Życie z Bogiem niesie nadzieję


– Doświadczenia życiowe pana Hari Hara Krishnana

Od nieznanej osoby do VIP-a

 Pan Hari Hara Krishnan wszedł do budynku międzynarodowego lotniska w Bahrajnie jedynie z aktówką w ręku. Miał w niej wszystkie dokumenty potrzebne do podpisania w Kuwejcie umowy upoważniającej wierzyciela do transferu własności dłużnika. Samolot miał wkrótce odlecieć, a on nie chciał się spóźnić. Machnąwszy biletem, pospieszył w stronę terminalu dla wylatujących.
„Czy mogę zobaczyć pana bilet i wizę?”.
„Oto bilet, ale nie mam wizy”.
„Żartuje pan… Bez wizy nie wpuszczą pana do Kuwejtu”.
„Powiedziano mi, że wszystko zostało przygotowane…”.
„Zastanawiam się, kto to panu powiedział”.
„Proszę posłuchać, jestem szefem działu planowania w NCR Corporation obejmującego obszar Środkowego Wschodu i Afryki. Teraz muszę polecieć do Kuwejtu, żeby rozwiązać tam pewne problemy finansowe mające związek z podatkami”.
    Założona w 1984 r. NCR jest amerykańską korporacją produkującą sprzęt komputerowy, oprogramowanie i elektronikę dla infokiosków, bankomatów, sprzętu i oprogramowania umożliwiającego kontrolę przetwarzania danych. Niemal 100% bankomatów w Kuwejcie, podobnie jak w wielu innych krajach na świecie, było i jest produkowanych na zlecenie korporacji. A mimo to obecność szefa planowania NCR nie wywołuje wrażenia na urzędnikach imigracyjnych.
„Przykro mi, proszę pana. Nie może pan polecieć”.
„Czy może pani skontaktować się z moim sponsorem? Powiedział, że konieczne informacje zostały przefaksowane”.
    Hari czuł, że nic nie straci, jeśli nie dostanie zezwolenia na przelot. Poniesie za to odpowiedzialność cypryjski dyrektor pionu zarządzania lub najwyżsi szefowie NCR w Stanach. Gotów był odwrócić się na pięcie i ruszyć do domu.
W ciągu dwóch minut pojawili się jednak dwaj panowie i ukłonili mu się. Wydarzyło się coś nieprawdopodobnego – kuwejcka wiza Hari’ego przyszła faksem!
„Życzymy panu miłej podróży. Wszystkie inne potrzebne dokumenty zostaną wręczone panu w Kuwejcie”.
    Obserwując wchodzących pasażerów, Hari ustawił pionowo oparcie swojego fotela i uświadomił sobie jedyny powód traktowania go jak VIP-a. Mogłoby się wydawać, że zdecydowały o tym wpływy sponsora sięgające poza granice Kuwejtu, być może nawet do Bahrajnu. Ale Hari wiedział, o co chodzi. Był to wpływ Pana, rozciągający się poza najodleglejsze horyzonty wszechświata.
 „Sai Ram! Dziękuję Ci, Swami”, odmówił w myślach dziękczynną modlitwę do swojego Boga, Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Myślą cofnął się do przepięknego dnia w 1975 r., kiedy Swami wkroczył w jego życie.

Rama Rama Sai Rama

   Bóg pobłogosławił go dobrymi rodzicami. Ojciec opowiadał mu od dzieciństwa o Najwyższej Prawdzie.
    „Hari, powtarzaj imię Boga. Nieustannie śpiewaj w myślach ‘Rama Rama’. To największe bogactwo, jakim cię obdarzam”. Nie poprzestał na tym, podkreślił również wewnętrzny związek z Bogiem.
   „Nawet nie próbuj biegać za nauczycielami duchowymi, ani za ludźmi obiecującymi, że wstawią się w twoich sprawach do Boga. Utrzymuj wewnętrzny związek z Ramą”.
    Hari pilnie podążał za radą o powtarzaniu imienia Pana, chociaż nie oparł się spotkaniom z kilkoma świętymi osobami. Gdy w grudniu 1974 r. ukończył kurs dla biegłych księgowych i wylądował w Bombaju, ‘Rama Rama’ stało się niemal jego oddechem. Zamieszkał wygodnie u krewnych w Sionie i postanowił dojeżdżać stamtąd do pracy. Kilka tygodni później zauważył w domu wielkie poruszenie. 
   „Do Dharmakszetry przybył Swami. Udzielił nam cudownego darszanu. Hari, dzisiaj jest ostatni dzień pobytu Swamiego w Bombaju. Idziemy wszyscy na darszan. Powinieneś pójść z nami”. Hari nie miał pojęcia, że Rama postanowił wkroczyć w jego życie w zupełnie nowej postaci.
   Chociaż słowa krewnych wzbudziły zainteresowanie Hariego, wahał się, czy wziąć udział w spotkaniu ze Swamim! Czy mógł jednak odmówić gospodarzom? Powiedział: „Mam bardzo napięty harmonogram i muszę wyjść. Ale wpadnę do Dharmakszetry na trzy minuty. Potem wyjdę”. Gospodarze wyrazili na to zgodę i wszyscy wyruszyli.
   W Darmakszetrze Hari usiadł pod kopułą namiotu, nie spuszczając oczu z zegarka. Trzy minuty później zapytał, czy może wyjść.
„Hari, poczekaj, proszę, jeszcze trzy minuty…”.
    Uległ, wciąż wpatrując się w zegarek. Po chwili powtórzyli tę samą rozmowę. W sumie minęło dziewięć minut zanim Hari zdecydował, że wstanie. Dokładnie w tym momencie wjechał samochód Swamiego! Skręcił w pobliżu Hariego, siedzącego blisko wyjścia. Swami wszedł na podwyższenie, ale pozostał na nim tylko kilka minut. Potem zszedł. Ludzie zaczęli pospiesznie szeptać, że wybiera się w inne miejsce. Hari był szczęśliwy, że darszan okazał się tak krótki. Mógł teraz wyjść. Zamiast skierować się w stronę samochodu, Swami ruszył prosto w kierunku Hariego. Zbliżając się do niego promieniał uśmiechem, jakby go rozpoznał. Hari miał wrażenie, że Swami pyta go z radością: „Ach! Więc przyszedłeś?”. Swami wyciągnął rękę, dając mu znak, by jej dotknął.
„Swami jest świętą osobą. Jeśli Go dotknę, nie będzie to dobre dla Jego madi (czystości duchowej i cielesnej). Być może będzie musiał wrócić i wziąć kąpiel!”.  (Madi jest przestrzegane w wielu częściach Indii. Osoba, która oczyściła się wodą i modlitwami nie może pozwolić, aby dotknął jej ktoś, kto nie wziął kąpieli lub nie jest całkowicie czysty, ponieważ, np. podróżuje.)
   Ale Swami nie odchodził i stał z wyciągniętą ręką. Wydawało się, że pragnie, żeby Hari jej dotknął. Hari był wstrząśnięty. Zaczął się modlić w myślach. „Ramo Ramo! Co to jest? Nie znam nikogo poza Tobą. Jeśli to jesteś Ty, dotknij mnie. Ja nie mogę nic zrobić”. Gdy tylko skończył się modlić, Swami pochylił się do przodu i dotknął Hariego końcami palców. Spontanicznie, Hari również delikatnie dotknął Jego ręki. Wtedy Swami odwrócił się i ruszył na podwyższenie (a nie na zewnątrz, jak się obawiano). Całą tę przestrzeń od podwyższenia do wyjścia z namiotu Swami pokonał dla Hariego! Nie da się opowiedzieć, co tego dnia działo się w Harim. Trzeba jednak powiedzieć, że pragnął pozostać lojalny wobec Ramy i jednocześnie nie chciał odejść od Swamiego. Dlatego przeszedł w naturalny sposób z powtarzania ‘Rama Rama’ na ‘Sai Ram’.

Kuwejt wita Hariego

   Samolot wylądował w Kuwejcie i Hari rozmyślał o tym, jak zmieniło się jego życie. W ciągu ostatnich dziesięciu lat zrobił fantastyczną karierę w NCR Corporation. Miał szczęście, że nie doszło do tego kosztem jego wewnętrznego rozwoju. Odwiedziwszy kilkakrotnie aśram Baby w Puttaparthi, noszący nazwę Prasanthi Nilayam – Miejsce Najwyższego Spokoju, umieścił Prasanthi Nilayam w najgłębszych zakamarkach serca. W dwa lata po przyjeździe do Bahrajnu założył wraz z dwoma innymi wielbicielami – panem Winodem Passi, aktualnie kontrolerem finansów Centralnego Trustu Śri Sathya Sai i panem Dwarkanadhem, zaangażowanym w prace aśramu ‘Brindawan’ pod Bangalore – pierwszy ośrodek Sai w tym kraju. W trójkę wykonywali wszystkie czynności: śpiewali bhadżany, pełnili sewę itd. W 1985 r. duchowy ruch Sathya Sai rozkwitał w Bahrajnie z Harim, jako jednym z animatorów.

