Jak mój Sai obdarzył mnie błogosławieństwem i jak mnie ukształtował

Esha Narayanan

    Zostałem pobłogosławiony. Dostąpiłem wielkiego zaszczytu opisania mojego doświadczenia przeżytego podczas wykonywania bezinteresownej służby w stołówce zachodniej w Prasanthi. Chcę za to podziękować zespołowi Radia Sai. Tym, którzy znajdą czas, żeby to przeczytać, chcę przedstawić krótkie wprowadzenie poświęcone naszej rodzinie oddanej Sai i podróży wiodącej do doskonałej wiary.
     Nasza rodzina wierzy w Babę dzięki mojej mamie. Ale to jej ojciec, mój nanadżi, przedstawił Swamiemu mamę. Był uczciwym, szczerym człowiekiem o prostym sercu i pochodził z Pandukeśwaru w Uttarakhandzie. Jego serce wypełniała miłość do wszystkich. Był szczęśliwy ze szczęścia bliźnich i smutny, gdy się smucili. Jego jedynym bogactwem była miłość – dzięki niej spotkał Bhagawana Babę. Dziadek został przedstawiony Swamiemu, gdy stacjonował w Dimapur w Nagalandzie, w północno–wschodnich Indiach, jako oficer strzegący przygranicznych dróg. Powiedziano mu, że Baba jest tym ‘Swamim’ z południowych Indii, który ma bardzo słodki głos – takiego głosu nikt nigdy przedtem nie słyszał, ponadto, że nie chodzi, lecz płynie jak niebiańska istota.

Jak się to wszystko zaczęło

   Słowa te wzbudziły zainteresowanie dziadka więc starał się dowiedzieć o Swamim czegoś więcej. Kiedy robimy jeden krok w stronę Boga, On robi w naszą stronę tysiąc kroków. I dlatego, jak mówimy, reszta jest historią! Od tego dnia nie oglądamy się już za siebie. Dziadek czytał mnóstwo literatury Sai i uświadomił sobie, że Swami nie był zwykłym cudotwórcą. Był samym Bogiem i błogosławieni są ci, którzy Go wielbią i patrzą na Niego. Wiele Jego cudów wypełniało serca niezgłębioną miłością i ufnością do Bhagawana Baby. Dziadek przekazał w dziedzictwie czworgu swoim dzieciom doskonałą wiarę i czystą, niezmąconą miłość do Swamiego. Dzięki łasce Baby, wszyscy czworo niezachwianie w Niego wierzyli i byli Jego wielbicielami.

Dziadek czuje się spełniony

   Chwila, kiedy mój dziadek zaczął wierzyć w Swamiego, miała miejsce zanim w rzeczywistości otrzymał darszan. Zobaczył Go po raz pierwszy w latach siedemdziesiątych, gdy Swami przyjechał do Delhi. Dziadek nigdy nie gościł w Prasanthi Nilayam. Jednak dzięki niemu jego wnuki miały szczęście odwiedzać to miejsce i otrzymywać darszan Pana. Swami jednak na Swój sposób spełnił najgłębsze pragnienie dziadka. Pewnego dnia udzielił mu darszanu w Nagalandzie. Tak! Dziadek podróżował dżipem w towarzystwie oficerów, gdy z przeciwka nadjechało auto. Ujrzał w nim siedzącego wygodnie Babę! Baba w tym czasie przebywał fizycznie w Prasanthi. Było to niezwykłe doświadczenie wszechobecności Swamiego.

Oczarowany pierwszym darszanem

   Pierwszy raz odwiedziłem Prasanthi Nilayam na początku 2000 r. Pamiętam, że z daleka zobaczyłem Swamiego w sali Sai Kulwant. Miałem 13 lat. Przeraziło mnie, że tak szybko chodzi, jak gdyby nie potrzebował mięśni, żeby postawić jedną nogę przed drugą, jak gdyby pod Jego nogami nie leżał beton, jak gdyby płynął ponad chmurami. We wspomnieniach ten darszan jest jak surrealistyczny sen. Sai był jak anioł wśród ludzi, z gęstym listowiem nad głową, otoczony delikatnym światłem. Gesty Jego dłoni były formą sztuki, trudnej do opanowania bez wrodzonej łaski. Pamiętam, że na Jego widok rozpłakałem się bez powodu. Byłem dzieckiem i nie miałem pojęcia o duchowości. Baba był dla mnie odległą istotą, kimś, do kogo się modliłem, gdy nie odrobiłem pracy domowej lub gdy źle wypadłem na teście. Ale kiedy Go ujrzałem, coś poruszyło się w moim sercu i z oczu popłynęły mi łzy. Był mówiącą i chodzącą magią!

