Zbawiciel Sai - część2
R.C. Nair
Rozdział 2
Adwent
  Być może to Mahariszi Śri Aurobindo jako pierwszy poczuł wpływ Awatara, ponieważ 24 listopada 1926 r. przerwał milczenie, żeby oznajmić swoimi naśladowcom o zstąpieniu Boga na Ziemię, po 24 godzinach po wydarzeniu. Ten dzień miał także szczególne znaczenie dla dziadka Kondamy Radżu, ponieważ wtedy spełniła się przepowiednia jego głęboko szanowanego przodka, Wenkawadhuty z rodziny Ratnakaram. Ta wielka dusza zwierzyła mu się dawno temu, że Pan wszechświata odpowiedział na jego gorące modlitwy i narodzi się w jego domu. Te słowa spełniły się 23 listopada 1926 r. o godzinie 5:30 rano.
   Bóg zapragnął się zamanifestować. Czas, dzień i rok były pomyślne. Miało to miejsce w poniedziałek świętego miesiąca Kartika (Somawaram) w roku Akaszaji, gdy gwiazda Aardra wzbijała się w niebo. Instrumenty muzyczne same z siebie ogłaszały ten szczęśliwy moment, ku wielkiej radości Kondamy Radżu i ku zaskoczeniu ojca, Pedda Wenkama Radżu i matki Iśwarammy. To święte wydarzenie nabrało później większego i niesamowitego znaczenia, ponieważ niewiadomo skąd znalazła się kobra, pod posłaniem Dziecka.
   Dźwięki wydawane przez tanapurę, instrument strunowy o długiej szyi, oraz ukazanie się kobry, która zjawiła się znikąd, skłoniły oszołomionego Pedda Wenkama Radżu do udania się do astrologa, który pocieszył rodzinę, upewniając ją o niezwykle pomyślnych narodzinach.
   Wioska Puttaparthi, którą Awatar wybrał na miejsce Swoich urodzin, kryła się w dolinie otoczonej z trzech stron wzgórzami. Otwartą, czwartą część okalały pola ryżowe, ciągnące się do brzegów rzeki Ćitrawati. Rzeka przybierała podczas pory deszczowej, a latem zmieniała się w wąską strugę. Jej koryto jest bogate w piasek i Awatar manifestował Swe dziecinne lile właśnie tam, otoczony kolegami z klasy. Puttaparthi była odizolowana od innych wiosek i miała niewielu mieszkańców. Arnold Schulman, dramatopisarz i scenarzysta z Hollywoodu, który napisał książkę o Sai Babie, charakteryzuje ją jako osadę położoną „o pięć minut drogi do epoki kamiennejˮ.
   Wiele lat później Swami zapytał jednego z wielbicieli: „Czy wiesz dlaczego wioska zyskała nazwę Puttaparthi?” I ciągnął dalej: „Jej oryginalną nazwą było Gollapalli. Dziesiątki lat temu mieszkało tutaj wielu pasterzy. Zarabiali na życie hodując krowy. Jednak pewna krowa, silna i rosła, nie dawała ani kropli mleka, co dziwiło pasterza. Chcąc się upewnić, że cielak nie wypija wszystkiego, uwiązał go z dala od matki. Nic to jednak nie dało. Pewnego dnia, siedząc w szałasie zobaczył, że krowa się oddala, więc ruszył za nią. Zatrzymała się obok nory węża. Wysunął się z niej wąż, uniósł się na ogonie i ssąc sutek krowy zaczął pić mleko. Oszołomiony pasterz, płonąc ze złości, rzucił w niego dużym kamieniem. Kamień odciął głowę węża. Głowa odpadła i umierając rzuciła przekleństwo: „Niechaj twój ród pasterski przepadnie”. Od tamtego dnia klan pasterzy stawał się coraz mniejszy i zaczęły się rozwijać różne inne plemiona. Pojawiało się coraz więcej wężowych jam. Zastąpiono więc ‘Gollapalli’ nazwą ‘Puttapalli’. Znana była także jako ‘Walmikapuram’. Z biegiem czasu różne plemiona również zaniknęły i zaczęły rozwijać się rodziny bramińskie. Ponieważ jednak nie czciły w odpowiedni sposób Bogów, ich ród także przepadł i zastąpiła go kasta wojowników, kszatrijów. Najliczniejsza była rodzina Ratnakaramów, która zapuściła tutaj korzenie. Wtedy ‘Puttapalli’ zmieniło się w ‘Puttaparthi’. Do starego mandiru przylegała świątynia swamiego Wenugopali. Po dziś dzień nie ma tutaj obrazu ani posągu tego Bóstwa. Na jego miejscu zainstalowano kamień rzucony w węża. Ludzie czczą go do dzisiaj. Gdyby nałożono na ten kamień pastę sandałową, można by zobaczyć zarys małego Kriszny, stojącego na kapturze króla wężów, Kalingi.[1]
