ZMARTWYCHWSTANIE I REINKARNACJA

NARODZENI, ABY NIE RODZIĆ SIĘ PONOWNIE

Ojciec Charles Ogada

       „Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: ‘Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza’. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: ‘To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!’ Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: ‘Wstańcie, nie lękajcie się!’ Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko Jezusa.”(Mateusz 17, 1-8)[1]

Jezus pouczył swoich uczniów, aby nikomu nie mówili o tym wydarzeniu, dopóki nie zmartwychwstanie. To znaczy do momentu, dopóki nie ukaże światu, że posiada moc oddania swego życia, „aby je [potem] znów odzyskać”. (Jan 10-18).

         Owo Boskie doświadczenie umocniło w sercach uczniów prawdę o Boskości ich Mistrza. „Tak, On jest zapowiadanym Mesjaszem, Tym, który miał przyjść”. Jednakże w ich umysłach zaświtała wątpliwość. Dawni prorocy podali nieomylne znaki zwiastujące nadejście Pomazańca. Jednym z tych znaków miało być ponowne przyjście wielkiego proroka Eliasza, który żył 850 lat przed narodzinami Chrystusa i który miał przygotować drogę dla Mesjasza. „Oto ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego.” (Malachiasz, 3-23) Ponieważ proroctwo nie spełniło się, uczniowie zastanawiali się, dlaczego Jezus uważa, że jest zapowiadanym Mesjaszem. I w trakcie schodzenia z góry nabrali odwagi, aby Go spytać: „Czemu więc uczeni w piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz”, nim przybędzie Mesjasz?

Jezus, pan czasu, powiedział im, że Eliasz już przyszedł w osobie Jana Chrzciciela, ale ludzie nie rozpoznali go i źle potraktowali. (Mateusz 17:12 i 11:14)

W dramacie Jana Chrzciciela, który był niegdyś Eliaszem, oraz Jezusa, ucieleśniającego Chrystusa, mamy do czynienia z podwójną grą reinkarnacji i zmartwychwstania. Zmartwychwstanie jest urzeczywistnieniem tego, kim jesteśmy. Ponieważ nasza esencja, nasza prawdziwa Jaźń jest istotą wszystkich rzeczy stworzonych i niestworzonych, zmartwychwstanie stanowi wiedzę i całość wszystkiego. Reinkarnacja jest przejawem braku tej wiedzy. To złudzenie, utożsamiające Bezkresnego Nieśmiertelnego Ducha z ograniczeniami ciała i umysłu.

Zmartwychwstanie jest uwieńczeniem reinkarnacji. Jedynym celem narodzin jest przezwyciężenie cyklu narodzin. Rodzimy się, aby nauczyć się, jak nie rodzić się ponownie. Nasz ukochany Swami powiedział w jednym z dyskursów wygłoszonych w Brindawan, że największym podarunkiem, jaki możemy dać Matce, jest nie narodzić się nigdy więcej z łona kobiety.

W ramach procesu wyzwolenia przychodzi nam zmierzyć się z zawiłościami przeznaczenia i wolnej woli, z grą karmy i łaski, a także z tajemnicą cierpienia i śmierci. Jak możemy przezwyciężyć śmierć? Co właściwie miał na myśli Jezus, kiedy powiedział: „Jeśli nie umrzesz, nie będziesz żyć”? Czym jest śmierć? Co musi umrzeć? Co się reinkarnuje? Co zmartwychwstaje? Co jest tym, co się nie rodzi i nie umiera?

Ludzkość zmaga się z tymi pytaniami w każdym stuleciu swojego istnienia. Bez względu na to jak usilnie stara się je zgłębić, ostateczną odpowiedź odnajduje w dniu rezurekcji, wczesnym niedzielnym rankiem, kiedy w sercach wschodzi promienne słońce Atmy. Wtedy znikają wszelkie wątpliwości, tak jak znika mgła wraz ze wschodem słońca. „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw” (Łukasz 12:2) Poniższe rozważania nie udzielają odpowiedzi na pytania nurtujące ludzkość od wieków. Starają się tylko cię zachęcić, abyś sięgnął w głąb siebie, tam gdzie nie ma sekretów.

Opowieść o Janie Chrzcicielu, który był Eliaszem

Poczęcie i narodziny Jana Chrzciciela były boskim cudem. Wszystko zaczęło się od żydowskiego kapłana Zachariasza, który żył w Judei za czasów panowania Heroda (37-4 p.n.e.). Zachariasz należał do oddziału Abiasza. Jego żona, Elżbieta, również wywodziła się z kapłańskiego rodu Aarona. Oboje byli uczciwi wobec Boga. Ściśle przestrzegali przykazań i przepisów Pańskich. Jednak nie posiadali dzieci, ponieważ Elżbieta była bezpłodna i oboje byli już w zaawansowanym wieku. Pewnego dnia, gdy Zachariasz zajęty był w świątyni posługą kapłańską, doznał niezwykłego przeżycia. Ukazał mu się Anioł Pański i przekazał mu następującą nowinę: „żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu dasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana. Wina i sycery[2] pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały.” (Łukasz 1:13 – 17)

Zachariasz zwątpił w nowinę archanioła Gabriela, ponieważ nie mógł pojąć, jakim sposobem jego żona, będąca w podeszłym wieku, urodzi syna. Z powodu tej niewiary, archanioł sprawił, że Zachariasz stał się niemy aż do dnia, w którym przyszło na świat święte dziecko, Jan. Dopiero ósmego dnia podczas ceremonii chrztu Zachariasz mógł, ku uciesze wszystkich, znowu mówić i wyjawić imię, jakie Anioł nadał dziecku: ‘Będzie nazywał się Jan.’ Mówiono nam, że mały Jan wzrastał w Duchu i Mocy Boga i przebywał w samotności, pośród dzikiej natury, wiodąc skromne i proste życie. Jezus mówił, że Jan niczego nie jadł, ani nie pił. (Mateusz 11:18)

Jezus w łonie Marii odwiedza Jana w łonie Elżbiety

Kiedy minęło sześć miesięcy ciąży Elżbiety, Bóg wysłał Gabriela do dziewicy Marii, by przekazać jej dobrą nowinę, że została wybrana na Matkę Boga. Miała urodzić Boskie Dziecko, Jezusa. Archanioł powiedział też Marii, że jej krewna (kuzynka lub ciotka), Elżbieta, o której wiedziano, że jest bezpłodna i w podeszłym wieku, też urodzi dziecko i że jest teraz w szóstym miesiącu ciąży.

Nie ma rzeczy niemożliwych u Boga! Maria, która nosiła w sobie Boskie Dziecię, Jezusa, pośpieszyła do Judei, krainy na wzgórzach, by odwiedzić Elżbietę. Powiedziano nam, że kiedy Maria pozdrowiła Elżbietę, dziecko w łonie jej ciotki podskoczyło z radości. Nawet jako płód w łonie matki Jan rozpoznał obecność Jezusa w łonie Marii. Maria mieszkała u Elżbiety przez trzy miesiące. Innymi słowy, została, by pomagać Elżbiecie aż do narodzin Jana. (Łukasz 1:56)

Jan był tym, który obwieścił Boskość Jezusa

Nim 29-letni Jezus rozpoczął w Izraelu działalność publiczną, ludzie przybywali tłumnie do Jana, żyjącego pośród dzikiej natury, gdzie nauczał i chrzcił w rzece Jordan. Ludzie byli ciekawi, kim jest Jan. W duchu zastanawiali się, czy przypadkiem nie jest Chrystusem, zapowiadanym Mesjaszem. Ale Jan stanowczo temu zaprzeczał. Mówił: „Nie jestem Mesjaszem”.

