Samuraj Sai Baby 

         – Ryuko Hira z Japonii 

     Rozmowa z panem Ryuko Hirą z Japonii ukazuje niezwykłą relację pomiędzy Mistrzem i uczniem opartą na starożytnej wedyjskiej zasadzie najgłębszej pokory i bezwarunkowego posłuszeństwa wobec guru. Nazwisko pana Hiry stało się synonimem misji Swamiego w Japonii, gdzie pan Hira wytrwale pracuje, żeby stworzyć silny ruch Sai i rozbudzić miłość do nauk wedyjskich. W ramach Organizacji Śri Sathya Sai pełni funkcję przewodniczącego strefy B obejmującej Azję, środkowy wschód i Afrykę, razem 80 krajów. Ów poszukiwacz duchowości, pomimo świadomego wysiłku utrzymywania niskich dochodów, jest jednym z najbardziej wpływowych Hindusów na świecie. Będąc szefem Ora Group of Companies, posiada w Japonii ponad 50 hoteli i ośrodków wypoczynkowych oraz świadczy usługi 90-ciu hotelom w zakresie zarządzania. Kieruje również innymi przedsiębiorstwami. W 2010 r. rząd indyjski przyznał mu prestiżową nagrodę Prawasi Bharatija Samman[1]. Gdy nie spędza czasu z głowami państw na szczycie G8, jest zajęty uczestniczeniem w pracach rządu. Co ciekawe, pan Ryuko Hira urodził się jako Kamlesz Pendżabi, w indyjskim Dżajpurze. Jest absolwentem Instytutu Gemmologicznego w Stanach Zjednoczonych[2]. W późnych latach 70-tych ubiegłego wieku pan Hira przyjął obywatelstwo japońskie. Rozdział prestiżowej kompilacji poświęconej najbardziej wpływowym Hindusom opisuje go w taki oto sposób: „Hira posiada cechy XVI w. samurajskich wojowników, potężnych a jednak uprzejmych, mocnych i zarazem życzliwych. Samuraj jest zawsze przezorny, uważny, szybki i dokładny. Hira ze swoim gigantycznym, wielofunkcyjnym imperium biznesowym działa w sposób spokojny i opanowany. W równym stopniu oddaje się zadaniu służenia ludzkości.”
    Samuraj Sai Baby napisał również książkę „Studiowanie Sathya Sai”. Poniżej zamieszczamy wyjątki z rozmowy pomiędzy panem Ryuko Hirą i Karuną Munshi z Radia Sai:
Karuna Munshi: Sai Ram! Zacznijmy od pana podróży z Dżajpuru do Japonii, która zmieniła Kamlesza Pendżabi na Ryuko Hirę. To ogromnie fascynujące, niemal jak scenariusz filmowy. Kiedy i w jakich okolicznościach rozdział o Bhagawanie Babie zmaterializował się w pana życiu?
Ryuko Hira: Sai Ram! Podróż z misją Sai do Japonii rozpoczęła się w Kobe w 1975 r. W 2015 będziemy obchodzili 40-lecie Japońskiej Organizacji Sai. Przekroczyłem wówczas dwudziestkę, dzisiaj zbliżam się do siedemdziesiątki. Przez 15 000 dni swojego życia miałem przywilej przebywania w fizycznej bliskości Bhagawana – oglądając Boga, słuchając Boga, rozmawiając z Bogiem i ucząc się bezpośrednio od Niego mantry „bądź szczęśliwy”. Historia rozpoczyna się od wejścia Pana przez Kobe do Japonii. To fascynujące, bo słowo kobe w języku japońskim oznacza ‘bramę Boga’! Pan nie wkroczył do Japonii przez jedno z jej wielkich miast takich jak Tokio, ale przez własną bramę, udowadniając Japończykom, że Awatar jest Awatarem. Wkroczył jako Bóg przez bramę Boga, jak tradycyjnie tłumaczy się słowo kobe. Trzej pierwsi wielbiciele Sai – brat J. T. Khubćandani i jego chińska małżonka siostra Regina, jego nieżyjący już brat Ram Ćuggani z żoną Kamalą, brat Dajal, obecny lider Sai Samiti i siostra Hurej – przyjechali do Japonii, żeby rozpowszechniać tam nauki Sai.
Skinienie Mistrza
   Poznanie pana Khubćandani zawdzięczam swojemu statusowi społecznemu, nie wiedziałem jednak nic o Sai. Pan Khubćandani powiedział mi, że Baba mnie zna i że rozmawiał z nim o mnie. Odpowiedziałem, że nie mam nic wspólnego z Babą. Nie znałem Go i pomyślałem sobie, że to podstęp. Uparcie odmawiałem zrobienia czegokolwiek dla grupy Sai przyjeżdżającej z Kobe do Tokio. To było apogeum japońskiej ekonomii, miałem sporo pracy. Mimo to pan Khubćandani bardzo nalegał i upewniał mnie, że jego dwaj synowie – pan Kaszan Khubćandani z Afryki i pan Nari Khubćandani z Indonezji – będący wielbicielami Sai, osiągają wielkie sukcesy w interesach. Dodał, że jeśli go posłucham, mnie również doskonale się powiedzie. To mnie zainteresowało jako biznesmena. Przyjechali do Tokio i zaprosiłem ich wszystkich. Powiedziałem, że zapewnię im pomieszczenie, lecz o resztę muszą zatroszczyć się sami. Wyświetlili zdjęcia, opowiedzieli o Babie i wyłożyli książki. Wybrałem się tam ze zwykłej uprzejmości. Pod koniec spotkania, gdy zakończono prezentację, pan Khubćandani wstał i zakomunikował zebranym, że chce stworzyć w Tokio ośrodek Sai. Nie pytając mnie o zgodę oznajmił: „Na przewodniczącego wyznaczyłem pana Hirę.” Chociaż bardzo się opierałem Hindusi zaczęli klaskać. Tak oto niespodziewanie i niechętnie znalazłem się w nowym, nieznanym mi świecie Sai. Z perspektywy, od chwili gdy usłyszałem o Sai, każdy z moich 15 000 dni był fascynujący i odsłaniał bezgraniczną potęgę łaski Bhagawana.
Karuna Munshi: Jeśli mogę to podkreślić, spełniła się przepowiednia pana Khubćandaniego o wielkim biznesowym sukcesie. Im więcej pracował pan dla Swamiego, tym lepiej prosperowały pana przedsiębiorstwa!
Ryuko Hira: Oczywiście. Tak właśnie było.
Karuna Munshi: Nawet jeśli niechętnie zaakceptował pan rolę lidera ośrodka Sai, to jak zmieniło się pana życie od kiedy wkroczył w nie Baba?
