„Z Bogiem u boku” – słodkie doświadczenia uczennicy szkoły podstawowej

     Związek dzieci z Bhagawanem Śri Sathya Sai Babą jest słodki i spontaniczny. Ci, którzy mieli szczęście go doświadczać, poprą mnie całym sercem kiedy powiem, że to jedno z najbardziej wychowawczych zdarzeń, jakie możemy obserwować. Niewątpliwie, jest w nim zabawa, słodycz i radość, ale także nauka, przekazywana w sposób właściwy jedynie Jemu. Innym pięknym aspektem tych interakcji jest to, że zachowują one swoje wewnętrzne piękno, nawet jeśli opowiada się o nich wielokrotnie.

     Pewnego wieczoru, kiedy w wieczornej mżawce wracaliśmy do domu z przyjemnej wycieczki rowerowej, moja żona Pudża klepnęła mnie nagle w ramię i powiedziała: „Dzisiaj wróciło do mnie wiele wspomnień – wspomnień o niezapomnianych doświadczeniach ze Swamim – z czasów, kiedy chodziłam do szkoły podstawowej”.
„Niezapomnianych? I aż do teraz nic mi o nich nie powiedziałaś?”.
     „Ukryłam te zdarzenia w głębi serca. Uwolnił je we mnie program prowadzony przez absolwentów uczelni Sai. Mówię, że są niezapomniane, bo chociaż mogą się głęboko ukryć, to mimo wszystko nigdy ich nie zapomnę”. Były poruszające i słodkie, więc postanowiłem umieścić je na moim blogu, aby świat dowiedział się, że nasz ukochany Swami był dzieckiem pomiędzy dziećmi.
Teraz opowiada Pudża.

Swami odwiedzał szkołę podstawową, żeby zainaugurować nową zjeżdżalnię w kształcie słonia.

Trzy pensy i Bóg…
    Kiedy zaczęłam uczęszczać do szkoły podstawowej w Puttaparthi byłam małą, pięcio i pół letnią dziewczynką. Mieliśmy do dyspozycji mnóstwo zajęć pozalekcyjnych. Zdecydowałam się na muzykę klasyczną. Do wyboru była muzyka północnoindyjska – hindustańska albo muzyka południowoindyjska – z Karnataki. Nie mogliśmy jednak pomiędzy nimi samodzielnie wybierać. Nauczycielki sprawdzały, czy potrafimy śpiewać i jakim mówimy językiem. Na tej podstawie decydowały, gdzie nas przydzielić. Moi rodzice byli Hindusami z południa, więc zostałam umieszczona w ‘grupie karnatackiej’. Ponieważ od kilku lat mieszkaliśmy w Bombaju i rozmawialiśmy w domu w marathi i hindi, nie znałam łamiących język poematów w pieśniach z najbardziej południowych obszarów Karnataki.
    Nigdy nie zapomną pierwszej lekcji muzyki! Nauczycielka, ‘Sudżata maam’, jak ją nazywaliśmy, zaśpiewała linijkę tekstu i poleciła nam ją powtórzyć. W pierwszej klasie muzycznej było sześć dziewczynek i sześciu chłopców. Jak się okazało, zajęcia z muzyki odbywały się w otoczeniu natury, pod drzewami kampusu. W tamtych latach nie dysponowaliśmy w szkole dużą ilością klas. Staraliśmy się nie przeszkadzać innym dzieciom naszym głośnym śpiewaniem.
    Był rok 1990 i Swami często nas odwiedzał. W każdej chwili mógł się pojawić na zajęciach. Oczekiwano od nas, że wtedy będziemy kontynuowali zajęcia w zwykły sposób. Tego dnia, podczas lekcji muzyki, zmagałam się z tekstem pieśni. Kiedy nauczycielka upominała mnie, że nie potrafię powtórzyć poprawnie ani jednego wersetu, przez bramę łączącą szpital ogólny ze szkołą podstawową wjechał samochód Swamiego.

