Świętowanie w Kodai 2009 – ósmy i dziewiąty dzień

po kliknięciu - relacja z dni piątego, szóstego i siódmego

      Puttaparthi jest tam, gdzie urodził się Pan i gdzie pozostaje niemal przez cały rok, ofiarowując każdego dnia miłość, wsparcie i pocieszenie tysiącom wielbicieli przybywających do świętego miasta. Jednak z nastaniem lata przenosi się przeważnie do aśramu w Bangalore lub do ‘Sai Sruthi’ w Kodaikanal, uwalniając wielbicieli od suchego, duszącego gorąca w Puttaparthi. Dla osób zgromadzonych w Brindawanie lub w Kodaikanal przychodzi teraz szczególna pora: „pora Sai”, przynosząca ze sobą wiele przepięknych błogosławieństw. Niepowtarzalna i fascynująca jest zwłaszcza podróż do Kodai. Z tego powodu Kodaikanal jest często opisywane jako boski plac zabaw. Choć Swami kilkakrotnie pominął odwiedziny w tej górskiej miejscowości, to zawitał do niej w 2009 r. Jaka opowieść wiąże się z 2009 r.? Jak się rozwijała?

   Przedstawimy wam teraz sprawozdanie z ósmego dnia tej wzniosłej boskiej odysei.

Ósmy dzień

    Ósmy dzień 2009 r. w Kodai zaczął się jak zwykle, to znaczy od cudownego porannego darszanu i towarzyszących mu bhadżanów, śpiewanych przez chłopców. Po zakończonej sesji bhadżanowej zastanawiano się, czy należy oczekiwać na jakiś specjalny program. Późnym popołudniem stało się jasne, że prawdopodobnie będzie to wizyta w rezydencji pana G.K. Ramana. W tym miejscu trzeba koniecznie wspomnieć o panu G.K. Ramanie, odgrywającym ważną rolę podczas odwiedzin Swamiego w Kodai w roku 2003, 2005, 2006 i 2007. Pan Raman należał do świata finansjery i przez lata związany był z firmą Sundaram Finance w Madrasie, ostatecznie zostając jej prezesem i dyrektorem ds. zarządzania. Przez wiele lat działał również w Sri Sathya Sai Trust w stanie Tamil Nadu, a od 2000 r. został jego przewodniczącym. Poprzednio na tym miejscu zasiadał szanowany wielbiciel Bhagawana, pan Arjun Raja, zmarły 3 stycznia 2008 r.

Pan Arjun Raja i Pan Raman zwracający się do ludzi zgromadzonych w Sai Kulwant Hall w 2004 r., wśród których znalazła się grupa 3 000 wielbicieli z Madrasu, przybyła specjalnie, by podziękować Swamiemu za doprowadzenie wód rzeki Kriszny do Madrasu, cierpiącego z powodu braku wody.

Chcielibyśmy wspomnieć, że pan Raman, jako gubernator stanu, przyczynił się do zorganizowania Athirudram Jadźnam w Madrasie w styczniu 2007 r. Odbyło się wtedy zebranie obywateli, którzy zgromadzili się, by wyrazić Swamiemu swoją wdzięczność ustami najwyższych polityków. Było wśród nich kilku ministrów stanu i dwóch ministrów rządu centralnego. Pan Raman głęboko zaangażował się w przygotowania do jagny i do podróży.

      Wysoki, z anielską twarzą i wspaniałą osobowością, pan Raman uwielbiał żartować i śmiać się z całego serca, co przynosiło mu wielką popularność. Od 2003 r., za każdym razem gdy Swami odwiedzał Kodai, pan Raman przenosił się do bungalowu nad jeziorem.

Bungalow stanowił część nieruchomości należącej do firmy Sundaram Finance. Latem stawał się domem wypoczynkowym dla członków zarządu odwiedzających Kodai. Znajdował się bardzo blisko Sai Sruthi, dzięki czemu pan Raman mógł spędzać w aśramie Swamiego mnóstwo czasu i doglądać spraw. Swami złożył pierwszą wizytę w domu pana Ramana w Kodai w 2003 r. Wtedy jednak potraktował te odwiedziny prywatnie, w tym sensie, że nie zabrał na nie ze sobą dużej grupy wielbicieli. Bhagawanowi towarzyszyli jedynie seniorzy i profesorowie.

