Życie jest wyzwaniem, podejmij je!
Fragmenty książki Joy Tomas cz. 3
Rozdział 5
Z Kriszną w Brindawanie

    Po osiemnastu dniach, podczas których Baba zdawał się nie zwracać uwagi na kobiety niemogące siedzieć na posadzce, wyjechał do Brindawanu. Ruszyliśmy za Nim. Słyszałam opinię, która wydawała mi się wtedy prawdziwa, że w Prasanthi Nilayam Swami jest Śiwą, a w Brindawanie Kriszną. 
    W Brindawanie znajdowało się zwykle kilka krzeseł ustawionych na cementowej podłodze, dokładnie naprzeciwko posągu Saraswati, bogini mądrości. I chociaż krzesła stały pod drzewem banianowym, to kąt padania porannych promieni słońca sprawiał, że drzewo nie rzucało cienia. Siedziałam tam przez kilka dni, ale kiedy lewa strona mojej twarzy i lewe ramię zaczęły wyraźnie ciemnieć, pozostawiając drugą stronę białą, zdecydowałam, że się przeniosę. Z powodu wielkiej liczby (czy ok?) wielbicieli ustawiono drugą sekcję krzeseł na samym końcu betonu, naprzeciwko bramy wejściowej. Stały dokładnie po przeciwnej stronie przejścia dla mężczyzn i znajdowały się w cieniu, ale nie było stamtąd widać posągu Kriszny ani krzesła Baby.
    Gdziekolwiek siadałam, Swami zaszczycał mnie czarującym widokiem Swojej tak bardzo kochającej wszystkich Osoby. Pewnego ranka Raye dał mi dwie przepiękne róże. Trzymałam je mając nadzieję, że ofiaruję je Swamiemu, który wszedł wewnętrzną furtką i zmierzał prosto ku mnie, chociaż zwykle spacerował środkową alejką idąc w stronę drzewa i posągu Kriszny. Tak mnie zafascynował, że zupełnie zapomniałam o kwiatach. Dotarłszy do mnie, uniósł wysoko dłoń i energicznie pobłogosławił róże. Potem odszedł kilka kroków, odwrócił się i powiedział: „Kocham cię”. Tembr Jego głosu wyraźnie wskazywał na zaprzeczenie oskarżeniom mojego umysłu o brak miłości do mnie. Rozmawiał z nami, wziął listy i na ogół był słodkim Kriszną – jednak nie zapraszał nas na interview. Raye pragnął, aby Baba był blisko mnie w dniu moich urodzin czwartego lutego. Jestem pewna, że wspominał Jemu o tym. W rzeczywistości napisałam do Swamiego list, w którym wyznałam, że będę niewypowiedzianie szczęśliwa, jeśli obdarzy mnie w tym dniu uśmiechem. Pierwszego lutego podszedł do mnie i zapytał: „Jak duża będzie wasza grupa?”. Odpowiedziałam: „Będzie nas siedmioro, Swami”.
Następnego dnia Baba zatrzymał się przede mną i zapytał: „Czy w twojej grupie jest siedem osób?”, a ja odrzekłam: „Tak, Swami”. Wtedy powiedział: „Chodźcie”. Byłam zachwycona. Nie widziałam jeszcze Lotosowego Domu Baby, było tyle spraw, o które pragnęłam Jego zapytać i po prostu chciałam być blisko Niego. Gdy odszedł uświadomiłam sobie nagle, że jestem zaklinowana pomiędzy dwoma wózkami, że nikt w mojej grupie nie wie o zaproszeniu Swamiego i że stracimy tę cudowną okazję jeśli nie zacznę szybko działać. Wychyliłam się, uniosłam jak najwyżej laskę i zaczęłam nią machać jak szalona. Najpierw zareagowała wolontariuszka. I chociaż wolontariuszki w Brindawanie mają mnóstwo pracy i nie wszystkie mówią po angielsku, to podeszła do mnie pytając uprzejmie i spokojnie: „Czy Swami panią wezwał?”. Odpowiedziałam: „Tak!”. „Więc musimy panią stąd wydostać”. Wezwała jeszcze dwie wolontariuszki i razem wysunęły mój wózek. Zaczęły pchać go w kierunku krawędzi cementowej podłogi, wznoszącej się na wysokość 12 cm nad ziemią. Na szczęście jeszcze inne panie również zauważyły tnącą powietrze laskę i szybko dołączyły do pomocy, odwróciły wózek i bez trudu go cofnęły. Tak oto znalazłyśmy się na drodze, której celem było kilka bezcennych minut spędzonych w towarzystwie naszego ukochanego Pana. 
