Historia pewnej dżapamali                numer 22 - lipiec-sierpień 2004

          Pokłon Lotosowym Stopom,

          Sai Ram, Droga Rodzino SatGuru:

          Jakiś czas temu nasze Centrum Sai postanowiło zorganizować ceremonię Laksza Arczana. Podczas tego przynoszącego pomyślność rytuału  sto tysięcy razy powtarza się melodyjnie mantrę „Om Bhagawan Śri Sathya Sai Babaja Namaha”. Aby wykonać to w jakieś trzy godziny potrzebowaliśmy trzydziestu pięciu wielbicieli, którzy zaśpiewaliby mantrę wspólnie trzy razy po tysiąc razy (35x1000x3 = około 100.000). Podczas ceremonii, za każdym razem, gdy pada słowo „Namaha”, uczestnicy mogą składać ofiary z mleka, wody, haldi, kumkum, itp. Kiedyś z wielkim zainteresowaniem przeczytałam opis tego rytuału, ale nigdy nie sądziłam, że zostanę pobłogosławiona możliwością przeżycia go.

          Kiedy poproszono mnie o wykonanie dżapamali składającej się z tysiąca paciorków wiedziałam, że obowiązek ten zawdzięczam Łasce Swamiego. Było dla mnie jasne, że muszę się do tego przyłożyć poważnie i pieczołowicie. Przez kilka tygodni kombinowałam  jakich paciorków użyć do wykonania dżapamali. Myślałam o drzewie sandałowym albo tulsi. Tych drugich nie udało mi się znaleźć w Internecie, ale wyszukałam korale z drzewa sandałowego i zamówiłam je. Kiedy przyszły pocztą z Oregonu, okazało się, że są zbyt małe i nie nadadzą się. Wtedy obeszłam okoliczne sklepy, kupiłam zwykłe, drewniane paciorki i zabrałam się do nawlekania. Gdy na sznurku znalazło się jakieś sto korali zorientowałam się, że jak tak dalej pójdzie, gotowy różaniec będzie okropnie długi. Poza tym korale były brzydkie, a ja nie chciałam składać czci mojemu ukochanemu Swamiemu brzydką dżapamalą.

          Pomodliłam się do Swamiego o prowadzenie, prosząc o wskazówkę. Jakiś czas potem podzieliłam się swoimi rozterkami z jedną z sióstr w Sai, a ona kazała mi się nie martwić i zasugerowała, że korale niekoniecznie muszą być z drewna. Może perły byłyby dobre? W głębi duszy uśmiechnęłam się z przekąsem myśląc, że perły to także nic pięknego, ponieważ kojarzyłam je z małymi okrągłymi kulkami, które mama zakładała na wyjściowe okazje. Mój małpi umysł uważał, że nadają się na imprezy towarzyskie, a nie do świętych rytuałów.

          Minęło kilka kolejnych dni przeżytych w niezdecydowaniu i na modlitwie (miałam coraz mniej czasu!) i ponownie zadzwoniłam do sklepu w Oregonie, pytając jakie jeszcze koraliki o średnicy 6 mm mogliby mi zaoferować. Kobieta wymieniła kilka rodzajów materiału, po czym dodała, że mają w promocji perły, które są właśnie o 50% tańsze. Powiedziała, że szczególnie ładne są brązowe perełki słodkowodne. „Brązowe? Hm...” pomyślałam. Mój mały umysł wciąż sądził, że perły nadają się na tańce, a nie do religijnych rytuałów. Odłożyłam słuchawkę, nie zamawiając niczego.

          Byłam bliska paniki. Zbliżał się dzień ceremonii. „Swami, błagam, daj mi jakąś wskazówkę!” Porozmawiałam o swoim kłopocie z inną siostrą w Sai i ona również uważała, że perły nie będą „właściwe”. Następnego dnia jednak czytała jakieś opowieści o Sai Babie i natknęła się na informację, że kiedyś zmaterializował On perłową dżapamalę dla jednego z wielbicieli. Przesłała mi mailem tę historyjkę, co naprawdę zwróciło moją uwagę. Wreszcie zaczęłam słuchać. Dlaczego wszyscy ci ludzie wymieniali przy mnie słowo „perły”? Przecież normalnie się o nich nie mówi! Kto kiedykolwiek widział dżapamalę zrobioną z pereł? Takie myśli kołatały mi się po głowie, aż tu Sam Swami ukazywał mi za sprawą historyjki, że taki różaniec jest w porządku.

          Następnego dnia zadzwoniłam do Oregonu i zamówiłam tysiąc osiem brązowych pereł słodkowodnych, kłębek cienkiego sznurka i igłę, nie mając pojęcia ile za to wszystko zapłacę. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby pytać o cenę, bo byłam zdenerwowana tym czy podejmuję właściwą decyzję. Kiedy sprzedawczyni powiedziała mi, że muszę zapłacić 108 dolarów, z moich oczu popłynęły łzy radości. Dokładnie 108 dolarów, nie 108 dolarów i 59 centów albo sto siedem dolarów i 99 centów, dokładnie tyle! Wiedziałam, że Swami mówi mi, że wybrałam „odpowiednie” koraliki. Ze śmiechem podziękowałam sprzedawczyni i mojemu Swamiemu.

          Wybaczcie, że mówię o pieniądzach, ale w ten sposób chciałam pokazać, jak Swami raz jeszcze przypomniał mi o tym, że jest zawsze z nami. Laksza Arczana już się odbyła. Było wspaniale. Tyle miłości! Brak mi słów, aby opisać uczucie błogości, jakiego doznałam. Poczułam, że szczęśliwość mieszka w naszych sercach, lecz często przesłaniają ją troski. Oczyśćmy się z wszystkich tych śmieci dzięki naszej sadhanie, aby będąca naszą prawdziwą naturą Ananda mogła tańczyć w naszych ciałach! Hari Nam Gate Czelo! Dżai Sai Ram!

Zawsze u Lotosowych Stóp - Amy

Z SatGuru tłum. Joanna Gołyś


powrót do spisu treści numeru 22 - lipiec-sierpień 2004

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.