Swami, głowa rodziny, Bóg i Najwyższy Nauczyciel 

Opowieść o tym, jak Swami nieustannie czuwa nad Swoimi wielbicielami

Rozmowa z panią Sumaną Murali – cz.1 i 2

     Sumana Murali, mieszkająca obecnie w stanie New Jersey w USA, znalazła się w grupie uczniów uczęszczających do szkoły podstawowej Sathya Sai w Prasanthi Nilayam, otwartej w 1980 r. Rozpoczęła naukę jako pięciolatka. Początkowo bardzo tęskniła za domem i z trudnością znosiła rozstanie z rodzicami mieszkającymi w Madrasie. Wtedy pospieszała jej z pomocą Boska Matka Sai. Po ukończeniu piątej klasy Sumana wróciła do rodzinnego miasta, gdzie kontynuowała naukę w szkole średniej i wyższej. W 1991 r. wstąpiła na Uniwersytet Śri Sathya Sai w Anantapur i otrzymała licencjat z anglistyki. Następnie uzyskała w Madrasie stopień magisterski, a potem doktorat z języka angielskiego. Później wyjechała z mężem do stanu New Jersey, gdzie uzyskała certyfikat z psychologii wczesnej edukacji i nauczania początkowego. Pracowała w przedszkolu w stanie New Jersey i była mocno związana z ośrodkiem Śri Sathya Sai w East Brunswick — prowadziła tam klasy Bal Vikas dla dwunastolatków. Pełniła również funkcję koordynatora ds. nauczania. Sumana pochodzi z rodziny bardzo silnie związanej z Sai Babą. Baba nadał jej imię i prowadzi ją przez życie. Dzisiaj dowiemy się od niej, co to znaczy urodzić się i wychować w otoczeniu nasyconym świadomością Sai.

   Oto zapis rozmowy przeprowadzonej z nią w marcu 2010r.

Radio Sai: Sai Ram Sumana.

Sumana Murali: Sai Ram!

Radio Sai: Jak to jest urodzić się i wychowywać w rodzinie oddanej Bhagawanowi?

Sumana Murali: Bardziej trafnie byłoby powiedzieć, że to ja wkroczyłam do rodziny Sai. Swami wybrał mi rodziców, zaślubiając ich ósmego lutego 1972 r. Odwiedził ich wtedy po raz pierwszy, zupełnie zresztą niespodziewanie. W każdym razie, był to Jego dom. Po prostu przyszedł i posłał po mamę, mieszkającą w sąsiedztwie, podobnie jak mój ojciec i dziadkowie. Zaprosił ich do pokoju modlitewnego i udzielił im duchowych zaślubin. Powiedział nawet: „Dobrze się sobie przypatrzcie, żebyście później nie mówili, że to Swami was ożenił. Spójrzcie teraz na siebie.” Potem zmienił mamie imię. Kiedy mama była panną, zwracano się do niej „Bagjalakszmi”, tak samo jak do teściowej. Bhagawan nazwał ją „Widżajalakszmi” mówiąc, że teściowa i synowa nie powinny nosić tego samego imienia. Następnie ofiarował jej mangalasutrę[1]. Aby dopełnić zaślubin, polecił im urządzić przyjęcie towarzyskie 23 lutego. Zgodnie z Jego zaleceniem, ślub cywilny odbył się tego samego dnia. Związek naszej rodziny z Bhagawanem rozpoczął się dużo wcześniej. Mój dziadek przyszedł do Swamiego w latach 50-tych. Ojciec zobaczył Go jeszcze jako uczeń. W tym sensie miałam ogromnie dużo szczęścia. Znalazłam się w rodzinie traktującej Swamiego nie tylko jako przewodnika, lecz jako głowę rodziny. Był głową rodziny, tak Go nazywał mój ojciec. Nie podejmował żadnej decyzji, zanim się z Nim nie skonsultował.


[1] mangalasutra – święty naszyjnik noszony przez zamężne kobiety

1978 - Swami udziela ślubu wujkowi Sumany. Z prawej strony panny młodej rodzice ojca Sumany. Dziadek autorki przybył do Sai we wczesnych latach 50-tych. Baba obiecał mu, że zaopiekuje się całą jego rodziną.

Radio Sai: Czy większość podjętych przez ciebie decyzji wraz z procesem do ich dochodzenia zależy od aprobaty Bhagawana?

Sumana Murali: Wierzymy, że nie musimy podejmować decyzji, ponieważ On czyni to za nas. Jestem najstarsza z trójki rodzeństwa. Swami nadał nam imiona, odprawił dla nas akszarabjasam, ceremonię rozpoczynającą proces nauki od rysunku świętej sylaby OM oraz annaprasanam, uroczystość wprowadzenia do diety dziecka pokarmów stałych. Przekłuwał nam uszy, łaskawie przyjmował nas do Swoich szkół i koledżów, błogosławił nas podczas zaślubin. Wybrał dla nas partnerów życiowych i aż do tego momentu zajmował się naszym wychowaniem. Jest z nami nieustannie, strzeże każdego kroku jaki stawiamy na drodze życia. Zajmuje się każdym drobiazgiem.

Radio Sai: Czy jako dziecko zdawałaś sobie sprawę z wielkości Swamiego?

Sumana Murali: Nie do końca. Nie znałam zupełnie wartości Jego łaski, chociaż spoglądałam na Niego z miłością i uwielbieniem. Po prostu, był dla nas członkiem rodziny, uważaliśmy to za oczywiste. Nie traktowaliśmy Go tak, jak robię to teraz – tęskniąc za Jego darszanem i czekając na choćby jedno Jego spojrzenie. Gdy miałam roczek, Swami zaprosił do Brindawanu moich rodziców, dziadków i pradziadków – to były ich 80-te urodziny (sathabiszekam). W starej świątyni Kalyana Mantapam zasiadły wspólnie cztery pokolenia. Nie nadano mi jeszcze imienia, ponieważ rodzice pragnęli, żeby Swami uczynił nam ten honor. Swami wezwał nas, wziął do ręki zaproszenie na sathabiszekam i przyjrzał mu się. Przez półtorej godziny siedziałam na Jego kolanach i bawiłam się leżącymi obok pomarańczami. W tamtych czasach mój ojciec posiadał duży aparat fotograficzny. Stanął przy ścianie i co chwila robił zdjęcia. Swami z radością wziął w tym udział. Przyjmował różne pozy i zamieniał nas miejscami. Upewniwszy się, że wszyscy są szczęśliwi, zapytał, pod jaką urodziłam się gwiazdą. Następnie oznajmił: „Nadaję jej imię Sumana, nie Suman. To inne imię. Ma na imię Sumana.” I zapisał je na zaproszeniu. Wciąż je przechowuję. Następnie odprowadził nas do drzwi. Gdy wychodził mój ojciec, Swami klepnął go w plecy i spokojnie zauważył: „Zapomniałeś zdjąć pokrywę z obiektywu.” Wyobraź sobie rozczarowanie ojca!

Radio Sai: Jak sobie z tym poradził?