Ryuko Hira: Mówiąc szczerze powstał wielki chaos, ponieważ transformacja jest jedynym wyróżnikiem wielbiciela Sai. Być może byłem wielkim grzesznikiem, więc przemiana zajęła mi więcej czasu. Moje obserwacje wskazują, że każdy przeżywa ją inaczej – u pewnych osób w bardzo drastyczny sposób zmienia się proces myślenia, u innych tryb życia, kariera lub rodzina, niektórzy dokładnie studiują nauki Bhagawana. Sai wybiera odpowiednią ścieżkę dla każdej osoby, najlepiej służącą jej wzrostowi duchowemu. W moim przypadku miała miejsce potężna transformacja jeszcze przed pierwszym darszanem. Ludzie z Kobe otworzyli tokijski ośrodek Sai. Zawiadomili nas, że Baba przysłał wiadomość: podczas Śiwaratri ośrodki Sai powinny przez dwanaście godzin śpiewać bhadżany. Dla mnie poinformowanie o tym wszystkich Hindusów w Tokio było rzeczą wielce niedogodną, ponieważ nie istniały e-maile i dopiero od niedawna pojawiły się faksy. Wystosowałem około 200 zaproszeń. Na pierwsze święto Mahaśiwaratri w Tokio wysłaliśmy mnóstwo listów z zaproszeniami – każdy znaczek kosztował mnie 80 centów. Podjąłem się także innych przygotowań. Ponieważ nie miałem pojęcia jak należy przeprowadzić tę dwunastogodzinną służbę, zapytałem o to pana Khubćandani, a on powiedział, że wszystko co mamy zrobić, to śpiewać bhadżany od 6 :00 wieczorem do 6:00 rano przed obrazem Baby lub Śiwy i pościć przez całą noc. Nie miałem jednak w domu obrazu Śiwy i tylko jedno zdjęcie Sai Baby, pozostawione przez pana Khubćandani.
Niezwykła duchowa transformacja trwająca jedną noc
    Nadszedł dzień Śiwaratri. W biurze miałem bardzo dużo pracy, ale do domu przyszedłem na czas. Okazało się, że nie pojawiła się ani jedna osoba, żeby w święto Mahaśiwaratri śpiewać w Tokio pieśni oddania. Pomyślałem, że pewnie się spóźnią. Rozpocząłem więc sam. Nigdy przedtem nie śpiewałem bhadżanów, ale mając pewne doświadczenie w graniu na pianinie naciskałem klawisze harmonium. Ponieważ nikt nie przyszedł, śpiewałem bez przerwy jeden bhadżan. Śpiewałem go na okrągło, bo znałem zaledwie kilka z nich! Zmęczyłem się, zachrypłem i musiałem iść do łazienki. Miałem jednak przez cały czas śpiewać, więc powinienem zostać. Spojrzałem zatem na zdjęcie Swamiego i powiedziałem: „Bracie, nie mogę tego dłużej ciągnąć, znam tylko dwa lub trzy bhadżany. Przerywam to teraz i idę spać.” Chciałem się poddać, gdy nagle wydarzyło się coś dziwnego. W tamtych czasach nie było iPodów tylko telefony z tarczą obrotową. Rozległ się dźwięk telefonu. Znajdowałem się od niego w odległości ośmiu, dziesięciu metrów, a ponieważ w domu nie było nikogo musiałem tam podejść. Podniosłem słuchawkę i powiedziałem: „Halo, halo!”, nikt się jednak nie odezwał. Zamiast tego usłyszałem słodki i bardzo melodyjny bhadżan. Trwał i trwał. Wykonujący go głos był tak urzekający, że poczułem łzy w oczach i rozpłakałem się po raz pierwszy w życiu. Z początku powtarzałem ‘halo’, myśląc że to pomyłka. Bhadżan brzmiał zniewalająco i trwał dość długo, osiem lub może dziewięć minut. Wyleczył całe moje ciało, zwłaszcza głowę wyczerpaną kilkugodzinnym śpiewaniem.
Karuna Munshi: To był głos męski czy kobiecy?
Ryuko Hira: Kobiecy, niezwykle melodyjny.
Karuna Munshi: Czy pan pamięta, który to był bhadżan?
Ryuko Hira: Niestety nie. Musiałbym zajrzeć do starych książek, na pewno tam jest. Gdy umilkł poczułem się zupełnie inaczej. Wróciłem do śpiewania bhadżanów, tym razem raczej z lęku niż z obowiązku wobec pana Khubćandani. Osoba która do mnie zadzwoniła onieśmieliła mnie. Zegar wskazywał, że zbliża się 6:00 rano. Ucieszyłem się, że będę mógł zjeść śniadanie, a jednocześnie uświadomiłem sobie, że nie mam obrazu Śiwy i nie wiem jak zakończyć ceremonię. I znów wydarzyło się coś dziwnego. Tym razem nie był to dźwięk telefonu lecz dzwonka do drzwi, rozlegający się tuż przed 6:00. Niespodziewanie pojawił się mój kuzyn, brat Sureś N. Pendżabi. Lot Air India opóźnił się i Śureś wylądował w Tokio po drodze do Osaki. Jak się okazało, przywiózł ze sobą zdjęcie Śirdi Sai Baby z lingamem i z wężem. Zakończyliśmy śpiewanie bhadżanów i zasiedliśmy do śniadania. Nie byłem wegetarianinem, więc moje śniadanie składało się z jajek, szynki, kiełbasek i bekonu. Tego ranka, z jakiegoś powodu, nie mogłem ich jeść. Chociaż byłem bardzo głodny ciało ich nie akceptowało. Kucharz, który je przygotował, powiedział, że prawdopodobnie dlatego straciłem apetyt, że robiłem dziwne rzeczy – śpiewałem całą noc i pościłem. Wypiłem tylko herbatę i zapaliłem. Paliłem wtedy bardzo dużo, dwa lub trzy cygara dziennie i dwie paczki papierosów. Gdy tylko się zaciągnąłem, zaczął mnie piec język, a podczas obiadu i kolacji ponownie zdarzyły się dziwne rzeczy – nie mogłem jeść mięsa, pić alkoholu ani palić. 
