Służenie człowiekowi jest służeniem Bogu
Historia o tym, jak swami Karunjananda zamieszkał z Bhagawanem Śri Sathya Sai Babą
Część I

     Swami Karunjananda jest prawdopodobnie jedynym wielbicielem, który przyszedł do Swamiego w wieku sześćdziesięciu lat, a mimo to udało mu się przez cztery dekady pozostawać przy Panu i pełnić przy Nim służbę. Dla gości przyjeżdżających regularnie do Puttaparthi w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych widok swamiego Karunjanandy był czymś zwyczajnym. Z radością zrezygnował z organizacji służebnej, którą budował od podstaw, ponieważ pragnął znaleźć ostateczne spełnienie. Otrzymał błogosławieństwo podążania za Bhagawanem, osłaniania Go parasolką, trzymania pustego naczynia, w którym Pan manifestuje chwałę wibhuti, bycia przy Nim i podróżowania z Nim do odległych miejsc. Jest to historia niezwykłej namiętności służenia Bogu i boskiej na to zgody.

Gdy Swami przybywa do miasta
    Chmury uśmiechały się szeroko zalewając strugami deszczu świeżo posadzony ryż, mango, nerkowce i trzcinę cukrową w żyznym dystrykcie Wschodniej Godawari w stanie Andhra Pradesh. Rzeka Godawari silnie przybrała. Przypominała podekscytowaną dziewczynę tańczącą i podskakującą na widok ukochanego. Natura nałożyła jej świeżą, zieloną szatę, usianą miliardami kolorów. Pierwszy wrzesień 1958 r. był w tym regionie dniem wielkiej radości, ponieważ Bhagawan Śri Sathya Sai Baba przekroczył rzekę i zawitał tutaj! Baba podróżował z Puttaparthi do Radżamundry, uważanej często za stolicę stanu Andhra Pradesh. Tysiące mieszkańców miasta zebrało się w Muzeum Okręgowym, gdzie Baba miał przemawiać. Wśród oczekujących znalazł się również sześćdziesięcioczteroletni pan, cieszący się ogromnym szacunkiem ze względu na swoją działalność filantropijną i socjalną. Przyszedł ze swoim mentorem i gurudżim, swamim Śri Malajalą. Miał po raz drugi ujrzeć Sai Babę w swoim rodzinnym mieście.

    Przed przemówieniem Baby, przez godzinę śpiewali bhadżany. Tego dnia dyskurs Baby był zarówno prosty jak i bardzo głęboki. Poruszył i zainspirował tego dżentelmena, podobnie jak pozostałych słuchaczy. Baba po prostu wezwał ich do kultywowania spokoju umysłu i prawości oraz do udziału w namasmaranie czyli powtarzaniu boskiego imienia. Spotkanie dobiegło końca i ludzie zaczęli wychodzić. Ów dżentelmen wraz z towarzyszącym mu guru ruszył w stronę drzwi. Nagle usłyszał swoje imię. „Karunjanando! Karunjanando…”. Odwrócił się i zobaczył, że woła go Baba!
    Instynktownie pokłonił się, chociaż Baba był od niego o trzydzieści dwa lata młodszy. Swami Śri Malajala spoglądał na to z radością. Zrozumiał, że jego zadanie dobiegło końca – uczeń osiągnął przeznaczenie. „O co chodzi, Swami? Jak mogę Ci pomóc?, zapytał swami Karunjananda. „Jadę do Kakinady. Czy chcesz pojechać tam ze mną?”. Pytanie było spontaniczne i serdeczne. Odpowiedź pojawiła się natychmiast: „Tak Swami. Będę szczęśliwy”. Była 19:30 i swami Karunjananda również wystąpił ze spontaniczną prośbą: „Proszę, odwiedź Dżiwa Karunja Sangam”. „Thappaka”, odpowiedział Baba. „Z pewnością tam się udam”.
   Tak więc, zamiast wyruszyć do miast we Wschodniej Godawari, Bhagawan Baba odwiedził Gowthami Dżiwa Karuna Sangam i pobłogosławił tamtejszych pracowników i pensjonariuszy. To poruszyło swamiego Karunjanandę. Sangam – zwykle tłumaczony jako ‘stowarzyszenie’ lub ‘towarzystwo’ –  był jego życiem. Czuł się z nim związany, ponieważ bezinteresownie i z benedyktyńską cierpliwością budował go i wspierał. Widok innej osoby przejawiającej tę samą pasję i entuzjazm poruszył tego przeszło sześćdziesięcioletniego człowieka.
    Karunjananda pamiętał dzień w 1956 r., kiedy miał podobny przywilej podróżowania ze Swamim do Kakinady. Gdy śpiewał bhadżany, Swami powiedział do niego: „Karunjanando, klaszczesz ze wszystkimi siedząc tutaj przede mną. Ale nadejdzie czas, gdy będziesz mnie oglądał jedynie z daleka”.
    Ze sposobu w jakim tłumy tłoczyły się wokół Swamiego, Karunjananda był pewien, że w przyszłości taki czas niewątpliwie nastąpi.
Pamiętna podróż
    Wczesnym rankiem Swami wyruszył w objazd Wschodniej Godawari, zaczynając od Mirthipadu, wioski położonej 14 km od Radżamundry. Swami Karunjananda siedział z Nim w samochodzie. Kilka następnych dni podróży miało stać się punktem zwrotnym w życiu swamiego Karunjanandy.
    W Mirthipadzie Swami natychmiast nawiązał kontakt z zebranymi tam wieśniakami. Jego przesłanie było proste i płynęło z serca do serca. Karunjananda zrozumiał, że Sathya Sai nie był kaznodzieją. Był nauczycielem; nawet więcej, był Boskim Guru!

     Gdy samochód pędził przed siebie, Swami wzbudził podziw Karunjanandy rozmawiając z nim przyjaźnie. „Śpiewasz bhadżany, Karunjanando?”. „Tak, Swami. Uwielbiam śpiewać bhadżany i piosenki. Mojemu sercu szczególnie bliskie są pieśni Ramadasa”. „Zaśpiewaj mi którąś”.
     Zamknąwszy oczy, Karunjananda zaczął śpiewać dla Swamiego. W miarę jak pieśń się rozwijała, doświadczał tej samej radości co Ramadas śpiewający dla Ramy. W tej chwili błogości Karunjananda przypomniał sobie coś, co nim poruszyło. Przypomniał sobie swój pierwszy darszan Swamiego. ‘Przypadkowo’ miał miejsce w Badraćalam – w 1936 r.! 
    Wujek Swamiego i Jego siostra Wenkamma zabrali dziesięcioletniego Sathyę do Badraćalam na pielgrzymkę. Ludzie oddani Bogu zawsze potrafią rozpoznać Boskość i dlatego mieszkańcy tego świętego miasta przyjęli Sathyę z szacunkiem i oprowadzili w procesji, głosząc, że jest synem Boga! Karunjananda przyglądał się temu z zainteresowaniem i myślał sobie: „Kto nie jest synem bożym? Wszyscy są synami bożymi!”.  Nie wiedział, że to tylko połowa prawdy. Sathya wyraził ją później w Swoim własnym niepowtarzalnym stylu: „Jestem Bogiem… jeśli zbadacie swoje serca, uświadomicie sobie, że również jesteście Bogiem”.
    Wielbiciele z Badraćalam niezachwianie wierzyli, że Pan Rama odwiedzi ich w epoce kali jugi, jak to przyrzekł synowi tej ziemi, Ramadasowi. Wizyta młodziutkiego Sathji w 1936 r. i kolejne Jego wizyty były wypełnieniem tego przyrzeczenia!
    Samochód pędził przed siebie, a Swami pogłębiał podziw odczuwany przez Karunjanandę. Przypomniał mu trudności, jakie napotkał we wczesnym dzieciństwie. Karunjananda był po prostu oczarowany, gdy Sai Baba wyrażał mu Swoje współczucie i okazywał, że go docenia. Skąd Swami znał zdarzenia z jego życia? Skąd znał epizody, które miały miejsce niemal trzydzieści lat przed Jego narodzinami w 1926r.?
