Składam napełnione najwyższą miłością pokłony
boskim lotosowym stopom naszego ukochanego Bhagawana, najmiłosierniejszego,
najgoręcej kochającego i współczującego Mistrza, Jedynej Boskiej Zasadzie,
Jednemu bez drugiego, prawdziwie ponadczasowemu, bezprzyczynowemu,
bezpostaciowemu Bogu, który nałożył na siebie kostium istoty ograniczonej i
zamkniętej w formie, żebyśmy my, ludzie, mogli ujrzeć Nieograniczonego poprzez Ograniczonego.
Jednemu,
jaśniejącemu tutaj i teraz we wszystkich sercach, żywemu, dynamicznemu,
pulsującemu blaskiem tysiąca słońc Panu, naszej Boskiej Matce, naszemu Boskiemu
Ojcu, Boskiemu Guru, Boskiemu Dobroczyńcy, Źródłu naszych inspiracji, a przede
wszystkim naszemu Bohaterowi oraz lotosowym stopom tej Boskiej Istoty ofiaruję
nieustająco tysiące pokłonów.
Składam także
napełnione miłością i czcią pokłony stopom wszystkich osób zgromadzonych dzisiaj
w tej świątyni.
Mądrość rozkwita
we wnętrzu. Zewnętrzne wydarzenia są w najlepszym razie możliwościami lub wskazówkami.
Nasze święte pisma posuwają się jeszcze dalej głosząc, że słowa przypominają gęsty,
nieprzebyty las i są w najwyższym stopniu odpowiedzialne za rozpraszanie
świadomości i napełnianie jej złudzeniami (Śabdadżaalam
Mahaaranjam Ćitta Bhramana Kaaranam).
Rozwiązaniem problemu jest usunięcie problemu
Skorzystam z okazji, żeby podzielić się z wami
swoimi doświadczeniami i płynącymi z nich lekcjami. Owe doświadczenia mogą nie
wydać się wielkie, ale wywarły bardzo subtelny i głęboki wpływ na moje życie i
pozostawiły w świadomości niezatarte ślady. Dwudziestego września 2010 r.
uzyskałem doktorat z filozofii. W tym czasie miałem bardzo skromne dochody,
jeśli mogę je tak określić. Musiało nam wystarczyć na miesiąc 5000 – 6000
rupii. W Puttaparthi wystarczało to na godne życie, jednak tego miesiąca spadły
na mnie niespodziewane wydatki. Czwartego września pozostało mi na koncie
bankowym zaledwie 2000 rupii, za które mieliśmy przetrwać dwadzieścia sześć
dni. Trzeba było jakoś to zrobić? Martwiłem się jak.
Nadszedł czas
wieczornej modlitwy. Umyłem się i usiadłem przed ołtarzem. Byłem bardzo niespokojny.
Czułem gniew i zniechęcenie. Zgodzicie się ze mną, że nie jest to najlepszy
stan umysłu na kontakt z wewnętrzną Boskością. Dlatego po prostu ofiarowałem go
Bhagawanowi, zwracając się do Niego takimi słowami: „Swami, oto moja obecna
rzeczywistość. Ty jesteś Najwyższym Światłem, oddaję Tobie swoje troski i rób z
nimi co chcesz”.
Wielokrotnie
potwierdzone doświadczenie podpowiadało mi, że Bhagawan jest tak miłosiernym
Mistrzem, że jeśli prosimy Go o coś z głębi serca, On zawsze odpowiada. Nie
robi żadnych wyjątków. Kiedy siedziałem po skończonej modlitwie, uświadomiłem
sobie, że jestem spokojny. Umysł uspokoił się, a w tej ciszy zamanifestowała
się audiencja, jaką otrzymałem od Bhagawana wiele lat temu. Bhagawan skierował
do mnie jedno zdanie, które ciągle pojawiało się w mojej głowie. Przetłumaczone
z telugu brzmi tak: „Problem pozostaje problemem tak długo, jak myślisz, że to
problem. Usuń go całkowicie ze świadomości. Wtedy wszystko, co pozostanie, to
świadomość, a świadomość zawsze znajdzie sposób na jego rozwiązanie”.
Siedziałem z tymi
myślami. Przeżyłem cudowną sesję łączności z Bhagawanem. Obudziłem się rano
szczęśliwy, przepełniony boskością, uzdrowiony, kochany i utulony, ze łzami
radości w oczach. Całkowicie zapomniałem o swoich troskach. Tamtej nocy spałem
jak dziecko. Bo czy dziecko spoczywające w objęciach Boskiej Matki, może się
czymkolwiek niepokoić?