Druga wizyta – szukanie Go w sobie i wokół siebie

    Po raz drugi przyjechałem do Prasanthi na święto Śiwarathri w 2011 r. Moja mama i siostry przyjeżdżały tutaj z wizytami, ja jednak nie brałem udziału w ich pielgrzymkach do Parthi. Wróciłem do Prasanthi po długiej, jedenastoletniej przerwie. Był to punkt zwrotny w moim życiu. Miałem 24 lata i zdążyłem już zaznać szczęścia, smutku i samotności... Zastanawiałem się, o co rzeczywiście chodzi w życiu. Jaki naprawdę ma cel? Co się dzieje, gdy ostatecznie porzucamy świat? Te pytania pojawiały się w mojej głowie, gdy byłem jeszcze dzieckiem, ale wtedy jedynie przepływały przez nią. Teraz przychodziły regularnie i wpływały na moje relacje z ludźmi. Kiedy ponownie zobaczyłem Babę, ponownie się rozpłakałem. Żałowałem, że odsunąłem się od Niego na dekadę. Było mi przykro, że nie oglądałem Jego pięknej postaci przez tak długi czas.

Najbardziej traumatyczne i transformujące doświadczenie

   Następnym razem gdy Go zobaczyłem, Swami był zamknięty w przezroczystej trumnie i otoczony ludźmi. W Prasanthi pełno było ludzi, ludzi i jeszcze więcej ludzi... ludzi rozpaczających, ludzi rozhisteryzowanych, ludzi zszokowanych, ludzi zagubionych, ludzi osieroconych. Wiadomość o Jego samadhi była dla mojej rodziny ogromnym szokiem. Tego samego dnia wylecieliśmy do Prasanthi Nilayam. To był najgorszy okres w moim życiu. Myślałem, że odrobię te 11 lat, podczas których Go nie odwiedzałem, ale On odszedł! 
     Od tamtej chwili nie jestem już tą samą osobą. Byłem stanowczym przeciwnikiem wegetarianizmu, ale w dniu Jego samadhi zmieniłem postawę. Nic nigdy nie miało na mnie takiego wpływu. W przeddzień Śiwarathri, podczas darszanu, Swami spojrzał mi w oczy. Przechowuję to Jego spojrzenie w sercu jak najdroższy skarb, ukryty w głębinach oceanu. Czułem, że zaglądają mi w oczy wszystkie imiona i formy, do których modlą się ludzie... patrzył w nie Kriszna, patrzył Jezus, patrzył Allach, patrzył kosmos.

Odnalazłem Go dzięki sewie

    Od Jego samadhi często odwiedzam Puttaparthi. Proszę tylko o jedno: „Baba, daj mi odwagę i siłę, żebym podążał za Twoimi naukami i był choć trochę pożyteczny dla ludzkości.” On obdarza mnie odwagą i siłą. Prawdę mówiąc, byłem zawsze leniwy i niezdyscyplinowany. Lubiłem marzyć, rozmyślać, ale nie pracować. Ponieważ dobrze rysowałem, chciałem być artystą, zostałem jednak projektantem mody. Baba spełnił moje marzenie i pozwolił mi wziąć udział w artystycznych pracach w Jego prestiżowej organizacji. Zilustrowałem kilka artykułów dla Radia Sai[1] i dało mi to ogromną radość.

    Wcześniej tego roku (2013) postanowiłem pracować w stołówce zachodniej, jak to już kiedyś robiłem. Przyjechałem do Prasanthi Nilayam w czasie Aradhana Mahotsawam. Ołtarz w stołówce zachodniej dekoruje się rangoli[2]. Nazwijcie to przypadkiem, że pani, która je usypywała pojechała na kilka dni do swojego kraju.

