Jestem pilotem twojego życia

    W wielkiej potrzebie wezwał Bhagawana, prosząc, aby go ocalił. Bhagawan natychmiast odpowiedział, że pilotuje jego samolot, że pilotuje jego życie, że pilotuje je bezpiecznie, zgodnie z tym, co głoszą proroctwa. Oto cudowne, niezatarte wspomnienie kapitana eskadry samolotów bojowych V. Metha o tym, jak Bhagawan uratował mu życie. Obecnie kapitan Metha jest w stanie spoczynku i pracuje jako starszy oficer na lotnisku Śri Sathya Sai Baby w Prasanthi Nilayam.
   Będąc absolwentem Akademii Obrony Narodowej w Pune w Indiach, jednej z najlepszych tego rodzaju instytucji szkoleniowych na świecie, w wieku 20 lat dostałem przydział do indyjskich sił powietrznych jako pilot myśliwca. W 1975 r. otrzymałem ‘wizytówkę Baby[1]’ i od tamtej pory Bhagawan prowadzi, ochrania i obejmuje pełną opieką nie tylko mnie, ale również całą moją rodzinę. W latach 1974-75 pełniłem funkcję instruktora w Akademii Obrony Narodowej w Bareilly. Przebywała tam również moja siostra i szwagier ze swoimi bliźniakami. Szwagier, prof. Basant Sibal, przez dziesiątki lat wykładał w Akademii chemię. Jeden z bliźniaków, Sandżaj, miał otwór w sercu i nie czuł się dobrze (szmer skurczowy). Tego rodzaju problemy występują czasami u noworodków, przeważnie jednak otwory zasklepiają się same i nie wymagają leczenia. U Sandżaja było jednak inaczej. Bez rezultatu radzono się lekarzy. Lekarze byli przekonani, że powinien przejść operację na otwartym sercu. Rodzice traktowali ją jak ostatnią deskę ratunku. Gdy dowiedzieli się o nadnaturalnych mocach Śri Sathya Sai, zgodzili się na sesje bhadżanowe w swoim domu, czekając na błogosławieństwo Baby i uleczenie Sandżaja. Pewnego dnia otrzymałem od szwagra zaproszenie do udziału w modlitwach do Swamiego w ich mieszkaniu. Ponieważ byłem zagorzałym zwolennikiem Arji Samadży[2], zgodziłem się na to niechętnie i wyłącznie dlatego, że poprosił mnie o to mąż siostry. Rozpoczęły się bhadżany i wszyscy siedzieli zasłuchani. Jedna ze śpiewaczek powiedziała, że widziała jak Sai Baba wchodzi do domu szwagra. Członkowie rodziny uśmiechnęli się tylko do siebie, przekonani, że wszechmocny Bóg jest także wszechobecny, więc to, co powiedziała ta kobieta, nie było niczym nadzwyczajnym. Wkrótce jednak zobaczyliśmy jak na fotografii Swamiego materializuje się wibhuti i jak wciąż go przybywa. Zrobiło to na nas ogromne wrażenie. Jednak moja żona Nandini nie potraktowała go zbyt poważnie i powiedziała, że to tylko przejaw mocy jogicznych, wymagających pewnej praktyki duchowej. Ta sesja modlitewna nie uzdrowiła Sandżaja, został więc zawieziony do Puttaparthi. W Puttaparthi Swami go pobłogosławił i wkrótce malec przeszedł z powodzeniem operację na otwartym sercu i w pełni wyzdrowiał. Potok wibhuti na fotografii Sai Baby w listopadzie 1975 r. był dla mnie ‘wizytówką Swamiego’ i przekonał mnie o Jego nadzwyczajnych mocach. Jednak Nandini myślała inaczej. Za każdym razem, gdy próbowałem rozmawiać z nią na ten temat, kończyło się to poważnym sporem, a czasami waśnią, utratą domowego spokoju i harmonii. W październiku 1977 r. pojechałem na kurs do Coimbatore. Ponieważ bardzo pragnąłem otrzymać darszan Sai Baby, podczas święta daśary wziąłem krótki urlop i udałem się do Puttaparthi. W Puttaparthi przeżyłem błogosławiony darszan Bhagawana Śri Sathya Sai Baby i wróciłem szczęśliwy do Coimbatore, żeby dokończyć szkolenie. Nieustannie modliłem się do Pana, aby zrobił coś z niewiarą mojej żony. Bhagawan Śri Sathya Sai Baba łaskawie odpowiedział na te modlitwy i w piękny sposób dokonał przemiany Nandini. Gdy wróciłem po zakończonym szkoleniu do Bareilly, Nandini była już inną osobą. Sai Baba zaczął przychodzić do niej we śnie każdej nocy. W tych snach bywała w Puttaparthi i chodziła na bhadżany i w inne miejsca. Zapoczątkowała także regularne spotkania w naszym domu. Doprawdy, co za cud! Później, będąc w Puttaparthi przyznawała, że były to te same miejsca, które widziała w snach. Od tamtej pory głęboko wierzy w Sai Babę i wielbi Go całym sercem.
