Prawo, miłość i życie: uczenie się wszystkiego od Pana - część szósta, ostatnia
Rozmowa z państwem Kamalą i Nimishem Pandya
Nimish Pandya: Mój ojciec był inteligentnym prawnikiem. Miał fantastyczną pamięć, tak samo jak Kamala. Pewnego dnia gdy siedział pod portykiem, podszedł do niego Swami i zapytał: „Hej, Pandya, czego pragniesz?” Mój ojciec w zasadzie niczego nie pragnął, ponieważ miał wszystko. Nie musiał o nic prosić. Jednak, myśląc o sobie jako o inteligentnym i bystrym człowieku, powiedział: „Swami, pragnę oświecenia.” Swami odpowiedział na to: „Ach! Pragniesz mokszy? Wejdźmy do środka.” Mówiąc to, zaprowadził ojca do pokoju interview. Ojciec był nieopisanie szczęśliwy i myślał sobie: „Otrzymam oświecenie w pokoju interview.” Swami polecił mu usiąść i zapytał: „Powiedz mi jak się nazywasz?” Zdanie to zapoczątkowało serię pytań i odpowiedzi. Swami wypytał go gdzie się urodził, jak się nazywał jego ojciec, a jak matka i żona. Trwało to i trwało, aż padło 100, 200, 300 pytań – nieskończenie wiele. Mój ojciec, dumny ze swojej doskonałej pamięci, na każde z nich dawał trafną odpowiedź. Swami tak to skwitował: „Skoro tak dużo pamiętasz, to jak możesz dostąpić wyzwolenia?”
Karuna Munshi: Żeby otrzymać mokszę musimy o wszystkim zapomnieć, opróżnić głowę z niepotrzebnych informacji.
Nimish Pandya: To doświadczenie nauczyło mnie, że musimy ‘zapomnieć, żeby połączyć się z Bogiem’.
Kamala Pandya: Miłość to dawanie i wybaczanie. Ego to otrzymywanie i zapominanie.
Nimish Pandya: Dopóki nie opróżnimy umysłów, nigdy niczego nie osiągniemy. Za każdym razem gdy spotykam młodych ludzi, wielbicieli i nie tylko, mówię im, żeby nie komplikowali spraw. Bóg jest bardzo prosty. Swami jest bardzo, bardzo prostym Awatarem. Powtarza nam: „Nauczmy się wszystko zapominać.” Jeśli potrafimy zapomnieć i żyć w danej chwili pełnią wolności, to jesteśmy szczęśliwi. Gdy niesiemy swój bagaż, to jesteśmy martwi.
Karuna Munshi: Powiedział pan, że Swami ukazał panu potęgę modlitwy.
Nimish Pandya: Nie wiem jak wielu z nas naprawdę wierzy w potęgę modlitwy, ponieważ nieustannie mamy wątpliwości, nawet gdy się modlimy. Jeśli chodzi o modlitwę, to jesteśmy rozdwojeni. Pewnego dnia, po zakończeniu programu Aszadi, obok mnie usiadł mały chłopiec. Swami przyjął ofiarę ognia i wszedł do pokoju. Wiedzieliśmy wszyscy, że gdy Swami wchodzi do pokoju po arathi, to nigdy nie wraca. W momencie gdy Swami zniknął za drzwiami ten chłopczyk zaczął głośno płakać. Wiecie jak to jest w Sai Kulwant Hall. Jeśli zapłacze dziecko, grozi nam niebezpieczeństwo ze strony sewaków. Dosłownie rzucają się na nas. Nie byłem wyjątkiem. Gdy chłopiec zaczął płakać, wpadłem w panikę.
Karuna Munshi: Czy chłopiec brał udział w przedstawieniu?
Nimish Pandya: Tak. Pomyślałem, że się uderzył lub dostał skurczu. Zapytałem go, co się stało i robiłem wszystko, żeby go uspokoić, przez cały czas zerkając na sewaków gotowych na mnie naskoczyć.
Karuna Munshi: Ojciec 3000 dzieci, niełatwa rola!