Dolina rzeki Jordan 

Widok na zachód od rzeki Jordan 

     „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała.” On was ochrzci Duchem Świętym i ogniem. Wtedy zapytano go, czy nie jest Eliaszem albo jednym z proroków, a Jan odpowiedział: „Nie, nie jestem.” (Jan 1:21). Interesujące jest to, że Jan nie wiedział, iż jest Eliaszem. Ale wiedział to Jezus, znający tajemnice czasu. Jan był w stanie doświadczanym przez tych, którzy nie osiągnęli jeszcze poziomu super-świadomości, kiedy wie się wszystko o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

W chwili, gdy Jezus pojawił się publicznie, Jan Chrzciciel był tym, który obwieścił światu Jego tożsamość: „Spójrzcie! Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata! To jest ten, o którym powiedziałem: „Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie.” (Jan 1:29) „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał.” (Jan 3:30)

Jezus został ochrzczony przez Jana

Jezus udał się do Jana, by go ochrzcił. Chrzest jest obrządkiem religijnym żydowsko-chrześcijańskim, symbolizującym narodziny z Ducha. Jest zewnętrznym znakiem, który inicjuje aspiranta duchowego do wewnętrznej ścieżki, prowadzącej do zmartwychwstania wiecznego i nieśmiertelnego Ducha. Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem.” (Jan 3:5-6)

Woda, używana w obrządku chrztu, symbolizuje proces prowadzący do wewnętrznego oczyszczenia serca. Błogosławieni czystego serca, ponieważ oni ujrzą Boga. Jan chrzcił wodą. A Jezus chrzcił ogniem i Duchem Świętym. Woda oczyszcza tylko to, co jest na zewnątrz. Dlatego chrzest Jana traktowany jest jako niepełny. Ale duchowe czynniki ognia i Ducha Świętego, charakteryzujące chrzest Chrystusa, oczyszczają od środka i sprawiają, że to, co zewnętrzne, tworzy jedność z wnętrzem. To inicjacja do najwyższego stanu.

Jan był zaskoczony, że Jezus przybył do niego, by się ochrzcić. Wiedział, że Jezus jest czysty zewnętrznie i wewnętrznie. Zaprotestował, mówiąc: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?” Jezus odpowiedział: „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe.” (Mt 3:14)

Wtedy Jan się zgodził. W ten oto sposób możemy powiedzieć, że Jan Chrzciciel był guru Jezusa. Inicjował Go na ścieżce Ducha, podobnie jak Pan Rama został zainicjowany przez mędrca Waśisztę, a Pan Kriszna przez mędrca Sandipani. Przyjęli Oni guru, nie dlatego, że go potrzebowali, ale dlatego, że chcieli nauczać ludzkość o konieczności duchowej inicjacji do ścieżki do wyzwolenia.

Po chrzcie, gdy Jezus wyszedł z wody, otwarły się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego, zstępującego pod postacią gołębicy i przychodzącego na Niego. A głos z niebios odezwał się: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie.” (Mateusz 3:17)

Jan uwięziony przez króla Heroda

Herod Antypas (urodzony w 20 r. p.n.e.) panował w Galilei i Parei, tam gdzie Jezus i Jan Chrzciciel prowadzili swoją działalność. Król Herod naruszył prawo żydowskie Starego Testamentu, które zakazywało zawierania związku małżeńskiego z żoną brata. (Księga kapłańska 18:16). Herod porwał Herodiadę, żonę swojego żyjącego brata Filipa.

Jan Chrzciciel otwarcie potępił to małżeństwo, mówiąc do Heroda: „Postąpiłeś niezgodnie z prawem poślubiając żonę swego brata.” W rezultacie Herodiada żywiła urazę do Jana i za wszelką cenę pragnęła jego śmierci. Ale Herod obawiał się Jana, ponieważ ludzie wierzyli, że był prorokiem. Idąc na kompromis z żoną, kazał wtrącić Jana do więzienia. Działo się to około roku 30 lub 31 n.e.

Jan wątpi w boskość Jezusa

Będąc w więzieniu, Jan prawdopodobnie modlił się do Jezusa, aby go uwolnił z rąk ludzi, którzy chcieli pozbawić go życia. Doskonale wiedział, że Jezus posiada moc, aby go uwolnić. Tymczasem Jezus zachował całkowite milczenie wobec trudnej sytuacji Jana. Tylko ten, kto był za kratkami, mógł w pełni zrozumieć cierpienie Jana Chrzciciela. Jego życie wisiało na włosku. Czy było coś, czego Jan nie zrobił dla Jezusa? Począwszy od życia płodowego, był człowiekiem prawym. Jezus powiedział, że Jan był uwieńczeniem wszystkich proroków. Dla misji Jezusa poświęcił każdą kroplę swej krwi i potu.

Dla Jezusa spędził całe życie na odludziu, narażając się na niebezpieczeństwa przebywania pośród dzikiej natury, nie jedząc, ani nie pijąc. Celem jego narodzin było przygotowanie ludzi na przyjście Mesjasza. Misji tej oddał całą swoją duszę, serce i moc. Na planie fizycznym Jan był krewnym Jezusa. Jakie inne warunki mógłby spełnić wyznawca, aby przyciągnąć współczucie Pana? Istotnym pytaniem duszy pozostaje: „Dlaczego Jezus nie uczynił nic, by dopomóc Janowi?” Czasem wyznawcy wołają do Boga w udręce cierpienia, ale odpowiada im jedynie nieprzenikniona cisza. Czy Ten, który stworzył uszy, może nie słyszeć? Czy Ten, którego istotą jest czysta Miłość, może pozostać obojętny na cierpienia?

Ta okoliczność zrodziła liczne wątpliwości w umyśle Jana. Słyszał on o niezwykłych dokonaniach Jezusa. Dlatego wysłał do Niego swoich uczniów, którzy przyszli odwiedzić go w więzieniu, aby zapytali: „Czy naprawdę jesteś Mesjaszem, którego oczekiwaliśmy, czy też powinniśmy czekać na kogoś innego?” A Jezus powiedział im: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi.” (Mateusz 11: 4-6) Próba wiary polega na bezwarunkowym i niezachwianym oddaniu się Panu, pomimo wątpliwości. W rzeczy samej, niemożliwością jest podobać się Panu bez wiary. (List św. Pawła do Hebrajczyków 11:6)

Ścięcie Jana Chrzciciela

Nienawiść Herodiady do Jana Chrzciciela była bezprecedensowa. Nie zadowalało jej, że został uwięziony. W końcu nadszedł stosowny moment. Z okazji swoich urodzin Herod wyprawił ucztę dla wysokich urzędników, dowódców wojskowych i przywódców Galilei. Herodiada zaplanowała, że jej córka Salome zatańczy przed Herodem i jego gośćmi. Taniec Salome spodobał się wszystkim, toteż Herod, kierując się impulsem, przysiągł, że da jej wszystko, o co poprosi, nawet połowę swego królestwa. Dziewczyna udała się do matki i spytała: „O co mam prosić?” „O głowę Jana Chrzciciela” – padła odpowiedź.

Dziewczyna natychmiast pobiegła do króla mówiąc: „Chcę, abyś zaraz dał mi na tacy głowę Jana Chrzciciela.” Herod z miejsca pożałował swej obietnicy, złożonej pod wpływem impulsu, jednakże mając na uwadze to, że złożył przysięgę i nie chciał jej złamać przy ucztujących świadkach, wydał stosowne rozkazy. Tak więc ścięto Jana w więzieniu a jego głowę przyniesiono na tacy i dano dziewczynie, która zaniosła ją matce. Uczniowie Jana przybyli po ciało i pochowali je. Następnie powiedzieli Jezusowi, co się zdarzyło.

