Boskie gry Bala Sai

V.R. Kriszna Kumar  (wyjątki – ciąg dalszy)

Zaniepokojona para
    Kiedyś do starego mandiru zawitała niewielka rodzina ze świeżo poślubioną parą. Czyżby Swami nie wiedział o ich przybyciu? Ale zanim postawili tu stopę, miał już gotowy plan! Dziwne było, że chociaż wiedział co zrobi, to nie zaczął z nimi rozmawiać od razu. Strzały, które by wystrzelił, mogłyby po kryjomu ich przeszyć, nie zauważone przez nikogo. Ostre strzały Jego wzroku były jednak mocniejsze od potężnych strzał Pana Ramy. Członkowie rodziny tak byli pochłonięci tym, co Swami mówi, że zapomnieli o celu swojej wizyty. W Jego boskim towarzystwie na ogół nie pamiętamy o sobie. Wieczorem, jak zwykle, udaliśmy się na piaszczysty brzeg Ćitrawati. Swami rozpoczął wykład na temat prawdy. W przeciwieństwie do ludzi całkowicie oddanych Bhagawanowi, nowoprzybyli nie rozumieli wszystkich Jego zasad. Baba podał każdemu wibhuti, a młodzieniec z tamtej grupy otrzymał amulet. Speszony, nie wiedział co z nim zrobić. Swami zauważył, że młodzi płakali kiedy mówił. Polecił młodemu człowiekowi przywiązać go do ramienia żony, ale bał się nawet na nią spojrzeć, jakże więc miał go przywiązać? Zatem Swami poprosił o to jego matkę, ale ona również się zawahała! Wtedy chłopak upadł Swamiemu do stóp i powiedział: „Popełniłem wielki grzech. Moja żałosna postawa wynika z tego jak traktowałem swoją pierwszą żonę”. Swami powiedział ze współczuciem: „Nareszcie zrozumiałeś swój błąd. To dobrze! Dlatego wspólnie, twoja matka i ty, przywiążecie amulet do ramienia nowo poślubionej małżonki”. Patrząc na nią, Swami polecił jej podejść i podnieść lewą rękę. Wykonała to polecenie jak posłuszne dziecko. Swami pobłogosławił ich i odesłał. Chociaż nie wiedzieliśmy jakiego przegnał ducha – być może był to duch pierwszej żony młodzieńca, zmarłej na skutek tortur – to wrócili do domu jak szczęśliwa rodzina.
   Jest wiele przyczyn z powodu których Bóg zstępuje na Ziemię. Żeby uwznioślić ludzi może posłużyć się nawet wielbicielem i skłonić go do odegrania ważnej roli. Nie musi zawsze angażować się osobiście i działać bezpośrednio. Wybiera kogoś, kto doprowadza zadanie do końca, nie będąc nawet tego świadomy. Powierza szczególne zadania do wykonania wielkim duszom, takim jak Kabir[1], Tulasidas[2], Tjagaradża[3], Dżajadewa[4] czy Dżajagowinda. Żaden z nich nie zastanawiał się, które z nich są ważniejsze, a które mniej ważne. Działali dla dobra ludzi. Ale w pewnym momencie Pan sam bierze odpowiedzialność. Za każdym razem, gdy testuje wielbicieli, wielu z nich czuje, że to Jego gra. Jej sekret polega na tym, że stają się lepsi. Sprawdzał mnie wielokrotnie, a nawet postawił w obliczu niebezpieczeństwa utraty życia. Ale w odpowiedniej chwili mnie ocalił. Ten, który nas sprawdza, jednocześnie nas zbawia.

