Kompilacja i edycja: Judy Warner
Uduchowiona medycyna
Wpływ Sathya Sai Baby na praktykę lekarską
Cuda i medycyna    
Dr Venkat Kanubaddi

     Urodziłem się w niewielkiej indyjskiej wiosce w rolniczym stanie Andhra Pradesh. Byliśmy średniej klasy rodziną farmerów. Od dziecka zatracałem się w zachodach słońca i w gwiezdnym nocnym niebie, rozmyślając o tajemnicach stworzenia. I chociaż bawiłem się z wiejskimi dziećmi ilekroć miałem ku temu okazję, to zawsze lubiłem samotność i kontemplację.  
   Duchowość naszej rodziny ograniczała się do celebrowania świąt oraz wielbienia wizerunków Boga i bożków. Oddawanie im czci i składanie ofiar z małych zwierząt, było dla mnie bardzo prymitywne. Odsunąłem się więc od hinduizmu uznając go za religię oddającą hołd bożkom.  
    W dzieciństwie nie miałem żadnego przewodnika ani w ziemskich ani w duchowych sprawach. Ponieważ nikt nie potrafił odpowiedzieć na moje pytania, postanowiłem sam sobie radzić w odkrywaniu kim jestem i kim jest Bóg. Gdy miałem siedem lub osiem lat pewien mężczyzna z naszej wioski został chrześcijaninem i opowiadał nam o Jezusie. Chrześcijanie wierzyli, że Jezus jest drogą do Boga, co mnie zainteresowało.    Jeśli pójdziemy za Nim, pomoże nam nieść ciężar ziemskiej egzystencji. Zaakceptowałem tę religię jako ścieżkę prowadzącą do odkrywania Najwyższego. Starsza siostra mojej mamy i jej mąż, którzy mnie zaadoptowali, również byli chrześcijanami. Pewna kobieta obiecała, że jeśli będę się modlił do Jezusa, to mój ojciec chorujący na astmę zostanie uzdrowiony. Podobało mi się przesłanie Jezusa o miłości, ale miałem problem z koncepcją, że Jezus jest jedyną drogą do Boga. Mimo to modliłem się w sercu do Boga Ojca, o którym mówił Jezus. Byłem jednak przekonany, że na innych ścieżkach religijnych są również oświeceni ludzie.  
Mój ojciec był dobrym człowiekiem i zanim przeszedł na chrześcijaństwo zapraszał do siebie religijne osoby na wykłady o indyjskich eposach. Miał nawet w domu kieszonkowe wydanie Bhagawad Gity w języku telugu. Przeczytałem ją strona po stronie. I chociaż niewiele z niej rozumiałem, to natknąłem się na inspirującą wypowiedź Pana Kriszny, że to On jest drogą, źródłem, substancją i obrońcą Wszechświata. Kiedy Mu się poddamy dostąpimy wyzwolenia.
    W mojej głowie pojawiło się pytanie: „Dlaczego Kriszna mówi to samo co Jezus?”. Gdzie leży prawda? Poczułem radość w sercu wiedząc, teraz, że Pan Kriszna złożył nam takie samo przyrzeczenie i że hinduizm nie polega jedynie na czczeniu bożków. Stało się dla mnie jasne, że muszę kontynuować poszukiwania Boga i prawdy. Czułem, że to jedyny sposób pogodzenia wypowiedzi dwóch Bogów w ludzkiej postaci przebywających niegdyś na Ziemi.
    Podczas jednego ze zjazdów chrześcijańskich mój tata bardzo cierpiał z powodu astmy. Modliłem się gorąco poprzez Jezusa do Boga Ojca, żeby uwolnił go od tego ciężkiego ataku. Tata, zamiast poczuć się lepiej, zmarł rano następnego dnia. To zachwiało moją nową wiarą i uświadomiło mi tymczasowość życia i związków. Moje zainteresowanie chrześcijaństwem zaczęło przygasać. Dlatego nigdy się nie ochrzciłem.