Tak oto kończy się opowieść o Janie Chrzcicielu na tyle, na ile umysł ludzki jest w stanie ją pojąć. Jest to bardzo smutna opowieść z punktu widzenia człowieka, widzącego jedynie część całości. Opowieść ta pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi. Budzi wiele wątpliwości odnośnie postępowania Boga, o którym naucza się, że jest Wszechmiłujący, Wszechwiedzący, Wszechmocny i Wszechobecny. Wywołuje gniew, rozgoryczenie i pragnienie odwetu. Dlaczego Jezus powiedział nam: „Kochajcie swoich wrogów”? Czy będąc w sytuacji Jana Chrzciciela potrafilibyśmy szczerze kochać? Dlaczego Jezus nakazał nam: „Nie sądźcie”? Czy będąc na miejscu Jana Chrzciciela, zdobylibyśmy się na to, żeby nie osądzać postępowania Heroda i Herodiady?

Dotychczas ocenialiśmy opowieść z punktu widzenia Jana Chrzciciela. Jest to także nasze spojrzenie, ludzkie spojrzenie. Ale umysł człowieka posiada ograniczone właściwości i jest w stanie dojrzeć tylko fragment. Duch widzi wszystko, ponieważ jego istotą jest całość. Spójrzmy teraz na tę opowieść nie z ludzkiego, fragmentarycznego punktu widzenia, lecz z Boskiego, całościowego, gdzie wszystko się zazębia: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Ważne pytanie Duszy: „Dlaczego Bóg milczy?”

Obecne życie jest jedynie ulotnym epizodem w rozległej przestrzeni życia

Mimo że Jan Chrzciciel nie miał pojęcia o swojej przeszłości, Jezus znał go przed narodzinami. Pan powiedział żydowskiemu prorokowi Jeremiaszowi: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię. Nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię.” (Jeremiasz 1:5) Pan Kriszna powiedział do Ardżuny w Bhagawad Gicie: „Ty i Ja mamy za sobą wiele narodzin, Ja znam każde z nich, jednak ty jesteś ich nieświadomy” Jak to jest, że Jezus i Kriszna znali i mogli zobaczyć poprzednie żywoty? My nie jesteśmy w stanie zapamiętać szczegółów tego, co przydarzyło się nam przed dziesięcioma laty, mało tego, nie potrafimy przypomnieć sobie, co działo się wczoraj. A skoro tak, to co możemy powiedzieć o wypadkach z poprzednich żywotów?

Ma to miejsce dlatego, że funkcjonujemy na poziomie świadomości o bardzo małej pojemności pamięci. Jest to świadomość stanu przebudzenia, powszechnie nazywana stanem świadomym. Każdy z nas posiada trzy dalsze poziomy świadomości, ale u większości pozostają one niewykorzystane. Są to: stan podświadomości, stan nieświadomości i stan nadświadomości (Turja).

Ukochany Swami objaśniał je w prosty sposób w wielu boskich dyskursach. Pierwszy poziom świadomości, określany jako stan świadomości, odnosi się do jawy. Będąc w niej dostrzegamy, że słońce oświetla przedmioty i że w nocy podobną rolę spełnia księżyc. Dlatego dochodzimy do wniosku, że słońce i księżyc odpowiadają za nasze widzenie. Śniąc, również widzimy wiele rzeczy, ale nie dostrzegamy ani słońca, ani księżyca, ani żadnego innego światła. We śnie zauważamy praktycznie wszystko, co dzieje się w świecie snu. Co zatem oświetla tamtejszy świat? Stan snu nazywany jest stanem podświadomości. W podświadomości magazynują się informacje z naszych minionych żywotów, wraz z najdrobniejszymi szczegółami.

We śnie głębokim panuje absolutna ciemność, nie manifestuje się wiedza ani mądrość. Jednak pojawia się pytanie: skąd wiemy, że panuje tu ciemność? Czym jest światło świadomości, które pozwala nam widzieć ciemność i wiedzieć o niej? Stan głębokiego snu określa się jako stan nieświadomości. Stan nieświadomości jest ponad umysłem. Charakteryzuje go niezakłócony spokój błogości. Stan nieświadomości ma związek z ciałem przyczynowym, które okrywa Najwyższą Jaźń. Jest to stan całkowitego wchłonięcia czystej błogości, bez przedmiotu. W pozbawionym snów uśpieniu jesteśmy zdolni kontaktować się z tym poziomem świadomości, który przynosi nam największy odpoczynek oraz odnawia ciało i umysł. Kiedy budzimy się z głębokiego snu, czujemy się odświeżeni i naenergetyzowani. Stanie się świadomym stanu nieświadomości (świadomość nieświadomości) oznacza zanurzenie się w niezmąconej ciszy, ponad mnogością dźwięków.

Istnieje czwarty stan, który przewyższa wszystkie inne. Jest to stan nadświadomości, inaczej turija. W tym stanie widzisz wszystko i wszędzie oraz cieszysz się najwyższą błogością. Ci, którzy urzeczywistnili turiję, są panami czasu i przestrzeni. Przebywają wszędzie, wszystko wiedzą i mogą wszystko robić.

Powyższe cztery poziomy świadomości istnieją w każdym, tak jak w każdej kropli mleka istnieje masło. Fakt, że ktoś nie może uzyskać masła z mleka, wcale nie znaczy, że go tam nie ma. To samo odnosi się do ludzi, którzy nie dostrzegają swoich przeszłych wcieleń. Nie znaczy to, że pojawili się na naszej planecie po raz pierwszy.

Czy możemy prawidłowo oceniać rzeczywistość, skoro widzimy tylko jeden żywot z miliona, jakie mamy za sobą? To ograniczenie jest narzucone przez umysł. Tylko ci, którzy połączyli się z Boską Zasadą, mogą wydawać prawidłowe osądy. Skoro Jezus powiedział, że Jan Chrzciciel był Eliaszem w poprzednim wcieleniu (przed 850 laty), sięgnijmy w głąb historii, by odkryć dawne dzieje, które wyjawią tajemnicę milczenia Boga i częściowo odsłonią misterium reinkarnacji.

 Niezwykła historia Eliasza

    Eliasz żył i głosił proroctwa ok. 850 r. p.n.e., za czasów panowania króla Achaba. Był jednym z największych proroków Izraela. Przypisywano mu wiele nadzwyczajnych znaków i cudów, włącznie ze wskrzeszaniem zmarłych. Ciało Eliasza nie uległo naturalnemu procesowi śmierci, ani rozkładowi. Zdematerializowało się do stanu czystej energii, co Biblia opisuje jako „wóz ognisty”. (Druga Księga Królewska 2:11) Na tym polegała wielkość proroka Eliasza z Tiszbe.

Eliasz 

Jedną z ważniejszych konfrontacji, jakiej poddał się Eliasz będąc prorokiem, była walka o religijną wolność Izraela. Izraelici czcili Jahwe, Boga swoich przodków. Zawarli porozumienie (przymierze) z Jahwe, który uwolnił ich z niewoli w Egipcie. Z jednej strony Jahwe był Bogiem (Guru) ludu Izraela, z drugiej Izrael musiał podporządkować się prawu Jahwe, wyrażonemu przez Dziesięcioro Przykazań oraz przez długą listę praw spisanych w „Księdze Przymierza” (Księga Wyjścia 21, 1-23)

Król Achab wyjechał i poślubił cudzoziemkę, Jezebel, córkę Ethbaala, króla Sydonu. Jezebel przeprowadzając się do Izraela, przywiozła ze sobą wiarę w Baala, Boga czczonego przez naród, z którego się wywodziła. Z biegiem czasu zmusiła męża, aby wiarę w Boga Baala uczynił obowiązkową. Wkrótce prawie wszyscy ludzie w Izraelu czcili Baala, łamiąc postanowienia Przymierza zawartego z Jahwe.