   Prawdę mówiąc, Wenkatasubbia (imię swamiego Karunjanandy w dzieciństwie) był bardzo szczególnym dzieckiem. Jak tylko nauczył się mówić, odczuwał i wyrażał współczucie. Pewnego dnia, gdy miał trzy latka i ssał pierś mamy, zauważył zasmucone dziecko. „Mamo, dlaczego on płacze?”. „Jest głodny, a jego matka jest chora i nie może go nakarmić”. „Już się najadłem. Proszę, nakarm go mamo”. Matka Wenkatasubbia z uśmiechem podniosła zapłakane dziecko i podała mu swoją pierś. Szczerość serca syna wzbudzała w niej dumę! Matka odegrała swoją rolę we wpajaniu synowi boskich wartości. Kilka lat później jeden z chłopców obraził i uderzył w szkole małego Wenkatasubbię. Był to ten sam chłopiec, na widok którego otworzyło się serce Wenkatasubbii i skłoniło go do wyrzeczenia się porcji matczynego mleka! Wenkatasubbia nalegał na ukaranie chłopca. „Mamo, albo ukarzesz go sama, albo poskarżysz się jego mamie, żeby go ukarała”. Były lata dziewięćdziesiąte XIX wieku. W Indiach niemal każdy rodzic używał kija, żeby ukarać dziecko i to nie tylko w przenośni. Nie żałowano rózgi i dzieci nie były zepsute! I na szczęście nie było sądów, do których dzieci mogłyby ich pozwać.
   Matka, idąc z Wenkatasubbią w stronę domu chłopca, zobaczyła na drodze wściekłego psa. „Synu, co zrobisz, jeśli ten pies cię ugryzie?”. „Będę musiał wziąć lekarstwo, mamo”. „Dobrze. Czy jednak ugryziesz psa?”. Wenkatasubbia zatrzymał się. Był wystarczająco inteligentny żeby zrozumieć, czego uczy go matka. „Wróćmy do domu, mamo. Zemsta niczego nie rozwiązuje”.
   Było to tak, jak gdyby dobra karma zgromadzona w kilku jego żywotach oraz pobożne środowisko w jakim się wychował skumulowały się w dobrym losie Karunjanandy, obdarzając go szczęściem towarzyszenia Panu w podróży. Nigdy nie zapomniał tej trwającej przez cały tydzień podróży. Trzeciego września Swami odwiedził wioskę Thoredu, Biccawole, Kattamuru i Samarlakotę, zanim dotarł do Peddawaram, gdzie wygłosił dyskurs dla dużego zgromadzenia ludzi. Jego przesłanie poświęcone było sile fizycznej, umysłowej i duchowej. Był to prawdziwy cud, że pomimo nieustannych deszczy i powodzi Baba trzymał przykrą pogodę z dala od wszystkich miejsc w których się zatrzymywał i w których przemawiał! Jego odwiedziny przyczyniły się w dużej mierze do wyciszenia paniki wzbudzonej przez powodzie. Prema Godawari – Rzeka Miłości skłonił ludzi do zapomnienia o Purna Godawari – wzburzonej rzece! Karunjananda nie był pod tym względem wyjątkiem. Podróż zmieniła go w pobożnego wielbiciela Baby. Pragnienie ponownego spotkania Bhagawana Baby było bardzo mocno zakorzenione w jego sercu i tylko czekał na okazję.
Umysł potrzebuje wielokrotnych zapewnień
   Następnego roku Karunjananda postanowił odwiedzić Swamiego w Puttaparthni podczas święta Śiwaratri, w towarzystwie kilku osób z Dżiwa Karunja Sangam. Towarzystwo wyjechało z Radżamundry dwoma dżipami, furgonetką i autem. Przejechali około 650 km do Ćittor, gdzie stowarzyszenie miało swoje biuro. Stamtąd Karunjananda postanowił pojechać do Puttaparthi autobusem. 
   Gdy dotarł do Horsley Hills, zrobiło się bardzo zimno. Widok kobiet i dzieci cierpiących w rozklekotanym autobusie powiększył dyskomfort Karunjanandy. Sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy autobus zepsuł się w środku nocy! Kiedy umysł się martwi i ciało jest napięte, często ma miejsce sprawdzian wiary. Karunjananda był rozgoryczony. Czekając na naprawienie pojazdu, dał upust swoim wątpliwościom.
    „Dlaczego ci tak zwani guru stawiają nas w takiej sytuacji? Dlaczego przebywają tylko w górach? Dlaczego nie znajdą sobie siedziby w miejscach dostępnych dla zwykłych ludzi? Ileż osób cierpi z tego powodu!”.
    Kierowcy udało się naprawić autobus i dowieźć pasażerów o drugiej w nocy do Mudigubby. Karunjananda czekał tam do rana, żeby złapać następny rozklekotany autobus do Bukkapatnam. Jak gdyby nie było to wystarczająco trudne dla sześćdziesięciopięcioletniego człowieka, musiał jeszcze wytrzymać wstrząsy wozu zaprzężonego w woły, którym jechali do Puttaparthi.
     Parthi okazała się wioską z przeszłości. Brakowało w niej podstawowych rzeczy i Karunjananda musiał traktować naczynie z zimną wodą, która zapewniła mu kąpiel w domu Satjammy, jak luksus! Czcigodny Kasturi poinformował Swamiego, że Karunjananda przyjechał na darszan z Radżamundry. Swami natychmiast go wezwał i zapytał:
„I cóż, Karunjanando! Co nowego? Ile masz samochodów?”.
     Zaintrygowany tym dziwnym pytaniem, Karunjananda pokłonił się Sai Babie i powiedział:
„Swami, dlaczego mamy rozmawiać teraz o samochodach?”.
     Ale Bhagawan nalegał: „Nie, nie. Ile masz samochodów?”.
     Uczony, Wirabadra Sastry, który również przyjechał na Śiwaratri, ofuknął Karunjanandę: „Skoro Swami cię pyta, dlaczego nie odpowiadasz?”.„Cóż, dobrze! Swami, mam dwa dżipy, jedno auto i jedną furgonetkę”.
     Wtedy Swami zwrócił się do niego tymi słowami: „Skoro masz cztery pojazdy, dlaczego nimi nie przyjechałeś? Dlaczego podróżowałeś autobusem i winiłeś mnie zastanawiając się, dlaczego wszyscy guru mieszkają tylko w górach?”. Karunjananda nie mógł wydobyć z siebie głosu, gdy Swami poklepał go z miłością: „Złotko! Przyjeżdżaj tutaj kiedy tylko zachcesz i zostań tak długo jak ci się podoba”.
      Karunjananda postanowił odwiedzać Puttaparthi tak często jak tylko możliwe. Poza tym, za każdym razem, gdy Swami odwiedzał Radżamundrę, towarzyszył Mu Karunjananda, odczuwający błogość w boskim towarzystwie. Swami również wydawał się szczęśliwy mając go koło Siebie.
Atiti Dewasja Bhawa – Traktuj gościa jak Boga
     Karunjananda zajmował w sercu Swamiego szczególne miejsce. Bez względu na to gdzie był, Sai Baba zdawał się mu towarzyszyć. Pewnego razu Karunjananda znalazł się w Ćittur w związku z pracami Sangamu. Serce w jego postarzałym ciele sprawiło, że zemdlał z wyczerpania. Zawieziono go szybko do rządowego szpitala ogólnego, gdzie zajął się nim wielbiciel Swamiego, dr Ramakriszna Rao. Znając sympatię Swamiego do Karunjanandy, zadzwonił do Prasanthi Nilayam i poinformował Swamiego co się stało.
