numer 47  -  lipiec-sierpień-wrzesień 2009

Wierny katolik spotyka Sathya Sai...

Wywiad z dr Christianem Moevs’em przeprowadzony przez panią Varshę Jonnalagaddę Beaumont z Teksasu.  Część 1.

źródło: http://media.radiosai.org/Journals/Vol_06/01Oct08/07-Christian.htm

Dr Christian Moevs wykłada literaturę włoską na Uniwersytecie Notre Dame w South Bend w Indianie, w USA. Ukończył filozofię na Harvardzie i otrzymał stopień doktora filozofii z literatury włoskiej na Columbia University. Ma 49 lat, jest oddanym katolikiem i żarliwym wielbicielem Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Kiedy spotkaliśmy się w 1999 r., nie tylko służył w kościele podczas mszy niedzielnych, lecz również prowadził kurs Bal Vikas dla dorosłej młodzieży w Granger w Indianie. Ta pozorna sprzeczność dziwiła zarówno katolików jak Hinduistów. Dr Christian miał tak wielki wpływ na nasze dzieci, że postanowiłam przeprowadzić z nim wywiad, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o jego doświadczeniach religijnych, a zwłaszcza o doświadczeniach ze Swamim. Nie zdawałam sobie sprawy, że to dziennikarskie zadanie, którego podjęłam się chcąc ukończyć kurs w koledżu, zmieni na zawsze moje życie oraz życie mojego męża. Przekonałam się później, że był to sposób Swamiego na spełnienie się Jego woli. Swami jest uważny za najbardziej fascynującego i tajemniczego nauczyciela duchowego XX i XXI wieku. Podkreśla uniwersalność wszystkich religii oraz wychowania w Wartościach Ludzkich. 

Christian jest skromnym, przyjacielskim człowiekiem, o łagodnym głosie. Niedawno napisał książkę poświęconą literaturze włoskiej, pt. „The Metaphysics of Dante’s Comedy” (Oxford, 2005), która zyskała tytuł najlepszej książki roku, przyznany przez The American Association for Italian Studies oraz nagrodę Marraro przyznaną przez Modern Language Association.

Oto wyjątki wywiadu z dr Christianem:

Pytanie: Czy może pan powiedzieć coś na temat swojej przeszłości?

Odpowiedź: Urodziłem się w Bostonie i mieszkałem tam do 10-tego roku życia. Potem spędziłem rok we Włoszech. Wychowałem się na farmie leżącej w pobliżu Princeton w New Jersey. Wstąpiłem do koledżu na Harvardzie i studiowałem filozofię. Po otrzymaniu dyplomu przeniosłem się na kilka lat do Nowego Jorku. Parkowałem samochody i pracowałem w firmie muzycznej. Następnie wyjechałam na dwa lata do Włoch i pisałem wiersze. Po powrocie do Stanów postanowiłem pogłębić swoje studia filozoficzne i poświęcić się literaturze angielskiej. Ktoś mi zaproponował literaturę włoską i ta myśl bardzo mi się spodobała. Studiowałem więc literaturę włoską na Columbia University i otrzymałem tam doktorat. Wkrótce rozpocząłem pracę na Uniwersytecie Notre Dame.

Pytanie: Jak to się stało, że profesor literatury włoskiej zaczął uczyć w szkole hinduskiej?

Odpowiedź: Z wychowania jestem katolikiem i chrześcijaninem. Mam katolickie korzenie. Jako młody człowiek bardzo się w ten ruch angażowałem, choć raczej z powodów kulturalnych i estetycznych, ponieważ nie sądziłem aby Jezus jest Bogiem. Teraz rozumiem, że nie wierzyłem w cuda. Myślałem, że mają charakter symboliczny, a nie rzeczywisty. Nie wszedłem w żadne relacje z Istotą nazywaną przez niektórych Bogiem. Przyciągało mnie jednak wszelkie piękno. Jego widok pobudzał mnie do łez. Nie uświadamiałem sobie wówczas, że „Bóg jest pięknem”. Takie chwile przeżywałem jeszcze w dzieciństwie. Pamiętam, jak kiedyś moja siostra zerwała kwiat. Płakałem godzinami, wyobrażając sobie jego cierpienie!