Taniec węża

     W tamtych czasach wyprawa do Puttaparthi była równie trudna jak wyprawa do Kashi. Czasami, po pokonaniu wielu przeszkód, wracaliśmy do Kuppam, naszej wioski. Zgadujecie, co działo się następnego dnia? Przychodził list od Swamiego wzywający mnie do powrotu, z powodów znanych jedynie Jemu. Nie było mowy o sprzeciwieniu się temu rozkazowi. W krótkim czasie byłem gotowy do drogi i jeszcze raz rozpoczynałem żmudną podróż do Puttaparthi. Jak zwykle włożyłem do koszyka girlandę dla Swamiego, splecioną przez moją rodzinę z rosnących w naszych stronach cenionych kwiatów nagietka, połączonych z bzem, piołunem i jaśminem. Wysłaliśmy ludzi, żeby zebrali dojrzałe cukrowe jabłka, owoce mango i owoce drzewa chlebowego. Brałem tyle, ile mogłem unieść.
    Następnego dnia utknąłem w Penugondzie, ponieważ z powodu zamieszek wstrzymano kursy autobusów. Żeby nie tracić czasu umieściłem bagaż na plecach i zacząłem iść w stronę Puttaparthi, mając do pokonania 30 km. Z powodu upału posuwałem się powoli, ale szedłem przed siebie wierząc, że Swami wszystkim się zajmie. Widok rolnika wyciągającego wodę ze studni pobudził moje pragnienie i ruszyłem w jego kierunku. Nagle nastąpiłem na coś miękkiego i natychmiast się zatrzymałem. Rolnik, widząc moje przerażenie, podbiegł do mnie. Kiedy zapytał, czy stanąłem na wężu, wykonałem dosłownie taniec węża, widząc że coś odpełza. Nie wiedziałem, czy to pomyślne czy niepomyślne wydarzenie, ale byłem wstrząśnięty i biło mi mocno serce. Rolnik wyjaśnił, że musiałem stanąć na wężu, którego nie widzieli od lat, mimo że pracowali na tym polu. 
    W końcu późnym wieczorem udało mi się dotrzeć do Puttaparthi. Współczujący Bala Sai przywitał mnie u bramy i pozwolił dotknąć Swoich stóp. Szybko otworzył koszyk i na oczach wszystkich włożył girlandę na szyję. Dostojnie krążył wokół i komentował taniec na wężu. „Gdyby cokolwiek przydarzyło się Murthiemu, byłbym za to odpowiedzialny przed jego rodzicami”, oświadczył. Ludzie niczego nie rozumieli, dopóki nie opowiedziałem im jak nadepnąłem na węża. Swami posłał po kolację, ponieważ przez całą drogę nic nie jadłem. Czy jest coś, o czym by nie wiedział? W podobny sposób podróżowałem do Puttaparthi wiele razy. Jeśli myślicie, że Bala Sai sprowadzał na mnie kłopoty, to musicie także koniecznie pamiętać, że zajmował się wszystkim, był moim przewodnikiem i strzegł mnie przez cały czas jak ratujący ucznia nauczyciel duchowy.
    W taki sam sposób Śaknaraćarja ocalił swojego bhaktę, który starał się odzyskać porwane przez rzeczną falę ubrania swojego guru. Za każdym razem gdy stawiał niebezpieczny krok, lądował na pojawiającym się nagle lotosie. Odzyskał ubrania guru, a ten nazwał go Padmapadą, człowiekiem z lotosowymi stopami. Jeśli podążacie do Boga z pełną determinacją, On z pewnością zatroszczy się o wasze bezpieczeństwo. Podobnie Swami zapewniał pełne bezpieczeństwo osobom przybywającym do Puttaparthi.

