numer 41 - styczeń-luty-marzec  2008

Spotkanie psychiatry z Sai

Rozmowa z dr Michaelem W. Congletonem

źródło: http://media.radiosai.org/Journals/Vol_05/01DEC07/14-h2h_special.htm

           Zapis rozmowy przeprowadzonej pomiędzy dr Michaelem Congletonem, przewodniczącym regionu południowego Pacyfiku Organizacji Sathya Sai, a profesorem G. Venkataramanem, wybitnym fizykiem i byłym prorektorem Uniwersytetu Śri Sathya Sai.

Prof. Venkataraman: Witaj w naszym studio. Na początku chciałbym cię prosić, żebyś się przedstawił, powiedział, czym się zajmujesz i skąd przyjechałeś.

dr Michael Congleton: Nazywam się Mike Congleton, pochodzę z Teksasu. Początkowo studiowałem fizykę. Mam doktorat z fizyki plazmowej.

Prof. Venkataraman: Witaj w klubie. Ja również jestem fizykiem.

dr Michael Congleton: To moja ulubiona dziedzina nauki. Narodowa Fundacji Nauki przyznała mi stypendium z fizyki. Starałem się o pracę w National Labs. Chciałem się zająć pewnymi interesującymi mnie zagadnieniami, ale w tym czasie było mnóstwo fizyków.

Prof. Venkataraman: W którym to było roku?

dr Michael Congleton: W 1972. Ponieważ nie otrzymałem tej pracy, złożyłem podanie do dużej szkoły medycznej i zostałem przyjęty.

Prof. Venkataraman: Nie przerażało cię to nieustanne studiowanie?

dr Michael Congleton: Nie. Lubiłem się uczyć i wiedzieć, jak co się dzieje.

Prof. Venkataraman: Jak dotąd, wszystko w porządku. Nie zapominaj jednak, że kiedy się chodzi do szkoły, trzeba zdawać egzaminy. Przez wiele lat dręczyły mnie sny o egzaminach!

dr Michael Congleton: Mnie to wcale nie przerażało. Chciałem uczęszczać do szkoły medycznej! Po ukończeniu studiów, dzięki Narodowej Fundacji Nauki, otrzymałem stypendium z fizyki. Ponieważ rzeczywiście lubiłem fizykę, studiowałem ją dalej i zrezygnowałem z praktyki medycznej. Kiedy nie dostałem pracy w National Labs, która mogła być pasjonująca, złożyłem podanie w szkole medycznej i dostałem się do piątego pod względem wielkości centrum medycznego w Stanach Zjednoczonych. Był to szpital z 1200 łóżkami.

Prof. Venkataraman: W Teksasie?

dr Michael Congleton: Tak. Przy Uniwersytecie Teksańskim w Galveston. Po ukończeniu szkoły medycznej zainteresowałem się chirurgią. Ale niespodziewanie zaczęli trafiać do mnie pacjenci psychiatryczni skierowani na operację. Psychiatria mnie porwała. Więc zrobiłem z niej specjalizację! Ukończyłem rezydenturę jako psychiatra. Wtedy zapragnąłem pogłębić swoją wiedzę w laboratorium.

Prof. Venkataraman: Jaki temat cię interesował?

dr Michael Congleton: Medycyna połączona z fizyką. Studiowałem fizykę plazmową w zakresie spektroskopii mikrofalowej i myślałem, że wykorzystanie mikrofalowych wnęk rezonansowych oraz analiza źródeł metod ułatwi nam badanie nerwów oraz zaburzeń neurologicznych. Takie miałem plany. Przedstawiłem je ludziom z floty. Byli zainteresowani. Przyznali mi rangę oficera. Zaakceptowałem ją i objąłem stanowisko dowódcy Korpusu Medycznego Marynarki.

Prof. Venkataraman: Pływałeś czy przebywałeś na lądzie?

dr Michael Congleton: Stacjonowałem w laboratorium, w Centrum Badawczym Zdrowia Marynarki. I dużo podróżowałem.

Prof. Venkataraman: Na statkach?

dr Michael Congleton: Pływałem na statkach, przeprowadzając studia i prace badawcze.

Prof. Venkataraman: Jakie badania prowadziłeś na statkach?

dr Michael Congleton: Badałem, na przykład, wpływ długotrwałej pracy na stan fizyczny załogi, na ludzką wydajność. Starałem się polepszyć kondycję otoczenia, aby ludzie mogli efektywniej pracować i nie czuli się nazbyt zmęczeni. Ale kiedy moja rezydentura na psychiatrii dobiegała końca, Carol, moja żona, i ja zainteresowaliśmy się jogą.

Prof. Venkataraman: Który to był rok?

dr Michael Congleton: Było to około 1978 roku.

Prof. Venkataraman: Czy istniał jakiś specjalny powód, dla którego zainteresowałeś się jogą?

dr Michael Congleton: Lekcje jogi budziły w Carol wielką ciekawość. Dotrzymywałem jej kroku i dużo na ten temat czytałem.

Prof. Venkataraman: Czy to w jakiś sposób wiązało się z twoim zainteresowaniem psychiatrią?

dr Michael Congleton:   Tak, czytałem książki poświęcone psychiatrii. Kiedyś wpadła mi w ręce książka Swamiego Ramy pod tytułem „Joga w psychoterapii”. Swami Rama jest joginem z Himalajów. Napisał kilka książek, między innymi „Żyjąc wśród himalajskich mistrzów”. Miałem wielkie szczęście spotkać Swamiego Ramę. Wybudował w Honesdale w Pensylwanii Instytut Himalajski. Tak więc, będąc zainteresowani jogą, jeździliśmy w weekendy do Huston, miasta leżącego przy drodze z Galveston, i kupowaliśmy książki o jodze, o filozofii chińskiej, etc.

W 1978 r., gdy przebywałem w księgarni i oglądałem książki, zwrócił się do mnie jakiś nieznajomy i zapytał: „Czy słyszał pan o Sai Babie?” Odpowiedziałem: „Nie, nigdy nie słyszałem o Sai Babie.” Stwierdził: „Właśnie wróciłem z Indii. Sai Baba to człowiek cudów.”

Prof. Venkataraman: Robił zakupy w księgarni?

dr Michael Congleton: Właśnie tak, robił zakupy w księgarni. Stwierdził: „Musi pan kupić książkę o Sai Babie.” Więc przeszedłem do tej części księgarni, gdzie były książki poświęcone Swamiemu. Rozejrzałem się i dojrzałem jedną na najwyższej półce. Byłem szefem psychiatrii, więc zgadnij, jaka trafiła mi się książka?

Prof. Venkataraman: Książka Sandweissa!

dr Michael Congleton: Dokładnie! Wziąłem ją do ręki i przeczytałem tytuł: „Sai Baba: …Święty i psychiatra”.

Prof. Venkataraman: Niestety, za dobrą odpowiedź na to pytanie nie przewiduje się nagrody, ponieważ większość lekarzy trafia do Swamiego za pośrednictwem Sandweissa.

dr Michael Congleton: Wziąłem książkę z półki i zobaczyłem zdjęcie Swamiego. Był przystojny i czarujący. Pomyślałem, że wygląda jak ktoś z Zachodu!

Prof. Venkataraman: Kto? Swami?

dr Michael Congleton: Tak, Swami! Uwierz mi, pomyślałem: „Dla mnie wygląda na kogoś z Zachodu!” Powiedziałem: „Dziękuję” i dołożyłem tę książkę do innych, trzymanych w ręku. Obszedłem księgarnię i wybrałem jeszcze kilka pozycji. Po chwili podeszła do mnie Carol i stwierdziłem: „Czas wracać do Galveston.” Spojrzała na wybrane książki i zapytała: „Chyba nie zamierzasz kupić ich wszystkich?” Przyjrzałem się książkom, zerknąłem na Carol, jeszcze raz przyjrzałem się książkom i podjąłem decyzję: „Nie, chyba część z nich odłożę na miejsce.” Postanowiłem zostawić książki, które interesowały mnie najmniej. Kiedy doszedłem do książki o Swamim – do książki Sandweissa „Święty i psychiatra” – pomyślałem: „Nie muszę jej mieć.” Położyłem ją na górnej półce i odwróciłem się, kiedy nagle spadła i trafiła mnie w głowę! Wtedy Carol poradziła mi: „Lepiej kup tę książkę!” Więc ją kupiliśmy, tak jak chciał tego los i jak życzył sobie Swami. Ostatecznie wylądowałem w San Diego, w Centrum Badawczym Zdrowia Marynarki, znajdującym się tuż za rogiem domu Sama Sandweissa.

Prof. Venkataraman: Kiedy spotkałeś go po raz pierwszy?

dr Michael Congleton: Gdy pracowałem w marynarce, prowadząc badania i robiąc wypady z bazy w Waszyngtonie.