Noc Śiwaratri zmieniła moje życie
    Nagle uświadomiłem sobie, że ta noc w magiczny sposób zmieniła moje życie. Ze względu na swój zawód zjadałem zwykle dwie, trzy kolacje z różnymi grupami ludzi, którymi wcześniej zajmowali się asystenci. Ja uczestniczyłem w kolacjach, przeznaczając na każdą 50 – 60 minut. Były bardzo obfite, w stylu bankietowym. Goszcząc ludzi na bardzo wysokich stanowiskach trudno być wegetarianinem. Ten sposób egzystencji zmienił się w ciągu jednej nocy, bez bólu, sam z siebie. Przestałem pić alkohol, palić papierosy, jeść mięso, ryby i jajka. Zmieniło się kompletnie moje podejście do życia. To był pierwszy cud. Wtedy zacząłem zgłębiać książki o Babie. Najpierw była książka brata Kasturiego ‘Kochający Bóg’, potem inne. Pomogły mi zrozumieć jak bardzo Baba szanuje naród hinduski. Chociaż urodziłem się jako Hindus, nie miałem okazji uczyć się o Indiach i o chwale tego kraju. Po przeczytaniu ‘Kochającego Boga’ poczułem do Indii szacunek i zapragnąłem służyć Indiom jak ojczyźnie. Zatem dla mnie, jako dla Hindusa mieszkającego za granicą, pierwszym doświadczeniem była zmiana stylu życia. Drugim był fakt, że stałem się prawdziwym Hindusem. To przekonanie umocniło się we mnie podczas letniego kursu prowadzonego przez Bhagawana, którego tematem była literatura indyjska i chwała Indii. Baba powiedział, że Indie są najlepszym przykładem dla świata. To najbardziej przyciągnęło mnie do Baby.
Podróż od Kamlesza Pendżabi do Ryuko Hiry
Karuna Munshi: Jak przypuszczam, zmagał się pan także z osobistym dylematem, ponieważ przyjął pan obywatelstwo japońskie, a to pociągnęło za sobą zmianę nazwiska. Co Baba radził panu w tej sprawie?
Ryuko Hira: Zmiana nazwiska nie była kwestią wyboru lecz koniecznością. Mam tyle samo lat co niezależne, wolne Indie. Gdy uczyłem się w szkole podstawowej i średniej przeżyliśmy trzy wojny z Chinami i z Pakistanem. Rządy Brytyjczyków nie zapewniły nam odpowiedniej ilości szkół i uniwersytetów. Dlatego nawet w tak ogromnych miastach jak Mumbaj[3], gdzie spędziłem dzieciństwo, lekcje odbywały się na wolnym powietrzu, w towarzystwie włóczących się po ulicach i wbiegających na nasz teren kurczaków, świń, gołębi i psów. Często mokliśmy w strugach deszczu. Życie nas przygnębiało. Żeby choć trochę nam ulżyć, indyjska partia komunistyczna wkroczyła do szkół, rozdając płaszcze przeciwdeszczowe i kalosze. Rekrutowała studentów wyższych uczelni do wolontariatu. Jeśli chodzi o mnie, gdy uczyłem się w szkole średniej, przychodzili do niej starzy indyjscy aktorzy i przyjmowali uczniów do partii komunistycznej. Sytuacja polityczna Indii była w tym czasie dosyć delikatna. Powołano narodowe korpusy kadetów (NCC), złożone ze studentów wyższych uczelni. Namawiano ludzi, żeby przyłączyli się do armii juniorów i służyli w niej przez 30 dni. Miałem szczęście, ponieważ nasza rodzina posiadała za granicą niewielkie przedsiębiorstwo, liczące dzisiaj 100 lat. Gdy kończyłem uczelnię, trwała wojna z Pakistanem i z Chinami. Dla bezpieczeństwa wysłaliśmy za granicę nasze kobiety i młodzież. W późnych latach 70-tych uznałem, że sytuacja w Indiach coraz bardziej się pogarsza, ponieważ rząd Indii, chcąc ustabilizować naród, nacjonalizuje najważniejsze firmy, w tym banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i linie lotnicze, a także duże domy handlowe i ich zagraniczne aktywa. Będąc pozbawionymi kraju uciekinierami z Sindh[4], gdzie zostawiliśmy i straciliśmy wszystko z powodu podziału państwa na Indie i Pakistan, nie chcieliśmy po raz drugi żyć w biedzie. Mój starszy brat zdecydował, że jedno z nas musi otrzymać obywatelstwo japońskie i w obcym kraju uratować od nacjonalizacji nasz rodzinny majątek. Będąc najmłodszym z pięciu braci i mając pewne wpływy z powodu znajomości języka japońskiego, na polecenie rodziny zostałem obywatelem Japonii. Czytając intensywnie książki Baby i poznając Jego nauki o supremacji rodzinnego kraju, z wielką niechęcią zmieniłem nazwisko i odrzuciłem obywatelstwo indyjskie. Ze względu na to, że mamy niewiele czasu, nie opowiem całej tej historii… Pamiętam tylko, że nie wiedząc jak postąpić, wszedłem na świętą górę Fudżi, żeby pomodlić się gorąco do Baby o radę. Wróciłem z odpowiedzią, że paszport i wpisanie na listę obywateli nie czyni z nikogo Hindusa ani człowieka innej narodowości, że to tylko sprawa komfortu życiowego. Jak powiedział Baba, prawdziwy Hindus, Bharatija, jest osobą przechowującą w sercu boskie wartości. Przywarłem do tej zasady i przypomniałem sobie opowiadanie o pięciu matkach – ojczyzna jest jedną z czterech matek, inne są cały czas ze mną. Dlatego ostatecznie postanowiłem przyjąć obywatelstwo japońskie. Zmieniłem nazwisko, ponieważ mniej niż 1% populacji japońskiej mówi po angielsku. Gdy ktoś przyjmuje obywatelstwo japońskie, trudno jest zapisać jego nazwisko w tutejszych alfabetach. Pismo japońskie ma charakter kaligraficzny, rysujemy znaki. Gdyby ktoś spróbował napisać moje nazwisko w języku japońskim i przetłumaczył je dosłownie, byłoby to bardzo zabawne, ponieważ kamal to lotos, a ‘esz’ wskazuje na króla lotosów. ‘Pendżabi’, odnosi się do pięciu rzek Pendżabu… w kaligrafii to zbyt niewygodne i niepożądane. W biurach administracji nie ma komputerów i nie korzysta się z obcych rodzajów pisma. Musieliśmy zmienić nazwisko na drodze prawnej i było to bardzo męczące. Na szczycie góry Hira, leżącej w obrębie prefektury Sziga niedaleko Kioto, znajduje się hinduska świątynia Pana Wisznu. Przebywa w niej kapłan, który przeanalizował wszystkie moje hinduskie imiona oraz imiona moich przodków i dał mi nazwisko Hira Ryuko. Hira to nazwa góry, na której wzniesiono tę świątynię, ryu w Ryuko oznacza smoka, a ko tygrysa. Jak pani wie, smok pochodzi z hinduskiej mitologii, do krajów wschodnich przyleciał później. Natomiast ko, tygrys lub lew, zasiada obok Baby. Smok w kulturze wschodu reprezentuje dobrobyt, a lew lub tygrys siłę. Brakuje mi ich obu. Nie cieszę się dobrobytem i nie dysponuję mocą.