    Lotosowy Dom i przyległy teren były piękniejsze niż to sobie wyobrażałam. Szerokie pasy zieleni dobrze utrzymanych trawników, okolonych wspaniałymi kolorowymi kwiatami, tworzyły idealne otoczenie. Małe jelonki, ptaki, króliki... przebywały w czyściutkich klatkach na skraju posiadłości. Zanim Baba wrócił z darszanu i poprowadził nas ścieżką biegnącą do pokoju interview, mogliśmy przez kilka chwil upajać się tym pięknem. W środku czekało na mnie krzesło.
    Gdy tylko usiedliśmy, Swami zmaterializował wibhuti. Przeznaczył je dla pań, sypiąc w nasze uniesione dłonie po odrobinie popiołu. Byłam ostatnia w kolejce. Po wsypaniu wibhuti w moje ręce, resztę przyłożył mi do trzeciego oka. To było nowe i bardzo cenne doświadczenie. Widziałam jak obdarza ludzi tą łaską, ale nigdy nie doświadczyłam jej sama.
    Oczywiście, na interview było kilka innych grup – w sumie około dwudziestu ośmiu osób. Baba zwrócił się do anglojęzycznej grupy na lewo ode mnie i ku mojemu wielkiemu zdumieniu zrozumiałam, że mówi o mnie. Powiedział: „Poświęciła mi swoją książkę i napisze jeszcze wiele, wiele innych. Jest wspaniałą erudytką. Przebywa tutaj od dwóch miesięcy – przyjeżdża i odjeżdża, przyjeżdża i odjeżdża. I ma dobre serce. Nie mam na myśli serca fizycznego”. Mój umysł wariował. Myślałam: „Baba, jak możesz mówić, że jestem wielką erudytką? Wiem, że nią nie jestem. Jak mam napisać więcej książek, skoro za dwa dni będę obchodziła sześćdziesiąte piąte urodziny. I czy uważasz, że moje fizyczne serce nie jest dobre?”.
    Podczas gdy mój umysł wyruszał w tę egoistyczną podróż, Baba zaczął mówić o wiedzy. Powiedział, że istnieje pięć rodzajów wiedzy: wiedza książkowa, wiedza praktyczna, wiedza światowa, wiedza subtelna i wiedza rozróżniająca.  Valerie zapytała: „Baba, jak zdobyłeś wiedzę o Boskości?”. Odpowiedział: „Nie musisz szukać Boskości. Jest tutaj. Boskość jest wszędzie”.
Zmaterializował jedną czy dwie rzeczy dla innych członków grupy i rozmawiał z kimś w telugu. Valerie, z naszego ośrodka, siedziała po lewej stronie Jego fotela. Kilkakrotnie wycierał usta chusteczką, za każdym razem kładąc ją z powrotem na oparcie. Nagle Valerie schwyciła ją i zapytała: „Czy mogę ją zabrać do naszego ośrodka, Baba?”. Baba odegrał wspaniałą scenę zdumienia. Zwrócił się do grupy i powiedział: „Słyszeliście? Chce mi TERAZ zabrać chusteczkę!”. Przekazywał nam informację, że próbowała zabrać chusteczkę, uniemożliwiając Jemu aż do końca spotkania wycieranie czoła i ust. Zaczął rozmawiać z grupą po prawej stronie, pokazując Valerie plecy. Potem nagle odwrócił się w jej stronę i podał jej chusteczkę mówiąc: „No dobrze, weź”.
