Swami i ja - słodkie wspomnienia     numer 31 - styczeń-luty 2006

Śri K. Suresh, były student Instytutu Swamiego

    Działo się to w Mandirze w spokojny wieczór w czasie pory deszczowej roku 1990. Swami zakończył swój zwykły darśanowy obchód i wezwał wybranych wielbicieli na audiencję. Wszyscy studenci niecierpliwie czekali aż Swami wyjdzie i spędzi jakiś czas z nimi. Zaskoczył ich nagły powiew chłodnego wiatru zwiastującego kojący deszcz. Wtedy nie było jeszcze Hallu Sai Kulwant. Dla osób wystawionych na gorące promienie słońca deszcz niósł mile widzianą ulgę. Dla studentów znaczyło to też pozwolenie na przebiegnięcie pod portyk Mandiru. Był to dogodny punkt obserwacyjny a ponadto przywilej, ponieważ blisko było stamtąd do drzwi od pokoju audiencyjnego. Gdy Swami wychodził, mieliśmy gwarancję, że spojrzenie skieruje w naszą stronę. Byłem wtedy na drugim roku studiów magisterskich. Wraz z bratem udało się nam zająć strategiczne miejsce na przedzie portyku. Mieliśmy stąd dobry widok na fotel Swamiego w holu bhadźanowym.

    Ponieważ deszcz padał bez przerwy, zacząłem czytać książkę o cudach dokonanych przez Swamiego w Afryce. Moją uwagę przyciągnęło szczególnie wydarzenie, w którym dwaj wielbiciele jadący samochodem z prędkością 110 km/h na drodze szybkiego ruchu mieli wypadek. Ich samochód nagle wyrzuciło z drogi w pobliskie krzaki. Samochód roztrzaskał się doszczętnie i nie było praktycznie żadnej szansy, by ktokolwiek przeżył taki krach. Jednak wielbiciele w samochodzie w krytycznym momencie mieli Imię Pana na ustach i wyszli z wypadku bez szwanku. Byli skonsternowani i dziękowali Swamiemu za Wszechobecność. To wydarzenie zrobiło na mnie duże wrażenie i podzieliłem się nim z siedzącym obok mnie bratem. Nie mogłem się powstrzymać od uwagi: „Popatrz, Swami jest też w Afryce.”

Afrykański Awatar

   Kilka chwil później otworzyły się drzwi pokoju audiencyjnego. Swami wyszedł i stanął na wyższym portyku werandy Mandiru. Przez kilka sekund patrzył na mnie i mojego brata. Ja ze czcią patrzyłem na Swamiego. Nagle Swami poprosił studentów siedzących przede mną, by zrobili przejście. Studenci rozsunęli się na tej zatłoczonej warandzie. Zanim się spostrzegłem, Swami podszedł wprost do mnie i zatrzymał się. Patrząc mi prosto w oczy, zauważył: „Dunnapota [bawół]! Rozmawiasz na werandzie.” Po krótkiej chwili dodał: „Jestem tutaj. Jestem w Afryce. Jestem wszędzie.” Powiedziawszy to, odszedł nonszalanckim krokiem. Czy muszę mówić więcej?

    Sześć lat później, gdy szukałem pracy, pewna międzynarodowa kompania z Singapuru wynajęła mnie do pracy i wysłała na pierwsze zadanie do... Zgadnijcie dokąd: do Zachodniej Afryki! Spędziłem tam sześć słodkich lat. Dostąpiłem przywileju pracy jako osoba funkcyjna w tamtejszej Organizacji Śri Sathya Sai Sewa. Staram się służyć Panu na swój skromny sposób, odczuwając i doświadczając Jego stałej Obecności i Przewodnictwa.

  Jedną z ważnych prawd, do której my, Jego studenci, musimy zawsze przywiązywać wielką wagę i pielęgnować w sercach, jest Jego Wszechobecność. Gdziekolwiek się znajdziemy, powinniśmy stosownie się zachowywać. Swami jest naszą Wewnętrzną Duszą. Zawsze jest z nami, w nas i wokół nas. Świadomość tej prawdy wystarczy jako zastrzyk pewności i wiary i pomaga kierować nasze życie na właściwe tory.

Z serca do serca

    Bardzo dużo skorzystałem na niezliczonych tego rodzaju przypadkach w studenckich czasach u Lotosowych Stóp Swamiego. Wiele razy zdarzało się, że Swami nie chciał wziąć ode mnie listu i wówczas czułem się całkowicie przybity. W jednej z takich sytuacji Swami zastosował wobec mnie ‘zimną terapię,’ nie przyjmując listu przez wiele dni z rzędu. Któregoś pięknego dnia niespodziewanie wezwał mnie i dosłownie wyrwał mi list z ręki. Bez otwierania listu zaczął ujawniać jego zawartość i zakończył wielkim pouczeniem: „Nie muszę czytać twojego listu, by znać jego treść. Twoja modlitwa w sercu dociera do Mnie natychmiast, jeszcze zanim zdążysz zapisać swoje myśli.” Mówiąc szczerze, po tym zdarzeniu ograniczyłem pisanie listów zastępując je serdeczną modlitwą. Właśnie o to Swamiemu chodzi, gdy wzywa nas do rozwijania w stosunku do Niego ‘relacji z serca do serca.’