      I wtedy zjawiłem się ja i szukałem sewy. Niespodziewanie powierzono mi to zadanie, zgodne z moimi umiejętnościami. Przed tym cudownym ołtarzem nakreśliłem wiele rangoli. Doświadczenie siedzenia tutaj, słuchania pieśni wykonywanych przez Sonię Venturi[3] i usypywanie rangoli dla uhonorowania Bhagawana Baby było elektryzujące. Nigdy przedtem nie wykorzystywałem swojej kreatywnej energii na rzecz Pana. Współpracowali ze mną ludzie z różnych części świata. Cudownie było widzieć jak my wszyscy, mówiący odmiennymi językami, jesteśmy ze sobą związani jednym imieniem – Sathya Sai. Uświadomiłem sobie wtedy wielkość i magnetyzm Bhagawana Baby. Jeśli zechce, jedno pstryknięcie Jego palców sprawi, że będą Go wielbili wszyscy ludzie – sądzę jednak, że Bhagawan ma inne plany. Sewa to nałóg. Organizacja Baby jest nałogiem. Raz do niej wstąpiwszy, nie zaznasz spokoju, dopóki do niej nie wrócisz. Ja wróciłem. Tym razem (w czerwcu 2013 r.) Swami dał mi odwagę wstawania o czwartej rano i pracowania w stołówce zachodniej od 5:00 do 11:00. Było to dla mojej rodziny wielkie zaskoczenie, ponieważ kładę się późno i wstaję późno. To stary zwyczaj, umierający, jak widać, w ślimaczym tempie. Na uczelni[4] pracowaliśmy całe noce, żeby ukończyć projekty... Z jakiegoś powodu artyści są bardziej kreatywni nocą, to samo odnosi się do mnie. Ale w Prasanthi Nilayam wszystko się prostuje. Duch wielbicieli, wibracje duchowe, miłość Baby i boska energia wypełniają przestrzeń. To nas wznosi i sprawia, że robimy rzeczy niemożliwe do zrobienia. Moje poranki rozpoczynały się od służenia Babie. Czy można lepiej witać dzień? W czasie tych wczesnych godzin czynni byli ochotnicy ze stanu Himachal. Praca z nimi była doskonałą przyjemnością. Swoimi pięknymi, odbitymi od gór głosami, śpiewali cudowne bhadżany. Napełnianie misek pokrojonymi pomidorami stało się zaskakująco radosnym zadaniem (w domu, pokrojenie nawet jednego pomidora było na ogół nudne). Podczas tej pracy kilkakrotnie skaleczyłem się nożem. Ale wracałem do niej, dokładnie na czas, jak gdyby kaleczenie palców było czymś, na co czekałem całe życie! Trudno wytłumaczyć tę radość.
    Pani odpowiedzialna za kuchnię nie mówiła po angielsku. Przyjechała z Wenezueli i posługiwała się hiszpańskim. W tym języku wydawała wszystkie polecenia. Jakimś sposobem wiedziałem, co chciała nam zakomunikować. To było zaskakujące. „Jest tylko jeden język, język serca”, jak mówi Baba. Pewnego dnia na krojenie warzyw przyszli wielbiciele z Indonezji. Oni również prawie nie mówili po angielsku, ale śpiewali przepiękne bhadżany Sai. Bardzo trudno wyrazić słowami uczucia, gdy przybyłe z zagranicy serca łączą się z naszymi, nawet gdy brakuje nam słów.
   Pamiętam przedstawienie odegrane przez wielbicieli z Meksyku, na znak czci dla ich guru – Pana Sai. Wystawiono je 23 czerwca 2013 r. Chociaż śpiewali we własnym języku, ich oddanie było pełne mocy. Dotknęło to mojego serca w tym miejscu, gdzie przebywa w nim Bóg. Pragnąłem, żeby grali i grali bez końca. Widziałem również młodzież z Rosji wykonującą bezinteresowną służbę. Byli moimi równolatkami. Stykałem się z ludźmi z różnych zakątków świata mających na ustach to samo imię – ‘Sai Ram’. Uważam to za niezwykły przywilej, że mogę oglądać świt satja jugi – złotego wieku, w którym granice nie będą wzbudzać w nas nienawiści i wszyscy będziemy żyć w miłości. Pobyt w Puttaparthi daje nam rzadki przywilej oglądania wielkiego planu Baby przygotowanego dla świata. Przebywanie w Puttaparthi, chodzenie po ziemi, po której chodził Bhagawan, oddychanie powietrzem, którym Pan oddychał przez 85 lat, śpiewanie bhadżanów z Jego wspaniałymi studentami jest zaszczytem. Tak naprawdę, to najwyższy zaszczyt.

Błogosławieństwo bycia w wiosce Pana

    Namawiam młodych wielbicieli Sai, żeby przyjechali do Puttaparthi, doświadczyli obecności Baby w możliwie najwyższym stopniu i zabrali to doświadczenie z sobą. Zmienia ono sposób naszego myślenia i działania oraz rozbudza szlachetne ideały i inspiracje. Czyni z nas lepszych ludzi. Powinniśmy jak najpełniej wykorzystać okazję otrzymaną od Swamiego, który postawił nam przed oczyma możliwy do naśladowania przykład idealnego życia. I chociaż bardzo nam brakuje naszego Pana, to odczuwam Jego obecność wszędzie na świecie. Doświadczenia innych wielbicieli świadczą o tym samym – odbierają oni Jego obecność w najmniej spodziewanych miejscach. Człowiek cudów, Najwyższa Istota wciąż żyje... Wszystkim z nas, którzy nie mogą z jakiegokolwiek powodu przyjechać do Puttaparthi i źle się z tym czują, chciałbym zacytować zdanie z książki o Sai, należącej do mojego dziadka. Dziadek gorąco kochał Babę i prawdopodobnie czerpał inspiracje i siłę z tego zdania. Podkreślił je w książce:
    „Ten, kto praktykuje bhakti (rozwija w sobie oddanie dla Boga) jest jak człowiek podróżujący odrzutowcem, imię Pana przenosi go do Niego w jednej chwili.”
Dżej Sai Ram
z H2H tłum. J.C.
[1]  Mądrość w gorącej czekoladzie
[2] Rangoli – dekoracje usypywane z kolorowego ryżu, mąki, piasku, płatków kwiatów... tworzące świętą przestrzeń przeznaczoną dla bóstw.
[3] Sonia Venturi – wielbicielka Swamiego pochodząca z Włoch, nagrała piękne bhadżany Sai
[4] National Institute of Fashion Technology – Narodowy Instytut Technologii Mody 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.