Nimish Pandya: Na powtarzane przeze mnie pytanie czego pragnie, dziecko powiedziało: „Chcę dostać wibhuti z rąk Swamiego. Swami powiedział, że da mi wibhuti z własnych rąk. Chcę je dostać teraz.” Pomyślałem: „O Boże! Co jest nie tak z tym dzieckiem? Swami wszedł już do środka, odprawiono arathi. Jak Swami ma wrócić i dać mu wibhuti?” Zauważcie, co się działo. Mój umysł pracował na pełnych obrotach, zastanawiając się w jaki sposób uspokoić malca. Powiedziałem: „Zamknij oczy i módl się. Nie dostaniesz wibhuti jeśli nie zamkniesz oczu i nie będziesz się modlił.” Chłopiec uwierzył mi, zamknął oczy i usiadł spokojnie. Niemal o nim zapomniałem, bo zachowywał się cicho i nie grozili mi już sewacy. Zacząłem rozmyślać o naglących ziemskich sprawach, takich jak pakowanie rzeczy po występie. Nagle nastąpiło poruszenie i otworzyły się drzwi. Swami szedł prosto w naszą stronę. W swoim egocentryzmie pomyślałem, że chce ze mną porozmawiać. Byłem podekscytowany i nie pamiętałem o wciąż siedzącym obok mnie dziecku. Swami stanął dokładnie przede mną i wskazując na chłopca powiedział: „Obudź go.”
Karuna Munshi: Och! Miał wciąż zamknięte oczy?
Nimish Pandya: Tak. Miał wciąż zamknięte oczy i siedział w medytacji. W tym momencie przypomniałem sobie o nim i zbudziłem go. Powiedziałem: „Synu, obudź się, Swami przyszedł.” Otworzył oczy i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Swami spojrzał na niego i spytał: „Czego pragniesz?” Dziecko odpowiedziało ze słodyczą: „Swami, chcę dostać wibhuti z Twoich rąk.” Swami zmaterializował wibhuti i dał mu je. Potem spojrzał na mnie i powiedział: „Głupcze, nie wierzyłeś, że modlitwa działa, lecz ona naprawdę działa.” To była lekcja życia, którą tamtego dnia otrzymałem od Niego. Modlitwa naprawdę działa. Szczera modlitwa zawsze dociera do Pana. Nigdy nie powinniśmy w to wątpić. Kocham w Swamim to, że Jego największe prawdy są bardzo proste. Myślę, że nie wolno nam ich komplikować.
Karuna Munshi: Swami odwiedził Bombaj dwa lata temu, w 2009 r.. Wspomina pan to wydarzenie z miłością. Czy może pan podzielić się z nami swoimi wrażeniami?
Nimish Pandya: Swami, odwiedzając Bombaj, był fizycznie bardzo słaby. Zaakceptował szalony plan zajęć. Udał się do świątyni Hadszi[1] w pobliżu Pune, a potem pojechał do Bombaju[2], gdzie spotkał miliony ludzi. W czasie tej podróży udzielił o godz. 23:00 w Dharmakszetrze interview panu Ratanowi Tata. Swami nigdy przedtem nie udzielał interview o tak późnej porze. Mimo że podróż przebiegała dobrze, my organizatorzy, dostaliśmy burę za ułożenie tak stresującego programu. Starszyzna kompletnie nas przygnębiła mówiąc: „Nie dbacie o zdrowie Swamiego. Jak mogliście ułożyć taki program?” Natomiast Swami w ciągu tych dwóch dni był pełen łaski i cierpliwości. Gdy miał wyjeżdżać z Bombaju podszedł do przedstawicieli rady zarządzającej. Starali się oni podziękować Swamiemu za tę wizytę. Bhagawan, zgodnie ze Swoją naturą, wiedział o czym wszyscy mówią. Zaczął tak: „Przygotowaliście dla mnie trudny program. Byłem bardzo zmęczony.” Poczuliśmy zażenowanie. To znaczy, w porządku gdy słyszeliśmy o tych faktach od innych, lecz kiedy padły z ust Pana, byliśmy bardzo poruszeni i ogarnęło nas przekonanie, że popełniliśmy największą zbrodnię w naszym życiu, tak bardzo dręcząc Swamiego.