Sidda Puruszas

    Swami opowiadał kiedyś o sidda puruszach, „wielkich istotach dysponujących potężnymi mocami”. W jaki sposób je zyskali? Dlaczego nie posiadł ich żaden człowiek? Swami wyjaśnił, że dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że ludzie nie są na to gotowi. Umiejętności sidda puruszów bazują na ćwiczeniach duchowych i na doświadczeniu. Tak zwani pandici – mędrcy lub szefowie instytucji starający się zdobyć przywództwo, często nawet nie uświadamiają sobie tego. Jednak ci spośród nich, którzy mają odpowiednie kompetencje, mogą się zastanawiać, czy jest to możliwe w realnym sensie. „Purany” opisują osiemnastu sidda puruszów i nadają im ten jakże rzadko przyznawany tytuł. Idąc trochę dalej, siddi może oznaczać także osiągnięcie lub wyczyn. Chociaż posiadają wszystkie atrybuty, to nie można ich uważać za bogów. Nawet niektórzy demoniczni królowie zdobyli takie moce, ale zginęli. Chociaż Rawana, Narakasura, Kamsa i Basmasura byli wielkimi demonami z mocami jak sidda purusze, ginęli, ponieważ nadużywali władzy. Nie wystarczy zdobycie wielkich mocy. Bardzo ważne jest ich właściwe wykorzystanie, pozostające w harmonii ze zmieniającymi się czasami. Jedynie ci, którzy pokonali te przeszkody, mogą być uznawani za równych Bogom. Chociaż Pan Rama był inkarnowanym Bogiem, to żeby udowodnić swoją moc Sugriwie, musiał powalić wiele drzew jedną strzałą, która potem do Niego wróciła. Pan Kriszna udowodnił swoją moc (siddi) unosząc na małym palcu górę Gowardhanę. Swami upewnił nas, że takie rzeczy zdarzały się i zdarzają także teraz, w epoce Kali. Wysyłamy rakiety, mamy nowoczesne urządzenia i w miarę upływu czasu osiągamy niewyobrażalne rzeczy. W dawnych czasach osiągano to dzięki mantrom, a dzisiaj dzięki jantrom, technice. Swami powiedział, że wykorzystanie zdobyczy naukowych będzie nieustannie wzrastało.  

Chodzenie po wodzie

  W podobny sposób nasz Bala Sai dokonywał wielkich dzieł, objawiając nam swoją moc. Przebywając tak blisko Niego mieliśmy szczęście być tego świadkami. Pewnej nocy, gdy spałem w Jego pokoju, obudziły mnie jakieś dźwięki. Swami wychodził, więc poszedłem za Nim. Podążał szybko w stronę świątyni Satjammy i przebiegł staw znajdujący się wtedy na jej tyłach, poruszając się po wodzie jak po ziemi. Zdezorientowany, podążyłem za Nim. Gdybym postawił jeszcze jeden krok, wpadłbym do wody. Swami błyskawicznie wrócił i popchnął mnie do tyłu. Zatrzymał mnie na krawędzi stawu. Dopiero wtedy odzyskałem pełną świadomość i zorientowałem się gdzie jestem. Potem wróciliśmy do pokoju. Wszystko to wydarzyło się w mistyczny sposób.
   Następnego dnia Swami gniewał się na mnie, że poszedłem za Nim w tak osobliwym czasie. Pokornie wyjaśniłem, że to mój stały zwyczaj. W tym momencie wszedł Seszagiritata i Swami tak to skomentował: „Wszędzie gdzie przebywają anioły pojawiają się także demony. Od jakiegoś czasu krążył tutaj zły duch, ale jego los dobiegł wczoraj końca!”. Dowiedziałem się potem, że tej nocy została odsunięta zagrażająca mojemu życiu wodna katastrofa.

Latanie w powietrzu

   Ponieważ poznaliście epizod z wodą, posłuchajcie także o epizodzie w powietrzu. Stary mandir był z jednej strony połączony z wioską Puttaparthi. Druga otwierała się na rozległą, otwartą przestrzeń sięgającą wzgórz. Kiedyś ciemną nocą Swami wyszedł ze swojego pokoju, a ja podążyłem za Nim. Poruszał się po rozległej przestrzeni z taką szybkością, że pomimo wszystkich swoich wysiłków zostałem w tyle. Obserwowałem jak głośno rozmawia z kimś niewidzialnym. Jego głos rozpalił się gniewem i Bala Sai zaczął lecieć w powietrzu, znikając mi z oczu. Zanim zdążyłem pomyśleć jak mam za Nim podążyć, a nawet co zrobić, wrócił błyskawicznie i wylądował obok mnie. Czułem, że ścigał jakiegoś złego ducha. Wielokrotnie dręczyłem Go, aby powiedział mi o tym więcej, ale nigdy nie uzyskałem odpowiedzi. Po kilku latach, na tej samej otwartej przestrzeni wzniesiono Prashanti Nilayam. Pomyślałem wtedy, że zanim powstał aszram, Swami zrobił wszystko, co konieczne. Jego cuda z całą pewnością pozostają poza granicami ludzkiego pojmowania.