Hari z żoną i dziećmi w latach 80-tych


    Teraz wzywał go Kuwejt. Wiedział, że jeśli zdoła rozwiązać tutejsze problemy, najprawdopodobniej przeniosą go z Bahrajnu. Witamy w Kuwejcie”, proszę pana. Zatrzymał strumień myśli i przywitał swojego sponsora. Wykonane na lotnisku w Bahrajnie polecenia sponsora upewniły Hariego co do jego mocy i zakresu wpływów. Dowiedział się później, że Mustafa (imię zostało zmienione w celu ochrony jego prywatności) dysponował kompetencjami przewyższającymi kompetencje Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Kuwejtu, któremu przewodniczył. Jeśli wierzyć w to co usłyszał z miarodajnych źródeł, Mustafa był również szefem wywiadu i składał sprawozdania bezpośrednio emirowi Jaberowi Al-Ahmadowi Al-Sabahowi. Co więcej, Mustafa zdawał się bardzo lubić Hariego, co, według Hariego, nastąpiło jedynie dzięki łasce Boga! Mając takiego sponsora Hari był pewny, że kłopoty związane z podatkami NCR zostaną szybko rozwiązane.
   W tym miejscu wtrącę kilka uwag odnoszących się do używanego tutaj słowa ‘sponsor’. Podczas gdy na świecie odnosi się ono zwykle do osób fizycznych i firm płacących za to, by ich nazwiska kojarzyły się ludziom z wydarzeniami artystycznymi lub sportowymi, to w Zatoce Perskiej ma ono zupełnie inne znaczenie: sponsor jest opiekunem i gwarantem wykonującym całą pracę administracyjną, tzw. papierkową robotę, w imieniu obcokrajowca, między innymi ubiega się o pobytową wizę i o pracę, o otwarcie konta bankowego, podpisuje umowę o wynajem mieszkania. Sponsorem może być osoba fizyczna, firma lub instytucja. Nie obowiązują tu sztywne zasady i sytuacja może się zmieniać wraz ze sponsorem. System sponsorowania jest efektywną formą kontroli przyjezdnych. Ponieważ sponsor odpowiada za osoby indywidualne i za firmy, więc gdy dochodzi do naruszenia przepisów, staje się ‘kozłem ofiarnym’ i ‘traci twarz’. Dlatego sprawdza, czy osoba prywatna lub firma jest godna zaufania oraz upewnia się, czy przypadkowo nie przekroczy wyznaczonych jej granic. Przez kolejne kilka lat Hari pracował z oddaniem, bo znał tylko taki sposób pracy! Przywiózł również do Kuwejtu swój znak firmowy przejrzystości, efektywności i etyki. Usprawnił działalność korporacji i zyskał imię pana Czystego.
    Mustafa ogromnie się tym cieszył i pragnął zyskać pewność, że Hari pozostanie w Kuwejcie. Skłonienie Departamentu Podatku Dochodowego, żeby przestał nękać NCR w Kuwejcie było łatwe. Po kilku tygodniach Hari otrzymał kuwejckie prawo jazdy, co było swoistym cudem, ponieważ szeptano, że Hindusi mogą je otrzymać dopiero po pięciu latach! Rodzina Hariego przeprowadziła się do Kuwejtu i nie trzeba dodawać, że jego dzieci zostały bez żadnych trudności przyjęte do najlepszych szkół – wszystko dzięki rozkazom Mustafy. Pod koniec dwóch lat 100% bankomatów w Kuwejcie należało do NCR. Wpływ pracy personelu NCR był taki, że nawet teraz na rynku bankomatów panuje przekonanie, że NCR jest ich największym producentem i zajmuje pierwsze miejsce na Środkowym Wschodzie. 
   Hari dostał dwupoziomowy apartament w prestiżowym i bardzo wygodnym kompleksie Salmiji, znajdującym się blisko pałacu emira. Wraz z pieczątką i podpisem sponsora w paszporcie Hariego znalazło się teraz nowe określenie – mudir, dyrektor. To największy zaszczyt, jaki może spotkać człowieka niebędącego obywatelem Kuwejtu!
    Hari każdego dnia miał okazję doświadczać wpływów Mustafy. Na przykład gdy musiał wyjechać z Kuwejtu, przy terminalu imigracyjnym dostawał eskortę. Gdy stało się to po raz pierwszy, zastanawiał się, co teraz będzie. Prawo na Środkowym Wschodzie bardzo się różni od prawa obowiązującego na świecie, zadawał więc sobie pytanie, czy zamkną go w więzieniu czy przesłuchają. Jego obawy zdawały się potwierdzać, gdy prowadzono go do pokoju. Hari zorientował się o co chodzi dopiero wtedy, gdy jeden z mężczyzn otworzył drzwi i powiedział: „Proszę się rozgościć. Odprowadzimy pana do samolotu jak tylko przyleci”. Mężczyzna wyszedł, a Hari zwrócił uwagę na otaczający go luksus! Były tu pluszowe fotele, posiłek i drinki. Gdy w chwilę później odprowadzano go do samolotu, miał wrażenie, że ludzie patrzą na niego zastanawiając się kim jest. Był jedynym pasażerem eskortowanym do sekcji biznesowej, którego w dodatku nie poddano rewizji, a jego skromny bagaż wniesiono na pokład. Nie było wątpliwości, że Mustafa pragnął pozostawać z Harim w kontaktach wykraczających poza sferę biznesu. Z tego co Hari dowiedział się z pewnych źródeł, Mustafa miał zamiar poprosić go o wprowadzenie jego nastoletniego syna w tajniki biznesu! Oznaczało to prawdopodobnie uruchomienie nowego przedsięwzięcia, w którym zostałby równorzędnym partnerem Mustafy!

Miejsce Lakszmi jest u stóp Narajany

     W ciągu ostatnich dziesięciu lat Hari osiągnął to, co inni pragną zyskać w ciągu całego swojego życia – bogactwo, władzę, wpływy i pozycję na świecie. Mimo to nie dopuścił nigdy, żeby rozpierała go duma. Jego stałym towarzyszem było nieustannie powtarzane imię Pana, a drogę wytyczały mu bhadżany. 
    Czuł, że bez względu na wielkość uzyskanego majątku pozostanie on bez znaczenia, jeśli nie ozdobi stóp Boga – wszak miejsce Lakszmi, bogini bogactwa, znajduje się u stóp Narajany! Utwierdzała go w tym przekonaniu niezachwiana wiara i postawa wdzięczności. Nigdy nie zapomniał słów ojca, że największym bogactwem jaki może zyskać na świecie jest imię Pana. Bogactwo odpłacało mu się za to obfitością. Hari został obdarowany wieloma snami, w których Swami błogosławił go i zapewniał mu konieczne przewodnictwo. Hari budził się i opowiadał o nich ze łzami wdzięczności w oczach swojej żonie Umie.
     „Mamy ogromne szczęście, że Swami jest obecny w naszym życiu”, mówił i czekał na chwilę, w której będzie mógł wyruszyć do Prasanthi Nilayam.
    Jego wiara w Swamiego była tak niezachwiana, że przydarzyło mu się kilka cudów, podobnie jak bliskim mu ludziom. Wiele osób zaczęło akceptować Swamiego i czcić Go po prostu dlatego, że byli związani z Harim i dzielili z nim wspólne doświadczenia. Oto wpływ jakim może dysponować wielbiciel – może skłaniać innych do wiary jedynie swoją ufnością wobec Boga!
   Chociaż Hari przypisywał Swamiemu wszystko, co zaszło w jego życiu, to nie potrafił w pełni docenić jak wielkie spotkało go szczęście. Miał się o tym wkrótce przekonać, a uzyskana wiedza miała uwolnić go na zawsze z więzów ziemskich pragnień. Ich władza nad człowiekiem może być mocna, a jednocześnie subtelna. Uwolnienie się od pragnień wymaga często mocnego ciosu. Taki cios spadł na Hariego, kiedy Kuwejt został brutalnie zaatakowany przez Irak rządzony przez Saddama Husseina.

Napięcie narasta

    Kariera Hari Hara Krisznana pięła się w górę, a jednocześnie w rejonie Zatoki narastało napięcie pomiędzy Irakiem a Kuwejtem.
    Dekadę temu, pomimo tak zwanego zwycięstwa nad Iranem, Irak wyłonił się z potyczki zdemoralizowany i zniszczony. Istnieje przekonanie, że była to najdłużej trwająca, konwencjonalna wojna XX w. Zachodnie analizy pokazują, że zginęło w niej ponad milion ludzi, a kolejne miliony zostały nią bezpośrednio dotknięte. Arabia Saudyjska i Kuwejt obawiając się, że rewolucja irańska zagrozi islamowi, w pełni poparły Irak w podbijaniu i niszczeniu Iranu. Gdy wojna się skończyła, Irak nie był w stanie spłacić Kuwejtowi 14 miliardów dolarów pożyczki finansującej działania wojenne i poprosił o skreślenie tego długu. Niechęć Kuwejtu do umorzenia sumy wprowadziła napięcie pomiędzy obydwoma krajami. 
    W międzyczasie Kuwejt wzmógł wydobycie ropy naftowej, co według Iraku doprowadziło do zniżki cen. Zgodnie z tym co powiedział Tarik Aziz, były minister irackiego ministerstwa spraw zagranicznych, „każde obniżenie ceny baryłki ropy naftowej przynosiło Irakowi zubożenie rocznych przychodów o miliard dolarów i doprowadzało Bagdad do ostrego kryzysu finansowego”. Wzrastające napięcie pomiędzy Irakiem a Kuwejtem pogłębiło się, kiedy Kuwejt dokonał inwazji na Irak, przekraczając granicę i zajmując gigantyczne pola Rumaila (z największymi i najlepszymi jakościowo pokładami ropy naftowej na świecie).
    Dwudziestego piątego lipca 1990 r. przedstawiciele OPEC oznajmili, że Kuwejt i Zjednoczone Emiraty Arabskie zgodziły się na propozycję ograniczenia dziennego wydobycia ropy do 1,5 miliona baryłek. Mimo to wzdłuż granicy iracko-kuwejckiej Irak rozmieścił ponad 100 000 żołnierzy, co w żaden sposób nie przyczyniało się do spadku napięcia, wbrew uzgodnieniom krajów OPEC.