Najważniejszy akcjonariusz, Baba, błogosławi transakcjom w Bangkoku

Karuna Munshi: Jest pan nazbyt skromny! Obecnie, jako znakomity biznesmen i właściciel hoteli, jest pan w pełni zaangażowany w sektorze usług. W jaki sposób wszechwiedzący Baba wpłynął na pana lub pomógł panu dotrzeć tam, gdzie znajduję się pan teraz?

Ryuko Hira: Jestem przekonany, że Baba jest najważniejszym i ostatecznym akcjonariuszem naszego imperium biznesowego, jak zresztą każdego innego na świecie. Niektórzy ludzie rozumieją to wcześniej, inni później. Wiedzą o tym ci, co mają szczęście, pozostali muszą to dopiero odkryć. Ponieważ Baba jest właścicielem firmy, interesy zmieniają się w ćwiczenia duchowe, w sadhanę. Prawdziwym celem działalności gospodarczej jest odkrycie boskiej szczodrości. Uprzytomnienie sobie tego kruszy w każdej epoce ego największych przedsiębiorców. Uświadomiłem sobie, że Bóg, że Baba jest źródłem naszych osiągnięć. Doświadczyłem tego niezliczoną ilość razy. Zwracam się do Niego, gdy mam podjąć ważną decyzję. Nie prowadzi mnie jak Bóg, lecz raczej jak mistrz mojego przedsięwzięcia lub jego właściciel.
Karuna Munshi: Czy ta pomoc przynosi panu korzyści?
Ryuko Hira: Niewątpliwie. Nie powiem pani ile razy tak było. Nie tylko zapewnia nam ogromne profity, ale co ważniejsze chroni nas przed stratami. Jedno z najbardziej poruszających zdarzeń miało miejsce we wczesnych latach 80-tych, gdy stanąłem przed Nim i poprosiłem o pomoc. Japonia była wtedy bardzo bogata, o wiele bardziej niż dzisiaj i dużo inwestowała za granicą. Ja miałem niewielkie przedsiębiorstwo hotelarskie i przeprowadzałem transakcje doskonale znane światu. Nieruchomość należąca do Standard Chartered Bank mieściła się przy Wireless Road nr 10 w Bangkoku. To ogromna posiadłość. Jednak bank zmagał się z poważnymi trudnościami. Chciał sprzedać ziemię, a jako bank, chciał ją sprzedać na aukcji publicznej. Nasza firma dostała zaproszenie na tę aukcję. Ziemia miała doskonałą lokalizację, tuż obok pałacu cesarskiego i była bardzo cennym placem pod wieżowce. Byliśmy jedną z pięciu stron kwalifikujących się do złożenia oferty. Zebraliśmy zespół złożony z 50-ciu analityków i ponieważ bank miał być uratowany, wystąpiliśmy z ofertą 800 milionów dolarów za samą ziemię. Po złożeniu oferty znaleźliśmy się w pierwszej trójce i zostaliśmy zaproszeni do regionalnej siedziby banku w Hongkongu, żeby ustalić szczegóły. Powiedziałem Babie, że chcę sfinalizować tę transakcję i wybudować trzy ogromne stu piętrowe drapacze chmur – hotel, biurowiec i blok mieszkalny. Miały stanowić nowoczesne, imponujące osiągnięcie architektoniczne. A On odpowiedział: „Tak, tak, możesz to zrobić.” Byłem więc bardzo pewny siebie i parłem do przodu z całych sił, wspomagany przez 50-ciu Japończyków, przebywających tam od trzech miesięcy. Zasiedliśmy do stołu, żeby wynegocjować ostateczne warunki. Aby uniknąć podatków na rzecz króla Tajlandii, poproszono nas o wpłacenie pieniędzy do banków w trzech obcych krajach. Nie mogliśmy tego uczynić, ponieważ był to bardzo dochodowy projekt publiczny. Zacząłem więc modlić się do Baby i pytać, jak to się stało, że chociaż pobłogosławił moje przedsięwzięcie, to staję wobec takich przeszkód. Dali nam tylko jeden dzień, a było trzech kupujących. Mieliśmy rozstrzygnąć czy zaakceptować ten warunek czy nie. Jego źródłem był fakt, że jak pani wie, Tajlandią rządziła zjednoczona potęga Stanów Zjednoczonych i Europy. Dlatego Standard Chartered Bank tak długo miał tam swoją filię, a wartość księgowa gruntu opiewała zaledwie na jeden dolar. Gdyby wystawili tę ziemię na sprzedaż prawie cała suma poszłaby na podatki i zyski banku byłyby niewielkie. Jednak nie złożyliśmy oferty. Posiadłość nabyła inna japońska firma. Czułem ogromne przygnębienie. Pomyślałem, że proszenie Swamiego o błogosławieństwo dla spraw finansowych jest rzeczą nieodpowiednią. Jest bardziej uduchowiony niż my. Nie powinniśmy Go prosić o porady biznesowe. Zatem tamta strona popełniła czyn niezgodny z dharmą, wpłacając pieniądze w trzech obcych państwach. To było ogromne i bardzo dochodowe przedsięwzięcie. Wzniesiono budynki i otwarto je, ale po trzech latach inwestorzy zostali aresztowani, nie tylko za wpłatę pieniędzy do banków w obcych krajach. Siedem lat później, to znaczy w 10 lat od rozpoczęcia projektu, w Tajlandii załamał się rynek nieruchomości. Sama ziemia miała wartość jakieś 700 000 milionów dolarów, a stojące na niej trzy stupiętrowe budynki 2,5 biliona dolarów. Ze względu na japoński boom, w czasie którego podpisano tę umowę, wartość aktywów wzrosła o jedną trzecią. To pokazuje jak Swami nas ochrania, nawet gdy Go o to nie prosimy. Mówiąc „tak”, ma na myśli opiekę, a nie ludzkie poczucie chciwości i pragnienia. Stąd bierze się silne przekonanie, żeby nie robić niczego bez konsultacji z Bogiem – z prawdziwym właścicielem firmy. To tylko jedno z doświadczeń, ale chcę podkreślić, że zmiażdżyło ono ego wielkiego przedsiębiorcy. Musimy nie tylko czuć i myśleć, że Baba jest właścicielem firmy, ale naprawdę praktykować nieprzywiązanie do bogactwa i wpływów.
Karuna Munshi: Czy to trudne?
Ryuko Hira: Tak, na początku jest ciężko, ale gdy już się przyzwyczaimy, łatwiej jest świadomie składać odpowiedzialność na Babę, ponieważ On wie co robi. Sekret polega na tym, że jest to błogosławieństwo.