  Interesujące, że w 1983 r. Swami podczas interview zmaterializował piękny pierścionek i włożył mi go na serdeczny palec prawej ręki. Oznajmił, że będzie mnie chronił. Dodał także: „Jesteś pilotem. Ja będę pilotem twojego życia.”
Natychmiastowa pomoc w krytycznej chwili
 W 1986r., jako dowódca eskadry myśliwców naddźwiękowych, zostałem wysłany na dwa lata do Iraku, żeby szkolić tamtejszych pilotów w bojowych lotach. Drugiego marca 1987 r., lecąc z kursantem naddźwiękowym samolotem bojowym Suchoj-7[3], weszliśmy przypadkowo w prawostronny korkociąg wywołany wadliwym działaniem jakiegoś wskaźnika. Ten samolot ma tylko jeden, ale za to bardzo potężny silnik, mogący rozpędzić maszynę do dwukrotnej prędkości dźwięku. Na nieszczęście, silnik także przestał funkcjonować. Wyglądało to na poważniejszą awarię. Znajdowaliśmy się na wysokości około 3 300 m i samolot spadał z szybkością 100 m/sek. Ta gwałtowna szybkość opadania sprawiała, że pozostało nam zaledwie 30 sekund do wbicia się w ziemię. Jedyną bezpieczną rzeczą w tej sytuacji było wystrzelenie foteli. Zanim to jednak zrobiłem, wezwałem całym sercem Sai Babę, prosząc Go o pomoc. I patrzcie! Pan pomógł nam natychmiast. Miałem wrażenie, że jakaś „nieznana ręka” przejęła kontrolę nad samolotem i wyprowadziła go z korkociągu. Teraz przyszła chwila włączenia silnika, co na ziemi zajmuje około 60-ciu sekund. Teraz trwało to tylko 25 sekund. Samolot zdążył zejść na wysokość 30 m, ale wyszedł cało z tej przygody.
 Roztrzęsiony, wróciłem samolotem do bazy bez najmniejszych trudności, dziękując Panu przez całą drogę. Nie muszę wyjaśniać, że zanim znów nim poleciałem samolot został dokładnie przejrzany i naprawiony. Władze irackie wręczyły mi list uznania.
Wszechmocny Zbawiciel
  Gdy dzień dobiegł końca, wróciłem do domu i opowiedziałem o wszystkim mojej żonie. Oboje podziękowaliśmy Sai Babie za ocalenie, ale historia nie kończy się na tym. W październiku 1988 r. moja praca w Iraku dobiegła końca i zostałem przeniesiony do Indii jako dowódca wojskowej bazy lotniczej w pobliżu Lucknow. W styczniu 1989 r. Sai Baba udzielił nam w Puttaparthi audiencji. W pokoju interview upadłem Sai Babie do stóp i podziękowałem Mu za uratowanie mnie 2-go marca 1987 r. ze śmiertelnie niebezpiecznej sytuacji. Swami zaczął z miłością opowiadać o tym wydarzeniu, ale nagle przerwał i powiedział: „Przeszłość jest przeszłością.” Po audiencji żona wyznała mi, że będąc od 20-tu lat żoną pilota sporo wie o lataniu, ale lepiej zrozumiała na czym polegała ta niebezpieczna awaria, gdy opowiadał o niej Sai Baba. Z powyższego incydentu dowiedziałem się także, że Swami uratował mnie przebywając fizycznie w Puttaparthi. Oznacza to, że przekracza wszelkie bariery i jest wszechobecny. Teraz już nie przebywa w fizycznym ciele, ale w Swojej wszechobecności jest ze wszystkimi wielbicielami, pomaga im, prowadzi ich i ochrania.
Samastha loka sukhino bhawntu – Niech wszystkie istoty będą szczęśliwe.
z http://www.theprasanthireporter.org/  tłum. J.C.
[1] Bhagawan Śri Sathya Sai Baba nazywał ‘wizytówkami’ czynione przez Siebie cuda
[2] Aria Samadż – pendżabski ruch reformatorski oparty na wartościach wedyjskich.
[3] Suchoj Su -7 – radziecki naddźwiękowy samolot bojowy niskiej klasy. W oznaczeniach NATO: „Monter’.

Port lotniczy w Puttaparthi 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.