Wstałem
następnego dnia rano. Miałem wydruk z bankomatu, na którym widniało saldo mojego
konta, wynoszące 2000 rupii. Rozbawiony wziąłem do ręki pióro i dopisałem jedno
zero. Widniała teraz na nim suma 20 000 rupii. Pomyślałem: „To powinno wystarczyć.
Tak zamierzam przeżyć ten miesiąc”.
W połowie dnia
poczułem nieprzezwyciężoną potrzebę posprzątania szafki. Pozwólcie jednak, że
wtrącę przedtem pewną uwagę. Bhagawan, jako Boska Matka, czasami obdarowuje
swoje dzieci pieniędzmi. To wielkie błogosławieństwo. Z Bhagawanem wszystko
nabiera głębi, nic nie jest tylko materialne. Jest tak wielkim Boskim Mistrzem,
że cokolwiek czyni, przynosi to znaczące następstwa na bardzo wielu poziomach.
Ponieważ jednak możemy tego nie dostrzegać, czasami daje nam pieniądze jako
błogosławieństwo.
Podczas jednego z
takich zdarzeń w 2007 r., obdarowując mnie nimi, powiedział: „Trzymaj je w
szafce”. Odpowiedziałem: „Dobrze, Swami”. Zapytał: „Gdzie będziesz je trzymał?
Trzymaj je pod swoimi rzeczami”. Pomyślałem, że Swami powiedział to, aby
pieniądze pozostały bezpieczne.
Odczytał moje
myśli i wyjaśnił: „Nie, nie, nie. Nie chodzi o to, żeby były bezpieczne. Chodzi
o to, że zawsze powinieneś pamiętać, że pieniądze mają w życiu najmniejsze znaczenie. Dlatego
trzymaj je na dnie szuflady, pod wszystkim. Najważniejsza jest świadomość.
Najważniejszy jest Bóg. Pieniądze są najmniej ważne. Nie przypisuj im w
świadomości żadnej rangi. Żeby o tym nie zapomnieć, trzymaj je w szufladzie jak
najniżej”. W ciągu tych lat stało się to moim zwyczajem.
Sprzątałem szafkę
piątego września. Inaczej niż zwykle wyjąłem z szuflady wszystkie rzeczy i w
mrocznym kącie znalazłem wypchaną kopertę. Otworzyłem ją i znalazłem pieniądze.
Wziąłem do ręki i przeliczyłem do ostatniego banknotu – było tam 18 000
rupii. Na wydruku z bankomatu napisałam 20 000 rupii. „Och!”, pomyślałem.
„Szkoda, że nie dodałem dwóch lub trzech zer! Teraz czeka mnie egzystencja z
jednym dodatkowym zerem”. Nie miałem pojęcia skąd się tam wzięły, ale na pewno
nie pojawiły się same. Usiadłem i zacząłem myśleć. Przypomniałem sobie, że około
półtora roku temu zlikwidowałem swoje oszczędności i z jakiegoś tajemniczego powodu
włożyłem je do szuflady w szafce, pod wszystkimi ubraniami, zamiast wpłacić je
do banku.
Istotą tej
historii nie jest to, że jeśli jesteśmy w potrzebie i składamy ją u stóp
Bhagawana, to On natychmiast przybywa i rozwiązuje wszystkie nasze problemy
zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Wielokrotnie przed tym zdarzeniem zaglądałem
do szuflady i nigdy nie znalazłem w niej ani jednej rupii.
Chodzi o to, że
jeśli pozwalamy Bogu działać, to Bóg czyni cuda. Kiedy zgadzamy się, żeby płynęła
przez nas boska energia, wówczas mogą się zdarzyć spektakularne rzeczy. Wydarzają
się przez cały czas, ale my je blokujemy. Blokujemy ten olśniewający strumień
boskiej miłości swoimi kłopotami, niepokojami, strukturami myślowymi oraz wielkim
ego budowanym w niezliczonych wcieleniach. Jeśli tylko usuwamy się na bok, Bóg
tworzy wspaniałe dzieła.
Wsłuchuj się w siebie i żyj chwalebnym życiem
Drugą lekcją,
jakiej się nauczyłem i która pozostawiła w moim sercu trwały ślad jest zgoda na
przyjście tego, co ma się wydarzyć. Bez względu na to co będzie się działo na
zewnątrz, możemy się do tego dostosować i przyjmować to z opanowaniem, ze
spokojem, a nawet z radością. Swami wskazuje nam drogę. Wymaga to tylko
subtelnej zmiany postrzegania.