    W tym czasie ukończyłem z wyróżnieniem szkołę podstawową i średnią. Po maturze zostałem natychmiast przyjęty do Koledżu Medycznego w Kurnool w stanie Andhra Pradesh. Fascynowało mnie studiowanie embriologii i rozwój zarodka powstałego z dwóch połączonych komórek, który powielając się tworzy skomplikowaną istotę. Dostrzegałem w tym działaniu boską rękę. Na początku myślałem, że nauka dostarczy mi odpowiedzi na pytania o Boga. Wkrótce jednak dostrzegłem, że zakres jej zainteresowań nie przekracza pięciu zmysłów. W tym czasie przeczytałem objawienia szesnastowiecznego mistrza duchowego, który opisał embriologiczny rozwój zarodka w łonie matki. Skąd ów mędrzec o tym wiedział, skoro uczeni odkrywali tę prawdę z takim trudem? To mnie zaskoczyło. Zaczęła przemawiać do mnie mistyczna strona duchowości oraz jej moc odsłaniania prawdy o Bogu, naturze i człowieku.
    Po otrzymaniu licencjatu z medycyny i chirurgii przeniosłem się z żoną i dwoma synami z Indii do Stanów. Ukończyłem tam specjalizację z anestezjologii i otworzyłem prywatą praktykę. Pomimo osiągnięć w sferze materialnej, kontynuowałem poszukiwania Boga.
    Studiowałem nauki wielu mistrzów, takich jak Ramakriszna Paramahamsa i Ramana Mahariszi oraz spotykałem się z wieloma żyjącymi mistrzami. W tym czasie zostałem wprowadzony w nauki Wedanty, która jest prawdziwą esencją hinduizmu. Wedanta definiuje Boga jako Pradźńanam Brahmana, co oznacza, że uznaje za Boga Świadomość. To do mnie przemówiło. Nie chodziło już o Jezusa, Śiwę czy Krisznę. Dzięki Wedancie moje wewnętrzne przekonanie, że Kosmiczna Świadomość jest Bogiem stało się bardzo wyraźne. Wyjaśnienia Adi Śankary o niedwoistej naturze Boga, tłumaczące dlaczego Jeden przyjmuje wiele imion i form aby stać się Wszechświatem, były fantastyczne. Moje poszukiwania Boga oraz Jego związku z naturą i ludzkością, zrobiły milowy krok naprzód. 
    Chociaż Gita głosi, że Kosmiczna Świadomość, Brahman, może na określony czas przyjąć ludzką postać, aby podtrzymać dharmę (prawość), to wciąż miałem wątpliwości. Jak bezkresna moc może zamknąć się w formie i pozostać bezkresna? W 1987 r. natknąłem się na książkę Sathya Sai Baby zatytułowaną „Sadhana. Wewnętrzna ścieżka”. Jego wykłady poświęcone filozofii Wedanty były tak jasne i proste, że byłem zdumiony. Zacząłem zamawiać wszystko, co wiązało się z Sai Babą – książki, nagrania, co tylko znalazłem. Jego bardzo skromne życie, podstawowe ziemskie wykształcenie, Jego mistyczne moce i wiedza na temat uznanych na świecie pism świętych nie tylko mnie zaskoczyły, lecz również zainspirowały do głębszych badań fenomenu Sathya Sai Baby.
Do tego momentu wedyjska koncepcja głosząca, że osoba posiadająca wiedzę o Brahmanie poznaje wszystko, miała dla mnie charakter metaforyczny. Niespodziewanie życie i nauczanie Sathya Sai Baby sprawiło, że stała się realną możliwością. Skoro tak, oznaczało to, że Bóg wraz ze wszystkimi swoimi atrybutami – takimi jak potęga tworzenia, podtrzymywania i niszczenia – może się wcielić w ludzką formę. To było ekscytujące. Byłem gotowy na spotkanie z Bogiem – człowiekiem.
    W ostatnim tygodniu grudnia 1990 r. nasz mały piesek, Słoneczko, wpadł do otworu odpływowego, w wyniku czego miał sparaliżowane tylne łapki oraz stracił kontrolę nad pęcherzem moczowym i jelitami. Po dokładnym badaniu weterynarz specjalizujący się w urazach kręgosłupa nie znalazł przyczyny chirurgicznej tego stanu –jak złamanie kręgu czy wypadnięcie dysku połączone z przenikliwym bólem, które można leczyć operacyjnie – ani żadnej przyczyny medycznej, w rodzaju zatoru tętnicy kręgowej. Po trzech lub czterech dnia jego pobytu w szpitalu weterynarz zasugerował, abyśmy zabrali go do domu lub uśpili. Odrzuciliśmy pomysł uśpienia. Moja żona, nasi chłopcy i ja postanowiliśmy opiekować się psiną bez względu na wszystko, nawet gdyby miało to oznaczać, że będę musiał podjąć dodatkową pracę, żeby pokryć koszty jego leczenia – bo jak wiadomo nie istnieje nic takiego jak ubezpieczenie dla zwierząt. Wylaliśmy mnóstwo łez nad Słoneczkiem, którego bardzo kochaliśmy i który kochał nas. Nagle dotarło do mnie, że jeśli Sai Baba jest Kosmiczną Potęgą, Bogiem w ludzkim ciele, to może wysłucha naszych modlitw i pomoże nam. Zanieśliśmy naszego pieska do pokoju modlitewnego, umieściliśmy na ołtarzu zdjęcie Sai Baby i modliliśmy się o uzdrowienie Słoneczka. W ciągu następnych kilku dni pies odzyskał władzę nad pęcherzem moczowym i jelitami, całkowicie wyzdrowiał.