Trans

   Wejście w trans i opuszczenie ciała, aby czegoś dokonać, może być uważane za moc mistyczną. Jeśli ciało zostało zostawione, a duch wnika w inne ciało z jakimś zamiarem, nazywamy to „parakaja praweszam”. Potrafi to zrobić jedynie garstka osób dysponujących określonymi mocami. Mówi się, że Adi Śaknaraćarja opuścił swoje ciało i wszedł w ciało króla, aby poznać fakty, których nie mógł doświadczyć będąc pobożnym kawalerem. Swamiemu to niepotrzebne, ponieważ jest wszechwiedzącym Bogiem, ucieleśnieniem Atmy. Wchodził w trans jedynie po to, żeby uchronić kogoś od niebezpieczeństwa, a nie żeby coś poznać, ponieważ nie ma niczego, o czym by nie wiedział. Swami wyjaśnił nam, że pomiędzy sidda puruszą a Wszechmocnym istnieją zasadnicze różnice.
   Swami mógł wejść w tras bez uprzedzenia. Upadł kiedyś na schodach podczas rozmowy z wielbicielami. Na szczęście stałem blisko i podtrzymałem Go, dzięki czemu uniknął niebezpiecznego potłuczenia. Zawsze trzeba być czujnym. Wielbiciele zaczęli drżeć, ponieważ przestał mówić, a Jego ciało się ochłodziło. Ostrożnie zanieśliśmy Go do pokoju i położyliśmy na łóżku. Wiadomość o tym rozeszła się błyskawicznie i przyszło wiele osób. Nie ruszałem się od Baby na krok, nieustannie się przyglądając Jego nieruchomej postaci. Nie czułem niepokoju, ponieważ oddychał. Potem przyszli rodzice Swamiego i poinformowali nas, że Bala Sai wiele razy tracił w ten sposób przytomność. Mnóstwo osób nie wiedziało, że to trans. To mogło się zdarzyć u niego w każdej chwili i w każdym miejscu. Mój ojciec również niespodziewanie mdlał z powodu słabości lub ataku. Doktor tłumaczył nam, że konieczna jest wtedy pomoc lekarska i nie wolno nam w żadnym wypadku dopuścić, żeby przestał oddychać. Jeśli do tego doszło, mieliśmy stosować sztuczne oddychanie, żeby uratować mu życie. Ale trans był zupełnie czymś innym i miałem na ten temat pewną wiedzę. Po jakimś czasie ciało Swamiego odzyskiwało siły i Bala Sai zaczynał się pocić, rozgrzewać i przeciągać. Wtedy chłodziłem Go wachlarzem, żeby się dobrze poczuł. Opuszczać ciało i pójść gdzieś w jakimś celu mogły jedynie wielkie istoty. Wiele osób twierdziło, że dysponuje takimi mocami, ale ludzie mający doświadczenie bez trudu demaskowali fałszywych świętych. Przytaczam tylko kilka podobnych incydentów, ponieważ Swami przez pewien czas często wpadał w trans. W wypadku śmierci dusza opuszcza ciało i już do niego nie wraca. W transie dzieje się inaczej. Swami mógł wpaść w trans, żeby kogoś uratować. Tym razem niczego nam nie wyjaśnił, a było to moje pierwsze doświadczenie.

