Świętowanie w Kodaikanal 2009 c.d. – dzień dziesiąty

    Puttaparthi jest tam, gdzie urodził się Pan i gdzie pozostaje niemal przez cały rok, ofiarowując każdego dnia miłość, wsparcie i pocieszenie tysiącom wielbicieli przybywających do świętego miasta. Jednak z nastaniem lata przenosi się przeważnie do aśramu w Bangalore lub do ‘Sai Sruthi’ w Kodaikanal, uwalniając wielbicieli od suchego, duszącego gorąca w Puttaparthi. Dla osób zgromadzonych w Brindawanie lub w Kodaikanal przychodzi teraz szczególna pora: „pora Sai”, przynosząca ze sobą wiele przepięknych błogosławieństw. Niepowtarzalna i fascynująca jest zwłaszcza podróż do Kodai. Z tego powodu jest ono często opisywane jako boski plac zabaw. Choć Swami kilkakrotnie pominął odwiedziny w tej górskiej miejscowości, to zawitał do niej w 2009 r. Jaka opowieść wiąże się z 2009 r.? Jak się rozwijała?
Dziesiąty dzień
    Dziesiąty dzień w Kodai w 2009 r. przypadł na drugiego maja. Z wyjazdem na horyzoncie, wypełniony zwyczajowymi zajęciami, takimi jak pływanie łódką po jeziorze, jazda na koniach i Narajana Sewa, poranna sesja tego dnia była zupełnie normalna. Swami przyszedł o zwykłej porze, to znaczy około godziny 1000 i udzielił nam darszanu. Gdy chłopcy śpiewali bhadżany, słońce świeciło jasno a ogromne rzesze ludzi mogły się nasycić pełną chwały i blasku postacią Swamiego, kiedy przechodził powoli, zdążając do swojego krzesła. Również wieczorem Swami przyszedł do sali bhadżanowej i chłopcy zaczęli śpiewać, jak zawsze każdego dnia. Wtedy Swami skinął na siedzącego w pobliżu prof. Venkataramana i coś do niego powiedział. Widziano jak profesor odpowiada Swamiemu. Ten dialog trwał krótką chwilę. Czego dotyczył? Poprosiliśmy profesora, żeby podzielił się z nami tą tajemnicą i profesor się zgodził: „Jak zwykle śpiewano bhadżany, oczywiście w sali bhadżanowej. Zasiadł w niej również Swami. Po chwili dał mi znak i podszedłem do Niego. Polecił mi: ‘Idź na werandę i przygotuj się do wystąpienia. Pójdę za tobą.’ Byłem nieco zaskoczony. Nie dlatego, że poprosił mnie o wystąpienie, lecz że oznajmił, iż wyjdzie na werandę. Był wieczór, zaczęło się ściemniać i od jeziora wiał zimny wiatr. Jeśli Swami usiądzie na balkonie, wystawi się na chłód, a tego nikt z nas nie chciał. Czując się niepewnie, chrząknąłem i odpowiedziałem: ‘Swami, będzie Ci wygodniej tutaj, podczas gdy będę mówił.’ Spojrzał na mnie i rzekł: ‘Pójdę, ponieważ zebrało się mnóstwo wielbicieli. Pragną otrzymać Mój darszan i czekają na to od dawna. Dlatego tam pójdę. Ruszaj, idę za tobą.’ Gdy kierowałem się w stronę werandy przygotowując się do wystąpienia, uderzyły mnie słowa Swamiego, ponieważ kolejny raz wyrażały Jego pragnienie zadowolenia wielbicieli i sprawienia im radości. Udziela nam darszanu nawet wtedy, gdy sprawia Mu to dużą niewygodę. Nie jestem pewien, czy ludzie z zewnątrz kiedykolwiek o tym pomyśleli! Przypuszczam, że nie cieszyliby się wtedy tak bardzo na widok Swamiego jak cieszą się obecnie. Powinniśmy zastanowić się przez chwilę, jak Swami się dla nas poświęca! Być może zmotywowałoby nas to do tego, by odnieść się na serio do Jego nauk i podążać za nimi, przynajmniej w pewnym stopniu.” Oto, co się zdarzyło. Swami poprosił profesora, aby wszedł na balkon i wygłosił wykład dla wielkiego zgromadzenia ludzi zebranych jak zwykle na polu darszanowym. Byli to ludzie, którzy nie dostali się do sali bhadżanowej, mającej raczej niewielką powierzchnię. Każdego wieczoru gromadzili się tłumnie, nawet gdy wiał zimny wiatr i padał deszcz. Notabene, współczucie Bhagawana jest tak wielkie, że niemal każdego dnia podczas bhadżanów wychodzi na krótką chwilę na zewnątrz, by ofiarować ludziom radość płynącą z darszanu. Dzięki temu czują się szczęśliwi! Wracając do opisanych wcześniej wydarzeń, Swami podążył za profesorem Venkataramanem i usiadł na krześle obok podium dla mówcy. Gdy profesor pokłonił się, prosząc Swamiego o błogosławieństwo, Bhagawan powiedział mu [o czym dowiedzieliśmy się później]: „Nie mów o rzeczach przemijających. Powiedz o czymś, co jest transcendentalne!” To z pewnością było bardzo wymagające zadanie. Cóż więc zrobił profesor, dostając tak ciężką pracę? Dowiedzieliśmy się: wygłosił wykład, a potem było arathi, kończące dziesiąty dzień.
z H2H tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.