Nasza odpowiedzialność za prace Mistrza
    Baba pozwolił nam opowiadać o Swoich projektach i odwiedzać obce kraje, żeby przedstawić dwa z nich: szpital super specjalistyczny i doprowadzenie wody pitnej. Brat Śri Indulal Shah, nieżyjący już dzisiaj dr A.N. Safaya, sędzia P.N. Bhagwati i ja pojechaliśmy do Londynu i na Wimbledonie zaprezentowaliśmy projekty służebne Bhagawana. Mówiliśmy o nieprzywiązaniu i sewie. Po raz pierwszy w życiu moje wystąpienie poświęcone Babie otrzymało owację na stojąco i to jedynie dzięki Jego łasce. Była to jednak tylko połowa zadania. Głównym celem naszej wizyty było rozbudzenie świadomości o podstawowym obowiązku nieprzywiązywania się do bogactw oraz skłonienie obecnych tam ludzi do udziału w szlachetnych projektach Swamiego. Jednym słowem chodziło o uzyskanie dotacji wspierających te mistrzowskie plany. Chociaż ludzie wysłuchali naszych wystąpień, to jednak nie byli nimi na tyle poruszeni, żeby wyasygnować taką ilość pieniędzy na jaką było ich stać. Czułem, że zawiodłem Babę, nie wypełniwszy swojego obowiązku. Wpadłem w depresję i skonsultowałem się z żoną. Powiedziałem, że powinniśmy sprzedać posiadłość w Tokio i wywiązać się z danego Bhagawanowi słowa. Zebrałem dane szacunkowe najbardziej renomowanych agencji nieruchomości i dowiedziałem się, że minimalna cena jaką możemy za nią uzyskać wynosi 20 milionów dolarów. Mając te dane pojechałem do Baby, a On bardzo łaskawie zaprosił mnie na interview. Przyznałem przed Nim, że w dalekich krajach nie udało mi się zebrać wystarczającej ilości środków, bo ludzie nie chcieli wnieść swojego wkładu. Dlatego postanowiłem sprzedać swój dom i przeznaczyć uzyskane w ten sposób pieniądze na boski projekt, na przykład na szpital. Baba popatrzył mi w oczy i powiedział z największą swobodą: „Nie sprzedawaj domu… Która matka pozwoliłaby swojemu synowi mieszkać w wynajętym mieszkaniu?” Dla tych którzy oddali wszystko Bhagawanowi, bogactwo jest tylko narzędziem boskiej sewy oraz kolejną lekcją o tym, jak Baba wpływa na nasze interesy nie pragnąc niczyich pieniędzy.
Rozwijanie nieprzywiązania podstawową nauką miłosierdzia Sai
Karuna Munshi: Jak może pan tak mówić, skoro wszystkie projekty humanitarne Bhagawana zostały przeprowadzone dzięki dotacjom wielbicieli?
Ryuko Hira: Tak. Ale On nie potrzebuje ich dotacji i zasobów. Jest tylko dawcą, nigdy biorcą. Powiedział kiedyś w pokoju interview: „Jeśli Bhagawan zechce, posypie się deszcz rupii”. To Jego słowa. Zatem głównym przesłaniem Baby jest całkowite, doskonałe nieprzywiązanie. Musi się go nauczyć i praktykować każdy biznesmen, poprzez złożenie  wszystkich bogactw finansowych, ludzkich, technicznych i każdych innych u boskich, lotosowych stóp Baby. Kiedy Swami zapowiada i przeprowadza projekt, nie jest związany niczyimi dotacjami i wkładami, ponieważ zanim się za niego zabierze, doskonale wie co się stanie. Był taki dobrze znany incydent, o którym Baba często opowiadał, żeby skłonić ludzi do poświęceń i do udziału w Jego projektach na rzecz społeczeństwa. Pewnego dnia, gdy siedzieliśmy obok Jego pokoju, student podał Mu list. Swami zapytał studenta: „Czy mogę ten list otworzyć i przeczytać go wszystkim na głos?” Chłopiec napisał w nim tak: „O, Bhagawanie! Każdego dnia wygłaszasz dyskursy mówiące, że ludzie powinni wnieść swój wkład poświęcenia i nieprzywiązania. Ja jednak nie mogę ofiarować Ci pieniędzy, ponieważ pochodzę z biednej rodziny. Mama przysyła mi 100 rupii na pranie i prasowanie szkolnych ubrań. Postanowiłem, że sam będę je prał i prasował. Jeśli za te 100 rupii kupisz jedną cegłę, wypełnię swoją powinność i sewę.” Słuchając słów chłopca czytanych przez Babę zrozumieliśmy, że Swami informuje ludzi o Swoich projektach wcale nie po to, żeby zbierać dotacje. Wprowadza nas na ścieżkę ducha nieprzywiązania, ważnej wewnętrznej przemiany. Bóg nigdy nie bierze, jedynie daje. Jest Absolutem. Projekty humanitarne istnieją tylko po to, by inspirować ludzi do nieprzywiązania. To Jego wielkie przesłanie, definicja nieprzywiązania. Czym jest przywiązanie i nieprzywiązanie? Powiedział kiedyś, że głębokie przywiązanie do Boga jest nieprzywiązaniem! Jedynie wtedy gdy poddamy Mu swój biznes, Swami ma na niego wpływ. On jest prezesem i głównym udziałowcem, a my po prostu pokornymi sługami, pracującymi zgodnie z Jego naukami.
Karuna Munshi: Włączmy do tego etykę, jak wówczas, gdy stracił pan ważny kontrakt w Tajlandii. Znalazł się pan jednak po stronie wygranych, bo ostatecznie groziły panu wielkie straty.
Ryuko Hira: Tak, mógłbym wylądować na ulicy!
W Prasanthi Nilayam znajduje się najwspanialsza szkoła na świecie i ma najszlachetniejszych nauczycieli
Karuna Munshi: Człowiek z pana pozycją może kształcić dzieci w najbardziej prestiżowych szkołach prywatnych na świecie. Jednak pana córka uczy się w szkole Baby w Prasanthi Nilayam, a syn jest studentem Sai w Puttaparthi. Mogłyby uczęszczać do szkół, w których studiują królewskie dzieci. Jak pan tłumaczy ten wybór?