Swami mógł w każdej chwili przyjechać do szkoły…

    Ujrzeliśmy Sai Babę w tej samej chwili, gdy On zobaczył nas pod drzewami. Zatrzymał samochód, szybko z niego wysiadł i ruszył w naszą stronę. Żadne z nas do Niego nie podeszło. Udawaliśmy, że zajmujemy się muzyką. Sudżata maam ponownie zaczęła uczyć nas pieśni i wciąż nie potrafiłam jej dokładnie naśladować. Trudno mi było wymawiać te słowa. I na to wszystko patrzył Swami! Zepsułam popisy innym dzieciom. Nauczycielka była tak samo zdenerwowana jak ja, więc chociaż śpiewała powoli, radziłam sobie tylko z dwoma pierwszymi wyrazami. Nagle wstała, spojrzała na Swamiego i powiedziała: „Swami, przeniesiemy ją z grupy karnatackiej do hindustańskiej, ponieważ tutaj jest jej za trudno”.
    Słysząc to zaczęłam płakać. Chciałam zostać w tej grupie dlatego, że Swami bardzo interesował się muzyką z Karnataki. Uważałam także, że chociaż dobrze śpiewam, to zostałam ‘ukarana’, ponieważ nie potrafię wymawiać słów. Płakałam, a nauczycielka nie wiedziała co robić. Swami podszedł do mnie i poklepał mnie po głowie. Zwrócił się serdecznie do nauczycielki: „Daj dziecku kilka dni. Nauczy się i będzie pięknie śpiewać”. 
     Natychmiast przestałam płakać. Poczułam się lekka i szczęśliwa. W sekundę, jednym zdaniem napełnionym miłością, Swami wyciągnął mnie z otchłani smutku i wzniósł na szczyty radości. Włożyłam cały wysiłek w ćwiczenie trudnych słów. Nawet dzisiaj nie potrafię sobie wyobrazić, co mogło zainspirować pięcioletnią dziewczynkę do wielogodzinnej pracy. Dwa dni później, ku satysfakcji nauczycielki, powtórzyłam poprawnie wszystkie wersy.
    Pan przychodzi we właściwej chwili. Gdy świat z nas rezygnuje, On, znając nasze serca, wciąż nas wspiera! Z Bogiem u swego boku mogę osiągnąć wszystko.
Moje myśli… 
   Słuchając opowieści Pudży, przypomniałem sobie o innej małej dziewczynce, o Agnes Gonxha Bojaxhiu, która chciała założyć sierociniec. Miała zaledwie trzy pensy i starsi powiedzieli: „Z trzema pensami nie możesz nic zrobić”.
Agnes po prostu się uśmiechnęła i odrzekła: „Wiem. Z trzema pensami nie mogę nic zrobić. Ale z trzema pensami i z Bogiem mogę osiągnąć wszystko!”. Dzisiaj znamy Agnes jako Matkę Teresę!  Pudża ciągnęła dalej…

Boska klasa Swamiego w cieniu drzewa

„Twój problem jest moim problem dopóki nie zostanie rozwiązany”.
    Wydarzyło się to, gdy byłam w trzeciej klasie. Nauczycielka pieśni z Karnataki wyszła za mąż i wyjechała z Puttaparthi. Wszyscy się martwiliśmy, ponieważ przepadały nam lekcje muzyki. Napisałam list do Swamiego. Poprosiłam, żeby przysłał nam szybko następną nauczycielkę. 
    Był niedzielny poranek i przyszliśmy do mandiru. Siedziałam w pierwszym rzędzie. Gdy rozpoczął się darszan, Swami podszedł prosto do mnie i od razu wziął list. Gdy zaczęłam z wdzięcznością się uśmiechać, otworzył go i przeczytał. Potem zapytał: „Chcesz nowej nauczycielki? Ile chcesz mieć nauczycielek?”. Jako ośmiolatka, zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć! Napisałam, ze potrzebuję nowej nauczycielki muzyki, a oto Swami pyta mnie, ile chcę mieć nowych nauczycielek! Ponieważ milczałam, zadał mi następne pytanie: „Ile nauczycielek jest w szkole?”. Nie wiedząc, spojrzałam w ich stronę prosząc o pomoc. Kilka ze znajdujących się blisko ‘cioć’ wyszeptało cyfrę, którą potulnie powtórzyłam. Swami uśmiechnął się, poklepał mnie po głowie i powiedział, że połączymy się z grupą hindustańską i o tej chwili będzie nas uczyła ciocia Keja. 
    Była to drobna sprawa, ale naszym młodym umysłom ogromnie ciążyła. Przekazaliśmy ją w Jego ręce, a On upewnił nas w kilka sekund, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo kocha Swoje dzieci.
Moje myśli…
    Bardzo często to co przechowujemy w sercu i do czego przywiązujemy wagę, dla świata jest bez znaczenia. Ale dla Swamiego nasze wielkie problemy są Jego problemami. Jego empatia jest pełna, ponieważ Swami jest z nami jednością. Słuchając opowiadania Pudży przypomniałem sobie kilka wydarzeń ze swojego życia, kiedy to świat okrutnie mnie niszczył, a Swami stawał u mojego boku. Trzecia historia opowiedziana przez Pudżę pobudziła mnie do głośnego śmiechu. Ponownie odnosiła się do lekcji muzyki i pokazywała, że Bóg naprawdę lubi zabawę!

Dziecięce serce i umysł są bardzo wrażliwe. Lekcje, jakich uczymy się w tym wieku pozostają z nami na zawsze. Stawało się to oczywiste, w miarę jak Pudża opowiadała mi o swoich przygodach z muzyką i z Bhagawanem. Trzecie zdarzenie upewniło mnie, że dzieci trzeba przede wszystkim uczyć lekcji miłości, skromności, wytrwałości i cierpliwości.

