Stare dobre czasy
K.S. Ramakrishna Reddy

   Kiedy spoglądam na lata spędzone w kręgu miłości Swamiego i myślę o Jego postawie i gestach ukazujących szczyty ludzkiej doskonałości i dobroci, czuję się zawstydzony. Obserwowanie obecnego w Nim ‘człowieka’, napełnionego współczuciem i zrozumieniem, jest wielką lekcją wartości ludzkich.

1976 - Swami w Ooty 

   W maju 1975 r. Swami zabrał małą grupę studentów do Ooty. Wiele przejawów Jego wielkości nieustannie mnie oszałamia, niektóre stają mi często przed oczyma. Wracaliśmy do Brindawanu po wspaniałym tygodniu spędzonym w towarzystwie Swamiego. Po drodze, gdzieś w pobliżu lasu Mudumalai, zauważyliśmy staruszkę zbierającą drzewo na opał. Jej mały wnuczek siedział na gołej ziemi tuż obok drogi. Na ich widok serce Swamiego stopniało. Natychmiast polecił kierowcy zatrzymać samochód, wysiadł z niego bez słowa i podszedł do staruszki. Ta spojrzała na Sai z zakłopotaniem – nie znała tego obcego Pana stojącego obok niej i jaśniejącego współczuciem jak anioł. Łaskawy Bhagawan, pragnąc ułatwić jej zrozumienie szczęścia, które ją tak niespodziewanie spotkało, zapytał łagodnie: „Czy znasz Mnie?” „Nie znam Pana”, odpowiedziała potulnie. Swami zapytał z błyskiem w oku: „Czy słyszałaś o Sai Babie z Puttaparthi?” Odpowiedziała: „Tak, proszę Pana.” „To Ja!”, oznajmił Baba. Natychmiast upadła Mu do stóp, a Swami ofiarował jej słodycze, pieniądze i błogosławieństwo.
   Pewnego dnia, podczas pobytu w Ooty, Swami zabrał nas w góry. Usiedliśmy w cienistym miejscu i Swami przypomniał nam kilka wydarzeń z Puran. Potem poczęstował nas słodyczami. W międzyczasie, w pewnej odległości od nas, zebrała się grupa ludzi pracujących na pobliskich polach i w lasach. Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo byli oczarowani, gdy Swami ruszył w ich kierunku, poklepał ich po plecach i poczęstował przyniesionymi w pudełku słodyczami.
   W czasie obchodów 60-tych urodzin Swami wezwał grupę ludzi – przeważnie z niższych klas – mieszkających w pobliżu Puttaparthi i ofiarował im ubrania. Gdy usiedli w rzędach w mandirze, Swami łaskawie podszedł do nich i pozwolił im dotknąć Swoich stóp. Takie zdarzenia widywaliśmy codziennie. Ukazywały one, że Swami pragnie okazać ludziom łaskę i że nie zwraca uwagi na ich kastę, wiarę czy status ekonomiczny. Gdy odwiedzali Go ludzie wysoko postawieni, Swami poświęcał czasami uwagę najpierw ich asystentom. Znani pedagodzy i ludzie nauki wyczekiwali na jedno Jego spojrzenie, natomiast dzieci uczęszczające do szkół Śri Sathya Sai przez długie godziny cieszyły się Jego bliskością. Stworzone przez nas bariery nie blokują strumienia miłości uświęcającej osoby stojące nisko i wysoko, słabe i mocne, wierne i niewierne. I nie tylko ludzi, Jego miłość obejmuje także rośliny i zwierzęta. Pewnego wieczoru w Brindawanie czekaliśmy na darszan Swamiego siedząc obok mandiru. Swami wyszedł i ruszył w kierunku szedu Sai Ram, aby pobłogosławić wielbicieli. Gdy wracał, Jego współczujące spojrzenie padło na rośliny po drugiej stronie ścieżki. Niektóre z nich, najwyraźniej nieodpowiednio podlewane, pochyliły gałązki i liście. Myślę, że Swami usłyszał ich błaganie o wodę. Patrząc na nas powiedział: „Spójrzcie na te rośliny. Czy nie możecie ich podlać?”
    Pewnego wieczoru w 1965 r., gdy Sai Gita miała zaledwie kilka miesięcy, kornak, opiekun słonia, uderzył ją podczas treningu. Sai Gita zaryczała z bólu. Gdy łaskawy Pan usłyszał jej żałosne krzyki, otworzył okno Swojego pokoju i upomniał kornaka stojącego kilka metrów dalej, obok przywiązanej do drzewa małej słoniczki. 