Nocne spotkanie

   Pierwszego lipca 1990 r. panowała pod każdym względem gorąca noc. W sali znajdowały się wybitne osobistości pogrążone w poważnej dyskusji. Był tam Hari, jego kolega Mitri Mitri, Chris Phylactou – dyrektor Hariego z Cypru i oczywiście Mustafa. Chodziło o rozszerzenie interesów NCR w Kuwejcie, któremu miały towarzyszyć równoległe zmiany w życiu Hariego. Miał opuścić NCR i rozpocząć pracę w nowej firmie stworzonej przez Mustafę. Hari był zadowolony z tego gdzie jest i co robi. Nie chciał zmian, niezależnie od tego, jak duże przyniosłyby mu zyski i władzę. Jednocześnie czynił kroki mające pomóc dyrektorowi z Cypru wspiąć się wyżej po szczeblach kariery.
   Zanim rozpoczęło się spotkanie, Hari powiedział Chrisowi, że powołując się na problemy w domu zamierza raczej zrezygnować z NCR niż pracować dla nowej spółki. Właśnie zawiózł rodzinę na roczne wakacje do Madrasu, co mogło doskonale tłumaczyć jego odmowę. Hari przygotowywał się do wyjazdu z Kuwejtu na dobre, jeśli zajdzie taka konieczność.
  Podczas spotkania okazało się, że Mustafa nie jest zadowolony z odejścia tak rzetelnego i skutecznego pracownika. Powiedział Hariemu, żeby bez pośpiechu starannie rozważył jego ofertę i poinformował go o swojej ostatecznej decyzji. Gdy spotkanie dobiegało końca, Hari odważnie i prawdopodobnie zupełnie niewinnie zadał Mustafie pytanie: „Słyszeliśmy, że iraccy żołnierze otoczyli Kuwejt. Czy Kuwejtowi coś grozi?”.
    Twarz Mustafy zaczerwieniła się z gniewu. Czuł, że jest to zuchwała i bezczelna indagacja. „Dlaczego wtykasz nos w nie swoje sprawy?”, zapytał grzmiącym głosem. „Czy wiesz, że pozostaję w kontakcie z amerykańskim sekretarzem stanu? Do niczego nie dojdzie. Po prostu jedź teraz do domu”. Mustafa pierwszy wyszedł z sali.
   Mitri Mitri patrzył oszołomiony na Hariego. „Jak mogłeś go o to pytać i rozmawiać z nim w ten sposób? Proponowano mi 5% od jednego pakietu akcji tej spółki. On jest gotów ofiarować ci trzykrotnie większą sumę. Po co martwisz się sprawami, które przekraczają twoje kompetencje? Przyjmij tę pracę, a wszystko się ułoży. Pamiętaj, zostaniesz multimilionerem”. 
    Hari odpowiedział: „Wiem o czym mówisz. Wierz mi jednak, pieniądze nie są wszystkim. Niewątpliwie przyjechałem tutaj dla pieniędzy, ale teraz muszę wyprawić siostrze wesele i spłacić długi ojca. Finanse powinny przypominać buty – nie za małe ani za duże. Moje doskonale do mnie pasują i nie chcę więcej”.
    Dyrektor podszedł i uścisnął mu dłoń. „Jeszcze nie jestem gotów zgodzić się na twoje odejście. Jeśli czujesz się źle w nowej roli, poinformuj mnie o tym, a przeniosę cię w inne miejsce. Proszę jednak, nie opuszczaj NCR”.
   Kolega potrząsał głową z niedowierzaniem. Chris wyleciał na Cypr, a Hari i Mitri wrócili do domu.

Alarm o świcie

   Hari obudził się zaalarmowany wybuchami i strzałami o bardzo niezwykłej porze! Spojrzał na zegar ścienny i zobaczył, że jest 2:30 rano. Podszedł do okna na wyższej kondygnacji domu. To, co zobaczył napełniło go przerażeniem. Pomimo tak wczesnej pory ulice zapełniały pojazdy. Nie były to jednak samochody, lecz czołgi. Siedzący w nich młodzi ludzie trzymali w rękach karabiny maszynowe, wykrzykiwali slogany i siali wokół siebie spustoszenie. Strzały były przypadkowe i przypominały sceny z brutalnej gry wideo. Jedyna różnica polegała na tym, że śmierć była tutaj prawdziwa i nie można jej było cofnąć przyciskiem restartu!

   Hari zamknął okno uświadamiając sobie, że Kuwejt został zaatakowany przez Irak – chociaż Mustafa powiedział im w zaufaniu, że do tego nie dojdzie! Zrozumiawszy to, Hari natychmiast zwrócił się do Swamiego w swoim sercu. „Swami, wszedłeś w moje życie i wszystko zmieniłeś. To Ty wybrałeś mi żonę, to Ty pobłogosławiłeś mnie dziećmi. Sprawiłeś, że wybrano mnie do pracy na Środkowym Wschodzie spośród tysięcy kandydatów. Pomagałeś mi wzrastać i dałeś mi to wszystko. Teraz nie wiem jak długo jeszcze będę żył”. Modlitwę przerwał dźwięk telefonu. Ach! Linie telefoniczne wciąż działały. (Pamiętajcie, że komórki stały się popularne dopiero po 1990 r.)

„Sai Ram! Halo!”. „Hari, tu Ribhi…”. Ribhi Al Shaer był palestyńskim muzułmaninem i pracował w NCR jako dyrektor administracyjny. „Ribhi, irackie czołgi są na wszystkich drogach”.
   „Tak, zostaliśmy zaatakowani. Dzwonię, żeby udzielić ci kilku wskazówek. Zbierz jak najwięcej wody. Napełnij każdy zbiornik, cylinder, wiadro, butelkę – wszystko co znajdziesz. Sprawdź, co masz do jedzenia. Zrób zapasy. Potem idź do bankomatu i wypłać jak największą sumę pieniędzy. Zapełnij spiżarnię. Zadzwonię do ciebie później”.
    Hari wiedział, że Ribhi ma ogromne doświadczenie. Jego dom znajdował się w strefie Gazy, pozostającej w stanie nieustannej wojny. Postanowił odłożyć słuchawkę i skorzystać z jego rad, kiedy instynktownie wykręcił numer indyjski. Sygnał przeszedł! Po drugiej stronie kabla znalazł się jego kuzyn.
   „Sai Ram! Mówi Hari. Posłuchaj uważnie. W dzisiejszych gazetach znajdziesz wiadomości o inwazji Iraku na Kuwejt. Ale nie martw się o mnie. Jestem bezpieczny i przyjadę do Indii, gdy tylko zakończę tutaj pracę. Będę w Indiach za jakieś dwa miesiące”.
   Prosił kuzyna, żeby zawiadomił o tym bliskich, a zwłaszcza jego żonę Umę. Potem zaczął gromadzić wodę. Było to szczególnie ważne, ponieważ szef irackiego wywiadu, Ali Hassan, ponoszący odpowiedzialność za zarządzanie Kuwejtem, był znany z zamiłowania do broni chemicznej. Zyskał epitet ‘chemicznego Ali’.
   Potem włączył telewizję na kanał wiadomości lokalnych. W tym momencie ruszyła lawina telefonów. NCR poleciło mu natychmiast wyjechać z kraju. Cały majątek firmy był ubezpieczony. Doprawdy, przyjemny rozkaz! Ale jak go wykonać, skoro telewizja podała, że wojska irackie wprowadziły dwudniową godzinę policyjną? Powiedziano również, że żołnierze wdzierają się losowo do domów, dokonując aktów przemocy i grabieży. Hari patrzył przez okno na rozstawione w pobliżu namioty wojskowe. W każdej chwili żołnierze mogą z nich zrezygnować na rzecz luksusów w rezydencjach Salmiji! Kto mu wtedy pomoże?

Hari zastanawiał się, co może teraz robić Mustafa. Przerzucił się na inny kanał, tym razem arabski. Ogłoszono, że emir Kuwejtu, Jaber Al-Ahmad Al-Sabah uciekł jak tchórz wraz z Mustafą do Arabii Saudyjskiej. Wydano na nich wyrok śmierci, podobnie jak na wszystkie związane z nimi osoby. Ostatecznie ogłoszono wysoką nagrodę za ich głowy! 
 Emir Kuwejtu, Jaber Al-Ahmad Al-Sabah
Hari zdał sobie sprawę, że znalazł się teraz w prawdziwych tarapatach. Prezydent Iraku Saddam Hussein nalegał, żeby emir i jego królewska rodzina nigdy nie wrócili do Kuwejtu, nawet jeśli ujdą z życiem.