Wizyta w Afryce

   Innym razem, będąc w transie, Swami nie poruszał się niemal przez dwie godziny. Rzadko pozostawał tak długo w tym stanie. Nie oddalaliśmy się od Niego nawet na krok. Nie wychodziliśmy, żeby napić się wody, zjeść czy pójść spać – takie myśli nie przychodziły nam do głowy. Nieustannie chłodziliśmy Go ręcznym wachlarzem, ponieważ w tamtych czasach nie było prądu ani stołowych wiatraczków. Swami wyraźnie zaznaczył, że kiedy jest w transie, nie mogą zbliżać się do Niego ludzie z zewnątrz. Nawet Sakammagaru, Seszagiritata i inni domownicy musieli pozostać przed świątynią i obserwować co się dzieje przez okno. Swami obdarzał nas wówczas tak bardzo potrzebną wszystkim cierpliwością i rozwagą. Nic więcej nie mogliśmy zrobić. Ulegając panice i zadręczając się, moglibyśmy postąpić nierozważnie. Po dwóch długich godzinach Swami otworzył oczy i odetchnęliśmy z ulgą. W ciągu następnej godziny doszedł do siebie, wypił kawę i udał się na spoczynek. Ponieważ wydawało mi się, że coś Go boli, zacząłem powoli rozmasowywać Mu ciało. W ten sposób upłynęło parę godzin.  Raz na chwilę otworzył oczy i poprosił, żebyśmy się nie martwili. Współczujący Pan nawet w takich momentach myślał o Swoich wielbicielach i okazywał im miłość.
   Następnego dnia wykąpał się w dużej ilości gorącej wody i wydawało się, że doskonale wypoczął. Powiedział, że był w Afryce. „Pewien dobry człowiek znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie i potrzebował mojej opieki. Zranił się poważnie w wypadku samochodowym i utknął w lesie bez żadnej pomocy. Obóz wojskowy, do którego był przydzielony, znajdował się daleko. Musiałem więc się tam udać i uratować go. Stracił dużo krwi i jego życie było w niebezpieczeństwie. Pomimo tak złego stanu wciąż myślał o Bogu. Cały tamtejszy teren zdominowali chrześcijanie, ale Bhagawan nie przejmuje się rasą ani religią. Wszedłem do szpitala w tej postaci i zaalarmowałem personel, posługując się ich językiem. Upewniłem się, że zabrali go stamtąd i kiedy już zajęli się nim lekarze, dopilnowałem, żeby znalazła się przy nim żona i dzieci. Po dwóch godzinach odzyskał świadomość i minęło zagrożenie życia. Pobłogosławiłem go wibhuti i powiedziałem, żeby przyjechał do Sai Baby z Puttaparthi w Indiach”. 
Tak więc odzyskując świadomość szeptał: „Indie, Sai Baba.....!”.
   Obserwował to uważnie jeden z lekarzy, będący wielbicielem Swamiego. Doskonale zrozumiał co musiało się stać i wyjaśnił pacjentowi, kim jest Sai Baba. Pokazał mu również medalik z fotografią Swamiego, który nosił na szyi. Patrząc na niego pacjent poczuł wzruszenie i rozpłakał się z wdzięczności. Nigdy nie zapomniał zaproszenia Baby i ku swojemu zaskoczeniu otrzymał skierowanie do pracy w Indiach. Dla osób świeckich brzmiało to równie niewiarygodnie jak baśń o lisie, który się dostał do nieba. Nawet ludzie z obozu wojskowego byli bardzo zmieszani i zadawali mnóstwo pozostających bez odpowiedzi pytań. „W jaki sposób ten człowiek z kręconymi włosami wszedł na teren o ograniczonym dostępie? Skąd znał ich język?”. 
    Kiedy Swami wyjaśniał nam cel Swojej misji w Afryce, niektórzy nie mogli w to uwierzyć! Czekała ich niespodzianka. Kilka osób kwestionowało również potrzebę Swamiego udania się tam osobiście, aby pomóc komuś, kto nie był Jego wielbicielem. Dopiero wtedy, kiedy uratowany przez Swamiego człowiek przyjechał do Puttaparthi razem ze swoim lekarzem – wielbicielem Bhagawana, otworzyły się im oczy. Patrząc na Swamiego wykrzyknął w podnieceniu, że jest Tym, który go uratował w Afryce! Płacząc z wdzięczności, upadł Panu do stóp. Swami patrzył na niego z miłością i pytał jak mu się powodzi. Później pobłogosławił ich wibhuti i pożegnał się z nimi. Od tamtej chwili w odległej Afryce podobne incydenty zdarzały się częściej i zaczęli stamtąd przyjeżdżać ludzie.