Kiedy Swami zabrał naszą siódemkę do pokoju przeznaczonego na prywatną audiencję, Raye powiedział Jemu, że wciąż mam kłopoty z kolanami, a On odrzekł: „Wiem, wiem, nie lubi siedzieć na wózku inwalidzkim”.
    Baba powiedział, że jedzie do Madrasu w poniedziałek piątego lutego, a ja zapytałam, czy moglibyśmy tam z Nim pojechać. Odpowiedział twierdząco: „Tak, pojadę tam z wami”.
Zapytałam, czy mogę zwrócić się do Niego w imieniu innych osób. Nie zawsze na to zezwala, więc nie chciałam być nietaktowna. Zgodził się jednak natychmiast. Wyjęłam czasopismo i poprosiłam o błogosławieństwo i dedykację. Był to nowy tytuł, opublikowany przez bardzo uduchowioną panią. Niemal sama wykonała całą pracę i prosiła mnie, żebym sprawdziła, czy Swami zechce pobłogosławić jej wysiłki. Dokładnie przejrzał artykuły, zaaprobował ich treść i cel, ale nie spodobały Mu się ilustracje. Na nieszczęście tematem numeru były Wenus i Afrodyta. Swami nie zamierzał aprobować na wpół rozebranych ciał! Ale napisał: „Z miłością, Baba” i pobłogosławił jej pracę edytorską.
Potem na moją prośbę podpisał zdjęcie dla Nicolai Billy – pana, który brał udział w interview w Prasanthi Nilayam. Kiedy wówczas pokazano Babie to zdjęcie, odpowiedział: „Później”. Teraz mogłam przywieźć je przyjacielowi podpisane. Możecie wyobrazić sobie jak bardzo był szczęśliwy!  
    W końcu poprosiłam o zgodę na opublikowanie w ‘The American Newsletter’ rozdziału z manuskryptu książki Jacka Hawley’a, zatytułowanej ‘Dharmiczne zarządzanie’, która miała się wkrótce ukazać. Kiedy wręczyłam Jemu kartki napisane na maszynie, przejrzał je uważnie i powiedział: „Bardzo dobre, bardzo dobre”. Potem zapytał: „Dla ciebie czy dla mnie?” i wyciągnął rękę, żeby położyć artykuł na ziemi obok Swojego krzesła, przy innych przekazanych Jemu rzeczach. Odpowiedziałam szybko: „Och Swami, ani nie dla Ciebie, ani nie dla mnie, lecz dla Barbary Bozzani”. Barbara jest edytorką ‘The American Newsletter’. Miałam tylko jedną kopię tego tekstu. Swami oddał mi kartki i mogłam je zwrócić Barbarze. Publikacja znalazła się w wiosennym wydaniu „Newsletter’a” z 1990 r.
    Joy Ziegler przyniosła ze sobą mały srebrny posążek Sai Gity. Nosiła go wszędzie ze sobą i ogromnie ceniła. Ze względu na wielką miłość do Swamiego, pragnęła ofiarować go Jemu. Kiedy próbowała to zrobić, Swami powiedział z bezgraniczną dobrocią i współczuciem: „Czy to Sai Gita? Zatrzymaj ją. Ja pragnę tylko twojej miłości”.
    Następnie rozejrzał się po pokoju i zauważywszy, że nie rozmawiał z Laurie Shepard ani z Betty i Dave’m rzekł: „To duża grupa. Brakuje czasu. Wróćcie jutro. Zwykle przychodzicie wcześniej, około siódmej, prawda?”. Ktoś to potwierdził. Ciągnął dalej: „Wejdźcie do środka. Nie siadajcie na zewnątrz, kierujcie się prosto do pomieszczeń wewnętrznych”. Raye zorientował się, że nie jest pewien kiedy mamy przyjść, więc wychodząc zapytał o to ponownie. Swami odrzekł: „O dziewiątej”. 