     Było to prawdziwe szczęście dla członków rodziny pana Ramana – mieli Swamiego tylko dla siebie i otrzymali Jego błogosławieństwo wraz z doświadczeniem na całe życie. Zanim Swami usiadł do obiadu, ruchem ręki zmaterializował dwa łańcuszki – jeden dla pani Raman, drugi dla synowej pana Ramana! Tak więc za każdym razem, gdy Swami wyruszał do Kodai, było pewne, że wcześniej czy później odwiedzi dom pana Ramana. I rzeczywiście, zawsze to robił. Przez kilka lat pan Raman przyjeżdżając do Puttaparthi udawał się do biura meldunkowego, żeby dostać pokój. Wkrótce po Swoim powrocie z Kodai w 2007 r., Swami poprosił biuro o przydzielenie panu Ramanowi pokoju na stałe, co też zrobiono. Po otrzymaniu pokoju dostosowanego do jego potrzeb, pan Raman, z błogosławieństwem Swamiego, przyjechał na otwarcie nowego mieszkania. Wielki dzień przypadł na 27 sierpnia i tego ranka pan Raman przyszedł jak zwykle na darszan i usiadł na werandzie obok dr Raghava Reddy. Można powiedzieć, że weranda jest strefą szczególną, z zaledwie kilkoma miejscami do siedzenia i dlatego przebywa na niej niewiele osób. Pan Raman pragnął otrzymać darszan i błogosławieństwo Swamiego, wrócić do mieszkania i namówić żonę, żeby przygotowała specjalny pokarm, który chciał złożyć Swamiemu podczas obiadu jako świętą ofiarę. Gdy Swami przyszedł na darszan do Sai Kulwant Hall, pan Raman złożył dłonie, ofiarował Panu pokorny pokłon i powiedział poruszony: „Patrzcie, przyszedł Swami!” Swami przesuwał się powoli wyznaczonymi ścieżkami i zanim skierował się w stronę werandy, pan Raman ponownie złożył dłonie i pokłonił się Bhagawanowi. Potem Swami doszedł do werandy i gdy wspinał się na nią, pan Raman nagle osunął się na lewą stronę, gdzie siedział dr Reddy. Swami był już przy nim. Grupa lekarzy, w tym syn pana Ramana, dr Kriszna Raman, podbiegli zbadać mu puls. Puls zanikł. Wyglądało, że nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Lekarze ułożyli pana Ramana płasko na ziemi i próbowali przywrócić mu życie. Swami przyglądał się temu z bliska. 

Nagle trzykrotnie zawołał: „Raman, ...Raman, ...Raman” i pan Raman wciągnął powietrze. Otworzył oczy i ujrzał Swamiego. A potem zamknął  je na zawsze. Ciało zabrano do szpitala, żeby przygotować je do długiej podróży do Madrasu i do ostatnich ceremonii.

          Minął miesiąc i Swami ponownie był w Kodai. W tym samym czasie gościł tam również dr Kriszna Raman. Na wieść o przyjeździe Swamiego dr Raman postanowił wyruszyć do Madrasu i przywieźć stamtąd swoją matkę, aby również mogła cieszyć się błogością boskich darszanów. Poprosił Swamiego o zgodę i uzyskał ją. Gdy dr Raman wrócił do Kodai z matką, Swami pytał o nią z ożywieniem, a potem z miłością powiedział, że ich odwiedzi. Nie trzeba wyjaśniać, że dr Raman ogromnie się ucieszył i następnego dnia, po starannych przygotowaniach, modlił się do Swamiego, aby pobłogosławił jego dom Swoją obecnością. Swami, jak zawsze pełen współczucia, w następnej chwili poprosił o samochód. Gdy Swami o czwartej po południu odbył krótką podróż do sąsiedniej willi wraz z towarzyszącymi Mu osobami, wszystko było gotowe. Pod wieloma względami wizyta ta była podobna do poprzednich, oczywiście z jednym wielkim wyjątkiem – brak było pana Ramana, ojca. Jednak jego syn, Kriszna, odgrywał równie dobrze rolę gospodarza i wszystko przebiegało tak doskonale, że niespodziewanie zaimprowizowano sesję fotograficzną, podczas której każdy miał szansę stanąć obok Swamiego i zrobić sobie z Nim zdjęcie! W sumie, było to dla wszystkich przyjemne spotkanie i pani Raman była ogromnie poruszona współczującym gestem Swamiego, podejmującego trud odwiedzenia ich domu, jak to robił za życia pana Ramana.

