numer 45 - styczeń-luty-marzec 2009

Sai – CEO (wyższa kadra firmy, szef) mojego życia

N. T.  Arun  Kumar  źródło: http://media.radiosai.org/Journals/Vol_06/01MAR08/07-Kumar.htm

    Pan N.T. Arun Kumar jest dyrektorem wykonawczym firmy ‘Dun&Bradstreet Predictive Science& Analytics[1]’, będącej filią organizacji globalnej. Posiada ogromne doświadczenie w zakresie spółek międzynarodowych, takich jak Citibank czy PepsiCo

   Arun wszedł do rodziny Sai jako młody uczeń w systemie kształcenia balwikas[2], kiedy był w szkole średniej w Trichy. W 2001 r., z inicjatywy Bhagawana, wygłosił na wydziale biznesu i zarządzania Uniwersytetu w Puttaparthi serię wykładów poświęconych technologii zarządzania. Od tego czasu Arun miał wiele okazji goszczenia w murach Uniwersytetu w charakterze wykładowcy. Miał także kilka odmieniających życie spotkań z Boskością.

   Podczas gdy cały świat ekscytuje się „rewolucją informacyjną”, Swami mówi, że epoka informacji już się skończyła i zapanowała nowa era transformacji! Pracując w firmie Dun&Bradstreet, zajmującej się od 165 lat informacją w biznesie, nie mogę nadziwić się tak pięknie zsyntetyzowanej Absolutnej Prawdzie Swamiego: sama w sobie informacja jest bezużyteczna. Jej celem jest transformacja przez czyn.

W powietrzu i w ogniu – zawsze pod opieką Sai

Zacząłem pracować w spółce w 2005 roku. Jako główny technolog, dużo podróżowałem po świecie. Wszechobecność Swamiego – i Jego nieśmiertelne przyrzeczenie, że będzie zawsze z nami – odkryły się przede mną ponownie tego roku, gdy okazało się, że samolot którym przelatywałem nad Rosją ma problemy i nie może zawrócić ani do Indii ani do Moskwy. W ponurej ciszy, która wypełniała kabinę, bezwiednie i z całej siły ściskałem pierścień ze szmaragdem stworzony dla mnie kilka lat temu przez Swamiego i modliłem się. Nie pamiętam w jaki sposób, ale wylądowaliśmy bezpiecznie w Moskwie. Potem była wyczerpująca 24-godzinna podróż do domu. Kiedy samolot wylądował w Indiach byłem kompletnie wyczerpany. Po przyjeździe do domu, ale nie wcześniej nim skłoniłem się przed szatą Swamiego, kamień w pierścionku pękł na pół! Być może Swami oddalając od nas nieszczęście, wchłonął całą energię poprzez tę swoją „wizytówkę”. Pierścień leży teraz na moim domowym ołtarzu.

Łaska Swamiego spłynęła na całe biuro. W 2006 r., kiedy po raz pierwszy przenieśliśmy się do nowej siedziby, dotknęła nas klęska. Podczas testowania nowej gaśnicy przeciwpożarowej pękł zawór ciśnienia i całe biuro zostało zatopione. To oznaczało stratę kilku tysięcy rupii, a ja właśnie wybierałem się na ważne spotkanie na Sri Lance. Nie mieliśmy ubezpieczenia, które pokryłoby straty, a co gorsze, wszyscy zaczęli się zastanawiać, kto popełnił błąd! Swami pojawił się we śnie naszego prezesa, odpowiedzialnego za projekt (nie był jeszcze wtedy wyznawcą Bhagawana), udzielił mu audiencji i zapytał, dlaczego Go nie odwiedziłem. Kiedy dowiedział się, że jadę na Sri Lankę, polecił, żebym złożył Mu wizytę w Kolombo! Tego samego dnia w Kolombo otrzymałem e-mail informujący mnie o adresie ośrodka Sai w tym mieście! Byłem w Kolombo kilkakrotnie, ale nigdy nie starczało mi czasu czy łaski żeby odwiedzić Swamiego. To było zupełnie niespodziewane. Spędziłem błogosławione chwile w „Mandirze Sai” w Barnes Place w Kolombo. Gdy wróciłem do Chennai, nasi sprzedawcy z własnej inicjatywy postanowili naprawić zniszczenia, a budowniczy pokrył poniesione przez nich koszty! Inauguracja naszej globalnej działalności odbyła się bez zbędnych słów i straty czasu. W rzeczywistości, zatrudnieni u nas studenci Swamiego zaśpiewali wedyjskie hymny i złożyli ofiarę ognia jako wyraz wdzięczności całej naszej firmy dla Baby, zamiast typowej praktyki zapraszania VIP-ów.

