numer 49 - styczeń-luty-marzec 2010 

 Najwyższa Matka... taka słodka, taka droga

   

     Dr T. Ravi Kumar wstąpił najpierw do koledżu Śri Sathya Sai w Brindawanie (Bangalore) jako uczeń kursu dla średnio-zaawansowanych (w 1974 r.) i tam otrzymał licencjat. W 1981 roku, po ukończeniu wydziału chemii i otrzymaniu tytułu magistra, wykładał w koledżu Bhagawana. W 1990r. uzyskał tytuł doktora chemii na Uniwersytecie Śri Sathya Sai. Obecnie jest w nim zatrudniony. Ponadto okazał się utalentowanym mówcą i gorliwym czytelnikiem literatury Śri Sathya Sai. 

      Najsmutniejszy i najszczęśliwszy moment w moim życiu wydarzył się w tym samym dniu – 14 września 1963 r. Miałem wtedy zaledwie cztery i pół roku. Umarła mama. Wieczorem, kiedy zabrano jej ciało do kremacji, mój kuzyn, odrobinę ode mnie starszy, szepnął mi w ucho, że mamę poniosą w procesji. To sprawiło, że poczułem się szczęśliwszy. Wyobraziłem sobie, że będzie to przypominało uroczystość w świątyni. Pojawiające się w mojej małej głowie obrazy pochodów religijnych budziły radość i chęć zabawy. Lecz kiedy kuzyn dodał, że „ona już nie wróci”, pogrążyłem się w smutku i nie dawałem się pocieszyć. Zabrano  mnie więc na drugą stronę ulicy, do domu cioci, żeby mnie czymś zajęła. Ciocia była wielbicielką Swamiego. We frontowym pokoju miała piękną fotografię Baby. Patrząc na nią, zapytałem kto to jest. Odpowiedziała: „To jest Bóg. Módl się do Swamiego, On cię obroni.” Nie zdawałem sobie sprawy, że w chwili gdy moja fizyczna mama odeszła na zawsze, spoczęły na mnie oczy pełnej współczucia Boskiej Matki. Od tamtego momentu moje życie zupełnie się zmieniło. W 1968 r. Swami wyleczył mojego ojca z raka, mówiąc: „Twój rak jest anulowany.” Ojciec przeżył jeszcze 38 lat i umarł jako starzec dwa lata temu! Był aktywny do ostatniej chwili. Moja rodzina i ja byliśmy przekonani, że zostaliśmy przyciągnięci do lotosowych stóp Bhagawana Baby w 1968 r. Lecz słodki Pan skorygował tę pomyłkę! Pewnego dnia, pobłogosławiony okazją przemawiania w obecności Swamiego, opowiedziałem jak znaleźliśmy się pod Jego opieką. Ale wszechwiedzący Pan poprawił mnie mówiąc: „Nie w 1968 r. W 1963. Czy pamiętasz dzień w którym umarła twoja mama? Czy nie zapytałeś na widok Mojej fotografii: ‘Kto to jest, ciociu?’ Od tamtego dnia opiekuję się tobą.”

Przygody nastolatka

Od momentu, gdy otrzymaliśmy wiadomość o chorobie ojca, przeżyliśmy wiele trudnych chwil. Ojciec nie spodziewał się przeżyć. Po powrocie z Puttaparthi odkrył, że wielu jego młodszych kolegów z biura otrzymało awans. To oznaczało, że musi nadrobić stracony czas i okazje. W tym czasie uczęszczałem do szkoły średniej i miałem nienajlepsze towarzystwo. W naszej szkole, na froncie, mieściły się trzy sale kinowe. Wraz z przyjaciółmi spędzałem w nich popołudnia, oglądając filmy i marnotrawiąc czas. Oglądaliśmy tyle filmów, ile jest dni w tygodniu – chodziliśmy nawet na seanse poranne, żeby obejrzeć filmy grane w niedziele – bo były to dni wolne od szkoły!

Od „dobrego chłopca” do „chłopca oddanego Bogu”