Prof. Venkataraman: Przypuszczam, że wiedziałeś, że tam mieszka?

dr Michael Congleton: Nie!

Prof. Venkataraman: Nie wiedziałeś o tym?

dr Michael Congleton: Nie. Ale interesując się jogą zamierzałem z rodziną pojechać do Indii. Chciałem odwiedzić Riszikesz oraz pojechać na północ Indii, gdzie mieszkają jogini. Kupiliśmy nawet „Autobiografię jogina”, co jeszcze bardziej ugruntowało nasze marzenie. Wciąż posiadaliśmy dom w Galveston. Okolice te zostały jednak nawiedzone przez huragan i nasz dom uległ zniszczeniu. Stała w nim woda, na stopę wysoko. Po wykonaniu napraw, możliwych dzięki ubezpieczeniu, zostało nam jeszcze dość pieniędzy, żeby ruszyć w wymarzoną podróż! Carol opracowała marszrutę. Mieliśmy wystartować z Bombaju, pojechać na północ do Katmandu przez Agrę i Delhi, a potem w dół do Kalkuty. Nagle pomyślałam: „Chwileczkę! W Indiach przebywa ten święty człowiek, o którym opowiada kupiona w Huston książka. Spróbujmy go odnaleźć.” Zajrzałem do książki i sprawdziłem, że napisał ją Sam Sandweiss z San Diego, z mojego miasta! Więc zadzwoniłem do informacji, dostałem jego numer i skontaktowałem się z nim. Powiedział: „Jutro wieczorem spodziewamy się gości. Jeśli przyjdziesz, wyjaśnię ci, jak się tam dostać.”

Prof. Venkataraman: Chcesz powiedzieć, że potraktowałeś go jak przewodnika turystycznego?

dr Michael Congleton: Dokładnie! Poszedłem tam, a on okazał się ogromnie pomocny! Powiedział nam, gdzie należy pojechać, żeby zobaczyć Swamiego. Myślę, że tego wieczoru jego najważniejszym gościem była Elsie Cowan. Z zainteresowaniem wysłuchałem opowiedzianej przez nią historii o tym, jak Baba przywrócił do życia jej męża Waltera. Była przy jego śmierci. To sprawiło, że wizyta u Swamiego stała się najważniejszym, choć ostatnim w kolejności punktem naszej podróży.

Prof. Venkataraman: Z pewnością rozmawiałeś z Sandweissem o Swamim?

dr Michael Congleton: Tak, trochę.

Elsie i Walter Cowan ze Swamim 

Prof. Venkataraman: Tylko trochę?

dr Michael Congleton: Powierzchownie.

Prof. Venkataraman: Chciałeś wyrobić sobie o Nim własne zdanie?

dr Michael Congleton: Tak.

Prof. Venkataraman: Czy to było we wczesnych latach osiemdziesiątych?

dr Michael Congleton: W 1983 roku.

Prof. Venkataraman: Więc po raz pierwszy zobaczyłeś Swamiego w 1984 roku?

dr Michael Congleton: Tak.

Prof. Venkataraman: Gdzie to było? Tutaj (w Prasanthi) czy w Bangalore?

dr Michael Congleton: Tutaj. Po opuszczeniu Katmandu i po przyjeździe do Kalkuty dowiedzieliśmy się, że w czasie, gdy my podróżowaliśmy przez Nepal, w Indiach wybuchł strajk generalny i trwał już od czterech tygodni. Rozpoczął się w stanie Andhra Pradesh[1]. Gubernator tego stanu został usunięty z Parlamentu i ludzie odczuwali przygnębienie. Aszram był od miesiąca zamknięty. My jednak byliśmy zdecydowani zobaczyć Swamiego. Przyciągał nas z wielką siłą. Byliśmy zrozpaczeni, ponieważ szanse spotkania Go wyglądały blado. Nagle okazało się, że możemy złapać samolot do Bangalore i zamieszkać w jednym z tamtejszych hoteli. Kiedy się w nim zameldowaliśmy, ktoś nas poinformował, że do Puttaparthi nie chodzą autobusy. Nie mogliśmy pojechać! Zostawiliśmy nasze rzeczy w pokoju i zwróciliśmy się do hotelarki. Powiedziała: „Właśnie dowiedziałam się, że do Puttaparthi zaczęły kursować autobusy.” Wsiedliśmy więc w taksówkę i pojechaliśmy na dworzec. Naprawdę kursowały! Ponieważ jednak przez miesiąc były odwołane, czekało na nie tysiące osób. Kierowca naszej taksówki stwierdził: „Może mój brat mógłby was zawieźć.” Zawróciliśmy więc i odnaleźliśmy brata, ale ten dżentelmen zerknął najpierw na zegarek, potem na nas i stwierdził: „Dobrze, zabiorę was, ale musimy ruszać natychmiast.” Spojrzałem na swoją rodzinę. Byli najwyraźniej zakłopotani! Mieliśmy podróżować starym samochodem marki Ambasador na zdartych oponach. Mimo to zgodziłem się. „W porządku. Musimy jednak najpierw wstąpić do hotelu i zabrać nasze rzeczy.” Ale on odparł: „Nie, jeśli nie pojedziemy teraz, to nie pojedziemy wcale.” Porozumiałem się spojrzeniem z rodziną i zdecydowałem: „W porządku, jedziemy!” Wsiedliśmy. Samochód skierował się w stronę Puttaparthi, ale po 5 minutach skończyła mu się benzyna! Byliśmy na środku ruchliwej ulicy i oczywiście Carol pokiwała głową, jak gdyby pytała, w co też się zaplątaliśmy. Mój syn i ja wysiedliśmy. Zapchaliśmy taksówkę do stacji benzynowej i zatankowaliśmy. Mogliśmy ruszać dalej. Po drodze napotykaliśmy blokady. Wieśniacy zatrzymywali ruch z powodu strajku. Mówili: „Nie pojedziecie dalej tym samochodem. Jest strajk.” Jak wspominałem, strajk dobiegał końca. Więc kiedy docieraliśmy do miejsc, gdzie droga była zablokowana, kierowca zatrzymywał taksówkę, wysiadałem, podbiegałem do przeszkody i usuwałem z drogi kamienie. Potem podchodzili do nas wieśniacy, uśmiechając się i machając rękami. Jechaliśmy dalej. W ten sposób dotarliśmy do Puttaparthi. Sądzę, że byliśmy pierwszymi gośćmi w aszramie od chwili jego zamknięcia. Odczuwaliśmy ogromne wzruszenie. Zameldowaliśmy się i skierowaliśmy do szedów[2]. W szedzie były cztery inne małżeństwa. Oczywiście, Carol wolałaby zatrzymać się w czterogwiazdkowym hotelu! Możesz nas sobie wyobrazić w szedzie. Myślałem: „Co my tutaj robimy?” Wybraliśmy się do wioski, wstąpiliśmy do krawca, kupiliśmy jakieś ubrania, a potem materace. I poczuliśmy się lepiej. Było jak w domu.

Prof. Venkataraman: Rzeczywiście sobie poradziliście!

dr Michael Congleton: Cóż, sądzę, że do pewnego stopnia tak. To było nowe doświadczenie.

Prof. Venkataraman: Czy byłeś do tego mentalnie przygotowany?

dr Michael Congleton: Prawdopodobnie byłem, ale Carol nie. Ja jednak trzymałem się wytyczonego celu - chciałem zobaczyć Swamiego.

Prof. Venkataraman: Kiedy Go zobaczyłeś? Następnego dnia na darszanie?

dr Michael Congleton: Tak, następnego ranka zobaczyliśmy Swamiego podczas darszanu. Było tam 30 - 40 osób.

Prof. Venkataraman: Ile?!

dr Michael Congleton: Cóż, wszystko od miesiąca było zamknięte.

Prof. Venkataraman: Widziałeś Go zatem z bliska.

dr Michael Congleton: Tak, prawie z bliska.

Prof. Venkataraman: Więc jak to było?

dr Michael Congleton: Rozumiesz, mój syn John miał wtedy 11 lat. Nigdy nie rozmawialiśmy z nim o Swamim. Wtedy po prostu na Niego patrzyliśmy. Lecz czy wiesz, co John powiedział?

Prof. Venkataraman: Co?

dr Michael Congleton: On jest Bogiem!

Prof. Venkataraman: Naprawdę? Tak od pierwszego spojrzenia?

dr Michael Congleton: Od pierwszego spojrzenia! Po prostu wiedział! To wywarło na mnie ogromne wrażenie. Swami zdawał się przepływać nad ziemią, miałem wrażenie, że nic nie może mi Go przysłonić. Widziałem Babę poprzez budynki i otoczenie. To było mistyczne doświadczenie.

Musieliśmy jednak wracać do pracy, więc po darszanie wyruszyliśmy do hotelu. W drodze powrotnej kierowca powiedział: „Znam pewne miejsce. Mieszka tam wyznawca Bhagawana i opiekuje się niewielkim sierocińcem. Swami podarował mu dwa medaliki, z których płynie amrita[3]!