  Dziadek Kondama Radżu, który zmarł w 1950 r. w bardzo zaawansowanym wieku 116 lat, miał dwóch synów: Peddę Wenkama Radżu i Ćinnę Wenkama Radżu. Te imiona nadał im mędrzec Wenkawadhuta. Mieszkali z nimi także dwaj synowie jego zmarłego brata, Subba Radżu i Wenkitarama Radżu. Mówiono, że kiedy długo po tym nastąpił podział rodziny, Kondama Radżu rozparcelował swój majątek na cztery części, a sam zamieszkał w przybudówce i zabrał do niej Sathyę (Swamiego), z którym pragnął przeżyć ostatnie lata życia, mając pewność, że jego wnuczek jest Bogiem. Potwierdzając jego miłość, Sai Baba powiedział niedawno: „Był oddanym wielbicielem Swamiego. Przychodził do mnie wczesnym rankiem, o 5:00. Widząc że się zbliża, nakrywałem się kocem, udając, że jeszcze śpię. Podchodził powoli, unosił koc, dotykał moich stóp i odchodził. Przychodził wczesnym rankiem, ponieważ nie chciał, by ktokolwiek widział, że to robi. Obawiał się nieco, co pomyślą sobie wieśniacy, jeśli zauważą, że 116 – letni dziadek dotyka stóp wnuka[2]”.
   Swami mówi o Swoim dziadku z wielkim szacunkiem i miłością, nazywając go mędrcem, dżnianim. To wielka duchowa mądrość umożliwiła mu zrozumienie Boskości obecnej w jego wnuku oraz nazwanie synowej Iśwarammą, Matką Boga, Iśwary. Jej oryginalnym imieniem była Namagiri amma. Dziadek był bardzo pobożnym, ścisłym wegetarianinem. Do późnego wieku dziadek zabawiał mieszkańców Puttaparthi i pobliskich wiosek, grając na scenie rolę Lakszmany, kochał go gorąco i podziwiał jego wiarę i oddanie. Ta pobożność skłoniła go do wybudowania świątynki Satjabhamy, małżonki Pana Kriszny, którą ujrzał w niebezpiecznej sytuacji, gdy prosiła o schronienie przed szalejącą pogodą. Jego miłość do Boga i oddanie zapewniły mu wielką nagrodę od Pana”. Swami tak to opisuje:
   „Pewnego wieczoru przyszedłem do Puttaparthi, żeby się z nim zobaczyć. Siedział na łóżku, zanurzony głęboko w śpiewanie ballady opisującej Ramę rozpaczającego nad zemdlonym Lakszmaną, leżącym na polu bitwy. Bardzo lubił ten epizod z Ramajany. Rama wołał: ‘Na tym świecie mogę znaleźć inną matkę niż Kausalję, żonę inną niż Sita, ale nie takiego brata jak Lakszmana.’ To właśnie śpiewał, gdy wszedłem do jego pokoju. Powiedziałem: ‘Dziadku! Co robisz?’ Wykrzyknął: ‘O! Swami, przyszedłeś’ i upadł Mi do stóp. Powiedział: ‘Swami, w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że nie jesteś zwykłym dzieckiem, lecz samym Iśwarą. Urodziłeś się w naszym klanie, żeby nas wszystkich odkupić. Modlę się, żebyś spełnił moje małe pragnienie. (Król) Daśaratha nie miał tyle szczęścia, żeby napić się wody z rąk Ramy w chwili swojej śmierci. Ale (ptak) Dżataju miał go tyle, aby dostąpić w swoich ostatnich momentach tego wielkiego aktu łaski. Swami, gdy zbliży się mój koniec obdarz mnie tą wielką łaską picia wody z Twoich boskich rąk.’ Oczywiście przyrzekłem, że spełnię to jego pragnienie…[3]’ I uczynił to.
