Być szczęśliwym                                         numer 24 - listopad-grudzień 2004

Wróć do domu, do siebie. Obserwuj siebie. To dlatego mówiłem wcześniej, że samoobserwacja to taka wspaniała, niezwykła rzecz. Po jakimś czasie nie będziesz musiał wkładać w to wysiłku, gdyż w miarę jak iluzje zaczną się rozpadać w pył, ty sam zaczniesz poznawać rzeczy, których nie sposób opisać. Nazywa się to szczęściem. Wszystko się zmieni, ty zaś staniesz się uzależniony od świadomości. Jest taka historyjka o uczniu, który poszedł do mistrza i poprosił: „Czy mógłbyś rzec mi jakieś mądre słowo? Daj mi coś, co poprowadzi mnie przez życie.” Mistrz miał akurat dzień milczenia, wziął więc kartkę papieru i napisał: „Świadomość”. Przeczytawszy to uczeń stwierdził: „Tylko tyle? Może mógłbyś to jakoś rozszerzyć?” Mistrz wziął kartkę ponownie i napisał: „Świadomość, świadomość, świadomość i jeszcze raz świadomość.”

          Oto czym jest obserwowanie siebie. Nikt nie może ci pokazać jak to zrobić, bo wtedy po prostu przekazałby ci technikę, zaprogramowałby cię. Lecz obserwuj siebie. Kiedy z kimś rozmawiasz, czy jesteś tego świadom, czy też zwyczajnie się z tym utożsamiasz? Jeśli rozzłościłeś się na kogoś, czy byłeś świadom że jesteś zły, czy też po prostu identyfikowałeś się ze swoim gniewem? A potem, gdy miałeś chwilę spokoju, czy przeanalizowałeś swoje doświadczenie, próbując je zrozumieć? Skąd przyszła złość? Co ją spowodowało? Nie znam innego sposobu dojścia do świadomości. Możesz zmienić jedynie to, co rozumiesz. To czego nie rozumiesz i czego sobie nie uświadamiasz, możesz tylko tłumić. Nie zmieniasz tego. Lecz kiedy to pojmiesz, zmiana nastąpi.

          Czasem pytają mnie czy poszerzanie świadomości to coś, co następuje stopniowo, czy też może się zdarzyć w jednej chwili. Są szczęśliwcy, którzy przeżywają to jako przebłysk. Po prostu nagle stają się świadomi. Są też i tacy, dla których jest to proces – dojrzewają powoli, stopniowo. Z czasem zaczynają widzieć rzeczy takimi jakie są. Iluzje rozwiewają się, fantazje opadają jak łuski z oczu, oni zaś zaczynają być w kontakcie z faktami. Nie ma tu jakiejś jednej, ogólnej zasady. Jest taka opowieść o lwie, który napotkał stadko owiec i ze zdumieniem dostrzegł między nimi innego lwa. Drugi lew od szczenięcia wychowywał się z owcami, więc beczał jak one i razem z nimi chodził po pastwisku. Pierwszy lew podszedł więc prosto do niego i zobaczył, że tamten na jego widok drży ze strachu jak liść. „Co robisz tu, między owcami?” - zapytał. „Przecież jestem owcą” - odpowiedział drugi. „Nie jesteś, chodź ze mną.” Pierwszy lew zabrał drugiego nad staw i kazał mu przejrzeć się w tafli wody. Kiedy drugi lew ujrzał swoje odbicie, z jego gardzieli dobył się majestatyczny ryk i w jednej chwili przeszedł przemianę. Nigdy już nie był taki jak przedtem. Jeśli będziesz miał szczęście, a bogowie będą łaskawi, lub, wyrażając rzecz bardziej teologicznie, jeśli zostaniesz pobłogosławiony łaską bożą, możesz nagle zrozumieć kim jest „Ja” i nigdy już nie będziesz taki sam. Nic już nie będzie w stanie cię dotknąć i nikt nie będzie mógł cię zranić. Nie będziesz się bać nikogo i niczego. Prawda, jakie to niezwykłe? Będziesz żyć jak król czy królowa. To właśnie znaczy żyć po królewsku, a nie bzdury w rodzaju posiadania pieniędzy czy chełpienia się tym, że gazety zamieściły twoje zdjęcie. To ostatnie akurat nie ma żadnego znaczenia. Nie boisz się nikogo, gdyż bycie nikim zadowala cię w zupełności. Nie dbasz o sukces ani o porażkę. Nic dla ciebie nie znaczą. Honor, hańba – nic nie znaczą! Jeśli zrobisz z siebie głupca, to również nie ma znaczenia. Czy to nie cudowny stan?! Niektórzy osiągają ten cel z wysiłkiem, krok po kroku, po miesiącach utrzymywania stanu samoświadomości. Z całą pewnością mogę wam powiedzieć jedno: nie znam ani jednej osoby spośród tych, które poświęciły czas na bycie uważnymi, które już po kilku tygodniach nie zauważyłyby zmiany. Jakość ich życia zmienia się, nie muszą więc brać już tego na wiarę. Dostrzegają zmianę; są inni. Inaczej reagują. W istocie, mniej reagują a bardziej działają. Widzą rzeczy, których wcześniej nie dostrzegali. Mają więcej energii, żyją bardziej intensywnie. Ludzie myślą, że gdyby nie mieli pragnień, byliby martwi jak kamienie, a tak naprawdę pozbyliby się napięcia. Pozbądź się strachu przed porażką i napięcia jakie wywołuje osiąganie sukcesu, a będziesz sobą. Rozluźniony, nie będziesz już jak samochód jadący z włączonym hamulcem. Tak się właśnie stanie.

