sathya Sai, jeśli nie zaprosi nas na interview. Miało to miejsce po piętnastu latach od naszego pierwszego przyjazdu do Indii, kiedy to stałam się bardzo wrażliwa, wręcz uczulona, gdy ktoś się dziwił: „Spotkałaś Swamiego 15 lat temu i nigdy nie dostałaś interview?” Wiedziałam, że nie porzucę Sai Baby, ale byłam gotowa wystąpić z Organizacji, jeśli nie porozmawia z nami.
    David miał kopię mojego listu, nie wiedząc co w nim jest. Swami wziął go właśnie od niego. Potem zaprosił nas na tę bezcenną audiencję, wraz z dwiema paniami z Południowej Afryki, które poznałam wcześniej. Z dużego zewnętrznego pokoju interview nasza czwórka została zaproszona do mniejszego. Swami, zanim usiadł, włączył wiatrak. Zmaterializował lingam (kamień w kształcie jajka) i powiedział starszej kobiecie, żeby polewała go wodą i potem ją piła, a pozbędzie się problemów z oczami. Drugiej pani podarował Swoją chusteczkę. Zapytał Davida o moje zdrowie, a gdy David powiedział, że czuję się dobrze. Swami odrzekł na to: „Nie, niedobrze.” Pod koniec tego pobytu w Indiach byłam bardzo chora. Powiedział do mnie: „Miał z tobą ciężko.” Odpowiedziałam: „Tak, Swami”, sądząc, że ma na myśli moje problemy ze zdrowiem i nagabywanie Davida, żeby wstąpił na drogę duchową. Z niewiedzy poprosiłam Sai Babę o pierścionek, a On odrzekł: „Dam ci” i na tym zakończył interview.

Szczęśliwsze czasy

    Audiencja u Swamiego była początkiem szczęśliwszych czasów w moim życiu, głównie dlatego, że David dołączył do mnie w poszukiwaniach duchowych. Gdy jechaliśmy taksówką do Bangalore zwierzył mi się, że chciałby stworzyć katalog dyskursów Sai Baby, żeby ludzie mogli orientować się lepiej w tym co Baba chce mi powiedzieć, na przykład o Jezusie. Później skompletował spis pierwszych 11 tomów Sathya Sai Speaks, a ja pomagałam mu w montażu i tłumaczeniu słów w sanskrycie. To był sposób Davida na zanurzenie się w naukach Swamiego. 
    W tym czasie David współpracował bardzo blisko z Billem Clegernem w Organizacji Śri Sathya Sai. Interview ze Swamim pomogło nam obojgu. Praca nad katalogiem do dyskursów Baby pobudziła Davida do studiowania nauk Bhagawana z pierwszej ręki, więc przestałam mu pomagać w przygotowaniu wystąpień na potrzeby Organizacji. Zaczął nawet przytaczać cytaty Swamiego! Byłam oczywiście uszczęśliwiona, że dołączył do mnie w poszukiwaniach Boga. Rodzina mogła teraz uwierzyć w mój zdrowy rozsądek, ponieważ szanowany informatyk zaufał mojemu Nauczycielowi.
    David w dalszym ciągu prowadził przez kilka tygodni w roku zajęcia w Instytucie Wyższych Nauk Śri Sathya Sai Baby, a jego wiara w Swamiego pogłębiała się z każdą wizytą. Zaczął uświadamiać sobie, że nie rozumie, jak Sai Baba może tak dużo pracować i nigdy nie czuje się zmęczony ani sfrustrowany. Swami dbał od świtu do nocy o personel aśramu, o wykładowców, słuchaczy i pracowników uniwersytetu, o załogę szpitala, o dzieci uczęszczające do założonych przez Niego szkół, o obcokrajowców i o przywódców rządowych. Był to niewytłumaczalny fenomen. Mnóstwo wykształconych i odpowiedzialnych osób, biorąc z Niego przykład, służyło innym. David, współpracując z uniwersytetem i studentami miał niepowtarzalną okazję przyjrzenia się jak to działa. A to sprawiło, że zmienił swój pogląd na świat. Zaczął zdawać sobie sprawę, że duchowość pomaga studentom.
   W 1990 r. David został prezydentem Północno -Wschodniego Regionu Sai oraz Krajowym Koordynatorem Służb w Radzie Sathya Sai Baby w USA. To włączyło nas oboje w działalność Organizacji. David wybrał narodowy projekt usług środowiskowych, aby podnieść świadomość drastycznego zanieczyszczenia Ziemi, tematu, który Sai Baba włączył niedawno do programu Wychowania w Wartościach Ludzkich. Powtarzał, że pierwszym zadaniem jest oczyszczenie środowiska.
    Przez następne pięć lat mieliśmy mnóstwo obowiązków. W 1992 r. otrzymałam magisterium z doradztwa rodzinnego, co zaowocowało pracą w lokalnej agencji. Było to interesujące zajęcie i czerpałam z niego ogromne korzyści, jednak z kilku powodów zniechęciłam się do niego. Głównie dlatego, że zmieniłam podejście do wielu spraw, takich np. jak wykorzystywanie kobiet w reklamach telewizyjnych. Przeprowadziłam badania na ten temat. Sai Baba również zauważył, że czasopisma i telewizja degradują kobiety. Obiecał sponsorować każdego, kto wpadnie na pomysł, jak powstrzymać ofensywną komercjalizację kobiet.
    W 1992 r. spędziłam kilka dni z tłumaczką z sanskrytu Camille Swenson. Przekazała mi wówczas swoje tłumaczenie Brahma Sutry, pragnąc, żebym je uzupełniła we współpracy z jej mężem. Camille prawie je ukończyła. Pozostały do przetłumaczenia i wygładzenia jedynie drobne zwroty. Bóg musiał mnie prowadzić w tej pracy, ponieważ teraz, kiedy do niej zaglądam, mam trudności ze zrozumieniem tekstu. Na darszanie Swami przyjął ode mnie egzemplarz tej książki.