Kamala Pandya: Obstawał przy tym mówiąc: „Bardzo trudny, bardzo trudny.” Wtedy uświadomiłam sobie, że zostaliśmy osaczeni. Zamiast powiedzieć: „Przepraszam, Swami” i tak dalej, zauważyłam: „Ale Swami, przyjechałeś do Bombaju po długiej dziesięcioletniej przerwie i czekało tu na Ciebie mnóstwo osób.” Nawet wtedy powtarzał: „Bardzo trudny, bardzo trudny”. Nie poddałam się i powtórzyłam: „Swami, wszyscy byli bardzo szczęśliwi”. To również Go nie zadowoliło: „Nie, mimo wszystko bardzo trudny, męczący”. „Swami, wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Jesteśmy bardzo szczęśliwi.” Wtedy zmienił zdanie i rzekł: „Tum khush, toh main kush – Jeśli jesteście szczęśliwi to i Ja jestem szczęśliwy”. Tak pięknie!
Karuna Munshi: Taki właśnie jest.
Nimish Pandya: To było z Jego strony najwyższe poświęcenie – nie myślał o Swoim osobistym szczęściu, o Swojej osobistej radości, o Swoim osobistym smutku – nie istniały dla Niego. Poświęcił życie dla naszego szczęścia i dla naszej radości. Kiedy wypowiedział te słowa: „Kum khush, toh main khush”, wyglądał świeżo jak kwiat – tak zdumiewająco, tak pięknie.
Karuna Munshi: Siostro Kamalo, jest pani doskonałą partnerką męża, który służy wyższym ideałom. Jestem pewna, że musiała pani na tej drodze dużo poświęcić. Jeśli spojrzy pani wstecz – czy było warto?
Kamala Pandya: Tak, było. Proponowano mi wielokrotnie, żebym była sędziną, ponieważ w Indiach sędziny stanowią mniejszość. Nie wiem dlaczego, ale nigdy mnie to nie pociągało. Poza tym, nie chciałam robić niczego bez zgody Swamiego. Swami zapytał mnie niegdyś: „Kiedy zostaniesz sędziną?” Zachowałam milczenie i nie odpowiedziałam Mu. Być może ta decyzja przyniosła mi duże straty finansowe, być może mogłam zarobić mnóstwo pieniędzy, ale to bez znaczenia. Najważniejsze są życzenia Swamiego. Jestem całkowicie oddana Swamiemu. Słowo Mistrza jest decydujące. Cokolwiek robiłam, czułam wewnętrzny przymus, żeby zrobić to dobrze, skrupulatnie. Nie umiem robić niczego połowicznie.
Karuna Munshi: Jaką radę dałaby pani młodej, wykształconej kobiecie z rodziny Sai odnośnie priorytetów i równowagi w życiu?
Kamala Pandaya: Moja rada byłaby prosta: „Jeśli wykonujesz pracę dla Boga, choćby najdrobniejszą, to pamiętaj, że wykonuje ją On. Swami powiedział mi kiedyś w pokoju interview: „Prowadzisz dla Mnie w Bombaju zajęcia Bal Vikas. Czy nie mogę zrobić dla ciebie choćby tyle?”
Karuna Munshi: To ‘choćby tyle’ zawiera w sobie odprawienie dla pani pięknej uroczystości ślubnej!