   Matka Iśwaramma była córką Subby Radżu z Kolimigundalu w okręgu Kurnulu i daleką krewną Kondamy Radżu. Podczas wizyty u tych krewnych Kondama Radżu, któremu towarzyszył syn, namówił Subbę Radżu, żeby przeniósł się na drugi brzeg Ćitrawati, gdzie będzie bezpieczniejszy, gdyż tutaj roi się od rabusiów i band dakoitów, uzbrojonych bandytów. Co ważniejsze, ta odnowa stosunków doprowadziła do ślubu pomiędzy Peddą Wenkama Radżu i Iśwarammą. Trójce swoich dzieci, nadali następujące imiona: Seszama Radżu (syn), Wenkamma i Parwathamma (córki). Matka Iśwaramma pragnęła mieć drugiego syna. Przez kilka lat modliła się gorąco i składała śluby, okazało się, że Pan wszechświata, Współczujący, postanowił zstąpić na Ziemię jako jej ukochany Syn, Satjanarajana. To imię zostało odpowiednio wybrane, ponieważ Jego matka nie tylko odprawiła pudżę dla Pana Satjanarajany, ale również spożyła poświęcony pokarm, prasadam, który najpierw został ofiarowany Panu Satjanarajanie podczas nabożeństwa. Otrzymała go od teściowej, Lakszammy. Lakszamma dostała go z domu kapłana po zakończeniu rytuału.
   Wiele lat później Swami siedział w środku grupy wielbicieli. Jeden z nich, pandit Rama Sarma, wielki uczony, znający doskonale śastry, poczuł potrzebę wyjaśnienia pewnej wątpliwości. Korzystając z dobrego nastroju Swamiego, zadał Mu pytanie, ‘Swami, czy Twoja inkarnacja miała formę prawesy (wejścia), czy prasawy (niebiańskiego zstąpienia)? Matka Iśwaramma siedziała naprzeciwko Niego. Swami poprosił ją, żeby powiedziała Ramie Saramie, co wydarzyło się przy studni po tym, jak teściowa uprzedziła o nieoczekiwanym zdarzeniu. Iśwaramma powiedziała: „Ona śniła o Bogu Satjanarajanie i upewniła mnie, że nie powinnam się lękać, jeśli coś przydarzy mi się z woli Boga. Tamtego ranka, gdy wyciągałam wodę, potoczyła się w moja stronę wielka kula błękitnego światła. Zemdlałam i upadłam. Poczułam, jak światło wnika we mnie”. Zwracając się z uśmiechem do Rama Saramy, Swami rzekł: „Oto masz odpowiedź. Nie zostałem spłodzony. To była prawesa, a nie prasawa”. 
   Ponownie, w 1970 r. w Bombaju, w odpowiedzi na pytania edytora gazety, Swami wyjaśnił, że wybrał Swojego ojca i matkę, podobnie jak uczynił to w poprzednich awataratach jako Rama i Kriszna.
   Swami był kochany nie tylko przez rodzinę Radżu, ale również przez całą wioskę. Wszyscy cieszyli się na widok Jego jaśniejącej twarzy i skręconych w loki włosów. Powiedziano, że nawet w wieku czterech lat dostrzegał ludzkie cierpienie. Nigdy nie dopuścił, żeby odprawiono żebraka bez udzielenia mu pomocy, ani nie lubił, gdy zabijano ptactwo na pokarm. Poza Kondamą Radżu, pozostali członkowie rodziny nie byli wegetarianami. Dlatego Swami pożywiał się w domu sąsiadującym z ich domem. Należał on do Karanam Subbammy, pobożnej braminki. Była dla niego matką, tak jak Jaśoda dla Kriszny.