Pytanie: To raczej niespotykane.

Odpowiedź: (śmiech) Tak, to było niezwykłe. Ale mam za sobą wiele podobnych chwil. Byłem rozdarty. Odczuwałem w tym samym momencie pragnienie, frustrację i bunt oraz współczucie i miłość. Mieszkając w Nowym Jorku szukałem szczęścia we wszystkich niewłaściwych miejscach. W tym czasie chciałem prowadzić szalone, świeckie życie, żeby przekonać się, czym ono jest i czego nie daje. Wtedy właśnie, chyba w 1985 r., otrzymałem od siostry zaproszenie na obiad. Moja siostra dążyła do rozwoju duchowego. W jej domu było zdjęcie Sathya Sai Baby. Nigdy o Nim przedtem nie słyszałem. Zapytałem więc siostrę. Odpowiedziała, że jest to Osoba posiadająca nieograniczoną władzę nad niebem i ziemią, potrafiąca stwarzać rzeczy z powietrza. Pomyślałem sobie: „No tak, rozumiem”. Oczywiście, nie uwierzyłem jej. Wzbudziła jednak moje zainteresowanie więc pożyczyłem od niej książkę o Babie. Kiedy dotarłem do trzeciej strony rozpłakałem się, ponieważ zrozumiałem, że wszystko, co zostało w niej napisane jest prawdą. Czułem, że przekazuje ona niewysłowione piękno, prawdę i słodycz, będące znakami Boga. W tym momencie związałem się z Nim na zawsze. Zmiana stylu życia była jednak bardzo długim procesem.

Pytanie: Jak się zmieniło pana życie?

Odpowiedź: Sposób w jaki żyłem był sprzeczny z naukami Baby (śmiech). Łamałem wszelkie podane przez Niego zasady. Baba jednak pracuje w taki sposób! Nie ma to nic wspólnego z próbami tłumienia i zmieniania obecnego w nas „zła”. Polega raczej na zakochaniu się w „dobru”, co sprawia, że „zło” znika. Tym właśnie jest transformacja. Władzę nad życiem przejmuje „dobro” i „prawość”, aż nagle uświadamiasz sobie, że „ciemność” nie ma nad tobą władzy. To stopniowy proces. Na początku czytałem dyskursy Baby oraz poświęcone Mu książki. Czułem przypływ wielkiej radości i spokoju, które zakotwiczały mnie w życiu. Potem zacząłem trochę medytować, wpatrzony w zdjęcie Baby. Prawdziwe zmiany zaczęły następować w 1987 r. Rozpocząłem studia na Columbia University. Wraz z przyjacielem odnaleźliśmy ośrodek Baby w Nowym Jorku i poszliśmy na spotkanie. Na przyjacielu nie wywarło ono wrażenia. Ja coś poczułem i zacząłem tam przychodzić dwa razy w tygodniu, żeby śpiewać bhadżany. To one zmieniły moje życie, chociaż nie zdawałem sobie wtedy z tego sprawy. Byłem umęczony wszelkimi materialnymi, doczesnymi sprawami, bhadżany natomiast, inicjowały moją transformację i napełniały błogością. Wciąż widzę to miejsce – mieszkanie w budynku stojącym na rogu Broadway’u i 83-ciej ulicy. Wchodziłeś tam i zanim zdołałeś dotrzeć do drugiego piętra, już odczuwałeś jego boskość i świętość. Pani, która je zajmowała, po przejściu wielkiej tragedii, uczyniła Babę centrum swojego istnienia. Żyła Babą, oddychała Babą i myślała o Babie. Wszędzie były zdjęcia Bhagawana, pokryte wibhuti (świętym popiołem). Nie możesz przychodzić do takiego miejsca dwa razy w tygodniu przez pięć lat i pozostać tą samą osobą co przedtem.

Pytanie: Czy kiedykolwiek spotkał pan Babę?