Napiszę nową karmę

     Kiedy indziej Swami podszedł do miejsca, gdzie siedziałem, popatrzył mi w oczy i powiedział w telugu: „Faithkawali rakarmę i napiszę nową. Ale konieczna jest wiara.” Swami jest Premaswarupą (ucieleśnieniem miłości). Jest po prostu czystą, nieskazitelną chodzącą Miłością. Podzielę się zdarzeniem z mojego życia, które bardzo sobie cenię. (brakuje ci wiary).” Przyłożywszy rękę do swojego czoła ciągnął dalej: „Gdy będziesz we Mnie wierzył, wymażę twoją

Bangra Boys Swamiego

Był to czas 60-tych Urodzin Swamiego w 1985r. Znalazłem się w grupie 25 chłopców, których wybrano do wykonywania tańca bangra przed rydwanem Swamiego w drodze z Mandiru do Shanti Vediki na stadionie Hill View. Ćwiczyliśmy raczej do zaprezentowania się na scenie, a nie w procesji przed rydwanem Swamiego. Jednak wieczorem 22 listopada nadeszła wiadomość od Swamiego, że mamy się przygotować na procesję następnego dnia. Wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni rozmaitymi zajęciami w dniach 21 i 22 listopada. Mieliśmy jednak Swamiego w sercach. Chociaż w przeddzień poszliśmy spać bardzo późno, 23 listopada wstaliśmy przed godz. 3 rano i w Mandirze byliśmy przed 3:30. Już o tej porze wszystkie ulice Puttaparthi były pełne wielbicieli idących w kierunku Mandiru. Udało się nam jakoś przepchać przez tłum. Byliśmy zmęczeni i kiedy doszliśmy do Mandiru, prawie zasypialiśmy. Niemniej, zaczęliśmy się przebierać i na procesję byliśmy gotowi przed godz. 6:00. Procesja miała zacząć się o godz. 7:00.

Studenci są na pierwszym miejscu

    Swami wyszedł już o 6:00. Potem wezwał nas, grupę bangra, do holu bhadźanowego. Właśnie spokojnie przebieraliśmy się w garażu za Mandirem, gdy otrzymaliśmy to wezwanie. Pobiegliśmy do holu. Swami spytał nas, czy jesteśmy gotowi do procesji, a my odpowiedzieliśmy twierdząco. Wtedy Swami powiedział: „O nie! Chłopcy, nic nie jedliście ani nie piliście od rana a musicie iść w procesji przynajmniej półtorej godziny.”

     Podczas gdy wszyscy, włącznie z VIP-ami, czekali na wyjście Swamiego, On przebywał w holu bhadźanowym, by zadbać o potrzeby swoich młodych uczniów. Swami posłał kogoś do stołówki po śniadanie i dopilnował, żebyśmy najedli się do syta. Poszedł nawet do swojego pokoju i przyniósł nam jabłka. Zaczekał aż powiedzieliśmy: „Swami, jesteśmy gotowi; możemy zaczynać.” Około godz. 7, kiedy już byliśmy gotowi, Swami założył białą szatę, poszedł do rydwanu i stanął na nim a pierwsze złote promienie wschodzącego słońca padły na Jego Lotosowe Stopy. Ruszyła procesja a my tańczyliśmy przed Jego rydwanem. Dzięki Jego Łasce wszystko przebiegało bardzo dobrze. My jednak byliśmy rzucani przez tłumy ludzi jak kukły. Gdyby nie Miłość Swamiego i Łaska okazana nam rano, nie zdołalibyśmy wykonywać tańca. Oto, jaką Miłość ma do swoich studentów Swami. Dla Niego studenci zawsze są na pierwszym miejscu.

Duchowa praktyka w interesach

     Tego rodzaju zdarzeń jest bez liku. Każdy z Jego studentów może sypać te historie jak z rękawa. Wszystkie mają ten sam podtekst: Miłość, Miłość i jeszcze raz Miłość. Swami ogromnie nas kocha i oczekuje, że będziemy w taki sam sposób dzielić tę miłość z ludźmi z otoczenia. Chce, byśmy zważali na jednoczący pierwiastek, który wszystkich nas wiąże. Wcielanie w życie tego, co Swami nam mówi, musimy zaczynać na swój prosty sposób. Chciałbym opowiedzieć, jak to pomogło mi w moich codziennych sprawach służbowych.

Kiedy mam do czynienia z klientami, czuję że w nich jest ten sam Swami i że muszę traktować ich z właściwym podejściem i miłością w sercu. Zawsze pomagało mi to w rozwiązywaniu najtrudniejszych spraw, z którymi inni nie mogli sobie poradzić. Gdy jestem spokojny, mam Swamiego w swoim sercu i postrzegam przeciwnika jako odbicie tej samej Istoty, powstają pozytywne wibracje, a te dają mi przewagę. Oczywiście, inne przygotowania są niezbędne do dobrych negocjacji, ale pozytywne nastawienie i dobre wibracje mogą zmienić całą atmosferę rozmów w tym świecie korporacji. Moje przedsiębiorstwo traktuje radzenie sobie w negocjacjach jako pierwszą umiejętność w interesach. W tym aspekcie zaliczam się tam do najlepszych. Dla mnie jednak prawdziwą zdolnością jest ‘Miłość w sercu.’

    Zakończę ten artykuł małą modlitwą do Swamiego: „Dobry Panie, niechaj nasze serca przepełniają się zawsze Boską Miłością do Ciebie.”

[Z przedruku z Fragrance w Heart to Heart http://media.radiosai.org/Journals/Vol_04/01FEB06/Sweet-memories.htm 2/2006 tłum. KMB]

powrót do spisu treści numeru 31 - styczeń-luty 2006

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.