Sumana Murali: Żałuje do dzisiaj. Nawet wczoraj wieczorem mówił do mnie: „Sumana, nie mogę dać ci tych zdjęć. Wszystkie przepadły, a On przez cały czas o tym wiedział. Żartował z nas sobie.” Swami zawsze był taki.

Radio Sai: Nie pamiętasz żadnej Jego łaski z czasów swojego dorastania?

Sumana Murali: Jak powiedziałam, Swami podejmował za nas wszelkie decyzje. Nawet gdy chodziło o interesy dziadka, to ojciec przejął je za radą Swamiego. Swami ostrzegał go przed trudnościami i przypominał mu o czekającej go dobrej passie. Na polecenie Swamiego kupiliśmy dom w Madrasie. Pamiętam, że podarował mi dwa medaliony i powiedział, że będą mnie strzegły. Kiedy byłam w ósmej klasie, zaproponował, że przekłuje mi uszy. Okropnie się tego bałam. Siedziałam mocno zaciskając powieki i zastanawiałam się, jak dam sobie radę z bólem. Ponieważ przez dłuższą chwilą nic się nie działo, otworzyłam je z wolna i zrozumiałam, że jest już po wszystkim. Swami przebił mi uszy i zmaterializował dla mnie kolczyki. Zapytał: „Niczego nie czułaś, prawda?” Odpowiedziałam: „Nie, Swami.” A potem, licząc na palcach, powiedział: „Popatrz tylko, co Swami dla ciebie robi. Nadał ci imię, wysłał do szkoły, da ci ślub, będzie się opiekował twoimi dziećmi. Swami ma bardzo dużo pracy!” I tak to trwa do dzisiaj. Jest przy mnie, gdy wędruję przez życie. Co nie znaczy, że nie stawia nas przed wyzwaniami. Nasza rodzina ma więcej zmartwień niż inne. Lecz Swami jest naszym filarem mocy, kimś, na kogo możemy liczyć i od kogo możemy czerpać energię, wiedząc, że jest tutaj, wysłuchuje naszych modlitw i prowadzi z nami wewnętrzne rozmowy.

1976 - ślub cioci Sumany w Prasanthi Nilayam. Autorka jako małe dziecko na rękach matki, tuż za Swamim.

1978 - ślub wujka Sumany w Brindavan. Autorka jako dziewczynka, tuż przy Swamim, ze złożonymi rączkami.


Radio Sai: Zatem słyszy także co mówimy teraz.

Sumana Murali: Dokładnie tak, bez najmniejszych wątpliwości.

Radio Sai: Czy Bhagawan, podejmując za was wszelkie decyzje, daje wam tym wolność? Czy kiedykolwiek sugerował, że nie pozostawiacie Mu wyboru, ponieważ nie potraficie ich podjąć?

Sumana Murali: Nigdy w żadnym wypadku nie czułam, aby mnie tłumił. Był zawsze moim życzliwym i opiekuńczym Swamim, podobnie jak rodzice. Pozwól, że dam ci przykład. Gdy brałam ślub, Swami był w Kodaikanal. Więc rodzice, mąż i ja udaliśmy się do Kodai po Jego błogosławieństwo. Swami przyszedł na darszan, pobłogosławił nas wibhuti, udzielił nam padanamaskaru i odszedł. Gdy wychodziliśmy stamtąd, podbiegł do nas człowiek z torbą i powiedział: „Swami prosił, żeby wam to podać.” Ku naszemu zdumieniu w torbie było ślubne sari i odpowiednie na tą okazję ubranie dla mojego przyszłego męża. Ten człowiek dodał: „Najpierw w torbie znajdowało się dhoti dla twojego męża. Ale Swami stwierdził: ‘Pan młody nie będzie potrzebował dhoti, bo wyjeżdża do Stanów’ i uznał, że odpowiedniejszym prezentem będzie garnitur!” Słowa Swamiego bardzo nas zaskoczyły, nawet męża, ponieważ nic nie zapowiadało jego wyjazdu. Nie muszę tłumaczyć, że wszystko wyjaśniło się po powrocie do Madrasu. Biuro, w którym pracował mąż, poprosiło go o paszport i wkrótce potem przydzieliło mu nowe zadania. Oto jak bardzo Swami się nami opiekuje. Nawet gdyby ofiarował mężowi dhoti, na pewno z radością byśmy je przyjęli. Swami dba o najdrobniejsze szczegóły. Czy potrzebujemy więcej dowodów na to, że jest Panem wszechświata?

Radio Sai: Opiekuje się każdym, prawda?

Sumana Murali: Tak! Sprawia, że wielbiciel czuje się przez Niego kochany i odnosi wrażenie, że Swami mówi: „Jestem tutaj jedynie dla ciebie. Żeby mnie poznać, musisz Mnie doświadczyć. Nie doświadczysz Mnie przez nikogo innego.” Każdy, kto zna Swamiego, ma z Nim bezpośredni kontakt – dzięki Jego spojrzeniu, przyjęciu listu, przesłaniu zawartemu w dyskursie i na wiele innych, niepowtarzalnych sposobów. To bardzo osobisty i wzruszający kontakt, bez względu na osiągnięty poziom, inny dla każdego.

Radio Sai: Jak to jest mieć za członka lub głowę rodziny Istotę wszechwiedzącą?

Sumana Murali: Zaczęłam odczuwać Jego wszechobecność, gdy nadawał mi imię. Wspominając różne zdarzenia z mojego życia i odnosząc je do Swamiego, jestem przekonana, że nic nie działo się przypadkowo. Choćby te dwa otrzymane od Swamiego medaliony, które kazał mi nosić i które urwały się z łańcuszka. Ojciec nie chciał tego naprawić, mówiąc: „To sprawa pomiędzy tobą a Swamim. Gdy będziesz miała sposobność, poproś, żeby je przymocował.” Gdy więc dostałam szansę, poprosiłam o to, a Swami wyjaśnił: „Nie są ci już potrzebne. Jeśli kiedykolwiek będziesz Mnie potrzebowała, pomyśl o Mnie a stanę przy tobie.” I wskazał na Swoje serce, mówiąc: „Jestem tutaj. Po prostu pomyśl o Mnie i będę tutaj.” Teraz nie potrzebuję materialnych punktów odniesienia. Czuję Jego obecność mocniej niż kiedykolwiek, mimo że od ponad trzynastu lat nie mieszkam w Indiach.


2007 - ojciec Sumany wyraża swoją wdzięczność, za to, że Baba odwiedził jego dom.

Radio Sai: Jakie to odczucie, być blisko Niego fizycznie?

Sumana Murali: Obecność Swamiego w naszym życiu, a zwłaszcza w moim, jest czymś wielkim i niezwykłym. Gdy pracuję dla Niego, gdy jestem z dziećmi, gdy prowadzę zajęcia z Bal Vikas i codzienne lekcje, staram się patrzeć na uczniów jak na dzieci Swamiego. Gdy widzę, że się biją, mówię automatycznie: „Nie bijcie się, bądźcie dla siebie miłe, nie rańcie się czynami i słowami. O nikim nie myślcie źle.” Mam skłonność do mówienia rzeczy, które Swami w nas zaszczepił. Często się na nich koncentruję.