Po powrocie, jak zwykle, odbyła się wspaniała sesja bhadżanowa. Po bhadżanach, gdy rozproszył się tłum ludzi, Swami spotkał się z chłopcami. Spotkanie zdominowały pieśni śpiewane przez nich specjalnie dla Swamiego i niekiedy zgodnie z Jego sugestiami. Jakież to wielkie błogosławieństwo być proszonym przez Bhagawana: „Hej chłopcy, czy moglibyście zaśpiewać piosenkę Miry?”. Po bhadżanach wszyscy zjedli pyszną kolację. Jako że szybko zbliżał się D-Day (rocznica lądowania wojsk alianckich w Normandii), dni spędzone w Kodai nabrały szczególnego znaczenia. Przeżywane jako pełne słodyczy doświadczenia, zmienią się wkrótce w bezcenne wspomnienia. Tak oto ósmy dzień stał się kolejnym niezapomnianym dniem.

Dziewiąty dzień

Dziewiąty dzień pobytu Swamiego w Kodai na przełomie kwietnia i maja 2009 r. rozpoczął się jak większość dni w tym sezonie. Był kolejnym wspaniałym dniem.

  Należy wspomnieć, że w 2009 r. bogowie zarządzający zjawiskami atmosferycznymi ściśle ze sobą współpracowali i niemal od samego początku zapewnili wielbicielom wspaniałą, bezdeszczową pogodę, z małymi tylko wyjątkami. Dziewiątego dnia stało się jasne, że Swami nie zostanie tutaj zbyt długo i bez wątpienia wróci do Puttaparthi na Dzień Iśwarammy, podobnie jak to zrobił w 2008 r. Dla przypomnienia, tamtego roku, trzymając wszystkich w niepewności, Swami udał się pod koniec kwietnia do Brindawanu. Myśleliśmy, że zostanie w nim co najmniej przez miesiąc. Ale po zaledwie pięciu dniach Swami wrócił do Puttaparthi, pragnąc uczestniczyć w Dniu Iśwarammy. Nie czynił tego od dłuższego czasu. W 2009 r. również oznajmił, że 6 maja będzie w Puttaparthi. Biorąc pod uwagę, że Swami w ubiegłych latach wielokrotnie obchodził Dzień Iśwarammy w Kodai, wielbiciele z Tamil Nadu robili wszystko, żeby Go zatrzymać. Poddali się jednak widząc, że Swami podjął już decyzję. Mimo wszystko postanowili spędzić ten dzień jak dawniej, to znaczy organizując wielką służbę na rzecz wsi. Poświęcili na to dziewiąty dzień. Przygotowania zajęły im dwa dni. Ze strony Swamiego, towarzyszący Mu w Kodai nauczyciele, w tym pan Ruchir Desai i pan Gopinath, a także liczni studenci, przy wielu okazjach wyrażali pełną gotowość do odegrania w tej pracy swojej roli. Pomoc dla wsi zawsze wyróżniała służbę Swamiego. Jednak sposób jej wykonania zależy naturalnie od miejsca, ponieważ każde miejsce ma swój własny koloryt. Pozwólcie, że dla porządku wyjaśnimy, że służba na rzecz wsi, Narajana Seva, jest terminem zarezerwowanym na to, co w innych kręgach nazywane jest karmieniem ubogich. Od samego początku, cofającego nas prawdopodobnie do lat 40-tych XX w., Swami posługiwał się tą nazwą, żeby uzmysłowić każdemu, że tak zwani ubodzy są w rzeczywistości Bogiem przebranym za biedaków i że służenie biedakom jest służeniem Bogu. Stawiając kolejny krok, organizatorzy zaczęli mówić o tych, których pragnęli nakarmić, jako o Narajanach. Mogło to brzmieć tak: „Dzisiaj spodziewany się pięciu tysięcy Narajanów”. W ostatnich latach niepowtarzalne w Kodai było to, że wszyscy wielbiciele byli traktowani jak ucieleśnienia Narajany. Ludzie naprawdę biedni zaczynali się gromadzić wczesnym rankiem. Poza jedzeniem otrzymywali także ubrania i co równie ważne, pledy. W Kodai ma to oczywiście ogromne znaczenie. W tym miejscu może powinniśmy powiedzieć coś na temat służby dla wsi w Kodai. Przeważającą część prac wstępnych wykonują studenci Swamiego. Przygotowują ubrania i koce oraz papierowe talerze, na które nakładane jest jedzenie. Ponieważ mamy tu stołówkę, przygotowanie pokarmu dla Narajanów jest proste. Wodę rozdaje się w gotowych, niewielkich pojemnikach, a nie w kubkach i dzbankach. Przygotowuje się również papierowe chusteczki, potrzebne w wielu wypadkach. W ostatnich latach wykorzystywano tę okazję do rozdawania ołówków, zeszytów, tornistrów itp. zamieszkałym w pobliżu dzieciom z Bal Vikas. W taki dzień gotowanie rozpoczyna się bardzo wcześnie rano, gdy większość ludzi jeszcze smacznie śpi. Chłopcy przychodzą przeważnie około 6:30. Rozkładają papierowe talerze w długich, równoległych rzędach na podłodze w sali bhadżanowej, biorąc je z wielkiego stosu ustawionego w rogu. Pokarm przynoszony jest w ogromnych garnkach ustawianych w końcu pomieszczenia. Jako prasadam niemal zawsze używa się ryżu z sokiem tamaryndowca i przyprawami (w stylu południowoindyjskim) oraz deseru ryżowego, sakkara pongal, przypominającego słodki pudding – które, tak na marginesie, są standardowym poczęstunkiem w Prasanthi Nilayam po święcie Śiwarathri i po sesji Akhanda Bhadżan. Gotowe są także małe butelki i wielkie łyżki, ułatwiające dystrybucję. Trochę później, gdy Swami przychodzi do sali bhadżanowej i sprawdza, co zostało zrobione, ofiarowuje się Mu na miseczkach niewielką ilość obu pokarmów, a On je błogosławi. Następnie armia chłopców zabiera się z energią do pracy i napełnia rozstawione talerze. W chwilę później, gdy wszystko jest gotowe, Swami daje sygnał. Akcja rozwija się momentalnie. Chłopcy z szybkością światła ustawiają się w linię ciągnącą się od sali bhadżanowej do werandy, a stamtąd w dół, by objąć całą powierzchnię darszanową. Linia, podobna do węża, dociera do najdalszych miejsc, gdzie gromadzi się większość Narajanów. Jednocześnie chłopcy śpiewający bhadżany zajmują miejsce na górnej werandzie i kiedy Swami daje znak głową, zaczynają śpiewać, a brygada rozdająca pokarmy rozpoczyna pracę. To znaczy, napełnione papierowe talerze przechodzą z rąk do rąk, od jednej osoby do drugiej, pełną odległość z sali bhadżanowej aż do jej najdalszych zakątków.