Reakcje rodziny na Sai Babę

    W latach 90-tych moja siostra zerwała ze mną wszelkie kontakty uważając, że to Sai Baba ponosi odpowiedzialność za wszystkie moje trudności. Odczułam to jako wielką stratę, ponieważ od dzieciństwa byłyśmy ze sobą bardzo zżyte. Odkryłam, że zerwanie z rodziną stanowi najtrudniejszy element ludzkich relacji. Po kilku miesiącach zaczęłyśmy znów się komunikować. To, że siostra ponownie stała się częścią mojej egzystencji, miało dla mnie ogromne znaczenie. Nauczyłyśmy się żyć bez poruszania tej sprawy, ponieważ byłam w nią ogromnie zaangażowana. Stopniowo moja siostra rozpoczęła własne poszukiwania duchowe i wstąpiła do kościoła unitarnego. Odwiedzając nas, udawała się ze mną na spotkania Sai i wyrażała się pozytywnie o zebranych tam doświadczeniach.
    Mój brat, który był sędzią miejskim oraz filarem kościoła i społeczeństwa, cierpliwie słuchał opowiadań o naszych przeżyciach w Indiach. Bardzo pragnęłam jego aprobaty, ponieważ szanowałam to jak troskliwie opiekuje się naszą matką. Ceniłam go także za obszerną wiedzę o zachodniej kulturze i filozofii. Nigdy do końca nie zaakceptował mojej wiary w Sai Babę. Jednakże, opierając się na mojej opinii czuł, że Sai Baba jest dobrym człowiekiem. Kiedyś Baba powiedział mi, że brat przyjedzie ze mną do Indii. Szlochałam z emocji. Brak wsparcia ze strony rodziny może być wstrząsający.
    Mama uważała, że każdy człowiek powinien przestrzegać tradycji religijnych swojego kraju. Nie dopuszczała w tej sprawie wyjątków. Kiedy siostra zerwała ze mną kontakt, mama stwierdziła, że to bez sensu, ponieważ Sai Baba jest z nami od bardzo dawna. Mimo to, rozmawiając ze mną przez telefon, pytała za każdym razem, czy chodzę do kościoła. Była w zaawansowanym wieku i kościół przynosił jej dużo radości. Wierzyła, że spotykamy się w nim z najbardziej wartościowymi ludźmi w mieście.
    Mama zmarła w sierpniu 2000 r., mając 93 lata, na dzień przed moim powrotem z Indii. Nie mogła wybrać dla mnie lepszego czasu na swój pogrzeb. Odwiedziłam ją przed wyjazdem i pożegnałam się z nią. Brakuje mi jej szczerej prawdomówności i odwagi w mówieniu, jak również śledzenia jej osobistych przekonań. Potrzebowałam dużo czasu, żeby naprawdę docenić mocne strony mamy.
    Teściowie wierzyli, że należy samemu żyć i pozwolić żyć innym. Nie krytykowali naszych przekonań. Nie interesowali się zbytnio naszymi wyprawami do Indii ani naszym Nauczycielem Duchowym, ale nie ingerowali w to. Po prostu nie rozmawialiśmy z nimi dużo o Sai Babie. Rodzeństwo pytało nas czasami z zainteresowaniem o tę część naszego życia i wtedy opowiadaliśmy im o Bhagawanie.