    Po tym cudownym doświadczeniu postanowiliśmy udać się do Puttaparthi i otrzymać darszan Swamiego. W lutym 1991 r., w kilka dni po naszym przyjeździe, Swami podszedł do mnie, zmaterializował wibhuti i mocno wcisnął je kciukiem w miejsce mojego trzeciego oka. Potem dotknął mojej głowy i pobłogosławił mnie. W tym momencie zostałem przeniesiony w wymiar wypełniony błogością i szczęśliwością. Nie wiem co się wówczas wydarzyło, ale kiedy wróciłem do świadomości fizycznej, Swami już odszedł. To doświadczenie przekraczało moje intelektualne rozumienie. Pojąłem, że poza granicami królestwa intelektu istnieją wymiary, których możemy jedynie doświadczać. Tego samego dnia Baba udzielił mojej żonie padanamaskaru. W ten sposób znaleźliśmy się w owczarni Sai. 
    Pewnego razu, gdy na darszanie podszedł do mnie blisko, zwróciłem się z pytaniem: „Swami, jestem anestezjologiem, czy mógłbym pracować w Szpitalu Super Specjalistycznym?”. „Tak, tak”, odpowiedział. Nie miałem jednak pojęcia jak to się stanie, ponieważ nie znałem nikogo w aszramie ani innych wielbicieli. Wierzyłem jednak niezachwianie, że On się tym zajmie. Poradzono mi później, żebym napisał list do Swamiego oraz do dyrektora medycznego Szpitala Super Specjalistycznego i załączył referencje. Byłem szczęśliwy kiedy w lutym 1994 r. otrzymałem zgodę na pracę.
    Pod opieką Swamiego zaczęliśmy doświadczać cudów. Pamiętam jak pewnego dnia zapytała mnie żona: „Jesteśmy przez cały czas na ścieżce duchowej. Dlaczego cuda pojawiają się teraz, a nie przed pokochaniem Sai Baby?”. Odpowiedziałem jej, że boska łaska przypomina słońce. „Przedtem kierowaliśmy modlitwy do bezpostaciowego Boga i chociaż mięliśmy Jego błogosławieństwo, to pozostawało ono niewidoczne. Bóg w ludzkiej postaci przypomina szkło powiększające, skupiające promienie słoneczne w jednym punkcie, w którym podpala papier, wykorzystując do tego ciepło i światło. Awatar obdarza łaską w skoncentrowany sposób i odpowiedzi na nasze modlitwy stały się bardziej widoczne. To może być powodem zauważalnych teraz cudów”.
Jako anestezjolog biorę m.in. udział w operacjach kardiologicznych, neurochirurgicznych i pediatrycznych. Jestem starszym partnerem w zespole ponad dwudziestu lekarzy prowadzących prywatne praktyki i wykonuję wszelkie trudne rodzaje procedur znieczulania przy różnych zabiegach chirurgicznych.
    Będąc pod opieką Swamiego, znieczulałem ciężko chorego pacjenta do operacji pomostowania tętnic wieńcowych. Jego serce funkcjonowało na dwudziestoprocentowej frakcji wyrzutowej – z taką wydajnością pompowało krew. Chirurg i ja wiedzieliśmy, że czeka nas trudny zabieg. Podjęliśmy dostępne nam środki ostrożności i przygotowaliśmy się na wszelką ewentualność. Po przeszczepieniu tętnic wieńcowych chirurg próbował odłączyć pacjenta od pompy płucoserce, jednak zmuszony był z tego zrezygnować. Wprowadził wewnątrzaortalną pompę balonową wspomagającą funkcje osłabionego organu i podał kilka leków. Mimo to serce nie podtrzymało ciśnienia krwi. Gdy ponownie instalował pompę płucoserce, zastanawialiśmy się głośno nad innymi możliwościami. Gdyby nasze wysiłki zawiodły, pacjent prawdopodobnie umarłby na stole.