Jedynym schronieniem jest dusza

   Kolejny telefon był od Mitriego. Zrozpaczony opowiedział Hariemu, że marzył o wygodnym i luksusowym życiu. Teraz nie liczy się nic, bo wątpi, czy uda mu się przeżyć do następnego dnia! Hari pocieszył go najlepiej jak potrafił. „Nie martw się! Bóg zaopiekuje się nami”.
    Często postrzegamy śmierć w niewłaściwym świetle. Myśli o śmierci uważane są za negatywne. Jednak mędrcom myśli o śmierci pomagają ustalić priorytety życiowe. To właśnie przydarzyło się królowi Parikszitowi z ‘Mahabharaty’. Kiedy dowiedział się, że wkrótce umrze, porzucił wszelką działalność i zajmował się wyłącznie słuchaniem opowieści o Panu Krisznie. Myśli o śmierci skłaniają mędrców do przeżywania życia w bardziej owocny i przynoszący spełnienie sposób.
    Hari miał nadzieję, że godzina policyjna ustrzeże go przed rabującymi żołnierzami, bo będą zajęci na ulicach Kuwejtu. Zdawał sobie sprawę, że paszport z pieczątką Mustafy, który do tej pory był jego przepustką do chwały, teraz może przyczynić się do jego śmierci! Ach! Jaką potęgą jest czas! W jednej chwili może zmienić największy nasz atut w prawdziwe niebezpieczeństwo.
     Jedynym schronieniem był teraz Pan. Pamiętajmy, że Pan jest jedynym schronieniem w każdym czasie. Jednak w takich momentach uświadamiamy sobie tę prawdę szczególnie mocno. W innej sytuacji iluzja władzy, bogactwa, zdrowia i wpływów może nas skłaniać do myślenia, że kontrolujemy swoje życie. Hari podszedł do ołtarza i zaczął śpiewać ‘Wisznu Sahasranamę’, tysiąc imion Pana Hari (Wisznu). W sercu miał tylko jedną modlitwę: „Swami, jeśli muszę umrzeć, to proszę, pozwól mi umrzeć w Indiach. Jeśli to teraz niemożliwe, to pozwól mi przynajmniej dośpiewać do końca ‘Wisznu Sahasranamę’, a kiedy wejdą żołnierze, daj mi szybką i bezbolesną śmierć”.
   Te dwa dni, w których obowiązywała godzina policyjna, spędził na nieustannej kontemplacji Swamiego. Ani na chwilę nie zasnął. Nie mógł pozwolić sobie na spanie, skoro śmierć mogła nadejść w każdej chwili i z każdego miejsca! Chociaż międzynarodowa linia telefoniczna nie działała, to linie miejscowe były wciąż aktywne. Hari drobiazgowo omawiał i planował bezpieczeństwo wszystkich pracowników i kontrahentów NCR. Saddam Hussein robił wszystko, żeby uwięzić Europejczyków i Amerykanów, być może po to, żeby użyć ich jako tarczy powstrzymującej USA przed bombardowaniami.
    (To zupełnie inna historia, ale Stany Zjednoczone również ponoszą odpowiedzialność za ten bałagan, z powodu ekonomicznej i politycznej wojny toczonej przez nie przeciwko Saddamowi, który wcześniej wykazał się wystarczającą odwagą, żeby sprzedawać iracką ropę za inną walutę niż dolar.)
   Hari upewnił się, że zostały zniszczone wszelkie dane identyfikacyjne osób zatrudnionych w spółce, rozmieszczonych w różnych hotelach. Przygotowano kilka planów ewakuacji i od piątego sierpnia każdy odpowiadał za siebie.
   Saddam ogłosił, że Emirat Kuwejtu jest teraz dziewiętnastą prowincją Iraku. Zlecił również powrót do normalności. Pierwszym krokiem według niego miało być otwarcie banków i wznowienie operacji finansowych. (Normalność jednak nigdy nie wróciła, ponieważ Kuwejtczycy zorganizowali lokalny ruch oporu skierowany przeciwko okupacji irackiej.)
    Hari wiedział, że to ostatni gwoźdź do jego trumny. Prowadził w Kuwejcie operacje NCR, a NCR posiadała niemal 100% udziałów na rynku bankomatów. Ponieważ bankomaty musiały zacząć funkcjonować, było tylko kwestią czasu kiedy ludzie Saddama zaczną go szukać. Ponownie najwyższe aktywa stały się najniebezpieczniejszymi pasywami. Gdyby występowały tutaj inne przedsiębiorstwa produkujące bankomaty, Hari nie stałby się jedynym celem Iraku! Doprawdy, czas to potęga.
    Hari zdecydował, że opuści mieszkanie i ukryje się. Zadzwonił do kuzyna Ananta Padmanabhana, żeby przyjechał i zabrał go do siebie. Hari nie chciał korzystać ze swojego samochodu, aby iraccy żołnierze nie nabrali podejrzeń, że ucieka. Czekając na kuzyna wyszedł z domu z niewielkim bagażem, w którym miał zaledwie dwie koszule, spodnie, ślubne sari swojej żony, a co najważniejsze, zdjęcie Swamiego. Odwrócił się i patrząc na dom zmówił modlitwę: „Nic z tych rzeczy nie należy do mnie, jedynie z nich korzystałem. Drogi Swami, gdy ten tumult dobiegnie końca, niechaj każdy kto tu zamieszka żyje w spokoju i zapomni o wojnie. Swami, jesteś moim jedynym skarbem, moją jedyną siłą”.  Rozumiał wielką mądrość Mirabai, która śpiewała:
   „Otrzymałam bezcenny skarb imienia Pana. Ten skarb nieustannie rośnie, bez względu na to ile wydaję. To jedyny skarb, którego nikt mi nie odbierze”.
Początek podróży
   Hari spędził szósty, siódmy i ósmy lipca w mieszkaniu kuzyna. Przez ten czas ani na chwilę nie zasnął! Ribhi, jego palestyński przyjaciel, skontaktował się z nim ponownie i namawiał go do opuszczenia kraju. 
„Najlepiej pojedźmy do Ammanu”.
„Ale jak się tam dostaniemy, Ribhi?”, zapytał Hari.
„Musimy pojechać z Kuwejtu do Jordanii przez Irak”.
„To szaleństwo”.
„W taki sposób wracam do domu w Palestynie! Uwierz i pojedź ze mną. Dopóki będę żył, zapewnię ci ochronę”.
     Hari był poruszony i postanowił usłuchać Ribhiego. Nie chciał jednak wyjeżdżać ósmego lecz dziewiątego sierpnia, w czwartek, szczególny dzień dla wielbicieli Sai. Do Hariego dołączył kuzyn z żoną i dziećmi. W wyprawie miał także wziąć udział pan Salim z Kerali i pan Kirit Ghandi z rodziną. Przekonał ich do tego kuzyn Hariego:   „Mój kuzyn Hari ma potężnego Boga! Tym Bogiem jest Sai Baba. Jeśli z nim wyruszymy, Sai Baba ochroni nas również”.
    Hariemu nie odpowiadał taki sposób myślenia, ale nie mógł nic z tym zrobić. Dał każdemu wibhuti i powiedział: „To nasza najpewniejsza obrona. Przed jutrzejszym wyjazdem chcę spędzić noc na śpiewaniu bhadżanów. Proszę, nie przeszkadzajcie mi w tym”.
     Dalecy od przeszkadzania, śpiewali je przez chwilę razem z nim. Panie przygotowały na podróż ryżowe ciasteczka popularne na południu Indii, nie wiedząc kiedy ich wyprawa dobiegnie końca. Powitali świt zbiorowym wykonaniem pieśni na chwałę Pana. Przygotowywali się do tego, co wyznaczył im los – na życie lub na śmierć.

Zrób co możesz, resztę pozostaw Bogu

   Hari i Ribhi Al Shaer dokładnie przedyskutowali plan ucieczki i wyznaczyli miejsce spotkania. Od tego momentu na czele konwoju złożonego z czterech samochodów kierujących się w stronę Ammanu miał stać Ribhi w swoim Mercedesie. Hari z rodziną kuzyna miał podążać za nim w odległości 100 m. W trzecim samochodzie miał siedzieć Kirit Gandhi z rodziną, zachowując ten sam odstęp, a w czwartym Salim z dwojgiem przyjaciół. Ribhi uprzedził, że nie będzie na nikogo czekał, ponieważ każdy stojący samochód może zostać sprawdzony (w najlepszym razie), skonfiskowany (najprawdopodobniej) lub (w najgorszym wypadku) zbombardowany. Czas spotkania wyznaczyli na dziewiątego lipca o godzinie 8:30 rano. Ponieważ w czasie podróży mogło wydarzyć się wszystko, każdy z samochodów miał prawo w każdej chwili opuścić konwój i ruszyć innym szlakiem. 
   Po dokonaniu niezbędnych przygotowań, Hari wrócił do śpiewania bhadżanów. Od pięciu dni był pozbawiony snu. Czy ktokolwiek mógłby zasnąć w takiej sytuacji? Zwykle śpimy w nocy mając pewność, że obudzimy się następnego ranka. Sądząc, że będzie to nasz ostatni sen w życiu, nie zmrużymy oka. Hari był właśnie w takim położeniu, podobnie jak wszyscy inni. Mijały godziny i jedyną rzeczą jaką spożyli było wibhuti. O świcie w milczeniu przygotowywali się do podróży, która mogła im ofiarować dalsze życie lub śmierć. Gdy załadowywali samochody potrzebnymi rzeczami, Hari zauważył w domu kuzyna sierpniowe wydanie tamilskiego miesięcznika dla kobiet ‘Mangayar Malar’.

 Kuzyn zachował go, żeby pokazać Hariemu zamieszczone w nim zdjęcie Swamiego. Hari zajrzał na tę stronę. Była tam reklama książki napisanej przez pana Ganapatiego, opowiadającej o cudach Sai Baby, o Jego wielkości i naukach. Dla Hariego najważniejsze było to, że zamieszczono w niej zdjęcie Swamiego z dłońmi uniesionymi w geście błogosławieństwa. Widząc je poczuł odwagę i radość. Czuł, że Swami zapewnia go o Swojej opiece. Zabrał czasopismo do samochodu i położył je na desce rozdzielczej.

Prowadził kuzyn. Dzieci Padmanabhana były przerażone jazdą przez kraj rozdarty wojną. Żeby je uśpić, a tym samym uspokoić, podano im duże dawki syropu na kaszel. Tuż przed wyruszeniem, Hari, śpiewając głośno ‘Sai Ram! Sai Ram!’, nałożył wibhuti na czoła towarzyszących mu osób.