     Swami polecił przewieźć Karunjanandę natychmiast do Puttaparthi. I chociaż doktor uważał, że pacjent nie powinien podróżować, postanowił bezzwłocznie wykonać polecenie Bhagawana. Przygotowano samochód do transportu półprzytomnego Karunjanandy. Gdy znaleźli się w Prasanthi Nilayam, Karunjananda poczuł, że wracają mu siły. Udał się prosto po pokoju Swamiego i upadł Mu do stóp.
    „Och! Przyjechałeś, Karunjanando”, powiedział z zadowoleniem Swami. „Przygotowałem dla ciebie wygodny pokój na parterze, żebyś nie musiał chodzić po schodach”.
     Swami poprowadził go do jednego z pokojów we wschodniej części Prasanthi, gdzie zbadali go lekarze ze Szpitala Ogólnego Śri Sathya Sai. Karunjananda poczuł wzruszenie. Był to dla niego niezwykły moment, ponieważ przypomniał mu matkę, zmarłą gdy miał zaledwie siedem lat. Słowa Swamiego były tak bardzo napełnione miłością, że czuł w nich tysiąckrotnie powiększoną miłość Subbulakszmammy.
    Określenie ‘traktuj gościa jak Boga’ nie było obce Karunjanandzie, ale po raz pierwszy doświadczał jak to jest być gościem Boga. Zastanawiał się, co takiego zrobił, że zasłużył na boska miłość. Nie miał pojęcia, że otrzyma jej o wiele więcej, a jej kulminacją będzie pozostanie przy Babie w Jego siedzibie!
    Szczęście Karunjanandy nie było przypadkowe, zasłużył na nie pracą całego życia. Oczywiście, pewną rolę odgrywała w tym karma i otrzymane wychowanie, ale decydującym akcentem było jego przeznaczenie, pozostające poza wszelką kontrolą. Co takiego zrobił Karunjananda, że znalazł się blisko Swamiego? Odpowiedź leżała w zrozumieniu i wykorzystaniu związku, który istnieje między czterema słowami Sai Baby, często powtarzanymi w dyskursach – wjaśti, samaśti, śriśti i Parameśti (człowiek, społeczeństwo, stwarzanie i Stwórca). 
Część II
     Kiedy oceniamy jakąś firmę, zwykle przyglądamy się jej obecnej sytuacji i decydujemy, czy odpowiada nam, czy nie. Jeśli nie sprawdza się dzisiaj, uważamy, że jest zła. Jeśli się sprawdza, uznajemy że jest dobra. Istnieje jednak grupa osób, która bada firmę cofając się do jej przeszłości i na tej podstawie przewiduje jej przyszłą trajektorię. To inwestorzy, czerpią oni korzyści z połączenia się z tą firmą. Każda dobra firma ma swoje wzloty i upadki, zatem mądry inwestor zawsze studiuje przeszłość firmy. Zatem podobnie, jeśli chcemy rozsądnie inwestować w biznes życia, musimy nie tylko otaczać się dobrymi osobami, ale również ‘studiować’ ich drogę życia!
    Każdy kto widział lub znał swamiego Karunjanandę w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych mógł myśleć, że jest wielkim szczęściarzem. Był błogosławioną duszą, ponieważ urodził się z cnotą współczucia, miał bezustanną potrzebę niesienia pomocy i miał szlachetną matkę. To było jego przeznaczenie. Ale nie zwalniało go ono od wytrwałych starań zyskania stałego kącika w sercu Swamiego i w Prasanthi Nilayam. Jego szczerość, determinacja i wysiłki są godne naśladowania.
Z Wenkatasubbii do Bala Subbaramadasa poprzez bhakti
    Urodził się dziesiątego października 1894 r. o godz. 4:30 rano w Atimandżeripecie i otrzymał imię Wenkatasubbia. Jego rodzicami byli Subbulakszmamma i Wenkatappa Naidu. Subbulakszmamma była oddaną matką, która zaszczepiała synowi miłość i wytrwałość. Jednak kiedy Wenkatasubbia miał siedem lat jego matka zmarła. Ojciec, nie będąc w stanie zajmować się dzieckiem ze względu na swoje podróże i pracę, oddał go pod opiekę karnama[1] Wenkatarajudu z Pennalurpety. Wenkatarajudu i jego żona traktowali chłopca raczej jak niewolnika niż syna. Musiał wykonywać wszystkie prace domowe, chociaż miał zaledwie dziesięć lat. Ale ten mały chłopiec nigdy się nawet nie skrzywił, pamiętając słowa matki: „Za każdym razem gdy czujemy, że nas biją, pamiętajmy o praczce, która uderza materiałem o skałę. Gdy wrzuca go potem do kosza jest czysty. Trudności nas oczyszczają”.
    Wykonywał swoje obowiązki z uśmiechem, czerpiąc siłę z tych słów. Przeznaczenie jednak, jak się wydawało, spiskowało z nieszczęściem. Kiedy rozpoczął naukę w szkole podstawowej w Tiruwalangadu w domu krewnego karnama, jego ojciec zmarł. Chociaż był to druzgoczący cios, Wenkatasubbia wykorzystał go jako kolejny pretekst do zagłębienia się w sobie.
    Od tego dnia, kiedy kończył wszystkie swoje obowiązki w domu i w szkole, biegł na satsang lub na sesję bhadżanową. Pragnął przebywać w towarzystwie sadhu i świętych najdłużej jak to możliwe oraz myśleć o Bogu. Szczególnie starał się służyć swamiemu Mouni, sadhu przestrzegającemu nakazu milczenia. Wenkatasubbia nauczył się, że milczenie jest pierwszym krokiem do uciszenia zmysłów i umysłu. W tych rzadkich chwilach, gdy swami Mouni odstępował od zasady milczenia, żeby opowiadać o Wedancie, Wenkatasubbia zawsze był przy nim i wsłuchiwał się w przekazywaną mądrość. Innym razem pochłaniały go pieśni Badraćala Ramadasa. Miał tak wielki talent do służenia, wiedzy duchowej i śpiewania, że starszyzna wkrótce zaczęła go nazywać Bala Subbaramadasem – młodym Ramadasem.
Narodziny Swamiego Karunjanandy
    Kiedy Balasubba Ramadas usłyszał o mędrcu z Tiruwannamalai, Śri Ramanie Mahariszim, zaczęła rosnąć w nim tęsknota. Dlatego w 1914 r. wyruszył na południe do jaskini Wirupakszy w górach Arunaćali i upadł do stóp Ramany Maharisziego. „Czcigodny panie, naucz mnie, proszę, duchowej prawdy”. „Dziecko, czyń wysiłki, żeby znaleźć odpowiedź na jedno pytanie – ‘Kim jestem?’. Pytaj o to siebie i znajdź własną odpowiedź”.
    Chłopiec nie zrozumiał znaczenia tego przesłania, ani go ono nie zainspirowało. Ale czuł radość z samej bliskości mistrza i świątyni w Tiruwannamalai. Zamieszkał tam, służąc świętemu i wzmacniając się prasadamem ze świątyni.
Minęło wiele miesięcy. Były to czasy nasilania się I wojny światowej i rząd brytyjski w Indiach zmuszał sprawnych mężczyzn do wstąpienia do armii. Subbaramadas (przedrostek ‘bala’ został odrzucony, ponieważ nie był już bardzo młody) został zatrzymany i miał być deportowany do strefy wojennej. Błagał ich:  „Przestrzegam zasady ahimsy, niekrzywdzenia. Możecie wysłać mnie z bronią na linię frontu, ale bądźcie pewni, że nie skrzywdzę żadnego stworzenia. Jeśli zostanę postrzelony, umrę. Poniesiecie winę za stratę żołnierza i jego wyposażenia. Zapewniam was, że jestem na drodze duchowej i wasz rząd nie będzie miał ze mnie żadnego pożytku”.
    Nazwijcie to potęgą przekonywania lub oddziaływaniem zdecydowania aspiranta, ale podziałało! „Wyjedź stąd, bo zostaniesz ponownie schwytany”, poradził wypuszczający go policjant.