Twarzą w twarz z Babą: migawki z audiencji
Ona jest wojowniczką 

Latem 1990 r. znowu byliśmy w Indiach. W aśramie zaczęłam walczyć z ludźmi, którzy starali się wepchnąć przede mnie w linie darszanowe. Niektórzy praktycznie siadali mi na kolanach. Moje zachodnie poczucie osobistej przestrzeni zostało poważnie naruszone.
   Swami ponownie wezwał nas do Siebie. Będąc w pokoju interwiew z zaangażowaniem rozpychałam się łokciami, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do przedniej części sekcji dla pań, współzawodnicząc energicznie z inną młodą kobietą o najlepsze miejsce u stóp Swamiego. Swami zaczął się kołysać w tył i w przód przed naszą niewielką grupą i powtarzać: „Ona jest wojowniczką, ona jest wojowniczką.”  Skuliłam się mając nadzieję, że przestanie. Swami wezwał Davida i powiedział: „Ona jest wojowniczką. Niedobrze. Zbyt wielka różnica zdań. Mąż i żona powinni myśleć tak samo.”  
   Zaprotestowałam: „Ależ Swami, myślałam, że idzie nam nieźle.”
   Zastanowił się chwilę i wyjaśnił: „Różne wzorce myślowe. Nie chodzi o zły charakter. Szczególny rodzaj niepokoju.” Po tej reprymendzie pobłogosławił nas na długie i szczęśliwe życie, kładąc nam ręce na głowach.
    Zauważył, że odczuwam ból w prawym boku, a ja zapytałam, co mogę z tym zrobić. Odrzekł, że nie muszę nic robić, bo On zrobi wszystko. Ból wkrótce minął.
    To oczywiste, że nigdy więcej nie pędziłam do pokoju interview. Odkryłam później, że Swami powiedział, że osobie, która się pcha, należy zrobić miejsce. Zaczęłam się uśmiechać i ustępować ludziom, ignorując ekstremalne prowokacje ze strony tłumów. Zrozumiałam, że wszędzie tam, gdzie się znajdę, powinnam się zachowywać rozważnie. Swami powiada: „Zdrowy rozsądek przed boskim rozsądkiem”, mając na myśli, że możemy się pomylić w ocenie tego, czego żąda od nas Pan. Zatem w niepewnych sytuacjach postępujmy roztropnie. Praktyczność Jego nauk jest uspakajająca.
Sami wypowiada się na temat moich wzorców myślowych
    Pewnego razu w pokoju interview Baba chwycił nagle moją dłoń i trzymał ją mocno. Potem zaczął opowiadać Davidowi, że drażni mnie zarówno jego obecność jak i nieobecność. Kontynuował, komentując szczegółowo moje zwykłe wzorce myślowe. Powiedział: „Czasami bardzo czyste serce”. Mocno ścisnął mi dłoń. Wiedziałam, że powinnam uważniej Go słuchać. Bycie świadkiem tego jak Swami opisuje moje codzienne myśli było dla mnie niezwykłym przeżyciem. Wiedziałam, że powinnam mocniej popracować nad kontrolowaniem gniewu.