   Potem konwój złożony z trzech samochodów wyruszył na miejsce spotkania, gdzie mieli nadzieję spotkać się z Ribhim.
Podróż w nieznane jedynie z wiarą
    Hari był w prowadzącym samochodzie. Gdy tylko wyjechali na szosę, usłyszeli strzały. Tak kuwejcki ruch oporu protestował przeciwko irackiej okupacji. Postanowili, że okna samochodów będą uchylone tylko na palec, żeby zminimalizować odgłosy walk. Włączyli klimatyzator i radio BBC. Mniejszy lęk budziło w nich słuchanie o wojnie, niż słuchanie wojny!  
   Pięć minut później Hari zauważył samochód Ribhiego sunący wolno drogą. Ribhi również musiał ich dostrzec, ponieważ przyspieszył. Jechali teraz w konwoju rozciągniętym na 400 m. Auto Ribhiego skręciło i wjechało na autostradę. Wkrótce pędzili nią z prędkością 100 km na godzinę.
   Jedyne dźwięki w samochodzie płynęły z radia. Pasażerowie słuchali wiadomości z zapartym tchem, mając nadzieję, że otrzymają wskazówki, co powinni robić i gdzie jechać. Wszystkie informacje były niepomyślne. Do Kuwejtu wkroczyło ponad 100 000 irackich żołnierzy. Saddam Hussein groził, że zamieni Kuwejt w cmentarzysko, jeśli którekolwiek państwo odważy się zakwestionować przejęcie przez niego tego kraju. Młodszy brat emira został zabity i wojska irackie założyły na drogach blokady. Żaden arabski kraj jak dotąd nie potępił ataku. Pomimo apeli Kuwejtu, międzynarodowa społeczność zachowywała milczenie. Wszystko to najwyraźniej przekonywało Saddama, że może posuwać się dalej. Ale rozbijało pewność siebie pasażerów w samochodzie! W dodatku dowiedzieli się, że wszystkie przejścia graniczne w Kuwejcie i Iraku zostały zamknięte i z okupowanego kraju nie mogli wyjechać nawet dyplomaci!
   Hari natychmiast wyciągnął paczuszkę wibhuti. Śpiewając ponownie pełnym głosem ‘Sai Ram Sai Ram’, nałożył popiół na czoła towarzyszy podróży. Było to jedyne źródło ich siły i ratunek. Za każdym razem gdy radio BBC odbierało im odwagę, Hari prosił, żeby śpiewali imię Pana i przyjmowali wibhuti! Dzięki tak silnej wierze, nawet obecność czołgów i karabinów maszynowych trzymanych przez żołnierzy, nie skłoniła ich do zawrócenia.
   W samochodach podążających za autem Hariego wypadki przedstawiały się nieco inaczej. Nie mieli pojęcia jaka jest sytuacja. Ale ufali wierze Hariego w jego Pana! Mówili sobie: „Sai Baba na pewno go ochroni. Jeśli z nim zostaniemy, zaopiekuje się również nami!”. Szczera wiara może zainspirować innych!
   Gdy konwój znalazł się około 100 km od Salmiji, zdarzyło się coś niespodziewanego. Mercedes Ribhiego został zatrzymany przez wojsko. Pozostałe auta w konwoju maksymalnie zwolniły. Na przednim siedzeniu bok Ribhiego usiadł uzbrojony oficer. Mercedes ruszył i konwój podążył za nim. Z pewnością nie była to normalna sytuacja. Do czego mogła doprowadzić? Dwa kilometry dalej droga się rozwidlała. Ribhi, na rozkaz oficera, skręcił w lewo. „Skręć w prawo”, polecił kuzynowi Hari. Tablica przy drodze informowała, że kierują się do irackiej Basry. „Czy powinniśmy się tam udać?”, zapytał Ananta Padmanabhan. „Nie mam pojęcia. Nie sądzę jednak by mądrze było jechać za Ribhim. Ten oficer może go zabrać prosto do bazy wojskowej. Odjedźmy najdalej jak to możliwe”.
     Hari przekonał się, że dwa pozostałe auta podążają posłusznie za nim. Ponieważ Ribhi już ich nie prowadził, musiał wziąć odpowiedzialność na siebie. Nie miał jednak najmniejszego pojęcia o irackich drogach. Podróżował bardzo dużo po Środkowym Wschodzie, ale nigdy nawet nie wyobrażał sobie, że mógłby się wybrać do Iraku. Teraz miał na głowie konwój trzech samochodów, jadących nieznanymi drogami kraju rządzonego przez dyktatora. Nadszedł czas na kolejną rundę głośnego śpiewania ‘Sai Ram Sai Ram’ i nakładania wibhuti.

Pierwsza kontrola – pierwszy test

   Miało to miejsce gdzieś na dawnej granicy Kuwejtu i Iraku, 60 km od Basry. Natknęli się tam na barykadę i punkt kontrolny. W tym momencie Hari nie miał pojęcia, że to granica. Myślał tylko, że przerwano ich nerwową podróż. Patrząc przez przednią szybę Hari i jego kuzyn ujrzeli idącego w ich stronę żołnierza uzbrojonego w rosyjski karabin automatyczny AK-47. Pieśń ‘Sai Ram Sai Ram’ w aucie osiągnęła crescendo. Ściskając w dłoni paczuszkę wibhuti, Hari opuścił szybę. Był przygotowany na to, że wyciągną go z samochodu. Żołnierz podszedł do okna i zaskoczył wszystkich mówiąc: „Mamy piętnaście punktów kontrolnych… Po prostu unoście w ten sposób rękę… Każdy was wtedy przepuści”.
    Podniósł prawą rękę w popularnym geście ‘stop’. O nic nie spytał! Hari odetchnął z ulgą – nie będzie tutaj umierał. Konwój po prostu minął granicę i wjechał do Iraku. Czy wpadli z deszczu pod rynnę? Jadąc Hari dostał gęsiej skórki kiedy uświadomił sobie, że żołnierz poradził mu wykonywać gest abhajahasty, charakterystyczny dla większości indyjskich Bogów.
   Dla wielbicieli Sai abhajahasta ma szczególne znaczenie, bo oznacza, że Swami przyrzeka im opiekę: „Dlaczego się martwicie, skoro jestem tutaj?”.
  Na każdym skrzyżowaniu drogi Hari śpiewał imię Pana, nakładał na czoło wibhuti i skręcał w kierunku wskazanym mu przez serce. Nie było tu prawie żadnych tablic. A nawet gdyby były, nie przydałyby się Hariemu na nic, ponieważ zupełnie nie znał Iraku! Był to prawdziwy cud, że dojechali do Basry. Zatankowali na stacji benzynowej. Hari obawiał się, że zdradzą ich numery kuwejckiej rejestracji samochodu. Ale jakimś cudem nic takiego się nie stało, nawet gdy Hari zapłacił za benzynę kuwejckimi dinarami! Hari uświadomił sobie, że Swami prowadzi ich i strzeże.
      Portowe miasto Basra jest drugim pod względem wielkości irackim miastem po Bagdadzie. Leży nad Szatt al-Arab – Rzeką Arabską, będącą źródłem konfliktu irańsko-irackiego (Persowie nazywali ją Szybką Rzeką). Mimo że miasto ma bogatą przeszłość kulturalną i duchową, przez ostatnią dekadę bardzo cierpiało. Saddam przemienił je w twierdzę, wznosząc 99 pomników irackich dowódców, którzy podczas wojny zginęli na brzegach Szatt al-Arab. Ich dłonie były skierowane w stronę Iranu! Teraz przebywał tu Hari i jego towarzysze. Jechali w stronę hotelu. 
   Zatrzymali się na krótko w holu zewnętrznej restauracji i zjedli ciasteczka ryżowe przygotowane w Kuwejcie.
Czas w jednej chwili może porwać wszystko – Harati nimeszat kala sarwam.
    W tym pięknym, choć wyniszczonym wojną mieście, Hari przeżył jeden z najbardziej poruszających momentów swojego życia. Postanowił wejść z kuzynem do sklepu w holu restauracji, żeby kupić wodę i herbatniki. Bał się śmiertelnie jak zareagują ludzie, jeśli się dowiedzą, że przyjechał z Kuwejtu. Jednak właściciel sklepu okazał się serdeczny i przyjazny. Ponieważ Hari zapłacił mu kuwejckimi dinarami, przeliczył je starannie na dinary irackie i wydał resztę. Hari zamierzał kupić 20 litrów wody, ostatecznie jednak nie zdecydował się na to, bojąc się wzbudzić podejrzenia.
   Gdy kierowali się w stronę samochodu, ujrzał scenę, która siłą swojego impetu niemal zwaliła go z nóg.
   Do sklepu wszedł Kuwejtczyk z żoną i dwojgiem dzieci. Chociaż inwazja wywołała u niego szok, wciąż zachował kuwejcką pewność siebie, płynącą z ogromnego bogactwa. Poprosił o te same rzeczy co Hari – o butelkowaną wodę i herbatniki. Właściciel sklepu wydawał się zaniepokojony i po prostu mu odmówił. Gdyby żołnierze Saddama dowiedzieli się, że udzielił pomocy uciekinierowi z Kuwejtu, byłby z nim koniec!
  Kuwejtczyk odwrócił się i otworzył zaskakująco dużą walizkę, którą ze sobą przyniósł. Hariego wprawił w osłupienie widok ułożonych w niej porządnie kuwejckich dinarów. Wystarczyła sama ta walizka, by zostać multimilionerem! Kuwejtczyk wyciągnął zwitek pieniędzy i podał go właścicielowi sklepu. Hari ocenił, że było w nim około 100 kuwejckich dinarów, stanowiących równowartość 7000 dolarów – i to wszystko za wodę i herbatniki! Dawniej za te pieniądze mógł kupić cały sklep. Ale dzisiaj nastały inne czasy! Właściciel sklepu odrzucił banknoty, jak gdyby były samą śmiercią. Twarz poczerwieniała mu z gniewu. „Wiem, że jesteście Kuwejtczykami i staracie się uciec. Zaraz wezwę policję”. Podniósł słuchawkę telefonu i zaczął wybierać numer.
   Kuwejtczyk szybko schował pieniądze do walizki, chwycił ją i trzymając dziecko za rękę wybiegł. Żona podążyła za nim z drugim dzieckiem. Pragnęli uratować życie.
   Nagle na Hariego spłynęło bolesne zrozumienie. „Swami, jaka korzyść płynie z bogactwa, skoro nie może nas ono powstrzymać od zostania w sekundę żebrakami? Jaki jest pożytek z pieniędzy, kiedy nie są akceptowane? Owe miliony nie są w stanie zapewnić temu panu nawet szklanki wody!”. Ironia polegała na tym, że Kuwejtczyk wciąż trzymał walizkę, jak gdyby była całym jego życiem!
   „Swami!”, kontynuował Hari ze łzami w oczach, „pomóż mi zgromadzić walutę ważną w Twoim królestwie. Wszelkie inne stają się w jednej chwili makulaturą. Nigdy więcej nie chcę sięgać po bezwartościowe papiery”.
   Wielki Śankaraćarja ostrzega ludzi przed pychą płynącą z zamożności, młodości i wpływów, bo można stracić to wszystko w jednej chwili. Hari miał teraz przed oczami praktyczny pokaz tego, jak w ułamku sekundy można stracić wszelkie dobra. Gdy szedł do samochodu, po policzkach wciąż mu płynęły łzy. W Basrze Swami przekazał mu lekcję, jakiej życie nie potrafi czasami nauczyć ludzi przez cały ich pobyt na Ziemi. 