Radio Sai: Czy nauki Swamiego stały się twoją drugą naturą?

Sumana Murali: Kiedy zbierze się grupa pięciolatków, robi się bardzo głośno. Wołam ich do siebie i daję im ciche zajęcie. Siadają w kole, a ja mówię: „Dzieci, zamknijcie oczy. Chcę zobaczyć, czy któreś z was potrafi siedzieć spokojnie z zamkniętymi oczami przez następne dziesięć sekund.” Dla maluchów siedzenie ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętymi oczami przez dziesięć czy piętnaście sekund to wieczność. W taki łagodny sposób wprowadzam ich w medytację.

  Swami skupia uwagę na wszystkich dzieciach. Staramy się koncentrować na nich z równą troską. Gdy przychodzą rodzice, rozmawiamy z nimi o wszystkich sprawach ich pociech. Nie traktujemy pracy jak obowiązku trwającego od 9:00 do 15:00. Jeśli czynimy to z prawdziwą dbałością, ludzie są wobec nas szczerzy. Wtedy zaczynamy uświadamiać sobie znaczenie wskazanych przez Swamiego wartości, sposobów kształtowania dzieci, rozmawiania z nimi i schodzenia na ich poziom.

Radio Sai: Czy dlatego tak wysoko cenisz przesłanie Swamiego?

Sumana Murali: Oczywiście. Swami udowadnia nam nieustannie, że nie ma znaczenia czy jesteśmy w Indiach, w Stanach czy w Timbuktu – to zupełnie nieistotne, ponieważ On jest z nami wszędzie.

Radio Sai: Czy mogłabyś podać nam jeszcze inne zdarzenie, tak silnie wypełnione obecnością Swamiego?

Sumana Murali: Było ich kilka. Zwłaszcza wtedy, gdy byłam koordynatorką Bal Vikas. W USA mieliśmy sto czterdzieścioro dzieci. Miejscowa szkoła, dysponująca zabytkowym budynkiem, wynajmowała nam uprzejmie w każdą sobotę pomiędzy 10:00 a 13:00 dziesięć sal, położonych po obu stronach długiego korytarza. Mieliśmy po dwie pierwsze, drugie i trzecie klasy. Lekcje przebiegały prawidłowo, ku ogólnej satysfakcji. Wtedy przyśnił mi się Swami. To było niezwykłe, ponieważ rzadko o Nim śnię. Mogę policzyć te sny na palcach jednej ręki. Sen był bardzo wyraźny.

Radio Sai: Chcesz się nim z nami podzielić?

Sumana Murali: Śniłam, że idę korytarzem, trzymając w ręku notatnik i długopis, co zwykle robię chcąc się upewnić, że wszystkie dzieci i wykładowcy są w klasie. Robiąc obchód, zajrzałam do jednej z sal i zobaczyłam Swamiego, siedzącego za stołem nauczycielskim. Wiedziałam, że klasa nie posiada okna, przez które mogłabym zajrzeć do niej z korytarza, więc zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że zobaczyłam Swamiego. Otworzyłam drzwi, weszłam, uklękłam przed Nim i powiedziałam: „Swami, nie wiedziałam, że tutaj jesteś. Kiedy przyszedłeś?” Swami uśmiechnął się do mnie z ogromną miłością i powiedział: „Jestem tu zawsze, tylko o tym nie wiesz.” I na tym sen się skończył. Po przebudzeniu zaczęłam się zastanawiać, czym było to miejsce, w którym się znalazłam. Czym był ten pokój, na który patrzyłam? Wiedziałam, że przeznaczono go na zajęcia Bal Vikas, lecz w rzeczywistym świecie żaden tak nie wyglądał. Bardzo szybko o tym zapomniałam i pracowałam dalej, aż do chwili otrzymania informacji, że budynek zostanie wyburzony, a na jego miejscu powstanie nowy. Rzeczywiście, wkrótce wybudowano nową, piękną szkołę i dziesięciokrotnie podniesiono w niej czynsz. Nie mogliśmy tyle płacić. Pracownicy ośrodka, urzędnicy, rodzice i dzieci modlili się gorąco do Swamiego: „Swami, pozwól nam wrócić do szkoły. Musimy co tydzień być na zajęciach.” Minęło sporo czasu. Zarząd szkoły nie ustępował. Ostatecznie jednak, dzięki jawnej łasce Swamiego, wyraził zgodę na nasz powrót za tę samą opłatę co dawniej. Nikogo innego nie wpuszczono na ten teren. Pierwszego dnia po powrocie do szkoły zobaczyłam ze zdziwieniem, że we wszystkich drzwiach zainstalowano duże szklane szyby!

Radio Sai: Nowe prawo Ameryki Północnej nakazuje je wstawiać w nowych szkołach.

Sumana Murali: Naprawdę? Patrząc na szyby, przypomniałam sobie sen. Wyglądały tak samo. Mogłam nawet określić salę, w której przebywał Swami, ponieważ układ klas się nie zmienił. Dokładnie wiedziałam jak będą ustawione biurka i krzesła. Wszystko wołało do mnie, że On naprawdę jest tutaj nieustannie. To doskonały przykład na Jego wszechobecność.

Radio Sai: Swami dał ci wizję przyszłości, zanim wyburzono stary budynek i wybudowano nowy!

Sumana Murali: Dał mi ją rok wcześniej. Po ukończeniu budowy nie chciano wynająć nam sal po starej cenie. Gdy rozwiązaliśmy ten problem, zobaczyłam klasy i poddałam się Bogu: „Wiesz co, Swami? Jesteś tutaj i wiesz o wszystkim.” To było fantastyczne. Po tym zdarzeniu zebrałam wszystkich nauczycieli Bal Vikas i opowiedziałam im o moim śnie. Był objawieniem, prawdziwą lekcją. Uświadomiliśmy sobie wielkość Swamiego i nauczyliśmy się, że jeśli całym sercem akceptujemy Jego obecność we wszystkim co robimy i mówimy, rezultaty są wspaniałe.

Radio Sai: Możesz to omówić bardziej szczegółowo?

Sumana Murali: Pamiętając nieustannie o obecności Boga w naszym życiu, inaczej się ubieramy i mówimy z większą rozwagą. Na tym to polega. Postępujemy zawsze tak samo, bez względu na to, czy Swami jest przy nas fizycznie blisko czy nie.

Radio Sai: Przyjechałaś do Indii w pierwszą rocznicę śmierci swojej mamy. Jestem pewien, że Swami pomógł ci pogodzić się z tą stratą.