    Kiedy ktoś szuka z całą pokorą i prostotą, Pan zawsze mu odpowiada. Kiedy Subbaramadas zastanawiał się, gdzie się udać, poznał swamiego Palani, który mu powiedział:  „To nie jest dla ciebie właściwe miejsce. Jeśli chcesz się rozwijać, udaj się do Tirumali. Tam w górach, w Gogarbham, znajduje się wielka dusza, która wskaże ci drogę”.
   Tak oto Karunjananda spotkał swojego mentora i nauczyciela duchowego swamiego Śri Malajalę. Przebywał z nim kilka dni ucząc się. Sprzedał srebrny pasek, żeby mieć pieniądze na swoje skromne potrzeby materialne. Spędzony tam czas pogłębił oddanie i mądrość Subbaramadasa. Uświadamiając sobie płytkość światowego życia, szukał u swamiego Malajali inicjacji Sanjasa Deekśa do życia wypełnionego całkowitym wyrzeczeniem.
    „Moje dziecko, ja sam nie otrzymałem takiej inicjacji, więc nie mogę udzielić jej tobie. Powinieneś udać się na spotkanie ze Swamim Śiwanandą w Riszikeszu i otrzymać inicjację od niego”. „Jak sobie życzysz, mistrzu” – odpowiedział Subbaramadas – „proszę jednak, zasugeruj mi imię, które powinienem przyjąć, kiedy zostanę o to zapytany”.
     „Od dzieciństwa okazujesz współczucie wszystkim żywym istotom. Wybierz więc imię Karunjananda (radość płynąca ze współczucia)”. Tak więc Subbaramadas otrzymał inicjację w sanjasę od swamiego Śiwanandy w Riszikeszu i jest odtąd znany jako swami Karunjananda.
Oddanie i mądrość potrzebują działania jako dopełnienia
    Ostatnim etapem życia jest sanjasa aśrama, zgodnie z dharmą aśramą[2].
Brahmaćaria (uczeń, do 24 roku życia)
   Brahmaćaria reprezentuje kawalerski etap życia ucznia, skupionego na edukacji i praktyce celibatu. Uczeń udaje się do gurukuli, domu guru i przeważnie tam mieszka, zdobywając wiedzę naukową i filozoficzną, poznając święte pisma, praktykując samodyscyplinę i ucząc się żyć w zgodzie z dharmą – przestrzega prawości, moralności i obowiązków oraz pracuje, żeby móc ofiarować nauczycielowi dakszinę, zapłatę za jego wysiłki.
Grihastha (głowa rodziny, od 24 do 48 roku życia)
   Ten etap odnosi się do życia małżeńskiego człowieka, z jego obowiązkami utrzymania rodziny, kształcenia dzieci, prowadzenia życia skupionego na rodzinie i dharmicznym życiu społecznym. Z punktu widzenia socjologii jest to etap najważniejszy, ponieważ ludzie nie tylko starają się przestrzegać zasad prawego życia, wytwarzają także pokarm i dobra zaspokajające potrzeby ludzi z innych etapów oraz dbają o potomstwo podtrzymujące przetrwanie ludzkości. Ten etap charakteryzuje także intensywne przywiązanie fizyczne, seksualne, emocjonalne, zawodowe, społeczne i materialne.
Wanaprastha (emeryt, od 48 do 72 roku życia)
    Ten etap zawiera w sobie rolę doradczą i stopniowe wycofywanie się ze świata oraz przekazywanie kolejnej generacji zadanie utrzymania domu i rodziny. Wanaprastha jest fazą przejściową od życia pana domu – z naciskiem na dobra materialne, poczucie bezpieczeństwa, przyjemności i pociąg seksualny – do fazy skupiania się na wyzwoleniu duchowym.
Sanjasa (wyrzeczenie, od wieku 72+ lub w dowolnym momencie)
    Ten etap życia charakteryzuje się odrzuceniem materialnych pragnień i uprzedzeń. Cechuje go brak przywiązania do życia materialnego i jest na ogół pozbawiony znaczącego majątku lub domu (asceza). Skupia się na mokszy – spokoju i prostym życiu duchowym. Każdy może wejść na ten etap po przekroczeniu stopnia brahmaćarii.
    Często uważa się, że sanjasa jest zrzeczeniem się wszelkiej odpowiedzialności. Jest jednak inaczej. Na etapie brahmaćarii człowiek odpowiada wyłącznie za siebie. Na etapie grihasthy stopień odpowiedzialności wzrasta, wskutek konieczności myślenia o rodzinie i społeczeństwie. Na etapie wanaprasthy, kiedy bierzemy pod swoje skrzydła wszystkie stworzenia na świecie, odpowiedzialność jest jeszcze większa. Sanjasini ponoszą najwyższą odpowiedzialność, ponieważ ich życie nie należy już do nich, lecz do Boga!
     Swami Karunjananda zrozumiał to, gdy spotkał w 1933 r. w Riszikeszu Mahatmę Gandhiego. Gandhi przyszedł nieco wcześniej i zajął miejsce na podwyższeniu. Zauważywszy wśród zgromadzonych wielu sadhu i sannjasinów, rozpoczął swoje wystąpienie od pytania. „Bardzo mnie cieszy obecność sannjasinów. Chciałbym wiedzieć, co tutaj robicie”. „Jesteśmy tutaj ze względu na tapas trwający całe życie”, odpowiedział sadhu. „Czym jest tapas?, zapytał Gandhidżi.
Ponieważ nikt się nie odezwał, sam opowiedział: „Ucieleśnienia Atmy! Tapas nie polega na odrzuceniu wszelkiej odpowiedzialności i na samym medytowaniu. Tapas to nie ograniczanie wykorzystywania ciała fizycznego do egoistycznych interesów, lecz czynienie go pożytecznym dla innych. Pomimo wielkiego bogactwa, Bharat (Indie) cierpi pod obcym panowaniem. Nasz kraj odzyska swoją pierwotną wysoką rangę dopiero wtedy, kiedy nasi ludzie zaangażują się w bezinteresowną służbę.
    Pokornie proszę was o angażowanie się w bezinteresowną służbę dla dobra społeczeństwa. Bezinteresowna służba jest najpewniejszą drogą do realizacji Boga. To jest prawdziwy tapas. Sadhu! Oddaliście swoje serca Bogu. Służenie człowiekowi jest służeniem Bogu. Czy wszyscy jesteśmy na to gotowi?”.
    W zgromadzeniu podniosła się tylko jedna ręka – Karunjanandy! „Z całego serca ofiarowuję dzisiaj siebie w służbie ludzkości”. Gandhidżi był pod wrażeniem. Słyszał o swamim Karunjanandzie. Potem inni za jego przykładem podnieśli ręce. Inspiracja jest naprawdę zaraźliwa!
    W jakiś czas potem Karunjananda napisał list do Gandhiego prosząc go o błogosławieństwo. Otrzymana odpowiedź bardzo go poruszyła. „Jeśli będziesz bez przerwy podążał za Prawdą, to ona sama cię pobłogosławi i będzie cię chronić, ponieważ nie istnieje wyższy Bóg niż Prawda”. Wzmocniony inspiracją i współczuciem, swami Karunjananda wrócił do miasta Samalkota w rejonie Wschodniej Godawari i zaczął pracować na rzecz społeczeństwa. Rezultatem jego wysiłków było założenie w 1935 r. Dżiwa Karuna Sangamu. Ponieważ wkrótce potem wybuchła okropna II wojna światowa, Sangam wytyczył sobie wiele szlachetnych celów:
×  propagowanie niekrzywdzenia, ahimsy
×  poprawę życia haridżanów – odtrąconych w społeczeństwie
×  bezpłatną pomoc medyczną i edukację zdrowotną
×  stworzenie schroniska dla ludzi starszych, chorych i                osieroconych
×  dostawę mleka dla niedożywionych dzieci
×  kremację nieodebranych zwłok
×  bezpłatną żywność dla niepełnosprawnych
×  pomaganie dzieciom – zaopatrywanie je w mleko, pomoc w nauce, znajdowanie domów dla dzieci, które zgubiły się podczas wojny
×  pomaganie rodzinom w nieszczęściu
×  pomaganie trędowatym
×  organizowanie szybkiej pomocy dla ludzi dotkniętych klęskami żywiołowymi, takimi jak cyklony, pożary, wypadki, itd. 