Prof. Venkataraman: Tak, w pobliżu Mysore!  (zdjęcia w dziale 'FOTOGRAFIE')
dr Michael Congleton: To było w drodze powrotnej. Zdaje mi się, że niezbyt daleko od szosy. Więc rzekłem: „Jasne! Jedźmy tam.” Ten niski człowiek – nazywa się Halagappa?

Prof. Venkataraman: Tak, chyba tak.

dr Michael Congleton: To było w 1984r. Miał niewielki metalowy barak.

Prof. Venkataraman: Tak, nad rzeką Kaveri.

dr Michael Congleton: Jest tam świątynia. Wszystkie obrazy, które podarował mu Swami pokryte są wibhuti[4]!

Prof. Venkataraman: Wiem, byłem tam.

dr Michael Congleton: Pokazał nam te medaliki, jeden z Śirdi Babą, a drugi z Sathya Sai Babą. Są wykonane z miedzi a wizerunki są emaliowane. To one wydzielają ten płyn! Jestem z wykształcenia fizykiem, zajmuję się czystą nauką. W księdze wytyczającej moje podejście do życia było zapisane prawo, że jeśli czegoś nie można powtórzyć w laboratorium, to nie warto o tym nawet wspominać. Nie chciałem mieć nic do czynienia z mistyką. Jeśli ktoś wierzy w telepatię, powinien się zgłosić do psychiatry! Widziałem jednak te medaliki zalewane amritą i nawet zacząłem obliczać jak szybko się ona tworzy. Ten człowiek położył medalik na mojej dłoni i widziałem jak nektar spływa do niej w tempie jednej kropli na każde 10 lub 15 sekund! To było zdumiewające! Nie było tam żadnych rurek. Amrita pojawiała się znikąd! Przypominała przesłaną do materii energię!

Prof. Venkataraman: Czy chciałbyś usłyszeć, jak ja zareagowałem na ten cud?

dr Michael Congleton: Tak, chcę!

Prof. Venkataraman: To było bardzo interesujące. Usłyszałem o Sai Babie bardzo dawno temu i widziałem Go, kiedy przyjechał do Bombaju w 1968 r. Wtedy jeszcze nie potrafiłem Mu się poddać. Przełom nastąpił, gdy miałem za sobą kilka naprawdę złych momentów, w tym doświadczenie traumy. Ale nie rozumiałem, że Swami jest inkarnacją Boskości. Mówiłem sobie: „Owszem, jest dobrym człowiekiem, jest świętym człowiekiem, ale nie kupuję Jego cudów!” Z tego powodu posprzeczałem się nawet z moim wujkiem w Bangalore. Powiedział: „Och, przestań tak dużo myśleć o sobie. Uwierzyli w Niego uczeni więksi od ciebie, noszący znane nazwiska!” Odparłem: „Posłuchaj wujku, cuda stoją w sprzeczności z wszelkimi naukowymi prawami. Te prawa odkryli wielcy ludzie, tacy jak Einstein.” Wymieniłem wiele sławnych nazwisk, ale nie wywarły na nim wrażenia! Nie potrafiłem go przekonać. Wkrótce zdarzyło się, że przyjechałem tutaj. To długa historia i nie będę wystawiał na próbę twojej cierpliwości. Przecież to ty masz opowiadać. Krótko mówiąc, przyjechałem wygłosić referat na Letnim Kursie (w Brindawanie). Na Kurs zaprosił mnie rezydujący prorektor, profesor Sampat. Znałem go bardzo dobrze. Plan był taki, że zrobię to w dniu swojego przyjazdu. Ale poprzedniego wieczoru został zamordowany Premier Indii Rajiv Gandhi. Indie stanęły w ogniu i wszystko zostało wstrzymane! Ale Swami powiedział: „Wygłosi pan prywatny wykład w jadalni akademika.” Ponieważ przekształciło się to w prywatną sprawę, Baba polecił profesorowi Sampatowi: „Powiedz chłopcom, że tam będę, inaczej nie przyjdą na spotkanie.” Wstawiono fotel i ogłoszono, że Swami zaszczyci nas Swoją obecnością. Stołówka wypełniła się po brzegi! Był to okres, gdy budowano szpital i Swami nieustannie konsultował się z lekarzami. Wyznał więc Sampatowi: „Nie przyjdę. Ty to poprowadź.” Więc Sampat przedstawił mnie studentom, a potem popatrzył na mnie i powiedział: „Doktorze Venkataraman, to jest fotel Swamiego. Proszę nie myśleć, że jest pusty. Swami jest tutaj i słyszy każde słowo.” Potraktowałem te słowa z wyrozumiałością, powstrzymując się od komentarza. Wygłosiłem referat i mogłem wyjechać. Nie byłem pewien, w jaki sposób uda mi się wrócić do Hyderabadu, ponieważ cały kraj wrzał. Profesor Sampat zaproponował: „Chodź, zaprowadzę cię na darszan.” Weszliśmy więc do budynku obok, do Trayee Brindavan, będącego rezydencją Swamiego. Swami ze mną rozmawiał. Między innymi zastanawialiśmy się, w jaki sposób mogę wrócić do domu. Ostatecznie polecił profesorowi Sampatowi: „Wsadź go do samochodu i wyślij na lotnisko.” W tym czasie drogi były puste. Podróżowało się łatwo, bez kłopotu. Swami stał na progu, ja obok Niego. Obdarzył mnie błogosławieństwem i zmaterializował wibhuti. Byłem porażony! Znalazłem się w pułapce! Przyjąłem wibhuti bez słowa i zawinąłem je w papier. Potem kierowca zawiózł mnie na lotnisko. Powiedziałem do niego: „Tam mieszka moja matka. Jedźmy do niej.” Odrzekł: „Pan chyba żartuje. Nie wjadę do miasta!” Sprzeciwiłem się: „Chwileczkę! Niech pan to zrobi dla mnie. To tylko kilka minut.” Wstąpiłem do mamy, ofiarowałem jej odrobinę świętego popiołu i opowiedziałem o wszystkim wujkowi. Rzucił mi znaczące spojrzenie i powiedział: „To ty byłeś tym facetem, który zaprzeczał istnieniu podobnych rzeczy. Porozmawiamy później.” Miał rację! Oczywiście, od tego czasu widziałem mnóstwo cudów. Nie tak spektakularnych jak te z lat 50-tych. Pomiędzy rokiem 40 a 50 Baba czynił zdumiewające rzeczy! Napatrzyłem się jednak na cuda. A potem, gdy przestudiowałem Wedantę, zrozumiałem, że Swami posiada moc przemieniającą energię świadomości bezpośrednio w materię, podczas gdy energia fizyczna, którą my zamieniamy w materię poprzez wzór E=mc2, jest niższą formą energii świadomości. Nawet Big Bang[5] wyłonił się ze swego rodzaju Czystej Świadomości. Ponieważ Swami jest Ucieleśnieniem Czystej Świadomości, więc może bezpośrednio przemieniać świadomość w materię. Tak to sobie racjonalnie wytłumaczyłem, chociaż dużo później. Kiedy ujrzałem to po raz pierwszy, przeżyłem potężny 10 000 woltowy szok!

dr Michael Congleton: Tak, wyobrażam to sobie. Przeżyłem to samo! Powróćmy jednak do San Diego. Chodziłem do pracy, uczęszczałem z Sandweissem do miejscowego Ośrodka i dużo czytałem o Swamim.

Prof. Venkataraman: Czy to w jakiś sposób wpłynęło na twoją egzystencję?

dr Michael Congleton: O, tak! Zacząłem zauważać, że oprócz pogoni za dobrami materialnymi, w życiu liczą się również inne rzeczy. Oraz, jak bardzo ważny jest element duchowy, który tak długo odrzucałem. Chociaż głęboko wierzyłem w Boga, do tamtej chwili skupiałem się głównie na zagadnieniach intelektualnych.

Prof. Venkataraman: Wybacz, że ci przerywam. Czy widziałeś w jodze przede wszystkim ćwiczenie cielesne, wpływające uspakajająco na umysł?

dr Michael Congleton: Początkowo chodziło o fizyczne asany[6] hata jogi. Ale gdy zdobyłem więcej wiedzy, odkryłem istnienie radża jogi, sięgającej dalej niż asany. Oczywiście, studiowałem jogę przez wiele lat. Starałem się ją rozumieć i dzięki temu odkryłem drogi, które pomogły mi dostrzec, w jaki sposób przejawia się w nas duchowość.

Prof. Venkataraman: Czy w jakimś momencie odkryłeś Bhagawad Gitę?

dr Michael Congleton: Tak.