Podróż przez Irak

  Samochód miał pełen bak. Pasażerowie zadowolili się ciasteczkami ryżowymi, herbatnikami i wodą. Dusza Hariego wzmocniła się kolejną lekcją życia. Dzieci dostały drugą dawkę syropu na kaszel, ponieważ konwój wyruszał w podróż przez Irak.
 Jak przepowiedział to żołnierz na pierwszym punkcie kontrolnym, po drodze natknęli się na kilka kolejnych wojskowych posterunków. Podróż z Basry do Najafy zajęła im blisko pięć godzin. Stamtąd, w ciągu kolejnej godziny, dotarli do świętego miasta Karbala. Przez cały ten czas Hari otoczony był miłością Swamiego, przejawiającą się w postaci cudów.
1.    Żaden punkt kontrolny nie sprawił konwojowi problemów. Nawet gdy samochody były zatrzymywane, Hari unosił na widok żołnierzy prawą dłoń w geście abhajahaszty, a wtedy przejścia otwierały się bez szemrania i konwój przez nie przejeżdżał. Hari liczył punkty kontrolne, wiedząc, że piętnasty będzie ostatni.
2.    Przejechali ponad 600 km przez nieznany im teren, a jednak nigdy nie wjechali na niewłaściwą drogę! Ich mapą przewodnią było ‘Sai Ram Sai Ram’, a znacznikami odległości momenty nakładania wibhuti! Konwój pozostawał przez cały czas na trasie swojego przeznaczenia – jechał do Ammanu, stolicy Jordanii.
Doświadczył kolejnego zrozumienia. „Swami, uświadomiłem sobie, że podobnie jak kierujesz nami podczas tej ucieczki, tak samo przewodniczysz nam w podróży życia, gdy próbujemy przekroczyć ocean iluzji ziemskiej egzystencji, nazywany bhawasagarem. Musimy po prostu Ci zaufać i śpiewać Twoje imię!”. Konwój dotarł do Karbali o zachodzie słońca. Pasażerowie nie czuli senności pomimo przerażenia i zmęczenia. Była to siódma doba Hariego bez snu. Oczarował go cud ukazujący do czego zdolne jest ludzkie ciało. Nie miał pojęcia, że największe cuda dopiero na nich czekają i pojawią się w największej potrzebie. 

Muharram w Karbali

   Dzień, w którym Irak przeprowadził inwazję na Kuwejt, był również dniem wielkiej tragedii szyitów na całym świecie. Dziesiątego dnia miesiąca muharram, nazywanego dniem apokalipsy, szyici opłakują Husajna ibn Alego, wnuka Proroka Mahometa, zabitego w 680 r. w bitwie pod Karbalą. Naturalnie Karbala jest samym sercem tej żałoby, trwającej niemal przez cały pierwszy miesiąc kalendarza islamskiego.

   Kiedy konwój Hariego dotarł późnym wieczorem do Karbali miasto pękało w szwach, a ulicami przeciągały procesje złożone z tysięcy ludzi. Poza ich trzema autami zmierzającymi w kierunku Jordanii, nie dostrzegli żadnych innych pojazdów. Byli jedynymi wysepkami w morzu ludzkich głów. Hari zabronił kuzynowi posługiwać się klaksonem. Ponownie nałożył im na czoła wibhuti i poprosił o modlitwę za pobożnych wyznawców, aby obecność wyposażonych w klimatyzację luksusowych samochodów w samym środku ich religijnych rytuałów nie wzbudziła ich wściekłości. 

   Podczas podróży umysł Hariego był tak zajęty unikaniem śmierci, że nie zasnął nawet na moment. Mimo to nie mógł nie zauważyć panoszącej się w Iraku nędzy. Chociaż patrzył na nią własnymi oczami, nie mógł uwierzyć, że tak przerażająco ubogie państwo było otoczone tak bezwstydnie bogatymi krajami! Bez względu na polityczne i dyplomatyczne powody inwazji na Kuwejt, Hari czuł, że jej ukrytą przyczyną była wielka ekonomiczna dysproporcja. Wszędzie tam gdzie powstaje przepaść pomiędzy bogatymi i biednymi, jej naturalnym rezultatem jest konflikt. Jak się wydawało, największa przepaść znajdowała się w rejonie Zatoki Perskiej!
Jazda zapchanymi ulicami Karbali trwała ponad godzinę. Mieli wrażenie, że ich samochody są niewidoczne dla tysięcy stłoczonych ludzi, co było kolejnym cudem. Konwój zmierzał bez przeszkód w kierunku Al Falludży. Z tego miasta położonego w środkowym Iraku Hari skierował konwój na drogę prowadzącą do stolicy. Dotarli do Bagdadu dziewiątego sierpnia około 21:00.

Podróż przez pustynie

  Ulice Bagdadu również wypełniały tłumy. Obchodzono tu kilka świąt na raz. Ludzie, m.in. upajali się zwycięstwem Saddama Husajna. Nawet przez zamknięte szyby Hari słyszał melodyjne dźwięki piosenki z powtarzającym się refrenem – ‘Al Wallami Saddam Hussain – Przysięgamy na Saddama Husajna’. Iracki prezydent został wywindowany na pozycję boskiego proroka! Chociaż nie było tu żołnierzy, scena ta zaniepokoiła pasażerów trzech aut.
   Hari wysiadł z samochodu, podszedł do przypadkowej osoby i zapytał pokornie: „Proszę pana, jesteśmy Hindusami i chcemy się dostać do Jordanii. Którą drogą powinniśmy pojechać?”.
    Zadając to pytanie zdał sobie sprawę, że do tej pory nie prosił nikogo o wskazówki. To, że nie zgubili się w Iraku i nie pojechali niewłaściwą drogą było kolejnym cudem. „Urodziliśmy się w tym kraju. W nim umrzemy, ale pan może uciec”, odpowiedział mężczyzna. „Przyjechaliśmy z Karbali…”, rzekł Hari. „To zła droga! Nie powinniście wjeżdżać do Bagdadu. Za chwilę amerykańskie samoloty zamienią to miasto w gruzowisko. Jak najszybciej udajcie się stąd do Samary, a stamtąd do Ramadi”.
   Podziękowawszy temu człowiekowi Hari z niedowierzaniem kręcił głową wracając do auta. Przez całą podróż, mającą ponad 1000 km, po raz pierwszy źle wybrał trasę. Czy był to zbieg okoliczności, że poczuł potrzebę porozmawiania z przypadkowym nieznajomym? Hari był przekonany, że impuls zapytania o dalszą trasę wzbudził w nim Swami. Opiekował się nimi w podróży przez te pustynne kraje tak samo jak czuwa nad nimi w podróży przez pustynię życia. Człowiek przyciągany lśnieniem niezliczonych miraży, wpada w pułapkę okrążania wciąż tego samego pustkowia.
    Już w Kuwejcie Hari dogłębnie zrozumiał fałszywą naturę złudzeń nazywanych: pieniądze, sprawy doczesne i ludzie. 
   Teraz zdał sobie sprawę, jak wielkodusznie prowadzi go Bóg. Wyraził Swamiemu swoją wdzięczność za wybranie im złej drogi, co doprowadziło go do owego zrozumienia.