Chociaż Bóg jest jeden i można Go wielbić w różnych formach, pragnie On jednak, aby czczono tylko jedną Jego formę i jedno imię. Bez jedności i niezachwianej wiary w wybranego guru, niemożliwe jest kontrolowanie zmiennej i chwiejnej natury umysłu. Aby penetrować poziom świadomości, na którym jesteśmy tożsami z Bogiem, musimy trzymać się jednego guru. W obecnych czasach wierni znajdują wady u swoich nauczycieli duchowych i przechodzą od jednego do drugiego. Jednak wada nie tkwi w nauczycielu duchowym. Problem stanowi umysł człowieka. Prawdziwy mistrz nigdy nie ulega zmienności umysłu wyznawcy. Mistrz jest jeden. Stosuj się do nauk jednego Mistrza.

Jego zadanie jest też tylko jedno: zniszczenie pragnień uczniów. Wyznawcy przychodzą do guru z mnóstwem pragnień. Tymczasem jedynym pragnieniem guru jest sprawić, aby jego uczniowie nie mieli żadnych pragnień. Jeżeli wyznawca nie jest w stanie poddać się wpływowi guru, nie osiągnie celu życia. Skutkiem są ślady różnych guru. Dowiadujemy się o tym, jak tylko wyznawca zaczyna  się chwalić, ilu ich spotkał!

      Prawdą jest, że w łonie matki ziemi ukryte są skarby. Jeśli jednak nie zaczniesz kopać w jednym miejscu, to czy możesz mieć nadzieję, że do nich dotrzesz? Skupienie umysłu, serca i sił na jednym punkcie było największym nakazem nałożonym na lud Izraela. Miało mu pomóc w osiągnięciu pokoju - ziemi obiecanej błogości i szczęśliwości. „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił.”  (Księga Powtórzonego Prawa, 6:4-5)

I taka była misja Eliasza - zwrócić serca i umysły ludu Izraela ku ich Guru, Jahwe, oraz nakłonić Izraelitów, aby podążali tropem Jego nauk.

 Wielka konfrontacja na górze Karmel

Kult Baala kwitł w Izraelu, ponieważ miał poparcie króla. Kapłanów Baala szybko przybywało, aż w końcu było ich 450. Eliasz był jedynym prorokiem Jahwe. Ostatecznie Eliasz przekonał króla, aby na górze Karmel odbyło się religijne współzawodnictwo między kapłanami Baala a nim samym.

Góra Karmel 

Król Achab kazał zgromadzić na wspomnianej górze lud i kapłanów Baala. Zasady przedstawił Eliasz. Powiedział zebranym: „…wy będziecie wzywać imienia waszego boga, a następnie ja będę wzywać imienia Pana, aby okazało się, że ten Bóg, który odpowie ogniem jest (naprawdę) Bogiem.” Cały lud zawołał na to: ‘Dobry pomysł.’. (I Ks. Król. 18-24)

Kapłani Baala poczynili wszystkie przygotowania i wybrali ofiarę dla Baala. Następnie zaczęli się modlić i prosić Go, aby przybył i zesłał z niebios ogień, który strawi ofiarę. Modlili się od rana do południa, tańcząc wokół zbudowanego przez siebie ołtarza, aż zabrakło im tchu. A Eliasz szydził z nich, mówiąc: „Wołajcie głośniej! Może wasz bóg jest zamyślony, albo zajęty, albo udał się w drogę. Może śpi i trzeba go obudzić?!”.

Zgromadzeni ludzie zaczęli krzyczeć głośniej i zgodnie ze zwyczajem kaleczyli swe ciała nożami i mieczami, aż się pokrwawili. Chcieli zyskać łaskę Baala i skłonić Go do odpowiedzi na modlitwy. Wołali całe popołudnie, aż do wieczora, ale nie uzyskali odpowiedzi. Przyszła kolej Eliasza. Eliasz zbudował ołtarz zgodnie z tradycją religii żydowskiej. Położył na nim ofiarę i polecił otoczyć go rowem. Następnie nakazał napełnić rów wodą i lać ją tak długo, aż ofiara będzie w niej skąpana, a woda w rowie się przeleje.

Potem podszedł do ołtarza i zaczął się modlić: „O Panie, Boże Abrahama, Izaaka oraz Izraela! Niech dziś będzie wiadomo, że Ty jesteś Bogiem w Izraelu, a ja Twój sługa na Twój rozkaz to wszystko uczyniłem.” (I Księga. Król., 18:36) Natychmiast spadł ogień od Pana z nieba i strawił ofiarę, drwa, kamienie oraz muł i pochłonął wodę z rowu. Kiedy ludzie to zobaczyli, padli na twarz i krzyczeli: „Naprawdę Jahwe jest Bogiem! Naprawdę jest Bogiem!” (I Ks. Król., 18:38)

Eliasz ściął głowy 450 prorokom Baala

Kiedy to się stało, Eliasz rozkazał zgromadzonym: „‘Chwytajcie kapłanów Baala! Niech nikt z nich nie ujdzie!’ Zaraz więc ich schwytali. Eliasz zaś sprowadził ich do potoku Kiszon i tam ich wytracił.” (I Ks. Król., 18:40) Czyn ten był pogwałceniem porozumienia, jakie Eliasz zawarł z ludem i z prorokami Baala, nie był też zgodny z wolą Jahwe. Eliasz uległ religijnemu fanatyzmowi.

Kiedy Piotr, jeden z najbliższych uczniów Jezusa wyciągnął miecz, aby walczyć z rzymskimi żołnierzami, którzy przyszli pojmać jego Pana w Ogrodzie Getsemani, Jezus polecił mu: „Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną.” (Ew. według Mateusza, 26:52) Takie jest niezmienne prawo karmy. „A co człowiek sieje, to i żąć będzie.”(List do Galatów, 6:7) Istnieją nasiona, które owocują w długi czas po zasianiu.

Nie dzieje się tak, że zasiewasz ziarno zboża i zaraz zbierasz plony. Niektóre nasiona dają owoce każdego roku, inne co dwa lata, a są i takie, co owocują po długim czasie. Nierozsądnie jest sądzić, że myśli, słowa i czyny nie pociągają za sobą żadnych konsekwencji,  skoro nie pojawiają się natychmiast lub w obecnym życiu. Skutki pewnych działań mogą dać znać o sobie dopiero po wielu żywotach. Tak było w przypadku Eliasza, który, jak się przekonamy, narodził się jako Jan Chrzciciel.

Ścieżka duszy Eliasza – z jednego życia do drugiego

       Kiedy królowa Jezebel dowiedziała się, co prorok Eliasz uczynił z kapłanami Baala, przysięgła sobie, że położy kres jego życiu. Jezebel wyprawiła posłańca do Eliasza, mówiąc: „Niech to sprawią bogowie i tamto dorzucą, jeśli nie postąpię jutro z twoim życiem, jak się stało z życiem każdego z nich.” (I Ks. Król. 19:2) Takie pragnienie zakiełkowało w umyśle Jezebel. Ścigała Eliasza, aby go zabić. Eliasz zbiegł i pragnienie Jezebel nie spełniło się. Ukochany Swami powiedział, że są trzy powody, dla których człowiek rodzi się ponownie. Jednym z nich jest grzech, drugim niespełnione pragnienie lub nie przeżyte doświadczenie, a trzecim– brak wiedzy lub ignorancja.