Sumana Murali: Stało się to 31 grudnia 2007 r., gdy mama wybierała się do Swamiego. Dostała wylewu i połowa jej ciała uległa paraliżowi. Nie chciała przyjmować przepisanych przez lekarza leków, mówiąc, że weźmie je tylko na polecenie Bhagawana. Tak bardzo pragnęła Go zobaczyć, że ojciec i brat przywieźli ją tutaj pomimo jej słabości. Rankiem pierwszego stycznia siedziała w rzędach wraz z innymi. W Prasanthi Nilayam otoczył ją tłum ludzi przybyłych na obchody Nowego Roku. Następnego ranka Swami przysłał jej list, w którym polecił, żeby zrezygnowała z darszanów. W zamian, zaprosił ją do Yajur Mandiru.

Radio Sai: Do rezydencji Bhagawana?

Sumana Murali: Tak, do Swojej rezydencji. Wskutek paraliżu, mama miała ograniczone pole widzenia. Nie orientując się, że Swami jest tuż obok niej, zapytała mojego brata: „Powiedz mi, gdzie jest Swami?”, Odparł: „Mamo, Swami stoi obok ciebie.” Swami sprowadził dla niej kanapę, żeby mogła się położyć, ponieważ nie powinna siedzieć. Gdy to zrobiła, Swami przy niej stanął. Znajdował się tak blisko, że Jego włosy niemal muskały jej twarz. Rozmawiał z nią przez półtorej godziny. Uświadomiliśmy sobie, że aby poświęcić jej czas, Swami musiał przyjść wcześniej na darszan i skrócić inne zajęcia. Włożył jej na szyję łańcuszek i powiedział: „Jedź do szpitala, przyślę ci samochód.” Przez cały ten czas przebywałam z siostrą w Stanach, nieświadoma niczego.

 

Matka Sumany przez całe życie była wolontariuszką w aśramie Sai Baby. Swami darzył ją głęboką miłością.

Radio Sai: O czym Swami rozmawiał z twoją mamą?

Sumana Murali: Powiedział, żeby się nie martwiła, bo będzie przy niej stale. „Wszystko będzie dobrze. Lekarze wszystkim się zajmą.”

   Byłam wtedy w ciąży i kiedy mama powiedziała: „Swami, muszę pojechać do USA, żeby pomóc córce”, Swami odrzekł: „Nie musisz jechać. Ja się nią zaopiekuję. Pojadę za ciebie. Twoje córki są bardzo daleko. Nic im o tym na razie nie wspominaj, żeby się nie martwiły. Swami ci powie, kiedy je zawiadomić.” Z tego powodu, przez ponad tydzień, nie zdawałyśmy sobie sprawy z jej stanu.

Radio Sai: Jak zareagował twój tata i brat?

Sumana Murali: Ślub brata został wyznaczony na luty 2008 r. Brat, niechętny tym zaślubinom ze względu na zdrowie mamy, wyznał Swamiemu, że zamiast się żenić, wolałby raczej zajmować się mamą do końca jej dni. Mając na uwadze jego małżeństwo, Swami stwierdził: „Dziewczyna, z którą się żenisz, jest pełna miłości. Zajmie się twoją matką.” Upewnił go także, że mama będzie obecna na ich ślubie. Wtedy brat powiedział: „Swami, chciałbym wziąć ślub tutaj, w pokoju interview. Po prostu nas pobłogosław. To wystarczy. Nie pragnę wystawności i ostentacji.” Swami odrzekł na to: „Twierdzisz, że nie chcesz hucznego wesela, ale w domu dziewczyny już zakupiono ogromne kolczyki, naszyjnik i inne rzeczy, które trzeba wszystkim pokazać. Idź i ożeń się jak należy. Swami cię błogosławi.” Potem wręczył mu pierścień: „To prezent ślubny ode mnie dla ciebie.”

    Swami poradził ojcu, żeby zawiózł mamę na neurologię do szpitala w Whitefield. Uprzedził lekarzy o jej przyjeździe i przysłał po nią samochód. Moi rodzice pojechali tam jednak na własną rękę. 

 Swami ogląda zdjęcie ze ślubu Sujana

Swami mówi do matki Sumany: "Niech twój syn się ożeni. Później twoja synowa będzie się tobą opiekować." Mama Sumany odpowiedziała: "Swami, ja będę jej pomagać". Na to Swami: "Musisz odpocząć. Przybyłem, tu by jeść potrawy przez ciebie przygotowane. Twoja synowa będzie nie tylko się o ciebie troszczyć, ale gotować i karmić cię".

Radio Sai: Czy twoją mamę zoperowano?

Sumana Murali: Rezonans magnetyczny wykrył guz mózgu trzeciego stopnia i lekarze nie przypuszczali, by mogła przeżyć kolejne dwa tygodnie. Zgodnie z poleceniem Bhagawana, wstawiono do jej sali dwa dodatkowe łóżka. Wyglądało na to, że Swami osobiście wszystkim się zajął. Po siedmiogodzinnej operacji guz usunięto. Gdy tata i brat dowiedzieli się, że Swami pragnie odwiedzić mamę w Whitefield, powiadomili Go, że mama zostanie wypisana ze szpitala 19 stycznia oraz, że zamierza wybrać się na darszan. Znalazłszy się przed Swamim, natychmiast powiedziała: „Swami, sparaliżowane ręce są bezużyteczne. Na co mi one, skoro nie mogą Ci służyć? Chcę dla Ciebie gotować. Ale czy mogę?” Swami, ogromnie poruszony jej słowami, odparł: „Poczujesz się dobrze” i odesłał ją do domu. Po powrocie do Madrasu żyła jeszcze przez czternaście miesięcy. Swami zajmował się nią wtedy tak serdecznie, że sama myśl o tym dodaje mi sił. Gdy odeszła, dowiedzieliśmy się, że na długo przed tym powiadomił lekarzy i pielęgniarki, ile jej pozostało czasu. Utrzymywał ją przy życiu tylko dlatego, żebyśmy poczuli się lepiej!

Radio Sai: Był to czas wielkiej łaski...

Sumana Murali: Tak, był to czas wielkiej łaski. Przygotował nas na każdą ewentualność. Byliśmy jak dobrze naoliwione maszyny. Tak przywykliśmy do choroby mamy, że kiedy tata przekazał nam wiadomość o pogorszeniu jej stanu, wyruszyliśmy ze Stanów z biletami powrotnymi w ręku.

Radio Sai: Tak bardzo pogodziliście się z tą myślą?

Sumana Murali: Byliśmy spokojni i praktyczni, jak duchowość w akcji. Swami zmniejszył nasz ból. Ten okres, gdy była jeszcze z nami, potraktowaliśmy jako okazję do służenia jej i zaspakajania jej potrzeb, bez stawiania siebie na pierwszym miejscu. Myślę, że podtrzymywała ją przy życiu wiara w Swamiego. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że chociaż od pierwszego stycznia – to znaczy od wizyty u Swamiego w Yajur Mandirze – przeszła trzy krwotoki, to jednak pozostała przy życiu przez następne czternaście miesięcy?

Radio Sai: Jaka była najważniejsza lekcja, którą z tego wyniosłaś?