×  nauka dla dorosłych
×  propagowanie wiedzy duchowej.
     Działalność Sangamy rozwijała się tak szybko, że w 1940 r. powołano centralę w Radżamundrze i Sangama przez dziesiątki lat kontynuowała nieskazitelną służbę. Nic więc dziwnego, że Karunjananda znalazł miejsce w sercu Swamiego.

Dzieci pod opieką Sangamy

Docieranie do Boga poprzez świat
    Wyobraźcie sobie palec, który mówi, że kocha ciało, ale nie chce służyć dłoni. Zgodzicie się, że to głupie? To ignorancja uniemożliwia zrozumienie, że służenie dłoni jest równoznaczne ze służeniem ciału. Swami jasno stwierdza, że osoba która twierdzi, że kocha Boga, lecz nie ma zamiaru służyć społeczeństwu i stworzonym przez Niego istotom, pozostaje w ignorancji.
    Człowiek jest częścią społeczeństwa, a społeczeństwo jest częścią Boga. Dlatego Swami przypomina: „Najlepszym sposobem kochania Boga jest kochanie wszystkich i służenie wszystkim”.
    Karunjananda przez sześćdziesiąt lat pomagał ludziom, społeczeństwu i naturze. Był bezinteresowny i dążył do rozwoju duchowego. Chociaż przyznano mu tytuł sanjasina, pozostał tak pokorny, że mógł odpowiedzieć na wezwanie Gandhiego i poświęcić się służbie społecznej. Każda komórka jego ciała pragnęła służyć otaczającym go istotom, nie tylko ludziom.
    Karunjananda przerwał zwyczaj składania ofiar ze zwierząt w słynnej świątyni Nakulammy w Samarlakota.
    „Wszystkie istoty są dziećmi Matki Ziemi. Nikt nie odważy się zjadać własne dzieci. Czyż może się więc podobać Bogini Nakulammie, że zabijacie dla niej w ofierze jej własne dzieci w jej świątyni?”, poruszał ich zbiorowe sumienie. W pobliskiej wiosce Jeleśwaram uczniowie swamiego Karunjanandy odkryli, że w świątyni Rupulammy również na wielką skalę zabija się zwierzęta. Swami Karujnananda naświetlił tę sprawę jej mieszkańcom na specjalnym spotkaniu poświęconym szerzeniu niekrzywdzenia. Natychmiast zaprzestano składania takich ofiar!
    Jego służba na rzecz społeczeństwa i natury była tak pełna poświęcenia, że Bóg ofiarował mu największy dar – samego Siebie.
    Znając drogę życia Karunjanandy, nie dziwimy się wcale, że Swami podszedł do niego tamtego cudownego dnia w Radżamundry i zapytał: „Karunjanando, jadę do Kakindy. Czy chciałbyś pojechać ze mną?”.
    Wkrótce Karunjananda zaczął regularnie odwiedzać Puttaparthi. Coraz więcej czasu spędzał ze Swamim, odsuwając się od organizacji, którą zbudował i rozwijał. Ze swojej strony Sai Baba przyjmował go i pozwalał mu mieszkać w mandirze obok swojego pokoju. Później przydzielił mu pokój we Wschodnim Prasanthi i obdarował go przywilejem otrzymywania audiencji za każdym razem, gdy Karunjananda jej pragnął! Czytanie opisu tych dni, wyrażonego w jego własnych słowach, jest pięknym doświadczeniem.
    „Miałem szczęście być tym, który pierwszy wita Sai Babę o poranku. Szedłem na górę, otwierałem drzwi do pokoju    Bhagawana i otrzymywałem od Niego darszan i padanamaskar. W stopach Swamiego mieści się boska potęga. W spojrzeniu Swamiego przejawia się boska potęga. Jego ciało nie jest takie jak nasze, stanowi formę boskiej energii, ćinmaja sariram. Nasze ciała ostatecznie rozpływają się w pięciu żywiołach, którymi są ziemia, woda, ogień, powietrze i eter. Swami nie ogranicza się do jednej formy, jest formą wszystkich Bogów wielbionych przez religie. Jest ucieleśnieniem Ćajtani, Najwyższej Świadomości. Uosabia wszystkie Najwyższe Istoty. Czy widzieliście Go rankiem? Emanuje wtedy z Niego szczególny blask, budzący czasami lęk. Pewnego dnia podczas Dewi Nawaratri (święta Daśary), gdy odprawiano Purna Aguti[3], podniosła się temperatura Jego ciała. Dotknąłem Jego stop i przekonałem się, że są bardzo gorące”.
    Później Karunjananda zakończył swoje sprawy w Sangamie i osiadł na stałe w Prasanthi Nilayam. Przebywał tam do ostatniego oddechu. Jako bardzo rozwinięta istota miał wiele doświadczeń ze Swamim. Ta część artykułu podkreślała prawdę, że służba na rzecz społeczeństwa przekształca się w okazję służenia Bogu. Teraz prezentujemy wisienkę na torcie – doświadczenia Karunjanandy z Sai Babą.
Wiara, cuda i wątpliwości
    W pouczającym dyskursie wskazującym właściwą drogę życia, Bhagawan Śri Sathya Sai Baba tłumaczył dlaczego ludzki umysł wątpi w Awatara, Boga w ludzkiej postaci.
    „Słysząc słowa ‘Rasalu[4] mango’, wyobrażacie sobie słodki, soczysty owoc. Ale gdy trzymacie go w ręku, zaczynają was dręczyć wątpliwości, czy rzeczywiście jest Rasalu, czy okaże się słodki czy kwaśny”.
     Kiedy skupiamy się wyłącznie na imieniu Boga, mamy do czynienia z wiarą. Jednak kiedy imieniu Boga towarzyszy postać, rodzą się wątpliwości i tendencja do ‘sprawdzania’ i ‘testowania’. Wydaje się, że bardzo niewiele osób jest odpornych na wątpliwości odnoszące się do postaci Boga. Swami Karunjananda nie był wyjątkiem.
    Dotarcie do lotosowych stóp Bhagawana było ukoronowaniem jego życia poświęconego służeniu – najpierw jednostkom, a potem społeczeństwu poprzez Gowthami Dżiwa Karuna Sangam. Wśród wielu prac, jednymi z najważniejszych były: udzielenie schronienia uciekinierom z Birmy podczas II wojny światowej, pomoc dla powodzian z Orisy, dostarczanie żywności głodującym w Rajalasima, założenie: ośrodka dla trędowatych w Radżamundry, domu starców, obory dla krów oraz miejscowej biblioteki dla dzieci. Dostrzeganie Boga w społeczeństwie i w naturze postawiło Karunjanandę twarzą w twarz z Bogiem na Ziemi.
    Swami dał Karunjanandzie niepodważalny dowód Swojej wszechobecności, wszechmocy i wszechwiedzy. Pewnego dnia w Puttaparthi podszedł do niego i powiedział:
    „Zwróć uwagę na swoje pielęgniarki! Są niedbałe i nie wywiązują się z obowiązków. Poinstruuj je, żeby były uważne i dopilnuj, żeby sumiennie dbały o pacjentów”. Karunjanana rzucił Swamiemu zdziwione spojrzenie. Nie miał pojęcia o czym mówi. Natychmiast jednak przeprowadził badania w Sangamie i to co usłyszał, po prostu nim wstrząsnęło.