Zrozumiałe, że w linii najwięcej było studentów, ale dołączyli do nich niektórzy starsi wielbiciele, zwłaszcza ci, którzy towarzyszyli Swamiemu. Po stronie kobiet działały wolontariuszki z sewadal z Mahili.

W miarę jak rosło tempo obsługiwania i znikały papierowe talerze, napełnione w sali bhadżanowej, rozkładano i napełniano nowe. Na początku brygada garnkowa operowała powoli, ale wkrótce ochotnicy otrzymali zastrzyk energii i napełnianie talerzy nabrało rozmachu. Na tym etapie ochotnicy wykonujący obowiązki w sali bhadżanowej zaczęli się często zmieniać, ponieważ nieustanne schylanie się i podawanie może naprawdę nadwerężyć kręgosłup! W pół godziny od rozpoczęcia sewy wyszedł Swami i jak zawsze zaczął krążyć w strefie darszanowej, gdzie kobiety i dzieci jadły ze smakiem, a wolontariuszki zajmowały się dystrybucją.

W międzyczasie zaczęto rozdawać wodę w butelkach i wręczać rzeczy dzieciom z Bal Vikas. Nie trzeba mówić, że najpierw zajęto się ubogimi, ale wkrótce mężczyźni i kobiety tworzący tłum wielbicieli również otrzymali pokarm.

      Tym czasem Swami powoli podchodził do strefy biedaków. Gdy się tam zbliżał, niewiasty z sewadal przygotowały sari dla kobiet, dhoti dla mężczyzn oraz pledy dla wszystkich, a Swami rozdawał je wytrwale i z wielką miłością. Taki jest zwyczaj i rok 2009 nie był pod tym względem wyjątkiem.