Sumana Murali: Nauczyłam się, że im goręcej się modlę, tym pewniejsza staje się odpowiedź Swamiego. Niewątpliwie Swami reagował na wiarę mamy. Do tego stopnia byliśmy gotowi na wszystko, że nawet w dniu jej odejścia w naszym domu grało Radio Sai. Słuchaliśmy bhadżanów i dyskursów. Czuliśmy się jak w świątyni. Traktujemy takie zdarzenia jak „tragedię życiową”, ale Swami nazywa je „przepływającymi chmurami”.

Radio Sai: Pozwoliłaś im przepłynąć?

Sumana Murali: Mamy tu do czynienia z naukami Swamiego, to znaczy, z nieprzywiązaniem. Prawdopodobnie dlatego Swami nalega na duchowość, a nie na religię i rytuały. Nauczył nas, że nie chodzi o Jezusa, Buddę czy Ganeszę, gdyż istnieje wyższa potęga, której powinniśmy się poddać, przyznając z pokorą, że nie jesteśmy pępkiem świata. Kiedy osiągamy ten poziom, nieprzywiązanie przestaje sprawiać nam trudność.

Radio Sai: Jestem przekonany, że dzięki temu możesz rozmawiać o tym z nami.

Sumana Murali: Tak, dzisiaj mija rok od odejścia mamy. Mam nadzieję, że dzieląc się osobistymi doświadczeniami, przekazuję nadzieję i odwagę ludziom przeżywającym podobną fazę życia.

Radio Sai: Czy twój brat ożenił się zgodnie z życzeniem Swamiego?

Sumana Murali: Tak, w lutym 2008 r. Wtedy ponownie doświadczyłam wszechobecności Swamiego. Ślub brata wyznaczono na ósmego lutego, czyli na ten sam dzień, w którym dziesiątki lat temu Swami przyszedł do naszego domu i udzielił rodzicom duchowych zaślubin.

Radio Sai: Swami utrwalił tę tradycję.

Sumana Murali: Tak. Postanowiliśmy, że jeszcze tego samego wieczoru, po zakończeniu uroczystości ślubnych, pojedziemy Go odwiedzić – brat ze swoją młodą żoną, mój mąż, mój syn i ja. Oczywiście, rodzice nie mogli się z nami wybrać. Wszystko było ustalone, zarezerwowaliśmy bilety na samolot. Gdy na lotnisku w Madrasie czekaliśmy na prześwietlenie bagaży, brat odebrał telefon. Natychmiast po skończeniu rozmowy poprosił nas o wyjście z kolejki i podejście do niego. Odmówiłam, mówiąc, że kolejka jest długa na kilometr i jeśli z niej wyjdę, będę musiała ponownie stanąć na końcu. Brat jednak nalegał. Twierdził, że dostał telefon z Puttaparthi i że z pewnością to zauważyłam. Kiedy go usłuchaliśmy, rzekł: „Otrzymałem informację, że Swami powiedział: „Ci ludzie jadą zobaczyć się ze Mną. Są na lotnisku i stoją w kolejce, czekając na prześwietlenie bagaży. Nawet gdyby już je prześwietlono, niech je odbiorą i wrócą do domu. Swami nie życzy sobie tej podroży.”

  Ponieważ mój brat ma skłonność do żartów, w pierwszej chwili pomyślałam, że się wygłupia. Oznajmił nam jednak, że jest jak najbardziej poważny i naprawdę dostał wiadomość z Puttaparthi. Wytrącił nam tym dalsze argumenty. Wiedzieliśmy o wszechwiedzy Swamiego, ale wtedy odnieśliśmy wrażenie, że nad naszymi głowami zainstalowano dodatkowe kamery, przez które Swami obserwuje każdy nasz ruch. Przeżywając tę chwilę, nie mogłam uwolnić się od drżenia kolan.

Radio Sai: Coś w rodzaju kosmicznego skanera?

Sumana Murali: Stan naszej mamy był bardzo poważny. Dlatego nie układaliśmy żadnych planów poza planami weselnymi. Nikt nie wiedział o naszej wyprawie do Puttaparthi. Wiadomość od Swamiego zaszokowała nas. Gdy pojęliśmy, że Swami sprzeciwia się tej podróży, wezwaliśmy kierowcę i wróciliśmy do domu. Oczywiście, niektórzy krewni, nie związani tak mocno z Babą jak my, uznali nas za głupców zmieniających wciąż plany i tracących mnóstwo pieniędzy na bilety lotnicze.

Radio Sai: Swami naprawdę opiekuje się twoją rodziną. Wasze doświadczenia są niezwykle!

Sumana Murali: W miesiąc po tym wydarzeniu moje rodzeństwo ponownie doświadczyło wszechobecności Swamiego. Jak wspomniałam, mama została wypisana ze szpitala w Whitefield dziewiętnastego stycznia i wróciła do Madrasu z błogosławieństwem Bhagawana. Tata, zajęty w biurze Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai, był proszony o kierowanie różnymi pracami. Pewnego dnia, gdy wyszedł z domu, mama poczuła się gorzej. Brat powiedział, żeby była spokojna, ponieważ jest z nami Swami. Wtedy mama dostała jakiegoś ataku – brat myślał, że to epilepsja. Nie wiedział, co robić. Gdy próbował jej pomóc, otrzymał z Puttaparthi wiadomość od Swamiego. Przekazująca je osoba powtórzyła Jego słowa: „Swami prosi, żeby pan się nie martwił. Mówi, że to nie epilepsja, lecz objaw neurologiczny nazywany drgawkami. Powiedział, że jest z wami i zajmuje się nią.”

Radio Sai: Czy twój brat i siostra uspokoili się po wysłuchaniu tej wiadomości?

Sumana Murali: Gdy mama dostała drgawek, brat jadł pulaw[1]. Swami wiedział nawet o tym i polecił w przesłanej informacji: „Powiedzcie Sai, żeby nie marnował jedzenia i skończył obiad. Ja opiekuję się jego mamą.” Więc brat i siostra posprzątali pokój i urządzili sobie sjestę, spokojni, że Swami ma nad wszystkim pieczę. Przez całą chorobę mamy Swami okazywał nam troskę i miłość. Informował nas, kiedy podać jej glukozę i chemioterapię. Odpowiadał na każdą naszą modlitwę.

Radio Sai: Wspomniałaś wcześniej, że słuchaliście Radia Sai, nawet w dniu odejścia mamy. Czy Swami wam to doradził?

Sumana Murali: Gdy mama była chora, Swami nieustannie przypominał nam o powtarzaniu imienia Boga. Powiedział mojemu ojcu i bratu: „Szepczcie jej do ucha imię Swamiego. Czy macie w domu Radio Sai? Skoro tak, niech przez cały czas słucha głosu Swamiego, a wszystko ułoży się lepiej.” Nie przesadzę mówiąc, że w kuchni jest jedno radio, a w sypialni drugie. Grały przez całą dobę, tylko czasem je przyciszaliśmy. O ile wiem, przez ostatnie trzy lata nie zostało ani razu wyłączone. Ogromnie zmieniło atmosferę domu. Ciągłe słuchanie głosu Swamiego i bhadżanów przypomina satsang, transformujący energię w całym pomieszczeniu.