Można powiedzieć to inaczej. Dzieci należy chronić przed zewnętrzną ingerencją wpływającą negatywnie na ich niewinną naturę, wypełnioną miłością, słodyczą, wyrozumiałością i głęboką szczerością. Oto dlaczego Bhagawan Śri Sathya Sai Baba spędza tak dużo czasu z dziećmi. Doświadczenia dzieci ze Swamim kształtują całe ich życie, jak zdaje sobie z tego sprawę każdy człowiek, kto został przez Niego uformowany. Po tym wstępie nie będę już dłużej stał pomiędzy narratorką i jej słuchaczami!
Wracamy do Pudży i jej opowiadania…
Co nam przeszkadza…
    Byłam w siódmej klasie i cierpiałam z powodu ostrego przeziębienia i infekcji gardła. Działo się to pod koniec roku szkolnego, gdy trwały konkursy kulturalne. Tego dnia w mojej klasie odbywał się konkurs muzyczny, a ja z trudnością wypowiadałam kilka słów! 

Czułam się okropnie, ale co mogłam zrobić? Postanowiłam uczynić jedyną rzecz jaka mi pozostała – prosić o pomoc Swamiego. 
Swami osobiście rozdawał nagrody w wielkiej auli akademika, nawet te zdobyte w konkursach klasowych. Był czwartek i tego dnia uczniowie szkoły podstawowej mieli wielki przywilej uczestniczenia w porannym darszanie