Podczas jednego z
interview Bhagawan powiedział do mnie: „Ludzie myślą, że gdy kończy się
ignorancja, to zaczyna się mądrość. Coś takiego nie istnieje. Nie ma początku
ani końca. Podobnie jak mądrość jest nieskończona, ponadczasowa i bezkresna, tak
ignorancja jest również nieskończona, ponadczasowa i wieczna. Obie są jak tory
kolejowe biegnące przez cały czas równolegle do siebie. Nie mają końca ani
początku. Możesz jedynie wybrać, na który tor chcesz wskoczyć. Możesz wskoczyć
na tor ignorancji i wypełnić swoją życie udręką lub zdecydować się na tor
mądrości i przeżyć radosne, a przede wszystkim wolne życie”.
Kolejne
wydarzenie miało miejsce w 2007 r. Musiałem pojechać w sprawach osobistych na
jeden dzień do Bangalore i załatwić jedną lub dwie rzeczy, nic bardzo ważnego.
Miałem zamiar wyruszyć w niedzielę rano i wrócić tego samego dnia wieczorem.
Ponieważ mogliśmy przez cały czas informować Bhagawana o wszystkich naszych
sprawach, napisałem list i udałem się z nim na darszan. Bhagawan wziął go ode mnie. Powiedziałem: „Swami, tej
niedzieli muszę pojechać do Bangalore. Jeśli pozwolisz, pojadę i wrócę”.
Swami odrzekł:
„Tak, jedź i wróć”. Zarezerwowałem bilety i umówiłem się ze wszystkimi osobami,
z którymi miałem się spotkać. Wszystko przygotowałem. Nie był to mój pierwszy i
na pewno nie ostatni wyjazd do tego miasta. To była drobna, trywialna sprawa,
nic czym mógłbym się ekscytować lub o co mógłbym się martwić. Ale w miarę jak
zbliżał się termin wyjazdu zaczynałem czuć się coraz bardziej niepewnie. Nie
miałem pojęcia dlaczego. Odsunąłem te uczucia na bok i skupiłem się na myśli:
„Swami zgodził się, żebym pojechał, więc pojadę”. Autobus do Bangalore wyjeżdżał
o wpół do szóstej rano. Poprzedniej nocy w akademiku, kiedy próbowałem zasnąć,
byłem ogromnie niespokojny. Tak bardzo, że czułem się zdławiony i przyduszony.
Każda myśl o
wyjeździe wywoływała niepokój. Nie potrafiłem zgłębić powodów tego zachowania,
ponieważ była to drobna, jednodniowa sprawa. Miałem ją tylko doprowadzić do
końca i wrócić – co się działo? Nie potrafiłem zaakceptować faktu, że muszę na
jeden dzień wyjechać do Bangalore. Kręciłem się całą noc i w końcu odsunąłem tę
myśl i rankiem wyruszyłem. Miałem bardzo spokojną podróż. Wszystko przebiegało
zgodnie z planem. Wykonałem zadanie i wróciłem. Trzy dni później znalazłem się
w pokoju interview. Bhagawan zapytał mnie: „Emi
samcharam? (Co nowego?)”. Odrzekłem: „Swami, w niedzielę pojechałem do Bangalore
i zrobiłem to, to i to. Spotkałem tych i tych ludzi”. Swami zapytał: „Pojechałeś
do Bangalore? Zabroniłem ci tam jechać”. Nic na to nie odpowiedziałem, ale
zadałem w myślach Panu pytanie: „Co takiego? Dałem Ci list, a Ty kazałeś mi pojechać
i wrócić”. Swami powiedział: „Powiedziałem ci jasno, żebyś nie wyjeżdżał”.
Poddałem się z szacunkiem: „Swami, przepraszam. Dałem Ci list i słyszałem jak
powiedziałeś „jedź i wróć”. Swami odparł: „Adi
chumma (Tylko żartowałem). Poprzedniej nocy, zanim wyruszyłeś, kilkakrotnie
przychodziłem do ciebie i powtarzałem, żebyś nie jechał. Mimo to pojechałeś. To
był test. Zawaliłeś go, zero punktów”.
Byłem głęboko
skonsternowany. To bardzo boli, kiedy Swami mówi, że Go zawiedliśmy. Jednocześnie
byłem ogromnie wdzięczny za to, że pobłogosławił mnie głębokim doświadczeniem.