   Postępowanie Swamiego ukazuje nie tylko Jego dobroć, lecz także doskonałość Jego zachowania i manier. Swami był idealnym przykładem dla każdego we wszystkim, co robił. Szóstego maja 1973 r., podczas obchodów Dnia Iśwarammy, Swami zapragnął ofiarować prasadam wielbicielom zgromadzonym w Brindawanie. Kilku z nas stanęło obok Niego, trzymając w jednej ręce miskę z pokarmem, a w drugiej chochlę. Swami poprosił, żebym podszedł bliżej i podał Mu łyżkę. Natychmiast podałem Mu ją trzymając w lewej ręce. Jednocześnie przypomniałem sobie jak Swami mówił, że podawanie rzeczy lewą ręką nie przynosi szczęścia. Zanim podałem ją Swamiemu, powinienem był przenieść ją do prawej, nie chciałem jednak wywoływać opóźnienia. Pomyślałem sobie, że Swami może nie zauważyć tego potknięcia, zwłaszcza w obliczu takich tłumów. Myliłem się jednak. Swami rzucił mi surowe spojrzenie i słowa upomnienia. Wtedy zrozumiałem, że dla Swamiego doskonałość jest nieustannie ważna.
    Jako kochający ojciec, matka i nauczyciel, otaczał nas czułą opieką. Okazywał, że nas rozumie i zwracał się do nas prostymi słowami, odsłaniającymi Jego wiedzę o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Drobnym gestem, jednym lub dwoma słowami skutecznie przekonywał nas, co jest dla nas dobre, a czego powinniśmy unikać. W 1964 r., miałem okazję siedzieć blisko Swamiego, kiedy podszedł do Niego jeden z ochotników, modląc się o coś. Swami spojrzał na niego figlarnie i zapytał: „Przyszedłeś tutaj, chociaż paliłeś pachnące pałeczki?” Byłem wtedy bardzo młody, więc nie uchwyciłem zawartej w tym zdaniu dwuznaczności. Być może zawsze kochający Pan nie chciał przy dzieciach zranić uczuć starszego człowieka, mimo że ten człowiek był tak zuchwały, że pojawił się przed Swamim po wypaleniu papierosa. Stąd to niekonwencjonalne słowo, użyte przez Swamiego.
    Na początku lat 60–tych XX w. Swami często pojawiał się na balkonie świątynnym wybudowanym po stronie południowej i udzielał nam stamtąd darszanu. Pewnego ranka, idąc do szkoły, zobaczyłem Go na balkonie, a pod nim pięciu lub sześciu wielbicieli stojących ze złożonymi dłońmi. Natychmiast do nich podbiegłem. Swami zwrócił się w moim kierunku i powiedział: „Nie idź dzisiaj do szkoły. Wylała rzeka Ćitrawati”. Serce podskoczyło mi z radości, ponieważ sam Pan upoważnił mnie do wakacji. Tego popołudnia, około 15:00, wielbiciele zgromadzili się u podnóża góry usytuowanej w pobliżu obecnej strefy domów gościnnych. Wykopywali i wynosili glinę, żeby rozrzucić ją wokół mandiru, gdzie z powodu wczorajszego deszczu pojawiały się rozpadliny. Stali w rzędach i przekazywali sobie pełne kosze. Ja nosiłem puste, ponieważ byłem wtedy małym chłopcem. Zobaczywszy jak biegam tam i z powrotem, Swami podszedł do mnie i powiedział: „Idź do domu, powinieneś się dobrze uczyć”. Ta uwaga ogromnie mnie zdziwiła – rankiem oznajmił mi, że nie muszę iść do szkoły, a wieczorem nie pozwolił mi skorzystać z wolnego czasu! Swami wie, kiedy można być wyrozumiałym, a kiedy surowym. Jest prawdziwym mistrzem! Jeśli chodzi o wezbraną rzekę Ćitrawati, to słyszałem, że niektórzy uczniowie starali się przez nią przedostać, ale nie powiodło im się ze względu na silny prąd.
   Piętnastego października 1995 r., podczas święta paduków, wielbiciele wielbili lotosowe stopy Pana kładąc przed nimi złote monety. Po pudży Swami podniósł niektóre z nich i rzucił je w tłum jak czekoladki. Takiego braku przywiązania do rzeczy materialnych nie zobaczymy nigdzie indziej.
   Cuda odsłaniające Jego boskość są nieprzeliczone. W dniu narodzin Kriszny, mówiąc o Panu Krisznie, Swami wziął do ręki małą girlandę utkaną z jaśminu, urwał z niej kilka płatków i rzucił je na podłogę. Dotknąwszy ziemi zmieniły się w drogocenne kamienie.
   Podobne zdarzenia można przytaczać bez końca. Jestem jednak przekonany, że bardziej od cudów wskazujących na Jego nieuwarunkowaną łaskę dla wszystkich, mocniej porusza nas Jego miłość i mądrość.
– Śri K. S. Ramakrishna Reddy
absolwent Koledżu Sztuki, Nauki i Handlu Śri Sathya Sai w Brindawanie, pracownik naukowy Wyższej Szkoły Średniej Śri Sathya Sai w Prasanthi Nilayam
                 źródło: 20th Anniversary Issue SSSHSS
tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.