Ryuko Hira: W tym pytaniu poruszyła pani dwie kwestie. Pierwsza odnosi się do prestiżowych szkół na świecie, a druga, do mojego wyboru szkół Sathya Sai…
Instytucje edukacyjne Bhagawana są najbardziej prestiżowymi, a raczej jedynymi prestiżowymi szkołami na świecie. Na prestiż szkoły składają się standardy akademickie, normy budowania charakteru oraz normy sportowe. Gdyby szkoły Sai brały udział w globalnym rankingu najlepszych światowych uczelni, zajęłyby najwyższe miejsce. Znaczenie szkół Swamiego polega na tym, że nauczyciele, usuwając ciemność ignorancji, są dla uczniów prawdziwymi guru. Guru wydobywa z dziecka oświecającą mądrość. Bhagawan wybrał nauczycieli najwyższego formatu – to święci w spodniach…
Karuna Munshi: I w sari!
Ryuko Hira: Proszę mi wybaczyć. I w sari. Bhagawan wybrał najlepszych nauczycieli na świecie, żeby pełnili rolę guru w Jego instytucjach i prowadzili dalej Jego dzieło. Nauczyciele kontynuują tę tradycję i jestem pewien, że w Jego szkołach będą ją zawsze praktykowali, ponieważ taka jest boska wola, sankalpa. Weźmy choćby mędrca Walmiki – został nauczycielem i uczył ‘Ramajany’ boskie dzieci matki Sity, Lawę i Kuśę. Później Lawa i Kuśa zaśpiewali historię Ramajany podczas zgromadzenia Aśwamedha Jadźna. I wówczas Śri Ramaćandra potwierdził, że to co śpiewali chłopcy jest prawdą. Dzisiejsi studenci Sai również wysławiają śpiewem chwałę Awatara. Nie istnieją różnice pomiędzy Walmiki, Wasisztą i Sandipani, a obecnymi nauczycielami ze szkół Sai. Jedyna różnica polega na tym, że dzieje się to w obecnym wieku i możemy być tego świadkami. Ktoś powinien zbadać i przeanalizować ten proces i osadzić go w tym kontekście. Wówczas dostrzeżemy, że nauczyciele Sai uosabiają najwyższe ideały słynnego mędrca Wasiszty, idealnego nauczyciela Pana Ramy. Mędrzec Wasiszta wprowadził na brzegach rzeki Beas system gurukuli, czyli koledżu z akademikiem i opiekował się tysiącami studentów. On to zapoczątkował. Współczesne szkoły Sai są usytuowane obok najświętszej z rzek – Ćitrawati. Każdy kierownik szkoły jest mędrcem, który pełni  pokutę, oddając swoje życie dla dobra dzieci Sai – przez 365 dni w roku i przez 24 godziny na dobę. Kierownicy i nauczyciele Sai robią dla uczniów więcej niż mogliby to uczynić rodzice. Całkowicie poświęcili się misji Bhagawana. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że dokonałem dla mojego potomstwa najlepszego wyboru. Dotrzymałem danej Swamiemu obietnicy, że pierwszymi obywatelami japońskimi, którzy zostaną studentami Sai, będą moje dzieci. Modlę się do Bhagawana, żeby zaszczepiły one Jego ideały w szkołach japońskich. Może to zająć kolejne 30 lub 40 lat. Wybrałem dla nich te szkoły i przez 8 lat modliłem się gorąco do Baby, aby je łaskawie zaakceptował. Otrzymały najwyższą łaskę i zostały Jego studentami dopiero wtedy, gdy je pobłogosławił. Jestem całkowicie pewny swoich przesłanek. Nie wybrałem szkoły japońskiej, ponieważ jak pani wie, Japonia została pokonana podczas II wojny światowej i generał McArthur napisał dla niej nową konstytucję, blokującą uczniom dostęp do wykształcenia duchowego i religijnego. Japońskie szkoły publiczne nie mogą przekazywać tych wartości. Zrobiono to, żeby utrzymać supremację nad pokonanym narodem, stłumiono jego wartości narodowe i etos. Z programu nauczania wykluczono sinto, buddyzm i pozostałe religie. W konsekwencji społeczeństwo japońskie jest bardzo pedantyczne, bardzo materialistyczne i pozbawione podstaw duchowych. Oczywiście istnieją doskonałe szkoły prywatne, do których mogłem je posłać, ale nie mogą się one równać z idealną szkołą indyjską. Więc modliłem się do Bhagawana i Bhagawan spełnił moją prośbę.
Medytacja światła jest kluczem do szczęśliwego życia
Karuna Munshi: Zaangażowanie pana rodziny w misję Sai obejmuje również pana małżonkę, panią Kayoko Hirę, pełniącą funkcję szefowej Japońskiego Instytutu Edukacji Sathya Sai. Ta praca pochłania bardzo dużo czasu i wymaga tyle samo wysiłku co pana ogromne imperium biznesowe. Skąd pana rodzina czerpie swoje inspiracje?
Ryuko Hira: Wyjaśnienie znajdziemy w samym słowie ‘inspirować’, to znaczy w natchnieniu wewnętrznego ducha, w wewnętrznej aspiracji. Sekret na znalezienie czasu i głębokiego zaangażowania wypływa z medytacji światła. Dhjana Wahini jest teorią sukcesu, ponieważ bez koncentracji nie można postawić nawet kroku. Zatem Dhjana Wahini jest teorią sukcesu i pomaga każdemu przedsiębiorcy.
Karuna Munshi: Czy praktykuje pan medytację światła?
Ryuko Hira: Tak, każdego dnia. Dla trzech rzeczy: dla oddechu, myśli i czasu. Kiedy wykonujemy medytację światła, reguluje się źródło oddechu, a to automatycznie stymuluje proces myślenia i przynosi potężne przyspieszenie w działaniu, co oszczędza mnóstwo czasu, który możemy wykorzystać na cele służebne Sai. Medytacja światła, ta najprostsza z teorii Bhagawana, przynosi nieskończone korzyści. Wymaga siedmiu kroków. Pierwszym jest otoczenie, ponieważ oddech wypływa z otoczenia. Jeśli jesteśmy w dobrym otoczeniu, pojawiają się dobre myśli, a to zawsze nazywamy satsangiem, byciem w odpowiednim miejscu. Oddech rozbudza myśli, a myśli prowadzą do tak zwanej siły woli, ićća śakti, pobudzającej nas do czynu. Stamtąd przechodzimy do krija śakti, to znaczy doświadczamy mocy aktualnych czynów. Dzięki temu formują się przyzwyczajenia czyli charakter, który decyduje o naszym przeznaczeniu. Owych siedem procesów podanych w Dhjana Wahini stanowi najbardziej dogodne narzędzie biznesu – sprawia, że łatwiej o niego zadbać.
Wytrwałe badanie dzieciństwa i młodości Sai
Karuna Munshi: Porozmawiajmy o audiencji podczas której Baba podkreślił wartość młodości i wzniosłych ideałów. Skłoniło to pana do zbadania dzieciństwa Baby. Czy może pan podzielić się z nami tym przeżyciem?