Zwrot o 180 stopni obmyślony przez Boskość

W styczniu 2007 r. jeden z naszych kolegów, wracając późnym wieczorem z pracy do domu, został poważnie zraniony w głowę. Lekarze poddali się, ponieważ był sparaliżowany od głowy po palce nóg. Następnego dnia Swami odwiedził Chennai z okazji Athi Rudra Maha Jagni. Gorąco się do Niego modliliśmy i wysłaliśmy mu pilny fax. Gdy minęło największe napięcie, nasz kolega zaczął w cudowny sposób zdrowieć i dzisiaj, to znaczy rok po wypadku, stoi na własnych nogach i pracuje. Normalnie, byłaby to rzecz całkowicie wykluczona! Inne zadziwiające wydarzenie miało miejsce w naszym biurze wtedy, gdy zgłosił się do nas na przegląd projektu bardzo trudny i wymagający klient. Nieprzychylnie odniósł się do wszelkich proponowanych rozwiązań i żądał od nas wykonania większej pracy, niż to było określone w kontrakcie. Przekroczyliśmy termin wykonania i ponieśliśmy dodatkowe koszty, lecz pomimo ciężkiej i uczciwej pracy projekt nie zbliżał się do końca. Po wyczerpujących spotkaniach, podczas których byliśmy zmuszeni zaakceptować wszystkie jego żądania, nieustannie podkreślałem nasz brak swobody. W końcu spotkaliśmy się ponownie, tylko on i ja. Przyszedł do mojego biura i nagle zobaczył zdjęcie Swamiego. Natychmiast wykrzyknął, że jego żona jest Jego oddaną wyznawczynią i że oboje są zaangażowani w projekt socjalny w pobliżu Bangalore, oparty na zasadach Swamiego. Od tego momentu nasza rozmowa stała się serdeczna i dotyczyła bardziej Swamiego niż pracy. Na zakończenie rozmowy nie tylko zgodził się na nasze propozycje, lecz również obiecał, że pokryje wszelkie poniesione przez nasz koszty!

„Pobłogosławię twoją karierę” – Swami

Swami na wszelkie możliwe sposoby uczestniczył w karierze naszej spółki. W ubiegłym roku, kiedy oddział w Chennai stał się samodzielną firmą, zostałem jej CEO. Bardzo się zdziwiłem, ponieważ nikt nad tym nie debatował, nie rozpatrywano żadnych nominacji na radzie dyrektorów. Wyglądało na to, że zajęcie tego stanowiska było moim przeznaczeniem. Wtedy uświadomiłem sobie wszechwiedzę i wszechmoc Swamiego, który mi to przepowiedział w 2004 r.

Był 26.III. 2004 r., kiedy nasz ukochany Swami gościł naszą jedenastkę z firmy komputerowej Polaris i łaskawie pozwolił, żebym Mu przeczytał zawartość przygotowanego przez nas folderu. Jego pierwsze pytanie, zadane mi tego dnia na werandzie, brzmiało: „Arun z Polaris?” Odparłem: „Tak, Swami.” „CEO?” „Nie, Swami.” „Och, musi więc chodzić o innego Aruna” – odpowiedział, charakterystycznie mrużąc oczy! Potem były inne wydarzenia i rozmowy. Na koniec Swami zmaterializował wibhuti i rzekł: „Błogosławię twoją karierę.” Nie wiedziałem, co myśleć. Po pierwsze dlatego, że Swami pomylił mnie z jakimś innym Arunem, który był CEO, a po drugie, właśnie odszedłem ze spółki i szukałem nowej pracy! Kiedy tego dnia wspomniałem o tym kilku osobom, usłyszałem historię, której bohaterem był pan Deve Gowda. Swami zatytułował go kiedyś „naszym premierem”, choć w rzeczywistości był on wtedy ministrem stanu Karnataka. Niespodziewanie, kilka miesięcy później pan Deve Gowda został premierem Indii! Ponieważ znajdowałem się w trudnej sytuacji, nie mogłem się dopatrzeć w tej historii niczego wielkiego. Zanurzyłem się w szczęśliwości płynącej z błogosławieństwa i daru Swamiego. Teraz wiem na pewno, że to co przydarzyło mi się dzisiaj w Dun&Bradstreet jest w 100% zasługą tego, co Swami wtedy do mnie powiedział. To Jego łaska i Jego miłosierdzie. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy przyglądałem się jak sytuacje w firmie zmieniają się o 180 stopni dzięki Jego wszechmocy. W poprzednim roku czułem, że Swami po prostu przenosi mnie w ramionach poprzez chaos czasu.