Kamala Pandya: Dał mi wszystko, poczynając od sari, po dom i biżuterię. Wybrał każdą ozdobę i nałożył ją na mnie, jak głowa rodziny. Czyż nie powinno mi to wystarczyć? Czy potrzebowałam czegoś więcej? Dlatego powtarzam, że w jakiś sposób spełnił każde moje pragnienie. Nawet jeśli chodziło o rzeczy doczesne, o szminkę w określonym kolorze lub lakier do paznokci, które czasami chciałam mieć. Patrzcie i podziwiajcie! Tego samego wieczoru ktoś przychodził i przynosił mi je. Swami zaspokaja każdą naszą nawet najdrobniejszą potrzebę. Po prostu we wszystkich okolicznościach wykonujcie swoją pracę jako Jego. Chodzi o każdy drobny uczynek, który lubicie i robicie dobrze. I cokolwiek robicie, róbcie to tak, jak gdyby to było po raz ostatni i nie istniało jutro. Zróbcie to jak najlepiej. Bóg na pewno wam w tym pomoże.
Karuna Munshi: Panie Pandya, jest pan wiceprzewodniczącym Indyjskiej Organizacji Służebnej Sathya Sai. Patrząc z tej perspektywy, jak pan sądzi, dokąd zmierza misja Swamiego?
Nimish Pandya: Daje mi wielką nadzieję, ponieważ wierzę, że Organizacja Służebna Sathya Sai pod wieloma względami jest niezwykła. Niezwykły jest zwłaszcza jej sposób odnawiania w sobie sił witalnych.
Karuna Munshi: Co ma pan na myśli?
Nimish Pandya: Tworzą ją ludzie głęboko kochający Swamiego. Nie układają list ani nikogo nie rekrutują. Nikogo nie przymuszają, żeby do nich przystał. To grupy ludzi którzy czegoś chcą, którzy zbierają się z miłości do Sai i praktykują to, czego Swami od nas wymaga. Są przekonani, że Bhagawan jest Mistrzem i symbolem najwyższej Boskości. Mają wystarczająco dużo odwagi, żeby odzwierciedlać nauki Swamiego swoim codziennym życiem i służyć otoczeniu jako godny naśladowania przykład. Skoro na całym świecie istnieją takie niezwykłe grupy ludzi, to nie ma ujemnych stron, nie ma odwrotu. Mogą się tylko rozwijać, ponieważ same w sobie są fontannami boskiej miłości, gdziekolwiek się znajdują. Niepowtarzalność tej organizacji polega również na tym, że chociaż posiada przepisy i zasady, to nie jest od nich zależna. Wspominam o tym, ponieważ każdy kto zetknął się z miłością Swamiego i pragnie się nią dzielić, uczyni to bez względu na to gdzie jest i co robi. Wierzę, że miliony ludzi na całym świecie są jak postawione przez Swamiego punkty. Baba, począwszy od 14-go roku życia aż do chwili porzucenia ziemskiego ciała, wzruszał Swoją miłością miliony ludzi na świecie. Nasza praca polega teraz na tym, żeby połączyć te punkty i kontynuować Jego misję. Obraz świata, namalowany przez Swamiego pędzlem miłości i pokoju, ujawni się w momencie gdy wszyscy dołączymy do tych punktów. Podróżując po świecie widzimy pełnych entuzjazmu wielbicieli – mężczyzn, kobiety, dzieci, młodych ludzi, dziewczęta i chłopców – kipiących energią i pragnących wykonać dla Swamiego swoją cząstkę pracy. My, jako organizacja, powinniśmy pomoc im wprowadzić miłość w czyn. Wierzę, że jeśli wszyscy ludzie na świecie podadzą sobie ręce i podejmą trud czynienia dobra, ów dzień nie okaże się zbyt odległy. Złoty wiek, o którym mówił Swami, już się manifestuje. Nie popełnię błędu mówiąc, że jeśli ten świat wciąż istnieje, to jedynie dlatego, że grupy ludzi na najniższym szczeblu, gdziekolwiek są, szerzą miłość Swamiego. Weźmy wykonawcę bhadżanów w odległym Meksyku lub wykonawcę bhadżanów w Uttarakhand, czy w Kerali, weźmy nauczyciela Bal Vikas szczerze oddanego swojej pracy – każdy z nich pozostaje w bezpośrednim kontakcie ze Swamim. Właśnie to sprawia, że Awatar Sai jest wyjątkowy.
