Porywające, wzbudzające tęsknotę doświadczenia przebywania w obecności Sai – część 1.    -      Brahmananda Panda

 Pan Brahmananda Panda był wybitnym parlamentarzystą z Orissy[1]. W latach 1968-78 zasiadał w Parlamencie w New Delhi. Niegdyś ateista, w 1966 r. został gorącym wielbicielem Boga, przyciągnięty do Sai w tajemniczych okolicznościach. Od tamtej pory wielokrotnie przebywał w obecności Pana i stał się w Jego rękach cennym instrumentem. 

Przez kilka lat pełnił funkcję stanowego koordynatora sekcji służebnej Organizacji Śri Sathya Sai w Orissie. Był wspaniałym pisarzem i mówcą. Odszedł w 1996 r.

       Przedstawiamy Wam fragment jego książki „Raso Vai Shah” – „Słodycz, jaką jest jedynie Bóg”.

    Czy mógłbym kiedykolwiek zapomnieć te bezcenne, szczęśliwe chwile, spędzone w towarzystwie Pana?

Zanurzony w boskiej miłości 

   Był rok 1976. Odwiedziłem Puttaparthi podczas Guru Purnima i wziąłem udział w spotkaniu indyjskich koordynatorów stanowych. Guru Purnima wypadało 11-go czerwca, a ja przyjechałem do Prasanthi Nilayam 10-go po południu. Tego wieczoru o 17:00, gdy dr Bhagavantam przewodniczył spotkaniu koordynatorów i trwała dyskusja, do sali wszedł Bhagawan i pobłogosławił nas. Następnego dnia uroczyście otworzył i pobłogosławił szkołę średnią im. Iśwarammy oraz Sai Nagar, osiedle dla haridżan[2], wybudowane przez Śri Sathya Sai Central Trust. Baba osobiście wręczył każdej rodzinie ubrania i niezbędne przybory.

  Dwunastego czerwca Baba pozwolił mi na padanamaskar, a 13-tego stworzył dla mnie wibuthi. Za każdym razem gdy Pan zwracał na mnie uwagę, byłem w siódmym niebie. „O co więcej mógłbym prosić?”, myślałem sobie. Więc kiedy w chwilę później Baba wezwał mnie do mandiru, nie miałem pojęcia, że czeka tam na mnie puchar boskiej łaski! Gdy wszedłem do środka, Swami zapytał kiedy wyjeżdżam. Odrzekłem: „Panie, kiedy mi na to pozwolisz.”

   „Jedźmy do Brindawanu. Stamtąd wrócisz do Delhi. Wyruszam jutro wczesnym rankiem. Pojedziesz ze Mną.” „Tak, Panie”, odpowiedziałem uszczęśliwiony. Baba obdarzył mnie padanamaskarem i wyszedłem. Serce rozpierała mi radość. Tego wieczora odwiedził mnie pan Kutumba Rao i polecił, żebym przygotował sobie ubranie na trzy dni i był przed mandirem zaraz po suprabhatam.

Mieszanka ekstazy i obaw 

   Mój umysł był w stanie nieopisanej radości i obaw. Poprzedniej nocy ani na chwilę nie zmrużyłem oczu z powodu wysokiego ciśnienia. Tej nocy ogarnęła mnie senność i martwiłem się, nie obudzę się o 3:00. Gdybym się spóźnił, samochód Baby nie czekałby na mnie ani sekundy. Któż mógłby obudzić mnie o 3:00? Pozostał tylko jeden sposób wyrwania się z tych kłopotów – nie spać całą noc. Wiedząc, że w pokoju ryzykuję zaśnięcie, postanowiłem spacerować po korytarzu! Dzięki temu następnego ranka, gdy w sali modlitewnej rozpoczął się omkar, stałem przed świątynią z mała walizką w ręku. Miałem świeży umysł, ale z wyczerpania bardzo piekły mnie oczy. W chłodnym porannym wietrze czułem, że chętnie położyłbym się gdziekolwiek i zasnął jak zabity.

   Baba wyszedł po omkarze i przez minutę lub dwie stał w półmroku werandy. W spokojnym i miękkim świetle poranka promieniował łagodną, niebiańską aurą. Wzbudzał podziw i inspirował. Moje serce wypełniła miłość i modlitwa.

   Baba zajął w aucie tylne miejsce. Usiadłem obok Niego, mając z drugiej strony dr Bhagavantama. Przednie siedzenie zajął pan Chakravarthy, zarządca okręgu Anantapur (a obecnie sekretarz aśramu Prasanthi Nilayam). Ruszyliśmy.

Nieziemska odyseja  

    Czy potrafię dobrze opisać, co czułem w tych chwilach, gdzie czas się zatrzymał? Nawet gdyby pojawiło się przede mną samo bóstwo snu i ofiarowało mi wszystkie skarby nieba za chwilę odpoczynku, odmówiłbym bez wahania. Obok mnie siedział Ten, dla Którego człowiek spędza w wyrzeczeniu życie po życiu! Im mocniej obawiałem się Go dotknąć, tym częściej Swami ocierał się o mnie! Czasami, pod pozorem, że chce powiedzieć coś dr Bhagavantamowi, tak bardzo się pochylał, że moja twarz zanurzała się w Jego włosach! Emanujący z Niego delikatny aromat zawstydziłby nawet płatki róż. Oddychanie nim budziło we mnie uczucie radości. Około 7:00 rano nasze auto trafiło na objazd i zatrzymało się obok przydrożnej dżungli. Towarzyszący nam samochód zaparkował obok. Śniadanie zjedliśmy na zewnątrz. Chleb, bułeczki ryżowe, ryż z sosem curry z dodatkiem owoców i ostry sos korzenny, a na koniec ogromna butla kawy. Baba zjadł tylko troszkę, ale nas karmił tak długo, aż mieliśmy pełne brzuchy. Potem, gdy podjęliśmy podróż, mówił zarówno o duchowości jak i o ziemskich sprawach. Podkreślał konieczność głębokiej wiary w Boga, bo tylko On może nam przynieść spokój i radość. Co jakiś czas skłaniał nas do śmiechu Swoimi niepowtarzalnymi żartami.