Spotkanie w Samarze

    Podobnie jak z Karbali, wydostanie się z Bagdadu i dotarcie do autostrady zajęło im dwie godziny. Pędzili teraz z szybkością ponad 150 km na godzinę, zbliżając się do Samary. Było już dawno po północy, a Hari był w pełni rozbudzony. To była jego ósma doba bez snu! Przed nimi zarysował się ostry zakręt prowadzący na most. W tej właśnie chwili Ananta zasnął przy kierownicy. Skutek tego był natychmiastowy i straszny. Samochód sunął w stronę metalowej bariery mostu, oddzielającej ich o centymetry od 150 metrowej przepaści i pewnej śmierci w dolinie. „Sai Raaaaam!”.
   Głośny krzyk Hari’ego wstrząsnął i przebudził Anantę. Natychmiast zorientował się w sytuacji i desperacko szarpnął kierownicą. Auto gwałtownie skręciło i weszło w korkociąg. Obróciło się trzykrotnie na szosie, uderzyło w barierę i tam się zatrzymało. Na zewnątrz było ciemno, a aucie panowała cisza. Przód samochodu został zmiażdżony, ale jakimś cudem paliły się reflektory! Ludzie w aucie byli wstrząśnięci, nikt jednak nie miał nawet zadrapania!
Pierwszą ich myślą było porzucenie auta i upchanie się w pozostałych dwóch pojazdach. Szybko jednak uświadomili sobie, że nie doznało ono żadnych innych szkód. „To cudowny samochód i pojedziemy nim dalej”, zadecydował Hari.
    Talmud Babiloński[1] w rozdziale 53A podkreśla, że „stopy prowadzą nas do miejsca, w którym powinniśmy się znaleźć”. Opierając się na tym stwierdzeniu brytyjski dramaturg Somerset Maugham napisał krótkie opowiadanie noszące tytuł „Spotkanie w Samarze”, będące metaforą spotkania ze śmiercią. Jeżeli przeczytacie je, wywoła u was gęsią skórkę, ponieważ doskonale opisuje podróż Hariego, mimo że różni się zakończeniem. „Pewien kupiec wysłał służącego po żywność na targ w Bagdadzie. Po krótkim czasie służący wrócił stamtąd blady i roztrzęsiony. Powiedział: ‘Panie, kiedy byłem na targu potrąciła mnie w tłumie kobieta, a kiedy się odwróciłem, rozpoznałem Śmierć. Patrząc na mnie pogroziła. Panie, pożycz mi konia, żebym wyjechał z tego miasta i uniknął swojego losu. Pojadę do Samary, tam Śmierć mnie nie odnajdzie’.
     Kupiec spełnił jego prośbę. Służący wskoczył na konia, wbił mu w boki ostrogi i odjechał galopem. Wtedy kupiec udał się na targowisko. Zobaczył stojącą w tłumie Śmierć, więc zapytał: ‘Dlaczego tego ranka groziłaś mojemu służącemu?’. ‘To nie była groźba, lecz wyraz zaskoczenia’, odpowiedziała. ‘Zdziwiłam się widząc go w Bagdadzie, bo wyznaczyłam mu spotkanie w Samarze’”.
     Podobnie jak służący z opowiadania, Hari uciekł z Bagdadu i pędził do Samary, żeby uniknąć śmierci. Niewiele wiedział o strasznym spotkaniu w Samarze ani o względnym bezpieczeństwie w Bagdadzie, (który został zbombardowany dopiero wiele lat później, w 2003 r., podczas bitwy o Bagdad.) Hari jednak, w przeciwieństwie do służącego, ocalał, podobnie jak mędrzec Markandeja! Jego spotkanie ze śmiercią w Samarze zostało odwołane przez jedyną Moc we wszechświecie zdolną zapanować nad śmiercią!

Czternasty punkt kontrolny – cud z czasopismem

     Podróżnicy dotarli do hotelu w Samarze o drugiej w nocy. „Wyjedziemy stąd o 4:00”, oświadczył Hari recepcjoniście, który wręczył im klucze do dwóch pokoi, za które zapłacili kuwejckimi dinarami. Szybko skorzystali z łazienki i odświeżyli się przed kolejnym etapem podróży. Dzieci dostały po porcji syropu na kaszel, a reszta po dużej dawce wibhuti, którego szybko ubywało.
    O 4:00 rano wyruszyli w stronę Ramadi. Minąwszy to miasto Hari zajrzał do notatnika i upewnił się, że mają za sobą trzynaście punktów kontrolnych.  Zmierzali teraz do przejścia granicznego w Tarbilu, łączącego Irak z Jordanią. Na drodze do bezpiecznego wjazdu do Ammanu stały jeszcze dwa takie punkty. Po kilku godzinach zjawili się na punkcie czternastym. Hari jak zwykle uniósł dłoń, spodziewając się, że przejście w cudowny sposób się otworzy. Tym razem tak się nie stało. W ich stronę szedł uzbrojony żołnierz.
    Hari opuścił szybę. Nie chciał wysiadać z auta, o ile mu się uda. Żołnierz podszedł do otwartej szyby, położył dłoń na masce i powiedział: „Nie macie paliwa! Nie macie paliwa!”.
 Hari natychmiast spojrzał na wskaźnik benzyny. Rzeczywiście, opadł poniżej znaku ‘pusty’. Skąd u licha ten żołnierz o tym wiedział? Jak to się stało, że samochód wciąż jechał? „Do granicy jest jeszcze 300 km. Cofnijcie się o dwa kilometry. Po prawej będzie stacja benzynowa. Napełnijcie bak i wróćcie”. Mądra rada żołnierza nie pozostawiła im wyboru. Hari postanowił wrócić, zatankować i zgłosić się ponownie.
   Gdy auto zaczęło się cofać, żołnierz wsunął głowę do samochodu, żeby przyjrzeć się pasażerom. Jego wzrok padł na czasopismo ‘Mangajar Malar’, leżące na desce rozdzielczej. Wziął je do ręki i zapytał: „Wezmę je… Pozwolicie?”. Hari kiwnął przyzwalająco głową myśląc, że dopóki nie zechce odebrać im życia, może wziąć sobie wszystko.
    Wrócili po 20 min. z pełnymi bakami. Żołnierz wciąż stał w tym samym miejscu gdzie zatrzymał ich auta. Kartkował strony magazynu, przeglądając powoli jego zawartość. Hari zastanawiał się, co ciekawego może znaleźć dla siebie żołnierz mówiący po arabsku w czasopiśmie dla kobiet wydanym w języku tamilskim. Nie zdążył się tego dowiedzieć, ponieważ żołnierz natychmiast zamknął czasopismo i oddał mu je. „Zatankowaliście do pełna?”. „Tak”. „To dobrze”.
  Dał znak i przejście zostało otwarte. Ruszyli. W tym momencie Hari otrzymał potwierdzenie, którego szukał od dawna – wszystko było boskim przedstawieniem ich drogiego Swamiego. Żołnierz stał na baczność i salutował Hariemu!

Ostatnia granica

   Kiedy konwój dotarł do przejścia granicznego w Tarbilu, piętnastego i ostatniego punktu kontrolnego, na którym trzeba okazać iracki stempel imigracyjny, była godzina jedenasta, dziesiątego lipca. Przekroczenie granicy łączyło się z dokładnym przejrzeniem paszportów.

W tym momencie miały wyjść na jaw jego bliskie kontakty z Mustafą. Nikt się nie domyślał, co może się stać potem. Parada wojskowa była w toku. Znajdowały się tu setki żołnierzy i dziesiątki dużych karabinów ustawionych wzdłuż granicy. Nikt nie przejmował się trzema autami stojącymi na drodze. Wszyscy zajmowali się własnymi sprawami. Bojąc się o swoje życie, Hari wyciągnął białą chusteczkę. Trzymając w jednej ręce paszporty, a w drugiej chusteczkę wysiadł z samochodu i ruszył do najbliższego budynku. Spotkał w nim mężczyznę z karabinem maszynowym.

„Proszę pana, chciałbym wrócić do Indii”.
„Aha! Muszę zapytać szefa. Niech pan przyjdzie o 17:00, dam panu znać”.
„Z kim powinienem się spotkać o 17:00, proszę pana?”.
„Niech się pan tym nie martwi. Jestem tutaj przez 24 godziny na dobę”.
„W porządku, proszę pana”, powiedział Hari, cofając się do samochodu potulnie jak mysz.
„Hej, niech pan posłucha!”.
„Tak, proszę pana?”.
„Tam jest toaleta. Możecie do niej chodzić pojedynczo. Jeśli pójdą dwie osoby, jedna zostanie zastrzelona. OK?”.
„Tak, proszę pana. Dziękuję, proszę pana”.
Minęło sześć godzin. Z aut nikt nie wysiadł. Dokładnie o 18:00 Hari wyciągnął białą chusteczkę i wrócił do mężczyzny z karabinem maszynowym. „Pytałem szefa. Powiedział, że nikt nie może przejechać. Wracajcie skąd przybyliście”.
„Proszę pana, ale my chcemy dostać się do Indii. Prosimy…”.
Coś poruszyło się w sercu żołnierza. „OK. Wróćcie jutro o 11:00. Zobaczymy”.
Hari nie miał innego wyboru jak cofnąć się do samochodu. Nie miał pojęcia, czy żołnierz stara się mu pomóc, czy też bawi się z nim jak lew z osłabioną ofiarą, zanim ją ostatecznie zabije. Przekazał wiadomość we wszystkich samochodach i wrócił na swoje miejsce.
    „Swami, wiesz wszystko. Zaopiekuj się nami”. Odmówił tę modlitwę w stanie skrajnego wyczerpania i rozpaczy. Zapas wibhuti już się kończył, ale namasmarany nie ograniczały limity! Śpiewając boskie imię i całkowicie poddając się Panu, Hari poczuł, że akceptuje to wszystko. Wtedy ogarnął go błogi spokój. Po raz pierwszy od drugiego sierpnia zapadał w głęboki i długi sen! 