    Gdy znaleźliśmy się w zewnętrznym pokoju interview, wręczył nam po garści paczuszek wibhuti. Potem niechętnie zeszliśmy rampą do przepięknych ogrodów, minęliśmy wewnętrzną furtkę i ruszyliśmy z powrotem w kierunku drzewa banianowego. W tym momencie okazało się, że każde z nas pamiętało inną godzinę ponownych odwiedzin. Jedni uważali, że Swami wymienił godzinę siódmą, a Raye był pewien, że dziewiątą. Ostatecznie zgodziliśmy się przyjść o siódmej uważając, że tak będzie o wiele lepiej niż gdybyśmy mieli się spóźnić.
    O siódmej zameldowaliśmy się przed głównym wejściem do Brindawanu i zostaliśmy natychmiast wpuszczeni. Było to samo w sobie cudem, ponieważ bramy nie otwiera się przed 7:30. Podeszliśmy do wewnętrznej furtki. Wolontariusze myli cementowy podjazd, korzystając z wiader i ścierek. Natychmiast wydało nam się niemożliwe, żeby Baba spodziewał się nas o siódmej, ponieważ szorowanie podjazdu musiało zająć co najmniej kolejne półtorej godziny. Mimo to ustawiliśmy się tuż poza krawędzią posadzki i tak blisko wewnętrznej furtki jak to tylko było możliwe. W miarę pojawiania się ochotników z Sewa Dal i pytań z jakiego powodu znaleźliśmy się tutaj, tłumaczyliśmy, że Swami kazał nam wejść do środka. Ostatecznie, po wysłuchaniu sprzecznych wskazówek udzielanych nam przez różne osoby, zgodziliśmy się, że Raye i ja staniemy w widocznym miejscu, a pozostali usiądą na schodach obok furtki, ukryci częściowo za krzewami.
    Gdy czekaliśmy, dołączył do nas mężczyzna, który przedstawił się jako Gary Belz z Memphis w Tennessee. Baba polecił mu, podobnie jak nam, żeby przyszedł wcześniej i wszedł do środka. Gdy rozmawialiśmy, wypłynęła sprawa artykułu w czasopiśmie ‘The Newsletter’. Zachęciłam go, żeby rzucił nań okiem. Zdziwił się nieco, że jest poświęcony Isaacowi Tigrettowi, ponieważ znalazł się tutaj z misją od Isaaca. Wskazał na wiersz w pierwszym akapicie, odnoszący się do ‘człowieka z Tennessee’ i powiedział: „Tu chodzi o mnie”.  
     Ostatecznie podszedł do nas ochotnik z Sewa Dal i stanowczo polecił nam odsunąć się od furtki. Zanim zdążyliśmy się ruszyć, na scenie pojawił się sewak, który był poprzedniego dnia na służbie i któremu Raye powiedział, ze Swami polecił nam przyjść ponownie dzisiejszego ranka. Przywitał się z nami serdecznie i poprowadził nas furtką do rampy prowadzącej do pokoju interview. W kilka minut później wbiegli studenci, starając się zająć jak najlepsze miejsca. Razem czekaliśmy na Babę. Wysunął się z drzwi po zachodniej stronie budynku, płynąc lekko schodami w kierunku morza głów czekających na Niego studentów.
     Porozmawiał z kilkoma, wyszedł furtką, aby udzielić darszanu osobom czekającym pod drzewem banianowym. Wkrótce wrócił z listami w dłoniach. Przechodząc obok Dave’a i Raye’a rzekł: „Bardzo wcześnie, bardzo wcześnie”. Potem poszedł na górę do pokoju interview i dał nam znak, żebyśmy podążyli za Nim. Ponownie zmaterializował wibhuti, ale nie dał go nikomu z naszej grupy. Następnie zatoczył dłonią trzy kręgi o wiele większe niż zwykle, od kolan aż do głowy, rozchylił palce odsłaniając uroczą, niewielką figurkę Lakszmi, bogini dobrobytu. Podarował ją pani z grupy mówiącej w telugu.
    ‘Człowiek z Tennessee’ miał ze sobą kamerę i zdawał się nią bawić dłużej niż można by to uznać za stosowne podczas interview. Oczywiście wiedzieliśmy że nie filmuje, ponieważ Baba nie pozwala nawet nagrywać na taśmę magnetofonową, nie mówiąc już o wideo. Raz skierował aparat na mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi.