Ukochany, wszechwiedzący Pan 

   Do Brindawanu dotarliśmy o 8:00. Baba udał się na górę do Swojego pokoju, podczas gdy reszta z nas pozostała na dole. Gości obsługiwali studenci z koledżu Baby. Gdy się odświeżyłem, czekał na mnie chłopiec z filiżanką kawy. Rzekł do mnie: „Musi pan być zmęczony. Przygotowałem łóżko. Może pan odpocząć.” To była rozkosz dla uszu! Zmuszałem się do otwierania oczu. Gdy tylko się położyłem, natychmiast zasnąłem. Spałem tak mocno, że nawet nie słyszałem wezwania na obiad. Dowiedziałem się później, że Baba zabronił mnie budzić. „Nie spał przez dwie noce. Nie budźcie go. Pozwólcie mu spać” Obudziłem się o czwartej po południu i dostałem zaproszenie na kawę.

   Podszedłem do Swamiego. Zapytał mnie: „Co, dobrze się wyspałeś?” Odrzekłem: „Panie, nie spałem tak dobrze od wielu dni”. Baba stwierdził: „Jednej nocy nie spałeś z powodu podwyższonego ciśnienia. Mój samochód powstrzymał cię od spania w następną noc. Więc nie budziłem cię aż do obiadu.” Co za objawienie Jego bezgranicznego współczucia!

   Po obiedzie i kawie zszedłem na dół. Tego samego wieczoru Baba uroczyście otworzył nowy akademik. Zjedliśmy tam z Nim kolację.

Obiad i radość w boskim towarzystwie

    Gdy 15 czerwca wstałem z łóżka, czekała już na mnie przygotowana przez chłopca kawa. Nie było jeszcze szóstej. Wezwanie na śniadanie przyszło o 8:00. Studenci obsługiwali Swamiego i Jego gości. Baba prawdopodobnie zjadł tylko ryżową bułkę i jogurt z warzywami. Dr Bhagavantam również przełknął zaledwie kilka kęsów. Ale pan Chakravarthy, swami[3] Karunyananda i ja nie pominęliśmy niczego! Baba siedział obok nas. Chwaląc umiejętności kucharza, z macierzyńską troską zachęcał nas do jedzenia! Wspomnienie smaku sambaru[4] i ostrego sosu korzennego towarzyszy mi przez te wszystkie lata. O 9:00 Baba wyszedł, aby dać darszan wielbicielom siedzącym w sali bhadżanowej. Potem zaprosił kilka osób na interview, przyjął arathi i udał się do Siebie.

  Zobaczyliśmy Go ponownie na obiedzie o 13:00. Siedział przy specjalnym stole, a my przy innym. Podano ryż w sosie curry. Swami zjadł zaledwie kilka kęsów. Potem namawiał nas, żebyśmy zjedli więcej, zupełnie jak matka. Wskazał na curry i rzekł: „Zjedz. Przysłała to Rajmata.” Do tego czasu zdążyłem już wziąć dokładkę. Swami zapytał, jak smakuje mi ta potrawa. Odrzekłem: „Smakuje jak curry z rybą.” [Autor, zanim przyszedł do Swamiego, nie był wegetarianinem.] Bhagawan klepnął mnie po plecach i powiedział: „Ha! Skąd ci przyszła do głowy ryba? Uważaj. Powtórzę to Rajamacie.” „Panie, w naszym stanie ryby przygotowuje się na ostro.” Swami roześmiał się i stwierdził: „Smaki zmieniają się w zależności od miejsca. Jestem szczęśliwy, że się najadłeś.”

  Opowiadając to wszystko, pragnąłem ukazać czytelnikowi nieskończoną głębię cudów Awatara. Kiedy Bezimienny i Bezpostaciowy przyjmuje imię i formę i pojawia się wśród nas, schodzi na poziom człowieka w taki sposób, że słodycz Jego miłości wzbudza w naszych sercach niezaspokojone pragnienie. Słodycz Pana wypełnia tęskniące serca nieporównywalną z niczym słodyczą. Pan opiekuje się wyznawcą, obdarza go niezwykłą radością kontaktu ze Sobą i stopniowo uwalnia od pragnień. Kiedy Pan przychodzi do wyznawcy, nie jest już Śiwą – panem Kailasy, ani Wisznu – panem Waikunty, ani nawet Parambrahmą. Należy całkowicie do wyznawcy, jak matka, ojciec, przyjaciel i towarzysz.

         z H2H tłum. J.C.



[1] Orissa – stan na południu Indii

[2] haridżanie – niedotykalni, dawniej w hindi – haridżan – zbiorowa nazwa na różne grupy ludności w indyjskim systemie kastowym. W jej skład wchodzą zarówno osoby należące do najniższych kast, jak i osoby, które w ogóle znajdują się poza kastą. Ich liczebność szacuje się na około 260 mln. Po uzyskaniu niepodległości Mahatma Gandhi próbując zintegrować niedotykalnych z resztą społeczeństwa ukuł na ich określenie termin haridżan ( dosł. „dzieci Boga”).

[3] Swami – w hinduizmie tytuł nadawany duchownym. Pochodzi z sanskrytu i oznacza osobę, która potrafi kontrolować zmysły.

[4] Sambar – danie warzywne oparte na soczewicy

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.