Karuna Munshi: Może pan to wytłumaczyć bardziej szczegółowo?
Nimish Pandya: Swami pozostaje w kontakcie z każdym. Nie potrzebuje organizacji. Największą ulgą i zaletą organizacji, przynoszącą radość, jest rola moderatora. Swami jest źródłem. Organizacja, jako moderator, ma wyłączne uprawnienia do zwiększania i wspomagania ludzkiej miłości, aby rozkwitła jak kwiat. Swami powiedział: „Nie potrzebuję organizacji. Dałem wam organizację jako platformę, którą możecie wykorzystać do wzmocnienia bezpośredniej relacji ze Mną.” To jasna wizja organizacji Sai. Jest jedynie moderatorem, platformą otwartą na każdego, kto pragnie wzmocnić swoją indywidualną więź z rezydującym w jego sercu Swamim.
Karuna Munshi: Bracie Pandya, jest pan wielkim rzecznikiem potęgi młodości, nowej generacji. Jaki mechanizm powinna uruchomić organizacja, żeby przyciągnąć młodych ludzi i mówić ich językiem?
Nimish Pandya: Pierwszego kwietnia 2012 r. organizacja zwołała pierwsze krajowe spotkanie w Bangalore. Pan Srinivasan, przewodniczący organizacji indyjskiej, zaproponował, żeby dać młodym ludziom okazję do wyrażenia, co czują wobec organizacji, jak ich zdaniem powinny wyglądać bhadżany, jaką mają wizję Bal Vikas, jakie cele powinna obrać służba na rzecz innych i jaki powinien być etos organizacji. Dwieście młodych osób uczestniczących w spotkaniu udowodniło w pełni, że dogłębnie rozumie czego oczekuje od nich Swami. Czułem nawet, że rozumieją to lepiej niż niektórzy dorośli.
Karuna Munshi: Ma pan ogromne zaufanie do młodych. Ale czy posiadamy mechanizm mogący nas upewnić, że te idee zostaną wprowadzone w życie i że dla następnej generacji kształtują się większe role przywódcze?
Nimish Pandya: W 2015 r. będziemy obchodzili 50-lecie Organizacji Sai. Mam szczerą nadzieję i wierzę, że do tego czasu młodzi ludzie ją przejmą. To oczywiste, że są gotowi do odegrania odpowiedzialnych ról. To znaczy, jako starsi musimy mieć tyle odwagi, żeby w miarę możliwości przekazać im ten ciężar. Zobowiązuję się z głębi serca, że się do tego przyczynię i będę śledził cały proces. Obecnie niektórzy z nas podróżują po kraju i dużo rozmawiają z młodymi, współpracują z nimi i motywują ich. Dostrzegam, że młodzi mają entuzjazm i wizję. Znajdują się w tej fazie życia, gdy szuka się dla siebie miejsca w społeczeństwie. Żeby w tym pomóc, chciałbym ofiarować im okres przejściowy, trwający trzy – cztery lata, aby znaleźli swoje miejsce w życiu. Mogą go też wykorzystać na przygotowanie się do odegrania swoich ról w organizacji Sai.
Karuna Munshi: Czy przygotował pan plan osiągnięcia tego celu?
Nimish Pandya: Na poziomie krajowym pomagamy młodym objąć stanowiska przewodniczących okręgów. Motywujemy ich do aktywnego wprowadzania duchowych wymiarów organizacji, takich jak Bal Vikas. To dzieje się wszędzie. W wielu miejscach absolwenci uniwersytetów Swamiego i dawni studenci Bal Vikas przejmują funkcje na poziomie podstawowym – jako przewodniczący powiatów, koordynatorzy i nauczyciele Bal Vikas. W Maharasztrze powołaliśmy w truście podkomitet złożony z siedmiu absolwentów Uniwersytetu Sai. W ciągu trzech lat przygotują się do przejęcia Trustu i zostaną jego powiernikami.
Karuna Munshi: A poza Maharasztrą?