Radio Sai: Czy tak odbierała to twoja mama?

Sumana Murali: Ogarniał nas ponury nastrój i rozpacz. To normalne w takich okolicznościach. Rodzina wpada w depresję, gdy zbliża się śmierć kogoś bliskiego. Zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego Swami jej nie uleczył, dlaczego nie usunął z jej ciała nowotworu. Dopiero później uświadomiliśmy sobie wielkie znaczenie Radia Sai. Pomagało nam odsuwać myśli od bieżących problemów i kierować je ku Bogu, a wtedy sprawy traciły swój dramatyzm. Można było zebrać siły przed kolejnym, czekającym na nas wyzwaniem. Dzięki Radiu Sai nieustannie słuchaliśmy głosu Swamiego. Jeszcze piękniejszy i bardziej tajemniczy był fakt, że gdy rodziło się w nas pytanie, otrzymywaliśmy odpowiedź w nadawanym w radiu dyskursie. Mieliśmy wrażenie, że Swami kieruje ten dyskurs do nas, że przeznaczył go wyłącznie dla nas!

Radio Sai: Jestem pewien, że pod tym wyznaniem podpisałoby się mnóstwo słuchaczy. Wydaje się, że dyskursy przynoszą odpowiedź na problemy zajmujące wyłącznie nas.

Sumana Murali: Dlatego nieustannie powtarzam, że nie musimy przebywać fizycznie w pobliżu Swamiego, zwłaszcza teraz. Pozwól, że podzielę się z tobą pewnym osobistym doświadczeniem. Swami zawsze powtarza: „Zanim coś zrobisz, pomyśl o Mnie. Wtedy odniesiesz sukces.” Sprawdziło się to na mnie miesiąc temu. To nic wielkiego, ale wyjaśnia mój punkt widzenia. Kończąc przygotowywać posiłek, śpiewam zwykle „Brahmarpanam”. Wtedy o tym zapomniałam. Musiałam odebrać telefon i byłam bardzo zajęta. Postawiłam pokarm na stole i zaczęliśmy jeść. I nagle sobie przypomniałam! Jednocześnie zauważyłam, że radio gra bardzo cicho. Wyciągnęłam rękę, żeby ustawić je głośniej. Nikogo pewnie teraz nie zdziwi jeśli powiem, że Radio Sai nadawało dyskurs, w którym Swami recytował „Brahmarpanam” – od początku do końca!

Radio Sai: Tajemnicza zbieżność w czasie.

Sumana Murali: Mój mąż uznał to za niezwykły zbieg okoliczności. Nie wierzę w zbiegi okoliczności. Gdy nastawiłam głośniej radio, Swami powtarzał: „Brahmarpanam Brahma Hawir Brahmagnau...”. Powtarzałam sobie: „Ok, za chwile przerwie, za chwilę przerwie. Daje nam tylko przykład. Daje nam tylko przykład.” Wyobraź sobie mój stan, gdy wyrecytował hymn w całości! To nie było wielkie wydarzenie. Miało jednak znaczenie i wzruszyło mnie.

Radio Sai: Sugeruję, że obecność Radia Sai pomogła ci przyciągnąć energię synchronizacji.

Sumana Murali: Tak właśnie było. Odczuwamy obecność Swamiego we wszystkim co robimy. Pamiętamy o Nim przez cały czas. Przyglądając się mojemu życiu i uświadamiając sobie, jak blisko Niego byłam fizycznie, a jak daleko jestem teraz, doceniam wszystko, co wówczas od Niego dostałam. To baza, którą zbudował. Dziękuję Mu za to i pamiętam o Nim, nawet gdy robię coś nieistotnego. To zawsze działa. Za każdym razem przypomina mi się chwila gdy mi tłumaczył, że nie potrzebuję już medalionu, ponieważ będzie przy mnie, gdy tylko o Nim pomyślę.

Radio Sai: Chciałbym na chwilę cofnąć zegar i przenieść cię w czasy, gdy jako pięciolatka wstąpiłaś do szkoły Swamiego. Przypuszczam, że miałaś opinię beksy, bo tak bardzo tęskniłaś za rodzicami.

Sumana Murali: Tak, sprawiałam kłopoty.

Radio Sai: W jaki sposób Swami i szkoła pomogli ci pokonać tęsknotę za domem? Jak sobie z tym poradziłaś?

Sumana Murali: Jako pięciolatka nie rozumiałam, jakie to niezwykłe, że uczęszczam do szkoły Swamiego i jestem blisko Niego. Dla mnie liczyli się tylko rodzice. Chciałam po prostu do nich wrócić. Decyzję o wysłaniu mnie tutaj podjął dziadek wraz zojcem, po uzyskaniu zgody Bhagawana. Pierwszy rok w szkole był trudny. Chciałam wrócić do domu, chociaż z czasem coraz lepiej się w niej adaptowałam. Swami był pełen miłości i dobroci. Dobrze pamiętam jak siedziałam kiedyś w ostatnim rzędzie na darszanie i płakałam. Czułam się bardzo nieszczęśliwa. Swami wyszedł z mandiru i skierował się prosto w moją stronę. Przeszedł pomiędzy grupą studentów, odsuwających się, aby Go przepuścić i sięgnął palcem wskazującym za mój kołnierzyk. Wyciągnął stamtąd dwa medaliony, pokazał mi je i zapytał: „Dlaczego płaczesz? Kto ci to dał?” Odparłam: „Swami, Ty mi to dałeś.” Pogłaskał mnie i poprosił: „Nie płacz. Twoja mama będzie tu w sobotę. Przyjedzie się z tobą zobaczyć.” Potem wytarł mi łzy, włożył medaliony za kołnierzyk i odszedł.

   Innym razem nie poszłam na darszan, bo byłam chora i miałam wysoką temperaturę. Swami zauważył moją nieobecność. Zapytał opiekunkę, co jadłam. Gdy odrzekła, że nie pamięta, polecił jej: „Ugotuj rasam i daj jej[2]. Będzie zdrowa.” Rasam zostało ugotowane specjalnie dla mnie. Zjadłam je i następnego dnia choroba znikła. Swami nie musiał robić tego dla samotnej pięciolatki, jednej wśród tylu uczennic. Ale taki jest Swami. Jest Matką Sai dla wszystkich dzieci. Zwykł mówić: „Jestem za was odpowiedzialny. Jestem tu, żeby się wami opiekować. Należycie do Mnie.”

Radio Sai: Które wspomnienia ze szkoły zachowałaś do dzisiaj?

Sumana Murali: Gdy uzyskałam licencjat na uniwersytecie w Ananthapur i mieliśmy wyjeżdżać, Swami zaprosił nas na interview i powiedział: „Gdziekolwiek się udacie, będę tam z wami. Zaopiekuję się waszym życiem.” To wielka prawda, robi to do tej pory. Powiedział także: „Swami nigdy nie prosi o gurudakszinę[3]. Ale dzisiaj was o nią poproszę. Gdziekolwiek będziecie, żyjcie tak, żeby ludzie patrząc na was mówili, że Swami doskonale was wychował! Teściowa wam tego nie powie, nawet jeśli tak pomyśli. Skoro jednak w jej głowie powstanie taka myśl, Swami się o tym dowie. A gdy inni ludzie będą na was patrzeć i mówić, że zostałyście dobrze wychowane przez Swamiego i doskonale uosabiacie Jego Wartości – to będzie gurudakszina, którą mi zapłacicie.”