Kameśwaramma z Radżamundry była wdową w ciąży i matką dwójki maluchów. Przyszła opowiedzieć mu o swojej sytuacji. Zabrał więc całą trójkę do Sangamy. Osobiście poinstruował pielęgniarki, żeby opiekowały się Kameśwarammą. W kilka tygodni później pojechał do Puttaparthi. Chociaż pielęgniarki dbały o kobietę, to pewnego wieczoru wybrały się do kina. Miało to miejsce owej fatalnej nocy, kiedy Kameśwaramma poczuła bóle porodowe. Krzyczała w męce, lecz nie miał kto jej pomóc. Wtedy do pokoju weszła dziwnie wyglądająca kobieta. Z wielką wprawą i prawdziwą miłością przyjęła dziecko na świat, uspokoiła Kameśwarammę i wyszła. Potem wróciły pielęgniarki i słysząc płacz dziecka pospieszyły do łóżka Kameśwarammy.  Ona wskazując fotografię, powiedziała: „Przyszła ta kobieta i pomogła mi urodzić”. Była to fotografia Bhagawana Baby!
    Mimo to Karunjanandę dręczyły wątpliwości! Po niemal dziewięciu latach od tamtej cudownej podróży z Babą w 1956r., Karunjananda wciąż wątpił w boskość Swamiego. Oto potęga iluzji, towarzysząca każdemu zstąpieniu Boga na Ziemię.
Badanie czasu
   Kiedy zobaczył jak Swami bez wysiłku materializuje wibhuti ruchem ręki, Karunjananda pomyślał, że ma do czynienia ze złudzeniem optycznym. Pewnego razu Swami podał mu wibhuti. Karunjananda szybko umieścił popiół w małym, metalowym, hermetycznym pudełku i zamknął je na klucz. Uchyliwszy wieczko kilka dni później przekonał się, że wibhuti wciąż tam jest. Dzięki temu zrozumiał, że popiół nie jest sztuczką magiczną! Nie wiedział wtedy, że Swami przygotował dla niego mocniejszy dowód wraz z towarzyszącymi temu cudownymi okolicznościami. Stało się to podczas święta Daśary. Karunjananda stał ze Swamim na podwyższeniu, obok srebrnego posągu Śirdi Baby. Wielbiciele zebrani w sali modlitewnej z całą mocą śpiewali bhadżany. Swami poprosił go o podniesienie w górę małego, drewnianego naczynia i trzymanie go do góry dnem nad głową Shirdi Baby. Karunjananda wykonał polecenie. Swami zawinął rękawy Swojej szaty ponad łokcie. Zrobił krok do przodu i włożył prawą rękę do pustego naczynia. Karunjananda w jednej sekundzie poczuł, że naczynie stało się ciężkie. W następnej chwili Swami zakręcił dłonią i z naczynia na srebrny posąg zaczęło spadać wibhuti.

Tak rozpoczęła się kąpiel w wibhuti, wibhuti abiszekam! Poprzednio, kiedy Swami materializował wibhuti podczas abiszekam, Karunjananda podejrzewał, że Swami ściśle upakował w naczyniu paczuszki świętego popiołu. Ale teraz wszystkie jego wątpliwości zostały rozwiane. Swami uśmiechnął się i wyjął rękę z naczynia. Deszcz wibhuti natychmiast przestał spadać! 

Potem Swami włożył drugą rękę i zaczął nią kręcić. Deszcz wibhuti powrócił. To zmienianie jednej ręki na drugą trwało tak długo, aż cały posąg pokrył się grubą warstwą popiołu. Wtedy Swami odwrócił się i opuścił podwyższenie. Karunjananda umieścił puste drewniane naczynie na podłodze i oszołomiony zszedł z podwyższenia. Wiedział, że był świadkiem niezwykłego cudu odbywającego się w jego bezpośredniej obecności. Swami błogosławił go magiczną okazją trzymania drewnianego naczynia podczas Daśary przez kilka następnych lat.
    Jeśli chodzi o wątpienie w Boga, to życie Karunjanandy dostarcza pewnego bardzo krytycznego wglądu w tę sprawę. Okazuje się, że wątpliwości mogą mieć bardzo subtelne formy. Ma to miejsce wtedy, kiedy świadomie lub nieświadomie kwestionujemy mądrość Boga. Oto incydent zarejestrowany w książce „Tapowanam – Śri Sathya Sai Satćaritra”, napisanej przez Santiśri Dżandjala Wenkateśwara Śastry, o którym opowiadał swami Karunjananda podczas Światowej Konferencji w Prasanthi Nilayam. Najprawdopodobniej zdarzenie to miało miejsce w maju 1974r., przed Drugą Światową Konferencją w Puttaparthi w listopadzie 1975 r.
    Karunjananda towarzyszył Swamiemu w podróży do Bombaju. Na polecenie Pana otrzymał pokój na parterze, dokładnie pod boską rezydencją. Karunjananda zamknął drzwi pokoju od środka i postanowił trochę odpocząć. Kiedy usiadł przy oknie, jego wzrok padł na slumsy położone niedaleko muru otaczającego dom. (Slumsy rozciągają się tam także teraz, na wprost Satjadipu w Dharmakszetrze.)
    Ten widok wstrząsnął Karunjanandą. Tuż za murem jakieś dzieci walczyły z bezpańskimi psami o resztki pokarmu pozostawionego na porwanych, wykonanych z liści talerzach! Ta scena zszokowała go i zasmuciła.
   „To ironia, że ludzkie istoty konkurują z psami o resztki zepsutego jedzenia, kiedy Bóg w ludzkiej postaci obecny jest w tym budynku”, pomyślał.
    Zaledwie skończył formułować tę myśl, poczuł na ramieniu lekkie dotknięcie. Odwrócił się i zobaczył uśmiechniętego Swamiego, patrzącego mu prosto oczy! Karunjananda się speszył. „Swami, jak wszedłeś do mojego pokoju, skoro zamknąłem się od środka?”. „Karunjanando, jeśli chcę wejść, to czy może mnie od tego powstrzymać zwykła zasuwka? Przyszedłem zabrać cię na posiłek”.
   Minęło kilka chwil, nim Karunjananda w pełni zrozumiał, że Swami po prostu przeniknął przez drzwi. Nie doszłoby do tego, gdyby nie wątpił w Jego boskość. Po prostu zastygł w zachwycie. Potrzebował też trochę czasu, by przyzwyczaić się do tego, że mieszka z Bogiem.
    „Nie mam apetytu, Swami…”. „Dlaczego?”. „Swami, męczy mnie pewna wątpliwość. Jesteś inkarnowanym Bogiem, obecnym tutaj w tym ciele. Ale spójrz tam – dzieci za ścianą walczą z bezpańskimi psami o resztki jedzenia ze śmietnika. Jak to wyjaśnisz, Swami?”. Swami wytłumaczył mu to z najwyższą cierpliwością.
    „Karunjanando, myślisz, że nie widzę tego, co ty. Ale jest zupełnie inaczej. To ty nie widzisz tego, co ja. Istoty, na które patrzysz, przeżyły poprzednie wcielenia beztrosko i w luksusie. Z lekceważeniem zjadały pokarmy ze stołów napełnionych wszelkiego rodzaju wystawnymi daniami, biorąc trochę z tych, a trochę z tamtych talerzy. Wyrzucały o wiele więcej niż kiedykolwiek zjadły, marnując cenne pożywienie. Dlatego w tym życiu podnoszą to, co wcześniej tak lekkomyślnie marnowały i wyrzucały na wysypisko śmieci”.
   To była dla Karunjanandy ważna lekcja. Zrozumiał, ze podważając boską mądrość zakładamy, że jesteśmy od Niego lepsi lub że nasze serca są bardziej ‘współczujące’.