Ochrona żywiołów

    Podczas jednej z audiencji, Swami wygłosił wykład poświęcony środowisku, w tym ochronie żywiołów, a następnie poprosił studenta, żeby wszedł do wewnętrznego pokoju interview i wyłączył wentylator. Potem zapytał: „Czym jest niebo (akasza)? Uderzył dłonią w krzesło: „Wszystko jest niebem.” Akasza – niebo – przestrzeń jest najsubtelniejszym z pięciu podstawowych żywiołów (przestrzeń, powietrze, ogień, woda i ziemia), z których utkane jest wszystko inne. Atrybutem, dzięki któremu identyfikujemy akaszę jest dźwięk lub słowo. Na początku było słowo! Słowo stało się obiektem, oblekło się w ciało i skonkretyzowało. [25. grudnia 1970] 
    David wręczył Babie egzemplarz „Katalogu do Wystąpień Sathya Sai” (Index to Sathya Sai Speaks). Swami zapytał: „To dla ciebie czy dla Mnie?”, a potem przyjął książkę i odszedł.

Czy ona mówi po angielsku?

    Kilka osób zwróciło mi uwagę twierdząc, że w pokoju interview najlepiej zachować milczenie i pozwolić mówić Swamiemu, ponieważ Swami wie, co jest dla nas najlepsze. Więc kiedy Sai Baba wezwał nas do Siebie, usiadłam z tyłu i milczałam. Nie odzywałam się nawet w pokoju wewnętrznym, gdzie Bhagawan rozmawiał jedynie z Davidem i ze mną. Później, gdy wróciliśmy do zewnętrznego pokoju, Swami zadał mi pytanie. Nie odpowiedziałam na nie sądząc, że kieruje je do kobiety siedzącej obok.  Swami zwrócił się wówczas do Davida i zapytał: „Czy ona mówi po angielsku?”

Umysł

    W 1992 postanowiłam zapamiętać siódmy rozdział Bhagawad Gity napisany w sanskrycie, aby wyrecytować go Swamiemu. Przygotowywałam się do tego przez miesiące, zmieniając zaimki odnoszące się do Kriszny z ‘On’ na ‘Ty’, ponieważ miałam się zwracać bezpośrednio do Boga. Tamtego roku, w czasie naszej sierpniowej wyprawy, gdy czekałam w liniach darszanowych, zdarzyło się tak, że usiadłam obok indyjskiej znawczyni sanskrytu. Poprosiłam, żeby oceniła moje wystąpienie. Kiedy zaczęłam śpiewać, wybuchnęła śmiechem słysząc dźwięki mojej wymowy. Odrobinę zmartwiona, byłam jednak w dalszym ciągu zdeterminowana, żeby to uczynić, jeśli tylko Swami da mi ku temu szansę. Pewnego dnia wezwał nas do siebie.
W pokoju interview usiadłam z tyłu i milczałam przez cały czas. Swami zauważył, że nie rwę się do przodu i powiedział ‘dobra dziewczyna’. Podjąwszy decyzję pomyślałam: „Och, Swami na pewno chciałby żebym wyrecytowała Gitę dla Hindusów i pokazała im, że ludzie z zachodu interesują się sanskrytem.” Lecz kiedy Swami wezwał nas dwoje na prywatną audiencję, zapomniałam o tym.     
     Gdy wróciliśmy do zewnętrznego pokoju, Sai Baba zmaterializował piękny zielony pierścień dla Davida, który wsuwał się tylko do pierwszego stawu palca serdecznego. Zapytał mnie: „Zazdrosna?” Zaprotestowałam: „Nie Swami, jestem szczęśliwa!” Odpowiedział: „Żartuję”. Potem dmuchnął na pierścień i włożył go Davidowi bez trudności na palec. Następnie zmaterializował dla mnie pierścionek z brylantem, mówiąc: „Miała mały diamencik. Teraz ma wielki ‘die mind’.” Baba często bawi się słowami. Umysł (mind) musi umrzeć (die), żeby mogła przejawić się Atma.
    Sai Baba materializuje fizyczne przedmioty traktując je jak medium łączące nas z Nim. Patrząc na nie przypominamy sobie o Bogu. Wyjaśnia, że ślą do Niego błyski, gdy jesteśmy w kłopotach. Nie potrzebuje jednak fizycznego przedmiotu, żeby nam pomóc. Wystarczy nasza modlitwa. Istnieje cała nauka, zwana gemmologią, poświęcona kamieniom szlachetnym i wypływie jaki na nas wywierają. Kamień lub przedmiot zmaterializowany przez Swamiego jest zawsze zgodny z konstrukcją psycho-fizyczną obdarowanej osoby. Niektórzy ludzie nie potrzebują ani nie pragną żadnych fizycznych przedmiotów.   