Kiedy usiedliśmy w mandirze, szybko wyrwałam kartkę i napisałam do Swamiego list. Powiedziałam Mu, że jestem bardzo przeziębiona i że nie wezmę udziału w klasowym konkursie muzyki. Opowiedziałam także o moich lękach i uczuciach.
    Obawiałam się, że inni uczniowie, niebędący tak dobrymi śpiewakami jak ja, zdobędą wszystkie trofea. Byłoby mi z tego powodu bardzo przykro, ponieważ od lat zajmowałam pierwsze miejsce, co napełniało mnie wielką dumną. Ponadto podczas ceremonii rozdawania nagród Swami uważnie słuchał szczegółów na temat pracy zwycięzców i odpowiednio na nie reagował, kiedy podchodzili, żeby z Jego rąk otrzymać laur i dostąpić padanamaskaru. W tym roku również chciałam to przeżyć. W miarę jak wszystkie te uczucia wzbierały we mnie, czułam się coraz bardziej zdesperowana. Napisałam, że gdyby nauczycielka muzyki, ciocia Keja, rozchorowała się dzisiaj (!), wtedy konkurs zostałby odłożony na kilka dni i dzięki temu mogłabym zaśpiewać!
Kłopotliwa sytuacja staje się bardzo bolesna!
    Kiedy zaczęto grać, Swami wszedł do mandiru i miałam wrażenie, że zmierza w moją stronę z wszystkowiedzącym uśmiechem. Czułam, że budzi się we mnie nadzieja. Myślałam, że przesunie termin konkursu, zgodnie z moją modlitwą. Podniosłam się i podałam Mu list. Wziął go, pobłogosławił mnie padanamaskarem i odszedł, pozostawiwszy mnie w radosnym stanie. Kiedy wciąż jeszcze się uśmiechałam, postawił kilka kroków i rzucił mój list na kolana nauczycielki muzyki! To mnie przeraziło! Co powinnam teraz zrobić?  
    Natomiast nauczycielka była bardzo szczęśliwa, ponieważ Swami pozwolił jej dotknąć Swych stóp. Pewnie poczuła, że błogosławi ją tą kartką w szczególny sposób. Czułam wewnętrzne drżenie, myśląc o konsekwencjach, kiedy ją rozłoży i przeczyta co napisałam. Podzieliłam się swobodnie ze Swamim swoimi uczuciami i myślami, a On złamał łączący nas pakt o tajemnicy! Jak mógł tak postąpić? Nawet po rozpoczęciu bhadżanów nie mogłam przestać myśleć o czekających mnie przykrościach. Potem wpadłam na pomysł. Wiedziałam, że podczas bhadżanów nauczycielka siedzi z zamkniętymi oczami i nie zwraca na nic uwagi. Pomyślałam, że mogłabym się do niej przysunąć i ukraść list! Ku mojej konsternacji, tego dnia błogosławieństwo Swamiego napełniało ją tak wielką radością, że nie zamknęła oczu i cały czas trzymała w ręku moją kartkę! Byłam przekonana, że nie ma dla mnie nadziei.
    Zaczęłam rozmyślać o tym co się stanie, gdy po darszanie wrócimy do szkoły. Prawdopodobnie nauczycielka pokaże list kierowniczce i opiekunce, które ukarzą mnie za nadzieję, że nauczycielka zachoruje. Nie wiedziałam o co się modlić. Kiedy odprawiono arathi i Swami opuścił mandir, przeszyła mnie nowa myśl.
Lekcja pokory
    Swami celowo postawił mnie w trudnej sytuacji. Być może chciał mi coś przekazać.
    Poczułam się przygnębiona swoją prośbą. Swami uczy nas modlić się o dobro wszystkich, a ja, w swoim egoizmie, ułożyłam tę głupią prośbę. Powiedziałam Swamiemu, że nigdy więcej tego nie zrobię. Ale byłam też na Niego rozgniewana. Dlaczego postawił mnie w tak kłopotliwym położeniu? Zrozumiałam lekcję, a mimo to wciąż groziła mi kara! Poczułam, że nie zależy Mu na mnie.
Kiedy skończyły się bhadżany, zauważyłam, że Swami nie wybrał zwykłej drogi biegnącej do Jego siedziby przez audytorium w Purnaćandrze, tuż obok posągu Kriszny, a zamiast tego wracał tą samą trasą, którą wybrał podczas darszanu, to znaczy, szedł w moją stronę! Kiedy się zbliżał, walczyłam z Nim w myślach: „Swami, ta sytuacja Cię bawi. Naprawdę jestem w wielkich opałach. Prosiłam Cię tylko o drobną pomoc, a Ty zrobiłeś mi coś takiego!”. Sai Baba podszedł do nauczycielki muzyki i poprosił ją o list, który trzymała w ręku. To był mój list, który wcześniej rzucił jej na kolana. Ujrzałam iskrę nadziei i pomodliłam się: „Swami, proszę Ci, wyprostuj tę sprawę. Rozumiem, na czym polega mój błąd. Proszę, po prostu pomóż mi”. 
    Nauczycielka podała Mu list, a Swami uśmiechnął się niewinnie i powiedział: „To do mnie, prawda?”. Chociaż siedziałam w pewnej odległości, krzyknęłam: „Tak, Swami, to do Ciebie”. Uśmiechnął się, wziął list i odszedł. Wydałam westchnienie ulgi, a nauczycielka muzyki wzniosła się na jeszcze wyższy stopień szczęśliwości. Wychodząc z mandiru miała na twarzy uśmiech, ponieważ tego dnia otrzymała podwójne błogosławieństwo. Ale to nie był jeszcze koniec tego dramatu.
    Zbliżał się czas konkursu muzycznego, a ja wciąż z trudem mówiłam. Uznałam, że nie mam wyboru. Podeszłam do nauczycielki i powiedziałam, że nie mogę wziąć udziału w egzaminie z powodu infekcji gardła. Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedziała, że nie muszę się martwić – już dała mi pierwszą nagrodę! Czuła, biorąc pod uwagę moje wyniki z ubiegłych sześciu lat, że bardzo się starałam. Mimo infekcji zasługuję na nią.
    Ogarnęła mnie radość. Wiedziałam, że stało się tak jedynie dzięki temu, że Swami pobłogosławił ją z miłością. Wzbudził w niej poczucie szczęścia, dzięki czemu była dla mnie łaskawa. W myślach podziękowałam Mu i wyraziłam swą wdzięczność za to, że mam tak cudownego Pana, do którego mogę się zwracać z każdą, nawet najdrobniejszą sprawą.

Boski Ogrodnik nie żałuje wysiłku i czasu, by ‘uprawiać’ Swoje roślinki, aby mogły zrodzić owoce!

Moje myśli…
    Uderzyło mnie, że historie opowiedziane przez Pudżę niosą w sobie wiele pięknych lekcji. Pomijając te oczywiste, że możemy dzielić się z Panem wszystkim i że nigdy nie powinnyśmy modlić się o ranienie innych, to pozostają jeszcze dwie.
    Szlachetność i dobroć Boga są tak wielkie, że nawet negatywna modlitwa przynosi dobrodziejstwo. Samo myślenie o kimś i o Bogu przynosi tej osobie łaskę, bez względu na to, jakie są nasze modlitwy! Jeśli są szlachetne, na pewno się spełnią, ale nawet jeśli są ‘złe’, to mądrość Boga wspaniałomyślnie zmienia je w dobre!
    Druga lekcja jest taka, że jeśli angażujemy w coś Boga, to wszystko kończy się szczęśliwie. Jak głosi znane przysłowie, dobre jest to, co ma dobre zakończenie!
     Czy może więc kogoś zaskakiwać, że Swami spędza tak wiele czasu z dziećmi i z młodzieżą? Ziarna tych ważnych lekcji kiełkują w ich delikatnych sercach.

Boski Ogrodnik dba o Swoje roślinki…
z http://hubpages.com    tłum. J.C.
 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.