Odpowiedź: Nie miałem potrzeby ani zamiaru jechać do Indii żeby ujrzeć Babę. Niektórzy mówią, że pragną ‘ciszy’, ja jednak nie czułem się do niej ‘powołany’. W 1990 r. otrzymałem zaproszenie do Włoch. Zamieszkałem w Rzymie i bardzo się zaangażowałem w działalność miejscowego Ośrodka Sai Baby. Miałem okazję spojrzeć na Bhagawana z perspektywy innej kultury. Ogromnie mnie inspirowała intensywność i czystość oddania tamtych ludzi, moc ich badżanów oraz powaga i cześć, z jaką odnosili się do Swamiego. Organizowali do Niego podróż. W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że z nimi jadę. Nie podjąłem decyzji. Po prostu uprzytomniłem sobie, że jadę. Stało się to w magiczny sposób. W styczniu 1991 r. do Puttaparthi wyruszyły dwie grupy – duża i mała. Każdy chciał jechać z większą grupą, ponieważ prowadząca ją pani otrzymała od Baby 50 czy 60 audiencji. Byłem w mniejszej grupie. Przeniósł mnie do niej przedstawiciel biura podróży. Przewodniczyła jej wspaniała kobieta, która później została moją duchową matką chrzestną. Tak właśnie pracuje Baba. Wszyscy w tej grupie zostali przez Niego wybrani i wszyscy przekazali innym lekcję duchowości. W Puttaparthi dzieliłem pokój z czterema młodymi ludźmi. U jednego z nich zdiagnozowano stwardnienie rozsiane. Drugi był w dokładnie tym samym wieku co ja i prawie nigdy się nie odzywał. To były jego trzecie czy czwarte odwiedziny u Swamiego. Emanował ogromną czystością i spokojem. Naśladowałam go, robiłem to co on, byłem jego cieniem – wstawałem o 3:00 rano, żeby medytować i siadałem na werandzie, po której spacerował Baba. Wydarzenia tej podróży stanowiły punkt zwrotny mojego życia.

16 stycznia Bhagawan zaprosił nas na interview – naszą grupę, a nie tę dużą. (śmiech) Baba przywołał nas ponad głowami członków dużej grupy. Siedzieli z przodu, ponieważ mieli wyjechać przed nami. Tamtej grupie nie udało się do końca zharmonizować, stąd ta lekcja. Swami zawsze posługuje się nami w taki sposób. Baba przekazał mi bardzo silną energię i...[w tym miejscu pojawiły się wielkie emocje] na zawsze zmienił moje życie. To niezwykłe, ale w ciągu 10 minut, 16 stycznia o godzinie 7:12 rano, stałem się zupełnie innym człowiekiem. Wytłumaczeniem tego jest przełamująca wszelkie ograniczenia, transcendentna potęga boskiej miłości. Każda osoba w tej grupie została trwale i wyraźnie zmieniona. Carmelo, który właśnie odkrył, że jego żona umiera na raka, tak naprawdę „nie wierzył” w Babę. Interview odmieniło jego życie. Baba skierował się w jego stronę i o nic go nie pytając, powiedział bardzo łagodnie: „Nie, żadnych operacji – ona jest w Moich rękach.” Carmelo się rozpłakał. Następnie Baba zwrócił się do chłopaka ze stwardnieniem rozsianym. W naszej grupie był lekarz, ubrany jak wszyscy. Baba zapytał go: „Co złego dzieje się z tym chłopcem?” W ten sposób zakomunikował lekarzowi, że go zna. Lekarz odrzekł: „Ma stwardnienie rozsiane, Baba.” „Tak, tak. Nie chodzi od siedmiu lat” – stwierdził Swami, zgodnie z faktami. Polecił chłopcu wstać. Wymasował mu bok i kazał opuścić pokój. Chłopak po prostu stamtąd wyszedł! Uświadomiliśmy sobie, że uzdrowienie fizyczne było znakiem uzdrowienia duchowego. Baba jest doktorem i pracuje w naszym wnętrzu. Kiedy spotkałem lekarza rok później, był innym człowiekiem. Promieniał i przekazał mi sekret: „Każdego dnia zrób coś wyłącznie dla Baby.” Chodził w góry i udzielał ubogim bezpłatnej pomocy lekarskiej.