Prof. Venkataraman: Czy zdarzyło się to przed czy po spotkaniu Swamiego?

dr Michael Congleton: Po przyjeździe od Swamiego. Dowiedziałem się wtedy, że Einstein również posiadał Bhagawad Gitę.

Prof. Venkataraman: Naprawdę?

dr Michael Congleton: Tak. Czytał ją.

Prof. Venkataraman: Czy wiesz, że Copenhagen studiował ją w oryginale? Brał lekcje sanskrytu w Berkeley!

dr Michael Congleton: Nie rozumiem jak można czytać sanskryt. Próbowałem tego. Stanie się cud, jeśli Swami pomoże mi go zrozumieć. Wracając do tematu, pracowałem i uczęszczałem do ośrodka Sai. Los zrządził, że Departament Stanu zwrócił się do mnie z pytaniem, czy mógłbym udać się do Bombaju i sprawdzić, jakie są szanse na wymianę technologii medycznych pomiędzy nami a Indiami. Z radością podjąłem się tego zadania i poleciałem do Bombaju.

Prof. Venkataraman: Czy jesteśmy w okolicach 1985 – 1986 roku?

dr Michael Congleton: Był chyba rok 1987. Tak więc, poleciałem do Bombaju i nawiązałem współpracę z Zarządem Miasta. Miałem do czynienia ze szpitalami. Próbuję sobie przypomnieć ich nazwy. Na przykład, ze Szpitalem Króla Edwarda.

Prof. Venkataraman: Tak, Szpital KEM.

dr Michael Congleton: Tak. Zakończyłem serię spotkań i studiów. Miałem jeszcze napisać sprawozdanie dla Departamentu Stanu, ale pomyślałem, że zrobię sobie dwa tygodnie wakacji. Chciałem odwiedzić Swamiego. Więc pojechałem do Bangalore, a tam mi powiedziano, że Swami jest w Kodaikanal, ale za dwa dni wróci do Whitefield. Znalazłem sobie mieszkanie naprzeciwko głównej bramy aszramu i czekałem. Swami powrócił w towarzystwie małej grupy wyznawców. Było ich około 50. Myślałem wtedy, że to tłum, ale to kropla w morzu w porównaniu z tym, co dzieje się dzisiaj! Zebraliśmy się pod drzewem darszanowym i usiedliśmy w liniach.

Prof. Venkataraman: Pamiętam, obok szedu Sai Ram.

dr Michael Congleton: Nawet jeśli ktoś był w ostatniej linii i tak zajmował wspaniałe miejsce! Swami chodził dookoła, ale ja czułem, że całkowicie mnie ignoruje! Zauważyłem, że niektórzy trzymają w ręku listy i podają je Swamiemu. Słuchaliśmy poezji ułożonych i przeczytanych przez jakiegoś Afrykańczyka. Pomyślałem wtedy: „Napiszę krótki wiersz i poproszę Swamiego o interview.” Więc, Swami wyszedł, zrobił rundę, wziął moją prośbę w formie wierszyka i rzekł: „Go!” Udałem się do campusu i przeżyłem pierwszą audiencję u Swamiego. Był rok 1987. Kiedy weszliśmy do pokoju interview, kobiety usiadły po jednej stronie, a mężczyźni po drugiej. Baba podszedł do wyłącznika w ścianie, zerknął na wiatrak przymocowany do sufitu, zwrócił się w naszą stronę, wyciągnął rękę i powiedział: „OK. 60 rupii. Należność za usługę!” Potem podszedł prosto do mnie. Siedziałem z przodu, naprzeciwko dwu bliźniaczek z Indii. Swami zakreślił ręką koło i tuż przede mną pojawiło się 10 000 dolarów amerykańskich w banknotach 1000 dolarowych. Trzymał je blisko mojej twarzy! Przyjrzałem im się. Były używane! Nigdy przedtem nie widziałem takich nominałów i nie mogłem wyobrazić sobie nikogo, kto mógłby się nimi posługiwać!

Prof. Venkataraman: Dziesięć ‘paczek’!

dr Michael Congleton: Tak, 10 000 dolarów amerykańskich! Odwrócił dłoń wnętrzem do ziemi i dolary przemieniły się w nicość – znikły na moich oczach! A On powiedział: „Pieniądze nie znaczą nic. Trwa jedynie miłość!”

Prof. Venkataraman: Czy to nie zadziwiające, że urządził tego rodzaju pokaz?

dr Michael Congleton: Tak! Popatrzył na panie siedzące naprzeciw mnie. Nie odezwały się ani słowem. Pokiwał głową i rzekł: „Pięć minut przyjemności oraz 23 godziny i 55 minut bólu i cierpienia!” Ponownie zakreślił ręką koło i zmaterializował dżapamalę, różaniec! Trzymał ją w dwóch palcach i pozwolił jej spłynąć do dłoni. Pociągnął lekko za górny koralik i nagle rozdzieliła się na dwie male! Przypominało to obieranie banana. Rozdzielił je. Najpierw była jedna mala, a potem dwie – klik, klik, klik. Dwie identyczne male. Po jednej dla każdej z bliźniaczek!

Prof. Venkataraman: Skąd były te bliźniaczki?

dr Michael Congleton: Nie jestem pewien.

Prof. Venkataraman: Były Hinduskami?

dr Michael Congleton: Tak, to były hinduskie kobiety. Swami zmaterializował również zegarek (watch) dla obecnego tam studenta. Później dowiedziałem się, jakie znaczenie mają poszczególne litery tego słowa: „Zważaj na swoje słowa, czyny, myśli, charakter i serce.” (Watch your words, actions, thoughts, character and heart.)

      Baba brał każdego na prywatną rozmowę. Wyszedł, rzekł do mnie: „Jesteś następny!” i zaprosił do środka. Miałem ze sobą dżapamalę i wyrzeźbione w kwarcu jajo, naśladujące śiwalingę[7]. Chciałem, żeby Baba je pobłogosławił. Najpierw powiedział: „Za dużo się martwisz! Martwisz się przeszłością i przyszłością, martwisz się o rodzinę i martwisz się o pracę! Ja będę się za ciebie o to martwił. Ty martw się tylko o teraźniejszość!” Potem wskazał na Siebie, skierował palce w górę i w dół i wyjaśnił: „Wszechobecny!” Następnie przyjrzał się przyniesionym przeze mnie przedmiotom. Wziął do ręki kwarcowe jajo i stwierdził: „To nie jest śiwalingam. Jutro zrobię dla ciebie prawdziwy śiwalingam. Bądź gotowy.” Rozważył moje sprawy osobiste, a potem wróciliśmy do pokoju interview. Rozmawiał ze wszystkimi a kiedy skończył, dał każdemu wibhuti. Niósł niewielki koszyczek wypełniony paczuszkami wibhuti i każdemu wręczał całą ich garść! Wychodziłem z pokoju pierwszy. Ktoś upuścił swoje wibhuti i kiedy schylałem się, żeby je podnieść, Swami roześmiał się i zapytał: „Chcesz więcej?” Odwróciłem się w Jego stronę i odpowiedziałem: „Oczywiście!”. Więc wręczył mi kolejną garść świętego popiołu. Opuściłem pokój interview razem ze wszystkimi. Później, tego samego wieczoru, zacząłem się zastanawiać: „Co Baba miał na myśli, mówiąc: ‘Bądź gotowy’?”

     Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, po prostu chciałem zapamiętać spotkanie ze Swamim i porozmyślać o Nim. Nagle usłyszałem pukanie. Wynajmowałem pokój w domu stojącym naprzeciwko głównej bramy aszramu. Otworzyłem drzwi. Jakaś pani, mówiąca z angielskim akcentem, zwróciła się do mnie i poprosiła: „Właśnie przyjechaliśmy z Australii. Czy mój syn mógłby z panem zamieszkać?” Nie ucieszyła mnie perspektywa goszczenia kogokolwiek. Szybko jednak rozważyłem jej sytuację i powiedziałem: „Oczywiście, czemu nie?” Poszła po syna i za kwadrans zapukała ponownie. Spodziewałem się 10 – 15 letniego chłopca. Zamiast tego ujrzałem faceta mającego, co najmniej 6,5 stopy wzrostu i ważącego ponad 200 funtów[8]. Miał sylwetkę futbolisty, ale nosił kowbojskie buty, kowbojski kapelusz oraz kowbojską koszule i spodnie. Był australijskim kowbojem! Spojrzałem na niego i powiedziałem: „Witam cię. Wejdź do środka.” Roześmiał się i rzekł: „Nie, prześpię się na werandzie.” Następnego ranka, gdy wychodziłem na darszan, wciąż jeszcze spał. Obudziłem go i wyjaśniłem: „Musimy iść na darszan. Swami zaraz wyjdzie.” I poszedłem. Miałem szczęście. Dostałem miejsce w pierwszym rzędzie. Usiadłem, zastanawiając się, co Swami miał na myśli, kiedy powiedział: „Bądź gotowy”. Pomyślałem sobie, że Swami może uczynić coś podczas darszanu, dlatego poprosiłem siedzącego obok mnie pana, żeby zrobił zdjęcie, gdyby się coś działo. W tamtych czasach wolno było wejść na plac darszanowy z aparatem fotograficznym. Mijając mnie, Swami powiedział: „Idź!” Więc wyszedłem, żeby zaczekać przed Jego rezydencją. Kiedy minąłem róg domu, chcąc przyłączyć się do wielbicieli zaproszonych na interview, zobaczyłem australijskiego kowboja i jego matkę! Oni również zostali wybrani. Weszli do pokoju, a Swami coś szybko do nich powiedział. Zabrał mężczyznę na prywatną rozmowę. Kiedy wyszli, skinął, żebym podszedł i podał mu kwarcowe jajo, które ze sobą przyniosłem. Wziął je, podniósł wysoko, aby każdy mógł je zobaczyć i zapytał zgromadzone osoby: „Co to jest?” Nikt Mu nie odpowiedział. Wtedy wyjaśnił: „To szkło. Uczynię z niego prawdziwy śiwalingam.” Położył kwarcowe jajo na prawej dłoni i uniósł je do góry. Kilkakrotnie lekko na nie dmuchnął, nie poruszając ręką. Przemienił je z pokrytego kwarcową siatką jaja w lity, czarny lingam Śiwy! Pokazał go wszystkim i rzekł: „To jest prawdziwy śiwalingam! Zbudowany jest z pięciu żywiołów.” Przerwał i patrząc na mnie zapytał: „Do kogo należy?” Uniosłem wzrok i odpowiedziałem: „Do Ciebie, Swami.” Uśmiechnął się, pokiwał potakująco głową i wyciągnął z mojej kieszeni jedwabną chustkę. Owinął w nią lingam i umieścił go w kieszonce mojej koszuli. Potem mi polecił: „Każdego wieczoru wkładaj go do wody. To uspokoi twój umysł.” Mam ten lingam ze sobą od 20 lat i każdego wieczoru wkładam go na noc do wody. Swami mi go wypożyczył. Wciąż należy do Niego. Wielokrotnie, odwijając jedwabną chustkę, zastanawiałem się, czy wciąż jeszcze jest ze mną, czy też Swami już go odebrał. Wierzę, że On wznosi się ponad czasem i przestrzenią, że może sięgnąć po wszystko. Podczas tych 20 lat przebyłem ponad 2 miliony mil, wliczając to podróże służbowe i wakacje. Śiwalingam zawsze podróżuje ze mną. Mam go ze sobą także teraz.

Prof. Venkataraman:  Czy możemy na niego popatrzeć?

dr Michael Congleton: Tak.

 (Michael wyjmuje lingam i pokazuje go profesorowi Venkataramanowi)

 Prof. Venkataraman: Czy mogę cię o coś zapytać? Czy tamto szklane jajo posiadało ten sam rozmiar, czy może było większe?

dr Michael Congleton: Już wcześniej zadawano mi to pytanie. Nie potrafię na nie odpowiedzieć. Nie wiem czy było takie samo, mniejsze czy większe. Chyba było takie samo. Swami dysponuje nieograniczoną potęgą, może stwarzać co zechce i kiedy zechce. Wierzę, że potrafi dowolnie przekształcać stworzone przez siebie rzeczy.

Prof. Venkataraman: O, tak! Musiałeś słyszeć opowieść o krzyżyku Jacka Hislopa.

dr Michael Congleton: Tak, mam szczęście bardzo dobrze znać Jacka.

Prof. Venkataraman: Naprawdę?

dr Michael Congleton: Tak. Pozwolił mi nawet potrzymać krzyżyk i dokładnie go obejrzeć. Swami zrekonstruował drewno krzyżyka z cząstek krzyża, do którego przybito Chrystusa. Do tej pory rozłożyło się na atomy. Żeby stworzyć krzyżyk dla Jacka, Swami zebrał je razem.

Prof. Venkataraman: Skoro wspomniałeś o śiwalindze i swojej kieszeni, to czy nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym krótko opowiedział pewną historyjkę?

dr Michael Congleton: Oczywiści, opowiedz!

Prof. Venkataraman: Wydarzyło się to we wczesnych latach 90-tych, nie pamiętam, w którym roku, podczas Letniego Kursu. Letnie Kursy odbywały się zwykle w maju, tuż przed otwarciem college’u, aby chłopcy mogli dowiedzieć się czegoś o duchowości. Najważniejszym punktem programu były wieczorne dyskursy Swamiego. Swami zatoczył krąg dłonią i stworzył lingam. Następnie podarował go prorektorowi, panu Sampat, dodając: „Uważaj, nie zgub go. Jest bardzo cenny.” Zawinął lingam w papier i wsunął mu go do kieszeni. Potem powiedział: „Wybierzmy się na przejażdżkę.” Zwykle wsiadał do samochodu i jechał pod prąd! Samochody sunęły w stronę Bangalore, a On chciał się wydostać z korka. Samochody zjeżdżały na boki, Swami wracał do aszramu i wygłaszał dyskurs w audytorium college’u. Wsiedli do wozu. Profesor Sampat siedział z przodu, obok kierowcy, Swami z tyłu. Po pokonaniu pewnego dystansu, Baba powiedział: „Sampat! Podarowałem ci lingam, teraz chcę, żebyś Mi go oddał.” Profesor Sampat włożył rękę do kieszeni i nie znalazł lingamu. Zaczął się pocić jak mysz!

dr Michael Congleton: Och!

Prof. Venkataraman: Mruczał coś pod nosem, jąkając się. Nie wiedział, co zrobić! Swami powtórzył: „Chcę dostać lingam z powrotem! Już ci mówiłem. Nie słyszałeś?” „Próbuję się do niego dostać, Swami. Swami zdziwił się: „Cóż to znaczy, że próbujesz się do niego dostać? Po prostu wyjmij go z kieszeni i podaj Mi!” Sampat wyjaśnił: „Swami, sądzę, że mógł mi wypaść na podłogę.” Gdy przeszukiwał samochód, Swami rzekł: „Jesteś bardzo nieuważny! Mówiłem ci, że lingam jest bardzo cenny. Co tu się właściwie dzieje? Dlaczego uczyniłem cię prorektorem?” Oczywiście, żartował sobie z niego! Lecz Sampat uległ panice! Wolałby znaleźć się na końcu świata, na biegunie północnym lub południowym! Wtedy Swami powiedział: „Nie martw się! Jest zbyt cenny, żebym mógł ci go powierzyć. Dlatego go zabrałem!” Ten człowiek od razu się uspokoił! Więc tak to się dzieje. Czasami On nie życzy sobie, żeby lingam z kimś przebywał, czasami pozwala ludziom tylko na niego patrzeć, ale nie dotykać. Istnieją różne warianty tej sytuacji.

dr Michael Congleton: Tak.

Prof. Venkataraman: Czasami go komuś przekazuje. Jeśli chodzi o lingam, to słyszałem, że daje wielu osobom takie samo polecenie: „Składaj mu ofiarę z wody. Potem tę wodę wypij.” Jest tu nasza dawna studentka – absolwentka College’u w Anantapur – córka lekarza ze Sri Lanki, pracującego w miejscowym szpitalu. Od czasu, gdy u nas studiowała, upłynęło już wiele lat. Wyszła za mąż za rodaka. Osiedlili się w Nowej Zelandii. Ponieważ on pracuje dla Organizacji Narodów Zjednoczonych, mieszkają teraz na Cyprze. Odwiedziłem ich w domu w Nowej Zelandii. Swami podarował jej lingam, podobny do tego. Medytowała i polewała go wodą, a potem ją wypijała. Jej mąż miał kolegę, Nowozelandczyka – Kiwi – który zapadł na śmiertelną chorobę. Próbował różnych leków, lecz żaden mu nie pomógł. Ogromnie cierpiał. Powiedział do jej męża: „Posłuchaj! Nie wiem, co robić. Rozmyślam o samobójstwie!” Był zdesperowany. Mąż naszej absolwentki odparł: „Skoro próbowałeś wszystkiego, zasugeruję ci coś jeszcze. Zgodzisz się?” „Zgodzę się na wszystko. Jestem załamany!” – odpowiedział mężczyzna. Wówczas usłyszał: „Musisz mieć wiarę.” Zapytał: „Co to takiego?” „Każdego dnia przyniosę ci miarkę wody. Wypijesz ją.” „Dobrze, spróbuję” I w ciągu tygodnia, czy kilku dni ból zaczął ustępować i wkrótce ten mężczyzna wyzdrowiał – ponieważ zapragnął uwierzyć. Jest wiele podobnych historii.

dr Michael Congleton: Ta jest cudowna!