Ryuko Hira: W tym czasie w Organizacji Sai nie istniało zagraniczne skrzydło młodzieżowe – aż do chwili, gdy powołaliśmy azjatyckie ośrodki Sai i inne kraje wzięły z nas przykład. Zorganizowaliśmy więc pierwszą konferencję młodzieży, na której zaproponowaliśmy szereg programów zaadaptowanych później przez indyjskie ośrodki Sai. Wierzyłem, że najlepszym sposobem poznania reakcji Swamiego na programy młodzieżowe będzie naśladowanie Jego sposobu życia w młodości. W tym czasie bardzo niewiele mogliśmy się o nim dowiedzieć, zwłaszcza z literatury angielskojęzycznej. Poprosiłem więc Swamiego o trzy rzeczy. Najpierw o zgodę na pierwszą wystawę poświęconą matce Iśwarammie. Urządziliśmy ją w Whitefield, w Bangalore, a On ją otworzył. Drugą była modlitwa, aby zechciał łaskawie przyjąć naturalnej wielkości portret matki Iśwarammy i ojca Wenkammy Radżu, namalowany ze zdjęcia. Swami go pobłogosławił i kazał umieścić w głównej sali mandiru Trayee. Ostatnią rzeczą o jaką poprosiłem była zgoda na zorganizowanie Pierwszej Konferencji Młodzieży. Po jej zakończeniu uświadomiłem sobie, że istnieje ogromna potrzeba poznania postępowania Baby w młodości. Postanowiłem więc wystawić poświęconą temu sztukę teatralną. Zacząłem się modlić i prosić Swamiego o zgodę. Ale Swami odrzekł: „Nie, Hira, nie”. Powiedział ‘nie’, ponieważ, jak przypuszczałem, nasza prezentacja nie spełniała Jego najwyższych standardów i oczekiwań. Nikt nie mógł zagrać młodego Sai i nie należało się spodziewać, że Baba zechce oglądać próby. Ja jednak byłem nieugięty i dosyć wytrwały, więc nieustannie się modliłem i pościłem dopóki nie wyraził zgody. W dniu mojego wyjazdu powiedział ostatecznie: „Japonia wchodzi do środka”. Weszliśmy, a On zapytał: „Co ma do sztuki post? Jeśli wam pozwolę, będę musiał pozwolić każdemu.” Odrzekłem: „Swami, to Twoja sprawa komu pozwolić a komu nie, ponieważ tylko Ty wiesz, kto to może zrobić”. Wtedy postawił kilka twardych warunków. Po pierwsze nie miała to być sztuka o Jego młodości lecz o dzieciństwie. Po drugie, nie wolno nam było zapominać, że o Bala Sai można mówić jedynie w odniesieniu do Jego lat szkolnych. To było bardzo trudne, ponieważ na ten temat wiedzieliśmy bardzo mało. Zbieraliśmy więc informacje i rozmawialiśmy z wieloma osobami, ponieważ prezentacja musiała być perfekcyjna. I dzięki Jego łasce taka właśnie była. Postąpiliśmy zgodnie ze wszystkimi zaleceniami Baby: sztuka nosiła tytuł „Radżu” i brały w niej udział wyłącznie dziewczynki przebrane za chłopców. Na zakończenie Swami zmaterializował dla aktorek kilka podarunków. Potem modliłem się o zgodę na przygotowanie przedstawienia o Jego młodości, a jeszcze przedtem o wystawienie sztuki o matce Iśwarammie. Pomyślałem, że jeśli zgodzi się na sztukę o Iśwarammie, to potem pozwoli nam na sztukę o Swojej młodości. Ukazaliśmy w niej jak Sai w wieku młodzieńczym mieszkał z matką Iśwarammą i praktykował trzy ideały: szacunek dla rodziców, szacunek dla nauczycieli i szacunek dla starszych. Wystawiliśmy ją w Kalyan Mandap[5] w Trayee Brindawan. Gdy się skończyła, Bhagawan przez dłuższą chwilę błogosławił kilkuset wielbicieli z Japonii. Był ogromnie zadowolony. Gdy odprowadzałem Go do mandiru Trayee, powiedział: „Japoński aktor był tak dobry, iż obawiam się, że ludzie pomyślą sobie, że jest prawdziwym Sai i zaczną go wielbić zamiast Mnie.”
Karuna Munshi: Podszedł pan do tej sprawy bardzo metodycznie, przeprowadzając badania i poszcząc, żeby dostać to, o czym pan marzył.
Ryuko Hira: Tak, bez bardzo silnej determinacji niełatwo Go zadowolić. Gdyby Jego zgodę uzyskali ludzie niewkładający w to całego serca, pomyślelibyśmy, że Bóg jest bardzo chaotyczny. On posiada własne normy warunkujące wyrażanie zgody, znane jedynie Jemu.
Złote oddanie przynosi złote wibhuti
Karuna Munshi: Gdyby cofnął się pan pamięcią do swojego bliskiego związku z Babą, jakie byłoby pana najsłodsze wspomnienie Jego łaski?
Ryuko Hira: Był i jest zawsze gdy Go potrzebujemy – to moje najsłodsze wspomnienie. Kiedyś w Japonii nie było nauczycieli Bal Vikas, a ja nie umiałem prawidłowo wymawiać słów w języku hindi. Zanim zacząłem uczyć innych musiałem opanować tę wiedzę. Najbardziej wysuniętą na południe japońską wyspą jest Okinawa. W każdy weekend leciałem tam samolotem z Tokio przez 2,5 godziny. Tamtejsi studenci prosili, żeby lekcje odbywały się raz tygodniu. Pod koniec zajęć Swami obsypywał nas wibhuti. Najbardziej zapamiętałem takie oto zdarzenie. Na zdjęciu Baby mającym wielkość 9 cm pojawiło się wibhuti w kolorze złota i pokryło je całe. Nigdy przedtem takiego nie widziałem. Zabrałem zdjęcie wraz z odrobiną świętego proszku do Indii. Miałem szczęście. Swami wezwał mnie do pokoju interview i mogłem Go zapytać, dlaczego wibhuti ma złotą barwę. Odpowiedział: „Srebrne oddanie – srebrne wibhuti, złote oddanie – złote wibhuti”. Rozpowszechniliśmy to zdjęcie w formie kalendarzyka kieszonkowego. Miało to miejsce 35 lat temu w Prasanthi Nilayam.
Koncentracja Bhagawana na Swojej misji i przesłaniu
Karuna Munshi: Baba z pewnością wielokrotnie rozmawiał z panem i pana rodziną?  
