numer 20 - marzec - kwiecień 2004

Opowieść o tym, jak Swami wynagrodził miłość i oddanie „Muzykujących Chłopców”

    Drodzy Młodzi Czytelnicy, w tej edycji Tender Hearts (Czułych Serc) zamieszczamy historię podróży grupy młodych, zapaleńców z New Jersey, do Siedziby Najwyższego Pokoju - Prashanti Nilayam. Przeczytacie w niej o tym jak ich czyste i niezmącone niczym oddanie poruszyło serce Bhagawana. Z przeżyć naszych drogich braci z New Jersey, my też możemy wysnuć dla siebie niejedną lekcję.

Z NEW JERSEY, pokornie składamy u Boskich, Lotosowych Stóp Ukochanego Bhagawana, nasze Oddanie i Miłość.

Grupa naszych braci wzrastających w Organizacji Sai zawsze nawiązywała serdeczną więź z każdym, kto dzielił z nami miłość do Swamiego i pasję muzykowania. Swami zawsze mówi, że Kirtanam (śpiewanie), jest jednym z dziewięciu przejawów Bhakti (pobożności). Czuliśmy, że muzyka jest tą ścieżką prowadzącą nas do Niego. Pierwsze sygnały naszego niezwykłego doświadczenia wydarzyły się wcześniej, gdzieś około stycznia 2002 roku. W tym to okresie, jeden z członków naszej muzycznej grupy z New Jersey, wpadł na pomysł zaaranżowania programu dla Ukochanego Swamiego. Jakkolwiek od zawsze, naszym marzeniem było wystąpienie przed Nim, nigdy nie poświęciliśmy temu pomysłowi wystarczająco dużo uwagi. Kiedy już sprawę przedyskutowaliśmy i wszyscy zgodzili się na pomysł, wkrótce wybraliśmy solistów i muzyków, których udział dawał rękojmię dynamicznego występu. I, jak to ze Swamim bywa, do końca nie byliśmy pewni co z tego wszystkiego wyniknie. Nasza grupa składała się z dwóch solistów, jednej osoby grającej na harmonium, dwóch grających na tabli i jednej na dholak. Systematycznie wysyłaliśmy listy polecone do Swamiego podpisane przez nas: „Music Boys” (Muzykujący Chłopcy) modląc się i prosząc o możliwość występu dla Niego. W ten sposób pragnęliśmy połączyć nasze serca z Jego sercem i znaleźć drogę do Jego Lotosowych Stóp. Dla nas muzyków, śpiewanie Jego chwały, jest najwspanialszą formą modlitwy i miłości do Niego, jaką możemy Mu ofiarować. W pierwszym tygodniu lipca, z Jego Łaski, pięcioro z nas przybyło do Parthi; plany szóstego, który był wiodącym śpiewakiem pokrzyżował los i byliśmy zaniepokojeni tym, czy mu się uda przyjechać. Wkrótce potwierdził, że nie może przybyć. Początkowo to nas załamało, jednak podtrzymywaliśmy w sobie silne przekonanie i wiarę, że jakimś sposobem do nas dołączy. Pierwszego ranka, ubrani w chusty złotego koloru udaliśmy się na darśan; siedzieliśmy w drugim i trzecim rzędzie. Bagawan podszedł, spojrzał na nas a w spojrzeniu było potwierdzenie, że sprawa ruszyła z miejsca; wziął od nas listy, słodko rzekł w telugu: Ćustan (tzn. zobaczymy się) i wolniutko się oddalił. Rozpoczęliśmy próby, które bez brakującego śpiewaka były niepełne i bez animuszu. Ogólnie rzecz biorąc byliśmy zagubieni i niepewni – brakujący kolega był nie tylko wiodącym śpiewakiem lecz również liderem grupy. Z każdym mijającym dniem zamartwialiśmy się coraz bardziej. Z drugiej strony, Darśany były absolutnie spektakularne; Bagawan wyglądał bardziej niż kiedykolwiek przedtem jak Bóg nad wszystkimi Bogami chodząc w aureoli ekstazy i jaśniejąc olśniewającym pięknem.