    Chirurg powiedział do mnie, że zamierza ponownie sprawdzić przeszczepione tętnice, chociaż wcześniej wyglądały dobrze, i znaleźć źródło powstałych problemów. Nie mogłem podać pacjentowi dodatkowych medykamentów, ponieważ przyjął już maksymalne dawki. Kiedy chirurg kontrolował przeszczepy, położyłem prawą rękę na czole operowanego, zamknąłem oczy i pomodliłem się do Sai Baby. „Drogi Sai, jedynie Twoja łaska może zmienić tę sytuację. Wszystkie nasze ludzkie wysiłki spełzły na niczym. Jeżeli pacjent i jego rodzina zasługują na Twoją łaskę, to proszę, wkrocz w tę sprawę i pomóż nam”. W tym momencie chirurg powiedział, że z przeszczepami wszystko w porządku i ponownie poprosił o stopniowe odłączanie pacjenta od pompy. Niesamowite, tym razem ciśnienie krwi utrzymywało się na stałym poziomie i nie opadało. W końcu odłączyliśmy pompę i ciśnienie pozostało w granicach 110/70 mm Hg. Chirurg spojrzał niedowierzająco najpierw na monitory a potem na mnie. Spytał: „Venkat, jak dokonałeś tego cudu? Sytuacja wygląda doskonale”. Odpowiedziałem: „Nie zrobiłem nic, jedynie pomodliłem się. Bóg odpowiedział na nasze modlitwy, to wszystko”. Nastrój na sali operacyjnej ponownie się rozjaśnił. W myślach podziękowałem Swamiemu, wiedząc, że sprawiła to Jego łaska.
Łaska i pomoc Swamiego stają się najbardziej widoczne w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. W sierpniu 1998 r. młody człowiek po czterdziestce przeszedł poważny atak serca. Jego żona i córeczka przychodziły do Centrum Sai.
W bardzo wczesnych godzinach rannych mężczyzna poczuł w klatce piersiowej poważny dyskomfort. Jego brat kardiolog zawiózł go na pogotowie i przyjął do szpitala. Cewnikowanie serca ujawniło mocno zatkane tętnice wieńcowe. Wybrano opcję pomostowania.
    Operacja trwała o wiele dłużej niż oczekiwano. Pacjent był podłączony do pompy płucoserce przez 3-4 godziny. To bardzo długo w porównaniu z rutynowym wszczepieniem bypassów. Po odłączeniu pompy, anestezjolog i chirurg podali mu kroplówkę i wprowadzili pompę balonową podtrzymującą pracę serca. Potem przewieziono go na oddział intensywnej terapii i umieszczono pod respiratorem. W takich wypadkach jest to działanie rutynowe. Następnego dnia okazało się jednak, że respiratora nie można odłączyć. Pacjent był nałogowym palaczem i lekarze podejrzewali, że stąd to opóźnienie.
    W ciągu następnych kilku dni stan płuc operowanego pogarszał się. Pozostawał pod respiratorem i podawano mu środki uspakajające. W międzyczasie przestały pracować nerki, był dializowany. Również testy wątrobowe wypadły bardzo źle. Doszło do tego niedokrwienie jelit i musiano natychmiast usunąć martwy odcinek. Ponieważ stan płuc nie ulegał poprawie wykonano tracheotomię[1] do długotrwałej wentylacji. Pacjent był niekomunikatywny i rzucał się na łóżku. Ograniczono mu możliwość poruszania się i podawano leki uspakajające. Jego stan neurologiczny również się pogarszał, więc wykonano tomografię komputerową, która wykryła udar mózgu. To oznaczało, że nawet jeśli przeżyje, to niektóre funkcje mózgowe zostaną stracone na zawsze.  
    Rozpacz malująca się na twarzy jego żony rozdzierała mi serce. Jej boleść pogłębiały komentarze odnoszące się do sposobu jego leczenia. W ośrodku Sai modliliśmy się do Swamiego o pomyślność dla chorego i jego rodziny. Córeczka pacjenta, głęboko wierząca w Swamiego, powtarzała: „Sai Baba jest Bogiem. Tylko on może pomóc tatusiowi”.