Wygnana do stoiska z lodami

    W sierpniu 2003 r. znowu byliśmy w aśramie. Pewnego dnia podczas darszanu, gdy Baba przechodził obok mnie, rzuciłam się na Jego stopy. Po prostu podbiegłam do Bhagawana i uchwyciłam je. Serce Davida siedzącego na werandzie świątyni zamarło na ten widok. Czułam, że Sai mnie wzywa. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu rozgniewał się i zaczął się skarżyć do pań z Seva Dal, że nie może się ruszyć. Kazał im wyprowadzić mnie ze świątyni i posadzić przed stoiskiem z lodami. Zabronił mi wchodzić do sali darszanowej. Usiadałam w pobliżu wyznaczonego mi miejsca, bo stoisko z lodami zniknęło.
    Siedziałam tam przez trzy dni, pewna, że Swami wezwie mnie z powrotem do środka, chociaż upokarzały mnie pytania ludzi pragnących się dowiedzieć, co robię poza strefą darszanową. Wieczorem przed naszym wyjazdem Sai Baba powiedział Davidowi na werandzie świątyni, że spotka się z nami rankiem. Szczerze wierzyłam, że to zrobi. Gdy rozpoczęły się bhadżany, David uznał, że przepadła nasza ostatnia szansa na interview! Ale w tym momencie Baba pojawił się w drzwiach pokoju audiencyjnego i zaprosił go do środka. David zapytał o mnie, a Swami odpowiedział: „O tak. Wezwę ją.” Zwrócił się do kogoś pytając: „Jak się nazywasz?” „Gries.”  I wysłał dwóch asystentów, żeby mnie sprowadzili. Mój wyrok został anulowany! Radośnie weszłam do sali darszanowej, mając po bokach ochotników. Widziałam kiedyś, jak Baba wezwał podczas bhadżanów Swojego starego wielbiciela. Pragnęłam, żebyśmy, David i ja, zasłużyli na taki honor. I tak się stało, ale nie zupełnie w taki sposób, jak sobie tego życzyłam. Nie poczułam się kimś specjalnym. 
    Baba rozmawiał z nami na werandzie. Powiedział Swoim dwóm asystentom, że w chwili, gdy rzuciłam Mu się do stóp byłam chora. Nie odżywiałam się odpowiednio i nie spałam. W tym momencie zapytałam, czy mogę wejść do środka. Swami odpowiedział: „Tak.” Nasza trójka ponownie otrzymała krótką audiencję. Bhagawan łaskawie wziął ode mnie torbę, w której znajdowała się przeznaczona dla Niego czerwona szata, przekazana mi przez indyjską przyjaciółkę. Trzymał ją przez całe interview. Byłam bardzo szczęśliwa, chociaż szata nie była w kolorze noszonym zwyczajowo przez Babę. Czułam się tym rozczarowana. Niedawno podarował nam pomarańczową szatę, ukazując ponownie swoją wszechwiedzę, łaskawie uwzględniającą nasze pragnienia.
   Na nieszczęście po tym interview nie podjęłam wystarczających środków ostrożności i po powrocie z Indii wylądowałam w szpitalu z ostrą niedoczynnością nadnerczy, mogącą przypominać manię. Chociaż rodzina i przyjaciele rozumieją już teraz, że jestem chora, to te wydarzenia sprawiają, że nie doceniają mojej drogi duchowej. 
   To był ostatni raz, gdy z tego powodu trafiłam do szpitala. Umiem już sobie radzić z rzadko występującym brakiem snu przy pomocy pigułki nasennej dostępnej bez recepty. W tamtym czasie nie uświadamiałam sobie, że te przykre epizody wywołują zaburzenia tarczycy i nadnerczy. Dzięki uważności udało mi się je zatrzymać. Wzięłam sobie do serca radę Swamiego i zaczęłam bardziej o siebie dbać. Zostałam certyfikowaną instruktorką jogi i ćwiczę codziennie. Leczenie moich problemów gruczołowych dało mi pewność, że nie muszę już dłużej znosić tych męczących eksperymentów. 