     Przebywając w Puttaparthi i kontaktując się telefonicznie z nieobecnym członkiem naszej grupy, dowiedzieliśmy się o jego wspaniałym przeżyciu; podczas medytacji ujrzał nas siedzących na Darśanie i ubranych w chusty złotego koloru, takiego jaki właśnie wybraliśmy (bez jego wiedzy)!!! Zrozumieliśmy wtedy, że Bhagawan ma wobec nas jakieś zamiary, które tylko czas odsłoni.

Codziennie zasypywaliśmy skrzynkę pocztową Baby naszymi modlitwami. Czy ich wysłuchał czy pomógł nam z czystej dobroci, dość, że przeszedł nas dreszcz emocji na wieść o tym, że nasz lider jest w drodze do Parthi. Za zmianą planów kryła się ta oto cudowna historia. Szef naszego lidera natarczywie domagał się jego pozostania w pracy z powodu sporych zwolnień wśród załogi i dwóch dużych projektów, które wymagały ukończenia. Gdyby wyjechał, naraziłby się na utratę pracy. Gdyby zaś jego rola w ukończeniu obu projektów się skończyła, mógłby wyjechać do Parthi. Dwunastego dnia miesiąca udał się do szefa z pytaniem jakie będą jego dodatkowe obowiązki podczas pobytu Szefa na urlopie. Szef odpowiedział, że nie ma potrzeby żadnych zmian i nie rozumie o czym nasz lider mówi skoro on nie wybiera się na żaden urlop. Na to nasz lider przypomniał szefowi, że sam zabronił mu wyjeżdżać na co ten wypierał się, że niczego takiego sobie nie przypomina. Na domiar wszystkiego, szef domagał się od naszego lidera zmiany planów, przypominając mu, że ma wrócić przed 25 lipca, na niezmiernie ważne zebranie. Dostrzegłszy w całym zdarzeniu działanie Swamiego nasz lider natychmiast wyjechał. My zaś kontynuowaliśmy nasze próby; dnia 16-tego o 3-ciej rano cała nasza grupa była wreszcie w komplecie; przyozdobieni naszymi złotymi chustami i przesiąknięci miłością, gotowi byliśmy przyciągnąć naszego Pana jak najlepiej i najszybciej; mogliśmy być w komplecie tylko przez następne 4-ry dni. Nie potrzeba było z naszej strony zbyt dużo zabiegów; wszystkiego dokonał On Sam. Siedzieliśmy (na darśanie) trójkami w drugim i trzecim rzędzie. Z duszą na ramieniu czekaliśmy na przybycie Bhagawana, modląc się, płacząc i błagając Go o Jego Łaskę. Spokojny i Wspaniały - nareszcie przybył. Zauważył nas z oddali i kiedy zbliżał się ku nam coraz bardziej, modlitwy w naszych umysłach potężniały a nasze serca rosły. Przyjął od naszej grupy list. Spojrzał na nas i zapytał drugiego, z naszych śpiewaków, skąd przybyliśmy. On odpowiedział: „USA, Swami”. Swami postąpił kilka kroków w prawo, odwrócił się ponownie ku nam i zapytał:

-   Music Boys?” – serca nasze podskoczyły a my sami promienieliśmy z radości. Wtedy zapytał:

-   „Kiedy dajecie występ?”

-   „Kiedykolwiek Sobie zażyczysz, Swami.”

-   „O której godzinie?”

-   „Twoja wola, Swami”. Odwrócił się na chwilę, ponownie zwrócił się do nas i spytał naszego lidera:

-   „Kiedy wyjeżdżacie?”

-   „19-tego, Swami”.

-   „Wszyscy?”

-   „Nie, Swami. Moi koledzy wyjeżdżają później; czy powinienem zmienić moje plany?”

-   „Bardzo (jestem) Szczęśliwy. Dobry (z ciebie) chłopiec” odpowiedział Swami i klepiąc Go po policzku dodał: „Nie, nie; President se pucho. Srinivasan (Prezes Organizacji Sai Baby na całe Indie). Porozmawiam o tym z Prezesem”.

-   „Kochamy Cię Swami!!!”