Prof. Venkataraman: Czy masz jakieś niezwykłe doświadczenia związane z tym lingamem? Czy ustrzegł cię od jakiegoś nieszczęścia?

dr Michael Congleton: Cóż, prawdopodobnie czynił to wiele razy.

Prof. Venkataraman: Naprawdę? Chciałbym, żebyś podzielił się z nami chociażby jednym takim przeżyciem.

dr Michael Congleton: Wożę ten lingam ze sobą wszędzie. Jak wspomniałem, dużo podróżuję. W rezultacie, jestem wystawiony na mnóstwo zaskakujących sytuacji, lecz pokonuję je bez trudu!

Prof. Venkataraman: Masz na myśli podróże z Flotą?

dr Michael Congleton: Podróże z Flotą oraz ze spółką, dla której pracowałem jako specjalista od ochrony zdrowia. Kiedy opuściłem Flotę, otrzymałem pracę w spółce. Miałem im pomóc w przeprowadzeniu kilku wielkich projektów prewencyjnych. Jednym z nich było stworzenie w szpitalu szczegółowego systemu informacyjnego. Obecnie jest to jeden z największych szpitalnych systemów informacyjnych na świecie. Efektem pracy w szpitalnym biznesie były podróże po świecie i uświadamianie ministrom zdrowia, jak ważne jest przejście od medycznej informacji papierowej do medycznej informacji elektronicznej. Częste podróżowanie oznacza lądowanie i łapanie połączeń. Kiedyś zatrzymałem się we Frankfurcie. Policja niemiecka postawiła na lotnisku barykadę. Przeszukiwała pasażerów i bagaże. Oklepując mnie, policjant poczuł na szyi zawiniątko. Stwierdził: „Sprawdźmy, co to jest?” Wydostałem je powoli na zewnątrz i powiedziałem: „Proszę tego nie dotykać.” Wyjąłem śiwalingam, podniosłem go do góry, a on przyglądał mu się uważnie, mrużąc oczy. Przekonany, że lingam nie stanowi zagrożenia, powiedział: „W porządku.” Zawinąłem go z powrotem w jedwabną chusteczkę, ucałowałem i dotknąłem do czoła. Policjant roześmiał się i powiedział: „Ach, to talizman!” Swami ratuje mnie, tak samo jak wszystkich, w wielu trudnych sytuacjach. Przykładem niech będzie doświadczenie, jakiemu tydzień temu zostały poddane moja żona i synowa podczas podróży do Puttaparthi. Kiedy znalazły się na Heathrow, okazało się, że być może na lotnisku jest bomba. Zamknięto terminale i ewakuowano na parking około 3 000 osób, w tym moją żonę i synową. Ogłoszono, że wszystkie loty europejskie i długodystansowe zostają odwołane. Moja żona i synowa zaczęły się obawiać, że ich podróż do Bangalore może nie dojść do skutku. Władze podały, że na lotnisko będą mogli wrócić jedynie ci pasażerowie, których lot zostanie zapowiedziany. Okazało się, że lot do Indii nie jest zawieszony. Przez kilka godzin uważnie nadsłuchiwały, czekając na komunikat. Stały na dworze i zaczęło padać. Pasażerowie, zostawieni samym sobie, blokowali drzwi pozostałym podróżnym. Podchodzili coraz bliżej do wejścia, w nadziei, że zostaną poproszeni do środka. Wtedy do mojej żony i synowej podszedł jakiś pan i zapytał: „Czy panie lecą do Bangalore?”

Prof. Venkataraman: Czy był Hindusem?

dr Michael Congleton: Nie, nie był. Moja żona, Carol, powiedziała, że miał na imię Andy. Odpowiedziały: „Tak, udajemy się do Bangalore.” Jak wspomniałem, czekając na swój lot, bardzo uważnie słuchały komunikatów. Niczego nie usłyszały. Andy jednak powiedział: „Ja również jadę do Bangalore. Właśnie ogłosili wasz lot. Musicie wrócić do terminalu i przejść przez bramki security.”

Swami z rodziną dr-a Michaela W. Congletona (syn, żona i synowa) 

Pomógł im przedostać się przez zbity tłum ludzi stojących przed drzwiami. Kiedy weszły, odwróciły się, żeby mu podziękować, lecz okazało się, że znikł! Kiedy znalazły się na pokładzie samolotu do Bangalore, ponownie go szukały, ale bezskutecznie. Nie poleciał nim!

Prof. Venkataraman: Andy wykonał swoje zadanie!

dr Michael Congleton: Tak. Zastanawia mnie to imię – Andy. Założę się, że powiedział ‘Handy’[9]! Za tym niewątpliwie kryje się Swami! Dziękuje, Swami! Tego typu wydarzenia spotykają nas codziennie. Zwykle nawet ich nie zauważamy! Wielokrotnie w życiu ktoś niespodziewanie nam pomaga. Często myślę, że robi to Swami!

Prof. Venkataraman: Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości! Powtarza nieustannie: „Przychodzę w bardzo wielu formach!”

dr Michael Congleton: Tak!

Prof. Venkataraman: Jestem pewien, że znasz słynne opowiadanie Tołstoja o szewcu Marcinie? Czytałeś je?

dr Michael Congleton: Nie.

Prof. Venkataraman: To jedno z moich ulubionych opowiadań. Jego bohaterem jest rosyjski szewc. Był mroźny zimowy wieczór. Poprzedniej nocy szewc miał wizję i usłyszał głos Chrystusa: „Marcinie, odwiedzę cię jutro.” Marcin bardzo pragnął powitać Pana. Gdy się obudził tego ranka, do jego chaty wszedł głodny i przemarznięty chłopiec. Szewc poczęstował go herbatą i chlebem. Potem przyszła młoda kobieta z małym dzieckiem. Oboje trzęśli się z zimna. Zaprosił ich do izby, posadził blisko pieca, poczęstował gorącą herbatą, a dziecku dał coś do zjedzenia. Na koniec przyszedł starzec. Szewc ponownie zagrał rolę gospodarza, czuł się jednak ogromnie rozczarowany. Kiedy zamknął na noc drzwi i przygotował się do spania, podszedł do ołtarza i powiedział: „Panie, tak bardzo na Ciebie czekałem! Dlaczego nie przyszedłeś?” Usłyszał głos, który odpowiedział: „Marcinie! Marcinie! Przyszedłem trzykrotnie! Nie rozpoznałeś mnie?” Tak, Pan przybywa do nas pod różnymi postaciami, nie ma co do tego wątpliwości! Ta piękna historia potwierdza tę prawdę. Pan przychodzi do nas w różnych formach, lecz my Go nie rozpoznajemy.

dr Michael Congleton: Tak, tak, tak to właśnie się dzieje!

Prof. Venkataraman: A teraz, jak mówią amerykańscy dziennikarze, zanim się pożegnamy, zadam ci kilka pytań. Pierwsze brzmi następująco: „Czy miałeś trudności z pogodzeniem nauk Swamiego ze zdobytą wiedzą naukową? Rozumiesz, wiedza naukowa narzuca ci określony punkt widzenia, zwłaszcza, że podobnie jak ja, zajmujesz się fizyką.

dr Michael Congleton: Tak. Pozwól mi w związku z tym powrócić na chwilę do moich studiów.

Prof. Venkataraman: Oczywiście!

dr Michael Congleton: Swami pomógł mi patrzeć na problemy z trochę innego punktu widzenia niż perspektywa naukowa. Kiedy ukończyłem wyższe studia z fizyki, miałem do czynienia z zaawansowaną fizyką eksperymentalną. Samodzielnie budowałem większość potrzebnego mi sprzętu. Skonstruowałem szklaną komorę próżniową. Fizyka eksperymentalna była moim hobby. Któregoś popołudnia odwiedził mnie promotor i oświadczył, że spodziewa się absolwentki z Chin, która pod jego kierunkiem będzie pisać pracę doktorską. Prosił, żebym pomógł jej urządzić laboratorium. Wyraziłem zgodę i w konsekwencji spotkałem się z nią, by dowiedzieć się, czego konkretnie potrzebuje. Aż do tego punktu mojej kariery naukowej, gdyby ktokolwiek próbował mnie przekonywać o możliwości istnienia telepatii, duchów, telekinezy czy innych zjawisk paranormalnych, zacząłbym wątpić w jego wiarygodność. Pomyślałbym: „Ma nie po kolei w głowie.” W czasie naszego spotkania studentka z Chin oświadczyła: „Pragnę udowodnić, że rośliny posiadają uczucia.” Rozumiesz jak to we mnie uderzyło. W tym czasie byłem typowym naukowcem.