    Nagle Baba zwrócił się w moją stronę, spojrzał mi prosto w oczy i spytał: „Czego pragniesz?”. Odpowiedziałam: „Pragnę Ciebie, Swami”. Powtórzył moją odpowiedź kładąc akcent na ‘ja’. Potem ponownie zatoczył trzykrotnie ręką i zmaterializował statuetkę Ganapatiego. Miała około ośmiu centymetrów wysokości, wykonana była ze złota inkrustowanego czerwonymi szlachetnymi kamieniami i ozdobiona różowym klejnotem umieszczonym pośrodku czoła. Powiedział do mnie: „Podejdź”. Poczułam się odrobinę zakłopotana zerkając na ścieżkę biegnącą pomiędzy mężczyznami i kobietami. Wtedy powiedział: „Nie, nie. Idź tędy”, wskazując mi drogę za paniami. Potem polecił naszej grupie wejść do środka.

Gdy znaleźliśmy się w wewnętrznym pokoju i usiedliśmy, wręczył mi Ganeszę i powiedział: „Włóż go do torby. Ganapathi leczy wszystkie choroby, przezwycięża wszelkie trudności, rozwiązuje problemy i usuwa przeszkody”. Czułam doskonale błogosławieństwo płynące z Jego obecności, miłości i łaski.

Raye zapytał, czy w naszym ośrodku możemy przytulać się do siebie. Ponieważ ośrodek jest mały i większość jego członków to starsi mieszkańcy miasta, więc staliśmy się sobie bardzo bliscy. Rozmawiałam z Babą o tej sprawie w ubiegłym roku. Powiedział, że to dopuszczalne, ale nie udało mi się tak sformułować pytania, żeby otrzymać od Niego jasną zgodę na to, co członkowie naszej grupy uważają za zwykłe zachowanie. Istnieją ludzie, którzy spędzają mnóstwo czasu na terapiach umożliwiających im pokonanie niechęci do dotykania kogoś i bycia dotykanym. Czują mocno, że to ich cofa w rozwoju. Reszta z nas przytula się do siebie tak naturalnie, że uważamy niemal za konieczne chwytać się za ręce, by wyrazić sympatię w sposób obcy naszej kulturze. Jednak tym razem Raye otrzymał zdecydowaną odpowiedź. „Tak, tak, tak, z moim błogosławieństwem”.       
     Przed wyjazdem z Prasanthi Nilayam Raye i ja próbowaliśmy podarować panu Narasimhan maszynę do pisania, która nie była już nam potrzebna. Sądziliśmy, że mogliby z niej korzystać współpracownicy czasopisma ‘Sanathana Sarathi’. Jednak pan Narasimhan nie mógł jej przyjąć bez aprobaty Baby. Ostatecznie zgodziliśmy się, że przechowa ją dla nas dopóki nie uzyskamy zgody. Kiedy Raye zapytał Swamiego o to, odrzekł: „Tak, tak, błogosławię temu”. 
     Raye zapytał również, czy moglibyśmy w następnym roku przyjechać do Kodaikanal. Swami odpowiedział: „Tak, przyjedźcie, będę rozmawiał każdego wieczora”. Ucieszyliśmy się z tego. Za chwilę podobną odpowiedź usłyszał inny wielbiciel. Swami wyjaśnił wtedy, że powinniśmy rozumieć jaką otrzymujemy łaskę i dodał: „Jednak nie w tym roku. Tego roku nie wyjeżdżam w kwietniu. Przyjedźcie w kwietniu 1991 r.”.
     Potem rozmawiał ze wszystkimi osobami, pytając nas o pracę i o rodzinę, ofiarowując każdemu przywilej cudownego doświadczania indywidualnej rozmowy. Nawet jeśli pokój jest wypełniony ludźmi, to kiedy Swami z nami rozmawia, jesteśmy z Nim sami. Zapytał Valerie czego chce, a ona odpowiedziała: „Pierścionka, Swami”. Baba udał wielkie zdziwienie, pytając: „Czemuż to pragniesz pierścionka?”. Obiecał Valerie, że da jej dobrą pracę, że będzie opiekował się jej dziećmi i zadba o ich przyszłość. 