Edukacja ma służyć życiu

   Na początku interview, które miało miejsce w czerwcu 1994 r., ludzie starali się zadawać Panu pytania i coś mówić. Baba tak to skomentował: „Nie mówcie. Ja będę mówił. Rozmowa jest marnotrawstwem. Marnotrawstwo prowadzi do pośpiechu, a pośpiech sprowadza kłopoty. Nie mówcie.”
    Sai Baba spytał jednego z uczniów czym jest edukacja. Nie zadowoliła Go jednak żadna z otrzymanych odpowiedzi. Edukacja jest dla życia, powiedział Baba, a nie dla zarabiania. Ptaki, zwierzęta żyją tak samo jak ludzie, ale jedynie ludzie poznają znaczenie życia. „Czym jest świadomość? Całkowitym zrozumieniem. Widząc kawałek materiału wiesz, że to chusteczka. To rodzaj totalnego rozumienia. Są cztery rodzaje edukacji: wiedza o świecie; rozróżnianie pomiędzy dobrem i złem; wiedza duchowa; i wiedza praktyczna, niezwykle ważna w życiu”. Zapytał Davida: „Jak nastrój żony?” David odrzekł: „Bardzo dobry, o wiele lepszy, Swami.” Sai zmarszczył brwi i powiedział, gestykulując rękami: „Czasami.” Elaine zapytała: „Czy jest już lepiej, Baba?” Odrzekł: „Tak, o wiele lepiej. Czasami zamieszanie.” Zwróciłam się do Niego: „Swami, jak mogę to poprawić?” Odrzekł: „Zawsze myśl o Swamim, módl się do Swamiego.”

Surowość bywa potrzebna

    Pewnego razu zostaliśmy wezwani na audiencję z obcokrajowcami. Na werandzie Sai Baba odesłał jedną z osób, mówiąc, że nie należy do grupy. Jakiś młody mężczyzna zaprzeczył Swamiemu twierdząc coś wręcz przeciwnego. Baba zripostował: „Ty także powinieneś odejść”, ale mężczyzna nie ruszył się z miejsca. Wtedy Baba powiedział dosyć surowo: „Kłamiąc, jesteś zły. Nie powinieneś tego robić.” Reszta z nas zastygła na swoich miejscach. Poczułam, jak na ciele podnoszą mi się włoski. Nigdy przedtem nie słyszałam Swamiego mówiącego tak surowym tonem. Stał obok mnie, więc zaangażowałam się w tę scenę.
    Nagle odwrócił się. Jego nastrój zmienił się w jednej chwili z surowego na pełen miłości i zmaterializował dla jednaj z pań wibhuti. Rodzice mogli nauczyć się od Niego umiejętności surowego dyscyplinowania swoich dzieci (gdy zachodzi taka konieczność), czynionego z dystansem, z zachowaniem kontroli i umiejętnością okazania im wszystkim serdecznych uczuć.
Pod koniec audiencji niespodziewanie mi powiedział, że zamierza dać mi dhoti (pomarańczową koszulę, którą nosi pod zewnętrznym ubraniem), pasującą do szaty, którą ofiarował mi wcześniej. Udał się do drugiego pokoju, żeby ją przynieść, a potem rzucił mi ją na kolana, tłumacząc grupie – ku naszemu zaskoczeniu – że David i ja jesteśmy dobrą parą małżeńską. Podczas poprzedniego interview strofował mnie za moje humory, przyznając jednak, że łagodnieję.
tłum. J.C.
[1] skompilowanej przez prof. Narayana Kasturi, a przeredagowanej i wydanej przez Roya Eugene Davisa

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.