    W tym czasie żona i ja wyjechaliśmy do Indii i udaliśmy się do Prasanthi Nilayam na darszan. Napisałem list do Sai Baby przedstawiający sytuację chorego oraz rozpacz jego żony i dziecka. Trzymałem ten list w dłoni, gdy Swami podszedł blisko, udzielił mi padanamaskaru, przyjrzał się uważnie listowi i wziął go ode mnie. Następnego dnia, gdy zadzwoniliśmy do Fort Wayne, żeby porozmawiać z przyjaciółmi i zapytać o pacjenta, dowiedzieliśmy się, że poprzedniej nocy jego stan tak bardzo się pogorszył, że stracili wszelką nadzieję. Poinformowałem ich, że Swami wysłuchał naszych modlitw i wziął list. Poprosiłem, żeby powiedzieli o tym jego rodzinie. Niechaj nie tracą nadziei.
Wróciliśmy do Fort Wayne cztery czy pięć dni później. Po przyjeździe poszedłem do szpitala odwiedzić pacjenta. Jego żona opowiedziała mi o krytycznym stanie męża i o nocy, podczas której się załamali. Porównując daty ustaliliśmy, że działo się to w tym samym czasie gdy Swami wziął ode mnie list. Następnego ranka chory był stabilny. Upewniłem ją, że skoro Swami przyjął nasz modlitewny list, to znaczy, że włączył się w tę sprawę. Zachęciłem ją, żeby w dalszym ciągu modliła się z ufnością do Boga. Dałem jej święty popiół zmaterializowany przez Bhagawana, żeby nakładała go na czoło męża. Na jej ustach zajaśniał uśmiech nadziei. W obliczu ponurych prognoz przekazywanych jej przez lekarzy, były to prawdopodobnie jedyne słowa otuchy i spokoju jakie wówczas usłyszała. 
    W ciągu następnego tygodnia poprawił się stan płuc chorego i odłączono go od respiratora. Nerki zaczęły lepiej pracować i w ciągu następnych kilku dni zrezygnowano z dalszych dializ. Zaczął logicznie odpowiadać żonie, córeczce i rodzinie. Kiedy poszedłem go odwiedzić, rozpoznał mnie i podziękował za modlitwy. Po następnych dwóch czy trzech tygodniach zaczął jeść z apetytem i zyskał wystarczająco dużo sił, aby można go było wypisać do domu.
    Minął rok, mężczyzna z łoża śmierci, u którego uległy uszkodzeniu różne organy, w tym mózg, wyzdrowiał. To prawdziwy medyczny cud, który zaskakuje każdego lekarza zajmującego się tym przypadkiem. Swami wykorzystując Swoją boską moc, obdarzył chorego łaską.
    Zawsze bardzo chciałem zrozumieć przyczyny ludzkich chorób i sposoby ich uzdrawiania. Poszedłem więc na kurs medycyny ajurwedyjskiej Maharisziego. Miałem także okazję służyć jako medyczny dyrektor w centrum leczenia holistycznego nazwanego ‘Oazą Odnowy Biologicznej w Fort Wayne w Indianie’. Te doświadczenia w połączeniu z audiencjami u Sathya Sai Baby dały mi wgląd zarówno w przyczyny powstawania chorób jak i w procesy uzdrawiania.
    Choroby pochodzą z trzech różnych poziomów: poziomu ciała, poziomu umysłu świadomego i poziomu umysłu nieświadomego. Chociaż mogą pochodzić z dowolnego poziomu, to bardzo często manifestują się na poziomie ciała. Źródłem chorób występujących na poziomie ciała jest skażone jedzenie, woda i powietrze, bakterie i wirusy oraz złe przyzwyczajenia, takie jak palenie papierosów, picie alkoholu i życie pozostające w dysharmonii z rytmami natury. Przyczyną chorób na poziomie umysłu świadomego jest przeważnie stres w pracy i w domu, brak miłości i zrozumienia, nieznajomość celu życia oraz silne negatywne emocje: chciwość, zazdrość, duma, gniew, pożądanie i przywiązanie.
    Choroby biorące się z głębokiego poziomu umysłu nieświadomego, to m.in. zaburzenia genetyczne, autoimmunologiczne, w których układ odpornościowy niszczy własne komórki i tkanki oraz nowotwory wynikające z negatywnej karmy przeniesionej z poprzednich wcieleń lub nabytej we wczesnych latach obecnego życia. Mimo, że wypływają z najgłębszego poziomu, mogą manifestować się w umyśle świadomym i w ciele. 