          Jest takie piękne powiedzenie chińskiego mędrca Tranxu, którego nauczyłem się nawet na pamięć. Brzmi następująco: „Jeśli łucznik strzela nie dbając o nagrodę, włada całą skalą swych umiejętności; kiedy strzela chcąc zdobyć brąz, jest już podenerwowany; pragnąc zdobyć złoto ślepnie, widzi dwie tarcze i traci zmysły. Jego umiejętności nie zmieniły się, lecz nagroda sprawia, że jest podzielony. Dba o to jak wypadnie! Myśli bardziej o wygranej niż o samym strzelaniu, a pragnienie wygranej pozbawia go siły.” Czyż nie taka właśnie jest większość ludzi? Jeśli nie żyjesz dla niczego szczególnego, władasz wszystkimi swymi umiejętnościami, masz dostęp do całej energii, jesteś rozluźniony, nie przejmujesz się i nie ma znaczenia to, czy wygrasz czy przegrasz.

          Twoje życie polega na byciu CZŁOWIEKIEM. To istota życia, a zrozumienie pochodzi ze świadomości. Będąc świadomym zrozumiesz, że honor, zaszczyty nie znaczą dosłownie nic. To tylko konwencja społeczna, nic ponadto. Dlatego mistycy i prorocy wcale się nimi nie przejmowali. Zaszczyty czy niełaskę traktowali z jednakową obojętnością. Żyli bowiem w innym świecie – w świecie przebudzonych. Podchodzili do życia z przekonaniem: „Ja jestem osłem, ty jesteś osłem, więc w czym problem?”

          Ktoś kiedyś powiedział, że trzy najtrudniejsze rzeczy dla człowieka to wcale nie przeszkody fizyczne czy wyzwania intelektualne. Po pierwsze jest to odpowiadanie miłością na nienawiść, po drugie włączanie tego, co wyłączone i po trzecie przyznanie się do tego, że nie mamy racji. Lecz są to najłatwiejsze rzeczy na świecie, jeśli nie identyfikujesz się z „ja”. Wtedy możesz na przykład powiedzieć: „Mylę się! Gdybyś znał mnie lepiej, wiedziałbyś że często popełniam błędy. Czegóż innego oczekiwałeś od osła?” Jeśli jednak nie utożsamiam się z tymi aspektami „mnie”, nie jesteś w stanie mnie zranić.