[1] pulaw - ryż z ziołami, oliwą i orzechami nerkowca

[2] rasam – ostro przyprawiona zupa warzywna

[3] guru dakszina – ofiara złożona nauczycielowi duchowemu w podziękowaniu za otrzymane wykształcenie

 

1993 - Sumana z przodu, w przebraniu świętego, podczas Dnia Sportu na stadionie.


      To niewiarygodne ile czasu poświęca Swami na pracę z dziećmi. Przegląda karty zgłoszeń, przysłuchuje się ich słowom szeptanym Mu do uszu i ma nadzieję, że wyruszą w świat szerzyć Jego przesłanie. Dlatego tak ważne jest łączenie Jego wezwania do miłości, zrozumienia i pokoju z naszą codzienną egzystencją i przejawianie ich w czynach.

Radio Sai: Zajmujesz się zagadnieniami kształcenia. Powiedz jak integrujesz w pracy światopogląd i nauki wyniesione ze szkoły i uniwersytetu Sai. Swami zawsze bardzo podkreśla rolę nauczycieli, uważając, że stanowią pozytywny czynnik zmian społecznych i reform.

Sumana Murali: Doszłam do wniosku, że dla niektórych osób wykonujących ten zawód, pierwszą wskazówką otrzymaną od Swamiego jest dawanie dobrego przykładu. Dzieci nie ogarniają tego, co mówisz, natomiast widzą to, co robisz – jak postępujesz, w jaki sposób siadasz, stoisz i rozmawiasz. Absorbują to szybko i zaczynają cię naśladować. Dlatego musimy zawsze pamiętać, że dzieci nas obserwują. Jesteśmy dla nich przykładem.

Radio Sai: Nic więcej?

Sumana Murali: Często myślę o słowach Swamiego. Swami nalega na wykonywanie obowiązków przypisanych do etapu życia. Na przykład, najważniejszym obowiązkiem dziecka uczęszczającego do koledżu jest nauka. Wszystko inne zajmuje dalsze miejsce. Dla mnie, jako nauczycielki, najważniejszym obowiązkiem jest zajmowanie się dziećmi. Reszta jest mniej ważna. Wiem, że nigdzie na świecie nauczyciele nie zarabiają dobrze. Lecz gdyby nauczyciele uganiali się tylko za pieniędzmi, to nikt by nie chciał uczyć. Naszym obowiązkiem wobec społeczeństwa jest takie kształtowanie dzieci, żeby zostały przywódcami grup i narodu. Staram się im wpoić nauki Swamiego. Nieustannie im przypominam, żeby wykonywały swoje obowiązki i nie przejmowały się opinią i uwagami innych. Powtarzam im tę zasadę przy zwykłych, codziennych okazjach.

Radio Sai: Czy możesz nam podać praktyczny sposób komunikowania się z dziećmi?

Sumana Murali: Powiedzmy, że dzieci otwierają pojemniki z obiadem. W jednym jest danie hinduskie, w drugim chińskie. Jakieś dziecko nie lubi warzyw i widząc je u kolegi, woła ‘fu!’. Mówię wtedy: „Niczym się nie przejmujcie. Postarajcie się wszystko zjeść. I nie mówcie ‘fu” na dania kolegów. Wszystko w porządku, im to smakuje, szanujcie to. Sami byście nie chcieli, żeby mówiono coś złego o waszym obiedzie, więc nie postępujcie w ten sposób. Dbajcie o poczucie równości. Hej! Co tam masz? Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Powiesz mi, jak to się nazywa? Mogę odrobinę spróbować?” Staram się zmienić energię negatywną na pozytywną i chcę nauczyć tego dzieci. Rodzice zwykle korzystają z tych sposobów, gdy ich pociechy skarżą się na rodzeństwo: „to on to zrobił, to ona to zrobiła, powiedział do mnie, powiedziała do mnie.” Schodzę na poziom dziecka, patrzę mu w oczy i mówię: „Twierdzisz, że cię uderzyła?.” „Tak, uderzyła mnie.” „Więc jeśli cię jeszcze raz uderzy, powiedz jej, żeby tak nie robiła, bo ty tego nie lubisz.”

Radio Sai: Każesz im wyjaśniać, co czują i brać za to odpowiedzialność?

Sumana Murali: Tak, każę im bardzo jasno wyjaśniać, że nie lubią być bici. Tłumaczę im, że narzekanie niczego nie rozwiąże. Więc odwracam dziecko fizycznie i mówię: „Spójrz na nią i powiedz: ‘Nie bij mnie, bo tego nie lubię.’” Wtedy to drugie dziecko mówi: „Dobrze”. To takie proste.

Radio Sai: To znaczy, uczysz ich jak się bronić?

Sumana Murali: Dokładnie! Zwykle mówimy: „Dlaczego ją uderzyłeś? Dlaczego... dlaczego... dlaczego. A potem wszystko wymyka się nam spod kontroli. Uważam, że nauczyciel powinien opiekować się dziećmi w sposób holistyczny. Nieważne czy dziecko nauczyło się alfabetu, ani czy rozporządza do tego odpowiednimi zdolnościami intelektualnymi i manualnymi. Nie chodzi o to, żeby poklepać je po ramieniu i powiedzieć: „radź sobie sam, kochaneczku”! Trzeba również brać pod uwagę sposób w jaki dziecko porozumiewa się z rodzicami i z resztą domowników. Trzeba uwzględnić całą jego istotę – zewnętrzną i wewnętrzną, emocjonalną i społeczną, wszystkie razem. Gdy dziecko czuje, że się o nie troszczysz, głęboko się do ciebie przywiązuje. Zostajesz partnerem rodziców rozwijającego się dziecka

Radio Sai: Postępujesz zgodnie z koncepcją Educare.

Sumana Murali: Tak, odkrywam jedność i pozytywną aurę otoczenia. Dziecko wie, że nauczyciel i rodzicie posługują się tym samym kodem. Nie próbuje więc żadnych sztuczek. Filozofia Swamiego jest nadzwyczaj prosta i doskonale sprawdza się w życiu. Komplikujemy ją, nie rozumiejąc jak ważne jest rozbudzanie ukrytych w dzieciach zdolności.

Radio Sai: Praktykujesz Educare, więc to logiczne, że ludzie odpowiadają pozytywnie. Czy dostrzegasz w Stanach jakiś rodzaj braterstwa w nauczaniu, otwartości na wykształcenie oparte na Wartościach, chęć poznania systemu uznającego, że każde dziecko jest z natury dobre i posiada wrodzone zalety, a naszym zadaniem jest zapewnić mu jedynie warunki do przejawienia tego wszystkiego?