    Choroby cielesne najlepiej leczyć środkami medycyny alopatycznej (zachodniej) dysponującej zaawansowaną diagnostyką i różnymi metodami terapeutycznymi. Choroby świadomego umysłu najlepiej eliminuje życie wolne od stresu oraz miłość jako postawa wszelkich relacji. Z chorobami z poziomu umysłu nieświadomego, których przyczyną jest negatywna karma, można poradzić sobie z pomocą boskiej łaski przyciąganej modlitwą, wiarą, bezinteresowną służbą i moralnym postępowaniem czyli poprzez praktykowanie prawdy, prawości w postępowaniu, spokoju, miłości i niekrzywdzenia. Dlatego czasami po wypróbowaniu i odrzuceniu wszystkich sposobów leczenia, wielbiciele z chorobami terminalnymi, nieuchronnie prowadzącymi do śmierci, przychodzą do Swamiego, a On uzdrawia ich samym dotykiem lub wzrokiem. Oto boska moc pracująca z najgłębszego i niedostrzegalnego poziomu.
W 1997 r. u wieloletniego wielbiciela Sai Baby zdiagnozowano zaawansowaną chorobę wieńcową. Ponieważ był człowiekiem zamożnym, postanowił pojechać do Stanów i tam przejść operację. Jednak jego żona, oddana wielbicielka Swamiego, pragnęła otrzymać błogosławieństwo Baby zanim cokolwiek zrobią. W odpowiedzi na jej modlitwy Baba zalecił mężczyźnie operację wszczepienia bypassów w Szpitalu Super Specjalistycznym w Parthi. Zgodnie z Jego wolą zostałem wybrany do podania mu anestetyku – leku do znieczulenia ogólnego, natomiast operację miał przeprowadzić kardiochirurg ze Stanów. 
    W dniu operacji Swami wszedł do sali operacyjnej, pobłogosławił leżącego na stole pacjenta, a potem położył rękę na mojej głowie, pobłogosławił mnie i dotknął zmaterializowanego przez Siebie łańcuszka, który nosiłem na szyi. Wyszedł i usiadł na krześle, obserwując wszystko przez oszklone drzwi. Wprowadzenie anestetyku przebiegło gładko, pacjent był stabilny. Wyszedłem powiedzieć o tym Sai Babie i otrzymałem padanamaskar. Potem Swami pobłogosławił ponownie moją głowę i powiedział: „Podczas operacji śledź uważnie ciśnienie krwi i poziom cukru”.
     Gdy podłączono pompę ciśnienie krwi pacjenta zaczęło opadać, aż osiągnęło stan zerowy. Moje starania podniesienia go przy pomocy leków nie przyniosły rezultatu. Bardzo skoncentrowany, zacząłem prosić Babę o łaskę, modląc się w myślach i śpiewając Sai Gajatri. Nagle poziom ciśnienia krwi zaczął się podnosić i poszedł w górę przekraczając wielkość 250/120 mm Hg. Moje wysiłki zredukowania go przy pomocy leków ponownie zawiodły, więc wróciłem do modlitwy i do mantry Sai Gajatri. Ciśnienie krwi zareagowało i zaczęło opadać. Ta huśtawka trwała przez dłuższą chwilę. W międzyczasie chirurg, nie zważając na to, przeprowadzał zabieg wstawiania bypassów. Amplituda ciśnienia krwi zaczęła stopniowo zmniejszać się, kiedy operacja zbliżała się do finału. Jednocześnie poziom cukru podniósł się bardzo wysoko. Aby go obniżyć do dopuszczalnej wielkości, do pompy płucoserce wprowadziłem insulinę. W końcu operacja dobiegła końca i pacjent był stabilny. Odłączyliśmy pompę bez przeszkód.       
Mimo to wciąż miałem obawy co do wyniku zabiegu. Obawiałem się hemiplegii, jednostronnego paraliżu ciała, ze względu na ekstremalnie wysokie ciśnienie krwi lub poważnej utraty pamięci, wywołanej niebezpiecznie niskim ciśnieniem, blokującym przez krótką chwilę dopływ krwi do mózgu. Obserwowałem go bardzo uważnie.