Zrozumiałem tę lekcję. Kontakt z naszym wewnętrznym Swamim ma podstawowe i
fundamentalne znaczenie. Słownik tłumaczy słowo „duchowy” jako „coś, co odnosi
się do ducha, jako coś, co jest z ducha”. Jedynie wtedy i tylko wtedy możemy
być uważani za osoby duchowe, gdy mamy wewnętrzny kontakt z Bhagawanem. To jedyny
cel sadhany.
Cokolwiek robimy:
medytujemy o chwale Pana, recytujemy Jego imię, służymy innym, niesiemy pomoc potrzebującym,
czy studiujemy literaturę Sai – cel jest tylko jeden; rozwijanie niezniszczalnego
połączenia z wewnętrznym Bogiem. Jest to tak niezwykle ważne, że nie potrafię wystarczająco
podkreślić znaczenia tego aspektu życia. Nawiązując wewnętrzną łączność z
Bhagawanem, pozostaniemy żywi. W przeciwnym wypadku jesteśmy po prostu martwi.
Niedawno, podczas
wakacji, wyruszyłem z przyjaciółmi w Himalaje. Było nas prawie czterdziestu.
Natknęliśmy się tam na piękną świątynię wielkiego świętego. Weszliśmy do niej
pomedytować.
Potem podszedł do
mnie jeden z braci i podzielił się ze mną wspaniałym, przeżytym w tym miejscu
doświadczeniem. Było ono niezwykle wzniosłe, subtelne i głębokie. Przytoczę
wam, co mi powiedział. Wszedł do świątyni o piątej rano, gdy tylko otwarto
bramę. Usiadł do modlitwy i jego umysł natychmiast się wyciszył. Zauważył, że w
żadnej ze świątyń nie czuł nigdy tak intensywnej, żywej obecności Boskiej
Matki. To było niezwykłe i niewiarygodne przeżycie. Siedząc tam z zamkniętymi
oczami wszedł w tak głęboką medytację, że zapomniał o całym świecie. Kiedy otworzył
oczy pomyślał, że minęło 20 lub 25 minut, choć w rzeczywistości minęły 3,5 godziny!
Zbliżał się czas odjazdu, był jednak tak wzruszony i objęty błogą i radosną
miłością, którą Boska Matka kieruje do wszystkich swoich dzieci, że nie był w
stanie mówić ani wstać. Siedział, a po policzkach płynęły mu łzy radości. W tej
kompletnej ciszy powtarzał tylko: „Matko! Matko!”. Słyszał rozbrzmiewający w
sercu Jej piękny, łagodny głos. Głos ten powiedział: „Szukaj mnie w ciszy bez
słów!”. To były słowa Boskiej Matki.
Siostry, bracia,
starszyzno, cała nasza sadhana nastawiona
jest na wyciszenie umysłu. Kiedy umysł milczy, łączymy się z czymś głębszym w
nas, co jest tak piękne, że nie czujemy lęku ani napięcia. Możemy powiedzieć, że
mieszkamy w aszramie. Słowo „aszram”, jeśli przetłumaczyć je
dosłownie, oznacza miejsce, w którym nie ma napięć i w którym niepotrzebny jest
wysiłek. Nie ma stresu, nie ma zmęczenia. Tam gdzie występuje napięcie i stres,
nie ma aszramu, lecz szram. Prawdziwy aszram jest wewnątrz nas w stanie świadomości, w którym nie ma
napięć, lecz tylko relaks, bezwysiłkowy boski relaks.
Fakt, że spotkaliśmy tak Wielką Istotę jak Bhagawan,
dotykaliśmy Go, rozmawialiśmy z Nim i prowadził nas Swoimi słowami, Swoim życiem,
przesłaniem i miłością, zobowiązuje nas do podniesienia duchowej świadomości.
To nie wybór, lecz nasze odwieczne zobowiązanie. Bhagawan powiedział kiedyś w Trayee Brindawan: „Chłopcy, macie tylko
dwa wyjścia. Albo wpuścicie mnie do swoich serc, albo je sforsuję i wejdę!”.
Modlę się do
Bhagawana, żeby obdarzył nas siłą zdolną zamknąć nam usta, otworzyć serca,
uciszyć umysł i zanurzyć się głęboko po to, żebyśmy mogli odnaleźć przepiękny
klejnot boskiej miłości, miłości i obecności Sai. Dziękuję wam bardzo. Dżej Sai
Ram. z H2H tłum. J.C.
Synkretyzm – łączenie w
jedną całość różnych, często sprzecznych ze sobą koncepcji
lub idei filozoficznych, religijnych.