Prof. Venkataraman: Pomyślałeś, że ma ona pomysły nie z tej ziemi?

dr Michael Congleton: Tak! Zastanawiałem się: „W co ja się wpakowałem? Jak profesor mógł przyjąć ją na doktorantkę?” Mimo tych wątpliwości, zgodziłem się jej pomóc. Podłączyłem sprzęt rejestrujący do korzeni roślin i pokazałem jej, jak się nim posługiwać. W tym czasie finalizowałem doktorat z fizyki. Wszystkie wieczory, aż do późnej nocy, spędzałem w laboratorium, porządkując dane i pisząc rozprawę. W dwa tygodnie później zacząłem się zastanawiać, jak nasza Chinka radzi sobie z doświadczeniami. Zszedłem do jej pracowni. Nikogo tam nie było. Włączyłem sprzęt i stanąłem z dala od roślin. „Sprawdźmy, czy posiadają jakieś uczucia lub emocje.” Skupiłem się i wysłałem silną myśl: „Zaraz wyrwę was z doniczek, podpalę i wyrzucę przez okno.” Sprzęt zareagował natychmiast. Wskaźniki niektórych urządzeń osiągnęły punkt krytyczny! Byłem poruszony. Zacząłem się zastanawiać, czy uda mi się powtórzyć to doświadczenie. Zacząłem je straszyć od nowa (że je wyrwę, spalę i wyrzucę). Jednak odczyty były teraz o wiele niższe niż za pierwszym razem. Spróbowałem ponownie i tym razem aparatura nawet nie drgnęła. Zastanawiałem się, czy mogły się zorientować, że blefuję. To przeżycie sprawiło, że zacząłem podejrzewać, iż poza płaszczyzną czysto fizyczną, znajduje się coś więcej.

Prof. Venkataraman: Czy słyszałeś o eksperymentach Roberta Jahn’a w Princeton?

dr Michael Congleton: Tak.

Prof. Venkataraman: Robert Jahn przeprowadzał eksperymenty kwantytatywne][10]. Był profesorem inżynierii lotniczej. Jego kolega wyjeżdżał bodajże na urlop i powiedział: „Zajmij się moim doktorantem.” Jahn zgodził się. To wiązało się z telekinezą. Masz maszynę i próbujesz ją o czymś w myślach przekonać. „O, maszyno! Działaj tak!”

dr Michael Congleton: Hmm!

Prof. Venkataraman: Jahn pomyślał, że doktorant zwariował! Dał jednak słowo, więc pomógł studentowi ustawić aparaturę. Był dobrym inżynierem. Po jakimś czasie student przyniósł mu wyniki, na jakie zupełnie nie był przygotowany. Mimo to, polecił mu: „Przeprowadź analizę... przetestuj wyniki pod kątem powtarzalności statystycznej”, itd. Potem rzekł sobie: „Sam spróbuję.” Miał generator liczb losowych. Zebrał ochotników, którzy koncentrowali się na nim, powtarzając: „nie działasz losowo, nie działasz losowo”, lub coś podobnego i otrzymali liczby daleko odbiegającą od zwykłych, losowych liczb wg Gaussa[11]. I wtedy stwierdził: „To nieprawdopodobne! Nie mogę w to uwierzyć.” Uściślił kontrolę. Ostatecznie urządził całą pracownię i spędził w niej dwa lata. Napisał nawet rozprawę pt. „Kwantowa teoria świadomości”. Był człowiekiem Princetonu. Teraz jest już w podeszłym wieku. Część z tych rzeczy ogłosił w czasopiśmie naukowym ‘Proceedings of IEEE[12]’. Oczywiście, wiele osób powie, że to pseudonauka. Wiesz jednak, że był rasowym profesorem z Princetonu – z którego nie można było kpić. Sądzę, że ludzie, którzy nie chcieli mu uwierzyć, przenieśli go w stan spoczynku.

Przypominam sobie jak do Swamiego przyjechał dr Krucoff z Durham Medical Center, który prowadził kontrolowane doświadczenia na pacjentach. Wybrał grupę chorych, za których modlono się w kilku miejscach – w Jerozolimie, w Waszyngtonie, w buddyjskim klasztorze w Tybecie i w Turcji. Ci chorzy najszybciej powrócili do zdrowia. Jednym słowem, zachodzi prawdopodobieństwo istnienia telepatii. Czy kiedykolwiek słyszałeś, jak Hislop opisuje swoje przeżycie z płaczącym sari?

dr Michael Congleton: O, tak, tak!

Prof. Venkataraman: Więc słyszałeś. To był ekstremalny przykład, który Swami przywołał tylko po to, żeby pokazać Hislopowi, że nawet materia nieożywiona posiada pewnego rodzaju świadomość. Nie jest całkowicie od niej wolna. Jeśli już mówimy o materii nieożywionej oraz o wszystkim, co jest z niej zbudowane i wzięło się ze Świadomości, to najbardziej przekonywująco wypowiedział się w tej sprawie George Walt, laureat nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, przyznanej mu za odkrycia dotyczące pracy oka. Rzekł: „Jako naukowiec, wzbraniam się przed powiedzeniem tego, jednak zmuszony jestem przyznać, że materia jest wytworem umysłu, a istota ludzka jest ostatecznym i najwyższym awatarem umysłu, ponieważ w niej zakwita poczucie świadomość.” Nie pamiętam dokładnie jego słów. Był to rodzaj niechętnego uznania przez Howarda Dona, który twierdzi: „Musicie zaakceptować i uznać wszystkie rzeczy wynikające z tekstu Bhagawad Gity. Upewniła mnie ona, że jeśli cofniemy się odpowiednio daleko, dotrzemy do pierwotnego, odwiecznego źródła energii, którym jest Energia Świadomości.” Interesujące jest także to, że Freeman Dyson, o którym musiałeś słyszeć, wykonał całą tę niewiarygodną pracę w Quantun Electro Dynamics, a potem, jak sam to opisuje, zaprzedał swoją duszę diabłu. Pracował w Los Alamos konstruując bombę wodorową. Jako człowiek McArthura, napisał do ‘Reviews of Modern Physics’ kilka artykułów na temat ‘życie bez ciała i krwi’, poświęconych świadomości, samodzielnie istniejącej we wszechświecie, to znaczy, gdy warunki na planetach stają się zbyt trudne, by mogło na nich utrzymać się życie. To bardzo poważne rozważania. Oczywiście, przeprowadził mnóstwo obliczeń. Więc, kiedy to przeczytałem oraz dowiedziałem się, że Schroedinger[13] studiował Wedantę i wierzył w Atmę, poczułem, że istnieje coś bardzo odległego od tego, z czym mamy do czynienia, na co dzień oraz że okazywanie sceptycyzmu byłoby w tym wypadku przejawem niedojrzałości.

dr Michael Congleton: Tak, niewątpliwie nauczyłem się wierzyć, że jeśli trzymamy się nauk Swamiego, głębiej doświadczamy swojej duchowości.

Prof. Venkataraman: Który aspekt nauk Swamiego przemawia do ciebie najbardziej?

dr Michael Congleton: Ten, który mówi, żeby kochać Go nade wszystko, a bliźniego swego jak siebie samego. To najważniejsze.

Prof. Venkataraman: Mnóstwo ludzi nie może uwierzyć, że miłość może przynieść efekty. To epoka przemocy. Dostrzegają się ją wszędzie, przemoc jest jedyną możliwą odpowiedzią.

dr Michael Congleton: Jeśli przyjrzysz się rezultatom, zobaczysz, że ta teoria z miłością, to nieprawda – przemoc wywołuje przemoc.

Prof. Venkataraman: Załóżmy, że ktoś ci mówi: „Daj spokój, nie próbuj mi wmawiać, że można zmienić ludzi za pomocą miłości!” Co byś na to odpowiedział?

dr Michael Congleton: Cóż, powiedziałbym: „To nie potwierdzona informacja. Nie sprawdzałeś, jak ona działa.”

Prof. Venkataraman: Czy możesz podać przykład miłości triumfującej nad racjonalnym podejściem?

dr Michael Congleton: Gandhi – niekrzywdzenie i miłość!

Prof. Venkataraman: Nie, chodzi mi o kogoś, kogo znasz, kto sam tego doświadczył. Czy Hislop, Sandweiss, Hal Honig, lub ktokolwiek inny, nie opowiadali ci o takim przeżyciu?

dr Michael Congleton: Znam historię człowieka, z którym niedawno rozmawiałem – doktora Upadhyii.