    Obudził się po dwóch godzinach i mogliśmy go ekstubować, to znaczy usunąć rurkę do oddychania, przez którą respirator dostarczał mu tlen. Zaraz potem ofiarował mi złożonymi dłońmi ‘namaste’, aby wyrazić swoją wdzięczność. Wskazałem mu zdjęcie Swamiego i poprosiłem, żeby pokłonił się Jemu. Byłem bardzo szczęśliwy, ponieważ poruszał wszystkimi kończynami i miał jasny umysł. Ponownie podziękowałem Swamiemu za ingerencję. Minęło kilka dni zanim ustabilizowaliśmy poziom cukru i ustaliliśmy dawkę insuliny. Pacjent wydobrzał bez żadnych komplikacji. 
W ciągu dwudziestoletniego praktykowania anestezjologii nigdy nie byłem świadkiem takich wahań ciśnienia krwi podczas operacji serca. Wiedziałem, że tylko miłość Swamiego ustrzegła wielbiciela od poważnych komplikacji, ponieważ żaden z podanych przeze mnie leków nie zadziałał na czas. To przykład problemów zdrowotnych wywołanych złą karmą, którą odwróciła łaska.
W 1994 r. również doświadczyliśmy ingerencji Sai Baby w Szpitalu Super Specjalistycznym. Kardiolog z grupy amerykańskiej poprosił mnie o pomoc podczas reanimacji, gdyby pojawiły się  trudności w poszerzaniu zwężonych i zablokowanych żył przy użyciu cewników balonowych. Serce pacjenta było bardzo słabe i chory mógł nie przeżyć. Gdyby popadł w kłopoty wywołane rozdarciem arterii lub przemieszczeniem się płytek wewnątrz tętnicy, doprowadziłoby to do poważnego ataku serca, a nawet do śmierci. Jedyną metodą uratowania go byłaby natychmiastowa operacja, która mogła zakończyć się zgonem.
    Arteria wieńcowa, którą należało rozszerzyć, była bardzo kręta. Kardiochirurg musiał wprowadzić w nią najpierw przewód doprowadzający, a potem przesłać nim cewnik balonowy i rozszerzyć naczynie. Arteria była jednak tak skręcona i wąska, że nie mógł go wsunąć. Nie chciał robić tego na siłę w obawie przed pęknięciem i rozerwaniem naczynia oraz przed przesunięciem się płytek. Na chwilę przerwał zabieg. W tym momencie postanowiliśmy pomodlić się do Baby o pomoc. Trzykrotnie powtórzyliśmy „Sai Ram”. Potem kardiolog ponownie zaczął wprowadzić przewód. Tym razem przesunął się gładko. W ciągu kilku minut wprowadził cewnik balonowy i rozszerzył zwężenie. Byliśmy ogromnie szczęśliwi, ponieważ operacja przebiegła bez kłopotów.
    Następnego dnia na darszanie Swami podszedł blisko, spojrzał na nas i powiedział: „Wczoraj wieczorem mieliście problemy z cewnikiem i musieliście wezwać Swamiego. Swami przybył na ratunek”. Byliśmy niezmiernie szczęśliwi słysząc te słowa. Upewniły nas, że kiedy modlimy się bezinteresownie, Bóg nas wysłuchuje i obdarza łaską pozwalającą uniknąć katastrofy i komplikacji. To bezsprzeczny dowód wszechobecności Swamiego.  
    Gdy znalazłem się pod opieką Awatara – ucieleśnienia Boskiej Miłości, moje życie i praktyka zawodowa uległy zmianie. Chociaż byłem wegetarianinem przed pójściem do koledżu medycznego, tam ulegając namowom, zacząłem jeść mięso. Poznawszy Swamiego wróciłem bez wielkiego wysiłku do wegetarianizmu. Zacząłem uważniej przyglądać się swoim myślom, mowie i uczynkom, ponieważ wiedziałem, że Swami jest świadkiem wszystkiego. Nawet kiedy pracuję czy wykonuję najlepiej jak potrafię inne swoje obowiązki, to przez cały czas w głębi umysłu pamiętam o Swamim, powtarzam Jego imię lub śpiewam bhadżany. Przynosi mi to dużo spokoju i rzadziej angażuję się w dramaty wywołane przez ego.