   

królowa Jezebel 

 Można mieć także do czynienia z kombinacją tych trzech powodów. Pozostałości pragnień, czynów i doświadczeń, które zostały zepchnięte do niepamięci (to znaczy do umysłu podświadomego), wywierają wpływ na charakter i osobowość człowieka poprzez kolejne zdarzenia. Działania, zwyczaje, talenty, związki oraz skłonności mają związek z poprzednimi żywotami. Nienawiść Herodiady do Jana Chrzciciela brała się z jej poprzedniego życia, z pragnienia Jezebel, by zabić Eliasza.

       Eliasz wyrwał się z rąk Jezebel. Modlił się do Boga. Udał się na czterdzieści dni i czterdzieści nocy na górę Synaj, nazywaną górą Boga, i tam doświadczył Jego obecności. Nie miał umrzeć w tym życiu z rąk królowej.          Góra Synaj ----->

Konsekwencje działań są nieuniknione. Mogą być odłożone na jakiś czas, jednak dusza musi przejść przez oczyszczający tunel, by nauczyć się lekcji samorozwoju. W sytuacjach ekstremalnych Bóg schodzi w ludzkiej postaci, by wymazać skutki grzechów, biorąc je na Siebie. Dzieje się tak tylko wtedy, kiedy człowiek całkowicie się Mu poddaje, albo, kiedy Matka Ziemia ugina się pod ciężarem naszych grzechów. Prorok Izajasz napisał o Jezusie w ten sposób: „On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści (…) w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Księga Izajasza, 53; 4-5) Prorok Izajasz żył ok. 700 r p.n.e.

Istnieje wiele przykładów na to, że nasz Ukochany Swami przyjął na Swe ciało cierpienia Swoich wielbicieli.

Obecnie, kiedy Matka Ziemia ugina się pod ciężarem epoki grzechu (kali jugi) i stoi na granicy całkowitej zagłady, Awatar Sai obiecuje, że nie dopuści do znaczących zniszczeń. Obserwujemy radość Matki Ziemi, kiedy Awatar Sai chodzi po niej bosymi stopami. Codziennie widzimy, jak Matka Sai bierze na Swe Ciało negatywne energie zbiorowej świadomości.

Niektórzy ludzie o słabych umysłach pytają: „Dlaczego Swami nie uleczy Siebie? Uleczył innych, a Siebie nie może uleczyć?” Są to te same umysły, które powiedziały Jezusowi: „..wybaw Sam Siebie, jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!” (Mateusz 27:40)

Pomyślcie o tym! Awatar wie, że jednym z głównych celów Jego inkarnacji jest zasklepienie ran wywołanych przez ludzkie grzechy i wzięcie ich na Siebie. Jakie to niemądre, że wzywamy Pana, aby się uleczył! Gdyby On wyleczył Siebie, my bylibyśmy martwi. Ramana Maharishi, mędrzec z Arunczali, umierał na raka. Jedna z jego wyznawczyń modliła się ze łzami w oczach: „Och Ramana, nie jestem w stanie znieść twego cierpienia. Proszę, przekaż je mnie. Pozwól, aby to moje ciało chorowało.” Słodki Ramana popatrzył na nią łagodnie i odparł: „Przede wszystkim, kto dał mi to cierpienie?” Tak! Awatar jest naszym odbiciem! Jego cierpienia są naszymi cierpieniami. Wszystko, co czyni i przez co przechodzi służy dobru człowieka. Łaska Boga neutralizuje skutki naszej karmy.

Gra karmy: co się obraca to powraca!

Jezus, Pan czasu, powiedział nam, że Jan Chrzciciel to Eliasz. Słowo mistrza jest prawdą absolutną. Nie musimy już dalej dociekać. Jednakże właściwie wnioskując, zobaczymy, że postacie z czasów Eliasza odegrały raz jeszcze swoje role w dramacie Jana Chrzciciela. Król Achab narodził się ponownie jako król Herod, a królowa Jezebel jako Herodiada. W przeszłości Achab wystąpił przeciw prawu swojego narodu, poślubiając cudzoziemkę. Jezebel przysporzyła Izraelowi wielu kłopotów, narzucając mu obcą religię. A za czasów Jezusa, Herod, będący w poprzednim wcieleniu królem Achabem, złamał prawo, poślubiając żonę swego brata Filipa.

W swoim czasie Eliasz, słowami pełnymi jadu potępił poczynania Jezebel, ostatecznie doprowadzając do konfrontacji na górze Karmel. Później Jan Chrzciciel ostro sprzeciwiał się małżeństwu Heroda z Herodiadą, ponieważ było ono niezgodne z prawem Boga. Poprzednio Jezebel pałała chęcią zemsty, pragnąc pozbawić Eliasza życia, za zgładzenie jej kapłanów. Po upływie setek lat Herodiada znalazła stosowny moment, by urzeczywistnić zamiar podjęty 850 lat wcześniej.

Dlaczego Bóg milczał? Ponieważ bez rozwiązania karmy nie możemy być uwolnieni. „Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu.” (Mateusz 12:36) W tym dramacie Bóg pozostaje Niemym Świadkiem. Jezus rozumiał, że gdyby przy pomocy swych boskich mocy otworzył dla Jana drzwi więzienia, nie przyczyniłby się do jego duchowego wyzwolenia. Wiedział bardzo dobrze, że gdyby go uwolnił, byłaby to czasowa, doczesna wolność i Jan musiałby narodzić się ponownie, by ponieść konsekwencje swoich działań. A taka boska okazja mogłaby zdarzyć się za kolejnych 850 lat!

Teraz rozumiemy, dlaczego Jezus mówi nam, abyśmy kochali swoich wrogów. Teraz pojmujemy, dlaczego Jezus powiedział, abyśmy nigdy nikogo nie osądzali. Czy mogę kochać „wroga”, skoro nie wiem, że ten „wróg” jest moim największym przyjacielem i pomaga mi wyczyścić karmiczne „długi”? Bez niego nie mógłbym stać się wolny! Czy mogę osądzać kogoś, skoro wiem, że potępiam siebie samego? Przyciągam wszystko, co mnie spotyka i pomaga wyzwoleniu Jaźni z pęt nie-jaźni. Cokolwiek przytrafia się Jaźni, jest darem Jaźni dla Jaźni, służy wyższemu dobru mojego Ja i przybliża chwilę samorealizacji.

Teraz nabiera sensu to, co powiedział wszechwiedzący Mistrz Jezus: „Jeśli cię kto uderzy w (jeden) policzek, nadstaw mu i drugi! Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty!” (Łukasz, 6:29) Kiedy reagujemy na czyjeś postępowanie, tworzymy łańcuch czynów, ponieważ akcje i reakcje są równoważne i przeciwstawne. Jeżeli cię spoliczkuję, a ty mi oddasz, odpłacę się tym samym, prowokując twoją zemstę. Wyrządzę ci krzywdę, a ty mi się odwzajemnisz. W ten sposób nie wydostaniemy się z koła narodzin i śmierci. Mękę śmierci i ból narodzin niszczy brak działania.

Po prostu to rób! Rób to bez przymusu i bez niechęci. Po prostu to rób!

Nazywa się to działaniem w niedziałaniu. Bez oglądania się na owoce. Bez poczucia „ja” i „moje”. Po prostu to rób!

Człowiek rodzi się z karmą. Człowiek umiera z karmą. Człowiek dąży do Boga poprzez karmę.

Co się rodzi? - Ciało.

Co umiera? - Ciało.

Co rodzi się ponownie? - Umysł.

Co musi umrzeć, by położyć kres ponownym narodzinom? - Umysł.