Studenci są Jego ‘właściwym przywiązaniem’

Mam niezwykłe szczęście pracować ze studentami Swamiego (absolwentami wydziału biznesu i zarządzania). Doświadczenia zebrane podczas tej współpracy wyostrzyły mój umysł i nakłoniły mnie do zachowywania większej wewnętrznej równowagi, a także do częstszego wykorzystywania nauk Swamiego w ramach zespołu. Studenci, z którymi nawiązałem współpracę, stanowią wspaniały przykład praktyczności, wytrwałości i doskonałości! W sierpniu 2000 r. pojechałem do USA w towarzystwie kolegi, który okazał się absolwentem wydziału zarządzania Instytutu Swamiego. Stał się nie tylko moim bliskim współpracownikiem, lecz także nieustannie mi przypominał, że Bhagawan jest ze mną przez cały czas. Pewnej nocy, po tym jak zgubiłem złoty łańcuszek zmaterializowany przez Swamiego, obaj mieliśmy ten sam sen – Swami dawał nam interview i przez dłuższą chwilę mówił z miłością o naszej pracy i życiu. Następnego dnia, kiedy wymieniliśmy na ten temat uwagi, byliśmy zdumieni uświadamiając sobie, że Swami przekazał nam ważne przesłanie, dotyczące naszej pracy i życia osobistego. Dokładnie rok później, gdy gościłem w Puttaparthi z wykładami, Swami wziął mnie na interview (rzeczywiście, nie w marzeniach sennych!) i przytoczył cały ten incydent. Co więcej, żeby upewnić mnie, że rzeczywiście tam był, raz jeszcze zmaterializował dla mnie łańcuszek! Wszechwiedza i wszechobecność Swamiego, chociaż rozumiałem ją dzięki wielu zebranym doświadczeniom, po raz pierwszy odsłoniła się przede mną w całej swej chwale, przybierając postać Jego czystej miłości. W wypadku kogoś takiego jak ja, kogoś oczarowanego wzniosłym profilem pracy związanej z podróżowaniem po świecie i idącą do głowy potęgą technologiczną, ten prosty a jednak doskonały akt czystej miłości, rozpoczął nieodwracalną transformację serca. Nauczył mnie, że nasz największy wkład w życie nie bierze się z samego intelektu, lecz z serca. Ta lekcja odnosi się także do świata technologii!

Obliczenia Swamiego są zawsze dobre!

Studenci Swamiego zadbali o bardzo wysoki standard pracy i etyki w firmie. Uczynili to w bardzo spokojny sposób. Na ich postawę wpłynął Instytut, przenikająca go filozofia i wykładający w nim ludzie. W epoce, w której wyższe wykształcenie w dużej mierze stało się modnym i drogim interesem, Uniwersytet Śri Sathya Sai Baby jaśnieje jak promień nadziei, dzięki swojemu niepowtarzalnemu wkładowi, procesowi i mocy!

W poprzedniej pracy miałem w swoim zespole około 15 studentów Swamiego. Niemal każdy z nich zasłużył na pochwałę lub nagrodę od firmy i od klientów! Żeby podziękować za to Swamiemu, modliliśmy się, aby pozwolił nam na wspólne odwiedziny. W marcu 2004 r. Pan dał nam taką okazję. Wraz ze mną do Puttaparthi wybrało się 12 studentów (3 nie mogło tego zrobić, ponieważ podróżowali służbowo). Już pierwszego dnia na darszanie Swami wypytał mnie szczegółowo o efekty pracy każdego studenta i cierpliwie wysłuchał listy zdobytych przez nich nagród! Jego oblicze jaśniało jak u matki dumnej ze swoich dzieci. Materializując wibhuti mówił ze znawstwem o spółce i jej zarządzie, w słowach, które przyniosły nam spokój i błogosławieństwo! Tego samego dnia Swami podarował studentom i personelowi swoje szaty. Byliśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. Jednak największy cud miał miejsce wtedy, gdy wróciliśmy do naszego pokoju i policzyliśmy je. W torbie były trzy dodatkowe szaty dla studentów, którzy nie mogli z nami przyjechać! Ta nadzwyczajna miłość i troska płynie tylko od jednej Osoby na świecie – od naszego Stwórcy, który jest naszym oddechem! Nic dziwnego, że Swami mówi, że nawet jeśli o Nim zapominamy, On nigdy nie zapomina o nas! Podczas gdy my nie możemy się obejść bez technologicznych gadżetów i kalendarzy, bo przypominają nam o drobiazgach, Mistrz boskiej technologii potrzebuje jedynie iskierki naszej miłości, żeby odwzajemnić ją milion razy!

Z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_06/01MAR08/07-Kumar.htm marzec-2008 tłum. J.C.

powrót do spisu treści numeru 45 - styczeń-luty-marzec 2009

[1] naukowe prognozowanie i analiza

[2] Balwikas – szkoły oparte o program Wychowania w Wartościach Ludzkich.

 

Arun Kumar - przy posągu Ganeszy po środku - u dołu - między kolegami 

Arun Kumar - w laboratorium po środku między kolegami

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.