    Od kiedy jestem ze Swamim mam bez wątpienia więcej współczucia i zrozumienia dla obaw i lęków pacjentów. Dzięki temu mogę im przynieść ukojenie i pocieszenie. Kolega chirurg przedstawia mnie pacjentom w taki oto sposób: „To najsympatyczniejszy lekarz w Fort Wayne i doskonały anestezjolog”. Czuję, że te komplementy należą się Swamiemu, a nie mnie. To Swami wydobył ze mnie te cechy.
    Zanim moi pacjenci udadzą się na salę operacyjną, sugeruję, żeby się pomodlili. Podczas rozmowy wzywam w bezdźwięcznych modlitwach łaskę Bhagawana i błogosławię ich, życząc im szybkiego powrotu do zdrowia. Zgodnie z zasadami uzdrawiania holistycznego wprowadzam ich umysły w stan spokoju i radości, zanim jeszcze odczują ulgę wywołaną znieczuleniem. Puszczam im spokojną muzykę, wprowadzającą komunikat podprogowy, że wynik operacji będzie bardzo dobry. Upewniam się, że nikt na sali operacyjnej nie wyraża się negatywnie o skutkach zabiegu, myśląc, że pacjent śpi. Po operacji niemal wszyscy pacjenci raportują mi, że przeżyli w znieczuleniu wspaniałe doświadczenie. To daje mi mnóstwo zawodowej satysfakcji i zawsze odmawiam modlitwę wdzięczności do Swamiego, dziękując za prowadzenie i pomoc. Wierzę, że bardzo ważna jest prośba o boskie przewodnictwo i błogosławieństwo przez rozpoczęciem operacji. Przenosząc ciężar odpowiedzialności z naszych ramion na Boga, możemy naprawdę cieszyć się pracą.
    Swami wysunął na czołowe miejsce postawę służenia. Obecnie niosę pomoc w bezpłatnej klinice i wraz z innymi członkami ośrodka Sai w Fort Wayne pomagam ludziom starszym, wykluczonym i głodnym. Z łaską Swamiego wznieśliśmy w naszej rodzinnej, indyjskiej wiosce budynek szkoły średniej przeznaczony dla tutejszej młodzieży. Obowiązuje w nim program Wychowanie w Wartościach Ludzkich. Mieliśmy też możliwość zainicjowania przemysłu w ubogim, rolniczym rejonie Telangany, będącego częścią stanu Andhra Pradesh i zapewnienia pracy zasługującym na nią biednym ludziom. Swami umożliwił też naszej rodzinie sponsorowanie nauki kilku osieroconych dzieci hinduskich. Podarował mi także pracę w Szpitalu Super Specjalistycznym w Parthi. Swamiego nigdy nie męczy przypominanie nam, że służba dla Boga dokonuje się poprzez pomaganie bliźnim oraz wszystkim istotom we Wszechświecie.
    Cuda w medycynie mogą inspirować nas do poszukiwania odpowiedzi i zrozumienia procesów uzdrawiania zachodzących w złożonej ludzkiej istocie. Rzeczywiste uzdrowienie ma miejsce wtedy, gdy boska energia Atmy płynąca swobodnie przez powłoki: fizyczną, fizjologiczną, emocjonalną, intelektualną i błogości, przynosi pełnię każdej z nich. Lekarze są jedynie pośrednikami. Pacjent i lekarz mogą wspólnie pracować nad usuwaniem przeszkód na drodze swobodnego przepływu boskiej energii. Dokonuje się to dzięki łączeniu współczesnej medycyny alopatycznej z medycyną holistyczną, taką jak ajurweda i homeopatia. Wzywana modlitwą boska łaska, w połączeniu z wymienionymi systemami leczniczymi, prowadzi do doskonałego zdrowia.
    To zrozumienie wnosi w moją praktykę zawodową mnóstwo ekscytacji i inspiracji, pozwala mi cieszyć się pracą. Odczuwam ją jako wielbienie Boga i czuję płynące z niej błogosławieństwo. Kiedy kontempluję transformujące zdarzenia z mojego życia, w uszach dźwięczą mi słowa  Swamiego:
    Obowiązek wykonywany bez miłości jest godny ubolewania.
    Obowiązek wykonywany z miłością jest pożądany.
    Miłość bez obowiązku jest boska. 
tłum. J.C.

[1] Tracheotomia to otwór w tchawicy. Tracheotomia może być przeprowadzona w trybie ostrym, w stanie zagrożenia życia lub w trybie planowym, kiedy istnieje konieczność wytworzenia nowej drogi oddechowej. 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.