Podróż dookoła świata

    Zwykle, gdy ciało pozostaje bez życia przez 24 godziny, uznaje się je za martwe. To przyjęty zwyczaj. Kiedyś Swami wszedł w trans na dłużej i odzyskał świadomość dopiero po trzech dniach. Miałem okazję pozostać blisko Niego i nikt nie protestował, że pozostaję cały czas przy Jego posłaniu. Ludzie pogrążyli się w smutku i patrzyli bezradnie na Babę przez okno, nie ruszając się stamtąd całymi godzinami. Podawałem Mu wodę, ilekroć o nią poprosił. Swami wyjaśnił później, że odwiedził wiele krajów i rozmawiał z ludźmi po angielsku. Ponieważ byli w wielkim niebezpieczeństwie, musiał pozostać z nimi tak długo i chronić ich. Zaprosił ich do Puttaparthi, ale nie mieli środków na przyjazd do Indii. Dwaj z nich przybyli do aszramu i płakali z wdzięczności. Zwykle  nowoprzybyli nie padają Mu do stóp, ale ci, chociaż byli obcokrajowcami nie przygotowanymi na tej zwyczaj, zrobili padanamaskar. Mocno trzymali Jego stopy i opowiadali o swoim doświadczeniu. Jak zwykle nasz psotny Pan udawał, że niczego nie zrobił. Teraz cały świat zaczął przybywać do Puttaparthi i bez wchodzenia w trans może zrobić wszystko.

Woda z Gangotri[5]

    Kiedyś do Puttaparthi zawitali obcokrajowcy. Podróżowali po całym świecie, badając rzeki, źródła i święte jeziora oraz prowadząc podwodne obserwacje w oceanach. Odwiedzili Swamiego z czystej ciekawości. Czy nasz Człowiek Cudów kiedykolwiek zachowa milczenie? Z jakiegoś powodu tego dnia polecił Seszagiritacie podać każdemu świętą wodę. Obcokrajowcy osłupieli ze zdziwienia, ponieważ taką wodę pili w Gangotri. Swami zażartował, że Gangotri nie znajduje się w pobliżu Puttaparthi. Oni jednak byli pewni, że tak smakuje woda jedynie stamtąd. Seszagiritata podał im ponownie tę samą wodę, aby się upewnili. Tym razem zdziwili się jeszcze bardziej. Przyznali, że tak aromatyczną wodę można spotkać jedynie w odległych miejscach, trudno dostępnych dla człowieka. Poświęcili długie lata wypełnione mozołem i kłopotami aby jej posmakować, a teraz mogli znów się jej napić. Dawno temu, w starym mandirze, Swami czynił niewiarygodne cuda. Ludzie, którzy nie mogą znieść tych faktów, są bardzo nieszczęśliwi.   

Powódź podczas Święta Daśary

    Podczas jednego ze świąt Daśary spadło tak dużo deszczu, że wszędzie stała woda. Wezbrała rzeka Ćitrawathi i przekroczyła swój bezpieczny poziom. Musieliśmy koniecznie przeprawić się przez nią, żeby przynieść ważne rzeczy, jednak nie udało nam się tego dokonać i poinformowaliśmy o tym Swamiego. Pan po prostu uśmiechnął się i powiedział: „Wyruszcie wczesnym rankiem i wróćcie tak szybko jak to możliwe”. Kiedy poszliśmy tam o świcie, rzeka nie była wezbrana i mogliśmy się przez nią przeprawić. Jak nam rozkazał, wróciliśmy bezzwłocznie po wykonaniu powierzonego nam zadania. Byliśmy zdziwieni widząc, że rzeka nie wiadomo kiedy znowu wezbrała, a woda wirowała w niej z taką mocą i tak szybko się poruszała, że wydawała się płynąć w przeciwnym kierunku! Czy cokolwiek w tym świecie pozostaje poza Jego kontrolą?
    Zwykła ludzka istota nigdy nie zrozumie potęgi wielkich świętych, sidda puruszów i Bogów. Panowali nad pięcioma żywiołami, a nawet wykorzystywali je zgodnie ze swoją wolą. Doskonale wiedzieli jak się nimi posługiwać bez naruszania równowagi w naturze. Adi Śaknaraćaraję opisywano jako wielką istotę dysponującą wieloma mocami, ale nie jako Boga. Bardzo dużo podróżował, aby głosić swoje przesłanie i z wielu dyskusji wychodził zwycięsko. Bhagawan Sai nie musiał podróżować, ponieważ potrafił przyciągać mnóstwo ludzi do miejsca w którym rezydował i gdzie mogli ocenić Jego wielkość. Nie powinniśmy nigdy przeoczyć faktu, że kontroluje na świecie wiele spraw!