   Satja rozpoczął naukę w szkole podstawowej w Puttaparthi, a potem przeniósł się do wyższej szkoły podstawowej w Kamalpuram, a w końcu do szkoły średniej w Bukkapatnam, gdzie Jego starszy brat, Seszama Radżu był nauczycielem telugu. Sathya, mając sześć lat, zyskał w szkole przydomek ‘mędrca’. Nauczyciele i uczniowie mogli rozpoznać Jego boskość, kiedy Sathya miał osiem lat. Wtedy nauczyciel ukarał Sathyę za to, że nie robi notatek. Kazał Mu stać na ławce do końca lekcji, a sam za to przywarł do krzesła i nie mógł się od niego uwolnić, aż do chwili, gdy pozwolono Sathyi usiąść na prośbę innego nauczyciela. W wieku 12 lat towarzyszył bratu do Kamalapuram, a potem do Urawakondy. Satja znany był w tamtych miejscach z powodu tajemniczej mocy odnajdywania zgubionych rzeczy i wskazywania winowajców. Do szkoły średniej uczęszczał przez cały rok, a przez drugi tylko przez kilka tygodni. Zyskał ogromną popularność wśród uczniów i nauczycieli, którzy często cieszyli się świeżymi słodyczami i cukierkami wyciąganymi z Jego torby. Mówił wtedy, że otrzymał je od bóstwa opiekującego się wioską. Młodego Sathyę otaczała coraz głębsza tajemnica. Jego bliscy przyglądali się temu z podziwem, lecz również z podejrzliwością.
   Ósmego marca 1940r. Sathya stracił nagle przytomność, jak gdyby ukąsił Go skorpion, z których ta miejscowość słynęła. W rzeczywistości Sathya opuścił Swoje ciało, aby uratować pewnego wielbiciela z tarapatów, jak zwykł to robić często w następnych latach. Jego dziwne zachowanie, jak gdyby był opętany, skłoniły rodzinę do przekonania, że pozostaje pod wpływem złego ducha. Doprowadziło to do tego, że Jego delikatne ciało było nękane przez lekarzy, szalbierzy i czarowników, obiecujących, że uwolnią Go ze szponów szatana. Satja cierpiał to wszystko bez słów, co w ich oczach było dowodem potwierdzającym ich przypuszczenia. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że będąc Bogiem, nie posiadał świadomości ciała. Tłumacząc tę sytuację dużo później, Swami powiedział: „Chciałem, żeby się dowiedzieli, że jestem Bogiem, mocniejszym od ludzkiego cierpienia, bólu i radości”.
   23.05.1940 r. Swami był w bardzo radosnym nastroju, ku uldze i satysfakcji najbliższych Mu osób. Materializował kwiaty i cukierki, rozdając je zebranym jako święty pokarm, prasadam. Dawał im także po kuli słodkiego ryżu ugotowanego na mleku. Jednak Jego ojciec na wieść o tej oczekiwanej zmianie wpadł w wielki gniew i podniósł kij, żeby dowiedzieć się w końcu, kim tak naprawdę jest jego syn. Otrzymał spokojne wyjaśnienie: „Jestem Sai Babą… Przyszedłem w odpowiedzi na modlitwy Wenkawadhuty”. Wenkawadhuta był świętym patronem tej rodziny i umarł dawno temu. To powołanie się na wielkiego człowieka zmusiło ich do milczenia. Ale ktoś spośród otaczającego ich tłumów zażądał dowodu. Satja poprosił o kwiaty jaśminu, rzucił je na ziemię, a one ułożyły się w dwa słowa: ‘Sai Baba’, wyrażone literami języka telugu. Satja stał się tak popularny, że w czwartki zbierały się duże grupy ludzi, żeby wziąć udział w pudży i wielbieniu Małego Mistrza, stwarzającego dla Swoich wielbicieli święty popiół, wibhuti, oraz inne rzeczy.
  Jednak Seszama Radżu nalegał na powrót Satji do szkoły średniej. Zaproszony przez przyjaciół i chcąc zmienić nastawienie brata, zabrał Go do dwóch interesujących miejsc, do Hospet i do Hampi. Hampi było stolicą słynnego imperium Widżajanagaramu. Obecnie leżało w ruinach, choć wciąż szczyciło się świątynią Wirupakszy, tytularnego Bóstwa tutejszych cesarzy. Ale w świątyni to Sathya a nie Wirupaksza otrzymał od kapłana arathi, pokazując raz jeszcze, że jest Bogiem. Ci, którzy wybiegli w pośpiechu ze świątyni, ujrzeli Satję opartego o zewnętrzną ścianę świętego przybytku i wpatrzonego w horyzont. Seszama Radżu nie miał innego wyjścia jak tylko to zaakceptować, mimo że starał się trzymać swoich starych, nieuzasadnionych przekonań.