Co nigdy się nie rodzi i nigdy nie umiera? - Dusza.

Kiedy Jezus powiedział, że „Jeśli człowiek nie umrze, nie będzie żyć!”, to nie miał na myśli śmierci fizycznego ciała. Mówił o rozpuszczeniu się umysłu w Najwyższym Duchu. Ze śmiercią fizyczną wiąże się rozpad pięciu żywiołów tworzących ciało materialne. Kiedy umysł łączy się z ciałem subtelnym, mówimy, że dana osoba utraciła świadomość. Nie słyszy i nie odpowiada, kiedy ją wołasz. Eter (dźwięk), pierwszy żywioł, połączył się z Eterem.

Następnie osoba przestaje oddychać. W takiej sytuacji lekarze mówią o śmierci. Ale to nie jest moment śmierci. Jest to moment, kiedy drugi żywioł, czyli związane z dotykiem powietrze, łączy się z oddechem uniwersum. Teraz kolej na trzeci żywioł, na ogień. Kiedy on odchodzi, ciało staje się zimne, poczynając od stóp.

Ogień, odnoszący się do zmysłu wzroku, wraca do Ognia. Wówczas z porów skóry i z otworów ciała zaczyna dobywać się czwarty element - woda, związana ze zmysłem smaku. Dlatego martwe ciało umieszcza się w chłodni. I na koniec ziemia, która ma związek ze zmysłem powonienia, ponownie stapia się z ziemią; z prochu... w proch. Ciało zostaje pochowane albo spalone.

Kiedy rozpadnie się ciało fizyczne, zbudowane z pięciu żywiołów, współpracujących z pięcioma zmysłami oraz z pięcioma organami działania, siła życiowa przedostaje się do ciała subtelnego, składającego się z umysłu. W gruncie rzeczy proces ten zachodzi w odwrotnej kolejności. Ciało fizyczne zaczyna ulegać rozkładowi, gdy umysł przenosi się do ciała subtelnego. Umysł nie umiera razem z ciałem fizycznym. Jest skarbcem, który magazynuje pamięć, doświadczenia, zwyczaje, pragnienia, oczekiwania, itd. Zawarte w nim informacje nie zostają wymazane w chwili śmierci ciała fizycznego. Pozostają na karcie pamięci umysłu podświadomego i są przekazywane z jednych narodzin do drugich. Ci, którzy są w stanie dotrzeć do korzeni podświadomości, znają prawdę o swoich poprzednich żywotach. A kiedy niższy i wyższy umysł zostanie uwolniony z tego stosu informacji, nie będzie już ani narodzin i śmierci. Dlatego mistycy chrześcijańscy mówili o ścieżce mentalnej transcendencji jako o „chmurze niewiedzy”, a wschodni mistycy opisywali ją jak „ścieżkę negatywną: ani to, ani tamto.”

Swami podał piękną analogię. Mamy nasionko ryżu. Jeżeli zasiejemy je z łupinką, wyda plon w postaci wielu ziaren ryżu. Jeśli zasiejemy ziarno bez łuski, nigdy nie zakiełkuje. Łuska to umysł, ryż to ciało. Dopóki trwa umysł, ponowne narodziny są nieuniknione. Kiedy tylko łuska umysłu zostanie usunięta, ciało traci siłę do ponownych narodzin. Wówczas Atma objawia się w swojej prawdziwej, pozbawionej formy postaci. Oto duchowe równanie: człowiek minus umysł równa się Bóg; Bóg plus umysł równa się człowiek. Zdolność do „uśmiercenia umysłu”, równoznaczna z pokonaniem ego, będącego korzeniem wszystkich poczynań umysłu – jest alchemią, która przeobraża człowieka i doprowadza go do stanu Boskości. Takie jest znaczenie zmartwychwstania. I takie jest również znaczenie krzyża: przekreślenie pionowej belki, czyli „ego”. Bez krzyża, bez śmierci świadomości ego, zmartwychwstanie jest niemożliwe. W tym tkwi sedno chrześcijaństwa oraz wszystkich innych religii.

Najlepszy, najłatwiejszy, najszybszy, najbardziej bezpieczny i radosny sposób „uśmiercenia umysłu”

      Wielu mistrzów duchowych stwierdziło, że umysł można pokonać umysłem. To prawda, jednak jest to trudne do zrealizowania. Dlaczego? Bo umysł nie chce umrzeć. Jakiego użyć fortelu, aby umysł sam uległ destrukcji? Jak trudno byłoby złodziejowi złapać samego siebie?

  Mędrzec Ramana Maharishi opowiedział o złodzieju-umyśle. Przywdział on mundur policjanta i szuka siebie, złodzieja. Otóż wszystkie działania człowieka odbywają się z pomocą umysłu. Wszystkie wypowiedziane słowa przechodzą przez bramę świadomości „ja”. Wszystkie rytuały, modlitwy z użyciem dżapamali (różańca złożonego z 108 koralików –przyp. hb), asceza oraz inne duchowe ćwiczenia, są wykonywane za pośrednictwem umysłu.

Ramana Maharishi 

Jak zatem można zniszczyć umysł poprzez te praktyki, skoro jest on potrzebny aby je wykonywać? Prawda jest taka, że ćwiczenia duchowe oczyszczają umysł i wyostrzają go, aby mógł penetrować subtelny obszar wewnętrzny. Nie są jednak w stanie go wyeliminować.

Jeśli nawet ktoś odniósł sukces poddając się rygorystycznym ćwiczeniom duchowym i oczyścił umysł ze wszystkich myśli i pragnień, to mimo wszystko nie zniszczył źródła myśli - maleńkiego impulsu-korzenia-nasionka, siedziby świadomości ego, poczucia „ja”.

 Ten problem nękał św. Augustyna z Filippo (354-430). Jak umysł może poznać Boga? Pewnego dnia szedł samotnie brzegiem oceanu, pogrążony w cichej kontemplacji. Kiedy tak spacerował, spotkał małego chłopca, który zrobił w piasku niewielki dołek i przelewał do niego wodę z oceanu.

      Zachowanie chłopca wydało się Augustynowi zagadkowe. Przystanął i zapytał go, co robi. Chłopiec odpowiedział, że przenosi ocean do dołka. Świętego rozbawiła śmiałość chłopca. Powiedział mu, że traci czas. Po pierwsze: dołek nie jest na tyle duży, by pomieścić ocean, a po drugie, gdyby nawet był taki, to przelewanie wody małym kubeczkiem zajęłoby mu niezliczone żywoty.

   

św. Augustyn z Filippo 

       Chłopczyk podniósł głowę i powiedział świętemu: „To samo dotyczy umysłu który chce zrozumieć Boga.” Potem zniknął, a św. Augustyn zrozumiał, że był to Jezus, który pojawił się, aby udzielić mu lekcji.

Jak możesz pojąć To, co nie ma postaci?!

Jak możesz ogarnąć To, co nie ma końca?

Jak możesz zgłębić To, co nie ma dna?

Jak możesz zmierzyć To, co nie ma wymiarów?

Kto może pojąć głębię serca,

albo kategoriami umysłu poznać To,

czego słowa nie są w stanie wyrazić?

Kto może ograniczyć nieskończonego Ducha,

albo miarą czasu określić To,

co jest ponad dźwiękiem?

Głębokie wzywa ku głębi, w bezdenne głębiny.

Jakże ma Dusza wyrazić tę zdumiewającą prawdę,

że może dotrzeć do Ciebie tylko przez Ciebie?