Skutki przyzwyczajenia
   Przyzwyczajenie prowadzi do lekceważenia i tak się dzieje nawet z cudami. Jak zaobserwowano, we wczesnych latach dziewięćdziesiątych ludzie klaskali za każdym razem, gdy Swami materializował publicznie pierścionek czy łańcuszek. Nie czynili tego jednak, gdy materializował wibhuti! Skąd te różne reakcje? Czy materializowanie wibhuti jest łatwiejsze lub mniej magiczne niż materializowanie przedmiotu fizycznego? Nie. A zatem?
   Chodzi o to, że Swami kilkakrotnie materializował wibhuti podczas niemal każdego darszanu. Po prostu ‘przywykliśmy’ do tego. Materializacje pierścionków, łańcuszków, bransoletek czy zegarków zdarzają się rzadko. To najwyraźniej prowadzi do rozróżniania.
   Istnieje jednak inne wytłumaczenie. Przyzwyczajenie rodzi również wiarę. Tak się stało z Karunjanandą.
   Z czasem przestały go dziwić cuda Swamiego, ponieważ wiedział, że dla Pana nie są czymś ważnym. Jego skupienie przesunęło się z magicznych czynów Swamiego na Jego cudowne przesłanie. Tak go zainspirowało, że w 1972 r. zamknął swoje sprawy w Dżiwa Karuna Sangam i skupił całą energię i uwagę na misji Sai Baby. To była ogromna zmiana – poświęcił coś, co świat mógłby nazywać kulminacją siedemdziesięciu pięciu lat jego życia. Zamiast kierować własną organizacją, postanowił zostać sługą siadającym u lotosowych stóp Pana. Karunjananda uczynił to chętnie i bez żalu, ponieważ był przekonany, że już ma za sobą zobowiązania prywatne i społeczne. Nadszedł czas na zbliżenie się do Boga.
    I dokładnie tak zrobił. Mimo to nie opuścił swojej organizacji. Jedynie odrzucił wszelkie wobec niej przywiązanie. Chociaż całkowicie oddał się Swamiemu i coraz dłużej pozostawał w Prasanthi Nilayam, to wprowadził się na stałe do Puttaparthi dopiero 6.09.1987 r. Zanim do tego doszło, przeżył wiele interesujących doświadczeń.

Życie z Bogiem
    Karunjananda towarzyszył Bhagawanowi w każdej krótkiej i długiej podróży. Będąc kiedyś z Sai Babą w Śiwam w Hyderabadzie przeżył deja vu ze swojego doświadczenia w Darmakszetrze. Ponownie samotnie zajmował pokój leżący pod pokojem Swamiego. Wczesnym rankiem usłyszał szept: „Karunjanando, wstań”. Zaskoczył go widok Swamiego! 

„Już czwarta, wielbiciele wstali i są gotowi. Ty też się obudź”. 

    Karunjananda szybko zorientował się w sytuacji i wstał z łóżka. Wtedy Swami zapytał go łagodnie: „Czy masz dodatkową żyletkę, żebym mógł się ogolić?”. „Swami, zamknąłem drzwi od środka, a Ty nawet nie zapukałeś!”. Mimo to podał Bhagawanowi żyletkę, po czym Swami otworzył drzwi z zasuwki i wyszedł.
    Karunjananda nie tylko rozumiał, że Swami przechodzi przez drzwi, ale także że pokonuje całe mile. Pewnego dnia siedząc obok Swamiego, zauważył, że siedzi On sztywno jak zamrożony w swego rodzaju transie. W kilka minut później Swami otworzył oczy, spojrzał na Karunjanandę i powiedział: „Wróciłem z Madrasu. Widżajalakszmi ogromnie cierpiała. Udałem się do szpitala, dałem jej prasadam i rozwiązałem problem. Będzie zdrowa”.
    Karunjananda tylko kiwnął głową i Swami wrócił do codziennych obowiązków. Kilka dni później przyszedł list, który Swami polecił Karunjanandzie przeczytać. Napisała go rodzina Widżajalakszmi z Madrasu. Byli bardzo wdzięczni Swamiemu za uratowanie jej życia, Bhagawan zaskoczył ich jednak nie zjadając posiłku i nie przyjmując ofiary!
    W tamtych czasach, gdy telefon kablowy był luksusem, informacje o wielu podobnych podróżach Bhagawana nie docierały do wielbicieli, ponieważ nie byli w stanie dowiedzieć się, gdzie Swami się aktualnie znajduje. Wielokrotnie zaskakiwał ich Swoimi wizytami i nie wiedzieli, czy jest ‘prawdziwym’ Swamim, czy Swamim ‘w transie’. Lecz czy to ważne? Być może wiele z tych faktów umknęło uwadze kronikarzy, ponieważ nie zostały rozpoznane.
    W 1980 r. Karunjananda towarzyszył Swamiemu nawet do Kaszmiru. Samolot indyjskich linii lotniczych, na którego pokładzie znajdował się Swami ze Swoim towarzystwem, wylądował na krótko w Chandigarh. Na lotnisku zebrali się kolorowo ubrani wielbiciele – mężczyźni, kobiety i dzieci – i z wielką energią śpiewali bhadżany. Modlili się do swojego Bhagawana, żeby wysiadł i udzielił im błogosławieństwa. Swamiego poruszył ten spontaniczny przypływ miłości do Boga, więc wyraził zgodę. Przysunięto schodki i gdy słońce tego ranka zaczęło wznosić się nad horyzontem, Bhagawan wysiadł z samolotu i pobłogosławił setki osób. Nie muszę mówić, że wielbiciele byli poruszeni i wołali rozentuzjazmowani: „DżejDżejDżej!”.
    Prawdopodobnie Karunjananda doświadczał w tym momencie jedności z człowiekiem, ze społeczeństwem, z naturą i Bogiem, ponieważ po policzkach płynęły mu łzy. Osiemdziesięcioczterolatek zwrócił się do pana Kamala Sawhneya, siedzącego obok niego i zapytał:  „Czy zauważyłeś dziecięcą niewinność oddania tych ludzi? Kto mówi, że to kali juga? Ja ci mówię, że to satja juga – złoty wiek!”.
Dalsza służba na rzecz społeczeństwa
    Jak powiedziałem wcześniej, Karunjananda nie przestał służyć ludziom. Miał tak wielką potrzebę służenia i taką wiarę w słowa Bhagawana, że Pan postanowił opowiedzieć o tym w dyskursie wygłoszonym z okazji Swoich sześćdziesiątych urodzin.
    „Przez pełne osiem dni setki tysięcy ludzi jest tutaj traktowanych jak goście. Otrzymują świąteczne śniadanie, obiad i kolację. Człowiek, który nakarmił dziesięć osób pragnie, aby ten fakt został odnotowany w prasie dużymi literami. Ale kto dba o popularność, kiedy ukochani krewni zbierają się w domu na wspólny posiłek? Chociaż tą gościnnością objęliśmy setki tysięcy ludzi, nie widać pośpiechu ani afiszowania się.
    Kiedy przedstawiłem pomysł przekazania tego daru wszystkim osobom przybyłym na urodziny, dr Bhaskara Rao z okręgu Zachodniej Godawari i Karunjananda z okręgu Wschodniej Godawari przyjechali do Kodaikanal i modlili się, abym ich pobłogosławił odpowiedzialnością za to święte zadanie. Ostrzegałem, że setki tysięcy osób stanowić będzie dla nich zbyt wielkie obciążenie, lecz oni nalegali mówiąc: „Z Twoim błogosławieństwem poradzimy sobie nawet z dziesiątkami milionów”.
     „Niezwłocznie, bez żadnego zamieszania, dotarło tutaj pięć tysięcy worków z ryżem nadesłanych z tych dwóch okręgów oraz z okolic Kriszny, Gunturu i Nelloru. Z Pendżabu otrzymaliśmy setki worków pszenicy, mąki i zimnych napojów, a z Uttar Pradesh cukier i sok palmowy. Z Madrasu członkowie organizacji przywieźli wielkie ilości roślin strączkowych. Czy ktokolwiek żądał tego od nich lub prosił ich o to? Wszystko to zostało ofiarowane spontanicznie, w ciszy, szczerze, z ogromną miłością i pokorą. To ich służba przez poświęcenie”. Czy trzeba coś do tego dodać?