   Potem nadszedł dzień 20 października 1940 r. Satjhya udał się do szkoły jedynie po to, żeby szybko z niej wrócić. Stojąc przed domem brata, Seszamy Radżu, powiedział zdecydowanie odrzucając książki,: „Już nie jestem Sathyą, jestem Sai”. A Swojej zaskoczonej i udręczonej szwagierce oznajmił: „Odchodzę. Nie należę do was… Wzywają Mnie Moi wielbiciele… Nie mogę zostać tu dłużej… Mam Swoją Misję”. Gdy wygłaszał tę historyczną deklarację podszedł do nich mieszkający obok Narajana Śastri i ujrzał blask bijący z twarzy Sathyi. Dostrzegł go także Andżanejulu, który wcześniej odprowadzał Go do szkoły. Błagania szwagierki, a potem brata, nie wywarły spodziewanego efektu. Sathya przeniósł się do ogrodu Andżanejulu, inspektora akcyzy, i usiadł na skale. Ze wszystkich stron zbiegali się ludzie i padali przed Panem na twarz. Wszyscy się o tym dowiedział. Rozległy się badżany, śpiewane pełnymi głosami. Ludzie się cieszyli, ponieważ otrzymali to, za czym od tak dawna tęsknili. Tego dnia młody Baba nauczył ich, a właściwie cały wszechświat, pierwszej modlitwy:
Manasa bhadżare Guru czaranam
Dustara bhawa sagara taranam.
Medytujcie w ciszy o stopach guru.
Przeniosą was one przez wzburzone morze samsary[4].
    Puttaparthi odpowiednio powitało Swamiego. On jednak zamieszkał w domu Subbammy, Swojej Jaśody, która nie tylko dbała o wszystkie Jego potrzeby, ale również o potrzeby przybywających tłumnie wielbicieli. Codzienne badżany, śpiewane dotychczas w jednej z izb, zostały przeniesione do szopy i ostatecznie do większej sali. Obszerny dom Karnamów nie wystarczał. Baba nakarmiłby wszystkich, a Jego błogosławieństwa mogłyby zlikwidować skutki braku żywności, gdyby zaszła taka potrzeba. Ale żeby przyjąć wszystkich wielbicieli, potrzebny był o wiele większy barak lub otwarta przestrzeń. Zatem śpiewali badżany na piaskach rzeki Ćitrawati. Kasturi zapisał: „Baba powtarzał wielokrotnie, że pierwsze 16 lat Jego życia będą przede wszystkim boskie zabawy, lile. Głównymi akcentami następnych 16 będą: wzrost mocy i nauczanie, mahimy i upadesza, obecne zresztą na każdym etapie. Zgodnie z tą deklaracją, Baba zabierał wyznawców na wzgórze, gdzie nie docierała wylewająca rzeka. Rosło na nim duże drzewo tamaryndowe, z którego Swami zrywał różnorodne owoce - jabłka z jednej gałęzi, mango z drugiej, pomarańcze z trzeciej, gruszki i figi z czwartej i piątej! Oczywiście, jak mówi Baba, w każdej chwili mógł zmienić każde drzewo w drzewo spełniające życzenia, Kalpatharu, ponieważ sam nim był.[5]
   Nawet dzisiaj wielbiciele honorują i czczą rosnący tam tamaryndowiec. Odwiedzają go nawet wtedy, gdy przyjeżdżają do Puttaparthi na krótko.
„Szukanie Boga za pomocą instrumentów
laboratoryjnych przypomina próbę wyleczenia
żołądka za pomocą kropli do oczu”.
~ Baba
tłum. J.C.
[1]„Prócz Ciebie nie mamy innego schronieniaˮ, s.174
[2] Sanathana Sarathi, czerwiec 1999 r., s. 145
[3] Bhagawan opowiedział to osobiście., s. 145
[4] samsara - cykl narodzin i śmierci.
[5] Sathyam Sivam Sundaram, cz.1, s. 48

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.