Ryuko Hira: Najwięcej łaski okazał nam w ostatnich latach. Podczas każdej wizyty zapraszał nas na kolację do Jadżur Mandiru. Z największą dobrocią udzielał nam duchowych rad, często wskazując co trzeba zrobić dla Organizacji. Był nieustannie skoncentrowany na pracy w duchu Sai wykonywanej w innych krajach. Wspomniał kiedyś o bardzo ważnej sprawie. Rodzice oczekujący dziecka przygotowują dla niego wszystko: kołyskę, zabawki i ubranka. Planują jego studia i mają swoje nadzieje. Zapytał: „Skoro ma narodzić się Bóg, to jak myślisz, czy powstaje plan, kiedy ma zejść na Ziemię?” Powiedział, że wszyscy ludzie należący do Organizacji Sai oraz ci, którzy jeszcze do nich nie dołączyli, stanowią część wielkiego, mistrzowskiego planu Boga – możemy być lub nie być tego świadomi. Zyskując taką świadomość stajemy się Jego rękami, palcami i oczami, zmienia się nasze podejście do życia. Wtedy On ingeruje, ponieważ chodzi o boską ingerencję. Zatem, udając się na zajęcia Bal Vikas, nie potrafiłem wymawiać hinduskich słów jakimi posługiwał się Baba, ponieważ nigdy się ich nie uczyłem – lecz On mi je podpowiadał w odpowiedniej chwili! Wielokrotnie doświadczam boskich ingerencji.
Karuna Munshi: Zadam panu hipotetyczne pytanie. Gdyby mógłby pan teraz na chwilę stanąć przed fizyczną formą Bhagawana, co by Mu pan powiedział?
Ryuko Hira: Bhagawan najbardziej lubi ciszę. Żaden Awatar nie udostępniał ludziom tak szczodrze Swoich stóp jak On. Gdyby pojawił się tu fizycznie, prosiłbym tylko o Jego stopy.
Mahasamadhi, ostateczna lekcja nieprzywiązania
Karuna Munshi: Czy tęskni pan za Jego formą?
Ryuko Hira: Tak.
Karuna Munshi: Była taka piękna! Co oznacza dla pana mahasamadhi Baby?
Ryuko Hira: Myślę, że mahasamadhi jest symbolem nieprzywiązania do ciała oraz wielkiej świadomości własnej jaźni.
Karuna Munshi: Jak pan myśli, jaka przyszłość czeka ruch Sai w obliczu fizycznej nieobecności Awatara?
Ryuko Hira: Organizacja Sai wciąż podlega przemianom, podobnie jak człowiek przechodzący ewolucję fizyczną. To wymaga czasu. Bhagawan powiedział, że Organizacja przetrwa tysiąc lat. Obecnie ma ich zaledwie 50. To tylko pół procenta. Pozostałe 99,5% jeszcze się nie odsłoniło. Myślę że Organizacja Sai będzie jedyną mocą zdolną poprowadzić świat. Jest mnóstwo potrzeb i wraz z upływem czasu zobaczymy, że sporo rzeczy wydarzy się szybciej niż oczekuje tego większość ludzi. Największym wyzwaniem dla Organizacji Sai jest powszechna nieświadomość jaźni.
Karuna Munshi: Jakie to wyzwania?
Ryuko Hira: We właściwym sensie, będąc boską organizacją, nie mamy w tej chwili żadnych wyzwań. Wyzwania są iluzją. Boska Organizacja Sathya Sai nie stoi przed żadnym wyzwaniem. Ale jeśli się głębiej zastanowić, niewiedza o jaźni może nim być. Musimy kreślić bardzo jasne plany: krótkoterminowe, długoterminowe i pośrednie, co obecnie ma miejsce. Baba jednak nie stawiał na ilość, zawsze mówił o najwyższej jakości. Zatem ewolucja przebiega bardzo wolno, lecz doskonale. Ponieważ współczesny świat jest niezwykle szybki wiele osób jej nie zauważa. Myślę, że to jedno z wyzwań.
Karuna Munshi: Dlaczego przesłanie Baby jest dzisiaj tak bardzo ważne dla świata?
Ryuko Hira: Populacja ludzka wzrosła do 6-ciu miliardów i prawdopodobnie osiągnie liczbę 10 miliardów. A to przekłada się na więcej ludzi, na więcej myśli i na jeszcze więcej myśli wymagających klarowności. Tak więc celem Awatara Sai jest uproszczenie, odkodowanie boskiego przesłania Wed, ponieważ On sam jest Weda Awatarem. Jeśli weźmiemy pod uwagę 6 miliardów ludzi oraz fakt, że możemy porównywać Awatarów, to przyjrzyjmy się Panu Jezusowi, przyjrzyjmy się Panu Buddzie. Pierwsza Biblia chrześcijańska powstała w 500 lat po odejściu Pana Jezusa. Jeśli chodzi o Pana Buddę, Jego nauki dotarły do Japonii w 700 lat po Jego śmierci. To wielki przedział czasu. Pan Sai opuścił ciało niedawno, a Jego przesłanie jest wieczne i przyniesie potrzebne nam zmiany.
Karuna Munshi: Na koniec, kim jest dla pana Bhagawan Śri Sathya Sai Baba?
Ryuko Hira: To bardzo trudne pytanie. W tej chwili nie potrafię na nie odpowiedzieć. Muszę to dopiero odkryć. Wierzę, że poznam słowo, które wyrazi Jego chwałę, choć człowiek nie potrafi jej opisać. Istoty ludzkie nie mogą opisać Sathya Sai Baby. Nie umiem opisać Jego wspaniałości. Czasami jest Ojcem, czasami Matką, innym razem Przyjacielem, Bogiem lub bardzo wymagającym Nauczycielem. Odgrywa bardzo różne role.
Karuna Munshi: Pana ostatnie słowa do słuchaczy Radia Sai na całym świecie.
Ryuko Hira: Chciałbym, żeby odwiedzili Japonię i dostrzegli chwałę Sai możliwie jak najszybciej.
Karuna Munshi: Dziękuję panu. Sai Ram.
Ryuko Hira: Sai Ram dla pani!
                                                                      z H2H tłum. J.C.
[1] Nagroda Ministerstwa Spraw Zagranicznych Indii
[2] Gemmologia – nauka o kamieniach szlachetnych i ozdobnych.
[3] Mumbaj – dawniej Bombaj
[4] Sindh – prowincja Pakistanu położona w dolnym biegu Indusu, zamieszkała w większości przez muzułmanów. Graniczy z Indiami. W jej obrębie leży m.in. Karaczi, Hajderabad i Mohendżodaro.
[5] Kalyan Mandap – sala modlitewna obdarzająca wielbicieli pomyślnością

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.