Pytanie: Ci ludzie, o których pan opowiada, nie byli Hinduistami?

Odpowiedź: Nie, byli Włochami i katolikami. W całej grupie nie było ani jednego hinduisty.

Pytanie: Jaka siła motywowała tych ludzi? Rzym jest uważany za centrum katolicyzmu. Dlaczego więc oni...

Odpowiedź: Cóż, Włochy mają bardzo stare tradycje duchowe i są na duchowość otwarci. Baba jest we Włoszech bardzo dobrze znany. Często się zdarza, że największą grupę w Puttaparthi, oczywiście poza Hindusami, tworzą wyznawcy z Włoch.

Pytanie: Czy zetknął się pan we Włoszech z niechęcią katolików?

Odpowiedź: Absolutnie nie.

Pytanie: Czy byli lub są zakłopotani pana postępowaniem?

Odpowiedź: Ludzie, którzy nie rozumieją i którzy „nie dojrzeli” w ramach własnej tradycji duchowej, mogą czasami myśleć, że istnieją napięcia lub opozycja w kręgu różnych religii. To kwestia „młodości” lub „dojrzewania” w rozwoju duchowym. Kiedy „dojrzeją” zaczną widzieć głębiej. Na razie członkowie kościoła katolickiego mogą sądzić, że do Boga prowadzi tylko jedna droga oraz że ludzie podążający innymi ścieżkami kończą w piekle. Cóż, to wcale nie jest katolicki pogląd. Ale właśnie w ten sposób interpretuje się pewne idee. Bowiem dla kogoś, kto miał bezpośrednie doświadczenie Boga, kto zasmakował tej słodyczy, nie ma znaczenia forma w jakiej przybył.

Pytanie: Czy Baba pytał o pańskie przekonania religijne?

Odpowiedź: Och, jest przecież tylko jedna religia – religia miłości. Baba naucza, że każdy powinien podążać własną ścieżką. Wszystkie prowadzą do tego samego celu. Musimy tylko zdecydowanie nią kroczyć i nie opuszczać jej. Wszystkie łączą się w tym samym miejscu. Baba zaleca: „Pozwólcie rozkwitać wszystkim religiom, dopóki nie tłumią płomienia jedności.” Przy innej okazji przekazał nam kolejne głębokie przesłanie. Powiedział: „Wspaniale jest się urodzić w kręgu jakiejś religii, ale nie jest dobrze w niej umierać.” Jeśli jesteś przekonany, że nie umrzesz w Bogu, lecz jako Żyd lub wyznawca hinduizmu, to znaczy, że nie osiągnąłeś celu do którego prowadzą wszystkie religie. Niemal wszyscy Włosi jadący do Baby chodzili do kościoła. Ja postępuję tak samo. W Notre Dame służę podczas mszy, jestem lektorem w bazylice. To, że mam pewne zrozumienie poświęcenia i realności Chrystusa, którego nigdy przedtem nie miałem, daje mi ogromną siłę. Mogę uczciwie powiedzieć, że jestem chrześcijaninem dzięki Babie. Wierzę we wszystko, co Nowy Testament opowiada o Chrystusie, bo widziałem na własne oczy jak Baba uzdrawia ludzi. Swami uczy nas szacunku do każdej tradycji duchowej.