Pewnej niedzieli moja rodzina i ja wyruszyliśmy do Brindawanu[1] na darszan Swamiego. Baba zaprosił nas na interview. Wszyscy oczekują tego błogosławieństwa. Żeby się o tym przekonać wystarczy popatrzeć na twarze wybranych wyznawców, zobaczyć ich radość i zrozumieć, ile ono dla nich znaczy. Gdy wchodziliśmy do pokoju interview, byłem niespokojny. W głębi serca czułem panikę zmieszaną z radością, że spotkamy Swamiego. Swami wrócił z darszanu, minął nas i klepiąc mnie po policzku powiedział: „Dobry chłopiec.” Każdy, kto usłyszy taką uwagę, choćby raz w życiu, jest podekscytowany i wzruszony, ponieważ rozumie, że osiągnął cel egzystencji. Uwierzcie mi jednak, że było to nic w porównaniu z tym, co ja poczułem. Miałem ku temu powody. Po pierwsze, Swami „potwierdził”, że jestem dobrym chłopcem i mogłem się teraz tym szczycić. Po drugie, i to było ważniejsze, spadł ze mnie wielki ciężar, ponieważ wyglądało na to, że Swami nie wie, co mam na sumieniu! Gdy tylko ta myśl przeleciała mi przez głowę, Swami spojrzał na mojego ojca i zapytał o towarzyszących mu przyjaciół. Dowiedziawszy się, że zostali na zewnątrz, posłał go po nich. Potem zwrócił się w moją stronę i ze słodkim uśmiecham powiedział raz jeszcze: „Dobry chłopiec”. Przez ułamek sekundy miałem w środku przyjemne uczucie ciepła, dopóki nie usłyszałem: „Dobry chłopiec?” Próbowałem wyglądać jaknajbardziej niewinnie, jak każdy dobry chłopiec, gdy padło następne pytanie: „Gdzie byłeś wczoraj o 2:30 po południu?” Starając się zachować kamienną twarz, odpowiedziałem z pewnością siebie: „Swami, wczoraj była sobota. Powinienem być w klasie...” Swami zażartował: „To prawda, powinieneś być... Lecz gdzie byłeś?” (Milczałem, zdając sobie sprawę, że pytania stają się coraz trudniejsze.) Swami ciągnął dalej: „Mam ci powiedzieć? Siedziałeś w trzecim rzędzie od końca w kinie Adżanta, a twoi dwaj przyjaciele, G. i P., siedzieli po obu twych stronach. Oglądaliście film „Zerwany latawiec.” Był to precyzyjny opis mojego dotychczasowego życia! Głos Swamiego przycichł i zobaczyłem kątem oka, że wchodzi ojciec ze swymi przyjaciółmi. Zadrżałem, uprzytamniając sobie, że trudny dzień nie dobiegł jeszcze końca. Za chwilę Swami mógł mnie wydać, a ojciec ukarać... ojciec mocno wierzył, że nie wolno oszczędzać rózeg i rozpieszczać dzieci. Jednak to, co nastąpiło, wywołało we mnie wewnętrzną transformację. Zamiast powiedzieć o wszystkim ojcu, Sai Maa, z pełnym miłości uśmiechem, powiedział: „To dobry chłopiec. Poradziłem mu, żeby trzymał się odpowiedniego towarzystwa.” Nie umiem opisać, jak bardzo mnie to wzruszyło. Zapytałem siebie: „Czy jest na świecie ktoś, kto może być i jest tak dobry, mimo że wie o nas wszystko? Kto umiałby tak bardzo mnie kochać, pomimo niedociągnięć?” Pomyślałem, że Swami mógł wykorzystać ten incydent, żeby zademonstrować mojemu ojcu Swoją wszechwiedzę, lecz zamiast tego postanowił mnie zbawić. W tym momencie zdecydowałem, że będę kochał moją Boską Mamę z całego serca i służył Jej lotosowym stopom do końca dni! To zdarzenie rzeczywiście rozpoczęło nowy rozdział w moim życiu. Otworzyło jego nową stronę. Stało się jeszcze lepsze, gdy Swami obdarzył mnie, po ukończonym kursie, przywilejem uczęszczania do XI i XII klasy. To oznaczało, że będę cieszył się bliskością Swamiego i dorosnę przy Nim. Był rok 1974. Teraz, gdy spoglądam na gobelin mojego życia, dostrzegam, że Swami starannie i z miłością wplótł w niego złotą nić.