     Mówiąc Dave’owi, że jest bardzo dobrym człowiekiem i że go błogosławi, Swami położył jedną dłoń na jego głowie, a drugą ujął go za rękę. Przyrzekł także rozwiać wszelkie wątpliwości, jakie powstaną w jego umyśle. Zapytał Betty o dzieci, pozwalając jej wymienić imię każdego z nich i wyliczyć ich zawody. Gdy wspomniała swojego niepełnosprawnego syna, powiedział: „Wiem, wiem, zaopiekuję się nim”.
     Były to bardzo słodkie chwile, pięknie ilustrujące, że każde z nas jest otoczone opieką, pilnowane i chronione. Sai-Ganesza leczy wszelkie nasze choroby, pokonuje pojawiające się przed nami trudności, rozwiązuje problemy, usuwa przeszkody oraz kocha i dba o każdego członka naszych rodzin. Jak bardzo jesteśmy błogosławieni! Gdy wychodziliśmy stamtąd z dłońmi napełnionymi paczuszkami wibhuti, czuliśmy się otuleni miłością.
Następnego dnia, czwartego lutego, były moje urodziny. Napisałam do Baby pytając, czy zechciałby się do mnie wtedy uśmiechnąć. Ponieważ dwa dni wcześniej byłam na interview, uważałam za nieprawdopodobne, aby podszedł do mnie ponownie. Mimo to następnego ranka ruszył prosto w Moją stronę mając na twarzy najpiękniejszy ze Swoich uśmiechów – nigdy nie widziałam piękniejszego. Wziął ode mnie kartkę, w której dziękowałam Jemu za otrzymane przez nas łaski. Odpowiedział: „Bardzo szczęśliwy, bardzo szczęśliwy”. 
     Tego popołudnia Raye urządził dla mnie w restauracji o nazwie „Paw” cudowne przyjęcie urodzinowe i jednym z piętnastu zaproszonych gości był Gary Belz. Ku naszej wielkiej radości dowiedzieliśmy się, że kamera, którą się ‘bawił’, była włączona za zgodą Swamiego i że nagrał całą audiencję, łącznie z materializacją posążku Ganeszy. Bez wątpienia były to najwspanialsze urodziny w moim życiu. Gdy wróciliśmy do domu, czekała tam już na nas kaseta wideo. Chociaż nagranie powstało w efekcie miłości kamerzysty do Baby, to sytuację utrudniał fakt, że była nagrywana zza głów wielbicieli i z pozycji siedzącej. Jednak dzięki łasce Swamiego filmowa relacja z dwóch materializacji wypadła doskonale. Jestem niewymownie wdzięczna, że był tam kamerzysta i otrzymał łaskę Pana. 

******************

     „Boska miłość jest jak deszcz lub promień słońca. Żeby ją zyskać wykonujcie ćwiczenia duchowe: sadhanę trzymania dzbana prosto, żeby mógł napełnić się deszczem; sadhanę otwierania drzwi serc, żeby mogło je rozjaśniać słońce. Łaska jest wszędzie wokół was jak płynąca z radia muzyka. Ale musicie włączyć odbiornik i nastawić go na odpowiednią falę, żeby słyszeć dźwięki i cieszyć się nimi. Módlcie się o łaskę, ale wykonujcie przynajmniej tę małą sadhanę. Łaska sprawi, że wszystko znajdzie się na swoim miejscu…”.
     „Nie wierząc w Boga, nie możecie ocenić skuteczności łaski. Skoro odrzucacie Ramę i Krisznę, to nie staną u waszego boku w godzinie próby. Jeśli nie przywiążecie się do Sai Baby, nie otrzymacie Jego błogosławieństwa”.

Sathya Sai Baba
cdn. tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.