   Swami pobłogosławił także Karunjanandę możliwością ofiarowania jego nauczycielowi, swamiemu Malajami, guru daksziny, wyznaczając mu rolę instrumentu podczas zjazdu sadhu w Prasanthi Nilayam, pomiędzy drugim a czwartym stycznia 1987 r. Rada Sadhu została powołana w 1965 r. przez swamiego Malajalę – urzeczywistnioną duszę, gotową służyć błądzącej ludzkości poprzez szerzenie wiedzy o oświeceniu osiąganym przez ascetów i mistyków. W efekcie do Swamiego przybyły setki mnichów i ascetów z Rady Sadhu. Jak donosi ‘Sanathana Sarathi’: „Konferencja odsłoniła niezwykłe doświadczenia setek mnichów. Byli zachwyceni spotkaniem z Awatarem i gotowi przyjąć uosabiane przez Niego przesłanie. Czuli impuls podzielenia się ze zubożałymi wieśniakami wiedzą płynącą z duchowych tekstów; tajemnicami Boga, natury i człowieka, tak jak je rozumieli; oceną różnorodnych ścieżek duchowych oraz swoim bogactwem spokoju, radości i miłości. Swami Widjaprakaśananda zachęcał do rozwiązania problemów, mówiąc o potrzebie praktykowania i pogłębiania wiary. Inni, jak swami Baktirasananda i swami Aseszananda, powiedzieli, podobnie jak Swami Bumananda, przewodniczący Rady, że Prasanthi Nilayam i Swami pozostaną w ich sercach i że duchowa ścieżka służenia prowadzi do odrodzenia uniwersalnej miłości.
    Obraz całej podróży – istota indywidualna, społeczeństwo, stwarzanie i Stwórca – z wjaśti do parameśti przez samaśti do Śriszti.
   Swami Karunjananda, z inspiracji Bhagawana, wygłosił setki wykładów z okazji Daśary, urodzin czy Śiwaratri, kierowanych do specyficznych grup. Swami wysyłał go z nimi do określonych miejsce, żeby budziły inspirację. Bhagawan odnosił się do wypowiedzi Karunjanandy w wielu Swoich dyskursach. Karunjananda jednak nigdy nie pozwolił, żeby ogarnęła go z tego powodu duma lub ego. Pan Ameja Deszpanda wspomina: „Kiedy uczyłem się w szkole podstawowej, Swami, odwiedzając nas, za każdym razem przyprowadzał ze Sobą swamiego Karunjanandę, nieustannie zajmującego miejsce w Jego samochodzie. Pomimo tego nigdy nie wykorzystał tej bliskości dla nieuczciwych korzyści. Swami wysiadał z samochodu i udawał się do szkoły, lecz Karunjananda pozostawał przy aucie. Nie chciał wchodzić pomiędzy nas i Swamiego, a nawet Go nam zasłaniać. Swami siadał na krześle, zauważał brak Karunjanandy i wzywał go. Wtedy Karunjananda wchodził mijając nas pokornie pochylony i przepraszając za zamieszanie. Podziwiałem jego pokorę, zwłaszcza dlatego, że miał już ponad dziewięćdziesiąt lat!”.
    Prasanthi Nilayam zmieniało się szybko, ale Karunjananda pozostawał taki sam. Skończywszy dziewięćdziesiąt pięć lat przestał ‘asystować’ Swamiemu, jednak chodził bez laski, nawet gdy osiągnął setkę! Do samego końca mieszkał w pokoju w południowym Prasanthi i chodził do mandiru na darszan. Łaska Swamiego dla człowieka, który poświęcił swoje życie służbie dla społeczeństwa była widoczna w jego zwinności i energii, nawet gdy osiągnął wiek stu dwu lat! Ów święty zanurzył się w lotosowe stopy Pana 8 października 1997 r. Miał wtedy 103 lata. Bhagawan osobiście złożył hołd jego pamięci tego samego wieczoru, w dyskursie wygłoszonym podczas święta Daśary.
   „Być może wiecie, co się dzisiaj zdarzyło. Karunjananda przebywał ze Swamim przez 40 lat. Był stulatkiem. Dzisiaj jego ciało rozpłynęło się w pięciu żywiołach. Odejście człowieka następuje w odpowiednim czasie, miejscu i okolicznościach. W tej sali odbywa się recytacja Wed, odprawia się dżńana jagnę. Karunjananda uczestniczył w tych świętych wydarzeniach. Wieczorem położył się do łóżka i odszedł we śnie. Przyszedł do mnie tydzień temu. Swami go zapytał: ‘Karunjanando! Czego pragniesz?’. Odpowiedział: ‘Nie potrzebuję niczego. Chcę tylko zanurzyć się w Twoich lotosowych stopach. Nie ma powodu, żebym żył dłużej’. Zapytałem go, dlaczego mówi w ten sposób. ‘Czym więcej mógłbym cieszyć się w życiu? Doświadczyłem wszystkiego. Przebywam i podążam za Swamim od czterdziestu lat’. Pojechał ze mną do Kaszmiru i Shimli, do Gaji i Prajag. Jeździł ze mną do wszystkich miejsc, do których się udawałem. Pozostając przy mnie zmarł w poczuciu spełnienia”.
    Cztery lata później, dwudziestego drugiego sierpnia 2001 r. w dyskursie wygłoszonym podczas święta Ganeszy, Swami mówił o kilku wielbicielach, którzy w pełni przeżyli życie i zachęcał młodzież, żeby wzięła z nich przykład. „Najpierw do Prasanthi Nilayam przyjechał Seszagiri Rao. Był znakomitym urzędnikiem. Zwykłe ofiarowywał Babie arati. Żył sto lat. Kolejną osobą był Kisztappa, który pojawił się po śmierci Seszagiri Rao. Przychodził tu z odległego miejsca, siedział podczas bhadżanów i ofiarowywał Bhagawanowi arati. Żył sto jeden lat. Przebywał tu także Surajja, wielka osobowość z Wenkatagiri, mający ponad 190 cm wzrostu. Przestrzegał celibatu. Kiedy odpoczywałem wieczorem, zwykł przychodzić wolnym krokiem i masować mi stopy. Kiedy mówiłem: ‘Surajja, nie bolą mnie stopy. Nie musisz ich masować’, odpowiadał: ‘Swami, nie bolą cię, ale jeśli ich nie wymasuję, sam odczuję ból. Więc pozwól mi je masować’.
    Wychodził z pokoju dopiero wtedy, gdy zamykałem oczy i udawałem, że zasypiam. Spełniał to zadanie do ostatniego dnia. On również żył sto lat. Swami Karunjananda też żył sto lat. Przeznaczeniem Kasturiego była wczesna śmierć, ale kiedy przekroczył próg Prasanthi dożył dziewięćdziesięciu lat.
    Każdy tutejszy mieszkaniec żyje długo. Co jest tego powodem? Nieustannie myślą o Bogu. To zapewnia im długie, zdrowe i boskie życie. Wiele osób wykonuje ćwiczenia fizyczne i przyjmuje leki, żeby pozostać w dobrej kondycji. Ale ci ludzie nigdy nie brali leków. Jeśli mieli jakiś problem przychodzili do mnie i otrzymywali prasadam wibhuti. W taki sposób żyli. Powinno być coraz więcej takich ludzi. Niechaj młodzież bierze z nich przykład”.
Arawind Balasubramanja  ̶  Redakcja Radia Sai
z H2H   tłum. J.C.
 
[1] Karnama – urzędnik rządowy za czasów panowania Brytyjczyków.
[2] Dharma aśrama – etapy rozwoju duchowego.
[3] Purna Aguti – ofiara dziewięciu ziaren i ghee
[4] Rasalu –  okolica w której wyhodowano mango, odmiana mango

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.