-   „Tak, tak; bardzo szczęśliwy” dodał udając się w kierunku werandy.

Cześć z nas zaczęła szlochać a pozostali z trwali z rozjarzonymi oczami oniemiali z wrażenia. W przeciągu kilku sekund, Swami wezwał z werandy P. Sriniwasana; powiedział Mu, że nasza grupa przybyła z USA, nazywamy się „Music Boys” oraz polecił porozmawiać z nami. Słowa te wręcz dzwoniły w naszych uszach, umysłach i sercach. P. Srinivasan podszedł, odwołał nas na bok i zapytał kiedy chcielibyśmy wystąpić, sugerując 17-go po południu, w Purnachandra Audytorium, oczywiście, za zgodą Swamiego. Sugerował abyśmy uzyskali aprobatę oficjalnego reprezentanta USA, Dr Billa Harvey’a. Nalegał też, byśmy dali występ przed panem Leonardo odpowiedzialnym podczas Konferencji Sewy za Programy Kulturalne. Nieco zmieszany p. Leonardo chciał, przez pomyłkę, wcielić nas w ogólny Program przydzielając nam działkę czasu. W końcu wystąpiliśmy przed Nim i Dr Harvey’em i uzyskaliśmy serdeczną aprobatę obojga. P. Leonardo niezwłocznie poinformował o tym p. Srinivasana a także wręczył mu książkę, którą przygotowaliśmy dla Swamiego (była w niej zawarta prośba do Niego); Z książką tą, oraz zgodą P. Leonardo, udał się P. Srinivasan na lunch. Kiedy spotkaliśmy się tego wieczoru z p. Leonardo i z p. Srinivasanem poinformowali nas oni, że Bhagawan przejrzał książkę i powiedział, że Osobiście oznajmi nam swoją decyzję i udzieli dalszych instrukcji. Trudno znaleźć słowa, które by wyrażały naszą dezorientację; obawialiśmy się najgorszego. Wznawiając modlitwy wzbiliśmy się na wyżyny naszych możliwości. Następnego ranka, kiedy siedzieliśmy (na darśanie) prawie w tym samym miejscu lecz trochę bliżej z przodu, Swami podszedł i zapytał:

-   „Czy rozmawialiście z Srinivasanem?”

-   „Tak Swami.”

-   „Kiedy występujecie?”

-   „Kiedy tego sobie zażyczysz”

-   „Nie, nie. To nie ode mnie zależy!”

-   „Nie Swami, tylko od połączenia naszych serc, od niczego innego. Prosimy Cię, odpowiedz nam Swami. Tylko Ty.”

-   „Tak, tak; bardzo szczęśliwy. Okay. Jutro wieczorem; tam; (Swami wskazał w kierunku podium na froncie).”

-   „Dziękujemy Ci Sami. Kochamy Cię.”

-   „Tak, bardzo szczęśliwy.”

Serca nasze wypełniło podniecenie. I znowu były łzy, uśmiechy i niepohamowana radość lecz jakoś utrzymaliśmy dyscyplinę siedząc cicho, z zamkniętymi oczami podczas, gdy Swami wchodził do budynku. Kiedy zaczęło się, towarzyszące zwykle zakończeniu darśanu, zamieszanie i rozgardiasz, zszedł z werandy i zbliżył sie do nas p. Srinivasan. Zapytał ilu nas jest. Sześcioro. Polecił całej naszej szóstce iść za Nim, usadowił nas na froncie werandy, na wprost Pokoju przeznaczonego na interview po czym najpierw sam tam wszedł na dwie, trzy sekundy by potem nas zaprosić do środka. Niesłychanie zaskoczyło nas zetknięcie się z bezpośrednią bliskością Naszego Pana, którego intensywnie pomarańczowa szata przykuła naszą uwagę. Stał tam w całej Swej Wspaniałości, esencja Czystości, Piękna i Cudowności, w geście zatopienia się w Sobie kciukiem, wskazującym i środkowym palcami wspierając czoło u nasady nosa – całkowicie nieobecny w naszej rzeczywistości; odsłaniający swą Boskość, ukazujący naszych oczom Swą potęgę i władzę nad Wszystkimi Światami. Obraz, ten pozostanie w nas na zawsze.