Pozwól zrobić to Bogu

Istnieje proste wyjście. A ponieważ jest ono bardzo łatwe i proste, zostawia ci podczas tego procesu swobodę i pokój. Pozwól, aby Bóg zabił twój umysł. Nie próbuj robić tego sam. Może ci się to nie udać nawet przez milion lub trylion wcieleń. Pozwól uczynić to Bogu. Tylko Bóg może to zrobić, ponieważ tylko On posiada moc rozpuszczania umysłu. Bóg jest panem umysłu. Tylko pan jest w stanie uwolnić niewolnika. Po drugie; to wcale nie zabierze Mu czasu. Swami powiedział, że może nas wyzwolić w mgnieniu oka. Miej odwagę i pozwól Bogu działać! Oznacza to, że oddasz Mu swój umysł. Kiedy sam Bóg toczy walkę, możesz być pewien nie tylko zwycięstwa, ale również i tego, że ta walka sprawi ci przyjemność - Pan będzie twoją tarczą i nie dotknie cię żadne zdarzenie. Pozostaniesz spokojny i jednakowo obojętny na zimno i gorąco, na dzień i noc, na smutek i radość, na stratę i zysk - będziesz wiedział, że znajdujesz się w strefie Boga, całkowicie osłonięty przed dualizmem umysłu. I takie też jest przesłanie Bhagawad Gity.

Król Dżanaka oddał swój umysł mędrcowi Astawakrze

Ukochany Swami opowiedział nam piękną historię, ilustrującą powyższą ścieżkę. Król Dżanaka wysłał zaproszenie do uczonych i nauczycieli, do mędrców i świętych, pragnąc, aby przekazali mu wiedzę o Atmie (Duszy).Król poszukiwał najlepszego, najłatwiejszego, najpewniejszego, najszybszego i najbardziej zadowalającego sposobu uśmiercenia umysłu. Obwieścił: „Chciałbym, aby wiedza dotycząca Absolutu dotarła do mnie w czasie, w jakim dosiada się konia.”

Uczeni i mędrcy zmartwili się, ponieważ przeczuwali, że „będzie to najsurowszy sprawdzian ich wykształcenia i wiedzy.” Toteż żaden z nich nie śmiał podejść do króla i zaoferować mu pomocy, bo żaden nie sądził, że potrafi go zadowolić.

W międzyczasie do królestwa przybył młody mędrzec, Astawakra. Zbliżając się do stolicy, zauważył uczonych i riszich ze ścieżki wyrzeczenia. Byli zmartwieni i przygnębieni. Zapytał ich: „Jaki jest powód waszych zmartwień?” Wyjaśnili mu sytuację, a on rzekł: „Przeraża was taka drobnostka? Mogę rozwiązać ten problem.” Powiedziawszy to, udał się do pałacu króla Dżanaki. Oznajmił królowi: „Królu, jestem gotowy nauczyć cię wiedzy o duszy, ale nie mogę zrobić tego tutaj, w hałasie. Zabiorę cię do miejsca, gdzie panuje spokój.” Wzięli konie i żołnierzy. Wyruszyli. Gdy dotarli do spokojnego miejsca, Astawakra powiedział królowi: „Teraz przekażę ci wiedzę o duszy. Ja jestem nauczycielem, a ty uczniem. Czy przystajesz na te warunki, królu? Jeżeli tak, złóż ofiarę, jaką uczeń składa swemu guru (nauczycielowi). Zaraz po tym zacznę cię nauczać.” Król Dżanaka odparł: „Najważniejszą dla mnie rzeczą jest dotarcie do Boga. Dlatego jestem gotów dać ci wszystko, czego pragniesz.” Wtedy guru powiedział królowi: „Nie chcę niczego poza twoim umysłem”. A król odpowiedział: „Oddaję ci go; do tej pory był to mój umysł, teraz należy do ciebie.” Następnie guru przyprowadził konia i poprosił króla, aby usiadł na ziemi, na środku jednej z dróg swego królestwa. Pozostawił tam króla, a sam oddalił się do lasu i spokojnie usiadł pod drzewem.

Dżanaka uzyskuje urzeczywistnienie

Żołnierze długo czekali na powrót króla. Nie wracał ani on, ani Astawakra. Chcąc się przekonać, co się stało, zaczęli ich szukać. Na środku drogi znaleźli siedzącego króla i stojącego przy nim konia. Król miał zamknięte oczy i był zanurzony w doskonałej ciszy. Nigdzie nie było widać Astawakry. Obawiali się, że Astawakra rzucił na króla zaklęcie, które pozbawiło go świadomości. Udali się więc do premiera i przyprowadzili go do króla.

Premier zawołał: „Och, królu! Królu! Królu!”, ale król ani nie otworzył oczu, ani nie zareagował w żaden inny sposób. Premier i dworzanie zaniepokoili się, ponieważ nie potrafili sprawić, aby król się podniósł i zjadł coś lub wypił. Zastanawiali się, co począć. Nie widząc innego wyjścia, premier wysłał powóz po królową. Miał nadzieję, że jeżeli ona zawoła króla, król się odezwie. Przybyła królowa i przyłączyła się do próśb. Ale król ani drgnął.

W międzyczasie żołnierze wyruszyli do lasu na poszukiwanie Astawakry. Znaleźli go siedzącego spokojnie pod drzewem. Chwycili go i przyprowadzili na miejsce, gdzie był król. Astawakra powiedział: „Król jest bezpieczny, wszystko jest w porządku. Możecie sami się o tym przekonać.” Ministrowie, królowa oraz pozostałe osoby powiedzieli Astawakarze: „Nie otworzył ust ani oczu.” Astawakra podszedł i przemówił do króla. Ten natychmiast uniósł powieki i rzekł: „Mistrzu.”

Astawakra zapytał króla: „Przybyli tu ministrowie i królowa, przybyli też żołnierze oraz wiele innych osób. Dlaczego się nie odezwałeś?” Król odpowiedział: „Myśli, słowa i czyny związane są z umysłem. A skoro ofiarowałem ci mój umysł, potrzebowałem twojej zgody, by mówić. Czy upoważniłeś mnie do posługiwania się umysłem? Ofiarowałem ci swój umysł, należy do ciebie. Nie uczynię niczego bez twojego pozwolenia i bez twego polecenia.” Wtedy Astawakra rzekł do króla: „Uzyskałeś stan urzeczywistnienia Boga.”

Następnie Astawakra poprosił go, aby postawił nogę na strzemieniu. W chwili, kiedy król dosiadał konia, doświadczył Boskiej Błogości.

Tak stało się z Astawakrą i z Dżanaką, tak było z Kryszną i z Ardżuną. Niektórzy poszukiwacze duchowi z pewnością postawią pytanie: Jak oddać umysł Bogu? Czy oznacza to, że mamy wstrzymać procesy myślowe i siedzieć przez cały dzień w kompletnej ciszy, jak król Dżanaka? Spójrzmy na to z innego punktu widzenia.

Kiedy usuniesz nici, tkanina się rozpadnie!

Co określa, że czyn jest dobry lub zły? Jeżeli wnikniemy w ten problem głębiej, odkryjemy, że samo działanie jest neutralne. O dobru lub złu decydują związane z nim okoliczności. Tych okoliczności jest siedem: kto, komu, dlaczego, kiedy, gdzie, co i jak. Są one atrybutami umysłu lub też owocem działania. Na przykład: czynność wydalania moczu sama w sobie nie jest ani dobra ani zła. Ale jeżeli ktoś będzie to czynił w kościele albo w świątyni, popełni świętokradztwo. Problem polega na tym, gdzie to jest robione. Gdyby w ten sposób postąpiło miesięczne niemowlę, ludzie nie byliby oburzeni, ponieważ zmieniła się okoliczność kto.