Po powrocie do domu zacząłem wszystkim opowiadać o Babie. Nigdy przedtem nie czułem się tak bardzo szczęśliwy. Jedna z nauk Baby, wytyczająca bezpośrednią drogę do Boga, zaleca, żeby „służyć Bogu w innych”, to znaczy, żeby służyć ludzkości. W Rzymie wyznawcy Swamiego pomagali Siostrom Miłosierdzia Matki Teresy, mieszkającym w pobliżu Watykanu. Robiłem to samo. To było wspaniałe doświadczenie. Były tam białe podłogi i białe stoły, przykryte białymi obrusami, lśniące kryształy i wypolerowane, starannie ułożone sztućce – jak gdyby w posiłku miał wziąć udział sam Chrystus. Służono tak każdej osobie, która tam zawitała. Odbywało się to w sposób zdyscyplinowany, radosny i cichy – tak jak to ma miejsce w obecności Baby. Był to wielki przełom w moim odniesieniu do katolicyzmu. Musiałem przebyć całą tę drogę do Indii i otrzymać od Swamiego ‘policzek’, po to tylko, żeby wrócić i robić to, co moi bracia chrześcijanie robili od lat! To był ogromny zwrot! Czuję głęboką wdzięczność i oddanie dla kościoła.

Pytanie: Jak by pan przedstawił i opisał Babę osobie, która nigdy o Nim nie słyszała?

Odpowiedź: Sai Baba jest lustrem. Dla naszego dobra odbija w Sobie nasz obraz. Złodziej zobaczy złodzieja, aspirant duchowy ujrzy bezgrzesznego nauczyciela, a święty Boga. Dla większości ludzi Rama pozostał zwykłym królem. Dla tych, którzy wiedzieli, Rama był Awatarem. Poznanie Chrystusa oznacza doskonałe poświęcenie i całkowite poddanie się Bogu. Zrozumienie przychodzi w chwili, gdy zamykasz usta i zaczynasz służyć z miłością i oddaniem. Jak Matka Teresa.

Pytanie: Czy musi pan pozostawać w kontakcie z Babą?

Odpowiedź: Początkowo tak, teraz już nie. Od kiedy zacząłem głęboko wchodzić w siebie, zrozumiałem słowa Baby – że jest we mnie przez cały czas.

Pytanie: Jak zareagowała na to pańska rodzina?

Odpowiedź: Moja siostra jest bardzo mocno związana ze Swamim. Kiedyś, gdy cierpiała na anoreksję i była bliska samobójstwa, przeczytała o Nim książkę. Śniła, że mieszka w aśramie i zostaje przez Babę uzdrowiona. Rzeczywiście odzyskała zdrowie i pojechała do Puttaparthi. Rozpoznała wiele pomieszczeń, w tym pokój audiencyjny.

    Dla mojej mamy było to bardzo trudne Wciąż pytała: „O co chodzi? Nigdy nie postawię stopy w tym kraju.” Była surową katoliczką i wierzyła w rytuały, ale nigdy nie przeżyła bezpośredniego doświadczenia z Bogiem. Moi rodzice są jednak bardzo mądrymi i kochającymi ludźmi, więc ich opór nie trwał długo. Obserwując moją transformację zaczynali rozumieć, kim jest Baba. Byłem w Nowym Jorku. Pewnego dnia stanąłem przed zdjęciem Swamiego i poprosiłem: „Baba, proszę, pozwól zrozumieć mojej mamie, kim jesteś.” Dwa tygodnie później, gdy odwiedziłem rodziców, mama opowiedziała mi swoją historię. Przechodziła kryzys i nie mogła zasnąć. Krążąc po domu, dotarła do mojego pokoju i zobaczyła fotografię Swamiego. Stanęła przed nią i powiedziała: „Baba, jeśli jesteś Tym, Kim jesteś, to mi pomóż.” I w tym momencie coś się wydarzyło. Odpłynęły wszystkie jej problemy i poczuła wielki spokój. Następnego dnia dręcząca ją sprawa została pomyślnie rozwiązana w nieoczekiwany, niewytłumaczalny i cudowny sposób. Mama była przekonana, że mógł tego dokonać jedynie Bóg. Później odwiedziła Puttaparthi, żeby podziękować Swamiemu. 

Z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_06/01Oct08/07-Christian.htm październik-2008 tłum. J.C.

powrót do spisu treści numeru 47  -  lipiec-sierpień-wrzesień 2009

 
 

Stwórz darmową stronę używając Yola.