Prof. Venkataraman: Jest okulistą w Wielkiej Brytanii.

dr Michael Congleton: Mówił, że pojechał do Bośni. Mieli tiry wypełnione lekami i środkami ratującymi życie, które chcieli dostarczyć do obozów dla uchodźców. Problem polegał na tym, że aby to zrobić, należało pokonać bardzo niebezpieczne tereny. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że nie podoła temu ani kierowca, ani tir. Pewnego dnia poproszono go, żeby porozmawiał z kimś, kto nosił się z zamiarem skrócenia własnego życia. Ten człowiek trafiał do dr Upadhyii jako pacjent. Powiedział, że jest bogaty, lecz bardzo nieszczęśliwy. Chciał popełnić samobójstwo. Uważał, że Bóg nie istnieje i nie ma powodu, żeby on sam żył dalej. Doktor Upadhya pomyślał przez chwilę, a potem zadał mu pytanie: „Czy zechce pan, ze względu na mnie, odłożyć tę sprawę na 30 dni? Mężczyzna zdziwił się: „Co pan ma na myśli?” Dr Upadhya wyjaśnił: „Wykonujemy bardzo niebezpieczną pracę. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo zranienia lub utraty życia. Zadanie polega na dostarczeniu leków i sprzętu ludziom w potrzebie. Nie możemy nikogo namówić, żeby to zrobił.” Mężczyzna odrzekł: „Ja mogę to zrobić. Rozwiozę zaopatrzenie”. Wsiadł do tira, dotarł do wiosek i rozprowadził leki. Obdarzeni przez niego ludzie odczuwali ogromną radość. Okazywali mu wdzięczność i miłość! To doświadczenie zmieniło go z niedoszłego samobójcy w kogoś, kto praktykował miłość w działaniu, bezinteresowne służenie ludziom. Rozwozi towary po całym kraju. Pokonuje niebezpieczne tereny. Znają go władze. Jest jednym z ludzi, którzy mogą dotrzeć to każdego zakątka kraju.

Prof. Venkataraman: Chcesz powiedzieć, że on wciąż to robi?

dr Michael Congleton: Tak, ciągle to robi. Ludzie na stanowiskach, nawet, jeśli się ze sobą nie zgadzają, rozumieją, że trzeba pomagać swoim i pozwalają mu pracować. Myślę, że miłość, jaką otrzymuje, przemienia go. Wierzę, że to samo dzieje się za każdym razem, gdy okazujemy miłość. Miłość zmienia każdego, z kim się spotykamy.

Prof. Venkataraman: To ogromnie interesujące. Człowiek, który chciał ze sobą skończyć, zrezygnował z tego zamiaru, oddał się służbie wypełnionej miłością i zmienił swoje życie.

dr Michael Congleton: Tak.

Prof. Venkataraman: To poruszający przykład. Chciałbym, żeby te sprawy były szerzej znane, żeby ludzie odrzucili rozpacz i zajęli się czymś konstruktywnym i pozytywnym. Gdyby umieli wspólnie pracować i myśleć pozytywnie, stworzyliby podwaliny dla zmian. Bardzo dobrze, że usłyszeliśmy to opowiadanie.

dr Michael Congleton:  Wiesz, pozostaje ono w zgodzie z naukami Swamiego – pragnienia rodzą zniechęcenie i gniew.

Prof. Venkataraman: To absolutna prawda.

dr Michael Congleton: Zaspokojenie pragnienia nigdy nie przynosi prawdziwego szczęścia – zwłaszcza w świecie materialnym. Moje doświadczenie dowodzi, że im więcej mam, tym trudniej jest mi to wszystko utrzymać w porządku.

Prof. Venkataraman: To prawda!

dr Michael Congleton: Jak powtarza Swami: „Im lżejszy bagaż, tym przyjemniejsza podróż.” Dlatego staram się żyć prosto. To o wiele szczęśliwsze życie.

Prof. Venkataraman: Kiedyś pojechałem ze Swamim do Bombaju. Gospodarz przygotował dla każdego z nas coś w rodzaju niewielkiej walizki. Swami wręczył je wszystkim, to znaczy sześciu lub siedmiu osobom. Byłem jednym z obdarowanych. Spojrzałem na Swamiego i rzekłem: „Swami, radziłeś nam zmniejszać bagaż, a teraz go powiększasz!” Odrzekł: „Miałem na myśli inny rodzaj bagażu!” Chciał, żebyśmy się go pozbyli, dlatego nam to dał i wyjaśnił, że myślał o innym bagażu. To było piękne! A teraz już ci dziękuję. Trzymałem cię tutaj ponad godzinę. To była prawdziwa przyjemność. Brakuje mi twojego syna. Następnym razem ugoszczę całą waszą trójkę.

dr Michael Congleton: W 1995 r. mój syn uczestniczył w kursie ‘Summer Showers’. Jest aktywnym młodym człowiekiem. Będzie miał ci wiele do powiedzenia.

Prof. Venkataraman: Tak, zamiast pistoletu wycelujemy w was troje swoje mikrofony i kamery. Powiedziałeś, że przygotujesz się na tę rozmowę. Masz 6 – 7 miesięcy na sporządzenie notatek. Potem czeka cię trudny egzamin.

dr Michael Congleton: Zrobię to! Dzięki za zaproszenie. To było wspaniałe przeżycie.

Prof. Venkataraman: Dla mnie również. Wyjeżdżasz w środę?

dr Michael Congleton: Tak.

Prof. Venkataraman: Życzę ci przyjemnej podróży do domu i dziękuję, że poświęciłeś nam swój czas.

dr Michael Congleton: Dziękuję ci. Spotkamy się, kiedy wrócę tu na Boże Narodzenie!

Prof. Venkataraman: Na pewno. Dziękuję. Sai Ram!

dr Michael Congleton: Sai Ram.

z   http://media.radiosai.org/Journals/Vol_05/01DEC07/14-h2h_special.htm   grudzień-2007 tłum. J.C.

powrót do spisu terści numeru 41 - styczeń-luty-marzec  2008

 [1] W stanie Andhra Pradesh leży Puttaparthi i aszram Swamiego.

[2] szed – mieszkalny barak bez ścianek działowych

[3] amrita – nektar, napój bogów

[4] wibhuti – święty popiół, materializowany przez Śri Sathya Sai Babę

[5] Big Bang – wielki wybuch, w wyniku, którego powstał wszechświat

[6] asana – miejsce, czas i odpowiednia pozycja siedząca w jodze

[7] lingam – znak Śiwy, symbol stworzenia

[8] 198 cm i 90 kg

[9] handy - znajdujący się pod ręką, w pobliżu

[10] kwantytatywne - ilościowe

[11] Carl Friedrich Gauss (1777–1855) - niemiecki matematyk, fizyk, astronom i geodeta. Uznawany jest za jednego z twórców geometrii nieeuklidesowej. Uważany jest za jednego z największych matematyków, przez sobie współczesnych określany był mianem księcia matematyków. Jego badania związane z teorią błędów doprowadziły do odkrycia rozkładu normalnego zmiennej losowej (nazywany także rozkładem Gaussa), który jest najważniejszym rozkładem w teorii prawdopodobieństwa.

[12] IEEE - (ang. Institute of Electrical and Electronics Engineers - Instytut Inżynierów Elektryków i Elektroników) – międzynarodowa, niedochodowa organizacja skupiająca profesjonalistów. Jednym z podstawowych jej zadań jest ustalanie standardów konstrukcji, pomiarów itp. dla urządzeń elektronicznych, w tym standartów dla urządzeń i formatów  komputerowych.

[13]Erwin Schrödinger (1887-1961) – wybitny austriacki fizyk teoretyk, jeden z twórców mechaniki kwantowej, laureat  Nagrody Nobla z dziedziny fizyki w roku 1933 za prace nad matematycznym sformułowaniem mechaniki falowej. Erwin Schrödinger - jedyny syn Rudolfa i Georginy Schrödingerów, po skończeniu gimnazjum zaczął studiować fizykę i matematykę na Uniwersytecie w Wiedniu. Był profesorem: politechniki w Stuttgarcie (1920), Uniwersytetu we Wrocławiu (1921), Uniwersytetu w Zurychu (1921-1927), Uniwersytetu Fryderyka Wilhelma w Berlinie (1927-1933), Uniwersytetu w Oksfordzie (1933-1935) , Uniwesytetu w Grazu (1936-1938) oraz w Institute for Advance Studies w Dublinie (1940-1955).

W 1926 w ciągu sześciu miesięcy opublikował cztery artykuły dające początek falowemu ujęciu mechaniki kwantowej. Pierwszy z nich to Quantisierung als Eigenwertproblem (Kwantyzacja jako zagadnienie własne) opublikowany w „Annalen der Physik". Jest również autorem książki What is Life? (wyd. 1944), w której dowodzi, że życie można ujmować w kategoriach przechowywania i przekazywania informacji biologicznej. Napisał w niej także, że aby zrozumieć życie, należy złamać kod dziedziczenia. Książka ta stała się inspiracją do rozmyślań nad teorią dziedziczenia dla wielu twórców biologii molekularnej, włączając w to m.in. takich wybitnych jak: Francis Crick i James Watson.

Główną zasługą Schrödingera było ujęcie problemu kwantowania jako problemu wartości własnych. Jest autorem tzw. równania falowego (równania Schrödingera), które w mechanice kwantowej ma podstawowe znaczenie.

 
 

Stwórz darmową stronę używając Yola.