Ravi na lewo od Swamiego 

Ravi na lewo od Swamiego w okularach 

 Rośnięcie w górę (dosłowne), z boską pomocą

    Bycie w niższej klasie i posiadanie niewielkiego wzrostu nie przyczyniały się do podnoszenia mojej pewności siebie. Po cichu marzyłem o dodatkowych centymetrach. Pewnego ranka, gdy byłem na pierwszym roku, Swami, stojąc na werandzie w Brindawanie, rozkazał: „Niech wystąpią wszyscy niscy chłopcy”. Byłem zdziwiony, że jest nas aż ośmiu! Swami wezwał dyrektora i polecił, żeby podawał nam „lekarstwo” na wzrost! Wręczył mu pudełko i wyjaśnił, że należy je popijać gorącym mlekiem. Dyrektor zaprowadził nas do swojego gabinetu i na wszelki wypadek zmierzył. Następnego ranka, przyjmując lek, odkryliśmy z radością, że jest bardzo smaczny i słodki. Czy ktoś słyszał o słodkim lekarstwie? Ale kiedy przepisuje je Boska Matka, to czy może być inne? Po 15-tu dniach lekarstwo się skończyło i dyrektor udał się do Swamiego po następną porcję. Swami po prostu stwierdził: „Nie ma potrzeby. Zmierz ich, a sam się przekonasz.” Oczywiście, każdy z nas urósł. Uzyskałem kilka dodatkowych centymetrów! Zrozumiałem wtedy, że nic nie jest aż tak małe, aby umknąć uwadze Swamiego, ani tak wielkie, żeby nie mógł nas tym pobłogosławić.

 Nieprzezwyciężona moc Sai

     Wydarzyło się to kilka dni po obchodach 70-tych urodzin Swamiego, w 1995 r. Siedziałem w pierwszym rzędzie w sali bhadżanowej. Swami wezwał grupę wielbicieli i udał się do pokoju interview. Czytałem angielskie tłumaczenie klasyku tamilskiego „Periya Puranam”, które kilka dni wcześniej wręczyła mi siostra.

      Była to biografia Thirugnana Sambandara – małego chłopca, wyznawcy Pana Śiwy. Pewnego dnia, gdy ojciec chłopca wybierał się do przyświątynnego basenu, żeby się wykąpać i popływać, malec, mający zaledwie kilka lat, uparł się, żeby mu towarzyszyć. Choć niezadowolony, ojciec zabrał go ze sobą. Zostawił syna na brzegu basenu i zanurzył się w wodzie. Po jakimś czasie chłopczyk zaczął płakać...

W tym momencie Swami wyszedł z pokoju interview. Odłożyłem czytaną książkę i śledziłem Go wzrokiem. Swami wszedł do sali bhadżanowej, minął podwyższenie i przez chwilę rozmawiał z wielbicielem. Wracając, spojrzał mi w oczy i zapytał: „Powiedz, ile potrzebujesz litrów mleka?” Przyszło mi wtedy do głowy, że przed sześcioma miesiącami Swami nakłaniał mnie do zrzucenia wagi i nawet sporządził listę potraw, których powinienem unikać! Czyżbym zaniedbał dietę? Swami powtórzył to pytanie trzykrotnie, a ponieważ wciąż nie wiedziałem o co chodzi, zachowałem milczenie. Swami wrócił do pokoju interview. Pytanie zaczęło mnie nurtować... Zastanawiałem się dlaczego je zadał. Kiedy mimo intensywnego wysiłku niczego nie odkryłem, postanowiłem odsunąć je od siebie, pocieszając się, że we właściwym czasie Swami ukaże mi jego prawdziwy sens. Wróciłem do czytania książki. „...chłopczyk zaczął płakać. Był głodny. Wówczas pojawili się przed nim Śiwa i Śakti. Boska Matka podała mu złotą czarę napełnioną mlekiem. Kiedy ojciec wrócił z basenu, dostrzegł na buzi synka krople mleka i spytał, skąd się wzięły. Malec, który dopiero co zaczął mówić, zaśpiewał poemat o boskiej parze.” Możecie sobie wyobrazić mój stan. Odłożyłem książkę, do oczu napłynęły mi łzy. Byłem rozradowany, rozumiejąc, że ten sam Śiwa Śakti zadał mi to samo pytanie kilka chwil wcześniej! Uświadomiłem sobie również, że wydarzyło się to w tym samym miejscu (w sali bhadżanowej), w którym w 1963 r. podczas święta Guru Purnima Swami oświadczył, że jest inkarnacją zarówno Śiwy jak i Śakti, po czym uleczył się z paraliżu. Bycie dzieckiem i cieszenie się pełną miłości opieką Boskiej Matki jest najwspanialszym doświadczeniem. Kiedyś w Trayee Brindavan Swami pocieszał nowego ucznia, płaczącego z tęsknoty za domem. Powiedział: „Zaopiekuję się tobą bardzo dobrze, jak twoja własna mama... zapytaj Raviego, on wie.” Istnieje znane przysłowie, które mówi, że ręka poruszająca kołyską rządzi światem”. Ilustruje ono najwyższą rolę matki w kształtowaniu przyszłych obywateli. Jakie to wielkie szczęście, że „ręka, która rządzi światem, porusza naszą kołyską”.

Z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_07/01MAY09/04-Kumar.htm – maj 2009 r. tłum.J.C.

Powrót do spisu treści numeru 49 - styczeń-luty-marzec 2010

[1]  Brindawan – aśram Baby w Bangalore

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.