Cudem podstemplowany paszport

    Obudzili się rano wypoczęci i czekali do 11:00. Raz jeszcze z modlitwą w sercu i z białą chusteczką w ręku, Hari ruszył w stronę budynku.
„Szef chce pana zobaczyć. Proszę za mną”.
    Hari poszedł za nim po schodach na trzecie piętro i wszedł do niewielkiego pomieszczenia z telefonami. W środku za ogromnym mahoniowym stołem siedział wysoki oficer. Podnosił słuchawki i szybko rzucał rozkazy w języku arabskim. „Proszę o paszporty”, warknął na Hariego. Hari wręczył mu je, stojąc jak dziecko przed surowym nauczycielem. „Proszę usiąść”. Hari natychmiast wykonał polecenie. „Bez mojej zgody przez granicę nie przedostanie się nawet mucha. Czy wie pan kim jestem?”. Hari nie miał pojęcia. Zdawał sobie jednak sprawę, że właśnie ten człowiek zdaje się decydować w tej chwili o jego przeznaczeniu. Śpiewał w myślach: ‘Sai Ram Sai Ram’.
 „Jestem prawą ręką Saddama Husajna”, powiedział mężczyzna i zamilkł, czekając, żeby Hari dobrze to zapamiętał. „Który to pana paszport?”. To była straszna chwila. Hari wyciągnął go z kupki rozdygotaną ręką. Zastanawiał się dlaczego został wyróżniony, ponieważ mężczyzna przekazał pozostałe paszporty podwładnemu, który je zaczął stemplować. Generał kartkując paszport Hariego natknął się szybko na stronę z pieczątką Mustafy. Położył paszport na stole i spojrzał na Hariego. Hari odpowiedział mu pustym spojrzeniem na pobladłej twarzy. Generał wstał z krzesła. Jego wielkie ramiona zdawały się wypełniać pomieszczenie. Hari wstał również drżąc na myśl, co stanie się dalej. Czy wezwie pluton egzekucyjny? Generał podszedł do Hariego i powiedział: „Doprawdy nie wiem dlaczego, ale bardzo pana polubiłem!”. I objął go serdecznie. Hari był oszołomiony. Co tu się dzieje? Potem generał podstemplował i podpisał paszport Hariego. „Nikt w Iraku nie odważy się pana skrzywdzić. Może pan teraz swobodnie tu przyjeżdżać i wyjeżdżać”.

Hari oniemiał. Zdarzyła się rzecz niewiarygodna. Zamiast go skrócić o głowę za to, że był protegowanym ich zaprzysiężonego wroga, generał postemplował paszport i osobiście dał mu gwarancję bezpieczeństwa. Ironia sytuacji polegała na tym, że postemplowana przez niego strona znajdowała się obok strony z kuwejcką pieczątką!

 Zwycięska runda

    Gdy Hari przekraczał drzwi pokoju generała, nie mogąc uwierzyć w to co się stało, usłyszał za plecami jego tubalny głos: „Proszę pana, jak pojedziecie? Następne 200 km to pustynna strefa neutralna”. Hariego niemal sparaliżowało. Odwrócił się i potulnie powiedział: „Proszę pana, pojedziemy do Ammanu”. „Ale to nielegalne, ponieważ samochody są własnością Iraku. (Do tej chwili Kuwejt zdążył zostać dziewiętnastym stanem Iraku.) „Więc, proszę pana, pójdziemy piechotą”. „Zwariował pan? Proszę poczekać do wieczora. Uzgodnię to z Saddamem Husajnem. Może pozwoli wam wyjechać waszymi samochodami”. Hari nie chciał ani chwili dłużej pozostawać w tym kraju. „W porządku, proszę pana. Pójdziemy na piechotę. Spieszy nam się”. Generał musiał pomyśleć, że Hari oszalał. Nikt nie jest w stanie przeżyć dwustukilometrowego marszu przez pustynię. „W porządku, niech pan robi co chce”. Hari podszedł do samochodów i powiedział:
„Po prostu wysiądźcie i idźcie za mną. Nie róbcie nic innego, bo nas zastrzelą”.
    Hari czuł, że żołnierze na granicy irackiej śmieją się z ich głupoty. Prawdopodobnie uważali, że zamiast umrzeć w Iraku, wolą umrzeć w Jordanii! Kiedy przekroczyli granicę w Tarbilu Hari odetchnął z ulgą. Przed nimi rozciągała się strefa neutralna. Nie miał pojęcia jak pokonają 200 km pustynię.
    Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Rozpoczęli pieszą wędrówkę śpiewając imię Swamiego i zużywając resztkę wibhuti. Nie zdążyli przejść nawet trzech metrów, kiedy na bocznej drodze pojawił się pusty autobus. Konduktor wychylił głowę i zawołał: „Amman… Amman… Jacyś pasażerowie do Ammanu?”.
    Hari się rozpłakał. Jak mogła pokonać go pustynia, skoro Swami nigdy go nie opuszczał? Wczesnym wieczorem znaleźli się w urzędzie imigracyjnym w Ammanie! Ponieważ byli pierwszymi Hindusami, którzy wydostali się z Kuwejtu, urzędnicy uwzględnili tę sytuację i wbili im wizy za darmo!

Trasa podróży Hariego - 1600 kilometrów

Ostatnie dotknięcie Swamiego

     Hari wyszedł z urzędu imigracyjnego z radością i wdzięcznością w sercu. Nagle stanął zdumiony. Oto czekał na niego Ribhi! (Sposób w jaki Ribhi wydostał się z Iraku stanowi kanwę zupełnie innej opowieści!) Podbiegli i objęli się. W tym magicznym momencie po policzkach płynęły im łzy i przepełniało ich uczucie braterstwa. Ortodoksyjny muzułmanin z Palestyny witał hinduskiego bramina z Indii jak własnego, dawno temu zaginionego brata!
    „Hari, poinformowałem NCR, że tutaj jestem. Powiedziałem im także, że wkrótce tu przybędziesz. Wszystko przygotowałem”. Zaprowadził Hariego do książęcego apartamentu w pięciogwiazdkowym hotelu Sheraton w Ammanie. NCR prosiło Hariego o zapewnienie wygód wszystkim osobom, które pracowały dla nich na Środkowym Wschodzie. Jego biurem był teraz królewski apartament i miał do dyspozycji Mercedesa. Nic z tego nie zaimponowało Hariemu. Chciał po prostu wrócić do swojej ojczyny, siedziby Boga. Wkrótce skontaktował się z nim przedstawiciel indyjskiej ambasady i wszyscy Hindusi wrócili do Indii samolotem, traktowani jak bardzo ważne osobistości.
   Mężczyzna, który mógł stać się najbardziej poszukiwaną osobą w Iraku rządzonym przez reżim Saddama Husajna, został pierwszym Hindusem, który wydostał się ze strefy kuwejckiego konfliktu i wrócił do kraju! Przypadkowo stało się to w Dniu Niepodległości Indii, piętnastego sierpnia 1990 r. Hari wiedział już teraz, że jedynym niezawodnym podporządkowaniem się w życiu jest wewnętrzne podporządkowanie się Bogu. Nie liczy się nic innego: ani majątek, ani wpływy, ani władza ani autorytet.
    Ponad dziesięć lat później, w 2004 r., Swami rozmawiał z synem Hariego, Widżajem, studiującym zarządzanie w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai w Brindawanie. Polecił mu zadzwonić do domu i zaprosić rodzinę na interview. Do rozmowy włączył się opiekun kampusu: „Swami, jego ojciec jest księgowym”. „Nie, jest biegłym księgowym”, poprawił go Swami. „Swami, jego ojciec przyjechał znad Zatoki”. „Wiem, Ja go sprowadziłem do Indii”, wyjaśnił Pan.

Hari Hara Krishnan (pierwszy z lewej) z żoną, córką i synem na interview dnia 5 czerwca 2004 r.
   Podczas trwającego godzinę interview Swami potwierdził wszystko – czasopismo, żołnierza, generała, a co najważniejsze, wiarygodność kilkunastu snów, które Hari otrzymał po przyjeździe z Kuwejtu. Hari otworzył przed Swamim swoje serce. Swami przypominał Hariemu wiele szczegółów, przekazanych mu tylko w snach. Upewnił go, że wszystkie sny, w których przypominał mu jego odyseję przez Irak, były potwierdzeniem Jego łaski. Swami nie poprzestał na tym. Pod koniec audiencji polecił Hariemu, żeby udał się za Jego samochodem do Puttaparthi!
    Dwa dni później Hari zaparkował auto w Trayee Brindawan i czekał. Po chwili Swami wyszedł, przyjął arathi i wyruszył do Prasanthi. Dla Hariego była to niezapomniana podróż – prowadził samochód z oczami utkwionymi w samochodzie Swamiego. Wiedział że ta jazda, podobnie jak ucieczka z Kuwejtu, symbolizowała podroż, którą musiał podjąć w życiu. Rozumiał, że najpierw porzucamy świat z imieniem Pana na ustach, a potem podążamy za Nim do Prasanthi, siedziby najwyższego spokoju.
    Wszystkie te doświadczenia sprawiły, że Swami zakorzenił się w sercu Hariego tak mocno, że Hari nie pozwolił nikomu innemu tam wejść. Dlaczego miałby? Wiedział, że w chwili śmierci będzie liczyło się tylko to, jak bardzo kochał Swamiego i ile razy śpiewał Jego imię. Czyni to nieustannie i nie szuka nagrody. Pragnie gromadzić jedynie walutę akceptowaną w królestwie Sai.
 Arawind Balasubramanja
   z Radia Sai tłum. J.C.
[1] Talmud Babiloński - jest komentarzem do biblijnej Tory, w którym wyjaśniono, jak przestrzegać prawa zawartego w TorzeDla wyznawców tradycyjnego judaizmu Talmud jest czymś w rodzaju obowiązującego katechizmu. 
 

Stwórz darmową stronę używając Yola.