Pośród wielu rzeczy, o które poprosił nas Swami było zapoznanie Go z pieśniami aby Mógł wybrać te, które chciał abyśmy zaśpiewali i w tym celu zapoznał się z każdą z nich z osobna. Przypomniał nam też, że ma to być publiczny występ więc grupa powinna mieć swą nazwę. Oczywiście poprosiliśmy Go aby On to zrobił więc nazwał nas „Music Boys of New Jersey.....New York”. Doradził nam abyśmy solidnie trenowali przed jutrzejszym występem. Cudownie i słodko rozproszył nasze napięcie wzywając każdego z nas osobno, dopytując o jego rolę, dyskutując o piosenkach itp. Martwił się też o nasze zdrowie materializując dla nas wibhuti, które miało mieć lecznicze właściwości. Mówiliśmy Mu też nieskończenie wiele razy, jak Go Kochamy a On, z tysięczną wielokrotnością, tę Miłość odwzajemniał. Po interview niektórzy z nas płakali a innym uśmiech nie schodził z twarzy. Wiele nam jeszcze pozostało do zrobienia więc dawaliśmy z siebie wszystko ćwicząc przez resztę dnia i następnego ranka. Wreszcie przyszedł ten popołudniowy darśan 18-tego Lipca a my z radości cali drżeliśmy. Przybyliśmy znacznie wcześniej aby rozłożyć nasze instrumenty w Mandirze i aby nastroić do rymu i rytmu Swamiego te nasze instrumenty, głosy umysły i serca. Swami przybył na darśan, poprosił kilka osób na interview i ponownie wyszedł; polecił nam wejść na podium i rozpocząć występ. Przygotowaliśmy dla Swamiego bukiet kwiatów, które bardzo łaskawie przyjął. Zanim zaczęliśmy, Swami zapytał skąd jesteśmy a następnie zaanonsował braci studenckiej i reszcie zebranych, że jesteśmy grupą o nazwie „Music Boys from NJNY”; co za niezwykły zaszczyt być zapowiadanym przed występem przez samego Pana Wszechświata jako Mistrza Ceremonii!!! Byliśmy Tym wtedy, i pozostaniemy na wieczność wdzięczni i uhonorowani, zwłaszcza, że nie znamy powodu, dla którego tak się stało. Jego miłość i dobroć przysłoniła wszystko co kiedykolwiek nas spotkało. Nasz występ był bardzo udany, a kiedy skończyliśmy, Swami łaskawie obdarował nas białymi ubraniami a także zgodził się pozować z nami do zdjęcia. Potem poprosił jednego z nas aby przemówił do zgromadzonych, a on opowiedział o bezgranicznej miłości i miłosierdziu Swamiego; jak to Swami przywiódł nas tutaj i umożliwił ten występ a wszystko to z czystej miłości do nas. Wspomniał też, że przybywając do Parthi nikogo tu nie znaliśmy ani nie mieliśmy żadnych kontaktów z wyjątkiem… kontaktu naszych serc z Jego sercem.

W rzeczy samej to połączenie Naszych Serc spowodowało przybycie nasze do Swamiego i umożliwiło nasz występ. To Swami poddał naszym umysłom pomysł występów; to Swami był tym, który zachęcał nas do pisania listów do Niego; to Swami zainspirował naszą miłość do Niego. Niezaprzeczalnie, to Swami był tym, który zaaranżował cały ten program, od pierwszych naszych prób aż po najdrobniejsze szczegóły pieśni. Nic więcej nie możemy uczynić, jak złożyć nasze oddanie u Jego Lotosowych Stóp, dziękując Mu za Jego Miłość.

Z najgłębszej głębi serca dziękujemy Swamiemu za tę Jego czystą miłość, którą nas obdarzył. Przeżycie to na zawsze pozostanie jako bezcenna i niewymazywalna karta w naszej pamięci.

Volume – 2 Issue – 3Radiosai Journal – PSN 2004

tłum. -  T.G. i J.R.


powrót do spisu treści numeru 20 - marzec - kwiecień 2004

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.