Nimish Pandya: Motywuję młodych ludzi w Stanach, ponieważ opiekuję się nimi. Zachęcam ich do przejęcia funkcji w trustach, do odbycia stażu i zrozumienia, czego po trustach spodziewa się Swami. Największym wyzwaniem z jakim musimy się zmierzyć jest to, że na zmianę pokoleniową trzeba otworzyć się teraz. Musimy zaakceptować fakt, że młodzi przejmą nasze funkcje i że nadeszła właściwa chwila do przekazania pałeczki następnej generacji – bardziej do tego przygotowanej niż się spodziewamy. Jestem tego pewien.
Karuna Munshi: Moje ostatnie pytanie do was dwojga. W świetle waszego zaangażowania i wywiązywania się ze zobowiązań na przestrzeni dziesiątków lat, kiedy żyliście i oddychaliście aby służyć Swamiemu – jak chcielibyście zapisać się w historii?
Nimish Pandya: Pobraliśmy się w 1983 r. Zaraz potem, zamiast pojechać w podróż poślubną, wybraliśmy się na krótką wycieczkę na Goa. Chociaż Kamala i ja ogromnie się nią cieszyliśmy, po powrocie zostałem skrytykowany. Pozwoli pani, że wytłumaczę co się stało. Będąc na Goa pływaliśmy i spędzaliśmy miło czas – jak zwykle nad morzem. Potem wróciliśmy do domu. Natychmiast zostałem wezwany przez Swamiego na audiencję. Kamala i ja weszliśmy do pokoju interview i ku naszemu najwyższemu zdumieniu zastaliśmy w nim naszych rodziców. W pierwszej chwili pomyślałem, że wydarzy się coś miłego, bo w przeciwnym wypadku nie byłoby ich z nami. Niestety, rozpętało się piekło. Swami, jak na filmie video, odtworzył żywo każde najdrobniejsze zdarzenie z naszej wycieczki na Goa – każde słowo, każdą rozmowę, każdy noszony przez nas strój, każdą moją koszulę i spodnie, sposób w jaki wszedłem do morza, żeby popływać – opowiadał to bardzo dokładnie. W pewnym momencie Jego opis tak bardzo zbliżył się do naszych spraw osobistych, że musiałem dotknąć Jego stóp i powiedzieć: „Swami, proszę przestań, tu siedzą moi rodzice, czuję się skrępowany.” Odrzekł: „Co myślisz? Swami jest wszędzie. Swami jest z tobą, w tobie, na zewnątrz. Chcesz powiedzieć, że Swamiego nie ma w waszej sypialni? Swami jest dokładnie tam, w sypialni.” Potem powiedział miłą rzecz: „Dekho, tum husband – wife, Swami ka instrument hain – Mąż i żona są instrumentami Swamiego.” Nadejdzie czas, gdy będziemy szli i ludzie powiedzą: „Zobaczcie, idą ludzie Swamiego.” Wtedy to jak się ubieramy, jak mówimy, jak chodzimy określi sposób w jaki ludzie będą myśleli o Swamim. Pamiętajmy, jesteśmy Jego instrumentami. Mam nadzieję, że przejdę ten test jako wartościowy instrument Swamiego.
Karuna Munshi: To wspaniały cel. A pani, siostro Kamalo?
Kamala Pandya: Powiedział wtedy również: „Ludzie zobaczą was i powiedzą: „Co za idealna para!” Mam nadzieję, że staliśmy się tego godni.
Karuna Munshi: Siostro Kamalo Pandya i bracie Nimishu Pandya, dziękuję wam za to, że jesteście tacy otwarci, uczciwi i szczerzy. Opowieść o waszych przeżyciach ze Swamim na pewno wzruszyła wiele serc. Sai Ram.
                                                        z H2H tłum. J.C.

[1] Świątynia Hadszi w pobliżu Pune poświęcona jest Szirdi Babie, Sathya Sai Babie i inkarnacji Kriszny pod postacią Pandurangi. Pozostaje pod opieką Trustu Sathya Sai
[2] Pune od Bombaju dzieli 153 km.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.