Sumana Murali: Są w tej chwili na etapie przyglądania się, z pewną dozą lęku, przedstawianym im pełnym programom i propozycjom. Nie można liczyć, że natychmiast je zaakceptują. Więc je zawężamy, powiedzmy do jednej klasy. Gdy zauważają różnicę, przychodzą zapytać, jak to zrobiliśmy! W ten sposób zdobywamy ich zaufanie. Potrzeba nam więcej nauczycieli znających i praktykujących program Educare oraz inicjujących na tyle znaczące zmiany, żeby ludzie byli skłonni je zaakceptować.

Radio Sai: Czy zwracają się do ciebie widząc zmiany w klasie, twój bliski związek z rodzicami oraz sposób w jaki rozbudzasz w nich poczucie wspólnoty?

Sumana Murali: Tak było, dopóki nie zrezygnowałam z tego zajęcia z powodów osobistych. W tej chwili nie pracuję. Ale byłam świadkiem narodzin i akceptacji poczucia wspólnoty, nawet za strony nauczycieli. Lubiano mnie, bez trudu radziłam sobie z problemami, miałam wielką ideę, byłam w dobrych stosunkach z każdym, postępowałam jak profesjonalistka i doskonale wpływałam na uczniów. Rodzice stawali się bardziej odpowiedzialni i zaczynali pytać, czy zajmę się ich dziećmi w przyszłym roku. Wiedziałam, że znalazłam się na dobrej drodze. Jestem absolutnie przekonana, że za jakiś czas Educare będzie powszechnie akceptowanym standardem edukacji, ponieważ ludzie odpowiadają na miłość, bez względu na to kim jesteśmy.

Radio Sai: A skoro pomysł pochodzi od Swamiego, otrzymujemy dodatkowe punkty.

Sumana Murali: On nas inspiruje. Więc nieustannie o Nim myślimy, robimy to, czego On się po nas spodziewa i zauważamy, jak inni pozytywnie na to reagują. Niedawno mówiłam tacie, że kiedy dziękujemy ludziom ze służby sewadal, na ich twarzach pojawia się uśmiech od ucha do ucha, jak gdyby nie słyszeli tych słów zbyt często! Weźmy na przykład tę panią, która podaje mleko w stołówce. Jeśli powiesz do niej: „Dziękuję, ciociu”, ogarnie ją radość. Jest także ta bardzo gniewna sewaczka, która nie wygląda na szczęśliwą i sprawia wrażenie, że tylko czeka, żeby cię dostać w swoje szpony. Ale kiedy na nią spojrzysz i powiesz „Sai Ram”, natychmiast się do ciebie uśmiecha. Tak, wszyscy odpowiadają na miłość. Zapoczątkowana przez Swamiego koncepcja podbicia świata przez miłość, przez potop miłości... jest odporna na niepowodzenia. Czasami to niełatwe, ale zawsze się sprawdza.

Radio Sai: Jeśli naprawdę się starasz, nie jest to takie trudne. Przeszkadzają nam tylko pewne przyzwyczajenia. Kiedy się ich pozbywamy, nawet osoba w najgorszym nastroju odpowiada pozytywnie i natychmiast się wycisza.

Sumana Murali: Dokładnie tak. Myślę, że w świecie ludzi dorosłych istnieje dużo więcej wyzwań. Z dziećmi jest inaczej. Mogę mieć bardzo zły ranek, ale gdy znajdę się w pokoju pełnym podskakujących dzieci, natychmiast zaczynam weselej patrzeć na świat. Gdybym w takim nastroju weszła do biura, wszyscy by od razu poznali, co się ze mną dzieje. Z dorosłymi jest to trudniejsze, ale nie niemożliwe.

Radio Sai: Powiedziałaś, że Swami jest głową twojej rodziny oraz kosmicznym skanerem, z radarem skierowanym zawsze w waszą stronę. Wie, kiedy na lotnisku sprawdzają wasz bagaż i kiedy twój brat chce przerwać obiad, żeby opiekować się mamą. Jak odnosisz się teraz do Swamiego, gdy już się uwolniłaś od zależności fizycznej, gdy wyzbyłaś się otrzymanych od Niego rzeczy dotykalnych i próbujesz Go w siebie wchłonąć? Innymi słowy, kim jest teraz dla ciebie Śri Sathya Sai Baba?

Sumana Murali: To trudne pytanie. Dużo o Nim rozmyślałam i za każdym razem dochodziłam do wniosku, że Swami jest dla mnie wszystkim. Swami mówi: „O czymkolwiek pomyślisz, otrzymasz to ode Mnie.” Jeśli myślisz, że jest twoją matką, odpowie ci jak matka. Jeśli uważasz Go za ojca, odpowie ci jak ojciec. Z tej perspektywy jest dla mnie wszystkim. Mając Swamiego, mam wszystko. Po prostu jest wszystkim. Nie muszę Go szukać.

Radio Sai: Czy możesz podzielić się ze słuchaczami czymś, co mogliby odnieść również do siebie?

Sumana Murali: Gdy dwa lat temu Swami odwiedził nas w domu, mój brat powiedział do Niego: „Swami, za każdym razem gdy idę pomodlić się do świątyni, widzę jedynie Ciebie, bez względu na to, komu poświęcono świątynię – Wisznu, Śiwie czy Ganeszy. Modlę się tylko do Ciebie.” Swami mu odpowiedział: „Nie ma dwóch Bogów. Bóg jest tylko jeden.” Wtedy odezwał się mój ojciec: „Swami, każda rodzina posiada swoje rodzinne bóstwo, w zależności od tego z jakiej wioski pochodzą jej dziadowie i pradziadowie. Dla nas, Ty jesteś naszym rodzinnym bóstwem.” Wówczas Swami zwrócił się do mojego brata i rzekł: „Tak, jestem waszym rodzinnym bóstwem.” Rozradowany potwierdzeniem Swamiego, ojciec zwrócił się do brata: „Teraz, skoro wolno ci uważać Swamiego za rodzinne bóstwo, uznaj Go również za swojego mentora.”

Swami powiedział: "Jestem Waszym rodzinnym bóstwem". Rodzina Sumany od czterech pokoleń jest wierna naukom Sai.

 

Swami jest naprawdę naszym rodzinnym bóstwem. Zwracam się do Niego i szukam Go nawet w chwilach, gdy mam ochotę ponarzekać. Daję upust wszystkim swoim uczuciom.

Radio Sai: Demonstrujesz Swamiemu swoje uczucia?

Sumana Murali: Swobodnie! Przede wszystkim, jest moim ojcem i matką. Czy nie postąpiłabym tak samo wobec moich biologicznych rodziców? Wielokrotnie staję przed Swamim i proszę Go, żeby nie podsuwał mi testu na dobrą wyznawczynię, ponieważ go nie zdam. Przypominam Mu, że wciąż jeszcze jestem bardzo ludzka i zdolna do popełniania wszelkich błędów. Nie muszę mówić, że Swami kieruje nami jak ojciec. Jest wszystkim. Sai Ram.

z H2H tłum. J.C.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.