     Tajemnicą działania wolnego od egoizmu (działanie bez ego) jest oddanie owych siedmiu okoliczności Bogu. Wówczas odkryjemy, że oddaliśmy Mu cały umysł.

Na pierwszym miejscu jest „kto. Musisz czuć, że wykonawcą jest Bóg. Ponieważ Bóg cię prowadzi i niesie twój ciężar (przygniatają cię JEDYNIE myśli), składanie w sercu ładunku przygnębienia jest niemądre. Mędrzec Ramana ujął to pięknie: co ma się stać, to się stanie, choćbyś się temu przeciwstawiał ze wszystkich sił. A co ma się nie stać, to się nie stanie, choćbyś o to najszczerzej zabiegał. Dążąc do tego, aby zdarzyło się to, co nie powinno się zdarzyć i aby nie wydarzyło się to, co ma się wydarzyć, wpadamy w pułapkę nieustannie toczącego się koła karmy. Brak wiedzy sprowadza na nas kolejne narodziny. To Bóg jest wykonawcą, choć tworzy pozory, że nic nie robi. Człowiek jest bierny, ale udaje, że robi wszystko. Porzuć takie myślenie. Pozwól działać Bogu! Bądź „kanałem” tego, co musi się stać. Nie martw się o to, co nie może się zdarzyć. W tym tkwi błogość szczęścia, harmonia duszy. Porzuć życiowe troski i ciesz się dreszczykiem szybowania na skrzydłach doskonałego poddania się Panu. Wszystko to robi Bóg! Nie różnisz się niczym od Boga. Zrelaksuj się! Właśnie wtedy rzeczy zaczną dziać się naprawdę!

Drugą okolicznością jest „komu”. Powinieneś czuć, że Bóg jest odbiorcą każdego działania. „Cokolwiek uczyniłeś drugiemu, Mnie uczyniłeś!” A skoro ty i Bóg jesteście jednym, skutkuje to w taki sposób: cokolwiek komuś uczyniłeś, uczyniłeś to także sobie. Stąd wzięła się złota zasada: „Rób innym to, co chciałbyś, aby zrobiono tobie.” Uświadomienie sobie, że nie ma nikogo innego, jest równoznaczne z osiągnięciem umysłowej transcendencji, gdzie nie istnieje najmniejsza różnica pomiędzy „kto” a „komu”.

Trzecią okolicznością jest „jak”. Musimy czuć, że Bóg zapewnia środki do każdego działania. Bóg jest wspaniałym zaopatrzeniowcem! Bóg jest także Opatrznością. W Jego skarbcu nie brakuje niczego. A kiedy oddamy Bogu każde „jak naszych działań, życie stanie się strumieniem boskich cudów i niespodzianek! „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe” (Mateusz, 19:26)

Czwartą okolicznością jest „dlaczego?” Musimy czuć, że Bóg jest przyczyną wszystkich działań a Jego przyczyną jest Miłość, która nie pyta o powód i nie zna pory. Musimy przyjmować wszystko, co nam się przytrafia jako boski, cenny dar Czystej Miłości, zamierzony dla naszego największego dobra. W ten sposób nasze życie stanie się boską pieśnią pochwalną i dziękczynną. Pismo Święte powiada: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.” (I List do Tessaloniczan 5:18)

Piątą okolicznością jest kiedy. Powinniśmy czuć, że działanie najlepiej wspiera czas Boga i że czasem Boga jest teraz. Oddanie Bogu „kiedy” naszego życia oznacza spokój chwili bieżącej. Wtedy doświadczamy mocy obecności wszechobecnego Boga. „Bądź spokojny i wiedz, że Jam Jest.”

Szóstą okolicznością jest gdzie. Powinniśmy czuć, że Bóg jest Obecnością i podstawą każdego działania. Wszystko jest w Bogu! „Bo w Nim żyjemy, poruszamy się, i jesteśmy[3]” (Dz 17:28) Siódmą z kolei okolicznością jest co”. Powinniśmy czuć, że Bóg nie tylko skutecznie inspiruje wszelkie działania, ale stanowi także ich przyczynę materialną. Bóg jest nie tylko złotnikiem, Bóg jest również złotem. Bóg jest substancją i esencją, sumą i podłożem; Bóg jest całością, a my jesteśmy tą pełnią, od której oddzielił się Doskonały, aby kochać Siebie.

    Owych siedem okoliczności działania to nici, z których utkana jest tkanina umysłu. Gdy nitki zostaną usunięte, umysł przestanie istnieć.

Dopóki dyktujemy Bogu kto, komu, jak, dlaczego, kiedy, gdzie i co naszej egzystencji, kolejne narodziny są nieuniknione, ponieważ wymienione okoliczności tkają materiał nowego życia. Eliaszowi nie udało się dostrzec Boga (kogo) w 450 kapłanach Baala. Nie zrozumiał, że Bóg jest odbiorcą każdego czynu. Dlatego zadał im śmierć. Dlatego musiał narodzić się ponownie, aby jego dusza nauczyła się lekcji, że cokolwiek czynimy innym, czynimy sobie, ponieważ wszystko jest jednością. Kiedy ofiarujemy Bogu umysł oraz siedem mentalnych okoliczności działania, wtedy niszczymy nasienie grzechu i śmierci. Gdy usuwamy nić, z której utkano tkaninę, tkanina znika.

To samo się dzieje, gdy oddajemy Bogu działania umysłu:

Ten imperatyw, by rozumieć,

Tę wolę, aby chcieć,

Ten popęd, aby działać,

Tę niechęć do niedziałania

I ten odruch, aby wymuszać rzeczy.

Czy umysł może w tych warunkach przetrwać?

Dobrą wiadomością, odnoszącą się do siedmiu okoliczności działania jest to, że nie musimy oddawać ich wszystkich od razu. Jeśli powierzymy Bogu jedną z nich, wtedy w sposób naturalny znikną kolejne. Kiedy na przykład oddamy Mu kto”, wtedy odstąpi co” i „komu. Kiedy zrezygnujemy z przekonania, że jesteśmy sprawcami czynności, wtedy znikną pozostałe okoliczności umysłowe – jak by powiedział św. Paweł: „To nie ja żyję, lecz Chrystus żyje we mnie” . Jeżeli Bóg jest wykonawcą („kto), to jest także zaopatrzeniowcem („jak) oraz decyduje kiedy,gdzie,komuidlaczego. Jeżeli zdecydujemy się powierzyć Bogu kiedy i będziemy żyć w spokoju i ciszy, doświadczając samej istoty Obecności Boga, zauważymy, że nasz umysł automatycznie „wyparował”. Umysł nie może trwać w ciszy teraźniejszości! To samo dotyczy omawianych siedmiu okoliczności, w które się angażuje. Ponieważ są one ze sobą ściśle splecione, usunięcie jednego pozbawia pozostałe mocy „wiązania”.

W okresie Wielkanocy, kiedy świętujemy zmartwychwstanie nieśmiertelnego życia, modlimy się o łaskę poddania naszych umysłów Bogu.

O Panie,

Ofiaruję Ci cały dzisiejszy dzień,

Ofiaruję Ci wszystkie okoliczności działania.

Amen.

Autor niniejszego tekstu, Ojciec Charles Ogada, jest katolickim księdzem Zakonu Ojców Ducha Świętego. Naucza obecnie w Szkole Sathya Sai Nadola w Zambii, którą prowadzi pan Victor Kanu.

Z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_05/01APR07/03-coverstory.htm  kwiecień-2007 tłum. hb


 [1]<!-- Cytaty za Biblią Tysiąclecia. Wydaw. Pallottinum 1980

[2] sycera – napój sfermentowany

[3] Nowy Testament. Nowy przekład z ilustracjami. Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne. Warszawa 1974

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.