Żelazne dźwigary

    Zdarzyło się to w czasie, gdy wznoszono Prasanthi Nilayam. Ogromne żelazne dźwigary miały być podniesione na poziom tarasu. Wszystko odbywało się pod Jego nadzorem. Z pomocą robotników podnieśliśmy dwa dźwigary posługując się kołami pasowymi[6] i linami i umieściliśmy je na właściwym miejscu. Z jakiegoś powodu Swami musiał pojechać do Bangalore i zabronił nam brać się za jakąkolwiek niebezpieczną pracę. Podczas Jego nieobecności, zamiast tracić czas następnego dnia, próbowaliśmy wywindować na górę trzeci dźwigar. Mimo wszelkich naszych wysiłków po prostu zawisł niebezpiecznie i nie chciał przejść przez zainstalowane już belki. Gdyby przypadkowo spadł, zginęłoby pod nim mnóstwo osób.  Uniknęliśmy nieszczęścia, rezygnując z dalszych heroicznych wysiłków. Kiedy Swami wrócił z Bangalore, martwiliśmy się, że będzie się gniewał z powodu naszego nieposłuszeństwa.

    Następnego dnia przyszedł Swami i udawał, że nie wie nic o naszej przygodzie. Oszczędził nam Swojego niezadowolenia i zaczęliśmy pracować w Jego obecności. To, czego nie mogliśmy zrobić w dwa dni, dokonaliśmy w dwie godziny. Pozostałe dźwigary fruwały w powietrzu i lądowały na właściwych miejscach jak papierowe latawce.

Skoro jako Kriszna uniósł małym palcem górę Gowardhanagiri, to dla naszego Sai Kriszny nie było to nic wielkiego. Kiedy opowiedzieliśmy Mu o naszych poprzednich wysiłkach, po prostu zażartował: „Och! Dźwigary, wznosząc się w górę, musiały się czuć zawstydzone!”. Jestem pewien że nikt z nas nigdy nie zapomni Jego psotnego uśmiechu.
tłum. J.C.
 
[1] Kabir (1440–1518) – średniowieczny indyjski mistyk i święty sikhizmu. Nauczał, że Najwyższe Bóstwo jest bytem oddzielnym i przenikającym, a dusze jednostkowe nie mogą zaistnieć inaczej jak z Jego woli. Odrzucał podziały kastowe, rasowe i religijne i głosił absolutną równość wszystkich bytów ludzkich. Sprzeciwiał się ofiarom ze zwierząt. 
[2] Tulsidas (1511–1623) – święty, zrealizowana dusza. Tworzył poematy poświęcone bhakti. Przełożył na hindi „Ramajanę” i inne sanskryckie epopeje. Jest autorem eseju o poezji „Satsai”. Jego największym dziełem z punktu widzenia wartości poetyckich, jak i zawartych w nim nauk filozoficznych, wyłożonych niezwykle pięknym i prostym językiem jest „Ramacaritmanas – Święte jezioro uczynków Ramy”.
[3] Tjagaradża (1767–1847) – poeta i muzyk. Skomponował ponad 800 kirtanów ku czci Wisznu i Ramy oraz dwie muzyczne sztuki teatralne „Prahlada Bhakti Widżajam” i „Nauka Charitam”, poświecone Wisznu i Krisznie.
[4] Dżajadewa (1170–1245) – poeta i prozaik piszący w sanskrycie. Autor „Gitagowindy” i „Prasamaragjawy” (Uspokojenie synów Raghu), dramatu opartego na epizodzie z „Ramajany”.
[5] Gangotri – miasto na pogórzu Himalajów Wysokich. Ważny ośrodek pielgrzymkowy, skupiający się wokół świątyni Bogini Gangi i znajdujących się w jej pobliżu źródeł świętego Gangesu.
[6] Koło pasowe – element przekładni pasowej, na który nakłada się pas napędowy

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.