Z jedynym jednak ważnym dodatkiem: zainstalowano posąg Matki Iśwarammy i Swami w milczeniu go pobłogosławił. Na marginesie, posąg nie został ustawiony w samym Sai Sruthi, ale na sąsiadującej działce, o którą ostatnio poszerzono teren aśramu. Po wydaniu ubrań i pledów Swami wrócił na balkon i spędził tam trochę czasu obserwując całą procedurę. W godzinę po starcie,  gdy zakończono prace, przyjął arathi i odszedł. W ten sposób przebiegła poranna sesja w dniu dziewiątym. Wypełniło ją służenie ubogim. Zanim zameldujemy się na sesji wieczornej, przywołajmy poruszające zdarzenie, które miało miejsce wiele lat temu podczas Narajana Sewy w Kodai. Najlepiej będzie gdy włączymy taśmę z przemówieniem prof. Venkataramana, wygłoszonym podczas konwokacji Uniwersytetu Śri Sathya Sai w 2008 r., kiedy to Bhagawan pobłogosławił profesora prosząc go, żeby został ich gościem honorowym.

Oto wyjątek z tego przemówienia: „Podczas takich wypraw (do Kodai) Dzień Iśwarammy, 6 maja, wypadał niemal zawsze w czasie pobytu Swamiego w Kodai.

Nie muszę przypominać, że zawsze był obchodzony w najbardziej odpowiedni sposób. Najważniejszym punktem programu była Narajana Sewa, podczas której rozdawano pokarm, ubrania i koce tysiącom osób przybyłych do Sai Sruthi, rezydencji Swamiego. Normalnie, gdy praca dobiegała końca, Swami był w bardzo radosnym nastroju, ale któregoś roku wyglądał na zamyślonego i zamkniętego w Sobie. Wszyscy się nad tym zastanawiali, lecz nie znajdowali odpowiedzi. W międzyczasie Swami wydał cichym głosem kilka instrukcji i przygotowano samochód. Swami po prostu wsiadł do niego i odjechał. Towarzyszyła Mu jadąca z tyłu furgonetka. Większość zebranych ludzi myślała, że Swami wybrał się na krótką przejażdżkę, co czasem robił. Jednak tego ranka chodziło o coś innego. Wszystko się wyjaśniło, gdy Swami wrócił półtorej godziny później, jaśniejąc radością i uśmiechając się szeroko. Wszyscy poczuli ulgę i szczęście. Potem Swami zgromadził wokół siebie studentów i powiedział: „Chłopcy, czy wiecie gdzie się wybrałem? Myślicie, że pojechałem się przejechać, prawda? Otóż jesteście w błędzie. Tego ranka, gdy skończyła się służba, zacząłem myśleć o biedakach, którzy byli zbyt starzy lub chorzy albo zbyt starzy i chorzy, żeby przyjść tutaj i odebrać koce. Tak naprawdę, potrzebowali koców nawet bardziej od tych, którzy tutaj dotarli. Ponieważ nie mogli przyjść, postanowiłem do nich pojechać! Dlatego zobaczyliście jak znikam na chwilę. Udałem się w odległe miejsce, gdzie zbierają się biedacy szukający schronienia. Szedłem od drzwi do drzwi i wręczałem koc każdej starszej i chorej osobie jaką udało mi się znaleźć. To napełniło ich radością, a ich radość przyniosła Mi błogość!”

   Oczywiście, wieczorem odbyła się sesja bhadżanowa, ale z nieoczekiwanym dodatkiem, jakim było publiczne wyrażenie uznania dla chłopców wystawiających Burra Kathę. Jak wiecie, chłopcy mają dobre powody, żeby nazywać Swamiego Matką. Swami troszczy się o studentów jak kochająca matka i nie przepuszcza żadnej okazji by zademonstrować ich talenty. Czuje się z nich tak dumy jak dumne są ich matki. Dlatego tego wieczoru postanowił nagrodzić chłopców w obecności wszystkich.

Tak oto dziewiąty dzień w Kodai stał się dla każdego dniem najbardziej pamiętnym.

z H2H tłum. J.C.

po kliknięciu - relacja z dni piątego, szóstego i siódmego

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.