          Początkowo dawne uwarunkowania będą walczyć, a ty będziesz odczuwać przygnębienie i strach. Będziesz się smucić, płakać, i tak dalej. „Przed oświeceniem byłem przygnębiony, po osiągnięciu oświecenia nadal jestem przygnębiony.” Ale jest pewna różnica: już się z tym nie utożsamiam. Czy wiesz jak wielka to różnica? Stajesz obok siebie, przyglądasz się depresji i już się z nią nie identyfikujesz. Nie robisz nic, żeby odeszła; chcesz płynąć z życiem w miarę jak ono przez ciebie przepływa i znika. Jeśli jeszcze nie wiesz co to znaczy, naprawdę coś fantastycznego jest wciąż przed tobą. A lęk? Przychodzi, ale już cię nie trapi. Jakie to dziwne! Boisz się, lecz nie jest to dla ciebie utrapieniem. Czy to nie paradoks? Chcesz, by ta chmura przyszła, ponieważ im bardziej będziesz z nią walczył, tym większą dajesz jej moc. Chcesz obserwować jak przepływa i znika. Możesz się bać i być szczęśliwym. Czy to nie szalony pomysł? Możesz odczuwać smutek i być szczęśliwym. Ale nie możesz mieć mylnego pojęcia o szczęściu. Czy sądziłeś, że szczęście to dreszcz podniecenia? To właśnie powoduje późniejsze przygnębienie. Nikt ci tego nie powiedział? W porządku, aż drżysz z podniecenia, ale właśnie przygotowujesz grunt pod następną fazę przygnębienia. Przepełnia cię ekscytacja, lecz tuż pod nią czai się lęk: jak mógłbym sprawić, by to trwało? To nie szczęście, to uzależnienie.

          Zastanawiam się, jak wielu ludzi wolnych od uzależnienia czyta teraz te słowa? Zapewne nieliczni. Nie patrzcie z góry na alkoholików i narkomanów – możliwe, że jesteście tak samo uzależnieni jak oni. Kiedy pierwszy raz ujrzałem na chwilę ten zupełnie nowy świat, wydał mi się przerażający. Pojąłem, co to znaczy być samotnym, nie mieć gdzie przyłożyć głowy, pozwalać by inni byli wolni i być wolnym samemu, dla nikogo nie być nikim szczególnym i kochać wszystkich – jako że miłość właśnie to czyni. Promieniuje jednakowo na dobrych i złych; sprawia że deszcz spada zarówno na świętych i grzeszników. Czy to możliwe, aby róża stwierdziła: „Ofiaruję swój zapach tylko dobrym ludziom, którzy będą mnie wąchać, ale nie dam go złym”? Czy to możliwe, żeby lampa oznajmiła: „Podaruję swoje światło tylko dobrym ludziom zebranym w tym pokoju, a ukryję je przed złymi”? Czy drzewo może powiedzieć: „Udzielę swego cienia tylko dobrym ludziom, którzy pode mną spoczną, lecz nie dam go złym?” Miłość tak nie uczyni.

          Miłość jest z nami od zawsze, spogląda w nasze oczy z kart świętych pism, choć my nie dbamy o to, pogrążeni w czymś co nasza kultura zwie miłością, wyrażaną w piosenkach i poematach. To wcale nie jest miłość, to jej przeciwieństwo! To pożądanie, kontrola i żądza posiadania. To manipulacja i strach. Wmówiono nam, że szczęście to nieskazitelnie gładka skóra czy luksusowy wakacyjny kurort. Nie na tym polega szczęście, lecz my znajdujemy swe pokrętne sposoby na to, by uzależnić nasze szczęście od jakichś rzeczy w nas lub poza nami. Mówimy: „Nie będę szczęśliwy, dopóki nie minie mi nerwica.” Mam dla ciebie dobrą wiadomość: możesz być szczęśliwy już teraz, ZE SWOJĄ NERWICĄ. Chcesz jeszcze lepszych wiadomości? Jest tylko jeden powód, dla którego nie doświadczasz czegoś, co tu w Indiach zwiemy anandą – błogością, szczęśliwością. Jest tylko jeden powód, dla którego nie doświadczasz szczęśliwości w tej właśnie chwili – dzieje się tak, gdyż koncentrujesz się na tym, czego nie masz. Ale już teraz masz wszystko, czego potrzeba, aby trwać w błogości. Jezus przemawiał do rozsądku laikom, głodującym, nędzarzom. Przekazywał im dobrą nowinę: szczęście jest tu, sięgnij po nie. Ale kto tego słucha? Ludzi to nie obchodzi, wolą być pogrążeni we śnie.

Anthony de Mello, SJ

Z Sai-Netu tłum. Joanna Gołyś

powrót do spisu treści numeru 24 - listopad-grudzień 2004

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.